Dziś jest:
Wtorek, 17 czerwca 2025
Szczęście jest jak motyl: kiedy usiłujesz je złapać, zawsze wymyka ci się z rąk. Ale jeśli cichutko usiądziesz, to może samo do ciebie przyleci.
Nathaniel Hawthorne
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie.
Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Nasi czytelnicy mają bardzo dobrze wyostrzone zmysły poszukiwania historii, które potwierdzają przeróżne tezy, które od lat głosimy w naszych serwisach. Jedną z najważniejszych jest wiedza o reinkarnacji, czyli wędrówce dusz. Wiemy od dawna, że dzieci, które zginęły w nagły sposób po 2-3 latach pobytu w zaświatach często wracają do swoich rodziców. Nie ma tu reguły, ale naprawdę takich historii jest wiele. Jak wracają? Czasami rodzą się jako ich dzieci, czasami dzieci dalszej rodziny, sąsiadów itp. Tym razem mamy do czynienia prawdopodobnie z rzadkim przypadkiem powrotu całej trójki razem. Oczywiście w artykułach o tej historii w mediach nie ma na ten temat nawet słowa, ale na pokładzie Nautilus stawiamy dolary przeciwko orzechom, że dokładnie jest to typowy powrót reinkarnacyjny. Za zgłoszenie tej historii bardzo dziękujemy naszemu czytelnikowi.
/poniżej artykuł, który ukazał się w dziale "dziecko" serwisu interia.pl/
Trójka i... trójka
Stracili w wypadku troje dzieci. Trudno uwierzyć, co spotkało ich później.
Trójka rodzeństwa zginęłą w tragicznym wypadku /YouTube
Lorie i Chris Coble stracili dwie córki i syna w wypadku.
Jak mówi Oprah Winfrey w wywiadzie z tą niezwykłą rodziną, czasem życie niespodziewanie zmienia się na gorsze, ale niekiedy ludzie wychodzą z pozornie tragicznych sytuacji obronną ręką i doświadczają szczęścia, choć nic tego nie zapowiadało.
To historia o niewyobrażanej stracie, niebywałej odwadze i niewątpliwym cudzie.
Dzień, który zmienił wszystko
Kiedy się spotkali i założyli rodzinę, jednego byli pewni. Chcą mieć dzieci i to kilkoro. Wkrótce doczekali się trójki maluchów, które dawały im wiele szczęścia. Opisują siebie, jako zwariowaną rodzinę, w której zawsze było dużo radości, zabawy i wygłupów.
Dzień po urodzinach syna Kyle’a postanowili pojechać do galerii handlowej, blisko której był diabelski młyn, którym bardzo się chciał się przejechać jubilat. Inne dzieci poszły na karuzelę i pooglądać zwierzaki w sklepie zoologicznym. Kiedy poczuły się zmęczone, mama z babcią wybrały się w drogę powrotną do domu.
Emma i Katie oglądały film, a Kyle grał na Nintendo, kiedy ciężarówka z 18 tys. kilogramami ładunku uderzyła w ich rodzinnego vana z prędkością prawie 90 km na godzinę.
Naoczny świadek zdarzenia opowiada, że rozmiar tragedii był porażający. Chciał pomóc wydostać dzieci z samochodu, ale nie był w stanie.
Chris był w pracy, kiedy dostał telefon z tragiczną wiadomością. Natychmiast pojechał do szpitala, ale nie zdążył pożegnać się z Katie zanim odeszła. Po chwili zadzwonił telefon z innego szpitala, że Emma również nie żyje. Musiał przekazać te okropne wieści żonie, która nie mogła się pogodzić, że ona przeżyła wypadek, a jej dzieci nie.
Chris pojechał do szpitala, w którym leżał Kyle. Chłopiec żył, choć był w krytycznym stanie. Lekarz powiadomił ojca, że mózg dziecka przestał pracować i trzeba odłączyć aparaturę podtrzymującą życie. Mężczyzna pojechał po żonę, by mogła się pożegnać z synem. Spędzili z synkiem trochę czasu, mówili mu, jak bardzo go kochają i żeby się nie bał, bo w niebie czekają na niego jego siostry.
To był najgorszy dzień w ich życiu. Czy w ogóle można się podnieść z takiej traumy? Jak wrócić do pracy, obowiązków, do domu, gdzie wszystko przypominało ukochane dzieci?
Wtedy stał się cud
Kilka miesięcy po tragedii, małżonkowie zdecydowali, że chcą ponownie mieć dzieci. Rok po wypadku, Lorie urodziła... trojaczki, dwie córki i syna. Ashley, Ellie i Jake są dla rodziców całym światem, nagrodą i cudem.
Dzieci wiedzą, że mają dwie siostry i brata w niebie, noszą takie same drugie imiona, jak ich zmarłe rodzeństwo. Choć jeszcze niewiele rozumieją, odwiedzają ich grób na cmentarzu, a rodzice opowiadają im o siostrach i bracie, którzy na zawsze pozostaną w sercach i pamięci całej rodziny.
źródło: https://kobieta.interia.pl/dziecko/news-trojka-i-trojka,nId,4610672#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Mamy znakomicie udokumentowaną podobną historię z Polski, choć tu był powrót pojedyńczego dziecka. Opiszemy to w oddzielnym tekście.
czytaj dalej
Odkryto jedną z tajemnic Stonehenge. Wiadomo, skąd pozyskano skały. Pomogła próbka z 1958 roku, której użyto do identyfikacji miejsca kamieniołomu, gdzie były skały użyte do kręgu.
Megalityczne kręgi z okresu brązu i neolitu w Wielkiej Brytanii były miejscem kultu lokalnej społeczności. Niemal ze stuprocentową pewnością wiemy, że obrządki przy Stonehenge dotyczyły Słońca i Księżyca. Do dzisiaj jednak naukowcy głowią się, jak cywilizacji, która nie powinna była dysponować odpowiednimi do tego narzędziami, udało się przetransportować i ustawić tak wielkie głazy.
Ostatnie odkrycie wykopów w okolicy Stonehenge udowodniło jednak, że ówczesne społeczeństwo było bardziej zaawansowane, niż mogło nam się dotąd wydawać. Ich system wierzeń był złożony, a matematyka na tyle rozwinięta, by potrafili liczyć i wznosić monumentalne budowle. Po dekadach badań, udało się też wreszcie zlokalizować, skąd wzięto głazy na budowę Stonehenge.
Kamienie ze Stonehenge pochodzą z pobliskiego lasu
W zeszłym roku swoją teorię dot. transportu głazów ze Stonehenge wysunęła Dr Lisa-Marie Shillito, archeolożka z Uniwersytetu w Newcastle. Jej zdaniem, kamienie miały być transportowane dzięki świńskiemu tłuszczowi z Marlborough Drawn. Łojem mogły być smarowane sanie, którymi po balach ciągnięto głazy.
Na pobliską lokalizację wskazują teraz naukowcy z University of Birmingham, których pracami kierował David Nash - informuje "The Guardian". Zdaniem ekspertów, 50 z 52 sarsenów pochodzi z West Wood, słynącego ze swoich hiacyntów, które upiększają fioletowym kolorem cały las. Takie wnioski udało się wciągnąć dzięki analizie porównawczej próbki, którą zabrała jedna z osób prowadząca prace przy Stonehenge w 1958 roku. Próbkę do naukowców zwrócił dopiero w zeszłym roku Robert Phillips, 89-latek, który brał udział w pracach w latach 50. To umożliwiło zestawienie jej ze skałami z regionu i odkrycie, skąd pozyskano głazy.
West Wood od Stohenge oddalone jest o 25 km. Transport tak ogromnych głazów, na takiej trasie, musiał być wyjątkowo wymagającym, ale zaplanowanym przedsięwzięciem - podkreśla Nash. Dodaje, że ciężko mu wyobrazić sobie skalę tych działań. Wcześniej udało się zidentyfikować mniejsze niebieskie kamienie, które pochodzą z Pembrokeshire, 250 km od Stonehenge. Ich transport jednak nie był aż tak trudny. Naukowcy podejrzewają, że sarseny sprowadzono z West Wood właśnie ze względu na ich dogodną lokalizację.
Pozostaje jeszcze pytanie, co z pozostałymi dwoma sarsenami, które pochodzą z innego regionu. Jedną z możliwości jest to, że w Stonehenge umieściła je inna społeczność budowniczych, która wybrała materiał z innego regionu.
źródło: gazeta.pl
czytaj dalej
- Po co kłamiesz przekupiony mamoną symulancie na pasku Iluminatów i WHO? Nie ma żadnego koronawirusa, masz zwykłą grypkę oszuście! Ile ci dali za wciskanie ludziom kitu o fikcyjnym, nieistniejącym koronawirusie? - tej treści komentarze ukazywały się pod każdym artykułem o zakażeniu koronawirusem Adama Małysza. Polski mistrz skoków narciarskich nie ukrywa, że nigdy nie wyobrażał sobie, jak jest liczna grupa miłośników tzw. agresywnych teorii spiskowych.
zdjęcie Adam Małysz, facebook.com/AdamMalysz
Adam Małysz wrócił do mediów po fali hejtu, jaka spotkała go, gdy ogłosił, że jest zakażony koronawirusem. Dyrektor w Polskim Związku Narciarskim pokonał wirusa oraz opowiedział o reakcji ludzi na wiadomość.
22 czerwca Adam Małysz poinformował na swoim Facebooku, że jest zakażony koronawirusem i apelował do osób, które miały z nim jakikolwiek kontakt o przebadanie się pod tym kątem. Po pokonaniu choroby oraz powrocie do mediów, były skoczek narciarski opowiedział, z jaką reakcją spotkał się po wydaniu oświadczenia.
- Większość z tych osób należy do nieformalnej zorganizowanej grupy. Dogadują się i komentują zakażenia kolejnych osób. Nie wierzą w wirusa, wietrzą spisek. To są zawsze te same osoby i mniej więcej w tej samej liczbie. Niech sobie myślą, co chcą. Nie życzę im, żeby przechodzili tę chorobę. Nieważne, czy łagodnie, czy nie. Żyjemy w wolnym kraju, każdy ma prawo myśleć po swojemu. Przykre jest tylko to, że hejterzy w swoich opiniach krytykują tych, których dotknęła choroba - przyznał w rozmowie z "WP SportoweFakty" Adam Małysz.
Adam Małysz zwraca uwagę na przestrzeganie zasad bezpieczeństwa podczas pandemii
Zakażenie Małysza koronawirusem momentalnie obiegło nie tylko polskie media, ale także zagraniczne. Były skoczek narciarski zaznacza, że najbardziej obawiał się o swoich bliskich. Jednocześnie zwraca uwagę na rozluźnienie Polaków w przestrzeganiu odpowiednich środków bezpieczeństwa.
- Polska strasznie się rozluźniła. Niedawno byłem na chwilę na Węgrzech. Tam też trwa odwilż, ale ludzie są ostrożniejsi. W każdym sklepie noszą maseczki, na drzwiach każdego z lokali mamy informację o tym, że można wchodzić wyłącznie w maseczkach. Polacy są mniej uważni. Osobiście podoba mi się model japoński. Tam, kiedy ktoś jest choćby przeziębiony, zakłada maseczkę, aby nie zarażać innych - podkreślił.
Adam Małysz przyznał, że nie jest jedyną osobą z grona swoich najbliższych, którzy przeszli COVID-19. Zdaniem byłego skoczka problemem jest brak odpowiedniego lekarstwa na koronawirusa, w którego zakażenie również nie mógł uwierzyć do czasu, aż pojawiły się pierwsze objawy w postaci utraty węchu, smaku oraz bólu pleców.
- Wtedy skończyły się wątpliwości. Szczególnie że drugie badanie również dało wynik pozytywny. To, co myślą inni, mnie nie dotyczy. Szkoda tylko, że często ci ludzie hejtują Bogu ducha winnych ludzi - dodał.
czytaj dalej
Chińska wirusolog Li-Meng Yan, która obecnie ukrywa się w Stanach Zjednoczonych, oskarża władze Chin o rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat pochodzenia koronawirusa. Wkrótce ma się ukazać jej szczegółowy raport na ten temat. Sprawę skomentowała WHO, która zaprzecza doniesieniom Chinki.
Chińska wirusolog Li-Meng Yan, która do kwietnia pracowała w laboratorium w Hongkongu i wchodziła w skład chińskiego zespołu zbierającego informacje o koronawirusie, udzieliła wywiadu hiszpańskiemu dziennikowi "El Mundo". Oskarża w nim władze Chin o podawanie fałszywych informacji na temat pochodzenia koronawirusa.
Chińska wirusolog oskarża Pekin o przekazywanie fałszywych informacji. "Koronawirus to sztuczny twór"
Jej zdaniem tamtejsze władze bardzo wcześnie "rozszyfrowały" SARS-CoV-2, gdy liczba zakażonych w kraju nie przekraczała 40 osób. Jak wskazuje, zamiast jednak poinformować o tym służby medyczne, pod koniec 2019 roku Pekin miał ukryć prawdę i wymyślić mit na temat targu mięsnego w mieście Wuhan, który wskazano jako pierwotne źródło zakażenia. Wcześniej - informuje chińska badaczka - w ogóle nie przekazano informacji, że wirus może przenosić się z człowieka na człowieka.
Chińska wirusolog oskarża Pekin o przekazywanie fałszywych informacji. "Koronawirus to sztuczny twór"
Li-Meng Yan powołuje się na informacje pochodzące z jej "sieci kontaktów naukowych z badaczami z Chin kontynentalnych", które stoją w sprzeczności z pierwszymi informacjami podawanymi przez Chiny i przez WHO. Jak dodaje, o tym, że koronawirus istnieje, dowiedziała się w grudniu 2019 roku od doktora Lee Poona współpracującego z WHO (Światowa Organizacja Zdrowia). Poproszono ją wówczas, by milczała. W rozmowie z hiszpańskim dziennikiem wskazuje:
Koronawirus to sztuczny twór. Nie pochodzi z targu w mieście w Wuhan, to zasłona dymna. Żadne dzikie zwierzę nie było pośrednikiem w drodze zakażenia człowieka. Koronawirus nie wywodzi się z przyrody. Nie wierzę, by powstał przypadkowo.
Rząd celowo ukrywał informacje o wirusie. Zespołom medycznym nie przekazano początkowo, że on przenosi się z człowieka na człowieka. Ratownicy nie byli na to przygotowani - twierdzi badaczka.
WHO komentuje
Jej zdaniem początkowo chińskie władze celowo badały jedynie osoby robiące zakupy na targu w Wuhan, by stworzyć wrażenie, że to stamtąd pochodzi wirus. W rozmowie z "Fox News" dodaje, że obecnie znajduje się w USA. - Muszę się ukrywać, bo wiem, jak Chiny traktują demaskatorów, a chcę powiedzieć wszystko, co wiem o pochodzeniu koronawirusa - wskazuje.
Yan przekazała, że pracuje nad "raportem opartym na solidnych dowodach medycznych, które dostarczą prawdy o wirusie i jego pochodzeniu". WHO odniosła się do sprawy i stanowczo zaprzeczyła doniesieniom na temat ukrywania pochodzenia wirusa. Organizacja poinformowała też, że w jej aktach nie ma informacji na temat lekarza o nazwisku Lee Poon, z którym miała rozmawiać Yan na temat koronawirusa w grudniu 2019 roku - podaje Fox News, powołując się na słowa rzeczniczki WHO, Margaret Ann Harris. Jak dodała rzeczniczka, inny badacz - profesor Malik Peiris, który również - zdaniem Yan - miał wiedzieć o wybuchu epidemii wcześniej, "nie jest członkiem personelu WHO" i nie pracuje bezpośrednio dla organizacji.
W maju Donald Trump zapowiedział, że Stany Zjednoczone przestaną być członkiem Światowej Organizacji Zdrowia. Formalnie do zakończenia współpracy doszło 7 lipca. USA były jak dotąd największymi płatnikami spośród 194 państw członkowskich WHO. Trump oskarżył Chiny i WHO o zmowę, oskarżył też chiński rząd o zatajanie informacji na temat realnych rozmiarów epidemii.
Żródło: PAP, gazeta.pl
czytaj dalej
Światowa Organizacja Zdrowia poinformowała w piątek o kolejnym rekordowym dziennym wzroście liczby zakażeń koronawirusem na świecie. W ciągu ostatniej doby wykryto 284 196 nowych przypadków. 781 nowych przypadków zakażeń koronawirusem przybyło w ostatniej dobie w Niemczech.
W związku z pogarszającą się sytuacją epidemiczną, premier Francji odradza swoim rodakom podróże do Katalonii.
Zgodnie z codziennym raportem WHO największe wzrosty odnotowano w Stanach Zjednoczonych, Brazylii, Indiach i RPA. Poprzedni najwyższy dobowy wzrost zanotowano 18 lipca - 259 848 zakażeń.
Liczba zgonów w ciągu ostatnich 24 godzin wzrosła o 9753, co stanowi największy jednodniowy wzrost od 9797 zgonów odnotowanych 30 kwietnia. W sumie na całym świecie od początku pandemii koronawirusem zakaziło się ponad 15,5 mln osób, najwięcej w USA (ponad 4 mln), Brazylii (ponad 2,2 mln) i Indiach (ponad 1,2 mln). Na całym świecie z powodu pandemii zmarło ponad 634 tys. osób - najwięcej w USA (ponad 144 tys.), Brazylii (ponad 84 tys.) i Wielkiej Brytanii (ponad 45 tys.)
Koronawirus. Norwegia wprowadziła kwarantannę dla osób wracających z Hiszpanii
Z powodu zagrożenia Norwegia wprowadziła od piątku obowiązkową kwarantannę dla osób przybywających z Hiszpanii. Wcześniej tego dnia podróże do hiszpańskiego regionu Katalonia stanowczo odradzał swym rodakom premier Francji Jean Castex w związku z pogorszeniem się tam sytuacji epidemicznej. Każdy podróżujący z Hiszpanii od piątku o północy ma obowiązek poddania się w Norwegii 10-dniowej kwarantannie - poinformował dziennik "El Mundo". Hiszpania stanowi dla Norwegów popularny cel podróży.
Z kolei szef rządu Francji w piątek mówił o pogarszających się danych sanitarnych w Katalonii. - Stanowczo rekomendujemy obywatelom francuskim unikania podróży do tego regionu do czasu, aż poprawi się tam sytuacja - dodał.
Mimo to rząd francuski zdecydował się nie zamykać granicy z Hiszpanią, co było rozważane wcześniej.
Według EFE Castex wyjaśnił, że jest w stałym kontakcie z władzami Hiszpanii i Katalonii, hiszpańskiego regionu autonomicznego, w celu jednoczesnego ograniczenia "w miarę możliwości" liczby osób przemieszczających się z Hiszpanii do Francji.
2255 zakażeń w Hiszpanii
W Katalonii odnotowano w piątek 1343 nowe zakażenia koronawirusem i 13 zgonów - wynika z danych lokalnych władz. Podczas ostatnich 24 godzin w Hiszpanii przybyło 2255 infekcji SARS-CoV-2, co oznacza, że dynamika zakażeń od środy utrzymuje się na wysokim, nienotowanym od maja poziomie. Ogólna liczba zakażeń w kraju wynosi obecnie 272 421. Liczba ofiar śmiertelnych Covid-19 w kraju wzrosła między czwartkiem a piątkiem o trzy, do 28 432.
W ciągu ostatniej doby 781 nowych przypadków zakażeń koronawirusem przybyło w Niemczech. Z powodu zakażenia zmarło siedem kolejnych osób. Wedle danych niemieckiego Instytut Roberta Kocha, od początku epidemii w kraju wirusem zakaziły się 204 964 osoby. Z powodu zakażenia zmarło w Niemczech łącznie 9 118 osób.
żródło: PAP
czytaj dalej
Informację o tym filmie przysłał nam czytelnik serwisu FN. Przedstawia ciekawą rzecz, którą zarejestrowała jedna z kamer monitoringu w Wielkiej Brytanii. Kot o imieniu Topsy przemierzał parking. Na nagraniu widać, że tuż za nim podąża kot, który wydaje się być półprzezroczysty. Cy po raz pierwszy udało się nagrać ducha zwierzęcia?
Tak wygląda ten kot.
I jeszcze film zz monitoringu.
CCTV captures neighbour’s cat followed by ‘phantom moggy’
As Topsy walked past the cars parked on the drive, the ghostly outline of a cat appears out of thin air behind the animal
czytaj dalej
[z poczty do FN] Dzień dobry, Doniesienia dosłownie z ostatnich godzin. Nad USA zaobserwowano olbrzymi obiekt w kształcie cygara.Jest wiele filmów. Poniżej zamieszczam linki do filmików:
Pozdrawiam
Poniżej zamieszczam linki do filmików:
https://twitter.com/jammie_chan/status/1284393415539658753
https://twitter.com/HannahhLazette/status/1284385164051832832
https://twitter.com/jammie_chan/status/1284388710759444480
czytaj dalej
Wiadomość otrzymaliśmy 17 lipca 2020: [...] Dzień dobry. [...] z tej strony Chciałbym wysłać zdjęcia obiektu które zrobiłem 16 lipca 2020 w Wieruszowie koło Świdnicy. Nie wiem co to jest ale byly dwa takie obiekty jeden leciał jak samolot a ten drugi stał w miejscu bardzo długo przez lornetkę było widać jakby na bokach miał drobne kolorowe światełka ale bardzo słabo było to widać. Obserwowaliśmy te obiekty razem z Mama. Ten jasny obiekt świecący jak żarówka wypadający jak gwiazda miedź drzewami. Było go widać do około godziny 24. Jak szedłem spać jeszcze sprawdziłem czy nadal go widać już go nie było. Pozdrawiam serdecznie
[...]
/nadesłane zdjęcia poniżej/
...powiększenie fragmentu zdjęcia.
I jeszcze taka obserwacja z 17 lipca 2020
[...] Witam serdecznie Fundację Nautilus ! W dniu dzisiejszym tj. 17.07.2020 r o godz. 22.50 wyjrzałem przez okno od strony wschodniej ze swojego mieszkania w Warszawie tj. w kierunku Wisły ( Praga Południe ) i właśnie w tym czasie zauważyłem na granatowym niebie dość duże światło w kształcie kuli w kolorze białym - ledowym. Obiekt ten wolno i dość nisko przesuwał się bezszelestnie po niebie. Mimo, że włączyłem kamerę i skierowałem w w stronę obiektu to potrzeba była jednak chwila aby kamera dopasowała ostrość i odnalazła na niebie tajemnicze światło. Było trochę za późno. Pozdrawiam ( Orion_1957 )
Informacje o kolejnych pojawieniach się UFO w Polsce są na bieżąco publikowane w serwisie FN www.emilcin.com w dziale RELACJE
czytaj dalej
Historia jednego z najbardziej tajemniczych zaginięć w historii Polski może mieć swój ciąg dalszy. Nowe informacje ws. poszukiwań Iwony Wieczorek. Na działce znaleziono ślady krwi i zabetonowany kanał.
Na terenie ogródków działkowych i garażu w Gdańsku znaleziono ślady krwi, pojemniki z kwasem i zabetonowany kanał samochodowy - poinformowała fundacja "Na Tropie", która prowadzi poszukiwania Iwony Wieczorek koordynowane przez dziennikarza śledczego Janusza Szostaka. Kobieta zaginęła w 2010 roku, policji jak dotąd nie udało się ustalić, co się z nią stało.
O nowych informacjach w sprawie zaginięcia Iwony Wieczorek poinformowała fundacja "Na Tropie" Janusza Szostaka, która na początku tygodnia przekazała, że rozpoczyna poszukiwania kobiety na własną rękę. Działania rozpoczęto na terenie działek pomiędzy ulicą Hallera a aleją Macieja Płażyńskiego w Gdańsku. To właśnie tam i w pobliskim garażu natrafiono na nowe ślady, które - jak twierdzą przedstawiciele fundacji - mogą świadczyć o przełomie w sprawie.
Nowe ustalenia ws. poszukiwań Iwony Wieczorek. Na działce znaleziono ślady krwi
Jak przekazała fundacja, na terenie przeszukiwanej działki w rejonie ul. Winogronowej na głębokości 1,5 metra znaleziono kości. - Trudno mi ocenić czy to szczątki ludzkie, czy zwierzęce, gdyż nie był to szkielet, lecz pojedyncze kości. Biegły, który przyjechał z policjantami, ocenił, że to szczątki zwierzęce. Mimo tego zostały one zabrane przez funkcjonariuszy - powiedział Janusz Szostak, cytowany przez radio ZET.
Z kolei na ścianach na terenie garażu przy ulicy Konwalii w Gdańsku znaleziono ślady krwi - jej próbki trafiły już do laboratorium. Odkryto również, że znajduje się tam zabetonowany kanał samochodowy. Podczas poszukiwań korzystano z georadaru - wskazał on na dwa punkty niezgodne ze strukturą betonu, co może wskazywać na to, że w kanale coś się znajduje.
- Być może miejsce to posłużyło do ukrycia zwłok. Ciało mogło zostać zakopane pod kanałem, a potem zalane betonem - wskazał Szostak.
Jak dodał, podczas środowych poszukiwań sprawdzano też okoliczne studzienki i sąsiednią działkę. Na posesji wykryto "bardzo wiele pojemników po silnym środku żrącym. - Natrafiliśmy także na duży pojemnik, w którym prawdopodobnie rozpuszczano coś w kwasie - powiedział prezes fundacji "Na Tropie".
Janusz Szostak przekazał w mediach społecznościowych, że w środę złożył zeznania na policji.
czytaj dalej
W Stanach Zjednoczonych w kilkunastu miastach (w tym na Florydzie) doszło do manifestacji tzw. ruchów antymaseczkowych. Ocenia się, że w całej Ameryce Północnej to nawet kilkanaście tysięcy osób. Uważają oni, że noszenie maseczek jest odbieraniem wolności, pandemia nigdy nie istniała, zaś setki tysięcy ludzi, którzy „rzekomo zachorowali na COVID-19” to symulanci przekupieni za pieniądze z tzw. czarnego budżetu USA.
Antymaseczkowcy nawołują wszystkich do masowego pozbywania się maseczek i odwiedzania miejsc, gdzie według oficjalnych danych jest najwięcej przypadków koronawirusa. Ich zdaniem zgony na koronawirusa są fikcją, a rodziny zmarłych wiedzą o tym i dostali od tajnych agentów „sowite premie” za tuszowanie prawdy. Początkowo antymaseczkowcy hołubili prezydenta Donalda Trumpa, ale od kiedy pojawił się w maseczce uznali go za zdrajcę chodzącego na pasku ciemnych sił.
Podobnie jak prezydent Brazylii Jair Bolsonaro, który w ostatnich dniach zachorował na koronawirusa. Według antymaseczkowców trudno zachorować na coś, czego nie ma.
W ostatni weekend w najbardziej dotkniętych przez koronawirusa miastach USA antymaseczkowcy zorganizowali głośne przyjęcia w barach, aby zademonstrować swój lekceważący stosunek do pandemii. Interweniowała policja na prośbę okolicznych mieszkańców, którzy obawiali się wzrostu i tak zatrważającej liczby nowych zakażeń, która w USA właśnie przekroczyła 60 tysięcy dziennie.
czytaj dalej
Donald Trump po raz pierwszy publicznie założył maseczkę. W sobotę 11 lipca padł dzienny rekord zakażeń koronawirusem w USA. W ciągu 24 godzin na COVID-19 zachorowało tam 66 tys. osób. Po raz pierwszy od początku pandemii publicznie w maseczce pojawił się Donald Trump. Amerykański prezydent wcześniej odmawiał zakrywania ust i nosa.
Rekordowo wysokie liczby zachorowań odnotowano także w sześciu stanach, w tym w Karolinie Północnej i Południowej, Oregonie, na Alasce i Hawajach. W Luizjanie zamknięto bary i nakazano noszenie masek. Wskutek koronawirusa w USA zmarło do tej pory najwięcej chorych - 137 tysięcy osób.
Donald Trump po raz pierwszy publicznie założył maseczkę
W niedzielę 12 lipca media obiegło zdjęcie prezydenta Donalda Trumpa, który po raz pierwszy od początku pandemii pokazał się publicznie w maseczce. Założył ją w czasie wizyty w wojskowym szpitalu. Przypomnijmy, że przez wiele miesięcy amerykańska głowa państwa bagatelizowała sprawę i, wbrew zaleceniom ekspertów, odmawiała zasłaniania ust i nosa. Z tego powodu Joe Biden nazwał go "durniem".
W ostatnim tygodniu poinformowano, że koronawirusem zaraził się Jair Bolsonaro. Prezydent Brazylii lekceważąco wypowiadał się na temat epidemii, a do niedawna nawet nie nosił maseczki. COVID-19 nazywał "małą grypą".
Koronawirus na świecie
565 tysięcy ofiar śmiertelnych i 12 milionów 600 tysięcy zakażeń - to najnowsze dane amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa w Maryland, którzy zajmują się monitorowaniem pandemii koronawirusa. Wyleczyć udało się prawie 7,5 miliona osób.
czytaj dalej
Hagia Sophia jest jednym z najczęściej odwiedzanych zabytków w Turcji. Prawosławni chrześcijanie uważają tę decyzję za prowokację. Hagia Sophia była największa chrześcijańską katedrą na świecie przez 900 lat
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan podpisał dekret, przekształcający Hagię Sophię ponownie w meczet. Wcześniej tego dnia najwyższy sąd administracyjny w Turcji unieważnił dekret rządowy z 1934 roku, w wyniku którego świątynia stała się muzeum.
Dekret prezydenta Turcji przekazuje kontrolę nad Hagią Sophią tureckiemu dyrektoriatowi do spraw religijnych, w celu ponownego otwarcia meczetu dla wiernych jako miejsca kultu.
Erdogan opublikował na Twitterze zdjęcie dekretu, na którym widnieje jego podpis. Tweeta opatrzył komentarzem "Wszystkiego najlepszego".
Najwyższy sąd administracyjny w Turcji poparł wniosek stowarzyszenia twierdzącego, że Hagia Sophia była prywatną własnością sułtana Mehmeda Zdobywcy, władcy osmańskiego, który w 1453 roku zdobył miasto, znane wówczas jako Konstantynopol, i przekształcił już wtedy 900-letni bizantyjski kościół w meczet. Orzeczenie sądu kwestionuje tym samym legalność decyzji z 1934 roku, z początków nowoczesnego świeckiego państwa tureckiego pod rządami Mustafy Kemala Ataturka, o przekształceniu ogromnego gmachu z VI wieku z meczetu w muzeum.
Szereg tureckich ugrupowań od dawna prowadziło kampanię na rzecz przywrócenia Hagii Sophi statusu islamskiej świątyni, uzasadniając, że lepiej odzwierciedla to obliczę Turcji jako kraju w zdecydowanej mierze muzułmańskiego.
Turcy cieszą się z decyzji o przekształceniu Hagii Sophii ponownie w meczet
PAP/EPA/ERDEM SAHIN
"Jawna prowokacja wobec cywilizowanego świata"
Decyzja wywołała niepokój wśród prawosławnych chrześcijan, ponieważ do XV wieku budynek funkcjonował jako świątynia chrześcijańska.
- Dzisiejsza decyzja, podjęta w wyniku woli politycznej prezydenta Erdogana, jest jawną prowokacją wobec cywilizowanego świata, który uznaje wyjątkową wartość i ekumeniczny charakter tego zabytku - stwierdziła minister kultury Grecji Lina Mendoni w piątkowym oświadczeniu. Przeciwko przekształceniu Hagii Sophii w meczet protestowały wcześniej także władze USA oraz Francji.
Sekretarz stanu USA Mike Pompeo wezwał w zeszłym tygodniu turecki rząd do utrzymania statusu muzeum w byłej świątyni, które ma służyć jako pomost między wyznaniami. Jego komentarze wywołały oburzenie tureckiego ministerstwa spraw zagranicznych, które odpowiedziało, że Hagia Sophia jest wewnętrzną kwestią suwerennego państwa tureckiego.
Ekumeniczny Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej I, duchowy zwierzchnik około 300 milionów prawosławnych na całym świecie ostrzegł pod koniec czerwca, że przekształcenie budynku w meczet "obróci miliony chrześcijan na całym świecie przeciwko islamowi". Patriarcha Cyryl, przywódca rosyjskiego Kościoła prawosławnego, wzywał do "roztropności" i zachowania "obecnego neutralnego statusu" Hagii Sophii, którą określił jako jeden "najbardziej czczonych symboli chrześcijaństwa".
Wybudowana w latach 532-537 świątynia, nazwana kościołem Mądrości Bożej, była przez prawie 900 lat siedzibą patriarchy Konstantynopola i miejscem koronacji cesarzy bizantyjskich. Jest uważana za najokazalszy obiekt architektury bizantyjskiej. Po zdobyciu Konstantynopola przez Turków w 1453 roku została przekształcona w meczet i dobudowano do niej minarety. W 1935 roku - na polecenie pierwszego prezydenta Republiki Turcji Mustafy Kemala Ataturka - meczet zeświecczono i przekształcono w muzeum.
Hagia Sophia, łącznie z innymi budowlami historycznego centrum Stambułu, w 1985 roku została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W ostatnich latach odwiedzało ją około 3,5 miliona turystów rocznie.
Od kilku lat obóz prezydenta Erdogana wykorzystywał kwestię Hagii Sophii, która leży u podstaw podziału religijno-świeckiego Turcji, by zdobyć poparcie dla swojej partii - m.in. przed wyborami lokalnymi w 2019 roku - mimo międzynarodowej krytyki. W 2016 roku po raz pierwszy od jej sekularyzacji odbyły się tam modły, a w marcu 2018 roku Erdogan osobiście recytował w niej pierwszy wers Koranu.
Ankieta przeprowadzona w czerwcu przez Istanbul Economy Research wykazała, że 46,9 proc. tureckich respondentów opowiedziało się za przekształceniem Hagii Sophii w meczet, 38,8 proc. uznało, że powinna ona pozostać muzeum, a 13 proc., że powinna być otwarta dla kultu wszystkich religii.
Źródło: BBC, PAP, tvn24.pl
czytaj dalej
Pojawianie się nowych chorób odzwierzęcych, takich jak COVID-19, to efekt dużego zapotrzebowania na białko zwierzęce, niszczenia natury oraz zmian klimatu. Eksperci ONZ wzywają w opublikowanym właśnie raporcie, do ochrony środowiska naturalnego. W przeciwnym razie zapłacimy ogromną cenę.
Choroby odzwierzęce zabijają rocznie dwa miliony ludzi
W krajach o niskim i średnim dochodzie każdego roku dwa miliony ludzi umiera z powodu nieleczonych lub zaniedbanych chorób endemicznych pochodzenia zwierzęcego, takich jak wąglik, gruźlica bydła i wścieklizna - podaje raport ONZ. Jest wiele społeczności, które są zależne od gospodarki opartej na zwierzętach gospodarskich i które żyją blisko dzikiej przyrody. Tam choroby odzwierzęce stanowią prawdziwy problem.
ONZ opublikowała właśnie raport, który otrzymał znaczący tytuł "Zapobieganie następnej pandemii: choroby odzwierzęce. Jak przerwać łańcuch przenoszenia".
- W ciągu ostatnich 50 lat produkcja mięsa wzrosła o 260 procent - ocenia ONZ. Powodem jest zapotrzebowanie na białko zwierzęce, co jednocześnie oznacza, że coraz więcej przestrzeni przeznaczane jest na hodowlę bydła i związane z nią uprawy. Intensyfikacja rolnictwa i rozbudowa infrastruktury powodują, że przejmujemy coraz więcej przestrzeni, którą wcześniej "użytkowały" dzikie zwierzęta. Wchodzimy na ich terytoria i tam natykamy się na nowe dla nas organizmy, w tym drobnoustroje.
- Tamy, nawadnianie, wielkie gospodarstwa produkcyjne powiązane są z jedną czwartą zakaźnych chorób, nękających ludzi - czytamy w raporcie ONZ. Dla transportu, w tym transportu żywności, a także podróży, nie ma już granic. A zmiany klimatyczne przyczyniają się dodatkowo do rozprzestrzeniania się patogenów na nowe terytoria.
Liczba chorób odzwierzęcych będzie rosła - ostrzega ONZ
Prawie 60 procent znanych chorób zakaźnych atakujących ludzi i 75 procent wszystkich nowo pojawiających się, to choroby odzwierzęce. Choroby, które przeskoczyły ze zwierząt na ludzi, to między innymi Ebola, wirus Zachodniego Nilu, SARS i SARS-CoV-2, HIV, wirus Zika i inne. Choroby niezwykle śmiertelne i trudne do zwalczenia. Ale one nie wzięły się znikąd - przypominają eksperci ONZ. Są wynikiem degradacji naturalnego środowiska, przekształcania gruntów, eksploatacji dzikiej przyrody, nadmiernego eksploatowania zasobów naturalnych oraz zmian klimatu.
- W ostatnim stuleciu byliśmy świadkami co najmniej sześciu poważnych epidemii spowodowanych przez wirusy. W ciągu ostatnich dwóch dekad przed epidemią COVID-19, choroby odzwierzęce spowodowały szkody ekonomiczne w wysokości 100 mld dolarów- mówi Inger Andersen, podsekretarz generalny i dyrektor wykonawczy Programu Ochrony Środowiska ONZ.
Aby zapobiec przyszłym epidemiom, musimy bardziej skupić się na ochronie naszego środowiska naturalnego. W przeciwnym przypadku zapłacimy ogromną cenę. To będą miliony chorych i ogromne koszty ponoszone przez społeczeństwo. COVID-19 w czasie najbliższych dwóch lat może kosztować światową gospodarkę aż 9 miliardów dolarów.
ONZ zachęca do rozszerzenia badań naukowych na choroby odzwierzęce, a także do regulacji i monitorowania tradycyjnych rynków żywności, do legalnego handlu dzikimi zwierzętami, do nowego podejścia do hodowli zwierząt i radykalnego przekształcenia systemów produkcji i dystrybucji żywności.
Źródła: BBC.com, UN Environment Programme
czytaj dalej
W USA już 3 mln przypadków zakażeń i 131 tys. ofiar. "Jesteśmy po kolana w pierwszej fali epidemii"
Amerykańskie media donoszą o kolejnym "ponurym kamieniu milowym" epidemii koronawirisa w Stanach Zjednoczonych - liczba wszystkich przypadków przekroczyła 3 miliony, a liczba ofiar śmiertelnych - 131 tysięcy osób. Szpitale w wielu miastach są przepełnione, ponownie pojawiają się obawy o niewystarczającą liczbę respiratorów. Tymczasem w Białym Domu zorganizowano spotkanie grup zadaniowych ws. przywrócenia pracy szkół od przyszłego roku szkolnego.
W Stanach Zjednoczonych przekroczono "kolejny, ponury kamień milowy epidemii" - opisuje "The Guardian". Liczba potwierdzonych przypadków koronawirusa wzrosła do trzech milionów, a liczba ofiar śmiertelnych do 131 594. Rekord zakażeń odnotowano m.in. w Arizonie.
Liczba zakażonych w Stanach Zjednoczonych to blisko jedna czwarta wszystkich przypadków na całym świecie. W ostatnich dniach tysiące Amerykanów spędzało wolny czas m.in. na plażach i nie stosowało się do zasady dystansu społecznego. Jak informuje CNN, w tym tygodniu oddziały intensywnej terapii w szpitalach na Florydzie (m.in. w pobliżu Miami, w Orlando i na Tampie) ponownie bardzo się przepełniły. W mieście Weslaco w Teksasie chorych było tak wielu, że trzeba było rozłożyć namiot, by poradzić sobie z ich napływem. "Istnieją obawy, że szpitale się przepełnią. Brakuje respiratorów i łóżek, zasoby są niewystarczające" - podaje CNN.
W poniedziałek dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych dr Anthony Fauci powiedział, że wiedza amerykańskich władz na temat pandemii była przez długi czas "naprawdę niezbyt dobra".
- Stany Zjednoczone nadal są "po kolana" w pierwszej fali pandemii - mówił, krytykując podejście Białego Domu, który w oficjalnej komunikacji z mediami zapewnia, że epidemia jest pod kontrolą, a sytuacja się polepsza. We wtorek administracja Trumpa oficjalnie wycofała się też ze Światowej Organizacji Zdrowia.
Szereg okoliczności i luzowanie obostrzeń w różnych stanach i miastach sprawił, że mamy teraz rekordy zakażeń
- wskazywał Fauci, cytowany przez "The Guardian".
- My nie mieliśmy jeszcze spadków zakażeń. Poszliśmy w górę, a krzywa znów rośnie. To jest poważna sytuacja - dodał.
W Białym Domu zorganizowano specjalne spotkanie grup zadaniowych z departamentu edukacji - przedmiotem dyskusji było m.in. otwarcie szkół od nowego roku szkolnego. Sekretarz ds. Edukacji Betsy DeVos nalegała, by jesienią tego roku szkoły były w pełni otwarte. - Uczniowie muszą kontynuować naukę w pełnym wymiarze godzin - mówiła. Decyzja w tej sprawie nie została jeszcze podjęta.
Australia. 5-milionowe Melbourne znów odcięte od świata po wzroście zakażeń. "Pierścień" wokół miasta
Pięciomilionowe australijskie miasto Melbourne w stanie Wiktoria zostało odcięte od świata na sześć tygodni. Wszystko przez epidemię koronawirusa, która ponownie dała tam o sobie znać - jednego dnia na terenie stanu odnotowano 191 nowych przypadków wirusa, co bardzo zaniepokoiło władze. Obowiązuje pełny lockdown - mieszkańcy mogą opuszać domy tylko w kilku przypadkach.
Z powodu wzrostu zakażeń koronawirusem pięć milionów mieszkańców miasta Melbourne w Australii będzie miało zakaz opuszczania domów na sześć tygodni, poza ważnymi wyjątkami - podaje BBC. O wprowadzeniu ponownego lockdownu zdecydował premier stanu Wiktoria, Daniel Andrews po tym, jak na terenie stanu odnotowano w poniedziałek 191 nowych przypadków koronawirusa (w całej Australii liczba odnotowanych tego dnia przypadków wynosiła 199).
Melbourne z ponownym lockdownem. Policja: "zakładamy pierścień wokół miasta"
Od środy w nocy mieszkańcy Melbourne będą musieli pozostać w domach poza kilkoma wyjątkami. Nadal będzie można wyjść do pracy, do sklepu spożywczego oraz do lekarza. Zamknięte na sześć tygodni zostaną wszystkie restauracje i puby, siłownie oraz zakłady fryzjerskie.
Premier stanu Wiktoria podkreślił, że 191 nowych zakażeń jednego dnia to powód do niepokoju i "najwyższy dzienny poziom nowych przypadków od początku epidemii". Jak podano, w środę liczba ta spadła do 134 - to nadal znacznie wyżej, niż w pozostałych częściach kraju. Łącznie od początku epidemii w Australii odnotowano niecałe 9 tysięcy przypadków koronawirusa i 106 zgonów.
Jak relacjonuje BBC, australijska policja poinformowała, że "zakłada pierścień wokół miasta" i ustanawia punkty kontrolne, w których mieszkańcy będą mogli być sprawdzani "w dowolnym miejscu i czasie". Na międzystanową granicę między Nową Południową Walią i Wiktorią wysłano kilkuset policjantów i żołnierzy, którzy będą jej pilnować. Za złamanie obostrzeń grożą wysokie grzywny, a nawet kara więzienia.
Po tym, jak zapowiedziano, że Melbourne zostanie ponownie zamknięte, tłumy mieszkańców ruszyły do sklepów po najpotrzebniejsze produkty. Niektórzy protestują, domagając się od władz wycofania decyzji o lockdownie.
czytaj dalej
Prezydent Brazylii Jair Bolsonaro z pozytywnym testem na koronawirusa. Wcześniej mówił, że to "mała grypa"
Brazylijski prezydent Jair Bolsonaro poinformował, że został przebadany pod kątem koronawirusa. Test dał pozytywny wynik. Wcześniej Bolsonaro lekceważąco wypowiadał się na temat epidemii, a do niedawna nawet nie nosił maseczki.
Jak podaje CNN, Jair Bolsonaro o zakażeniu koronawirusem poinformował w brazylijskiej telewizji. - Wszyscy wiedzieli, że prędzej czy później dosięgnie to znaczącą część populacji - powiedział Bolsonaro i dodał, że test, który zrobiono mu w poniedziałek, dał pozytywny wynik.
Prezydent Brazylii Jair Bolsonaro z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa
Prezydent Brazylii znany był dotychczas z lekceważenia zagrożenia, mimo że jego kraj należy do państw z największą liczbą chorych na COVID-19.
Niedawno agencje informacyjne podały, że sąd nakazał Bolsonaro nosić maseczkę. Wyrok zapadł po tym, jak prezydent Brazylii wielokrotnie pojawiał się na wiecach politycznych z odkrytymi ustami. Jak podawały media, w trakcie jednego z takich spotkań prezydent kasłał, nie zakrywając przy tym ust, w innej sytuacji zaś kichał w dłoń, po czym ściskał rękę starszej kobiety.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
Teleskop Webba sfotografował UFO?
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie