Dziś jest:
Sobota, 23 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

FN 24
WIADOMOŚCI OD NASZYCH CZYTELNIKÓW
Wyślij do nas wiadomość - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie




CHILE: WPROWADZIMY SPECJALNE PASZPORTY IMMUNOLOGICZNE DLA TYCH, KTÓRZY MAJĄ COVID-19 ZA SOBĄ
Sob, 2 gru 2023 22:59 | komentarze: brak czytany: 1841x

Władze Chile chcą, by osoby wyleczone z wirusa SARS-CoV-2 otrzymały "immunologiczne" paszporty. Posiadanie takich dokumentów zwalniałoby ich posiadaczy z kwarantanny i konieczności przestrzegania restrykcji sanitarnych. Światowa Organizacja Zdrowia przypomniała jednak, że jak na razie nie potwierdzono, by wytworzenie przeciwciał dawało stuprocentową odporność na ponowne zakażenie koronawirusem.Rząd.......

czytaj dalej

Władze Chile chcą, by osoby wyleczone z wirusa SARS-CoV-2 otrzymały "immunologiczne" paszporty. Posiadanie takich dokumentów zwalniałoby ich posiadaczy z kwarantanny i konieczności przestrzegania restrykcji sanitarnych. Światowa Organizacja Zdrowia przypomniała jednak, że jak na razie nie potwierdzono, by wytworzenie przeciwciał dawało stuprocentową odporność na ponowne zakażenie koronawirusem.




Rząd Chile chce jako pierwsze państwo na świecie wprowadzić tzw. paszporty immunologiczne. Otrzymałyby je osoby, które zostały wyleczone z COVID-19, a testy nie wykazały już obecności koronawirusa w ich organizmach. Dokument - wydawany w formie papierowej lub elektronicznej - pozwalałby na niestosowanie się do restrykcji sanitarnych. Jego posiadacze mogliby również wrócić do pracy i podróżować. Jak podaje "Washington Post", w Chile z koronawirusa udało się wyleczyć 4,6 tys. osób.

WHO: Nie ma dowodów, że osoby wyleczone z COVID-19 są odporne na ponowne zachorowanie

Pomysł władz został skrytykowany przez chilijskich naukowców, a w piątek komunikat w sprawie paszportów immunologicznych wystosowała Światowa Organizacja Zdrowia. "Jak dotąd nie znaleziono jednoznacznego dowodu na to, że osoby, które wyleczono z COVID-19 i które wytworzyły przeciwciała, były całkowicie odporne na ponowne zachorowanie. Osoby, które są przekonane o tym, że nabyły całkowitą odporność na ponowne zakażenie, mogą ignorować zalecenia służb sanitarnych. Wprowadzenie paszportów immunologicznych może przyczynić się więc do rozprzestrzeniania wirusa" - czytamy w komunikacie WHO.




"Większość badań wykazuje, że w organizmach ozdrowieńców zostały wytworzone przeciwciała. Jednak w niektórych przypadkach ich poziom jest bardzo niski, co może wskazywać, że kluczowa w procesie zdrowienia jest też odporność komórkowa [...]" - twierdzą eksperci Światowej Organizacji Zdrowia.

W Chile od wybuchu pandemii odnotowano ponad 12 tys. zakażeń koronawirusem. Zmarły 174 osoby.

 


Nieoczekiwany skutek pandemii. Biolog nagrał meduzę pływającą w przejrzystych wodach kanałów w Wenecji

Pandemia choroby COVID-19 już nie raz zaskoczyła nieoczekiwanymi efektami. Społeczna izolacja, mniejszy ruch turystyczny i zastopowanie działalności zakładów przemysłowych pozytywnie wpłynęły na środowisko. Jest na to kolejny dowód - włoski naukowiec nagrał w wodach weneckich kanałów meduzę.




Andrea Mangoni jest biologiem, który pracuje w Wenecji. Niedawno internet i media na całym świecie obiegło jego nagranie, na którym widać pływającą w tamtejszych kanałach meduzę. W rozmowie z Reutersem naukowiec przyznał, że niedawny odpływ oraz zmniejszony ruch spowodowany restrykcjami związanymi z koronawirusem sprawił, że znacznie poprawiła się przejrzystość wody. Dzięki temu można obserwować morskie stworzenia bezpośrednio w centrum miasta.


I jeszcze jeden link, który dostaliśmy na naszą pocztę - najsłynniejsze miejsca na świecie zawsze pełne turystów, a tym razem puste i bez ludzi...



zwiń tekst

ZAKŁAMANE PSY NWO, WHO I BANKU ŚWIATOWEGO GŁOSZĄ KŁAMSTWO O UROJONEJ PANDEMII KORONAWIRUSA... powtarzasz klamstwo tych psów opłacanych przez NWO? Idziesz za kraty!
Sob, 2 gru 2023 23:00 | komentarze: brak czytany: 4419x

Oficjalnie obiecał narodowi, że nie ulegnie presji "psów NWO i Iluminatów", którzy wymyślili koronawirusa, aby zniewolić wolny Turkmenistan. Ku jego bezgranicznemu zaskoczeniu w turkmeńskich szpitalach pojawili się chorzy na "dziwne zapalnie płuc z 40-stopniową gorączką", ale prezydent szybko zakazał używać słowa "koronawirus", a "symulantów opłacanych za pieniądze NWO" wsadza do więzienia. I szybko.......

czytaj dalej

Oficjalnie obiecał narodowi, że nie ulegnie presji "psów NWO i Iluminatów", którzy wymyślili koronawirusa, aby zniewolić wolny Turkmenistan. Ku jego bezgranicznemu zaskoczeniu w turkmeńskich szpitalach pojawili się chorzy na "dziwne zapalnie płuc z 40-stopniową gorączką", ale prezydent szybko zakazał używać słowa "koronawirus", a "symulantów opłacanych za pieniądze NWO" wsadza do więzienia. I szybko osiągnął efekt - w Turkmenistanie jest zero (!) zarażonych na Covid-19.




Prezydent Turkmenistanu Gurbanguly Berdimuhamedow od samego początku mówił, że tzw. pandemia koronowirusa to wymysł agentów NWO i Iluminatów, czyli głównie żydowskich milionerów trzymających świat w szachu. Podawał nawet nazwiska, bo jak powiedział "oszukańczych bydlaków na pasku NWO trzeba nazywać po imieniu". Wśród wielkich twróców oszustwa o "pandemii koronawirusa" jest też żydowski sługus NWO dyrektor generalny WHO Tedros Adhanom Ghebreyesus. Jak barwnie się wyraził największy umysł Turkmenistanu "zakłamana menda, która za pieniądze NWO i Iluiminatów powtarza kłamstwo o pandemii koronawirusa, której nigdy nie było, nie ma i nie będzie".



Jego zdaniem wszyscy chorzy na całym świecie to "symulanci", którzy za dolary z NWO kłamią w żywe oczy. Królem kłamców jest dyrektor generalny WHO, który dodatkowo według najwybitniejszego umysłu Turkemenistanu "za dolary zdradził czarnych walczących z Iluminatami".




W Turkemenistanie z "kłamcami o pandemi koronawirusa" nie patyczkują się. Do więzienia trafiła cała grupa turkmeńskich wirusologów, którzy zajmowali się badaniem "wirusa, ktsórego nie ma". Ale to był tylko wstęp do prawdziwej walki z NWO.

Na rozkaz prezydenta aresztowano ludzi, którzy publicznie użyli słowa „koronawirus”. Jest też kara za noszenie maseczek, co prezydent nazywa "zaprzedanie się NWO i żydowskim bankierom z WHO". Tak z pandemią walczy Turkmenistan i jego prezydent Gurbanguly Berdimuhamedow.




Turkmenistan, drugi najbardziej wyizolowany kraj świata po Korei Północnej, zakazał słowa „koronawirus”. Traktuje to zagrożenie tak, jakby go wcale nie było. Prezydent tłumaczy to w prosty sposób: żydowscy agenci z NWO opłacili symulantów we wszystkich krajach świata, którzy udają, że są "chorzy na koronawirusa".



Ostatnie informacje wskazują na to, że koronawirus nie tylko dostał się do Turkemenistaniu, ale całkowicie sparaliżował tamtejszy system ochrony zdrowia, co wprowadziło "ojca narodu walczącego z NWO" w dużą konsternację . Wiemy to ze strzępków informacji, jakie przedostają się przez granice Turkmenistanu. Podobno szpitale są wypełnione ludźmi z "dziwnym zapaleniem płuc", które jest związane z duszeniem się i wysoką gorączką. Prezydent konsekwentnie nazywa ich "agentami Iluminatów, którzy próbują zdestabilizować wolny od żydostwa Turkmenistan".




Niemal cały świat zmaga się z pandemią koronawirusa, ale Turkmenistan szczyci się tym, że nie ma w nim stwierdzonego ani jednego przypadku zachorowania na COVID-19. To była republika ZSRR uznawana za najbardziej szaloną dyktaturę świata, przy której Korea Północna wydaje się "oazą normalności". Państwo te jako jedne z pierwszych na świecie wznowiło w niedzielę rozgrywki piłkarskie.

- Tak wiele osób zostało narażonych na atak w kraju, w którym nie ma żadnego przepływu informacji, jest to niezwykle niepokojąca wiadomość - mówi Rachel Denber z Human Rights Watch, pozarządowej organizacji zajmującej się ochroną praw człowieka.



Turkmenistan zakazał słowa „koronawirus”

O sprawie pisze portal Reporters Without Borders (Reporterzy Bez Granic), powołując się na zablokowany w Turkmenistanie serwis informacyjny „Turkmenistan Chronicle”. W tym azjatyckim kraju kontrolowane przez władzę media mają zakaz używania słowa „koronawirus”. Zostało ono także usunięte ze wszystkich broszur medycznych, które są rozdawane w szkołach, szpitalach i miejscach pracy. Za chodzenie w maseczce ochronnej lub nawet wypowiedzenie tego słowa na ulicy, Turkmeni mogą być aresztowani przez policję – informuje Radio Azatlyk, będące częścią Radia Wolna Europa.

Chce obronić kraj przed fałszem NWO, Iluminatów i żydowskich agentów Nowego Światowego Porządku z Banku Światowego

Prezydent kraju jest z wykształcenia dentystą. U poprzedniej głowy państwa, Saparmyrata Nyýazowa, pełnił funkcję ministra zdrowia. Berdimuhamedow postanowił przyjąć przydomek „Arkadag”, co można przetłumaczyć jako "Najwyższy Opiekun" i ogłosił okres swojego panowania jako "erę siły i szczęścia". Jest on niezwykle barwną postacią, która posiada nie tylko pełnię władzy, ale również ma obsesję na punkcie zdrowia i często uczestniczy w różnego rodzaju uroczystościach. Ponad dwa tygodnie temu zorganizował masowy rajd rowerowy z okazji Światowego Dnia Zdrowia (7 kwietnia) i sam również skorzystał z tej formy rekreacji.

Berdimuhamedow podczas swojej prezydentury napisał już około 50 książek, które w krótkim czasie trafiły na listę bestsellerów w Turkmenistanie. Ściśle współpracuje z Ministerstwem Zdrowia, które od razu realizuje jego wytyczne. W mediach często jest pokazywany w różnego rodzaju kampaniach mających na celu propagowanie aktywnego stylu życia np. podnoszenie ciężarów na siłowni czy też jazdę na rowerze. Swoim pracownikom państwowym także zaleca wykonywanie codziennych porannych ćwiczeń. 17 kwietnia w turkmeńskiej prasie został opublikowany wiersz przez Gozela Szaguljeva, który jest ulubionym poetą prezydenta. Artysta wychwalał głowę państwa i napisał wymowny komentarz: "Obrońco, czuwasz nad naszym zdrowiem".

Oficjalny zakaz wymawiania słowa "koronawirus" i celowa dezinformacja

Berdimuhamedow postanowił rozwiązać kwestię koronawirusa w sposób, który powinien budzić najwyższy szacunek teorii spiskowych, że "koronawirusa nie ma... po prostu nie ma!". Berdimuhamedow na początku mówił, że koronawirusa nie ma. Kiedy jednak w szpitalach pojawili się chorzy "z dziwnym zapaleniem płuc" zmienił zdanie. Powiedział wtedy, że może i jest "jakaś grypka o prawie zerowej śmiertelnosci", ale on ma na nią sposób,

Jedną ze swoich szalonych opiera na tym, że jego rodaków przed pandemią może ochronić okadzanie się przez nich leczniczym dymem z dzikich ziół (poganek rutowaty), które mogą zabić niewidzialnego wirusa gołym okiem.

- Nasi mądrzy przodkowie trzymali się tradycji: okadzania dymem poganka podczas ważnych wydarzeń np. przeprowadzki do nowego domu, wesela czy też w określonych porach roku, kiedy pojawiały się choroby zakaźne – mówi prezydent Turkmenistanu. 13 marca oficjalnie ogłosił, że każdy ma korzystać z tej formy leczenia.

Berdimuhamedow oficjalnie zakazał wymawiania słowa „koronawirus”, aby powstrzymać rozprzestrzenianie się informacji o pandemii wśród obywateli.




Jeśli ktoś nie respektuje zasad, to czekają go represje.

- Myślę, że tak wiele osób zostało narażonych na atak w kraju, w którym nie ma żadnego przepływu informacji, jest to niezwykle niepokojąca wiadomość. Podczas gdy władze turkmeńskie zachęcają do stosowania środków ochronnych, takich jak mycie rąk, nie wyjaśniają, dlaczego się za tym opowiadają – wskazuje Rachel Denber, zastępca dyrektora oddziału Europy i Azji Środkowej z Human Rights Watch, pozarządowej organizacji zajmującej się ochroną praw człowieka, główny problem Turkmenistanu.

Słaby system opieki zdrowotnej nie podoła pandemii

Koronawirus jest tematem tabu w tym azjatyckim kraju. Wiele obrońców praw człowieka i dziennikarzy podkreśla, że to państwo nie jest w ogóle przygotowane do walki z pandemią.

- Rząd Turkmenistanu znany jest z tego, że nie przekazuje żadnych danych ani nie dostarcza na ich temat kluczowych zagadnień, które są fantasmagoryczne – kontynuuje Rachel Denber.

Diana Serebryannik, która uciekła z Turkmenistanu w 2015 r., obecnie jest liderem organizacji praw człowieka i wolności obywateli Turkmenistanu, uważa, że jej kraj ma wyjątkowo ograniczony dostęp do sprzętu ochronnego. System opieki zdrowotnej Turkmenistanu nie będzie w stanie sprostać wybuchowi pandemii ze względu na brak niezbędnych środków takich jak respiratory. „Jej grupa kontaktuje się z lekarzami w Turkmenistanie, którzy zdradzili, że około czterech tygodni temu zabroniono im używania telefonów komórkowych w szpitalach, co ma na celu uniemożliwienie im robienia zdjęć lub nagrywania filmów” – możemy przeczytać na portalu foreignpolicy.com.

- Będzie to postrzegane jako potwierdzenie tego, że choroba występuje w tym kraju. Wiele osób umrze. Po prostu zostaną zakopane i nikt nie będzie wiedział, czy zginęli z powodu koronawirusa, czy też innej choroby – kontynuuje Serebryannik.

Wiele działań w Turkmenistanie podlega cenzurze i jest przeprowadzanych w ścisłym porozumieniu z głowę państwa, co dobitnie świadczy o tym, że ma on wiele do ukrycia. Rząd naraża swoich obywateli na wielkie niebezpieczeństwo. Jeszcze w lutym można było zobaczyć na ulicach mnóstwo plakatów informujących o koronawirusie. Obecnie media państwowe nie mówią nic o jego skutkach w Turkmenistanie, a słowo to zostało nawet usunięte z broszur informacyjnych na temat zdrowia dystrybuowanych w szkołach, szpitalach i miejscach pracy. Co ciekawe, jedyne ulotki, które są obecnie kolportowane, przedstawiają, w jaki sposób należy chronić się przed różnymi chorobami układu oddechowego. Jednak nie ma w nich ani jednego słowa o koronawirusie.

Ludzie żyją w strachu i walczą o przetrwanie

Działania, które są podejmowane przez turkmeńskich urzędników bez żadnego wyjaśnienia, wzbudziły zaniepokojenie opinii publicznej.
- Ludzie wiedzą o tym wirusie, więc obawiają się izolacji i próbują leczyć się sami, natomiast chorzy boją się wizyt u lekarzy - mówi korespondent Radia Wolna Europa/Radia Wolność (RFE/RL).




To jednak nie wszystko, ponieważ Turkmenistan zamknął większość swoich lądowych przejść granicznych już ponad półtora miesiąca temu. Obecnie wiele z nich zostało już otwartych, oprócz jednego - z Iranem. Ponadto, nakazano ludziom, aby nie wyjeżdżali z kraju. Społeczeństwo żyje w ciągłym strachu. Wiele ludzi codziennie już od samego rana ustawia się w kolejkach, aby móc zrobić zakupy żywności w obliczu niedoborów i rosnących cen. - Najbardziej palącym problemem dla obywateli jest w tej chwili problem z jedzeniem. Wielu nie stać na to, ale nie ma przecież wystarczającej ilości żywności subsydiowanej – wskazuje Farruh Yusupov, szef turkmeńskiego serwisu informacyjnego Radia Wolna Europa/Radia Wolność (RFE/RL).

Turkmeńska służba RFE/RL, znana lokalnie jako "Azatlyk", poinformowała, że policja w Aszchabadzie jest teraz zobowiązana do mierzenia temperatury wszystkim ludziom przy wjazdach do miasta, na dworcach autobusowych, w szkołach i innych obiektach publicznych. Dodatkowo przemieszczanie się między miastami zostało ograniczone, a ci, którzy przyjeżdżają do Aszchabadu, muszą mieć zaświadczenie lekarskie. Co więcej, rząd wcale nie angażuje się w pomoc. Doszło do tego, że policja była zmuszona do zakupu termometrów za własne pieniądze.

Władze postanowiły anulować loty do Chin i innych krajów już na początku lutego. Co więcej, trasy wszystkich połączeń międzynarodowych zostały zmienione i odbywały się nie do stolicy kraju, tylko do Turkmenabatu, położonego w północno-wschodniej części Turkmenistanu. To właśnie w tym mieście utworzono strefę kwarantanny, o czym napisał portal BBC.

Dasz łapówkę, wychodzisz z kwarantanny

Istnieje również wiele innych przesłanek, mówiących o tym, że władze Turkmenistanu zamiatają wszystko pod dywan. Jedną z nich jest fakt, że ludzie przekazują oficerowi policji albo pracownikowi służby zdrowia łapówki w wysokości 100-150 dolarów, dzięki czemu unikają przebywania na dwutygodniowej kwarantannie, o czym donosi Chronicles of Turkmenistan.

Cały proces, jak wygląda kwarantanna i jak można jej uniknąć, jest szczegółowo opisywany przez media. „Pasażerowie przylatujący do Turkmenabatu podlegają kontroli przez 4-6 godzin, podczas której mierzona jest im temperatura. Selektywnie, według uznania, lekarze decydują, kogo przekazać policji. Nie ma dla nich znaczenia, czy jest się zdrowym, czy chorym. Ludzie są wprowadzani do osobnego pokoju, w którym znajduje się policjant, spokojnie spacerujący wśród potencjalnych nosicieli koronawirusa. Przechodząc przez rzędy, odsuwa się na bok i czeka, aż po kolei każdy pasażer podejdzie do niego i zacznie się targować. Jeśli zatrzymana osoba przekaże mu satysfakcjonującą kwotę, to w ciągu 20 minut zostanie wypuszczona i będzie mogła wrócić do domu” – podaje szokujące fakty portal hronikatm.com.

"Nie powinienem mówić o wirusie, w przeciwnym razie mogę wpaść w kłopoty"
Rząd cały czas twierdzi, że nie ma ani jednego przypadku, ale turkmeńskie media dotarły do informacji, że koronawirus jest obecny. „Już 2 marca dwie osoby były objęte kwarantanną” - powiedział w rozmowie z portalem rferl.org, jeden z pracowników szpitala w Choganly. Z kolei inny stwierdził: „kilku pacjentów z koronawirusem jest leczonych w szpitalu”. Źródła wypowiedzi są anonimowe, ponieważ obaj rozmówcy obawiali się reperkusji ze strony urzędników państwowych, jakie mogłyby ich spotkać, gdyby zostały ujawnione ich nazwiska.

Siedem osób z pozytywną testem na obecność COVID-19 przetrzymywanych jest w osobnym pomieszczeniu w strefie kwarantanny w Turkmenabadzie. Komora jest odgrodzona od reszty strefy i ma osobne wejście” - ujawnia jeden z lekarzy.

- Oficjalne statystyki prowadzone przez turkmeńskie Ministerstwo Zdrowia dotyczące zakażeń koronawirusem są niewiarygodne. Przez ostatnią dekadę twierdzili, że nie ma ludzi żyjących z HIV/AIDS, co nie jest nie do pomyślenia. Wiemy również, że w 2000 roku ukryli dowody serii wybuchów epidemii, w tym zarazy – mówi profesor, Martin McKee, z London School of Hygiene and Tropical Medicine, który badał turkmeński system opieki zdrowotnej.

- Mój znajomy, który pracuje w agencji państwowej, ostrzegł mnie, że nie powinienem mówić o wirusie, w przeciwnym razie mogę wpaść w kłopoty - oznajmia mieszkaniec stolicy Aszchabadu, który poprosił o zachowanie anonimowości w rozmowie z portalem BBC.

Rząd naraził swoich obywateli na infekcję, a teraz wszystko zamyka

W przeciwieństwie do reszty świata, codzienne życie w Turkmenistanie jeszcze do niedawna toczyło się bez żadnych obostrzeń i restrykcji. Kawiarnie i restauracje były przez cały czas otwarte. Organizowane były wesela i nikt nie nosił odzieży ochronnej. Obecnie władze państwowe bez podania obywatelom jakiejkolwiek przyczyny nagle postanowiły zamykać wszystkie instytucje, a także odwoływać publiczne imprezy i zgromadzenia.

Prawda jest banalnie prosta - rząd turkmeński próbuje ukryć wybuch epidemii, a swoich obywateli naraża na infekcję.

- Widzieliśmy, jak choroba COVID-19 szybko rozprzestrzeniła się z Chin do wszystkich części świata. Nawet jeśli innym krajom uda się opanować epidemię, istnieje ryzyko dalszego jej rozprzestrzeniania się z państw, które dotychczas temu nie zapobiegły. Wydaje się, że Turkmenistan może być tutaj przykładem - mówi profesor McKee.




zwiń tekst

WHO: Koronawirus będzie z nami przez długi czas. Większość populacji jest wyjątkowo podatna na zakażenie
Sob, 2 gru 2023 23:00 | komentarze: brak czytany: 1667x

Światowa Organizacja Zdrowia ostrzegła liderów państw, że koronawirus będzie rozprzestrzeniał się dalej i to przez długi czas. WHO dodaje, że większość światowej populacji jest wyjątkowo podatna na zakażenie patogenem, przez co w przyszłości musimy liczyć się z wybuchami kolejnych epidemii.Jak podaje CNBC, podczas środowej konferencji prasowej przedstawiciele Światowej Organizacji Zdrowia ostrzegli.......

czytaj dalej

Światowa Organizacja Zdrowia ostrzegła liderów państw, że koronawirus będzie rozprzestrzeniał się dalej i to przez długi czas. WHO dodaje, że większość światowej populacji jest wyjątkowo podatna na zakażenie patogenem, przez co w przyszłości musimy liczyć się z wybuchami kolejnych epidemii.




Jak podaje CNBC, podczas środowej konferencji prasowej przedstawiciele Światowej Organizacji Zdrowia ostrzegli, że gdy w jednych krajach epidemia będzie wygasać, tak inne obszary będą przed szczytem zakażeń. To może spowodować, że epidemia będzie powracać do miejsc, które wydawały się być już pod kontrolą.

WHO o długiej drodze do zwalczenia koronawirusa

- Nie popełniajmy błędów, mamy przed sobą długą drogę. Ten wirus będzie z nami przez długi czas - mówił dyrektor generalny WHO dr Tedros Adhanom Ghebreyesus. - Ludzie są sfrustrowani tym, że są zamknięci w swoich domach przez wiele tygodni. To zrozumiałe, że chcą żyć dalej, ale świat nie będzie i nie może wrócić do tego, jak było wcześniej - dodał szef WHO.

- Większość krajów jest na wczesnym etapie epidemii, a te spośród nich, w których zaczęła się ona wcześnie, obserwują ponowny wzrost przypadków - mówił dalej Ghebreyesus, zauważając, że Afryka i Ameryka Południowa są jeszcze przed planowanym w wielu modelach szczytem zakażeń. Szef WHO odniósł się także do zarzutów Stanów Zjednoczonych, które chcą sprawdzić, czy Światowa Organizacja Zdrowia jest właściwie zarządzana.

- Ogłosiliśmy stan międzynarodowego zagrożenia we właściwym momencie i reszta świata miała wystarczająco dużo czasu na reakcję; (w tym czasie) były tylko 82 przypadki (zakażeń) poza Chinami - odpierał zarzuty szef WHO.

Dyrektor WHO ds. sytuacji nadzwyczajnych dr Mike Ryan dodał, że duża część populacji jest wyjątkowo podatna na zakażenie, co może oznaczać, że bardzo trudno będzie zredukować liczbę nowych zakażeń do zera. Doktor Mike Ryan zaapelował też o to, by państwa nie decydowały się na przedwczesne znoszenie ograniczeń dotyczących podróży, ponieważ może to spowodować dalszy rozwój epidemii.





zwiń tekst

Nowe objawy koronawirusa pojawiły się u dzieci i młodych osób. To zmiany na stopach.
Sob, 2 gru 2023 23:00 | komentarze: brak czytany: 2535x

Koronawirus nie oszczędza dzieci i młodych osób. Oni również mają objawy COVID-19. To u dzieci i nastolatków lekarze z Hiszpanii dostrzegli nowe, nietypowe symptomy, które mogą wskazywać na zakażenie koronawirusem. Chodzi o zmiany skórne.Lekarze z hiszpańskiej izby podologów, w rozmowie z madryckim dziennikiem "El Pais" i radio Cope, powiedzieli, że pacjentom z COVID-19 często towarzyszą zmiany na.......

czytaj dalej

Koronawirus nie oszczędza dzieci i młodych osób. Oni również mają objawy COVID-19. To u dzieci i nastolatków lekarze z Hiszpanii dostrzegli nowe, nietypowe symptomy, które mogą wskazywać na zakażenie koronawirusem. Chodzi o zmiany skórne.

Lekarze z hiszpańskiej izby podologów, w rozmowie z madryckim dziennikiem "El Pais" i radio Cope, powiedzieli, że pacjentom z COVID-19 często towarzyszą zmiany na skórze stóp.

Problemy dermatologiczne u zakażonych koronawirusem dotyczą przede wszystkim młodych osób - przyznali.




Koronawirus u dzieci i młodych osób. Zmiany dermatologiczne na stopach

Specjaliści z Hiszpanii wskazali na liczne przypadki zachorowań z objawami skórnymi. W opublikowanym na stronie hiszpańskiej izby podologów (CGCOP) oświadczeniu napisano, że zmiany dermatologiczne na stopach są bardzo powszechne u dzieci oraz nastolatków zainfekowanych koronawirusem. Mają one kolor purpurowy.

W większości przypadków purpurowe zmiany na skórze nie są groźne. (…) Ich pojawienie się oraz zaobserwowanie podwyższenia temperatury ciała oraz kaszlu może świadczyć o zakażeniu - ostrzegła izba. Występowanie zmian dermatologicznych na stopach u młodych osób, określąjąc je jako "małe, swędzące plamy", potwierdziła przewodnicząca hiszpańskiego Stowarzyszenia Pielęgniarstwa Pediatrycznego (AEP) Isabel Morales.

Są to zazwyczaj niewielkie rany, a ich występowanie stwierdziliśmy już u wielu dzieci chorych na COVID-19”- powiedziała Morales. Dodała, że często pojawieniu się zmian dermatologicznych towarzyszy biegunka. Dr Esther Freeman, dermatolog ze Szpitala Ogólnego stanu Massachusetts, powiedział programowi NBC Today, że podejrzewa się, że koronawirus może powodować stany zapalne skóry.

Koronawirus u dzieci i młodych osób może mieć nietypowy przebieg

Chociaż na początku pandemii eksperci twierdzili, że dzieci są bezpieczne w obliczu koronawirusa, to kolejne przypadki zachorowań na COVID-19 udowodniły, że nawet u najmłodszych przebieg choroby może być ciężki. Mogą pojawić się u nich także nietypowe objawy, jak wyżej opisane zmiany na skórze stóp, biegunka czy zaburzenia smaku.


CNN opisuje historię Philipa Kahna, 100-letniego weterana II wojny światowej z harbstwa Nassau w stanie Nowy Jork. Bohater wojenny zmarł na COVID-19, teraz jego wnuk Warren Zysman powiedział CNN, że 100 lat wcześniej z powodu grypy hiszpanki zmarł jego brat bliźniak. Philip i Samuel urodzili się 5 grudnia 1919 r., jednak przez epidemię Samuel zdołał przeżyć zaledwie kilka tygodni.




zwiń tekst

Naukowcy na całym świecie przedstawiają wyniki badań i zapewniają: koronawirus nie powstał w laboratorium.
Sob, 2 gru 2023 23:00 | komentarze: brak czytany: 3151x

Nowy koronawirus nie wymknął się z laboratorium w Wuhan - powtarzają naukowcy z różnych światowych labolatoriów, którzy analizowali genom wirusa. Człowiek nie byłby w stanie stworzyć tak skutecznego wirusa. Przyroda jest pod tym względem znacznie bardziej innowacyjna - powtarzają najwięsze światowe autorytety w dziedzinie wirusologii.Amerykański wywiad na polecnie Donalda Trumpa nie dowierza naukowcom.......

czytaj dalej

Nowy koronawirus nie wymknął się z laboratorium w Wuhan - powtarzają naukowcy z różnych światowych labolatoriów, którzy analizowali genom wirusa. Człowiek nie byłby w stanie stworzyć tak skutecznego wirusa. Przyroda jest pod tym względem znacznie bardziej innowacyjna - powtarzają najwięsze światowe autorytety w dziedzinie wirusologii.

Amerykański wywiad na polecnie Donalda Trumpa nie dowierza naukowcom i według doniesień CNN, źródeł pandemii szuka w laboratoriach. W reakcji na te działania administracji Trumpa i naukowcy po raz kolejny przytaczają argumenty za naturalnym pochodzeniem wirusa.

O tym, że SARS-CoV-2 nie został poddany manipulacjom genetycznym wiemy już od marca
"Wszystkie dotychczasowe dowody wskazują na to, że wirus SARS-CoV-2 jest pochodzenia naturalnego, nie sztucznego" - pisze prof. Nigel McMillan z Menzies Health Institute Queensland w Australii.




- Gdyby naukowcy chcieli "wyprodukować" coś takiego jak nowy koronawirus, niespecjalnie by im się to udało. Bazując na aktualnej wiedzy i doświadczeniach zupełnie inaczej zabraliby się za tę pracę. Droga, którą poszła natura, jest tak inna od tej, którą mogliby pójść naukowcy, że z pewnością by się na nią nie zdecydowali. To byłoby jak "psucie" wirusa, a nie jego "poprawianie". Ponadto nowy koronawirus jest tak zbudowany, że "w laboratorium nie ma systemu, który mógłby wprowadzić niektóre sekwencje ze znalezionych w nowym koronawirusie" - pisze prof. McMillan.




W marcu na łamach Nature Medicine można się było zapoznać z wynikami badań zespołu naukowców, m.in. Kristiana Andersena ze Scripps Research Institute z San Diego w Kalifornii. Analiza genomu koronawirusa przeprowadzona przez badaczy z Mount Sinai School of Medicine w Nowym Jorku znakomicie tłumaczy, dlaczego rodzaje mutacji znalezionych w wirusie są wyraźnie naturalne i nie są dziełem człowieka.

Chodzi przede wszystkim o tę kluczową dla zjadliwości wirusa część, którą przyczepia się do ludzkich komórek, czyli o białko tzw. kolca oraz o wyraźny szkielet patogenu. Te dwie cechy nowego koronawirusa wykluczają manipulację genetyczną - orzekli naukowcy.

Wirusy z laboratorium w Wuhan z wirusem SARS-CoV-2 dzieli co najmniej 20 lat ewolucji

Wirusolog Edward Holmes z Centrum Charlesa Perkinsa i Uniwersytetu w Sydney oświadcza:"Nie ma dowodów na to, żeby SARS-CoV-2, wirus wywołujący COVID-19 u ludzi, powstał w laboratorium w Wuhan w Chinach".

Koronawirusy są powszechnie spotykane w dzikiej przyrodziei często przenoszą się ze zwierząt na człowieka - tłumaczy prof. Holmes. Z tego, co ustalili genetycy, najbliższym znanym krewnym SARS-CoV-2 jest wirus znaleziony u nietoperzy, który nosi nazwę RaTG13. To prawda, był przechowywany w Wuhan Institute of Virology.

Tyle że - uświadamia wirusolog - wirus RaTG13 został pozyskany z zupełnie innych regionów Chin niż prowincja Wuhan, a w dodatku - co istotniejsze - poziom rozbieżności sekwencji genomu pomiędzy SARS-CoV-2 a RaTG13, jest tak duży, że można powiedzieć, że dzieli je średnio 50 lat (a co najmniej 20 lat) zmian ewolucyjnych. Zatem SARS-CoV-2 nie został uzyskany z RaTG13. W dodatku podobne wirusy znaleziono także u innych zwierząt, w tym u pangolinów.

"Obfitość, różnorodność i ewolucja koronawirusów w dzikiej przyrodzie zdecydowanie sugerują, że SARS-CoV-2 ma naturalne pochodzenie" - podsumowuje wywód prof. Holmes.




SARS-CoV-2 zmutował w wyjątkowy sposób

Naukowcy nadal badają, czy do mutacji, dzięki którym koronawirus tak dobrze "przyczepia się" do człowieka, doszło przed tym, jak dokonał skoku na ludzi, czy też już po "inwazji". Szukają także żywiciela pośredniego chociaż tutaj mają już pewne poszlaki. Niektóre dowody wskazują na to, że ogniwem pośrednim mogły być łuskowce, choć to nie jest jeszcze rozstrzygnięte.

Pandemia nie była dla naukowców zaskoczeniem

Profesor nadzwyczajny Hassan Vally, epidemiolog i wykładowca na Uniwersytecie La Trobe w Melbourne, pisze na stronie serwisu Scrimex.org:

- Od pewnego czasu zdawaliśmy sobie sprawę, że kolejny koronawirus, jak wcześniej SARS i MERS, może wywołać pandemię, a więc na wiele sposobów pojawienie się nowego koronawirusa o potencjale pandemicznym nie jest zaskoczeniem.
W styczniu 2017 roku dr Anthony S. Fauci, dyrektor National Institute of Allergy and Infectious Diseases (NIAID) wskazywał na ryzyko pojawienia się pandemii.

- Jest jedno przesłanie, które chcę dziś wam przekazać w oparciu o moje doświadczenie. Nie ma wątpliwości, że nadchodzące lata będą wyzwaniem dla administracji i to na arenie chorób zakaźnych - powiedział na konferencji w Georgetown University Medical Center. "Groźba pandemii jest bardzo realna" - można przeczytać w jego artykule sprzed dwóch lat.



 


Wczesnym rankiem w niedzielę 19 kwietnia doszło do gwałtownego wzrostu w aktywności wukanu Etna we Włoszech. Według INGV Osservatorio Etneo po tej aktywności z wulkanu zaczęły wylewać się fontanny lawy i doszło tam do silnej emisji popiołu.

Aktywność sejsmiczna, zlokalizowana na obszarze krateru południowo-wschodniego, rozpoczęła się o 05:40 UTC i osiągnęła najwyższy poziom o 07:00 UTC. Erupcja rozpoczęła się 19 kwietnia około 06:30 UTC. Emisje popiołu były dość umiarkowane na wczesnych etapach, po których nastąpił gwałtowny wzrost intensywności od około 08:46 UTC.

Pióropusz wulkaniczny wzniósł się na około 5 km nad poziom morza i zaczął kierować się na wschód. Popioły spadły po wschodniej stronie wulkanu, głównie w Valle del Beauva, ale drobne opady popiołu odnotowano również w mieście Zafferana. Fontanna lawy stopniowo zmniejszała się w swojej intensywności, aż zatrzymała się około 09:55 UTC.




Nasz dział nadzorujący serwis FN przekazał ciekawą informację: w kwietniu lub maju przekroczymy barierę 2,5 mln odsłon miesięcznie.




zwiń tekst

OŚWIADCZENIE SZEFA LABORATORIUM WIRUSOLOGICZNEGO Z CHIŃSKIEGO WUHAN: NIE MAMY NIC WSPÓLNEGO Z KORONAWIRUSEM
Sob, 2 gru 2023 23:01 | komentarze: brak czytany: 3128x

Laboratorium w chińskim Wuhan wydaje zaskakujące oświadczenie po serii oskarżeń płynących ze strony prezydenta USA Donalda Trumpa. "Wirus nie pochodzi od nas" - mówi szef laboratorium i ujawnia dane personalne swoje i swoich współpracowników. Jest gotowy udowodnić to przed międzynarodowym sądem i ujawnić wszelkie szczegóły projektów, które prowadził razem ze swoim zespołem.Przedstawiciel laboratorium.......

czytaj dalej

Laboratorium w chińskim Wuhan wydaje zaskakujące oświadczenie po serii oskarżeń płynących ze strony prezydenta USA Donalda Trumpa. "Wirus nie pochodzi od nas" - mówi szef laboratorium i ujawnia dane personalne swoje i swoich współpracowników. Jest gotowy udowodnić to przed międzynarodowym sądem i ujawnić wszelkie szczegóły projektów, które prowadził razem ze swoim zespołem.




Przedstawiciel laboratorium w Wuhan przeciął spekulacje na temat koronawirusa. Zaprzeczył jednoznacznie teoriom, które wskazywały laboratorium jako miejsce jego pochodzenia.

Od wielu tygodni pojawiają się teorie dotyczące pochodzenia koronawirusa. Dochodzenie w tej sprawie wszczęły Stany Zjednoczone. Śledztwo ma ustalić, czy wirus wydostał się z chińskiego laboratorium wirusologicznego w Wuhan. Po zakończeniu dochodzenia ustalenia zostaną przekazane administracji prezydenta Donalda Trumpa.




Mimo to dotychczas wiele instytutów potwierdziło, że wirus powstał w wyniku naturalnych procesów i nic nie wskazuje na to, by był on efektem prac laboratoryjnych.

Jak podaje NBC News, głos w tej sprawie zabrało laboratorium w Wuhan, które dotychczas nie komentowało spekulacji. W rozmowie z chińskim nadawcą CGTN wicedyrektor Instytutu Wirusologii w Wuhan, Yuan Zhiming zaprzeczył, by koronawirus powstał w laboratoryjnej probówce. Według Zhiminga, to "teorie spiskowe", które mają "mącić ludziom w głowach".




- Doskonale panujemy nad tym, jakiego rodzaju badania są przeprowadzane w instytucie i jak instytut zarządza wirusami oraz próbkami. Nie ma możliwości, by wirus pochodził od nas - podkreślił wicedyrektor Instytutu.




Koronawirus na świecie

Dotychczas potwierdzono na świecie ponad 2,3 mln przypadków zakażeń koronawirusem. Zmarło ponad 160 tys. osób, wyzdrowiało ponad 600 tys. chorych.


Dostaliśmy ciekawego e-maila.

 

Witam,

Czy zastanawialiście się nad tym, że koronawirus instaluje w kodzie genetycznym nosiciela fragment kodu? To oznacza, że może być "piąty element koronawirusa", którego nikt nie bierze pod uwagę. Tymczasem za kilka miesięcy osoby, które przeszły koronawirusa nawet bezobjawowo mogą odczuwać coś, czego jeszcze nie wykryły laboratoria czy lekarze, gdyż efekt może być opóźniony. Takim drobiazgiem może być np. trwała bezpłodność. Czy wiecie, jakie konsekwencje miałaby taka sprawa? Zniknąłby problem przeludnienia w ciągu najbliższych 25-35 lat. Zniknęłoby także wiele innych problemów. O tym piątym elemencie przeczytałem na bardzo poważnym forum angielskojęzycznym, który zajmuje się profesjonalnie analizą kodu, który ma w sobie koronawirus.

Trzymajcie się

[dane do wiad. FN]




zwiń tekst

NAUKOWCY Z HARVARDU: LUDZKOŚĆ POWINNA BYĆ ŚWIADOMA, ŻE NIE UWOLNI SIĘ OD NOWEJ RODZINY AGRESYWNYCH KORONAWIRUSÓW PRZEZ CO NAJMNIEJ 5 LAT
Sob, 2 gru 2023 23:01 | komentarze: brak czytany: 3789x

Czeka nas też rollercoaster zawieszania i odwieszania restrykcji spowodowanych pandemią. I to przez najbliższe dwa lata – wynika z najnowszej analizy naukowców z Harvardu. Opiera się ona na komputerowych symulacjach i pokazuje różne warianty dalszego rozwoju pandemii wirusa SARS-CoV-2.Oczywiście takie modele matematyczne mają swoje istotne ograniczenia, ale publikacja pięciorga amerykańskich badaczy.......

czytaj dalej

Czeka nas też rollercoaster zawieszania i odwieszania restrykcji spowodowanych pandemią. I to przez najbliższe dwa lata – wynika z najnowszej analizy naukowców z Harvardu. Opiera się ona na komputerowych symulacjach i pokazuje różne warianty dalszego rozwoju pandemii wirusa SARS-CoV-2.

Oczywiście takie modele matematyczne mają swoje istotne ograniczenia, ale publikacja pięciorga amerykańskich badaczy z Harvard T.H. Chan School of Public Health, która ukazała się właśnie na łamach tygodnika naukowego „Science”, jest pozytywnie komentowana przez ekspertów. Między innymi doceniają oni próbę rzetelnego naszkicowania scenariuszy na najbliższe pięć lat, gdyż dotychczasowe modelowanie epidemii sięgało maksymalnie do końca tego roku.

Koronawirus i jego kuzyni

Amerykanie musieli wziąć pod uwagę wiele istotnych czynników. Przy niektórych stawiając wielki znak zapytania, ponieważ nasza wiedza pozostaje bardzo ograniczona. Przykładem jest długość utrzymywania się odporności u osób, których organizm zwalczył już wirusa SARS-CoV-2. Skąd zatem zdobyć choćby przybliżone dane? Otóż SARS-CoV-2 należy do grupy (a mówiąc językiem systematyki biologicznej: rodzaju) betakoronawirusów. Znajdują się w niej m.in. niebezpieczne wirusy MERS i SARS-CoV-1, ale również łagodniejsze HCoV-OC43 oraz HCoV-HKU1. Za tymi ostatnimi dwiema skomplikowanymi nazwami kryją się koronawirusy towarzyszące nam od lat i będące drugą najczęstszą przyczyną przeziębień (infekcji dróg oddechowych) w okresie zimowym.

Odporność organizmu na te dwa konkretne patogeny słabnie po upływie roku od zetknięcia z nimi, ale w przypadku wirusa SARS-CoV-1 utrzymuje się sporo dłużej. Ponadto bliskie spotkanie z jednym z trzech powyższych wirusów częściowo uodparnia na pozostałe dwa (tzw. odporność krzyżowa). Jak na tym tle prezentuje się ich bliski kuzyn SARS-CoV-2, obecnie terroryzujący niemal cały świat? Nie wiemy, bo może wykazywać w różnym stopniu odporność krzyżową z innymi koronawirusami. I to należało wziąć pod uwagę w modelu rozwoju pandemii. Dlatego, jak piszą Amerykanie, jeśli nasz układ odpornościowy zapamiętuje spotkania z SARS-CoV-2 na bardzo długo, to jest szansa, że za pięć lat zostanie całkowicie usunięty z ludzkiej populacji. Jeśli jednak na krócej, to po kilku latach spokoju może powrócić nowa fala epidemii.

Nie wiadomo również, i tu też należało rozważyć różne warianty rozwoju sytuacji, czy SARS-CoV-2 zachowuje się jak grypa sezonowa, czyli liczba zakażeń rośnie z reguły dwa razy w roku (przełom jesień/zima oraz zima/wiosna), czy też pozostaje na podobnym poziomie aktywności przez 12 miesięcy.



Testy, testy i jeszcze raz testy

Oczywiście najciekawszą część analizy stanowi próba odpowiedzi na pytanie, które wszyscy zadajemy: do kiedy będziemy się męczyć pozamykani w domach? Odpowiedź, niestety, nie jest zbyt optymistyczna. Amerykanie pokazują, że nawet bardzo restrykcyjne dystansowanie społeczne przez dłuższy czas nie rozwiąże problemu. Wirus pozostanie w populacji i uderzy z podobną siłą, gdyż wiele osób – zamkniętych w domach i niemających z nim kontaktu – nie uodporni się. Ponadto długotrwałe tzw. dystansowanie społeczne niesie za sobą poważne skutki psychologiczno-ekonomiczne.

Jak z tego wybrnąć, skoro – jeśli będziemy się decydować na luzowanie restrykcji – system opieki zdrowotnej, posiadający tylko określoną wydolność, może nie udźwignąć rosnącej liczby pacjentów, zwłaszcza wymagających intensywnej opieki (respiratory)? Dlatego autorzy publikacji w „Science” brali również pod uwagę stan służby zdrowia (choć tylko amerykańskiej, m.in. liczbę łóżek szpitalnych). I choć wyraźnie zastrzegają, że ich celem nie jest doradzanie komukolwiek konkretnych sposobów postępowania, to modele podpowiadają, co zrobić, by system się nie zawalił.

Otóż jeśli nie pojawi się szybko skuteczny lek przeciwwirusowy lub szczepionka, to do 2022 r. najlepiej byłoby na przemian wprowadzać i luzować restrykcje polegające na wymuszaniu dystansowania społecznego. Innymi słowy, obecna sytuacja będzie się co jakiś czas powtarzać. Naukowcy oceniają bowiem jako bardzo mało prawdopodobny scenariusz, w którym obecna fala epidemii okaże się pierwszą i ostatnią, podobnie jak ta z 2003 r. w Azji wywołana przez SARS-CoV-1.

Żeby natomiast wiedzieć, w którą stronę przesunąć w danym momencie wajchę (luzowania czy zaostrzania restrykcji), potrzebne będą testy, testy i jeszcze raz testy. Zarówno molekularne (wykrywające materiał genetyczny wirusa w próbce), jak i serologiczne, czyli pozwalające zbadać, czy mamy we krwi specyficzne przeciwciała, a więc zetknęliśmy się z patogenem. Pozwoli to śledzić zarówno dynamikę wzrostu liczby zakażeń, jak i stopień uodparniania się populacji.

Jak powiedziała w jednym z wywiadów prof. Devi Sridhar, znana ekspertka w dziedzinie zdrowia publicznego z uniwersytetu w Edynburgu: „Każdy chciałby wiedzieć, kiedy to się skończy. Ale to złe pytanie. Prawidłowe brzmi: jak ciągnąć to dalej?”.





Już wcześniej ta kobieta zasłynęła bardzo trafnym przewidywaniem przyszłych wydarzeń z koronawirusem.







I jeszcze jedna ciekawa informacja o koronawirusie, którą nasi ludzie z projektu "Trzecia o Słońca" wybrali z ostatnich depeszy agencyjnych.



Udają, że nie ma u nich koronawirusa. Prezydent wykorzystał sportowców, by udowodnić racje

- Musimy pracować. Inaczej państwo umrze - mówi prezydent Daniel Ortega i ustala sam ze sobą, że Nikaragua jest wolna od zarazy. Sport wykorzystuje, by udowodnić, że ma rację. Piłka toczy się więc po murawie, krzyżują się rękawice, a biegacze ścigają w maratonach. A kto się sprzeciwi, ten nie dostanie pensji przez rok.




Mecze baseballu i piłki nożnej odbywają się bez zmian. Pierwsze z publicznością, drugie bez. Dwa tygodnie temu planowo zorganizowano galę bokserską. Kibice wiwatowali. Kilka tygodni temu w Managui, stolicy kraju, odbył się maraton. A w zeszłym tygodniu po ważnym meczu baseballu kibice przemaszerowali na główny plac Jinotepe, by uczestniczyć w politycznym wiecu. Sporo ludzi blisko siebie. Właściwie twarz przy twarzy. Bez masek.

Oficjalnie władze najbiedniejszego kraju Ameryki Środkowej mówią o dziewięciu osobach zakażonych koronawirusem i jednym przypadku śmiertelnym. Wszyscy pacjenci mieli wrócić do Nikaragui z zagranicy i "nie przekazać wirusa dalej" - o czym zapewniała wiceprezydent Rosario Murillo. Życie toczy się więc normalnie. Ku zaskoczeniu sąsiadów. Prezydent Salwadoru, w którym jest 140 chorych na COVID-19, kwestionuje prawdziwość danych dostarczanych przez władze Nikaragui. Według WHO jej pozostali sąsiedzi - Kostaryka i Honduras - mają łącznie niemal 1000 zakażonych pacjentów i 30 zgonów. Tylko Nikaraguę wirus szczęśliwie omija. "To dzięki Bogu" - tłumaczy wiceprezydent.

- Jesteśmy bardzo zaniepokojeni sytuacją w Nikaragui: dalszym organizowaniem masowych spotkań, nieodpowiednim zapobieganiu infekcji i brakiem kontroli nad tym, co się dzieje - powiedziała "New York Times" dr Carissa F. Etienne, dyrektorka "American Health Organization".

Władza proponuje: całujcie się na ulicach

Amerykański dziennik wylicza te wszystkie sportowe imprezy i pisze, że świat spogląda teraz na Nikaraguę i uznaje żyjących tam ludzi za naiwnych. A to nie do końca tak. Medycy, przedstawiciele różnych fundacji pozarządowych, politycy opozycji i sami sportowcy apelują o przerwanie rozgrywek. Ich kontynuowanie to decyzja autorytarnych władz. Potrzebna, by stwarzać pozory normalności. - Patrzę na to wszystko z ludzkiej perspektywy i boli mnie, że nie reagujemy na rzeczywistość. To nie do pomyślenia, że wciąż odbywają się mecze - powiedział Dennis Martinez, największa w Nikaragui emerytowana gwiazda baseballu. - Niemal wszędzie wstrzymano rozgrywki sportowe, więc oczy kibiców z całego świata skierowane są na te cztery zakątki, w których dyktatura jest wystarczająco silna, by nadal narażać sportowców - mówi "New York Times" Camilo Velasquez, dziennikarz niezależnego portalu "FutbolNica".

Obaj mogą głośno wyrażać swój sprzeciw. Aktywni sportowcy, których opłaca przede wszystkim państwo, lepiej, żeby tego nie robili. Mogą bowiem skończyć jak baseballista Robin Zeledon, który po tym jak odmówił występu w meczu, bo bał się, że złapie koronawirusa i zarazi rodzinę, został zawieszony na rok i przez ten czas nie będzie mógł pobierać pensji. Komisarz ligi zakwestionował te doniesienia, tłumacząc, że 20-latek opuścił drużynę po tym, jak pokłócił się z trenerem, ale inni sportowcy i tak woleli nie ryzykować. Protestowali przeciwko dalej grze w bardziej wysublimowany sposób. Tak doszło do zrobienia jednego z najdziwniejszych przedmeczowych zdjęć w historii. Otóż jedenastu piłkarzy Diriangen, najstarszego klubu w Nikaragui i jedynego, który nie utrzymuje się z państwowej kasy, zapozowało w maseczkach na twarzy, rękawiczkach i stojąc w bezpiecznej odległości od siebie. Początkowo chcieli w ogóle nie wychodzić na ten mecz, ale gdy usłyszeli o karach, jakie mogą spotkać klub, musieli zagrać.

Za wszystkim stoi prezydent Daniel Ortega. W skrócie: to do niego prowadzą niemal wszystkie drogi w Nikaragui. Rządził w latach 1979-1990 i ponownie od 2007 roku. "Piłka nożna jest dla niego narzędziem do zachowania stabilności wewnątrz kraju" - twierdzi brytyjski "Guardian". Ortega twardo dyktuje swoje warunki: nakazał m.in. przeszukanie w redakcjach opozycyjnych gazet i siedzibach organizacji broniących praw człowieka, wygonił z kraju członków misji Międzyamerykańskiej Komisji ds. Praw Człowieka. "Pobyt w Nikaragui nie jest zalecany ze względu na niebezpieczeństwo i niestabilność polityczną" - czytamy na stronie polskiego MSZ. Kraj ten ma jeden z najwyższych na świecie wskaźników przestępczości i tzw. przypadkowych morderstw. Wciąż dochodzi tam do antyrządowych demonstracji, choć już nie na taką skalę, jak w kwietniu 2018 roku.

Wtedy reżim Ortegi poważnie się zachwiał. Ostatecznie prezydent stłamsił zamieszki i wielotysięczne protesty, ale od tamtej pory ma chorobliwą potrzebę kontrolowania wszystkiego, co dzieje się w kraju. Odwołanie zawodów sportowych sprawiłoby wrażenie, że tę kontrolę traci. Tu dochodzimy do sedna sprawy: władze prawdopodobnie zatajają informacje o zachorowaniach i zgonach spowodowanych koronawirusem, by liga mogła grać dalej. Zachęcają swoich zwolenników, by pokazywali na ulicach, że nie boją się koronawirusa. W dobrym guście jest teraz ostentacyjne całowanie się czy praca w grupach. Pani wiceprezydent Rosario Murillo, żona Ortegi, wzywała do organizowania marszów pod hasłem "Miłość w czasach COVID-19".

- Dalsze rozgrywanie meczów jest wynikiem silnej potrzeby udowodnienia normalności. Ortega od 2018 roku desperacko stara się pokazać, że wszystko wróciło do normy. W tym celu nie odpuszcza również sportu - mówi "Guardianowi" wspomniany dziennikarz Camilo Velasquez. Gdyby nagle zawiesić rozgrywki, ludzie uznaliby to za komunikat: nie jest normalnie. I mogliby wykorzystać sytuację do rozpoczęcia strajków i zamieszek podobnych jak półtora roku temu.

Sytuacja jest w ostatnich dniach napięta, więc po raz pierwszy od ponad miesiąca Ortega pokazał się publicznie. Rozwiał tym samym plotki, że nie żyje. Zresztą, za każdym razem, gdy znika na dłużej, mówi się, że może już nie żyć. Ma 74 lata i jest po dwóch zawałach. Teraz dodatkowo doszły przypuszczenia, że sam mógł mieć koronawirusa. Podczas orędzia tłumaczył, że nie podjął decyzji o wprowadzaniu ograniczeń, bo to doprowadziłoby gospodarkę do ruiny.

- Musimy pracować. Inaczej państwo umrze. A jak umiera państwo, to umierają też ludzie. Dlatego jesteśmy krajem pracującym. Krajem ludzi, którzy nie umrą z głodu - mówił. Dodał też, że pandemia koronawirusa to nic innego, jak znak od Boga, że na świecie źle się dzieje.


From: [...]
Sent: Thursday, April 16, 2020 10:46 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Fwd: Skan ksiazki "The eyes of Darkness".

Taka tam ciekawostka. Widząc to przestaję się dziwić, że rząd USA zatrudnia pisarzy sensacji oraz SF jako konsultantów...

[...]

Koronawirus: Afryka będzie kolejnym epicentrum pandemii COVID-19




Dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia zabrał głos na temat Afryki. Wyraził obawę, że kontynent stanie się kolejnym centrum pandemii koronawirusa. Jak argumentował, liczba tamtejszych przypadków wzrosła o ponad połowę, a w rzeczywistości może być jeszcze wyższa.




Doktor Tedros Adhanom Ghebreyesus wydał oświadczenie w piątek 17 kwietnia. Jak poinformował, w ciągu ubiegłego tygodnia liczba zgłoszonych w Afryce przypadków koronawirusa wzrosła o 50 proc., a zgonów w wyniku powikłań po COVID-19 – aż o 60 proc.




Koronawirus: dlaczego epicentrum pandemii COVID-19 przeniesie się do Chin?

Dyrektor generalny WHO obawia się, że to dopiero początek pandemii w Afryce. Jak podaje "Euro News" jego zdaniem statystyki nie odzwierciedlają powagi sytuacji, a rzeczywista liczba zachorowań na COVID-19 będzie nadal rosnąć,

Dr Tedros Adhanom Ghebreyesus odniósł się także do otwarcia "mokrych targów". Na Światową Organizację Zdrowia spadła fala krytyki po tym, jak wyraziła poparcie dla decyzji Chin, mimo że właśnie na rynku z owocami morza w Wuhan miało dojść do pierwszego przypadku zarażenia koronawirusem. Dyrektor generalny WHO poddał jednak w wątpliwość przypuszczenia naukowców.

Doktor Ghebreyesus argumentował, że "mokre targi" stanowią źródło żywności dla milionów Chińczyków. Zastrzegł jednak, że powinny zostać otwarte tylko pod warunkiem spełnienia rygorystycznych norm w kwestii higieny i bezpieczeństwa.


 Pandemia koronawirusa. Ekspert WHO: Druga fala epidemii na jesieni jest pewna

Druga fala epidemii koronawirusa na jesieni "to więcej niż hipoteza, to pewność" - uważa przedstawiciel Włoch w Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i doradca ministerstwa zdrowia w Rzymie Walter Ricciardi. Zaapelował, by nie spieszyć się z otwieraniem kraju.



- "Tak długo, jak nie będziemy mieć szczepionki, będą nowe fale epidemii albo, miejmy nadzieję, małe ogniska, które trzeba ograniczać. Dlatego tak ważne jest to, by nie przyspieszać otwierania kraju; w przeciwnym razie ryzykujemy tym, że druga fala zamiast nadejść później, uderzy przed latem" - ostrzegł Ricciardi, cytowany przez agencję Ansa.

Jako "nierozsądne" ekspert określił plany zniesienia restrykcji i ograniczeń w działalności produkcyjnej w Lombardii. Opowiadają się za tym władze tego regionu.

"Panują tam szczególnie ciężkie warunki epidemiologiczne; oczywiście jest poprawa, ale sytuacja jest szczególnie ciężka. Jest to region w krajach europejskich, który w chwili obecnej ma największe problemy. Nie Włochy, ale Lombardia" - stwierdził profesor medycyny prewencyjnej.

Jak podkreślił, póki nie dojdzie do zjawiska "odporności stada", długo będzie trwała faza "życia z wirusem". "Oby były to miesiące, a nie lata" - dodał.

Z kolei w wywiadzie dla sobotniego wydania dziennika "La Repubblica" Ricciardi podkreślił, że w różnych częściach Włoch wirus nadal szerzy się za bardzo, by myśleć o otwieraniu kolejnych form aktywności. Poza tym w jego ocenie także w najbliższej przyszłości, już po złagodzeniu przepisów, trzeba będzie ograniczyć przemieszczanie się między włoskimi regionami.

Epidemia koronawirusa. Kraje stopniowo łagodzą obostrzenia

Obostrzenia luzowane są nie tylko we Włoszech. Od pewnego czasu zaczęły je ogłaszać również inne kraje, których dotknęła pandemia. Łagodzenie zakazów zapowiedziano również w Polsce. Od poniedziałku można będzie m.in. wchodzić do lasów. Planowane są też kolejne kroki, w tym m.in.


Zakażonych koronawirusem może być 50 razy więcej, niż myślimy. Udowodnili to naukowcy z Kalifornii

Badania z wykorzystaniem testów na obecność przeciwciał, które zostały przeprowadzone w Kalifornii w USA, wykazały, że infekcję wywołaną koronawirusem ma (albo już przeszło) kilkadziesiąt razy więcej osób, niż wskazywały na to oficjalne dane.

Badacze z renomowanego Uniwersytetu Stanforda przebadali na obecność przeciwciał 3,3 tys. ochotników z kalifornijskiego hrabstwa Santa Clara. Uzyskane wyniki wskazują, że infekcję koronawirusową przeszło tam już od 2,5 do 4,1 proc. mieszkańców.

To od pięćdziesięciu do osiemdziesięciu pięciu razy więcej niż liczba oficjalnie zarejestrowanych przypadków choroby Covid-19.

Koronawirus. Liczba przypadków wyższa od oficjalnych danych?

Badania pokazują, że do 1 kwietnia tego roku infekcję przeszło już od 48 do 81 tys. mieszkańców – ogłosili w piątek 17 kwietnia autorzy testu. Do tego momentu zgłoszonych zachorowań było zaledwie 956.

Obecność we krwi przeciwciał świadczy o tym, że system immunologiczny danej osoby walczył już z konkretnym patogenem, nawet jeśli pacjent nie miał żadnych symptomów. W wielu regionach USA, a także w innych krajach świata, prowadzone są obecnie testy, które mają wykazać, jaka jest faktyczna skala zachorowań i ile osób jeszcze może się zakazić.



zwiń tekst

ZBLIŻAMY SIĘ DO PUNKTU KRYTYCZNEGO NA GRENLANDII
Sob, 2 gru 2023 23:02 | komentarze: brak czytany: 2732x

W 2019 roku lodowce Grenlandii skurczyły się bardziej niż kiedykolwiek w historii pomiarów - potwierdzają naukowcy. To efekt bardzo wysokiej temperatury, ale też mniejszych opadów śniegu i słonecznego lata. Dwa letnie miesiące wystarczyły, żeby stopniało 600 miliardów ton wody - dość, by podnieść poziom morza o około dwa mm.Psi zaprzęg sunący po powierzchni morza. W rzeczywistości poruszał się on .......

czytaj dalej

W 2019 roku lodowce Grenlandii skurczyły się bardziej niż kiedykolwiek w historii pomiarów - potwierdzają naukowcy. To efekt bardzo wysokiej temperatury, ale też mniejszych opadów śniegu i słonecznego lata. Dwa letnie miesiące wystarczyły, żeby stopniało 600 miliardów ton wody - dość, by podnieść poziom morza o około dwa mm.

Psi zaprzęg sunący po powierzchni morza. W rzeczywistości poruszał się on po świeżo roztopionym lodzie. Błękitne niebo i ostre słońce. To zdjęcie obiegło cały świat i pokazuje skalę topnienia lodu na Grenlandii.



Już wtedy było jasne, że to bezprecedensowe zdarzenie. Teraz potwierdzają to wyniki badań i analiz - wynika z nowej publikacji naukowej w serwisie The Cryosphere. Autorzy badania piszą, że "niespotykane warunki atmosferyczne występujące latem 2019 r. nad Grenlandią" wpłynęły na rekordowe lub zbliżone do rekordowych topnienie. Spływ wody z topniejącego lodu był drugi największy w historii (po tym w roku 2012), zaś rekordowa była strata w tzw. bilansie masy (to współczynnik mierzący bilans między utratą lodu a przybywaniem nowego dzięki opadom).

Do wyjątkowych warunków należały zmiany w cyrkulacji mas powietrza, niskie opady śniegu w lecie (co dodatkowo sprawiło, że mniejsza była jasna powierzchnia odbijająca promieniowanie słoneczne) i większa liczba słonecznych dni. Rekordy topnienia lodu w Grenlandii pokazują, jak poważne jest ryzyko szybszego wzrostu poziomu morza z powodu zmian klimatu.




- W dekady niszczymy to, co powstawało tysiąclecia - skomentował wyniki raportu jeden z jego autorów, prof. Marco Tedesco z Columbia University. W rozmowie z Agencją Reutera powiedział, że to, to dzieje się w Grenlandii, niesie skutki dla całego świata.

W ubiegłym roku pokrywa lodowa Grenlandii straciła 600 miliardów ton wody. Ten jeden rok - a właściwie sezon, bo lodowce tracą masę w letnich miesiącach - topnienia może oznaczać wzrost poziomu morza o 1,5-2,2 mm (wg różnych badań). Ta pozornie niewielka liczba oznacza bezprecedensowy wzrost w krótkim czasie. Stopnienie całej pokrywy lodowej Grenlandii oznaczałoby wzrost poziomu morza o siedem metrów (zajmie to jednak tysiące lat). W Polsce pod wodą znalazłyby się Żuławy Wiślane, duża część wybrzeża i nadmorskich miast.

Woda z topniejącego lodu Grenlandii przyczyniła się 20-25 proc. dotychczasowego wzrostu poziomu morza. Jeśli emisje gazów cieplarnianych dalej będą rosły, to ten udział również będzie rosnąć, choć eksperci nie są pewni, jak może przebiegać topnienie największego lądolodu - w Antarktydzie. Jeżeli drastycznie nie ograniczymy emisji gazów cieplarnianych, to do końca stulecia poziom morza podniesie się o około jeden metr, wpływając na życie stek milionów ludzi, zwiększając zagrożenie związane z huraganami i powodziami.  

Dramat na Grenlandii

Nowe badanie pokazuje, że do rekordowego topnienia na Grenlandii przyczyniła się nie tylko temperatura, ale też inne czynniki, jak poziom nasłonecznienia i zmiany cyrkulacji powietrza. Reuters zwraca uwagę, że większość modeli, przy pomocy których naukowcy prognozują utratę lodu w Grenlandii, nie uwzględnia efektu zmian zmian w cyrkulacji atmosferycznej.

Tymczasem w 2019 nie tylko sama temperatura, ale właśnie inne warunki związane z cyrkulacją w atmosferze - więcej bezchmurnych dni, mniejsze opady śniegu - przyczyniły się do rekordowego topnienia lodu Grenlandii. To oznacza, że modele mogą poważnie zaniżać poziom topnienia lodu w przyszłości - uważają autorzy badania. - To niemal jakby pominąć połowę topnienia - ocenił prof. Tedesco.

Punkt krytyczny już w 2030

Topnienie lodu Grenlandii jest jednym z tzw. punktów krytycznych kryzysu klimatycznego. Oznacza to próg, po którego przekroczeniu dochodzi do poważnej zmiany całego systemu i dalszego napędzania ocieplenia. Ponadto jeden punkt krytyczny może wpłynąć na przekroczenie kolejnego i doprowadzić do "kaskady".

W Grenlandii może to oznaczać punkt, w którym utrata lodu jest tak duża, że sama wpływa na wzorce pogodowe. Np. odsłonięta przez topnienie ziemia pochłania większość energii ze słońca, podczas gdy jasny lód ją odbija. To przyczynia się do jeszcze większego ocieplenia. Inny mechanizm jest bardziej złożony, ale nie mniej groźny. Topnienie lodu w Arktyce i Grenlandii wprowadza dużo słodkiej wody do oceanu; to przyczynia się do spowolnienia cyrkulacji wody, która jest kluczowa w globalnym "transporcie" ciepła; to z kolei destabilizuje porę deszczową w Zachodniej Afryce i wywołuje susze w regionie Sahelu oraz Amazonii; wreszcie zakłóca to porę deszczową we wschodniej Azji, co z kolei wywołuje ocieplenie na Oceanie Południowym i przyspieszacza topnienie lodu Antarktyki.




Punktem krytycznym dla lądolodu Grenlandii jest ocieplenie o około 1,5°C - zatem może on zostać przekroczony już około 2030 roku.

źródło: Reuters, gazeta.pl



zwiń tekst

BURZA PYŁOWA NA LUBELSZCZYŹNIE - Polskę czeka ogromna burza
Sob, 2 gru 2023 23:02 | komentarze: brak czytany: 3071x

"To, co ujrzeliśmy, przypominało typową burzę piaskową z amerykańskich filmów" - opisują osoby, które spotkały zamieć pyłową na Lubelszczyźnie. Silny wiatr i panująca susza sprawiły, że powstały zjawiska kojarzone raczej z obszarami pustynnymi.Wiele doniesień wskazuje, że w tym roku czeka nas susza. Pierwsze skutki braku wody to nie tylko coraz liczniejsze pożary (więcej na ten temat: W Polsce płoną.......

czytaj dalej

"To, co ujrzeliśmy, przypominało typową burzę piaskową z amerykańskich filmów" - opisują osoby, które spotkały zamieć pyłową na Lubelszczyźnie. Silny wiatr i panująca susza sprawiły, że powstały zjawiska kojarzone raczej z obszarami pustynnymi.

Wiele doniesień wskazuje, że w tym roku czeka nas susza. Pierwsze skutki braku wody to nie tylko coraz liczniejsze pożary (więcej na ten temat: W Polsce płoną lasy. Od początku roku ponad 200 pożarów. "Sytuacja jest niebezpieczna). Niedobory wody zauważalne są już m.in. na Lubelszczyźnie.



Zgodnie z zapowiedziami Instytututu Meteorologii i Gospodarki Wodnej na wschodniej ścianie kraju należało się spodziewać silnego wiatru. Ten w połączeniu z przesuszoną glebą formował zamiecie pyłowe na nieobsianych polach.

Taką zamieć odnotowano w powiecie bialskim we wsi Kijowiec - donosi "Kurier Lubelski". Paweł Reducha, autor nagrania z tego zjawiska, opisywał, że coraz częściej obserwuje takie zamiecie, a widzialność "była ograniczona do zera".



"Burza piaskowa z amerykańskich filmów"
Podobne relacje zamieszczono na portalu meteolu.pl, którego autorzy wybrali się na poszukiwanie takiej zamieci:

To, co ujrzeliśmy, przypominało typową burzę piaskową z amerykańskich filmów. Widoczność była zerowa... Samochód cały brudny, wnętrze samochodu w piachu, ale dla poczucia tego zjawiska na własnej skórze warto było. Według prognoz w woj. lubelskim deszcz spadnie dopiero w niedzielę 19 kwietnia i ewentualnie w kolejnych dniach.




zwiń tekst

WHO: nie wszyscy wyleczeni z koronawirusa mają przeciwciała i są odporni na nową infekcję
Sob, 2 gru 2023 23:02 | komentarze: brak czytany: 2719x

- Osoby, które mają wykrywalny poziom przeciwciał, powinni być chronieni, ale nie wiadomo, przez jaki czas - informują eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). - Jeśli chodzi o wyleczenie, a następnie ponowne zakażenie, uważam, że nie mamy tu odpowiedzi. Nie wszyscy wyleczeni mają przeciwciała i są odporni - dodaje ekspert ds. sytuacji nadzwyczajnych WHO, dr Mike Ryan.- Wstępne badanie pacjentów.......

czytaj dalej

- Osoby, które mają wykrywalny poziom przeciwciał, powinni być chronieni, ale nie wiadomo, przez jaki czas - informują eksperci Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). - Jeśli chodzi o wyleczenie, a następnie ponowne zakażenie, uważam, że nie mamy tu odpowiedzi. Nie wszyscy wyleczeni mają przeciwciała i są odporni - dodaje ekspert ds. sytuacji nadzwyczajnych WHO, dr Mike Ryan.

- Wstępne badanie pacjentów w Szanghaju wykazało, że niektórzy nie mieli "wykrywalnych przeciwciał", podczas gdy inni mieli ich bardzo wysoki poziom - podkreśliła epidemiolog WHO, dr Maria Van Kerkhove. Dodała, że to, czy pacjenci z wysokim poziomem przeciwciał są odporni na drugą infekcję, stanowi "osobne zagadnienie".

Ponad 300 tys. osób z 1,87 mln potwierdzonych zakażonych na całym świecie wyzdrowiało - zauważyli przedstawiciele WHO, dodając, że potrzebują więcej danych, by zrozumieć odpowiedź immunologiczną wyleczonych i to, czy daje ona odporność i na jak długo.

WHO przestrzega przed znoszeniem ograniczeń i otwieraniem firm.

Dyrektor generalny WHO, Tedros Adhanom Ghebreyesus, przestrzegł również w poniedziałek przed zniesieniem ograniczeń w przemieszczaniu się ludności i ponownym otwarciem firm, pomimo że prezydent USA Donald Trump czy gubernator Nowego Jorku Andrew Cuomo wyrazili nadzieję na ponowne otwarcie firm, gdy tylko będzie to możliwe.

- Chociaż COVID-19 przyspiesza bardzo szybko, to spowalnia znacznie wolniej - podkreślił Tedros. - Oznacza to, że środki kontrolne należy znosić powoli i pod nadzorem - dodał. Tedros zaapelował również o to, by decyzje dotyczące znoszenia ograniczeń były oparte przede wszystkim na trosce o ochronę życia ludzkiego.



Badania pokazują, które choroby towarzyszące są najgroźniejsze

Jednak CarePort (amerykańska firma zbierająca dane dotyczące koronawirusa w USA) zauważa, że po skorygowaniu szacowanej śmiertelności i uwzględnieniu wieku pacjentów, okazuje się, że przewlekła choroba nerek powoduje 2,5-krotnie większe ryzyko śmierci wśród pacjentów.

Według CarePort, dla 85-latka, który nie ma chorób przewlekłych i jest hospitalizowany, ryzyko śmiertelności wynosi między 22 a 27 proc. Ale jeśli dana osoba ma np. ostre uszkodzenie nerek, ryzyko śmiertelności wzrasta do 39, a nawet 49 proc. - Choroba nerek wydaje się być największym zagrożeniem - przyznaje reprezentująca firmę Lissa Hu.

Do powszechnych chorób, z którymi wiąże się wyższy poziomem umieralności przy zakażeniu koronawirusem należą: cukrzyca, choroby płuc i choroby serca.





zwiń tekst

KORONAWIRUS DAJE OGROMNĄ SZANSĘ NA ZATRZYMANIE ŚWIATOWEJ RZEZI DZIKICH ZWIERZĄT
Sob, 2 gru 2023 23:02 | komentarze: brak czytany: 3299x

W Azji przestraszono się pandemii. Mieszkańcy kilku krajów chcą zakazu handlu dzikimi zwierzętami. Z najnowszych badań WWF wynika, że coraz większa liczba mieszkańców Azji Południowo-Wschodniej popiera zakaz handlu dzikimi zwierzętami. Wpływ na to może mieć wysokie zaniepokojenie pandemią koronawirusa, która zasięgiem objęła już cały świat./targ mięsem dzikich zwierząt w Wuhan, Chiny)Jak czytamy na.......

czytaj dalej

W Azji przestraszono się pandemii. Mieszkańcy kilku krajów chcą zakazu handlu dzikimi zwierzętami. Z najnowszych badań WWF wynika, że coraz większa liczba mieszkańców Azji Południowo-Wschodniej popiera zakaz handlu dzikimi zwierzętami. Wpływ na to może mieć wysokie zaniepokojenie pandemią koronawirusa, która zasięgiem objęła już cały świat.



/targ mięsem dzikich zwierząt w Wuhan, Chiny)

Jak czytamy na stronie WWF, 93 procent mieszkańców Azji Południowo-Wschodniej i Hongkongu popiera pomysł zamknięcia nielegalnych i nieuregulowanych rynków, na których prowadzony jest handel dzikimi zwierzętami. Ankieta została przeprowadzona w marcu wśród 5000 respondentów z Hongkongu, Japonii, Mjanmy, Tajlandii i Wietnamu.

WHO potwierdziła, że pandemia SARS-CoV-2, podobnie jak epidemie SARS, MERS i Ebola ma pochodzenie odzwierzęce. W związku z tym WWF postanowiła sprawdzić, czy koronawirus zmienił stosunek mieszkańców Azji do handlu dzikimi zwierzętami. Pandemią koronawirusa poważnie lub bardzo poważnie zaniepokojonych jest aż 82 procent badanych. 9 proc. ankietowanych przyznało, że znają kogoś lub sami kupili mięso dzikich zwierząt na takich targach w ciągu ostatni 12 miesięcy. Aż 84 proc. przyznaje jednak, że jest mało prawdopodobne, by po ostatniej pandemii w przyszłości sięgnęli jeszcze po takie produkty.




Chiny już 24 lutego wprowadziły całkowity zakaz polowania, handlu, transportu i jedzenia dzikich zwierząt, który obowiązuje na terenie kraju. Nad podobną dyrektywą pracuje też rząd Wietnamu. - Inne rządy azjatyckie muszą także podążać tą drogą, zamykając swoje rynki handlu dziką przyrodą o wysokim ryzyku i kończąc ten handel raz na zawsze, aby uratować życie i pomóc zapobiec powtórzeniu się zakłóceń społecznych i gospodarczych, których doświadczamy dzisiaj na całym świecie - powiedział dyrektor regionalny programu Azji i Pacyfiku WWF Christy Williams. Ankieta WWF jest pierwszym badaniem publicznym na temat związku między pandemią COVID-19, a handlem dziką przyrodą, która została przeprowadzona w Azji.

- Ludzie są głęboko zaniepokojeni i wyrażają chęć wsparcia swoich rządów w podejmowaniu działań zapobiegających potencjalnym przyszłym globalnym kryzysom zdrowotnym pochodzącym z rynków handlu dziką fauną i florą. Czas połączyć kropki między handlem dziką przyrodą, degradacją środowiska i zagrożeniem dla zdrowia ludzi. Podjęcie działań zarówno w stosunku do ludzi, jak i wielu gatunków dzikich zwierząt zagrożonych konsumpcją i handlem, ma zasadnicze znaczenie dla naszego przetrwania - dodaje z kolei dyrektor generalny WWF International Marco Lambertini.


Tego typu informacje pokazują, że pandemia koronawirusa ma charakter karmiczny. To oznacza, że to wydarzenie ma szansę doprowadzić do przebudzenia ludzkości.

Koronawirus w Stanach Zjednoczonych. Naczelny lekarz USA pokazuje jak w 40 sekund zrobić maseczkę z koszulki

Naczelny lekarz Stanów Zjednoczonych dr Jerome Adams zademonstrował, jak w zaledwie 40 sekund zrobić maskę na twarz, która może chronić przed zakażeniem koronawirusem. Lekarz zaleca noszenie ich w miejscach publicznych, gdzie nie zawsze da się utrzymać bezpieczny dystans dwóch metrów od kolejnej osoby.

Jak podaje ABC News 4 maseczka na twarz zaprezentowana przez Jerome Adamsa może być wykonana z materiałów, które można znaleźć w naszym domu. Może to być szalik, chusta, ręcznik lub koszulka. Naczelny lekarz Stanów Zjednoczonych na nagraniu zamieszczonym na serwisie YouTube pokazał, jak wykonać maseczkę.

Naczelny lekarz USA pokazuje, jak w 40 sekund zrobić maseczkę - wystarczy koszulka i dwie gumki

Najpierw musimy wyciąć większy prostokąt materiału, który składamy do połowy od jego dolnej części oraz do połowy z jego górnej części. Następnie po raz kolejny zaginamy dolny i górny brzeg koszulki do środka. Później należy wziąć dwie gumki recepturki i umieścić je przy końcach złożonej tkaniny. Wystające końcówki ponownie składamy do środka, a następnie przykładamy maskę do twarzy.

Wcześniej dr Jerome Adams apelował do mieszkańców Stanów Zjednoczonych, by przestali kupować i nosić maseczki. Anestezjolog na początku marca mówił, że nie chronią one przed zakażeniem koronawirusem, a nawet mogą zwiększyć ryzyko infekcji.

- Z ostatnich badań wiemy, że znaczna część osób zakażonych koronawirusem jest bezobjawowa, a część osób może zakażać wirusem jeszcze zanim rozwiną się u nich objawy infekcji - dodaje amerykańskie Centrum Kontroli i Prewencji Chorób wyjaśniając powód zmiany zaleceń.

CDC kontynuuje badania dotyczące rozprzestrzeniania się koronawirusa w społeczeństwie. W świetle dotychczasowych ustaleń amerykańska jednostka badawcza zaleca zakrywanie twarzy maseczkami w miejscach publicznych oraz w miejscach, gdzie trudno utrzymać zalecany dystans np. w sklepach czy aptekach.

"Bardzo ważne jest podkreślenie, że utrzymywanie dwumetrowego dystansu społecznego jest istotnym krokiem w spowolnieniu rozprzestrzeniania się wirusa. CDC dodatkowo zaleca stosowanie prostych, materiałowych maseczek na twarz. Dzięki temu osoby, które jeszcze nie mają objawów zakażenia, nie będą rozprzestrzeniały koronawirusa na inne osoby. Zalecane jest tworzenie własnych materiałowych maseczek na twarz, ponieważ maski chirurgiczne czy z filtrami N-95 są na wyczerpaniu, a muszą być dostarczone przede wszystkim pracownikom służby zdrowia" - napisano w komunikacie na stronie CDC.
źródło: gazeta.pl



zwiń tekst

KORONAWIRUS 2.0 - MAMY JUŻ DO CZYNIENIA Z BARDZIEJ AGRESYWNĄ ODMIANĄ WIRUSA NIŻ TEN Z WUHAN
Sob, 2 gru 2023 23:03 | komentarze: brak czytany: 3647x

Nowy koronawirus ma w sobie wpisany mechanizm samodoskonalenia i wyraźnie zmutował, stąd jest o wiele bardziej skuteczny w atakowania człowieka niż ta wersja, którą poznaliśmy w Wuhan w grudniu 2019. Udoskonalił metody przyłączania się do komórek i "usypiania" czujności układu immunologicznego. Mimo wielu podobieństw do znanych nam wcześniej koronawirusów, wydaje się być ich doskonalszą wersją.Na .......

czytaj dalej

Nowy koronawirus ma w sobie wpisany mechanizm samodoskonalenia i wyraźnie zmutował, stąd jest o wiele bardziej skuteczny w atakowania człowieka niż ta wersja, którą poznaliśmy w Wuhan w grudniu 2019. Udoskonalił metody przyłączania się do komórek i "usypiania" czujności układu immunologicznego. Mimo wielu podobieństw do znanych nam wcześniej koronawirusów, wydaje się być ich doskonalszą wersją.

Na łamach "The Conversation" amerykański biolog Benjamin Neuman podsumowuje dotychczasową wiedzę na temat tego, w jaki sposób nowy koronawirus tak skutecznie atakuje ludzkie ciało.




Nowy koronawirus, nazwany SARS-CoV-2, jest w zasadzie pod względem genetycznym bardzo podobny do innych znanych nam już groźnych wirusów z tej rodziny, takich jak SARS-CoV lub MERS-CoV (CoV to skrót od słowa coronavirus). Dlaczego jednak tak łatwo i ciężko zakaża ludzi, zataczając znacznie szersze kręgi niż tamte patogeny? Po dwóch latach ataków SARS w końcu zaniknął wśród ludzi. MERS co prawda nadal stanowi problem, ale nie przenosi się tak łatwo i szybko jak nowy koronawirus. Jego zasięg ogranicza się w zasadzie do Bliskiego Wschodu i kilku niewielkich rejonów w Azji.




Uważne obserwacje genetyków pokazują, że nowy koronawirus jest niemal doskonałe przystosowany do atakowania ludzkich komórek. W wyniku wielu mutacji udało mu się dokonać tego, czego nie osiągnęły tamte koronawirusy. Zyskał bowiem inny zestaw genów, zwanych akcesoriami, które stanowią o jego przewadze w strategicznych miejscach.

W jaki sposób nowy koronawirus zakaża komórkę?

Najpierw cząsteczka, zawierająca materiał genetyczny w postaci RNA, szuka odpowiedniego miejsca, gdzie mogłaby się zadokować. Koronawirus upodobał sobie receptory ludzkie określane nazwą ACE2. Ten receptor zbudowany jest z białka, zaangażowanego w procesy regulacji ciśnienia krwi.




Koronawirus, wyglądający jak mała niemal idealna kuleczka z wystającymi kolcami, zbliża się zatem do receptorowego białka i kieruje w jego stronę koniec tego kolca, uzbrojony w białko S. To białko występuje  w dwóch tzw. podjednostkach, określanych jako S1 i S2, które wyróżnione zostały ze względu na pełnione funkcje.

Infekcja rozpoczyna się w momencie, gdy białko S zaczepi się o białko receptora ACE2. W tym momencie na koniuszku kolca następują pewne zmiany. Kolec rozkłada się, a potem ponownie składa, w czym pomaga mu specyficzna budowa białka S, przypominająca sprężynę. Dzięki tym przekształceniom kolec może się uczepić receptora, a następnie utworzyć kanał, łączący wirusa i komórkę. Przez ten kanał do wnętrza komórki przedostaje się materiał genetyczny koronawirusa. Gdy to już się stanie, zaczyna się proces namnażania wirusa, czyli reprodukcji materiału genetycznego.

Jak rozwija się choroba COVID-19?

Nowy koronawirus osiedla się w komórkach płucnych typu II. To te komórki, który wydzielają specjalny śluz, ułatwiający wślizgnięcie się powietrza do płuc. Szkody, jakie COVID-19 wyrządza w organizmie, tak naprawdę spowodowane są przez układ odpornościowy, który prowadzi "politykę spalonej ziemi", aby powstrzymać rozprzestrzenianie się koronawirusa - pisze Benjamin Neuman.

Tak wyglądają płuca osoby, którą zainfekował koronawirus.




Wygląda to tak, że miliony komórek układu odpornościowego atakują zainfekowaną tkankę płucną i powodują ogromne zniszczenia podczas procesu oczyszczania z wirusa. Ta walka, manifestująca się wzmożonym procesem zapalnym, powoduje zmiany w płucach różnej wielkości, od niewielkich (wielkości winogrona) do dużych (wielkości grapefruita). I to jest wyzwanie dla lekarzy, którzy muszą utrzymać odpowiedni poziom dotlenienia krwi, podczas gdy uszkodzone płuca naprawiają szkody. W takiej sytuacji podłącza się pacjentów do urządzeń wspomagających oddychanie, czyli do respiratora lub - w skrajnym przypadku - do tzw. płucoserca.

Wydaje się, że to dlatego COVID-19 w tak różnym stopniu dotyka chorych, że młode organizmy - po prostu - lepiej sobie radzą z usuwaniem wirusa. Ponadto, jeżeli po infekcji większość białka ACE2 jest nieczynna, wzrastają problemy u osób z wysokim ciśnieniem krwi -  pisze autor artykułu.

Przebieg COVID-19 dlatego też jest cięższy niż np. sezonowa grypa, ponieważ nowy koronawirus potrafi na wiele sposobów powstrzymać układ odpornościowy od interwencji zaraz na początku infekcji, w momencie gdy dopiero zaczyna atakować komórkę. Gdy organizm próbuje zaalarmować układ odpornościowy za pomocą białka o nazwie interferon, koronawirus blokuje ten alarm, odcinając substancje białkowe, niosące ostrzeżenie, a ostatecznie niszcząc wszelkie instrukcje antywirusowe. W rezultacie koronawirus może się zagnieździć w organizmie nawet na miesiąc, podczas gdy zwykła grypa mija po tygodniu. Dlatego szybkość transmisji koronawirusa jest nieco wyższa niż wirusa grypy H1N1 w 2009 roku, a przy tym SARS-CoV-2 jest 10 razy bardziej zabójczy - podsumowuje autor.

Czego nadal nie wiemy o SARS-CoV-2

Nie potrafimy jeszcze w szczegółach powiedzieć, w jaki sposób dochodzi do rozwoju choroby, nie wiadomo też, jakie interakcje zachodzą pomiędzy białkami wewnątrz komórki, jaka jest struktura białek wytwarzanych przez zreplikowane wirusy i jak pracuje "maszyna" do kopiowania wirusów.

Ponadto nadal nie wiemy, jak koronawirus zareaguje na zmiany pór roku. Jak wiadomo, grypa woli raczej zimną porę roku, niektóre ludzkie wirusy są aktywne przez cały rok. Ale nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego.

Autorem artykułu, opublikowanego na łamach The Conversation, jest Benjamin Neuman, profesor biologii w Texas A&M University-Texarkana.

Źródła: ScienceAlert.com, The Conversation  ViralZone, The Lancet, gazeta.pl




Brytyjski premier Boris Johnson został przeniesiony na szpitalny oddział intensywnej terapii po tym, jak z powodu zakażenia koronawirusem w poniedziałek wieczorem raptownie pogorszył się stan jego zdrowia. Na prośbę Johnsona obowiązki szefa rządu przejął tymczasowo minister spraw zagranicznych Dominic Raab. Brytyjskie media spekulują, że być może przeniesienie premiera na OIOM oznacza to, że jego oddychanie wspomaga respirator.


Brytyjski premier na początku wybuchu pandemii zasłynął tym, że wyśmiewał zagrożenie koronawirusem uznając koronawirus za "zwykłą grypę, której nie powinno się poświęcać zbyt wiele czasu". W jednej z cytowanych przez tabloidy wypowiedzi zasugerował, że cyt. "lepiej ze śmiechem pójść do pubu i nie przejmować się bzdurami i medialnymi bajdurzeniami fantastów, którzy tylko chcą szerzyć niepotrzebną panikę, która dumnym Brytyjczykom naprawdę nie jest potrzebna".

Informację o przeniesieniu 55-letniego Borisa Johnsona na oddział intensywnej terapii przekazało w poniedziałek wieczorem biuro brytyjskiego premiera na Downing Street. Dodano, że Johnson poprosił ministra spraw zagranicznych Dominica Raaba o tymczasowe przejęcie jego obowiązków.



zwiń tekst

Koronawirus wpłynął na wibracje Ziemi! CNN: Ograniczenia sprawiają, że Ziemia mniej wibruje
Sob, 2 gru 2023 23:03 | komentarze: brak czytany: 3266x

O tym zdumiewającym zjawisku poinformowała telewizja CNN - sejsmolodzy obserwują znacznie mniej hałasu sejsmicznego, czyli wibracji wytwarzanych przez samochody, pociągi, autobusy i ludzi poruszających się na co dzień. Ma to wynikać z ograniczenia mobilności wywołanego przez pandemię koronawirusa.Według CNN, jako pierwszy na zjawisko to uwagę zwrócił w Brukseli Thomas Lecocq, geolog i sejsmolog z .......

czytaj dalej

O tym zdumiewającym zjawisku poinformowała telewizja CNN - sejsmolodzy obserwują znacznie mniej hałasu sejsmicznego, czyli wibracji wytwarzanych przez samochody, pociągi, autobusy i ludzi poruszających się na co dzień. Ma to wynikać z ograniczenia mobilności wywołanego przez pandemię koronawirusa.

Według CNN, jako pierwszy na zjawisko to uwagę zwrócił w Brukseli Thomas Lecocq, geolog i sejsmolog z Królewskiego Obserwatorium w Belgii.





Według Lecocqa od połowy marca w Brukseli obserwuje się nawet 50-procentową redukcję hałasu sejsmicznego. Ma to miejsce od momentu, kiedy kraj ten podjął decyzję o zamknięciu szkół i przedsiębiorstw oraz wprowadził inne środki, których celem jest ograniczenie kontaktu między ludźmi. Spadek hałasu sejsmicznego jest podobny do tego, co zaobserwować można co roku przy okazji Świąt Bożego Narodzenia.

Sejsmolodzy w innych miastach widzą podobne efekty w swoich regionach. Paula Koelemeijer zamieściła na Twitterze wykres pokazujący poziom hałasu w zachodnim Londynie. Do znaczącej redukcji doszło w okresie po zamknięciu szkół i wprowadzeniu szeregu ograniczeń w Wielkiej Brytanii.



W rozmowie z CNN Lecocq stwierdził, że wykresy przedstawiające redukcję hałasu sejsmicznego są dowodem na to, że ludzie przestrzegają wprowadzonych przez rządy ograniczeń. - Z sejsmologicznego punktu widzenia możemy powiedzieć: jeśli jesteście samotni siedząc w domach, może pocieszy was to, że nie jesteście sami, wszyscy przestrzegają zasad - powiedział belgijski naukowiec.





zwiń tekst

ZADZIWIAJĄCE EFEKTY ŚWIATOWEJ PANDEMII KORONAWIRUSA - w Chinach pierwsze miasto zakazało jedzenia mięsa psów i kotów
Sob, 2 gru 2023 23:03 | komentarze: brak czytany: 2773x

Zwolennicy teorii (w tym my) o tym, że koronawirus to koło ratunkowe rzucone przez Ziemię (Gaję) dla maltretowanych zwierząt zyskali mocne potwierdzenie jej prawdziwości. Shenzhen jest pierwszym chińskim miastem, w którym wprowadzony został zakaz sprzedaży i spożywania mięsa psów oraz kotów. Nowe prawo wejdzie w życie od 1 maja.Jak podaje BBC nowe rozporządzenie pojawiło się w wyniku epidemii koronawirusa.......

czytaj dalej

Zwolennicy teorii (w tym my) o tym, że koronawirus to koło ratunkowe rzucone przez Ziemię (Gaję) dla maltretowanych zwierząt zyskali mocne potwierdzenie jej prawdziwości. Shenzhen jest pierwszym chińskim miastem, w którym wprowadzony został zakaz sprzedaży i spożywania mięsa psów oraz kotów. Nowe prawo wejdzie w życie od 1 maja.

Jak podaje BBC nowe rozporządzenie pojawiło się w wyniku epidemii koronawirusa. Ogniskiem zakażeń miał być targ w Wuhan, w którym sprzedawano mięso dzikich zwierząt np. węży czy nietoperzy. W lutym "South China Morning Post" poinformował o wprowadzeniu przez chińskie władze nowego prawa, na podstawie którego zakazano jedzenia dzikich zwierząt i handlu nimi. Ustawa weszła w życie w trybie natychmiastowym, jednak po protestach została zmieniona. Z listy wykreślone zostały żółwie i żaby, które mogą nadal mogą być spożywane w Chinach.  




W Shenzhen zakazano jedzenia psów i kotów. W Chinach rocznie zabijanych jest 14 mln tych zwierząt
Władze miasta Shenzhen postanowiły pójść o krok dalej i rozszerzyć zakaz także o mięso psów i kotów. Nowe przepisy wejdą w życie 1 maja. - Psy i koty jako zwierzęta domowe nawiązały znacznie bliższe relacje z ludźmi, niż jakiekolwiek inne zwierzęta. Zakaz konsumpcji psów i kotów oraz innych zwierząt domowych jest powszechną praktyką w krajach rozwiniętych, ale też w bliskim nam kulturowo Hongkongu i na Tajwanie - powiedziały władze miasta Shenzhen argumentując wprowadzenie zakazu. Obostrzenia mają także "odpowiadać na potrzeby i ducha cywilizacji człowieka".

Decyzję chińskiego miasta pochwaliła organizacja Humane Society International, która zajmuje się ochroną życia i praw zwierząt na całym świecie. - To naprawdę może być przełomowy moment dążący do zniesienia brutalnego handlu zwierzętami. W Chinach z tego powodu rocznie zabijanych jest około 10 milionów psów i 4 miliony kotów - powiedział dr Peter Li, specjalista ds. kontaktów HSI z Chinami. Doktor Li powiedział, że większość Chińczyków deklaruje, że nigdy nie jadła mięsa psów lub kotów i nigdy nie chce tego spróbować.

Jak zauważa BBC decyzja o zakazie jedzenia psów i kotów w Shenzhen zbiegła się w czasie z decyzją władz Chin, gdzie do leczenia koronawirusa zatwierdzono stosowanie kwasu żółciowego niedźwiedzi. Płyny trawienne tych zwierząt od lat stosowane są w tradycyjnej chińskiej medycynie. Pobierana jest z żywych niedźwiedzi, które przebywają w niewoli. Oczywiście żadne badania nie potwierdziły, by kwasy żółciowe miały wpływ na leczenie jakiejkolwiek choroby, w tym koronawirusa. - W ogóle nie powinniśmy wprowadzać terapii produktami odzwierzęcymi, takimi jak kwas żółciowy niedźwiedzia, a zwłaszcza w leczeniu koronawirusa, który prawdopodobnie wziął się z dzikiej przyrody - powiedział rzecznik fundacji Animals Asia Brian Daly.


Z poczty do FN ...

[...] W tych dość posępnych dniach mroku moze by Tak dla odmiany coś emanującego pozytywną energią. Zdecydowanie zalecam:

youtu.be/pLxd3UshLDo

Podrawiam i życzę wszystkim zdrowych, radosnych, pełnych empatii, przyjaznych, bezkrwawych* Światów!!! (bo każdy ma poniekąd swój)



zwiń tekst

Tajemnica włoskiego miasteczka Ferrera Erbognone. Nikt nie jest zarażony koronawirusem, choć wokół miasteczka jest czerwona strefa.
Sob, 2 gru 2023 23:04 | komentarze: brak czytany: 3165x

Dotychczas we Włoszech zdiagnozowano ponad 101 tys. przypadków zakażenia koronawirusem. Jednym z najbardziej dotkniętych przez pandemię regionów jest Lombardia. Na jej terenie znajduje się jednak miasteczko, w którym dotychczas żaden z mieszkańców nie został zarażony. Naukowcy rozpoczęli badania nad tym fenomenem.Włoskie władze publikują najnowsze dane dotyczące rozprzestrzeniania się pandemii koronawirusa.......

czytaj dalej

Dotychczas we Włoszech zdiagnozowano ponad 101 tys. przypadków zakażenia koronawirusem. Jednym z najbardziej dotkniętych przez pandemię regionów jest Lombardia. Na jej terenie znajduje się jednak miasteczko, w którym dotychczas żaden z mieszkańców nie został zarażony. Naukowcy rozpoczęli badania nad tym fenomenem.




Włoskie władze publikują najnowsze dane dotyczące rozprzestrzeniania się pandemii koronawirusa codziennie około godziny 18.00. Z ostatniego komunikatu wynika, że łącznie od początku trwania epidemii we Włoszech zdiagnozowano 101 739 przypadków zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2, z czego w ciągu doby – 4050. Liczba ofiar śmiertelnych wzrosła od wczoraj o 812, całkowity bilans to 11591 osób. Najwięcej przypadków COVID-19 wykryto w Lombardii, gdzie zakażonych zostało aż 42161 osób, z czego 6818 zmarło. Od wczoraj w tym regionie zdiagnozowano 1154 nowych pacjentów, a 458 kolejnych osób zmarło.

Zagadkowa miejscowości

Lombardia jest jednym z najbardziej dotkniętych regionów przez koronawirusa. Co ciekawe w miejscowości Ferrera Erbognone, położonej we wspomnianym regionie, nie potwierdzono dotychczas ani jednego przypadku COVID-19. Ten fakt do tego stopnia zaciekawił naukowców, że postanowili rozpocząć prace badawcze na ten temat. Chętni mieszkańcy mają wykonać badania krwi, a testy rzecz jasna będą dobrowolne. Naukowcy zakładają dwa scenariusze – twierdzą, że brak potwierdzonych przypadków na terenie Ferrera Erbognone może być całkowicie przypadkowy, ale z drugiej strony liczą się z tym, że może występować ewentualne podłoże na tle genetycznym, które np. pozwala mieszkańcom tej miejscowości przechodzić infekcję bezobjawowo.




I jeszcze jedna ciekawa informacja w sprawie koronawirusa.



George Gao, szef chińskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób, jest głównym mózgiem walki z epidemią w Chinach. Wywiad z nim na temat pandemii COVID-19 udało się przeprowadzić tygodnikowi "Science" (dziennikarze starali się o to przez dwa miesiące).

Zalecenia Gao są m.in. następujące:

Wszyscy, którzy wychodzą z domów, muszą nosić maseczki.
Zakażonych koronawirusem, nawet jeśli nie mają objawów, należy izolować
Maseczki nie mają służyć ochronie tych, którzy w miejscach publicznych je noszą. Mają chronić innych przed potencjalnymi zakażonymi koronawirusem SARS-CoV-2.

- To, że ludzie [przebywający w strefie publicznej] nie noszą maseczek, to największy błąd, jaki popełniają USA i Europa - uważa Gao.

- Wirus przenosi się drogą kropelkową i podczas bliskiego kontaktu. Nawet kiedy mówimy, kropelki [śliny] wypryskają nam z ust. A przecież wiele osób, które nie mają żadnych objawów choroby [COVID-19] albo mają je bardzo ograniczone, jest zakażonych! W maseczkach nie zakażałyby innych ludzi - mówi Gao.

Pytany o to, czego inne kraje mogą się nauczyć od Chin i ich walki z koronawirusem oraz pandemią choroby COVID-19, Gao nie ma wątpliwości:

- Podstawą trzymania w ryzach każdej choroby zakaźnej, szczególnie tych przenoszonych drogą kropelkową i atakujących układ oddechowy, jest zachowanie bezpiecznej odległości pomiędzy ludźmi.

Stąd społeczne czy raczej fizyczne odosobnienie (bo przecież możemy ciągle pielęgnować nasze kontakty społeczne - przez internet czy telefon) jest pierwszą niefarmaceutyczną odpowiedzią na wybuch epidemii. Dopóki nie ma leków i szczepionki, to jedyny sposób na powstrzymanie rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych.

- Po drugie - tłumaczy dalej Gao - trzeba bezwzględnie odizolować wszystkich zakażonych.
Po trzecie, poddać kwarantannie wszystkich tych, którzy mieli kontakt z zakażonymi. Po czwarte, zawiesić wszelkie spotkania w strefie publicznej. Po piąte, ograniczyć przemieszczanie się ludzi [żeby nie roznosili choroby].

Przy czym Chiny wprowadziły te zasady o wiele bardziej restrykcyjnie niż państwa zachodnie. Nawet osoby z łagodnymi objawami choroby są izolowane - w tymczasowych szpitalach, które wybudowano specjalnie w tym celu. Rodziny zakażonych nie mają tam dostępu.

W Polsce i innych krajach cywilizacji zachodniej tacy pacjenci mają przechorować COVID-19 w domach.

- Zakażeni muszą zostać odizolowani [żeby nie zakażali innych, m.in. swoich bliskich] - podkreśla Gao. - Jedynym sposobem zachowania kontroli nad COVID-19 jest usunięcie źródła infekcji. Dlatego pobudowaliśmy modułowe [kontenerowe] szpitale i zamieniliśmy stadiony w szpitale.

Jak jednak wykryć zakażonych, jeśli mają tylko łagodne objawy choroby albo wręcz żadnych? Tak zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2 przechodzi 80 proc. zainfekowanych.

Chiny wprowadziły masowe pomiary temperatury. Bez jej pomiaru nie można wejść nawet do sklepu czy do transportu zbiorowego. Innym środkiem wprowadzonym na Tajwanie, w Korei Południowej czy w Niemczech oraz krajach skandynawskich są masowe testy wykrywające obecność koronawirusa w organizmach ludzi. Dzięki temu można odizolować więcej osób zakażonych, a te zdrowe mogą normalnie pracować.

Pytany o to, czy mieszkańcy Chin, w których epidemia pojawiła się pierwsza, nabyli już zbiorową odporność na koronawirusa SARS-CoV-2, Gao nie ma wątpliwości, że jeszcze na to za wcześnie (szacuje się, że aby osiągnąć zbiorową odporność, zakażeniu lub zaszczepieniu - a szczepionki długo nie będzie - musi ulec co najmniej 70 proc. populacji).

Uczeni z Chin - oraz naukowcy z innych krajów - pracują obecnie zarówno nad znalezieniem leku na COVID-19, jak i szczepionki na SARS-CoV-2. W kwietniu, obiecuje Gao, Chińczycy mają opublikować wyniki swoich badań klinicznych nad zastosowaniem remdesiviru. To lek stosowany dotąd w leczeniu zakażeń wirusami Ebola i Marburg.

W swoich badaniach nad nowymi lekami Chińczycy (jak i inni badacze) wykorzystują również tzw. modele zwierzęce - małpy oraz transgeniczne myszy, które mają w komórkach układu oddechowego receptory ACE2, do których przyczepia się koronawirus SARS-CoV-2.
"Science" pytało szefa chińskiego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób także o to, czy Chiny zrobiły wszystko, co należało, żeby odpowiednio wcześnie ostrzec świat przed nową epidemią. Jak można się spodziewać, George Gao uważa, że tak.

Pytany o to, czy źródłem SARS-CoV-2 był niesławny mokry targ w Wuhanie (na którym zabija się i sprzedaje m.in. dzikie zwierzęta), Gao odpowiada, że to możliwe. Ale targ mógł być też nie tyle pierwotnym źródłem koronawirusa, ile miejscem, w którym uległ on namnożeniu.

Cały wywiad można przeczytać na stronach "Science.






Ostatnie dni na świecie przynoszą kolejne fotografie, które przechodzą do historii świata. Oto kolejna z nich - odkażanie słynnej "Ściany Płaczu" w Jerozolimie. Zdjęcie trafia do Archiwum Foto FN.





zwiń tekst

STRONA
1 17 18 19 20 21 22 23 50 64
Strona 20 / 64

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.