Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Wiara w reinkarnację czyli wędrówkę dusz jest powszechna na świecie - występuje na wszystkich kontynentach. Okazuje się, że wierzą w nią także Druzowie. Druzowie, Al–muwahhidūn (arab. دروز duruz hebr: דרוזים, druzim) to grupa wyznaniowa i etniczna, która wyłoniła się z egipskiego ismailizmu w XI wieku na Bliskim Wschodzie.
Wśród druzów popularna jest teoria, według której wywodzą się oni od biblijnego Jetro, teścia Mojżesza. Obecnie największe skupiska druzów znajdują się w Libanie w pobliżu góry Hermon, w górach wokół Bejrutu i Sydonu. Mniejsze grupy zamieszkują w górach Hauran w Syrii i w Izraelu na Wzgórzach Golan. Ich liczebność ocenia się na od 500 do 600 tysięcy.
Poniżej e-mail do FN:
Witam, w poniższym linku przesyłam Wam bardzo ciekawy fragment artykułu o reinkarnacji:
https://joemonster.org/art/43235/Rozmowy_przy_stole_z_druzami_my_wierzymy_w_reinkarnacje_
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
Rozmowy przy stole z druzami - "my wierzymy w reinkarnację"
[...]
- Słyszeliście o reinkarnacji? - W trakcie śniadania wypala Hadi. Przy okazji dokładnie mierzy wzrokiem naszą reakcję.
- Tak, tak. Jak najbardziej.
- My, druzowie, wierzymy w reinkarnację.
- To znaczy, że możesz w następnym życiu być wężem albo królem?
- Nie, wężem nie. To jest tak, że przez każde życie możesz być sobą. W dniu, w którym umierasz, możesz odrodzić się jako niemowlę, ale jak jesteś mężczyzną, to rodzisz się mężczyzną i rodzisz się w rodzinie druzów. Druz może się odrodzić tylko jako inny druz, ale możesz się urodzić za granicą i wtedy jest trochę problem.
- To bardzo ciekawe.
- Tak, opowiem wam historię. Madżdal jest małe, wszyscy się znamy i mamy dwie takie dobre historie. Jedna przytrafiła się u mnie w rodzinie. Moja mama miała dwóch kuzynów, braci. Byli nierozłączni i zawsze bardzo się lubili, ale jeden z nich umarł bardzo młodo. Po wielu latach do domu przyszedł chłopak, który urodził się w Syrii i po wielu latach udało mu się dostać do Madżdal, tutaj, po izraelskiej stronie. Powiedział, że jest właśnie tym zmarłym bratem. Mówił, że urodził się pod innym imieniem i nazwiskiem, ale w ciągu życia przypominał sobie coraz więcej szczegółów z poprzedniego wcielenia i coraz bardziej rozumiał, kim tak naprawdę jest. Jego data urodzin zgadzała się z datą śmierci kuzyna. Powiedział, że w poprzednim wcieleniu nazywał się dokładnie tak jak zmarły kuzyn mojej mamy i zaczął opowiadać wiele szczegółów z czasów jego dzieciństwa. W domu dokładnie wiedział gdzie co jest i dokładnie wiedział kto kim jest.
- I uwierzyli mu?
- Nie od razu, ale ten człowiek zobaczył w salonie zdjęcie z dzieciństwa tamtych dwóch kuzynów i opowiedział dokładnie cały dzień, w trakcie którego zrobiono zdjęcie i przypomniał nawet jakieś śmieszne rozmowy. Potem pokazali mu album ze zdjęciami i opowiadał o wszystkim.
- Nikt nie myślał, że może ktoś po prostu mu to wszystko opowiedział i on próbuje oszukać rodzinę?
- Raczej nie. On był z Syrii i tutaj przez granicę nie miał nawet szansy się takich rzeczy dowiedzieć, a granicę możesz przejść tylko raz i już nigdy nie możesz wrócić.
- Czego tak naprawdę chciał?
- Wrócić do domu. Do tego domu, bo czuł, że to jego miejsce. Zostawił na zawsze swoją rodzinę w Syrii i przyszedł tutaj.
- Przyjęli go?
- Tak. Został członkiem naszej rodziny.
- Naprawdę?
- Tak, traktujemy go tak, jakby urodził się w naszej rodzinie i jest po prostu bratem, wujkiem i tak dalej. Jakby nic się tam po drodze nie stało, że raz umarł i o jeden raz więcej się urodził. To dla nas mało istotne, bo to ten sam człowiek.
- Nikt się nie bał, że on was okradnie albo zrobi jakąś krzywdę?
- Wiadomo, że różne rzeczy można myśleć i każdy jest ostrożny, ale my wierzymy w reinkarnację, więc takie rzeczy mogą się zdarzać i łatwiej jest nam je przyjąć. A była też druga historia o dziecku, które też tak się pojawiło u kogoś w domu i powiedziało, że w poprzednim życiu było jednym z dziadków z tej rodziny.
- I ten chłopiec też opowiadał takie rzeczy?
- Nawet nie musiał, pokazał im, w którym miejscu dziadek miał depozyt z kosztownościami i znał do niego kod.
- I też został członkiem rodziny?
- Tak! To śmieszne i dlatego mówimy, że mieszkamy na szalonym wschodzie. Tutaj możesz mieć na przykład dziadka, który ma 5 lat. Niezłe, co?
- Niezłe, niezłe, ciężko coś powiedzieć.
- A w Europie ludzie wierzą w reinkarnację?
- Nie, raczej nie. Uważa się to u nas za coś związanego ze światem magicznym, a nasze religie nie lubią czegoś takiego. Jak komuś opowiemy te historie, o których mówisz, to ludzie raczej postukają się w czoło i powiedzą, że to jakieś głupoty i żebyśmy lepiej poszli do kościoła, Boga szukać, albo do szkoły, żeby głupot nie opowiadać.
- Jasne, rozumiem. Nie szkodzi, u was jest inaczej i u nas jest inaczej.
- Dokładnie.
Słowa naszego rozmówcy potwierdziła po chwili jego mama, więc wiedzieliśmy, że nie zrobił sobie z nas zamierzonych żartów, a wiemy, że stać go na to. W takich chwilach człowiek czuje się nieco dziwnie. Przy historiach z tego rodzaju wydawałoby się, że zaraz przygaśnie światło, płomyk świeczki zacznie nerwowo falować, a plecy obleje nieprzyjemny chłód tajemniczości, ale nie jesteśmy tutaj, żeby oceniać to co usłyszeliśmy, więc nie musimy mieć własnego zdania na ten temat, choć trzeba przyznać, że to bardzo ciekawe i niespotykane.
Na tym przykładzie doskonale widać, jak wielką mieszanką jest kultura druzów. Wierzenia związane z reinkarnacją wydają się dość egzotyczne i nie spodziewaliśmy się, że w ogóle spotkamy się z tym tematem. Można oczywiście przeczytać w internecie suchą informację o tym, że reinkarnacja jest częścią ich religii, ale usłyszeć o tym żywą historię, to zupełnie co innego.
[...]
czytaj dalej
Upadek naszej cywilizacji po 2050 roku jest jak najbardziej możliwy - uważają naukowcy analizując to, co dzieje się z klimatem i środowiskiem naturalnym w ostatnich latach. Ciekawe tezy dotyczące przyszłości opublikował australijski think-tank. Piszą w nim m.in. były dowódca sił zbrojnych i dawny dyrektor gigantów naftowych i węglowych, dziś ekspert od zmian klimatu. Wzywają do mobilizacji porównywalnej z II wojną światową.
"Zaraz po wojnie nuklearnej, wywołane przez człowieka globalne ocieplenie jest największym zagrożeniem dla życia ludzi na naszej planecie" - pisze admirał Chris Barrie, były dowódca australijskich sił zbrojnych, we wstępie do artykułu na temat zagrożeń wynikających ze zmian klimatu. Tekst opublikował pod koniec maja think-tank Breakthrough
- Narodowe Centrum na Rzecz Odnowy Klimatu. Barrie podkreśla, że upadek cywilizacji nie jest nieunikniony, ale zapobiegnięcie mu wymaga "drastycznych działań".
Autorzy raportu - jednym z nich jest Ian Dunlop, dawniej pracujący na dyrektorskich stanowiskach w przemyśle paliw kopalnych - oceniają zmiany klimatu jako "egzystencjalne zagrożenie" dla ludzkości. Spojrzeli oni na kryzys klimatyczny jako zagrożenie dla bezpieczeństwa.
"Zmiany klimatu stanowią obecnie blisko- lub średnioterminowe egzystencjalne zagrożenie dla cywilizacji człowieka. (...) W scenariuszu na 2050 rok wykazano, że przyspieszające efekty zmian klimatu oznaczają negatywne skutki dla ludzkości, których może nie udać się naprawić przez stulecia"
- czytamy w artykule. Autorzy piszą, że do uniknięcia najgorszego scenariusza potrzebna jest globalna mobilizacja zasobów w trybie kryzysowym, "tak, jak mobilizacja czasu II wojny światowej".
Scenariusz 2050: "Jakoś" przetrwamy jako gatunek, ale cywilizacja upadnie
Raport wyjaśnia, że "egzystencjalne ryzyko" oznacza trwały, negatywny efekt dla cywilizacji, którego naprawa może nigdy nie być możliwa, oraz całkowite wymarcie inteligentnego życia lub drastyczne jego ograniczenie. Zdaniem autorów ryzyko, że dojdzie do tego w wyniku kryzysu klimatycznego, będzie istniało już po 2050 roku.
Obecne cele klimatyczne państw - piszą autorzy - oznaczają ocieplenie o 3 stopnie Celsjusza do 2100 roku, jednak nie biorą pod uwagę tzw. długoterminowych sprzężeń zwrotnych (np. w wyniku ocieplenia topnieje "wieczna zmarzlina", w której uwięzione są gazy cieplarniane). Dlatego ich zdaniem ten scenariusz oznacza ocieplenie o nawet 5 stopni, podczas gdy już 4 stopnie są określane jako "nie do pogodzenia z funkcjonowaniem zorganizowanej społeczności międzynarodowej". Nawet mniejszy wzrost może być katastrofalny dla niektórych regionów i ekosystemów. Autorzy cytują niemieckiego fizyka prof. Hansa Schellnhubera, wg którego przy obecnym trendzie ocieplenia "jest bardzo duże ryzyko, że doprowadzimy do końca naszej cywilizacji. Ludzie jako gatunek jakoś przetrwają, ale zniszczymy prawie wszystko, co zbudowaliśmy przez ostatnie dwa tysiące lat.”
W zarysowanym w artykule scenariuszu społeczność międzynarodowa nie podejmuje dostatecznych działań i nie ogranicza emisji gazów cieplarnianych. Po roku 2030 emisje zaczynają co prawda spadać, jednak ich poziom i tak prowadzi do ocieplenia o 2,4 stopnia, a sprzężenia zwrotne dodają kolejne 0,6. Za 30 lat mamy więc planetę średnio o 3 stopnie Celsjusza cieplejszą.
Przekraczane są w ten sposób kolejne "punkty zwrotne", jak stopnienie lodowców Arktyki i Grenlandii. To powoduje kaskadę negatywnych efektów w drugiej połowie wieku. Poziom morza jest wyższy o 50 cm, ale do 2100 roku mogą to być już 2 metry lub więcej. 55 proc. mieszkańców Ziemi - w 2050 roku to blisko 5 mld ludzi - przez średnio 20 dni w roku jest narażonych na zabójcze temperatury. Zmiany we wzorcach pogody wywołują m.in. ekstremalne susze. Dochodzi do upadku ekosystemów Amazonii, Arktyki i raf koralowych.
"Większość regionów na świecie odnotowuje znaczny spadek produkcji żywności i rosnącą liczbę ekstremalnych zdarzeń pogodowych, w tym fal upałów, powodzi i burz. Produkcja żywności jest niewystarczająca do wyżywienia globalnej populacji i ceny jedzenia gwałtownie rosną. (...) Skala zniszczenia wykracza poza nasze modele i pojawia się możliwość upadku cywilizacji".
Jak przekłada się to na naszą rzeczywistość?
W tropikalnych rejonach Zachodniej Afryki, Ameryki Południowej, Bliskiego Wschodu i Azji południowo-wschodniej ponad miliard ludzi jest zmuszonych do porzucenia domów przez ekstremalne upały. Dwa miliardy ludzi zostaje dotkniętych brakiem wody. Nawet optymistyczny scenariusz ocieplenia o 2 stopnie może oznaczać wysiedlenie miliarda ludzi. Gorsze ocieplenie grozi utrzymaniu spójności państw, wybuchem wojen (w tym nuklearnych) i "trwałą zmianą relacji człowieka z naturą". W raporcie Breakthrough z ubiegłego roku opisywano bardziej szczegółowo zagrożenia dla konkretnych regionów, a także przykłady już trwających konfliktów związanych ze zmianami klimatu m.in. w Mali, Nigerii i Iraku. Rejon Azji i Pacyfiku jest określany jako "Aleja katastrof", gdzie cyklony, rosnący poziom morza, topnienie lodowca Zachodniej Antarktyki i brak wody pitnej spowodują gigantyczny kryzys.
całość:
czytaj dalej
Prezentujemy tekst współpracującego z FN od lat Andrzeja Kotowieckiego. Jest to informacja nie zawierająca opisu 'zjawisk niewyjaśnionych', ale akurat sprawy związane z naszymi stacjami badawczymi na biegunach Ziemi są po prostu bardzo ciekawe.
W dniu 23 stycznia 2019 minęła 60--ta rocznica rozpoczęcia pracy polskiej stacji badawczej na Antarktydzie. W tym dniu podniesiono biało-czerwoną flagę w stacji im. A.B. Dobrowolskiego położonej na kontynencie Antarktydy w rejonie Oazy Bungera.
Zacznijmy jednak od omówienia regionu Antarktyki.
I . Informacje wstępne.
Nazwa Antarktyka pochodzi z języka greckiego „antarktikós” i oznacza obszar „położony naprzeciw północy”. Po raz pierwszy nazwy tej użył w 1840 roku polarnik Ch. Wilkes. Przy czym kreśli się różne granice Antarktyki i tak:
astronomiczną, której granicą jest koło podbiegunowe południowe,zasięg zimowego zlodowacenia morza na podstawie zasięgu pływających gór lodowych,na podstawie linii konwergencji antarktycznej, czyli granicy pomiędzy zimnymi wodami antarktycznymi a ciepłymi wodami na północy,wreszcie granicami wynikającymi z Układu w sprawie Antarktyki podpisanego w Waszyngtonie dnia 1 grudnia 1959 roku , Artykuł VI „.....na południe od 60 równoleżnika szerokości geograficznej , włączając w to wszystkie szelfy lodowe .....”.
Mniej więcej tak pojęty obszar Antarktyki obejmuje obszar ponad 50 milionów km kwadratowych, w tym są zarówno lądy jak i obszary wodne, stanowiące polarną strefę na półkuli południowej. Centralną część Antarktyki zajmuje kontynent Antarktydy, który jest pokryty w przeważającej części lądolodem, otoczonym obszarem wodnym należącym do trzech Oceanów : Spokojnego, Atlantyckiego i Indyjskiego na których znajduje się wiele archipelagów i wysp.
Już w starożytności wierzono w istnienie stałego lądu w tym regionie Ziemi, który nazywano „Terra Australis Incognita”. Zresztą kontynent ten, co jest niezwykle zastanawiające znajduje się na kilku średniowiecznych mapach, prawdopodobnie kopiach starszych map i to bez pokrywy lodowej. Można wnioskować, że mapy oryginały mogły być zrobione ze zdjęć lotniczych lub satelitarnych sprzed co najmniej 12.000 lat. Przykładem jest słynna mapa Piri Reisa z 1513 roku i mapa Oronteusza Fineusza z 1531 roku.
Powracają jednak do czasów nowożytnych to od XVII wieku dokonywano penetracji tych obszarów, początkowo odkrywając wyspy na obrzeżach Antarktydy. W latach 1772-1775 wyprawa Jamesa Cooka dotarła najdalej na południe do 71st.10min. S, odkrywając wyspę Georgia Południowa i grupę wysp Sandwich Południowy. Zaznaczyć należy, że w tej wyprawie brał udział badacz polskiego pochodzenia J.R. Forster wraz z synem J.A. Forsterem. Odkrycia kontynentu Antarktydy dokonała jednak rosyjska ekspedycja naukowa pod dowództwem F.F. Bellingshausena i M.P. Łazariewa, która odbyła się w latach 1819 – 1821 i dotarła w roku 1820 do Wybrzeża Księżniczki Marty.
Wiek XIX przyniósł wiele odkryć, których dokonali wielorybnicy i łowcy fok. W 1 płw. XIX wieku rozwinęły się także badania naukowe nad Antarktyką, w szczególności odbyły się trzy wielkie ekspedycje a to : J.S. Dumont d`Urville`a -Francuza, Ch. Wilkesa - Amerykanina i J.C. Rossa – Anglika. Dopiero jednak wyprawa w latach 1872 – 1876 pod dowództwem G.S. Naresa potwierdziła istnienie kontynentu Antarktydy. Natomiast w latach 1897 – 1899 odbyła się słynna wyprawa statku „Belgica” pod dowództwem A. Gerlache`a de Gomery w której wzięli udział dwaj Polacy : Henryk Arctowski, który był kierownikiem naukowym wyprawy i Antoni Bolesław Dobrowolski. Wyprawa ta przezimowała na Antarktydzie. Na przełomie XIX i XX wieku dzięki ustaleniom Międzynarodowych Kongresów Geograficznych w Londynie [1895] i w Berlinie [1899] w latach 1901 – 1905 zorganizowano pięć wielkich wypraw naukowych. Wyprawy te doprowadziły do zdobycia w dniu 14 grudnia 1911 roku przez R. Amundsena i w dniu 18 stycznia 1912 roku przez R. Scotta bieguna południowego. W latach 1928 – 1947 podjęto cztery wyprawy badawcze pod kierownictwem R.E. Byrda, które doprowadziły do założenia pierwszej stałej stacji amerykańskiej w 1946 roku – Mc Murdo. Do roku 1956 powstały stacje naukowe należące do Norwegii, Nowej Zelandii, Wielkiej Brytanii, Argentyny, Chile, Francji i Australii. Obecnie istnieje 81 stacji w tym 40 całorocznych i 41 stacji czynnych tylko latem, a ponadto placówki dające bardziej ograniczone możliwości bytowe i mniej wygód, klasyfikowane jako obozy i schronienia należące do 28 państw (wg stanu w sezonie zimowym 2016 roku) Powróćmy do historii i tak najnowszy etap badań rozpoczął się w związku z Międzynarodowym Rokiem Geofizycznym [1957 – 1958] i powołaniem w roku 1958 Komitetu Naukowego do Badań Antarktyki [SCAR] skupiającego 12 państw w tym : Argentynę, Australię, Chile, Francję, Japonię, Nową Zelandię, Norwegię, RPA, USA, Wielką Brytanię i Rosję[d. ZSSR]. W roku 1958 wyprawa V.E. Fuchsa i E. Hillary`ego dokonała pierwszego przejścia w poprzek całego kontynentu. Wyprawa radziecka w tym samym roku osiągnęła biegun względnej niedostępności. W roku 1959 wyprawa Polskiej Akademii Nauk przejęła od ZSSR stację naukową Oasis w Oazie Bungera, która została nazwana im. Antoniego Bronisława Dobrowolskiego w której prowadziły badania w latach 1958 – 1959, 1966 – 1967 I i II Polska Wyprawa Antarktyczna, jak również w 1978 – 1979 ostatnia polska wyprawa w tej stacji. Badania Arktyki prowadzono również aktywnie w latach 1964 – 1974 w ramach Międzynarodowego Programu Biologicznego i są kontynuowane do dzisiaj w programie UNESCO „Człowiek i Biosfera”.
III. Polskie Stacje Antarktyczne i historia ich powstania.
Dzięki inicjatywie Prof S. Rakusy-Suszczewskiego w 1977 roku na Wyspie Króla Jerzego położonej na terenie archipelagu Szetlandów Południowych założono polską stację im. Henryka Arctowskiego , dzięki której Polska stała się 13-tym krajem Porozumienia Antarktycznego. Stacja ta działa stale z załogą liczącą ok. 20 do 40 osób. Odwiedzają ją liczne wycieczki organizowane przez biura podróży w USA, Kanadzie i krajów Unii Europejskiej. Wycieczki takie są dosyć kosztowne.
Powróćmy jednak do początku, otóż w listopadzie 1956 roku radzieccy polarnicy założyli w Oazie Bungera stację, którą nazwano Oazis. W przeciągu dwóch lat prowadzili w niej badania naukowe. W sierpniu 1958 roku członkowie polskiej delegacji na Naradzie Roku Geofizycznego w Moskwie, dowiedzieli się, że końcem tego roku stacja przerwie swoją działalność, wtedy też zrodziła się myśl stworzenia polskiej stacji na Antarktydzie. W dniu 4 grudnia 1958 roku rząd ZSSR przekazał nieodpłatnie Polsce stację Oazis wraz z pełnym wyposażeniem.
Jak to zdarzenie opisują świadkowie tego wydarzenia – Alina i Czesław Centkiewiczowie w swoich książkach : „Tajemnice Szóstego Kontynentu” czy też „Kierunek Antarktyda”. Dowódca trzeciej radzieckiej ekspedycji w trakcie uroczystości mówił o pierwszych niełatwych chwilach powstawania stacji, o dwóch latach pracy „Oazis”, życząc Polakom powodzenia i owocnych wyników naukowych. Flaga ZSSR zostaje opuszczona i tak to opisują Centkiewiczowie :
„Opuścić flagę Związku Radzieckiego. Płótno chlaszcze na wietrze. Zapada cisza. Głos zabiera w imieniu Prezydium Polskiej Akademii Nauk profesor Różycki. Mówi krótko, zwięźle, nie kryjąc wzruszenia. Podkreśla, że dar umożliwi Polsce, po raz pierwszy w historii , rozpoczęcie prac naukowych na niedostępnej dotychczas dla nas Antarktydzie. Na jego rozkaz na szczyt masztu zaczyna piąć się biało-czerwona flaga. Placówka badawcza pod nazwą – Stacja im. A.B. Dobrowolskiego – rozpoczyna swą pracę.”Było to 23 stycznia 1959 roku , badania podjęła 7-mio osobowa grupa PAN pod kierownictwem Wojciecha Krzemińskiego. Stacja ta była czynna okresowo. Z czego składa się stacja A.B.Dobrowolski, otóż są to dwa budynki długości jedenaście metrów, szerokości prawie trzy i wysokości dwa i pół metra. Każdy z tych budynków składa się z dwu domków typu Szaposznikow. Domki ustawiono w odległości dwóch metrów od siebie a wolną przestrzeń między nimi obudowano otrzymując pośrodku dodatkowe pomieszczenie tzw osłonkę. W pierwszym budynku mieści się : przedpokój, skład zapasowej odzieży i rozmaitego sprzętu, a dalej w izbie o wymiarach 4,6 x 2,8 m dwa dwupiętrowe łóżka metalowe. Każdy kawałek ściany i podłogi wykorzystany jest na umieszczenie potrzebnego sprzętu. Po drugiej stronie „słonki” znajduje się izba podzielona na dwie części. W pierwszej umieszczono specjalne urządzenia a w drugiej mieści się radiostacja i inne potrzebne do normalnego życia urządzenia i przybory toaletowe. Jak już wspomniałem na wstępie w roku 1977 na Wyspie Króla Jerzego założono polską stałą stację im. Henryka Arctowskiego. Informacje o tej stacji można znaleźć w Internecie . Dzięki tej stacji Polska stała się 13-tym członkiem Porozumienia Antarktycznego.
Warto podkreślić , że w roku 1995 do bieguna południowego na Antarktydzie dotarł samotnie Polak M. Kamiński, który w tym samym roku zdobył również biegun południowy. Jak również to, że badania polarne „rządowe” Polski datują się formalnie od 1931 roku, kiedy to ukazało się w Dzienniku Ustaw – Oświadczenie rządowe w sprawie przystąpienia Polski do traktatu dotyczącego Spitsbergu [Spitsbergenu], podpisanego w Paryżu dnia 9 lutego 1927 roku. W badaniach Spitsbergenu Polska posiada ogromne osiągnięcia naukowe.
Sytuacja prawna Antarktyki.
W latach 40-tych i 50-tych XX wieku organizowano wojnę przedstawiając roszczenia do terenów Antarktydy. Przy czym w tej wojnie polegającej w szczególności na czczych deklaracjach oraz na przedstawianiu na znaczkach pocztowych map z zajętymi terenami antarktycznymi prym wiodły takie kraje jak : Argentyna, Australia i Chile. Kres tym roszczeniom położył Układ w sprawie Antarktyki podpisany w Waszyngtonie dnia 1 grudnia 1958 roku [zamieszczony w Dz.U. z dnia 21 października 1961 – Nr.46 poz.237], który Polska ratyfikowała w dniu 6 kwietnia 1961 roku.
W artykule IV tegoż Układu przewidziano, że żadne postanowienia nie będą interpretowane jako :
zrzeczenie się przez jakąkolwiek z Umawiających się Stron zgłoszonych poprzednio praw lub pretensji do suwerenności terytorialnej na Antarktyce,całkowite lub częściowe zrzeczenie się przez jakąkolwiek z Umawiających się Stron jakiejkolwiek podstawy do pretensji suwerenności terytorialnej na Antarktyce, którą ta Strona może posiadać w wyniku swej działalności lub działalności swoich obywateli na Antarktyce lub na skutek innych przyczyn,narażające na szwank pozycję którejkolwiek z Umawiających się Stron odnośnie do uznawania lub nieuznawania przez nią prawa lub pretensji, lub podstawy do pretensji jakiegokolwiek innego państwa do suwerenności terytorialnej na Antarktyce,nadto w trakcie trwania Układu żadne posunięcia lub działalność nie stwarzają podstawy do zgłoszenia, podtrzymania lub negowania pretensji terytorialnej na Antarktyce,także żadnej nowej pretensji nie należy zgłaszać jak długo Układ pozostaje w mocy.Nad wszystkimi uzgodnieniami czuwa SCAR, którego Konferencje odbywają się obecnie co dwa lata [od 1958 do 1964r. co rok], przeplatane są Spotkaniami Konsultacyjnymi. Konferencje i Spotkania organizowane są w krajach które są członkami stałymi tej organizacji. Póki co Antarktyka jest nadal wykorzystywana dla celów pokojowych, niemniej jednak dzięki naszemu wysiłkowi od 1959 do chwili obecnej zajmujemy dobre miejsce w badaniach tego regionu Ziemi. Od przyszłych władz będzie zależało czy rządzą nami ludzie rozsądku dla dobra Polski i jej nauki czy też ludzie pozbawieni myślenia o naszej przyszłości. Inwestować w Antarktykę to dobry interes i zabezpieczenie bogactw naturalnych dla przyszłych pokoleń. Póki co nie ma tutaj kontroli paszportowej i celnej. Obecnie nie liczy się zysk, ale przewaga strategiczna. Nie chodzi tutaj również o kolonializm, gdyż teren ten nie jest zamieszkały. Warto tutaj przypomnieć mało znany epizod Ligi Morskiej i Kolonialnej, że mimo napięcia w Europie w 1939 roku to w marcu tegoż roku dr A,Zaychta z LMiK skierował do Ambasady w Waszyngtonie i Londynie tajne pisma z prośbą o przesłanie informacji jakie terytoria Antarktydy zostały poddane zwierzchnictwu tych krajów. Kontynuując to wstąpienie do Unii Europejskiej nie załatwi wszystkich naszych problemów i inne myślenie jest krótkowzroczne mogące pozbawić nas korzyści z których nie rezygnują inne kraje Unii takie jak : Francja, Wielka Brytania, Belgia, Norwegia czy od roku 1978 – Niemcy oraz takie kraje które od niedawna są stałymi członkami SCAR np. Szwecja od 1988 r. , Hiszpania, Holandia i Finlandia itd.
Wnioski końcowe.
Polska posiada już swoją infrastrukturę w postaci baz, sprzętu i wieloletniego doświadczenia, pozostaje to tylko utrzymać aby być aktywnym i zauważalnym. Należy przede wszystkim uruchomić ponownie stację im. A. B. Dobrowolskiego, która znajduje się na kontynencie Antarktydy gdyż stacja im. H. Arctowskiego znajduje się na peryferiach, poza kręgiem polarnym w pobliżu Argentyny i Chile tj. najbardziej spornych terenów i to na dodatek na wyspie. Jak długo Antarktyka będzie jeszcze dziewiczą krainą tego nie wiemy, ale obecnie na świecie widać coraz częściej polemikę wielkich Korporacji na temat bogactw naturalnych tego regionu, których włączenie do systemu energetycznego Ziemi już się powoli planuje. Do bogactw tych w szczególności należy zaliczyć ropę naftową, gaz ziemny, węgiel kamienny i wiele innych minerałów, na które przemysł posiada zapotrzebowanie a których ceny ciągle wzrastają. Stacja Dobrowolskiego znajduje się na brzegu Jeziora Figurowego w wolnej od lodu oazie antarktycznej, Oazie Bungera, położonej na Wybrzeżu Knoxa na Ziemi Wilkesa. Z południowego wschodu wzgórza tworzące oazę graniczą z lądolodem wnętrza kontynentu, a od północnego zachodu z Lodowcem Szelfowym Shackletona o szerokości ok. 100 km. Stacja im. Dobrowolskiego leży w odległości ok. 350 km od rosyjskiej (dawniej radzieckiej) stacji Mirnyj, z której można dotrzeć tu drogą powietrzną. Stacja została otwarta 15 października 1956 przez ZSRR i nazwana Oazis- „Oaza”. Stacja Dobrowolskiego została odwiedzona w antarktycznym lecie 1965–66 roku przez czteroosobową grupę polskich geofizyków, towarzyszących radzieckim polarnikom. W czasie tej ekspedycji został utracony samolot radzieckiego zespołu, który wylądował na lodzie zatoki Jeziora Figurowego; lód okazał się za słaby i maszyna zatonęła. Starania o wysłanie następnej grupy badawczej do stacji w sezonie 1973–74 nie doszły do skutku. Ostatnia wyprawa polska do stacji im. Dobrowolskiego miała miejsce w styczniu 1979 roku pod kierownictwem Wojciecha Krzemińskiego (który był również kierownikiem pierwszej wyprawy w 1959 roku). Prowadzono wtedy szeroki zakres badań a także wmurowano w skale piękny ryngraf z Orłem – Godłem Polski a na jego tle Matką Boską Częstochowską na pamiątkę I Rocznicy Pontyfikatu Jana Pawła II. Ten ryngraf powinien być wpisany na „Listę Pomników Historycznych”. W 2002 roku Profesor Jacek Machowski przygotował całą dokumentację na ten temat, niestety do chwili obecnej sprawa ta nie została załatwiona.
Należy podkreślić, że podpisane dodatkowe Układy powinny obowiązywać jeszcze kilkadziesiąt lat, ale czy tak będzie, czy np. taki kraj jak USA gdyby nastąpił kryzys energetyczny nie wypowie wszystkich Umów i Układów. Nawet gdyby do tego nie doszło to w przyszłości najbardziej aktywni na tych terenach i tak otrzymają je do wykorzystania i odpowiedniego zagospodarowania. Czy Polska będzie wśród tych najlepszych, czy też jak zwykle przez głupotę i prywatę straci wszystko co zostało tam zainwestowane, czy też zapewni sobie należyte miejsce na Antarktyce? Aktywności tej nie można porównywać do ambicji kolonialnych skoro tereny te nie są zamieszkałe przez ludzi , ale należy się do nich odnosić z szacunkiem i dbać o jego ekosystem. Oczywiście tereny te po odpowiednich terminach w większości winny być nadal pod ścisłą ochroną poprzez tworzenie odpowiednio dużych Parków i Rezerwatów Przyrody. Umowa z Madrytu z 1991 roku "zamroziła" nowe roszczenia do 2041 roku, ale po tym czasie takie roszczenia mogą zgłosić inni sygnatariusze Układu Antarktycznego (m.in. Rosja i USA) oraz część państw-stron układu madryckiego, wśród których jest także Polska.
Podsumowanie.
W listopadzie 2018 roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło, że przeznaczy dotację w wysokości 88 mln zł na przebudowę istniejącej infrastruktury stacji Stacji Antarktycznej im. H. Arctowskiego. Projekt obejmuje między innymi budowę nowego budynku głównego.
Natomiast w grudniu 2018 roku została podana dobra wiadomość o tym, że Polska Akademia Nauk oraz Instytut Geofizyki PAN zawarły z Geoscience Australia porozumienie dot. wspólnych badań w Antarktyce. Elementem kooperacji będzie rewitalizacja nieużywanej od ok. 40 lat polskiej stacji polarnej im. Antoniego B. Dobrowolskiego. Moim zdaniem można również starać się również o dofinansowanie ze środków unijnych i dokooptować naukowców z innych krajów Unii Europejskiej. W ostateczności można zabrać na Antarktydę jakiegoś sponsora, który sfinansował by całą lub część wyprawy za udział w wyprawie. Tak jak robią to Rosjanie sprzedając „bilety” w Kosmos. Mój artykuł niech będzie inspiracją do ratowania dorobku polskiej nauki i polskich polarników. Polska nauka była obecnie niedofinansowana. Może ktoś pomyśli o Fundacji Antarktycznej, takie powstały w kilku krajach m.in. w USA, Australii czy też Nowej Zelandii. Fundacje te wspomagają naukę a jednocześnie zabezpieczają przyszłe interesy tych krajów na Antarktydzie.
Na koniec chciałbym dodać, że dzięki Panu Prof. dr hab. Andrzejowi Maneckiemu miałem możność poznania Człowieka, który stał się dla mnie wzorem do naśladowania i który zachęcił mnie do dalszej pracy publicystycznej o tematyce polarnej – był nim Profesor Jacek Machowski (ur 20.06.1923 zm. 26,03,2004 roku), wybitny prawnik i dyplomata (w latach 1945 – 1963). Od 1946 r. nauczyciel akademicki w takich uczelniach jak:, Szkoła Główna Służby Zagranicznej, Uniwersytet Warszawski, Wyższa Szkoła Humanistyczna w Pułtusku. Prowadził szereg wykładów (public lectures) na uczelniach amerykańskich i kanadyjskich (1956 – 1962). Jako zastępca Stałego Przedstawiciela Polski przy ONZ w Nowym Jorku, był obecny przy pracach nad Traktatem Antarktycznym. Wraz z drugim radcą ambasady Marianem Dobrosielskim, podjął w czasie trwania konferencji waszyngtońskiej nieoficjalne rozmowy kuluarowe z jej uczestnikami, zmierzające do umożliwienia Polsce podpisania Traktatu Antarktycznego w charakterze sygnatariusza pierwotnego, co dałoby jej prawo do uczestnictwa w Spotkaniach Konsultacyjnych Państw - Stron Traktatu od zarania. Od samego początku (tak jak i ja) był gorącym zwolennikiem utrzymania na stałym lądzie Stacji antarktycznej PAN im. A.B. Dobrowolskiego (w 2001 roku Polska Akademia Nauk przekazała zarządzanie Stacją, Instytutowi Geofizyki PAN.) i przeciwnikiem jej likwidacji, wierząc, że dla nauki polskiej nadejdą lepsze czasy. Likwidacja tej stacji, jego zdaniem byłaby największym błędem i klęską polskich interesów w historii polskich badań Antarktyki. Pracował dosłownie do ostatnich chwil. Miałem zaszczyt być kilkakrotnie gościem Profesora i jego rodziny w jego domu w Legionowie.
Przekazał mi w trakcie naszych spotkań wiele materiałów prawniczych jak również kilka zdjęć ze Stacji Dobrowolski a także wiele materiałów na tematy polarne, dokumentów, rękopisów, notatek i prac które przekazałem w imieniu rodziny Profesora (żony Jolanty i syna Piotra} i swoim Pani Prof. Marii Olech do powstającego archiwum dokumentacji spraw polarnych. Jak zawsze Profesor podkreślał, że pod koniec swojego życia spotkał kogoś o podobnych zainteresowaniach. W jednym z listów do mnie (z 21.04.2003 r.) napisał: „...jest Pan chyba jedynym w Polsce obok mnie prawnikiem, łączącym problematykę prawa kosmicznego i prawa polarnego. Zachęcam do kontynuowania, bo z doświadczenia wiem, że to wdzięczne pole do działania”. Łączenie prawa kosmicznego i prawa polarnego - Profesor miał na myśli moje zainteresowanie prawem do znalezionych meteorytów, którym zagadnieniem się wtedy zajmowałem również na obszarach polarnych. Do ostatnich chwil również miał ze mną kontakt telefoniczny, niespełna dwa tygodnie przed swoim odejściem przekazał mi jeszcze ostatnie wskazówki do moich publikacji jak również szereg rad i doświadczeń naukowych.
Wadowice, 2019-06-04
Post Scriptum
Kilkanaście lat temu prowadziłem swoje prywatne śledztwo dot. oryginalnych dokumentów przekazania przez Rosjan Stacji Dobrowolskiego w 1959 roku, niestety gdzieś w którymś gabinecie, czy też biurku przepadły, niestety. Postanowiłem ponowić tę sprawę, może jednak ten dokument się jednak odnajdzie?????
LITERATURA
- Henryk Arctowski - „W sprawie współpracy międzynarodowej w badaniach obszarów podbiegunowych” – Nadbitka z czasopisma Kosmos , rocznik LV za rok 1930, Lwów 1931 a także „Polska a międzynarodowy rok polarny 1932-33,
- Andrzej Kotowiecki – „Pierwszy nad Arktyką” - BIULETYN POLARNY nr 11, str 61-64, wyd. przez Komisja Historii i Dokumentacji Badań Polarnych i Klub Polarny, 2003 rok,
- Andrzej Kotowiecki – „Status Prawny meteorytów znajdowanych na obszarach polarnych”” BIULETYN POLARNY , nr 11, str 76-84 wyd. przez Komisja Historii i Dokumentacji Badań Polarnych i Klub Polarny, 2006 rok
- Andrzej Kotowiecki – „Jacek Machowski” - BIULETYN POLARNY nr 12-13, str. 74-77, wyd. przez Komisja Historii i Dokumentacji Badań Polarnych i Klub Polarny, 2006 rok,
- Andrzej Kotowiecki – „International Arctic Social Sciences Association” - BIULETYN POLARNY nr 15-16, str 52-56 wyd. przez Komisja Historii i Dokumentacji Badań Polarnych i Klub Polarny, 2006 rok
- Tadeusz Białas - „Liga Morska i Kolonialna 1930-1939”, Wydawnictwo Morskie Gdańsk, 1983, str. 187, także AAN, MSZ/9735, str. 25-26, Pisma A. Zarychty do Amb. RP w Waszyngtonie i Londynie, marzec 1939 rok,
- Jacek Machowski – „Funkcjonowanie Układu w sprawie Antarktyki” – Sprawy Międzynarodowe nr 2, str. 145-158, 1980 rok,
- Jacek Machowski - „Zdobywcy Białego Lądu” - Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych, Warszawa 1959 rok, stron 494
- Andrzej Kotowiecki XXIX Międzynarodowe Sympozjum Polarne – Kraków, 19-21 września 2003, Referat „The Legal Status Meteorites Found in Polar Regions”- „ Status prawny meteorytów znajdowanych na obszarach polarnych”- Materiały konferencyjne wydane nakładem Instytutu Botaniki UJ w Krakowie 2003, str. 295-303.
- Andrzej Kotowiecki XXX Międzynarodowe Sympozjum Polarne – Gdynia, 23-25 września 2004, Referat „ Prawna kontrola ruchu osobowego na obszarze Traktatu Antarktycznego 1959” - Materiały konferencyjne wydane nakładem Akademii Morskiej w Gdyni, 2004, str. 88-90.
- Inernational Court of Justice, - Antarctica Cases, United Kingdom v. Argentina, United Kingdom v. Chile, Pleadings, Oral Arguments, Documents, Haga, str 114 plus mapa, 1956
Wojciech Krzemiński, Edward Wiśniewski. The Polish Expedition to the A. B. Dobrowolski Station on the Antarctic continent in 1978/1979. „Polish Polar Research”. 6 (3), s. 377–384, 1985. Polska Akademia Nauk
czytaj dalej
187 mln ludzi wkrótce będzie musiało opuścić swoje dotychczasowe miejsca zamieszkania. Wszystko z powodu rosnącego poziomu mórz. Pokrywa lodowa Grenlandii i Antarktyki topnieje. Naukowcy wiedzą o tym od lat, ale dopiero teraz uświadamiają sobie, jak szybko następuje ten proces. Lód Grenlandii topi się sześciokrotnie szybciej niż miało to miejsce jeszcze cztery dekady temu – rocznie znika średnio około 286 mld ton lodu.
W latach 80. Antarktyda traciła przeciętnie w ciągu roku 40 mld ton lodu. W ostatniej dekadzie liczba ta wzrosła do 252 mld ton. Nowe badanie opublikowane w poniedziałek w czasopiśmie Proceedings of the National Academy of Sciences donosi, że wzrost poziomu morza w wyniku przyspieszonego topnienia może w przyszłości mieć „głębokie konsekwencje dla ludzkości”.
Naukowcy odkryli, że w najgorszym przypadku, kiedy temperatura na naszej planecie podniesie się o 5 stopni w ciągu nadchodzących 80 lat – stopiony lód może doprowadzić do globalnego wzrostu poziomu morza średnio o ponad dwa metry. Woda zaleje największe nadmorskie miasta takie jak Nowy Jork czy Szanghaj, zmuszając 187 milionów ludzi do zmiany dotychczasowego miejsca zamieszkania – ostrzegają autorzy badania.
W przybliżeniu obejmująca 1,7 miliona kilometrów kwadratowych powierzchnia lodowa Grenlandii pokrywa obszar niemal trzykrotnie większy od amerykańskiego stanu Teksas. Zgodnie z danymi Narodowego Centrum Danych nt. Śniegu i Lodu, wraz z pokrywą lodową Antarktydy, stanowi ponad 99 procent świeżej wody na świecie. Większość tej wody jest zamrożona w postaci lodu i śniegu, które mogą mieć grubość do 3 000 metrów. Jednak w związku z działalnością człowieka, coraz więcej gazów cieplarnianych gromadzi się w atmosferze, oceany absorbują tylko 93 procent nadmiaru CO2.
Wyższe temperatury zarówno powietrza, jak i wody powodują topnienie pokrywy lodowej w niespotykanym dotąd tempie. W 2013 r. ONZ-owski Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) poinformował, że poziom morza wzrośnie do 2100 r. średnio o 97 centymetrów, jeśli emisja dwutlenku węgla będzie wciąż rosła. Prognozy oszacowane w ramach nowego badania pokreślają, że w rzeczywistości do końca tego wieku oceany mogą podnieść się o około 2 metrów.
Chociaż szanse na spełnienie najgorszego scenariusza szacuje się na jedynie pięć procent, autorzy badania w dalszym ciągu twierdzą, iż staje się coraz bardziej „wiarygodna”, która przewiduje wzrost globalnych oceanów o dwa metry do roku 2100. Jeśli poziom morza rzeczywiście podniesie się o taką wartość, pod wodą znajdą się obszary lądowe o łącznej powierzchni 1,8 mln kilometrów kwadratowych – czytamy w badaniu. To obszar większy niż Francja, Niemcy, Hiszpania i Wielka Brytania razem wzięte.
W takim przypadku główne metropolie nadbrzeżne, takie jak Londyn, Nowy Jork czy Szanghaj, byłyby narażone na katastrofalne powodzie. Tymczasem małe narody wysp Pacyfiku, takie jak Vanuatu i Fidżi stałyby się niezdatne do zamieszkania lub całkowicie zniknęłyby pod wodą. Autorzy badania podkreślili również fakt, że wiele potencjalnie utraconych terenów znajduje się w „krytycznych regionach produkcji żywności” – jednym z takim miejsce jest delta Nilu w Afryce.
W sumie około 2,5 proc. całkowitej ludności świata będzie musiało opuścić swoje domy i poszukać inngo miejsca do zamieszkania. „Aby spojrzeć na problem z perspektywy, syryjski kryzys uchodźczy spowodował, że do Europy przybyło już około miliona ludzi” – powiedział BBC główny autor nowego badania, Jonathan Bamber. „To około 200-krotnie mniej niż liczba osób, które zostałyby wysiedlone w wyniku podniesienia się poziomu morza o 2 metry” – dodał.
Bamber powiedział CNN, że ewakuacja wielu ludzi na całym świecie „prawdopodobnie doprowadzi do poważnych wstrząsów społecznych”. „To naprawdę bardzo ponury scenariusz” – dodał.
Źródło: Business Insider
I jeszcze jedna, ważna rzecz...
Według klimatologów kolejne lata są rekordowo ciepłe w historii prowadzonych pomiarów. Naukowcy z NOAA ustalili, że średnia temperatura na całym świecie w czerwcu 2017 wynosiła o 0,8 stopnia Celsjusza więcej niż średnia z XX wieku, która wynosi 15,5 st. C.
Jeden z użytkowników portalu Reddit postanowił zilustrować za pomocą wykresu, jak bardzo w ciągu lat 2016-2017 zmniejszyła się pokrywa lodowa w Arktyce i na Antarktydzie. Jego wizualizacja dobitnie unaocznia zmiany, które dzieją się na naszej planecie. "Można nazwać to spiralą śmierci" napisał jeden z użytkowników.
Wykres został również przedstawiony w prostszej, jednowymiarowej formie. Widać na nim dokładnie, że ostatnie ciepłe lata nie są łaskawe dla pokrywy lodowej.
Dane, które posłużyły do stworzenia tego wykresu, pochodzą ze statystyk National Snow and Ice Data Center oraz systemu Global Ice-Ocean Modeling and Assimilation.
Duże zmiany w powierzchni lodowej Arktyki są spowodowane wzrostem temperatury, który to z kolei spowodowany jest wzrostem stężenia gazów cieplarnianych. Ma to wpływ na cyrkulacje atmosferyczne i powoduje powstawanie anomalii pogodowych na Ziemi.
czytaj dalej
Jeden z czytelników zwrócił uwagę na intrygujący tekst piosenki sprzed lat. Rzeczywiście uważne przeczytanie tego tekstu sprawia, że staje nam przed oczami scena z klasycznego Bliskiego Spotkanie Trzeciego Stopnia z UFO.
[...]przesylam wam link do tlumaczenia txt starej piosenki....gdyz bardzo mnie zaintrygowaly jej slowa....brzmia dziwnie jakos "znajomo".....Wy tez macie te odczucie?...nie wskazuje o ktore frazy chodzi....zerknijcie na tlumaczenie ii oryginal zreszta tez....ciekawy jestem waszego zdania. oto link:
https://www.tekstowo.pl/piosenka,x_perience,magic_fields.html
czytaj dalej
Oficer wywiadu Luis Elizondo jest byłym dyrektorem zaawansowanego programu AATIP prowadzonego przez Pentagon. Projekt rozpoczął się w 2007 r. w celu zbadania raportów o spotkaniach z UFO. Elizondo odszedł z agencji w 2011 roku, a sześć lat później zdecydował się opowiedzieć, na czym polegała misja jego programu.
UFO zdumiewa i fascynuje ludzi od dziesięcioleci. Tajemniczy obiekty stanowią także wyjątkowe wyzwanie dla agentów federalnych próbujących ustalić, czy stanowią one zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego. Przed AATIP amerykańskie siły powietrzne uruchomiły projekt Blue Book, który badał ponad 12 000 rzekomych obserwacji UFO w latach 1952-1969.
Podczas kadencji Elizondo w AATIP obserwatorzy opisywali, że UFO poruszały się z prędkością hipersoniczną – ponad pięć razy większą od prędkości dźwięku. Powiedział, że nie było jednak żadnych śladów, które zwykle towarzyszą samolotom lecącym z tak ogromnymi prędkościami.
UFO były również niespodziewanie mobilne, choć doświadczały sił grawitacyjnych, które znacznie przekraczają granice wytrzymałości zarówno ludzi, jak i samolotów. Samolot F-16 Fighting Falcon, jeden z najbardziej zwrotnych w amerykańskim arsenale, osiąga limit około 16 do 18 G, podczas gdy ludzkie ciało może wytrzymać około 9 G „przez bardzo krótki czas”. Obserwowane obiekty osiągały wartości sięgające nawet 400-500 G. Dodatkowo wygląda na to, że nie mają silników ani nawet skrzydeł i są w stanie przeciwstawić się naturalnym efektom grawitacyjnego przyciągania Ziemi.
Oczywiście część obserwacji została wyjaśniona np. obecnością dronów lub wystrzelonych pocisków. Wiele z nich jednak do dzisiaj pozostaje tajemnicą. Istnieje możliwość, że to po prostu technologia opracowana przez któryś z krajów. Musiałaby być ona niezwykle zaawansowana i przekraczać wszystko, co do tej pory widzieliśmy.
[Źródło: livescience.com]
x
czytaj dalej
W sobotę 1 czerwca w „Skandalistach” w Polsat News gościć będzie Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa. Agnieszka Gozdyra zapowiada, że Jackowski pokaże na wizji próbkę swoich umiejętności. Będą także trupy.
– Przerażające wizje, kontakt ze zmarłymi, poszukiwanie ciał. W „Skandalistach” najbardziej znany jasnowidz w Polsce – Krzysztof Jackowski – zapowiada Agnieszka Gozdyra.
– To są moje trupy! Nigdzie się bez nich nie ruszam. Dobrze, że rodziny tego nie widzą. To jest wygrana w totolotka. To jest śmiech, to jest radość – mówi w zapowiedzi Krzysztof Jackowski, jasnowidz z Człuchowa.
– Jaką naprawdę ma moc? W jaki sposób odnajduje ciała zmarłych? W programie pokaz umiejętności jasnowidza i jego szczere wyznania – dodaje Gozdyra.
Program Agnieszki Gozdyry Gozdyry „Skandaliści” emitowany będzie w sobotę o godz. 20.00
czytaj dalej
[...] Drodzy Oficerowie okrętu Nautilus, Przypuszczam, że ktoś już mnie uprzedził i przesłał Wam link do artykułu, który niedawno ukazał się na portalu Interia. Dotyczy nawiedzonego 10-piętrowego bloku na Ursynowie. Załoganci są z reguły bardzo czujni na takie teksty. Jednak z poczucia obowiązku, gdyby tak jednak się nie stało, to ten link wygląda następująco:
Materiał jest stosunkowo świeży, więc artykuł pewnie jeszcze długo będzie dostępny.
To tyle na razie, przesyłam pozdrowienia i trzymajcie się Załogo!...
marynarz stersygnalista - Natenczas_Wojski
Pięknie dziękujemy za wiadomość - poniżej tekst opublikowany w serwisie interia.pl
czytaj dalej
Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej (NASA) ogłosiła, że asteroida Bennu stanowi potencjalne zagrożenie dla życia na Ziemi, ponieważ może uderzyć w naszą planetę. Naukowcy podali też prawdopodobną datę zderzenia tych dwóch ciał niebieskich.
Uważają oni, że jeżeli Bennu uderzy w Ziemię, doprowadzi to do całkowitego zniszczenia życia na naszej planecie. Sama tylko siła uderzenia asteroidy może spowodować śmierć około 60 proc. ludzi. Jeżeli z kolei Bennu uderzyłaby w ocean, wywołałaby gigantyczne tsunami. Naukowcy szacują, że fala powstała w wyniku uderzenia asteroidy o wodę, mogłaby pochłonąć wszystkich mieszkańców Ziemi.
Naukowcy NASA uważają, że szansa na to, że asteroida Bennu uderzy w Ziemię, wynosi 1:2700. Z ich wyliczeń wynika, że zderzenie tych dwóch ciał niebieskich może nastąpić 25 września 2135 roku. NASA rozważa wysłanie ważących osiem ton pocisków, które mogą zmienić tor lotu asteroidy Bennu. Aby to zrobić, trzeba jednak opracować specjalną technologię.
Bennu to planetoida z grupy Apolla, odkryta 11 września 1999 roku w ramach programu LINEAR. Okrąża ona Słońce w ciągu 1 roku i 71 dni, a w swoim ruchu orbitalnym przecina orbitę Ziemi. Masa Bennu wynosi 77 miliardów ton, a średnica - 500 metrów.
8 września 2016 NASA wysłała misję OSIRIS-REx do planetoidy Bennu. Sonda dotarła do planetoidy 3 grudnia 2018 roku. Jej misją jest m.in. pobranie próbek gruntu i dostarczenie ich na Ziemię. Zespół odpowiedzialny za jej pracę poinformował w zeszłym roku, że sonda odkryła obecność grup hydroksylowych w minerałach Bennu, co oznacza, że na większej asteroidzie, której Bennu była częścią, była kiedyś woda.
czytaj dalej
Satelity Starlink nad Polską - tysiące osób obserwuje niezwykły spektakl na nocnym niebie w postaci 'lecącego ciągu jasnych świateł'. Za wszystkim stoi właściciel Tesli Elon Musk.
Kilkukrotnie w ciągu nocy mieszkańcy Polski mogą obserwować przelot grupy kilkudziesięciu satelitów Starlink. Sunąc po niebie tworzą jasną linię pojedyńczych świateł, która przypomina trochę "okna pociągu".
Tuż po 23.30 w sieci ukazało się kilkadziesiąt relacji o pojawieniu się na niebie niezwyklej formacji składającej się z kilkudziesięciu punktów, razem tworzących jasną linię.
Nieprecyzyjne relacje i pierwsze niewyraźne zdjęcia robione telefonami wskazywały na to, że nad Polską przeleciała formacja 60 satelitów telekomunikacyjnych Starlink wystrzelonych na orbitę okołoziemską przez firmę Elona Muska SpaceX.
Musk chce stworzyć na orbicie sieć nawet 12 tys. tego typu niewielkich przekaźników będących w stanie zapewnić dostęp do internetu z dowolnego miejsca na Ziemi.
Przed 1 czasu polskiego kosmiczny pociąg znowu zajaśniał na niebie. Znad wschodniego horyzontu - zamiast zwykłego jasnego punktu reprezentującego pojedynczego satelitę - wyłoniła się świetlista linia powoli sunąca w kierunku zenitu. Z każdą chwilą, gdy osiągała coraz większą wysokość, stawała się również mniej ciągła, aż udało się zaobserwować, że w rzeczywistości składa się z kilkudziesięciu satelitów.
Ich formacja w niecałe 10 min przemknęła nad naszym krajem i rozpoczęła kolejne okrążenie wokół Ziemi.
Co ciekawe, to następne trwało 15 minut dłużej. Dlaczego?
Tę zagadkę po 2 w nocy wyjaśnił sam Elon Musk. W tweecie napisał, że co 90 minut satelity za pomocą silników jonowych zwiększają orbitę, wydłużając też czas obiegu wokół Ziemi.
Konstelacja satelitów telekomunikacyjnych Starlink należąca do SpaceX wykonuje obecnie serię manewrów, których harmonogram nie jest znany. Nie ma więc pewności, czy kolejnego wieczoru ponownie zobaczymy na niebie ten niecodzienny widok.
SpaceX z powodzeniem wysłała na orbitę pierwsze 60 satelitów sieci Starlink, która ma zapewnić internet z kosmosu. Docelowo na niskiej orbicie okołoziemskiej ma się ich znaleźć 12 tys. By wynieść satelity na orbitę firma Elona Muska po raz trzeci w historii użyła rakiety Falcon 9.
Wprawdzie pierwsze satelity nie mają jeszcze wszystkich funkcjonalności, które będzie zapewniała ich kompletna sieć, to SpaceX chce ich użyć do zweryfikowania potrzeb związanych z wdrożeniem projektu Starlink. Mają anteny radiowe do komunikacji z Ziemią, silniki sterujące, które mogą je napędzać w przestrzeni kosmicznej, a także trackery gwiazd, które pomogą w nawigacji. SpaceX twierdzi, że satelity mogą nawet autonomicznie śledzić inne obiekty na orbicie za pomocą danych śledzenia Sił Powietrznych, by unikać kolizji z nimi. Jednak wystrzelone 23 maja satelity nie mają jeszcze możliwości komunikowania się ze sobą, co będzie niezbędną cechą sieci Starlink.
Starlink to jedno z najbardziej imponujących przedsięwzięć SpaceX. Firma Elona Muska przewiduje umieszczenie dwóch grup satelitów na orbicie: jedna partia 4 409 satelitów, które będą działać w odległości od 550 do 1325 km nad Ziemią. Położenie kolejnej partia 7518 satelitów przewidziano nieco niżej, na wysokości między 335 a 346 km. Cała instalacja to w sumie 11 927 satelitów, które mają zapewnić łączność internetową dla naziemnych odbiorców.
czytaj dalej
[...] Witam, Chciałem zwrócić Państwa uwagę na niezwykle fascynującą, niedawną historię dotyczącą ducha/opętanego domu w Puerto Montt, Chile. Artykuł na ten temat: http://www.foxnews.com/world/2017/02/28/haunted-house-in-southern-chile-spooks-entire-town-including-police-officers.html
Na filmie ze zdarzenia widać jak coś "wylatuje" przez okno budynku:
Mirosław [...]
Tutaj kolejny film ukazujący białą "postać":
From: Mystery Hunters
Sent: Tuesday, March 21, 2017 12:08 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Materiał filmowy do publikacji
Witam,
posiadam ciekawy materiał filmowy o tematyce poruszanej na stronie Fundacji gotowy do publikacji. Być może Państwa zainteresuje. Jeśli tak, będzie mi miło.
Pozdrawiam serdecznie,
[...]
Założyciel grupy Mystery Hunters
czytaj dalej
Zakazana na całym świecie 30 lat temu substancja przeżywa prawdziwy "renesans". Stężenie gazu, który drastycznie narusza globalną warstwę ozonową, rośnie. Wszystko wskazuje na to, że winne są Chiny - informuje "The National Post".
W latach 80. podpisano protokół montrealski w sprawie substancji zubożających warstwę ozonową. To przełomowy traktat mający na celu radykalne ograniczanie produkcji i emisji chlorofluorowęglowodorów (CFC), a więc chemikaliów używanych w lodówkach i piankach, których efektem ubocznym było rozrywanie warstwy ozonowej Ziemi. Protokół podpisało 197 krajów świata, w tym Kanada, USA i Chiny.
W miarę jak warstwa ozonowa się wyczerpuje - przepuszcza coraz więcej promieni ultrafioletowych emitowanych przez Słońce. Traktat przyczynił się do znacznej redukcji szkodliwego CFC, a to pozwoliło na znaczne zagojenie warstwy ozonowej.
Jednak rok temu odkryto, że globalna emisja trichlorofluorometanu (CFC-11) faktycznie wzrasta od 2013 roku, co pozwoliło wysnuć wniosek, że ktoś potajemnie narusza protokół montrealski. Urządzenia pomiarowe nie były w stanie jednak zbadać, gdzie dokładnie zlokalizowane są źródła emisji gazu.
Opublikowane wczoraj badania w magazynie "Nature" nie pozostawiają jednak wątpliwości - 40 do nawet 60 proc. całkowitej światowej emisji CFC-11 pochodzi ze wschodnich Chin. Naukowcy przypominają, że CFC-11 jest gazem cieplarnianym "około 5 tys. razy silniejszym niż dwutlenek węgla". Nie tylko niszczy on warstwę ozonową, ale także silnie ogrzewa klimat. Jeśli zwiększona emisja ze wschodnich Chin nie zostanie wkrótce powstrzymana, to proces gojenia ozonu może zostać opóźniony "potencjalnie o całe dziesięciolecia".
czytaj dalej
Zburzenie Warszawy to bezprecedensowa operacja planowego wyburzania i palenia Warszawy prowadzona przez Niemców po upadku powstania warszawskiego. Między październikiem 1944, a styczniem 1945 niemieckie oddziały niszczycielskie (tzw. Technische Nothilfe) zniszczyły około 30% przedwojennej zabudowy lewobrzeżnej Warszawy. Zagładzie uległy wówczas setki bezcennych zabytków oraz obiektów o dużej wartości kulturalnej, sakralnej i gospodarczej. Wyburzaniu i paleniu Warszawy towarzyszyła zakrojona na szeroką skalę grabież pozostającego w mieście mienia publicznego i prywatnego.
Czy ta okrutna operacja była skutkiem... złej nazwy tego miasta, które zawiera w sobie bardzo negatywne słowo "war" w języku angielskim? Oto e-mail od naszego czytelnika:
Jakiś czas temu natrafiłem na You Tube na audycje Nautilusa dotyczące myślokształtów. Od tamtej pory poświęcam temu zagadnieniu dużo uwagi. Odkryłem także dziedzinę fizyki zwaną cymantyką. Zastanawiam się, czy pewne nazwy poprzez swoje fonetyczne brzmienie nie wywołują przysłowiowego wilka z lasu. Mam tu na myśli przede wszystkim naszą stolicę Warszawę, która z angielska brzmi Warsaw. Mamy więc dwa wielce wymowne słowa, wojna i tryb przeszły czasownika widzieć. Nie orientuję się ile procent ludzi w 1939 posługiwało się językiem angielskim, ale na pewno było ich wiele. Pytanie zatem brzmi, czy los Warszawy nie był czymś w rodzaju myślokształtu, samosprawdzającego się proroctwa?
Przemek
czytaj dalej
[...] chciałam tylko jeszcze wspomnieć o ciekawym przypadku o którym mówiono dzisiaj w Dzień Dobry TVN. Już jakiś czas temu słyszałam o tym, ale dzisiaj widziałam rozmowę z tym konkretnym człowiekiem. Chodzi o Derek'a Amato .
Był on pracownikiem korporacji, szkolił pracowników. Pewnego dnia skacząc do wody miał wypadek, w wyniku którego nabawił się poważnego urazu głowy. Okazało się później, że ten nie interesujący się wcześniej muzyką, nie posiadający umiejętności gry na jakimkolwiek instrumencie, nie znający nut człowiek stał się, jak go się określa geniuszem muzycznym.
Gra na kilku instrumentach, ale najbardziej lubi fortepian. Stało się to nagle, gdy był u przyjaciela posiadającego ten instrument- usiadł przy klawiaturze i zaczął po prostu grać. Nie mógł przestać przez kilka godzin, a jego kolega popłakał się ze wzruszenia słysząc jak on gra i jaką muzykę tworzy. Derek Amato mówił w wywiadzie dla TVN, że odczuwa muzykę wszystkimi zmysłami, całym ciałem. Opisał, że przed oczami cały czas w każdej sekundzie przepływają mu z lewa do prawa czarne i białe kwadraty. Trwa to całą dobę bez przerwy.
Te kwadraty jak to określił każą mu grać na klawiaturze, czy też na innych instrumentach jak na przykład gitara. Stwierdził, że on nie słyszy tej muzyki, ale ją czuje w postaci pulsowania skóry. Powiedział też, że często ma silne bóle głowy, ale ogólnie stał się lepszym człowiekiem, bardziej wrażliwym, dla którego obecnie miłość jest najważniejsza.
Przesyłam jeszcze tylko link do krótkiego filmu po angielsku o tym człowieku
czytaj dalej
Media społecznościowe obiegło zdjęcie, na którym oprócz nieba widoczna jest też sylwetka Jezusa. Fotografię wykonała Argentynka Monica Aramayo, która wszystkich wokół zapewnia o jego autentyczności. Jedni jej wierzą, inni widzą w obrazie zamiast boskiej interwencji - pomoc Photoshopa.
W 2018 roku Monica Aramayo fotografowała komórką niebo w argentyńskim mieście San Salvador de Jejuy. Po pewnym czasie przeglądała swoją telefoniczną galerię i gdy dotarła do obrazów nieba - mocno się zdziwiła. Na fotografii miała ujrzeć Jezusa pośród chmur. Postać ubrana jest w białą szatę i ma rozłożone ręce, które na myśl przywodzą ukrzyżowanie. Autorka wrzuciła zdjęcie na Twittera. Jak twierdzi, niedługo po swoim odkryciu i, co więcej - nic przy nim nie majstrowała. Teraz każdy może je obejrzeć i ocenić jego autentyczność.
Rozbrzmiała dyskusja w internecie, która jak to zwykle w podobnych przypadkach, podzieliła oglądających. Jedni nie mają wątpliwości, że to Jezus we własnej osobie objawił się Argentynce.
- Zwiastuje swoje przyjście. Powinniśmy być już gotowi - powiedziała Mariela Romano w rozmowie z Fox News. Kobieta znalazła się w gronie osób, które są dodatkowo przekonane, iż postać ze zdjęcia przypomina słynną figurę Jezusa z Rio. Absolutnie zaprzeczyła, że zdjęcie "podrasowała" programem graficznym.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie