Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
W Polsce istnieje zatrzęsienie wszelkich dronów, które są na przykład popularnymi prezentami dla dzieci. To sprawie, że wiele osób błędnie bierze je za Niezidentyfikowane Obiekty Latające. Jeden z ciekawszych incydentów tego typu wydarzył się w Wiatrowym Lesie, o czym napisał portal oknonawagrowiec.pl
Okazało się, że o sprawie "dziwnego lądowania niezidentyfikowanego obiektu" została zawiadomiona nawet policja.
czytaj dalej
Amerykanie wracają na Księżyc. Chcą stanąć na nim w 2024 r. Donald Trump dał dodatkowe środku dla NASA. Artemida - tak nazywa się nowy amerykański program załogowych lotów kosmicznych na Księżyc. NASA chce wysłać ludzi na satelitę Ziemi w 2024 roku. Będzie to pierwsza taka wyprawa od ponad pięćdziesięciu lat.
Po raz ostatni człowiek chodził po powierzchni Księżyca w grudniu 1972 roku. Był to Eugene Cernan, dowódca misji Apollo 17, ostatniej załogowej misji księżycowej Amerykanów. Łącznie w ciągu czterech lat programu na Księżycu stanęło 12 astronautów. Teraz do listy mają dołączyć kolejni, w tym pierwsza kobieta.
Administracja Donalda Trumpa, która przycinała już finansowanie na kosmiczne projekty związane z badaniem zmian klimatycznych, na podboju naszego satelity nie zamierza oszczędzać. W poniedziałek prezydent USA zgłosił poprawkę do budżetu na rok fiskalny 2020, która przyznaje NASA kolejne środki.
"Aktualizuję swój budżet, by zawierał dodatkowe 1,6 mld dolarów, tak, byśmy mogli wrócić w Kosmos w WIELKIM STYLU" - pochwalił się Donald Trump na Twitterze, jak ma to w zwyczaju.
Te pieniądze mają zostać przesunięte z nadwyżki z federalnego programu Pell Grant, który pomaga biedniejszym uczniom opłacać studia. Trump przesłał propozycję do Kongresu, z jej zatwierdzeniem problemu być nie powinno - chodzi o środki niewykorzystane. Wraz z 21 mld dolarów, które wcześniej już dostała w swoim budżecie amerykańska agencja kosmiczna, dodatkowe mają pozwolić przyspieszyć plany wysłania ludzi na Księżyc, a potem dalej, na Marsa.
W tym roku NASA wydała już 4,5 mld dolarów na budowę kilku elementów nowego programu - statek Orion, dużą rakietę nośną i małą stację orbitalną Księżyca. Ile ma kosztować cały program? Tego na razie nikt nie odważa się szacować. Szef NASA Jim Bridenstine podczas konferencji prasowej na takie pytanie miał odpowiedzieć: "Sam chciałbym to wiedzieć". Wiadomo, że Amerykanie chcą lądować na południowym biegunie, w trudnym, zimnym rejonie. Jest tam też jednak tak zwany lód wodny, który NASA chciałaby zamienić w paliwo dla statków kosmicznych.
Artemida - to słowo świat wkrótce będzie odmieniał przez wszystkie przypadki...
Nowy program załogowych lotów kosmicznych na Księżyc został nazwany Artemida. Artemida była grecką boginią, siostrą-bliźniaczką Apolla, na cześć którego nazwano pierwszy taki program z lat 1969-1972. Latem tego roku (20 lipca) NASA będzie obchodzić 50. rocznicę pierwszego lądowania człowieka na Księżycu, moment na ogłoszenie wznowienia podboju jest więc idealny.
W poniedziałek prezydent powiedział, że chce, by NASA doprowadziła do ponownej załogowej wyprawy na satelitę Ziemi za pięć lat, czyli w 2024 roku właśnie. NASA planowała już od pewnego czasu powrót człowieka na Księżyc. Tyle że stawiała na nieco późniejszy termin - 2028 rok. Sprostanie wyzwaniu Trumpa oznaczałoby więc spore przyspieszenie - i z pewnością większe koszty.
Szczególnie że budowa rakiety nośnej SLS (ang. Space Launch System), która ma być wykorzystana w programie, mocno się opóźnia. Data pierwszego lotu testowego była już kilka razy przesuwana - ostatnio na czerwiec przyszłego roku. Pierwotnie miała być gotowa pod koniec 2017 roku. Nie wiadomo jednak, czy i ten termin zostanie dotrzymany. Być może dlatego administrator NASA przyznał 13 marca, że agencja rozważa zastąpienie rakiety przez komercyjną. Bardzo szybko, bo już dzień później się z tego wycofał, podkreślając, że analizy były tylko "środkiem zapobiegawczym", chodzi o zrealizowanie harmonogramu, ale NASA wciąż wspiera budowę SLS, którą na jej zlecenie prowadzi koncern Boeing. Do tej pory agencja wydała na SLS już blisko 12 miliardów dolarów.
Kosmiczny wyścig rusza na nowo
Niedawno o szybkim powrocie ludzi na ziemskiego satelitę mówił wiceprezydent USA Mike Pence. Pod koniec marca tego roku na spotkaniu Krajowej Rady Kosmicznej powiedział: "Jesteśmy dziś w kosmicznym wyścigu, tak jak byliśmy w latach 60. (...) Tak jak Stany Zjednoczone były pierwszym narodem, który dotarł na Księżyc w XX wieku, tak samo będziemy pierwszym narodem, który wróci na Księżyc w XXI wieku." Takie wypowiedzi pokazują, że amerykańscy politycy czują na plecach oddech konkurencji - i wcale nie chodzi o Rosję.
Po zakończeniu zimnej wojny kosmiczny wyścig po - wtedy głównie - prestiż przestał się opłacać. Badania naukowe można było prowadzić znacznie taniej, za pomocą sond, bez udziału ludzi. Ten wyścig znowu ruszył i to na więcej niż jednym froncie. Coraz większe ambicje w kosmosie mają także - znów - Rosjanie zapowiadali lot załogowy na Księżyc w 2029 roku.
Do zimnowojennych uczestników kosmicznej rywalizacji dołączają kolejni. Przede wszystkim Chiny. W tym roku Chińczycy jako pierwsi wysłali sondę z łazikiem na tak zwaną "ciemną stronę" Księżyca, czyli tę niewidoczną z Ziemi. Jaki czas później chińscy naukowcy przekazali, że na łaziku wykiełkowała jedna z umieszczonych na nim roślin - bawełna. To pierwszy taki eksperyment. Do tej pory udawało się wyhodować rośliny w przestrzeni kosmicznej, ale wyłącznie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Kolejna chińska sonda ma polecieć na Księżyc jeszcze w tym roku. To nie wszystko. Za kilka lat Pekin chce mieć własną stację kosmiczną, za nieco ponad 10 wysłać na Księżyc swoją misję załogową. Myślą też o zbudowaniu tam kolonii. W perspektywie jest też - co dla wszystkich kosmicznych mocarstw oczywiste - wyprawa na Marsa.
Wielkie mocarstwa to nie wszystko. Na kosmiczną gorączkę zapadły też prywatne firmy, a tak naprawdę można uznać, że to one na nowo ją rozbudziły. Pomysły Elona Muska na początku wydawały się szaleństwem, ale teraz jego SpaceX realizuje już kontrakt dla NASA na dostawy towarów na Międzynarodową Stację Kosmiczną i pracuje nad budową załogowego statku, na który mogliby się przesiąść amerykańscy astronauci - teraz korzystają oni z rosyjskich. Docelowo i Musk ma w planach lot na Marsa. Ale nie tylko on. Po piętach depcze mu najbogatszy człowiek świata, Jeff Bezos, ze swoją firmą Blue Origin. Jest też wielu innych chętnych na kawałek kosmicznego tortu, na którym można także zarobić.
źródło: gazeta.pl
czytaj dalej
W Stanach Zjednoczonych działał program, który został przeprowadzony w celu sprawdzenia raportów o kontaktach z UFO, a nawet zebrano w jego ramach pewne dowody - donosi Fox News.
W tej chwili program weryfikujący informacje o kontaktach z UFO został zawieszony, ale armia USA nadal obserwuje, jak to nazywają, „niewyjaśnione zjawiska powietrzne”, które są rejestrowane kilka razy w miesiącu.
Były amerykański senator ze stanu Nevada, Harry Reed, zorganizował całe dochodzenie warte miliony dolarów na temat dokumentów Pentagonu o UFO, powiedział Brett Larson, prowadzący Fox News Headlines 24/7.
Według niego w ramach dochodzenia powstało stanowisko , którego zadaniem było nie tylko wprowadzenie do specjalnego katalogu części dokumentów związanych z raportami o kontaktach z UFO, ale także zbieranie prawdziwych szczątków obiektów.
Zatrudnili specjalną firmę, która wyposażyła niektóre pomieszczenia w Las Vegas w celu składowania stopów metali i innych materiałów, które rzekomo znajdowały się w miejscach, w których wystąpiły niewyjaśnione zjawiska” - powiedział dziennikarz.- „Ludzie, którzy przeżyli kontakt, przeszli kontrole, które miały wykazać, czy nastąpiły jakiekolwiek zmiany w ich organizmie. Żołnierze zeznawali o tym, co zobaczyli – powiedział Brett Larson.
I chociaż program, w ramach którego utworzono katalog, a później założono, że wyniki zostaną ujawnione opinii publicznej, został zamknięty, śledzenie UFO przez wojsko nie ustało. W istocie będą kontynuować tę pracę, ponieważ wojsko musi wiedzieć, kto za tym stoi i jakie są ich intencje.
„Ale wszystkie informacje, które zbierają, mogą być po prostu zredukowane do pewnego rodzaju grafiki, która wskaże wzrost liczby kontaktów w ich bazie. A my wciąż czekamy na odtajnienie tych dokumentów.
Chcę wiedzieć, jakie są te zjawiska i chcę zwiedzić magazyn, w którym przechowywane są wszystkie te stopy metali! W końcu to coś niesamowitego. Ponadto twierdzą, że rejestrują kilka kontaktów miesięcznie. Miesięcznie! – podkreślił dziennikarz telewizji Fox News.
czytaj dalej
Niezidentyfikowany obiekt w jednym z kraterów na Księżycu. Zdjęcie, które zainteresowało internautów (linki do tekstów na temat tego zdjęcia dostaliśmy od czytelników serwisu), zostało wykonane na początku tego roku przez należący do NASA orbiter LRO. Obiekt znajduje się w obszarze znajdującym się między kraterami Von Karman i Davvison.
Specjaliści NASA utrzymują, że jest to kamień, choć jego położenie w środku krateru jest bardzo nietypowe.
czytaj dalej
Wokół kolejni ludzie przyznają się do tego, że stali się praktycznie inwalidami i stanęli na krawędzi życia i śmierci przez to, że nie byli świadomi, że są zakażeni przez kleszcza. Nigdy nie było ich w takiej ilości w Polsce. To także efekt zmian klimatu na świecie.
Trąby powietrzne, powodzie, wymieranie dobrze nam znanych gatunków, nowe choroby czy w końcu fala zdesperowanych przybyszów z dalekich stron. Następstwa zmian klimatu stają się z roku na rok coraz bardziej odczuwalne. Także w Polsce.
Czas, gdy można było się spierać i mieć wątpliwości jest już za nami – wpływ człowieka na klimat naszej planety jest niepodważalny. Ewentualny spór może dotyczyć co najwyżej rozmiarów i tempa katastrofy, jaką sami na siebie sprowadziliśmy. Albo, aby być ścisłym, sprowadziło na planetę kilka największych państw – trucicieli, których rozwój i dobrobyt został oparty na niewspółmiernie dużej konsumpcji zasobów i równie gigantycznej emisji szkodliwych substancji.
Niestety, pozostałe kraje – mimo stosunkowo nikłego wkładu w globalne podtruwanie i podgrzewanie – dostają rykoszetem. Do tej grupy należy także Polska. Choć zmiany klimatyczne w naszym zakątku świata nie przebiegają tak gwałtownie, jak choćby w Arktyce i Antarktyce, niektóre są już widoczne.
Niedawny raport ONZ może wydawać się dość abstrakcyjnym dokumentem. Przedstawia zmiany klimatyczne i ich skutki, a wszystko to ujęte w skali globalnej. Co z tego wynika dla nas? Ktoś sądzący po pozorach mógłby uznać, że niewiele – gdy spojrzymy za okno widać za nim mniej więcej podobną wiosnę, jaką przez lata obserwowali nasi rodzicie i dziadkowie.
Klimat zmienia się na naszych oczach, choć nie zawsze potrafimy to dostrzec. Co istotne, zmiany nie są rozłożone równomiernie, podobnie jak ich waga. Czym innym jest wzrost temperatury z -20 do -18, a czym innym z -1 do +1 stopnia. Ocieplenie na – ostrożnym wedle dzisiejszych szacunków – poziomie 1,5 stopnia względem epoki przedindustrialnej nastąpi do około 2030 roku.
Na terenie Polski może oznaczać to nawet 3 stopnie różnicy, a to już całkiem sporo. Tym bardziej, że przy braku naszej reakcji i założeniu, że stosowane obecnie modele klimatyczne są trafne, globalne temperatury do końca wieku wzrosną o blisko 4 stopnie.
W praktyce oznacza to, że w Polsce zniknie choćby problem kornika. Mamy powód do świętowania? Nie bardzo, bo kornik wyginie wraz ze swoim ulubionym świerkiem, który za sprawą ocieplenia klimatu wycofa się aż do Skandynawii. Rzecz jasna nie nastąpi to natychmiast, ale będzie rozłożone w czasie - przy obecnym tempie zmian ostatnie świerki zobaczymy w Polsce około 2100 roku.
Pożegnamy się również z charakterystycznym stukotem, niosącym się po lesie w okolicy, zamieszkałej przez dzięcioły. Te ptaki mają pecha – nie dość, że braknie istotnego elementu ich diety w postaci korników, to z dziupli przepędzą ich egzotyczni, a przy tym bardzo zdeterminowani przybysze – niektóre gatunki papug.
Kojarzone z ciepłymi krajami aleksandretty obrożne uchwyciły już pierwsze przyczółki w Polsce – zaobserwowano nie tylko pojedyncze osobniki, ale również niewielkie stada tych ptaków. Papugi, co odnotowano w naszym kraju po raz pierwszy, zaczęły się już rozmnażać na wolności.
Nie będzie korników i dzięciołów, będą za to kleszcze. Tym groźnym dla człowieka owadom sprzyjają coraz dłuższe okresy ciepłej pogody, więc dyżurny temat mediów, które każdego lata straszą nas czyhającym w lesie złem, stanie się jeszcze bardziej aktualny.
Mamy 12 lat, aby powstrzymać zmiany klimatu. Jeśli nie zdążymy, czeka nas kataklizm
Najnowszy raport Narodów Zjednoczonych nie pozostawia złudzeń. Niekorzystne zmiany klimatyczne przyspieszają, niosąc falę ekstremalnych zjawisk pogodowych. Zobaczymy je nie tylko na ekranach telewizorów, ale odczujemy na własnej skórze. Jak zmieni się nasze życie i ile stracimy na ociepleniu klimatu?
Upubliczniony w południowokoreańskim Inczon raport to efekt pracy oenzetowskiego zespołu badawczego, który przeanalizował 6 tys. publikacji, dotyczących zmian klimatycznych. Na tej podstawie IPCC zakwestionowało dotychczasowe ustalenia.
Okazuje się, że punktem krytycznym zmian nie są dwa stopnie, ale 1,5 stopnia Celsjusza względem epoki przedindustrialnej. Pół stopnia robi tu ogromną różnicę, a do tego oznacza, że dotychczasowe prognozy tracą na aktualności: jest gorzej, niż się nam wydawało. Mamy mniej czasu na przeciwdziałanie zmianom klimatu. Jeśli nie zdołamy im zapobiec, skutki będą gorsze, niż wcześniej sądziliśmy.
Temperatura już wzrosła średnio o jeden stopień, a jeśli radykalnie nie ograniczymy emisji gazów cieplarnianych, 1,5 stopnia osiągniemy już w 2040 roku. Te dziesiętne części stopni wyglądają niepozornie, ale oznaczają ogromne różnice, jak choćby to, że na rozległych obszarach oznaczają zmianę temperatury z ujemnej na dodatnią.
Dość wspomnieć, że – zdaniem oenzetowskich badaczy – o ile przy podniesieniu temperatury o 1,5 stopnia arktyczna pokrywa lodowa będzie topiła się całkowicie raz na 100 lat, to przy wzroście o 2 stopnie z takim zjawiskiem będziemy stykać się co dekadę. Jeśli nie zahamujemy emisji dwutlenku węgla, około 2050 roku dwukrotnie zmniejszy się areał upraw kawy.
Co gorsza, dotyczy on niemal wszystkich rodzajów upraw na niemal wszystkich szerokościach geograficznych. 7 proc. gorsze plony pszenicy, 10 proc. mniej kukurydzy czy katastrofalne, 50-procentowe załamanie produkcji trzciny cukrowej w Indiach to konkretne zmiany.
źródło: wp.pl
czytaj dalej
Opublikowany w poniedziałek 6 maja 2019 o 13 w Paryżu raport Międzyrządowej Platformy ds. Bioróżnorodności i Ekosystemów zapowiada zagładę miliona gatunków zwierząt i roślin przez działalność człowieka.
Blisko milion gatunków zagrożonych wymarciem. Dogmat wzrostu ekonomicznego wykańcza życie na Ziemi
Autorzy raportu o bioróżnorodności i stanie ekosystemów z równie stalową konsekwencją wyliczają, jak jeden rzekomo rozumny gatunek - Homo sapiens - podcina drzewo życia, "czyszcząc" Ziemię z innych gatunków.
Dzięki naszej bezmyślności i zachłanności milion gatunków zwierząt i roślin jest obecnie zagrożonych wyginięciem. To połowa wszystkich opisanych gatunków (bez mikroorganizmów)!
czytaj dalej
Każdego roku zabijanych jest o pół miliarda zwierząt mniej. Tylko dlatego, że ludzie jedzą mniej mięsa. Od 2007 roku ludzie na całym świecie jedzą mniej mięsa, rocznie zabijanych jest o 500 mln zwierząt mniej.
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez „The Humane Society of the United States”, amerykańską organizację walczącą o prawa zwierząt, od 2007 r. każdego roku zabijanych jest o pięćset milionów zwierząt mniej, tylko dlatego że ludzie zaczęli jeść mniej mięsa i że wzrosła świadomość konsumpcji produktów pochodzenia zwierzęcego.
W Stanach ilość spożywanych produktów odzwierzęcych od dziesięciu lat regularnie spada – o 10 proc. na osobę. Jeśli w 2007 roku 9,5 miliarda zwierząt hodowlanych zostało zabitych, to już w 2014 roku ta liczba spadła o 400 milionów. W ciągu ostatnich pięciu lat ten spadek się utrzymywał. Jeśli wciąż będzie się tak działo, to wcale nie muszą minąć długie lata, zanim produkty zwierzęce całkowicie znikną z naszych talerzy. Rekordzistami pod względem jedzenia mniejszej ilości mięsa są Szwedzi. W 2017 roku spożyli najmniej mięsa od trzydziestu lat. Obecnie każdy Szwed je rocznie o 2,2 kg mniej mięsa niż przed 1990 rokiem.
źródło: gazeta.pl
czytaj dalej
Jak podaje Sky News, brytyjska i portugalska policja mają nowego podejrzanego w sprawie Madeleine McCann, która zaginęła w wieku niespełna czterech lat w kurorcie Praia da Luz w Portugalii. To Niemiec podejrzewany o przestępstwa seksualne wobec dzieci.
O jego potencjalnych związkach ze sprawą Madeleine McCann portugalskich śledczych, współpracujących ze Scotland Yardem, poinformowała policja niemiecka, kiedy mężczyzna trafił do tamtejszego więzienia. Według śledczych w 2007 roku, w momencie zaginięcia dziewczynki, podejrzany mieszkał w Algarve (Portugalia). Do tej pory nie pojawił się on jednak w sprawie, pomimo że wielu przestępców seksualnych zostało przez policję przesłuchanych, aby wykluczyć ich udział w zniknięciu dziecka.
Niemiec to jedna z dwóch osób, które prowadzący śledztwo podejrzewają dziś o związki z zaginięciem Madeleine.
Madeleine McCann razem z rodzicami spędzała wakacje w Portugalii w kurorcie Praia da Luz. Późnym wieczorem 3 maja 2007 roku zniknęła ze swojego łóżka. Miała wtedy niespełna cztery lata.
Śledztwo trwało 15 miesięcy, zostało jednak zawieszone z powodu braku jakichkolwiek dowodów, które mogłyby wyjaśnić, co się stało z dziewczynką. Do sprawy powrócono w 2012 roku. Niedługo później do portugalskich śledczych przyłączył się zespół funkcjonariuszy ze Scotland Yardu; do tej pory jednak nie udało się znaleźć wyjaśnienia zagadki.
czytaj dalej
Buzz Aldrin, 89-letni astronauta misji Apollo 11 stwierdził, że USA powinny działać na rzecz „wielkiej migracji ludzkości na Marsa”. Legenda NASA uważa, że jest to sprawa pierwszorzędna, która może świadczyć o przetrwaniu gatunku ludzkiego.
Aldrin był jednym z pierwszych ludzi, którzy postawili stopę na Księżycu 50 lat temu wraz z innymi astronautami Apollo 11 – Neilem Armstrongiem i Michaelem Collinsem.
Były astronauta otwarcie poparł pomysł wiceprezydenta Mike'a Pence'a, który zakłada powrót człowieka na Księżyc. Aldrin podkreślił jednak, że to Mars powinien stać się docelowym miejscem badań i podróży kosmicznych.
„Mars czeka na odkrycie, nie za sprawą robotów i łazików – choć popieram bezzałogowe misje NASA – ale przez życie, oddychanie, chodzenie, mówienie, opiekę i odwagę mężczyzn i kobiet.” – powiedział były astronauta.
Jego zdaniem misja nie powinna dotyczyć wybranej grupy osób, lecz powinna zakładać sprowadzenie całej ludzkości na Czerwoną Planetę. Aldrin wezwał Prezydenta Trumpa oraz Kongres, aby rozpoczęli misję poprzez wybudowanie bazy na Księżycu.
Buzz Aldrin przyznał, że będzie to niezwykle złożona misja, jednak może okazać się możliwa dzięki nowym wynalazkom – m. in. technologiom opracowywanym przez Elona Muska. Astronauta wskazał również pomysły takie jak detonacje nuklearne, które mogą pomóc odpowiednio ukształtować planetę.
czytaj dalej
Cząstki-duchy znane jako neutrina od dziesięcioleci fascynują naukowców. Jesteśmy bliżej rozwiązania tajemnicy ich pochodzenia. Będące częścią rodziny fundamentalnych cząstek, które budują całą znaną materię, neutrina poruszają się bez przeszkód we wszechświecie i nie wchodzą w interakcję praktycznie z niczym. Większość z nich przenika Ziemię tak, jakby jej nie było, co sprawia, że wyjątkowo trudno jest je wykryć i badać.
Mimo tego, naukowcy odkryli, że wiele z neutrin powstaje w Słońcu, a nawet w naszej własnej atmosferze. Jednak źródło jednej grupy wysokoenergetycznych neutrin znanych jako neutrina kosmiczne pozostaje szczególnie nieuchwytne. Dopiero teraz okazało się, że odległe galaktyki zasilane supermasywnymi czarnymi dziurami mogą strzelać wiązkami kosmicznych neutrin prosto w kierunku Ziemi.
Wszystko zaczyna się w IceCube, bardzo czułym detektorze zakopanym ok. 2 km pod antarktycznym lodem, niedaleko stacji Amundsen-Scott na biegunie południowym.
- Aby uzyskać wymierny sygnał z niewielkiej frakcji neutrin, które wchodzą w interakcję, fizycy muszą budować niezwykle duże detektory - powiedziała dr Susan Cartwright, fizyk cząstek elementarnych z Uniwersytetu w Sheffield.
Pomiary kosmicznych neutrin w porównaniu do tych, które pochodzą z odległości bliższych Ziemi są jak próby "liczenia świetlików podczas pokazu sztucznych ogni". Jednak 22 września 2017 r. jedno z tych neutrin pojawiło się w pobliżu układu IceCube i dość niespodziewanie weszło w interakcję z otaczającym materiałem, tworząc kolejną cząstkę elementarną zwaną mionem. Ten przebił się przez lód w tym samym kierunku, co neturino, iskrząc się w innych atomach i tworząc widoczny ślad, który IceCube mógł schwytać.
- IceCube mierzy ten szlak świetlny. Możemy to zrobić całkiem precyzyjnie, dzięki czemu możemy zmierzyć kierunek toru neutrinowego - powiedział prof. Albrecht Karle z Uniwersytetu w Wisconsin-Madison.
Wykorzystując te zależności, IceCube może obliczyć przybliżony obszar nieba, z którego podróżowała cząstka.
Krok drugi: znaleźć drogę do domu
W ciągu zaledwie 43 sekund wysłano alarm do teleskopów, aby natychmiast rozpoczęły obserwacje konkretnego wycinka nocnego nieba. To wynik decyzji sprzed dwóch lat, kiedy to zespół IceCube zdecydował, że zamiast samodzielnie gromadzić dane do publikacji, będzie wysyłać je do innych astronomów, zapraszając innych badaczy do namierzaniu neutrin, gdy tylko zostaną wykryte.
- Tradycyjnie w astronomii patrzymy na obraz nieba, jakby było statyczne, ale w rzeczywistości jest to film, w którym przez cały czas pojawiają się błyski i rzeczy, które po chwili znikają. Zamiast kolekcjonować dane i udostępniać je astronomom trzy lata później po publikacji badań, zmieniliśmy podejście. Przeszliśmy do czasu rzeczywistego - powiedział prof. Karle.
Swoje zainteresowanie namierzeniem neutrin błyskawicznie zgłosiło aż osiem różnych obserwatoriów.
Najtrudniejszą częścią jest to, że nawet jeśli IcCube potrafi namierzyć pochodzenie neutrin z dokładnością do połowy stopnia nieba, to nadal jest to obszar mniej więcej wielkości Księżyca widzianego z powierzchni Ziemi. Taki region może obejmować wiele galaktyk i znacznie bardziej egzotycznych obiektów. Ale tym razem naukowcom się poszczęściło.
Galaktyka zawierająca "potworną" czarną dziurę około 100 mln razy większą od Słońca znajdowała się dokładnie tam, gdzie podejrzewano. I to właśnie ona była źródłem kosmicznych neutrin, które dotarły na Ziemię.
czytaj dalej
Czasami oglądając program w TV można zauważyć coś osobliwego. Tak było w przypadku naszego czytelnika, który oglądał relację w TVP INFO z wizyty w krypcie i zauważył, że przez ekran przelatuje jakiś jasny obiekt. Natychmiast zgrał fragment i zawiadomił naszą załogę o tym fakcie. Obiekt wygląda na kulę "orbs" - poniżej prezentujemy jeden z screenów z tego filmu.
From: [...]
Sent: Thursday, May 02, 2019 5:39 PM
To: Fundacja Nautilus
Subject: Opowieści z krypty...
Witam,
Przed chwilą w Teleexpress Extra materiał z krypty Krasińskiego. Po lewej stronie ekranu powoli przeleciał orb. Czyżby duch Zygmunta Krasińskiego ?
Pozdrawiam.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Żona byłego premiera Japonii, pani Miyuki Hatoyama, została porwana w UFO o trójkątnym kształcie na planetę Wenus w latach 70-tych – tak z przekonaniem opowiada ona sama. – To było piękne miejsce, bardzo zielone - przekazała. Jej mąż Yukio Hatoyama został powołany na urząd premiera Japonii 16 września 2008 roku.
O niezwykłej pani premier pisał swego czasu m.in. londyński Times. Miyuki Hatoyama ma 77 lat, grała wcześniej w musicalach, pisała książki kucharskie, projektowała ubrania, występowała w telewizji. Twierdzi, że została porwana przez UFO na Wenus, a także, iż znała Toma Cruise’a w poprzednim wcieleniu, kiedy ten był Japończykiem.
Wszystko to opisała w jednej ze swoich książek. Sam były premier nie czuje się w najmniejszym stopniu skrępowany kontrowersyjnymi wypowiedziami żony – zauważa „The Times” dodając, że tę tolerancję należy poczytać mu za zasługę. Członkowie jego partii także nie uważają ekstrawagancji pani Miyuki za problem.
Pani Miyuki zalicza się w Japonii do kategorii ludzi określanej jako tarento („talent”) – to osoby ekscentryczne, barwne, wyraziste, artyści czy osobowości telewizyjne. Uznaje się, że ich zachowanie jest bardziej nieprzewidywalne niż innych. Głośny w Japonii mezalians Pani Hatoyama zaczynała karierę w rewii Takarazuka, grupie piosenkarek i tancerek, które występują dla japońskich kobiet w średnim wieku.
Razem z mężem restauratorem przeniosła się do Kalifornii. Tam poznała pana Hatoyamę – który pobierał nauki na uniwersytecie Stanforda. Wtedy rozwiodła się z mężem, żeby go poślubić. Małżeństwo określono jako mezalians – Hatoyama to ród z szacownymi politycznymi tradycjami w Japonii. – Większość mężczyzn ogranicza się i wybiera żonę tylko spośród wolnych kobiet. Ja wybrałem z całego rodzaju kobiecego – mówił wtedy dumny pan Hatoyama.
Tę historię przypomniał w e-mailu do nas jeden z czytelników. Warto tutaj powiedzieć, że jej opowieść była oczywiście wyśmiana za "Wenus", bo na Wenus przecież nie ma życia... Ale dobrze to wyjaśnia Marc Davenport w swoim wykładzie "UFO - Pojazdy spoza czasu", że być może nie chodziło o tę Wenus znaną nam z obrazów wysłanych przez sondy kosmiczne, ale inną, które jest w świecie równoległym do naszego.
czytaj dalej
29 kwietnia 2019 Międzynarodowa Akademia Astronautyczna (IAA) rozpoczyna specjalne spotkanie poświęcone dla ziemskiej cywilizacji związanej z potencjalnym uderzeniem w naszą planetę asteroidy lub komety. Specjalne ćwiczenia mają nazwę Planetary Defense Conference i potrwają do 3 maja. Międzynarodowa Akademia Astronautyczna (IAA) to instytucja międzynarodowa założona w 1960, której zadaniem jest badanie kosmosu. Na konferencji będą eksperci z całego świata, którzy są w stanie oszacować konsekwencje uderzenia w Ziemię dużych obiektów. Wśród gości będą wysłannicy NASA oraz amerykańskiej Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego.
Dla potrzeb konferencji stworzono fikcyjny model dużej asteroidy, która miałaby zagrażać Ziemi. Została wykryta 26 marca tego roku w odległości 57 mln km od Ziemi. Dzień później natrafiło na nią kolejne obserwatorium. Potem obiekt zniknął z obserwacji – tak zakłada scenariusz, który będzie podstawą do przeprowadzenia symulacji tego, co może dziać się na Ziemi w okresie poprzedzającym uderzenie.
Następnie scenariusz symulacji zakłada, że udało się wyliczyć przyszłą trasę asteroidy, a ta może skrzyżować się z orbitą Ziemi. Do zderzenia według fikcyjnej wersji założonej przez organizatorów konferencji z prawdopodobieństwem na poziomie około jednego procenta może dojść w 2027 roku.
Katastrofalne skutki zderzenia
Zadaniem naukowców i ekspertów uczestniczących w konferencji będzie odpowiedź na pytanie, czy w ogóle jest możliwy scenariusz, aby nie dopuścić do zderzenia asteroidy z Ziemią.
Według wyliczeń NASA i kilku innych ośrodków, kolizja Ziemi z asteroidą Apophis o średnicy 380 metrów (która została wykryta w 2004 r., i która według obliczeń naukowców rzeczywiście może być na kursie kolizyjnym z Ziemią) spowodowałoby wybuch o sile około 1200 megaton, który mógłby praktycznie oznaczać koniec życia na Ziemi zwłaszcza, jeśli miejsce uderzenia byłoby np. na oceanie. Wtedy fala tsunami mogłaby osiągnąć wysokość nawet kilkunastu kilometrów i przetoczyłaby się przez wszystkie kontynenty.
czytaj dalej
Marynarka wojenna USA opracowuje nowe zasady dla pilotów i innych pracowników zatrudnionych na okrętach i lotniskowcach, jak zgłaszać spotkania z „niezidentyfikowanymi obiektami latającymi”, co stanowi znaczący krok w tworzeniu formalnego procesu zbierania i analizowania niewyjaśnionych obserwacji.
To odpowiedź na serię obserwacji UFO, które w slangu marynarki nazywano wysoce zaawansowanymi technologicznie samolotami naruszającymi przestrzeń powietrzną jednostek morskich.
„W ostatnich latach pojawiło się wiele doniesień o niezidentyfikowanych samolotach wchodzących w różne obszary kontrolowane przez wojsko i przelatujące przez wyznaczone przestrzenie powietrzne” - oświadczyła marynarka wojenna w odpowiedzi na pytania dziennika POLITICO. „Ze względów bezpieczeństwa marynarka wojenna i [amerykańskie siły powietrzne] bardzo poważnie podchodzą do tych raportów i badają każdy raport” – to fragment odpowiedzi na pytania dziennikarzy.
Chris Mellon, były urzędnik wywiadu Pentagonu i były pracownik Senackiego Komitetu Wywiadu twierdzi, że tego typu oświadczenia stanowi prawdziwy przełom w traktowaniu zjawiska UFO przez amerykańskie wojsko.
„W tej chwili mamy sytuację, w której UFO i UAP są traktowane jako anomalie, które należy raczej ignorować niż anomalie, które należy zbadać” – powiedział Chris Mellon.
„Mamy systemy, które wykluczają te informacje i praktycznie nikt ich nie bada”.
Źródło: https://www.politico.com/story/2019/04/23/us-navy-guidelines-reporting-ufos-1375290
czytaj dalej
Szanowni Państwo,
dzisiaj na stronie fundacji przewijała się krótka wiadomość dot. ONZ i "walki o wodę" w przyszłości.OD FN: poniżej fragment tego tekstu:
[...] ONZ: wkrótce zacznie się prawdziwa ‘walka o wodę’. Według ekspertów ONZ przez zmiany klimatyczne pędzimy ku katastrofie, w tym także możliwym walkom o wodę między państwami nuklearnymi. [..]
Przypomniał mi się ten raport:
https://reader.elsevier.com/reader/sd/pii/S095937801830253X?token=B9964DC8D71C515C332D2E46FF14B259B9E57CAE4904A5C2358EC763A30C141BD30093301DB608710D0BBF448A8B1F56
To raport opracowany przez European Commission's Joint Research Centre (JRC). W wielkim skrócie: z badania przeprowadzonego przez JRC wynika, że skutki zmian klimatu będą połączone ze stale rosnącą liczbą osób, co doprowadzi do ostrej konkurencji o coraz bardziej ograniczone zasoby. Może to prowadzić do destabilizacji regionalnej i niepokojów społecznych.
W dokumencie zwrócono uwagę na kilka punktów zapalnych na świecie, w których "kwestie hydro-polityczne" mogą się bardziej nasilić. Nic dziwnego, że są to obszary, które mają problemy z dostępem do świeżej wody i na których istnieje "transgraniczny" dostęp do wody. Oznacza to, że ludzie na tym obszarze dzielą część wód, jak jezioro lub rzeka. Tak więc w czasach niedoboru spowodowanego czynnikami środowiskowymi i rosnącą populacją, zasoby wodne stają się rzadkie i powstają napięcia.
Badanie zostało przeprowadzone przez Fabio Farinosiego, naukowca z JRC, który wykorzystał naukę maszynową do modelowania czynników mogących powodować walki o wodę. Algorytm zespołu opierał się na informacjach o poprzednich przypadkach konfliktów związanych z wodą.
Jak bardzo prawdopodobne jest pojawienie się wojen wodnych? Naukowcy szacują takie szanse na 75 do 95% w ciągu najbliższych 50 do 100 lat. Oczywiście, jak bardzo źle będą się one przedstawiać, trzeba się jeszcze przekonać.
Ale to co powinno nas najbardziej zainteresować to znajdująca się na str. 292 pliku pdf mapka obejmująca teren Polski. Tak, niemal pół obszaru naszego kraju jest jednym z najbardziej zapalnych punktów na świecie według tego raportu...
pozdrawiam
Tomek
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie