Dziś jest:
Środa, 30 października 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
24 listopada z bazy sił kosmicznych Vandenberg w Kalifornii rakieta Space X wyniosła w kosmos sondę DART, która za niecały rok ma się zderzyć z asteroidą.
To pierwsza misja kosmiczna, która ma przetestować program ochrony Ziemi przed zagrażającymi jej w przyszłości asteroidami czy kometami. Sonda zbliży się do pary asteroid z pobliskiej grupy Amora – ok. 11 mln km od Ziemi – i uderzy w mniejszą z nich. Ta para asteroid to Didymos o średnicy 780 m i krążący wokół niego Dimorfos – 163-metrowy. Zadaniem sondy DART (Double Asteroid Redirection Test) nie jest zniszczenie Dimorfosa, a jedynie zmiana jego orbity obiegu wokół większego towarzysza. W ten sposób, jeśli cały test się powiedzie, będzie można sprawdzić, czy zbliżający się do Ziemi obiekt kosmiczny można unieszkodliwić poprzez zmianę toru jego orbity. Do tej pory wykonywano jedynie symulacje takich zdarzeń, teraz przeprowadzony zostanie test realny.
Misja jest bardzo ciekawa z wielu względów. Po pierwsze, by uznać ją za udaną, nie wystarczy tylko samo uderzenie w asteroidę Dimorfos. Trzeba ten fakt i jego skutki dokładnie zaobserwować. Dlatego razem z sondą DART w stronę pary asteroid leci też mały (14-kilogramowy) próbnik LICIACube, który na 10 dni przed zderzeniem odłączy się od DART-a i zajmie odpowiednią pozycję, tak by przelecieć nad miejscem zderzenia w 3 min po fakcie. Wykona wówczas serię dokładnych zdjęć, a być może nawet film. Poza tym sam DART jest wyposażony w bardzo czułą kamerę DRACO, która dokładnie utrwali obraz dwóch asteroid, po czym ulegnie zniszczeniu wraz z całą sondą. Oblicza się, że zmiana orbity Dimorfosa, który jest oddalony od swojego większego towarzysza tylko o 1,2 km, po impakcie będzie zauważalna dla teleskopów naziemnych.
Przez cały czas podróży do układu Didymos-Dimorfos DART będzie sterowany z Ziemi, jednak na 4 godz. przed zderzeniem zacznie pracę autonomiczną, to znaczy, że będzie nim kierować specjalne oprogramowanie SMART Nav (Small-body Maneuvering Autonomous Real Time Navigation). Wtedy już tylko od niego będzie zależeć, czy pędząca z szybkością 24 tys. km/godz. sonda trafi w niewielką asteroidę, zaledwie nieco większą od stadionu piłkarskiego. Istotną częścią SMART Nav jest właśnie kamera DRACO wykonująca zdjęcia co sekundę; i taki też będzie interwał korekt toru lotu sondy. Czyli wszystko będzie się rozgrywać niezwykle szybko. Sondę DART wyposażono też w nowatorski system rozwijających się jak dywan paneli fotowoltaicznych oraz jonowy silnik NEXT (NASA Evolutionary Xenon Thruster), który będzie podczas misji głównie testowany. Podstawą napędu sondy są silniki na hydrazynę.
Ale to jeszcze nie koniec historii, ponieważ w 2027 r. do układu Didymos-Dimorfos doleci europejska sonda Hera, która zbliży się do asteroid i prześledzi dokładnie skutki uderzenia DART-a. Misję DART przygotowały dwie agencje: NASA i Włoska Agencja Kosmiczna. Budowę sondy i zarządzanie misją powierzono Johns Hopkins Appleid Physics Laboratory w Maryland w USA.
źródło: polityka.pl
czytaj dalej
Rząd USA zapowiedział, że użyje wszelkich dostępnych środków, by dowiedzieć się, czym są niezidentyfikowane obiekty latające. W tym celu powstanie nowe Biuro UFO, którego głównym zadaniem będzie wykrywanie i badanie tajemniczych obiektów ukazujących się pilotom.
Nowe Biuro UFO ma współpracować z wojskiem i wykorzystywać najnowsze zdobycze technologii. Pentagon ma tu na myśli najnowsze systemy satelitarne, radary, kamery oraz systemy identyfikacji obiektów.
Rząd chce, by nowa jednostka badała nie tylko przestrzeń kosmiczną, ale również przestworza, powierzchnię Ziemi, a także morza i oceany w poszukiwaniu wszelkich anomalii. Co ciekawe, wszystko ma odbywać się w tajnych ośrodkach.
Senator Kirsten Gillibrand, D-N.Y., wprowadziła poprawkę (SA. 4281) do ustawy o obronie narodowej na rok 2022 (NDAA), która fundamentalnie zmieni podejście rządu federalnego do niezidentyfikowanych zjawisk powietrznych (UAP) - znanych jako niezidentyfikowane obiekty latające (UFO).
Środek ten, jeśli zostanie zatwierdzony, będzie nakazywał bezprecedensową przejrzystość rządu w sprawie zjawiska UFO i oznaczałby historyczną zmianę w sposobie traktowania tego zagadnienia przez rząd poprzez wykorzystanie wiedzy naukowej.
Zainteresowanie rządu i uznanie UFO za "oficjalne" zagadnienie wzrosło po ujawnieniu przez Departament Obrony w 2020 r. trzech nieobjętych klauzulą tajności nagrań wideo Marynarki Wojennej z 2014 i 2015 r. Również w zeszłym roku, DoD zatwierdziło utworzenie grupy zadaniowej ds. niezidentyfikowanych zjawisk lotniczych (UAP) (UAPTF) pod przewodnictwem Marynarki Wojennej. DoD powiedział, że te ruchy zostały wykonane z troski o bezpieczeństwo personelu i operacji wojskowych.
Podczas gdy poprawka Senatu Gillibrand do NDAA zawiera język z podobnego przepisu zainicjowanego przez Rep. Rubena Gallego, D-Ariz., w wersji ustawy w Izbie, poprawka Senatu robi dodatkowy krok, wymagając jeszcze więcej informacji UAP/UFO do ujawnienia opinii publicznej.
W przypadku uchwalenia, poprawka ustanowiłaby "Biuro Nadzoru i Rozwiązywania Anomalii", którego zadaniem byłoby badanie UAP. Biuro to - które miałoby być prowadzone przez DoD lub wspólną organizację Pentagonu i Dyrektora Wywiadu Narodowego - byłoby również zobowiązane do składania corocznych publicznych raportów na temat UAP "w tym, czy rząd posiada jakiekolwiek materiały z incydentów z UFO ..
Poprawka Gillibrand dotycząca UFO ulepszyłaby również dochodzenia w sprawie UAP (UFO) prowadzone przez amerykańskie wojsko i agencje wywiadowcze, a także zwiększyłaby priorytet, koordynację i zasoby zaangażowane w wysiłki badania tego fenomenu.
Poprawka stworzyłaby również oddzielny "Komitet Doradczy ds. Lotnictwa i Transmediów", w skład którego weszliby eksperci z NASA, Federalnej Administracji Lotnictwa, Narodowej Akademii Nauk, szef Projektu Galileo na Uniwersytecie Harvarda, dyrektor Centrum Technologii Optycznych na Uniwersytecie Stanowym Montany, Koalicji Naukowej na rzecz Studiów nad UAP oraz Amerykańskiego Instytutu Astronautyki i Aeronautyki.
Sen. Gillibrand po raz pierwszy złożyła swoją poprawkę 4 listopada, a 15 listopada ponownie złożyła swoją poprawkę związaną z UAP, wraz z sen. Marco Rubio, R-Fla., i Martin Heinrich, D-N.M., jako współwnioskodawcy.
czytaj dalej
Ziemia powinna stać się rezerwatem przyrody, a ludzie mogą się dalej rozmnażać w stacjach kosmicznych w Układzie Słonecznym. Do takiej wizji przekonuje budujący statki kosmiczne Jeff Bezos, który widzi Ziemię przyszłości jako rezerwat natury.
Drugi najbogatszy człowiek świata przewiduje, że w przyszłości Ziemia stanie się rezerwatem przyrody. Według niego ludzie będą rodzić się, żyć i pracować na stacjach kosmicznych.
Jeff Bezos wyjaśnił, że nazwa jego firmy kosmicznej, która rywalizuje z VirginGalactic i SpaceX, jest zapowiedzią dalekiej przyszłości ludzkości. "Blue Origin", czyli "Błękitne Pochodzenie" ma dotyczyć błękitnej ojczyzny rasy ludzkiej, która w przyszłości ma się wynieść z Ziemi w kosmos.
Tu nie chodzi o opuszczenie Ziemi, chodzi o jej ocalenie. To skarb Układu Słonecznego. Musimy opanować podróże kosmiczne, byśmy mogli zachować naszą planetę - wyjaśniał w rozmowie w ramach dorocznego forum w Katedrze Narodowej w Waszyngtonie.
Jeff Bezos to jeden z ponad dwóch tysięcy żyjących dziś na świecie miliarderów, którzy w sumie dysponują sporo większym majątkiem niż biedniejsza połowa ludzkości. Właściciel majątku wartego 200 mld dolarów, założyciel koncernu Amazon i budującej pojazdy kosmiczne firmy Blue Origin widzi siebie jako pioniera starań o to, by kiedyś zwykli ludzie mieli szansę zobaczyć Matkę Ziemię tylko czasem, jako turyści.
Multimiliarder wyjaśnił, że nasza planeta wymaga ochrony i nie powinna być degradowana przez ciągle rosnącą liczbę ludności. Ocenił też, że w wielkich koloniach ze sztuczną grawitacją, zbudowanych w przestrzeni Układu Słonecznego, może w przyszłości mieszkać i pracować nawet bilion ludzi, którzy nie będą już korzystać z zasobów planety pochodzenia. Musimy sięgać po zasoby i produkować energię poza Ziemią - mówił Jeff Bezos i argumentował, że ludzkość jest skazana na zużywanie coraz większej ilości energii, a to wyklucza pozostanie ludzi na naszej planecie, bo tu trzeba byłoby w przyszłości racjonować energię.
Kiedy spojrzymy w historię, jedna z najbardziej uderzających obserwacji dotyczy tego, że zużycie energii na osobę stale rosło, w średnim tempie trzech procent rocznie. Gdybyśmy mieli utrzymać to trzyprocentowe tempo (...) przez kilkaset lat, to musielibyśmy całą Ziemię pokryć panelami słonecznymi - przekonywał.
źródło: BBC, CNN
czytaj dalej
Zaskakująca wypowiedź o UFO. Bill Nelson pełni rolę administratora NASA zaledwie od kilku miesięcy. Jak dotąd jego prace skupiają się głównie na programie Artemis, na problemach związanych z przetargiem na budowę lądownika księżycowego i tym podobnych kwestiach. Dlatego jak dotąd nie było zbyt wielu okazji, aby wypowiedział swoje zdanie na temat UFO.
W ostatnim tygodniu października Bill Nelson odwiedził jednak Uniwersytet Wirginii, gdzie udało się go spytać o to, co sądzi o obiektach obserwowanych przez pilotów wojskowych, opisanych pw raportach zawartych w opublikowanym w czerwcu raporcie o niezidentyfikowanych obiektach latających. Poniżej kilka cytatów z jego wypowiedzi.
- Rozmawiałem z tymi pilotami. Oni wiedzą, że coś wiedzieli, że ich radary to widziały, a mimo to nikt nie wie, co to jest. Mamy jedynie nadzieję, że żaden z naszych wrogów na Ziemi nie ma takiej technologii.
- To z pewnością coś jest. Cały czas próbujemy odpowiedzieć na te pytania: Kto tam jest? Kim my jesteśmy? Skąd się wzięliśmy? Jak się rozwinęliśmy? Jak powstała nasza cywilizacja. Czy takie same warunki panują wszędzie indziej we wszechświecie, gdzie są miliardy gwiazd w każdej z miliardów galaktyk?
- Trzeba pamiętać, że niektóre teorie mówią, że mamy więcej niż jeden wszechświat. Kimże zatem jestem, aby mówić, że Ziemia jest jedynym miejscem, na którym powstała i rozwinęła się taka cywilizacja jak nasza.
czytaj dalej
Niewielka gliniana tabliczka pozostawała w zbiorach Muzeum Brytyjskiego od XIX wieku. Jednak dopiero teraz zdołano ją odczytać. Wszystko dlatego, że rysunek jest widoczny tylko pod odpowiednim kątem.
Niespodziewanego odkrycia dokonał dr Irving Finkel, światowej sławy ekspert w dziedzinie historii starożytnej i pisma klinowego, pełniący funkcję kuratora departamentu Bliskiego Wschodu w Muzeum Brytyjskim. Dr Finkel prowadził przegląd muzealnych archiwów, gdy jego uwagę przyciągnęła jedna z tabliczek pochodzących ze starożytnego Babilonu. Przyglądając się jej, zauważył coś, czego nikt wcześniej nie spostrzegł – rysunek przedstawiający dwie postacie oraz tekst.
– Obszar, na którym znajdują się rysunki, wygląda tak, jakby nie był zapisany. Ale kiedy przyglądasz mu się, trzymając go pod lampą, po pewnym czasie te postacie wyskakują ci przed oczy w najbardziej zaskakujący sposób – mówi dr Finkel.
Historyk przyznaje, że ten „absolutnie spektakularny artefakt” był dotychczas nieprawidłowo odczytywany, bo nikt nie wiedział o ukrytym rysunku. Ponieważ nie znano znaczenia tabliczki, od momentu przejęcia jej przez muzeum w XIX wieku pozostawała w skarbcu i nigdy nie była wystawiana.
Duch odprowadzany w zaświaty
Rysunek przedstawia szczupłego, brodatego mężczyznę i kobietę w długiej szacie. Mężczyzna jest nagi, związany sznurem na wysokości klatki piersiowej. Ma także związane ręce i jest prowadzony na sznurze przez kroczącą przed nim towarzyszkę. Na drugiej stronie glinianej tabliczki znajduje się tekst, który wskazuje, kim jest ta dwójka.
– To oczywiście duch płci męskiej, który jest nieszczęśliwy – twierdzi dr Finkel. Dodaje, że tabliczka mogła powstać, gdy domownicy, których nawiedzał duch, próbowali odesłać go z powrotem w zaświaty.
– Możemy sobie wyobrazić, że wysoki, chudy, brodaty duch krążący po domu działał ludziom na nerwy. Nie mogli nic na to poradzić. Ale pomyślmy, co mogło się wtedy dziać. „O Boże, wujek Henry powrócił”! Może wujek wcześniej stracił trzy żony i wszyscy wiedzieli, że sposobem na pozbycie się go jest znalezienie mu małżonki – wyjaśnia naukowiec.
Choć całe tło tej historii nie jest dokładnie znane, tekst na jej odwrocie głosi, że aby pozbyć się niechcianego gościa, trzeba ofiarować mu kochankę.
Egzorcyzm sprzed 3500 lat
Chociaż brakuje części tabliczki, dr Finkel zdołał odczytać wyryty na niej tekst i złożyć w całość. Okazuje się, że jest to instrukcja postępowania z duchem, który „chwyta człowieka, goni go i nie pozwala się uwolnić”.
Zgodnie z tekstem, aby odesłać intruza tam, skąd przyszedł, najpierw trzeba wykonać figurki mężczyzny i kobiety. Mężczyznę należy ubrać w zwykłą codzienną odzież i zaopatrzyć w prowiant na podróż. Z kolei kobietę powinno się ubrać w cztery czerwone szaty i podarować jej złotą broszkę, łóżko, krzesło, grzebień i fiolkę perfum.
„O wschodzie słońca dokonasz rytuału i w kierunku Słońca ustawisz dwa naczynia z karneolu napełnione piwem. Ustawiwszy na miejscu specjalne naczynie, ustawisz też kadzielnicę z jałowcem. Zaciągniesz zasłonę. Umieścisz figurki wraz z ich wyposażeniem na miejscu… i powiesz, co następuje: Shamash” – brzmi tekst odczytany przez dr Finkela.
Shamash to imię boga słońca, którego czczono w starożytnym Babilonie. W egzorcyzmie zostało użyte jako zaklęcie. Tekst kończy się ostrzeżeniem: „Nie patrz za siebie!”. Dr Finkel uważa, że tabliczka mogła być częścią „biblioteki magii” w domu babilońskiego egzorcysty lub w świątyni boga słońca.
Historyk uważa, że tabliczkę z Muzeum Brytyjskiego można uznać za najstarszy obraz ducha na świecie. Ma nadzieję, że dzięki odkryciu oraz jego nadchodzącej książce („The First Ghosts: Most Ancient of Legacies”) muzeum zdecyduje się wystawić znalezisko dla zwiedzających.
Źródło: The Guardian.
czytaj dalej
Astronomowie odkryli tajemniczy sygnał radiowy pochodzący z naszego kosmicznego podwórka, czyli z centrum galaktyki Drogi Mlecznej. Sygnał nie pasuje do naszej aktualnej wiedzy o kosmosie i może sugerować istnienie całkowicie nowego, dotąd niezbadanego obiektu we wszechświecie.
"Najdziwniejszą cechą tego obiektu jest jego wysoka polaryzacja. Oznacza to, iż jego światło oscyluje (czyli waha się - red.) tylko w jednym kierunku, który z kolei zmienia się w czasie", mówi Ziteng Weng, główny autor odkrycia dokonanego na Uniwersytecie w Sydney.
Dodatkowo obiekt "drastycznie zmienia swoją jasność", a jakby tego było mało, jego sygnał losowo się włącza i wyłącza. "Nigdy nie widzieliśmy czegoś takiego", mówi Weng.
Zachowanie tajemniczego obiektu nie pasuje do żadnych, wcześniej zaobserwowanych kosmicznych zjawisk i w tym momencie wszystko wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z zupełnie nowym obiektem we wszechświecie. Na razie astronomowie mogą zatem jedynie dalej śledzić ów tajemniczy sygnał, licząc, że ujawni on kolejne informacje, które pomogą w jego sklasyfikowaniu.
źródło: komputerswiat.pl
17 października 2021 - Trzęsienie ziemi w Polsce
European-Mediterranean Seismological Centre poinformowało, że w Polsce w okolicy Legnicy miało miejsce trzęsienie ziemi o magnitudzie 4.2.
Jak poinformowało European-Mediterranean Seismological Centre, trzęsienie ziemi o magnitudzie 4.2 miało miejsce w odległości 46 km na północ od Legnicy, na głębokości 10 km.
Jak informuje EMSC, to drugie lekkie trzęsienie ziemi w Polsce w ciągu ostatnich 33 godzin, które dzieliło mniej niż 20 km odległości.
czytaj dalej
Dziennikarka Ewa Ewart zrealizowała nowy program - cykl rozmów, których głównym tematem jest śmierć. Podcast "Rozmowy ze śmiercią" 5 października pojawi się na stronie Newsweek.pl oraz w popularnych platformach podcastowych.
Ewart opowiedziała o swoim programie w rozmowie z Iwoną Kutyną w programie "Onet Rano."
- Od momentu, kiedy wybuchła pandemia, to myśli o przemijaniu wysunęły się na pierwszy plan. Jest to w głowach wielu z nas. Generalna idea tej serii rozmów jest taka, żeby pomóc nam wszystkim. To próba oswojenia z tym, co nieuchronne - powiedziała Ewa Ewart.
Autorka filmów dokumentalnych Ewa Ewart w najnowszym wywiadzie w tygodniku Newsweek mówi o śmierci i o tym, że wierzy w wędrówkę dusz. O tej serii dowiedzieliśmy się od naszej stałej czytelniczki, a na okręcie Nautilus zawsze odnotowujemy wypowiedzi osób, które wprost mówią o reinkarnacji.
/poniżej fragment e-maila do FN wysłanego 9 października 2021/
[...] czytałam w ostatnim numerze Newsweeka wywiad Tomasza Lisa z Ewą Ewart, iż przygotowała ona cykl rozmów dotyczących śmierci, a jeden z odcinków będzie poświęcony reinkarnacji. W tym wywiadzie sama Ewa Ewart przyznaje, że najbliższa jej jest idea reinkarnacji oraz że jest przekonana, że wielokrotnie żyła już na Ziemi w różnych wcieleniach. [...]
- Mój program to jest propozycja. Nie jest celem tych podcastów na siłę wkładanie myśli o śmierci. Rozmawiamy o tym zjawisku przemijania z różnych perspektyw. Jest perspektywa religijna, medyczna, ezoteryczna - wyjaśniła Ewart.
- Mamy panią, która przeżyła trzy razy śmierć kliniczną. Każdy, kto wysłucha jej relacji, odbierze to na swój sposób. Albo dasz wiarę, albo przemówi to do ciebie, albo potępisz, odbierzesz. że to chore halucynacje - dodała dziennikarka.
- To propozycja, to której każdy będzie mógł się ustosunkować. Te historie sprowokują do własnych przemyśleń czy poszukiwań.
/poniżej link do podcastu/
From: [...]
Sent: Friday, October 8, 2021 8:53 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: O śmierci
Fundacjo,
Dla załogantów, polecam lekturę:
pozdrawiam
czytaj dalej
Kometa Bernardinelli-Bernstein zbliża się powoli do Układu Słonecznego. Jest to prawdopodobnie największe tego typu ciało niebieskie, jakie odkryto w czasach współczesnych. Kometa ta zbliży się do Ziemi w 2031 r.
Naukowcy przypuszczali początkowo, że średnica komety Bernardinelli-Bernstein (nazwa pochodzi od nazwisk jej odkrywców - red.), czyli C/2014 UN271, może wynosić 200 km. Najnowsze obserwacje pokazały, że jest trochę mniejszych rozmiarów - ok. 150 km. Mimo to wielkość komety Bernardinelli-Bernstein robi ogormne wrażenie. Jest ona dziesięć razy bardziej masywna od słynnej komety Hale-Boppa z 1997 r.
Inne obrazowe porównanie. Dwa księżyce Marsa, Fobos (o średnicy 27 km) i Deimos (o średnicy 15 km), są razem mniejsze niż nowo odkryta kometa Bernardinelli-Bernstein.
Astronom Will Gater zilustrował porównanie rozmiarów znanych ciał niebieskich względem komety Bernardinelli-Bernstein grafiką na Twitterze:
Gigantycznych rozmiarów kometa Bernardinelli-Bernstein jest większa od dwóch księżyców Marsa razem wziętych
Jeszcze nigdy nie odkryto komety, która znajdowałaby się tak daleko. Dostrzeżono ją, gdy znajdowała się 2,7 mld mil od Słońca
Kometa Bernardinelli-Bernstein stanie się prawdopodobnie “imponującym obiektem teleskopowym”
Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Naukowcy przypuszczali początkowo, że średnica komety Bernardinelli-Bernstein (nazwa pochodzi od nazwisk jej odkrywców - red.), czyli C/2014 UN271, może wynosić 200 km. Najnowsze obserwacje pokazały, że jest trochę mniejszych rozmiarów - ok. 150 km. Mimo to wielkość komety Bernardinelli-Bernstein robi ogormne wrażenie. Jest ona dziesięć razy bardziej masywna od słynnej komety Hale-Boppa z 1997 r.
Inne obrazowe porównanie. Dwa księżyce Marsa, Fobos (o średnicy 27 km) i Deimos (o średnicy 15 km), są razem mniejsze niż nowo odkryta kometa Bernardinelli-Bernstein.
Astronom Will Gater zilustrował porównanie rozmiarów znanych ciał niebieskich względem komety Bernardinelli-Bernstein grafiką na Twitterze:
Zobacz też: Megakometa zbliża się do Układu Słonecznego. "Ma 1000-krotnie większą masę niż zwykle"
Jeszcze nigdy nie odkryto tak odległej komety
Podczas następnej dekady kometa Bernardinelli-Bernstein będzie robiła się coraz jaśniejsza. Najbliżej Układu Słonecznego znajdzie się 21 stycznia 2031 r. Zbliży się wtedy na około miliard mil od Słońca, jest to nieco dalej niż średnia odległość gwiazdy od Saturna. Kometa następnie zacznie powracać do zewnętrznych sfer Układu Słonecznego. Z Ziemi widoczna będzie co najmniej do 2040 r.
Kometa Bernardinelli-Bernstein pochodzi z obłoku Oorta, ogromnej kulistej mgiełki obiektów, która otacza Słońce, znajdując się tysiące razy dalej niż Ziemia. Jak podaje nationalgeographic.com, zgodnie z obliczeniami astronomów, okrążenie Słońca przez tę kometę zajmuje miliony lat.
Gigantyczna kometa Bernardinelli-Bernstein została odkryta, gdy znajdowała się w odległości ponad 2,7 mld mil od Słońca. Jeszcze nigdy nie odkryto komety, która znajdowałaby się tak daleko.
W ostatnim badaniu Bernardinelli, Bernstein i liczni badacze opisują kometę jako „nową”. Jak dotąd nie ma dowodów na to, że kometa zbliżyła się do Słońca bliżej niż 18 jednostek astronomicznych (1 jednostka astronomiczna to około 150 mln km). Według naukowców to ciało niebieskie jest prawdopodobnie najbardziej “dziewiczą” kometą, jaką kiedykolwiek zaobserwowano.
Obecnie kometa Bernardinelli-Bernstein znajduje się 20 jednostek astronomicznych od Słońca. Na zdjęciach z 2017 r. po raz pierwszy można było zaobserwować aktywność komety, która ostatnio się nasilała. Niedawno astronomowie z Obserwatorium Las Cumbres donieśli bowiem, że jasność komety wzrosła.
Naukowcy próbują ustalić aktywność komety Bernardinelli-Bernstein. Zgodnie z ich szacunkami kometa ta może być w przyszłości widziana na niebie nieco słabiej niż księżyc Saturna, Tytan. Możliwe jest też jednak, że będzie widoczna w większym stopniu. Niezależnie od tego, jak kometa zachowa się w przyszłości, naukowcy piszą w swych badaniach, że prawdopodobnie stanie się ona „imponującym obiektem teleskopowym”.
Źródło: nationalgeographic.com
czytaj dalej
Niemcy. Tornado nad Bałtykiem zostało nagrane przez setki świadków. Wiatr spychał ludzi do wody. Siedem osób zostało rannych
Trąba powietrzna uderzyła w Kilonię, miasto portowe na północy Niemiec, w środę wieczorem. Wichura spowodowała liczne zniszczenia, wiatr strącał zaskoczonych ludzi do wody. Siedem osób zostało rannych. Do sieci trafiły nagrania zjawiska, które serwis pogodowy określił mianem tornada.
Lokalna policja poinformowała, że około godz. 18 silny wiatr zepchnął do wody członków miejscowego klubu wioślarskiego. - Ludzie byli zupełnie zaskoczeni, wpadali do wody - przekazała straż pożarna, na którą powołał się dziennik "Die Welt".
- Zakotłowało się, silny podmuch postrącał ludzi do wody. Niektórzy ucierpieli, gdy zostali uderzeni przez porwane przez podmuch przedmioty. Na podstawie zdjęć i nagrań z miejsca wydarzenia możemy założyć, że wyglądało to na tornado - przekazał agencji DPA Michael Bauditz z Niemieckiego Serwisu Pogodowego, cytowany przez TVN 24 za PAP. Jak podało Deutsche Welle, serwis przewidywał wcześniej wiatr o prędkości do 110 km/h dla tego obszaru.
Rannych zostało łącznie siedem osób, z których trzy odniosły cięższe obrażenia. Poszkodowanymi zajęli się ratownicy medyczni. Zgodnie z informacjami "Die Welt", akcja ratunkowa trwała około dwóch godzin, a zaangażowanych w nią było 60 osób.
Nagrania środowej trąby powietrznej w Kilonii trafiły do sieci.
źródło: IAR, gazeta.pl
czytaj dalej
Popularna artystka promuje właśnie swój nowy serial dokumentalny 'Unidentified With Demi Lovato'. Z okazji zbliżającej się premiery tej produkcji Lovato przypomniała, że miała kiedyś bliskie spotkanie z istotami pozaziemskimi w Parku Narodowym Joshua Tree w Kalifornii.
Demi Lovato od dłuższego czasu przechodzi przemianę duchową i poszukuje prawdy o sobie oraz o świecie. Te poszukiwania pozwoliły jej odkryć, że jest osobą niebinarną, co gwiazda ogłosiła w maju tego roku na Twitterze. "Codziennie budzimy się i otrzymujemy szansę, aby być tym, kim chcemy. Większość życia dorastałam na waszych oczach. Widzieliście dobre i złe momenty oraz wszystko pomiędzy. Z dumą chciałam wyznać, że identyfikuję się jako osoba niebinarna i oficjalnie zmienię zaimki określające moją osobę na neutralne płciowo" – wyznała.
Innym efektem tej przemiany jest także zaangażowanie w nowe projekty zawodowe, na przykład w serial dokumentalny "Unidentified With Demi Lovato", który będzie miał premierę 30 września na amerykańskiej platformie streamingowej Peacock. Artystka jest producentem wykonawczym projektu, a także wystąpiła w nim razem z siostrą Dallas Lovato i najlepszym przyjacielem Matthew Scottem Montgomerym. Twórcy dokumentu spróbują w nim odkryć prawdę o UFO. Przy okazji zbliżającej się premiery gwiazda przypomniała historię ze swojego życia, gdy jej zdaniem miała kontakt z istotami pozaziemskimi.
"Wyszliśmy na pustynię w parku narodowym Joshua Tree i w pewnym momencie zobaczyłam/em niezwykłą niebieską kulę, która znajdowała się w odległości około 50 stóp (15 metrów — przyp. red.) ode mnie, może mniej. Unosiła się nad ziemią na wysokości 10 lub 15 stóp (3,5-5 metrów — przyp. red.), wyraźnie trzymała się ode mnie z daleka. To było piękne i niesamowite przeżycie" – wspominała Lovato podczas wywiadu dla serwisu Eonline.
Z kolei w rozmowie z "Entertainment Weekly" gwiazda wyznała, że nie był to jej pierwszy kontakt z istotami pozaziemskimi. Spotkała UFO również w czasie świętowania swoich 28. urodzin w 2020 roku. "Nawiązałam/em kontakt z obcymi i było to wręcz oszałamiające doświadczenie. Obserwowaliśmy gwiazdy i nagle coś niezwykłego pojawiło się bezpośrednio nad nami na niebie, ogromne światła, które tworzyły znak zapytania. Od tego czasu zaczęłam/em bardziej się temu tematowi przyglądać i chciałam/em zrobić o tym program" – relacjonowała Lovato.
Demi Lovato rozpoczęła karierę jako dziecięca gwiazda filmów Disney Chanel, a gdy skończyła 16 lat, wydała pierwszą poprockową płytę. Jej kariera muzyczna i show-biznesowa rozwijała się bardzo dynamicznie, niestety artystce nie udało się uniknąć uzależnienia od narkotyków i alkoholu, które w 2018 roku nieomal skończyło się dla niej tragicznie. Gwiazda po przedawkowaniu opioidów w stanie zagrażającym życiu trafiła do szpitala, w kolejnych dniach i tygodniach przeszła trzy udary i atak serca. Gdy stan jej zdrowia ustabilizował się, przeszła odwyk.
źródło: https://londynek.net/
czytaj dalej
Internauci nie wierzą w wybuch wulkanu Cumbre Vieja. "To jest spisek" - piszą w mediach społecznościowych na stronach dotyczących spisków. Ich zdaniem wybuch wulkanu jest sfingowany "przez określone siły". Najciekawszą grupą są ludzi w ogóle negujący, że doszło do erupcji. Ich zdaniem wulkan jest martwy i żadna lawa nie wypływa. W mediach są 'sfingowane zdjęcia' wykonane w programach graficznych.
Wybuch wulkanu Cumbre Vieja w ubiegłą niedzielę na wyspie La Palma (Wyspy Kanaryjskie) ma swoich „negacjonistow” w hiszpańskich sieciach społecznościowych. Twierdzą, że erupcja wulkaniczna nie jest przypadkowa, ale została celowo sprowokowana. „To jest spisek - uważają. - Chodzi o odwrócenie uwagi ludzi od niebezpiecznych szczepionek”.
Hiszpania. „Negacjonistów wulkanu” jeszcze nie jest wielu, ale wywołują silne emocje i reakcje w sieciach społecznościowych. Uważają, że erupcja wulkanu, która spowodowała konieczność ewakuowania ponad 6 tys. osób i wyrządziła poważne szkody materialne, to wynik makiawelicznego planu. Inni wręcz negują, że w ogóle doszło do wybuchu.
„Erupcję można sprowokować przez satelity z kamerami wyposażonymi w lustrzane obiektywy teleskopu, ogniskując je na kratery wulkaniczne” - twierdzą.
„Jeżeli przyjrzycie się zdjęciom i nagraniom video zobaczycie, że lawa wylewa się ze zbocza wulkanu, a nie z jego wierzchołka, skąd, jak się wydaje, powinna wypływać. To bardzo dziwne, ta erupcja nie jest naturalnego pochodzenia - pisze jedna z negocjanistek na Twitterze.
Hiszpania. Pojawili się "negacjoniści" wybuchu wulkanu
Tymczasem erupcja wulkanu Cumbre Vieja jest typu szczelinowego, a nie centralnego (z krateru), tzn. materiał wulkaniczny wydobywa się wzdłuż podłużnych szczelin z wieloma otworami, przez które wypływa lawa.
Inni negacjoniści zapewniają, że „erupcje wulkanu sprowokowano, żebyśmy zapomnieli, że prąd jest coraz droższy”.
„Vacuna (hiszp. szczepionka) i volcan (hiszp. wulkan), oba słowa zaczynają się na literę „V” - przypadek? Nie sądzę - napisał użytkownik Twittera, odnosząc się do negacjonistów szczepionkowych.
„Ignorancja staje się wartością społeczną, a nawet przybiera pozy wyższości moralnej - powiedziała kanadyjska naukowiec mieszkająca w Barcelonie, Catherine L”Ecuyer, podczas wywiadu w ub. sobotę dla „El Mundo”. - W modzie jest antyintelektualizm”.
Tymczasem na wyspę przyjeżdżają tłumy turystów, aby obserwować ściekające po zboczach strumienie lawy.
Minister ds. przemysłu, handlu i turystyki, Reyes Maroto, zachęca turystów do odwiedzenia kanaryjskiej wyspy La Palma, gdzie doszło do wybuchu wulkanu Cumbre Vieja. "Cieszmy się tym, co dała nam natura" – powiedziała, dodając, że turyści mogą bez obaw przyjeżdżać na wyspę. Słowa hiszpańskiej minister wywołały oburzenie. Została oskarżona, że wykorzystuje tragedię do pomocy dla lokalnej turystyki.
żródło: PAP
Toksyczna chmura zmierza do Europy. Wyznaczono "strefę wykluczenia"
Od kilku dni trwa erupcja wulkanu Cumbre Vieja na należącej do Wysp Kanaryjskich wyspie La Palma. Szkody powoduje nie tylko lawa, która niszczy domy. Wulkan emituje do atmosfery ogromne ilości zanieczyszczeń, które zaczynają przemieszczać się ku Europie. Może to mieć poważne konsekwencje.
Obecny bilans erupcji wulkanu na La Palmie to ponad 300 zniszczonych domów i 150 hektarów ziemi przykrytych przez lawę, której nie można zatrzymać. W trybie pilnym ewakuowanych zostało 6 tys. mieszkańców, dla których władze przygotowały tymczasowe schronienia. Nie ma informacji o tym, aby ktoś ucierpiał bądź zginął w wyniku tych wydarzeń. Naukowcy obawiają się teraz najbardziej toksycznej chmury, która powstała w wyniku wybuchu i tego, co się stanie, gdy lawa dotrze do oceanu.
Cumbre Vieja emituje do atmosfery duże ilości popiołów, dwutlenku węgla i nawet do 12 tys. ton dwutlenku siarki dziennie. Są one bardzo groźne przede wszystkim w kontakcie z wodą w chmurach, gdyż powodują wówczas tzw. kwaśne deszcze. Niosą one ze sobą szereg groźnych skutków, od skażenia wody i gleby po uszkodzenia fauny i flory. Takie opady mają też wpływ na budynki. Kwaśny deszcz jest bowiem w stanie rozpuszczać cement i wapno. Toksyczna chmura obejmuje coraz większy obszar i dziś dotarła już nad cały Półwysep Iberyjski i przemieszcza się dalej, ku Francji. Niewykluczone, że dotrze również do Polski.
czytaj dalej
USA: odkryto nowy wariant koronawirusa. R.1 ma zwiększoną odporność na przeciwciała, które dają szczepionki. To oznacza, że prawdziwe są przepowiednie mistyczki Giselle Cordia, że pojawią się nowe mutacje koronawirusa niewrażliwe na szczepionki.
O przepowiedniach Giselle Cordia pisaliśmy w serwisie FN wiele razy, m.in. tutaj:
https://www.nautilus.org.pl/artykuly,3923,koronawirus-i-objawienia-maryjne.html
Odkryty w jednym z domów opieki społecznej w USA nowy wariant koronawirusa wykazuje "podwyższoną odporność” na przeciwciała generowane przez szczepionkę przeciw COVID-19. W domu opieki w amerykański stanie Kentucky odkryto nowy wariant COVID-19 ze śmiertelnymi mutacjami, które nadają mu zwiększoną odporność na przeciwciała. Wariant o nazwie R.1 zaraził 45 mieszkańców i pracowników placówki, niektórzy z nich byli w pełni zaszczepieni. R.1 pochodzi z Japonii i jest bacznie obserwowany przez naukowców z wielu państw.
Jeden z nich, William A. Haseltine napisał w Forbes: R.1 jest wariantem wartym dalszych badań. Zrobił już sobie przyczółek zarówno w Japonii, jak i Stanach Zjednoczonych. Ten naukowiec dodaje, że nowy wariant "zawiera kilka unikalnych mutacji, które mogą dać mu przewagę w przekazywaniu, mnożeniu się i tłumieniu odporności”. Jedna z nich, mutacja zwana E484K zlokalizowana jest w białku wypustkowym wirusa, nadaje mu „podwyższoną odporność” na przeciwciała generowane przez szczepionkę przeciwko koronawirusowi.
R.1 dzieli dodatkową mutację, D614G, ze wszystkimi innymi wariantami, które wyprzedziły oryginalny szczep koronawirusa Alfa, co zwiększa jego zakaźność. Ten wariant pojawia się w momencie, kiedy świat przekracza kolejny smutny rekord, 230 milionów zakażeń Covid-19 na całym świecie i 4,7 miliona śmiertelnych ofiar zarazy. Stany Zjednoczone nadal przodują na świecie pod względem liczby infekcji, z 4,23 milionami zakażeń i prawie 680 tysiącami zgonów. Średnia dzienna śmiertelność z powodu koronawirusa w USA osiągnęła 2087, najwięcej od marca.
Tymczasem komitet doradczy FDA, agencji dopuszczającej między innymi do użytku leki, jednogłośnie zatwierdzić szczepienia przypominające dla dorosłych w wieku powyżej 65 lat lub dla tych z poważnym zagrożeniem zdrowia w każdym wieku. Szczepionki i te będą podawane sześć miesięcy po drugiej dawce. Ten sam komitet był przeciwko zatwierdzeniu szczepionki przypominającej dla ogółu społeczeństwa.
Główny doradca medyczny Białego Domu, dr Anthony Fauci, zapowiada, że nowe dane dotyczące dawek przypominających Moderny i Johnson & Johnson zostaną udostępnione w nadchodzących tygodniach.
źródło: CNN, BBC
czytaj dalej
SpaceX poinformował, że czteroosobowy zespół misji Inspiration 4 powrócił bezpiecznie w sobotę na Ziemię. Kapsuła z uczestnikami pierwszej cywilnej misji na orbitę okołoziemską wylądowała na Atlantyku, nieopodal wybrzeża Florydy, po trzech dniach spędzonych w kosmosie.
Inspiration 4. Wyprawa kosmiczna cywilów zakończona sukcesem
Lekarka, geolożka, informatyk i miliarder, który za to wszystko zapłacił - cała czwórka jest już na ziemi. Kapsuła Crew Dragon bezpiecznie wodowała w sobotę wieczorem czasu lokalnego u wybrzeży Florydy. Astronauci amatorzy z pierwszej cywilnej misji kosmicznej firmy SpaceX na orbicie spędzili trzy dni.
SpaceX, firma przemysłu kosmicznego założona przez miliardera Elona Muska, podała, że kapsuła Crew Dragon wylądowała na wodach oceanu o 1:07 czasu polskiego, niemal dokładnie po trzydniowej podróży.
- Witajcie na Ziemi. Wasza misja pokazała, że przestrzeń kosmiczna jest dla wszystkich - oznajmił kontroler lotu SpaceX, witając czwórkę nowych astronautów. - To był kawał dobrej jazdy - odpowiedział szef misji, miliarder i pilot-kaskader Jared Isaacman. Ufundował on trzydniową misję i wykupił miejsca na pokładzie trojgu pozostałym członkom: lekarce Hayley Arceneaux, geolożce Sian Proctor oraz informatykowi Chrisowi Sembroskiemu.
Według magazynu "Time", Isaacman wydał na to 200 mln dolarów. Był to pierwszy lot na orbitę bez udziału zawodowych astronautów z NASA czy innych agencji kosmicznych. Deklarowanym przez Isaacmana celem było zebranie od darczyńców 200 mln dolarów na badania szpitala St. Jude Children's Research Hospital w Memphis w stanie Tennessee. Placówka zajmuje się m.in. badaniami ws. leczenia raka u dzieci.
Zapraszamy do naszej ECHO-SONDY
Misja Inspiration 4 od SpaceX zakończyła się sukcesem - czwórka astronautów bezpiecznie powróciła na Ziemię. Czy gdyby pojawiła się propozycja lotu w kosmos organizowanego przez SpaceX należałoby z niej skorzystać?
czytaj dalej
Byli znani z miłości do antyków i niechęci do szczepionek. Para antyszczepionkowych youtuberów, w internecie popularna jako "Zbieracze z Alabamy", zmarła z powodu zakażenia COVID-19 w odstępie niecałego miesiąca. - Mam własny paszport - Konstytucję USA, która pozwala mi jechać, gdzie chcę - mówił Dusty na ostatnim swoim nagraniu, krytykując tzw. paszporty covidowe.
Para antyszczepionkowców osierociła dwoje dzieci. "Niestety Dusty i Tristan zmarli. Dziękuję za wszystkie słowa otuchy i wsparcie w tym trudnym czasie" - napisała ich córka Windsor Graham.
"Mam własny paszport. To Konstytucję USA"
Dusty i Tristan, znani jako "Zbieracze z Alabamy", byli pasjonatami antyków. Youtuberzy prowadzili popularny kanał, na którym dokumentowali podróżowanie po kraju w poszukiwaniu starych przedmiotów, które następnie sprzedawali w internecie. Para na filmikach dzieliła się nie tylko przemyśleniami na temat mebli. Ostatni materiał pt. "Żyjemy i nadal sprzedajemy na eBay" poświęcili temu, dlaczego nie chcą być zaszczepieni. Wyjaśniali też, dlaczego tzw. paszporty covidowe to w ich odczuciu "głupota".
- Mam własny paszport. To Kartą Praw i Konstytucja USA - powiedział na filmie Dusty. Dodał, że jego zdaniem to, co się podaje ludziom jako szczepionkę, to "technicznie" nie jest szczepionka, tylko "forma terapii odpornościowej". Youtuber podkreślał też, że przeżył już rok bez szczepienia na COVID-19 i ma przyjaciół, którzy zarazili się wirusem razem z dziećmi i to przeżyli. W trakcie nagrania Tristan wyznała natomiast, że przeżyła raka kości. Później oboje zachorowali na koronawirusa. Youtuberzy odeszli w ciągu miesiąca. Dusty zmarł 16 września, a jego żona 25 sierpnia.
czytaj dalej
Największe drzewo świata spłonie? Strażacy owijają Generała Shermana ognioodpornymi kocami
Ogień zagraża wielkim sekwojom z Olbrzymiego Lasu. Wśród nich jest Generał Sherman, drzewo o największej objętości na świecie.
Generał Sherman jest obecnie największym objętościowo drzewem na świecie. Ta gigantyczna sekwoja, w Polsce zwana mamutowcem olbrzymim, jest wysoka na 84 metry, ma 31 metrów obwodu w podstawie i objętość 1487 metrów sześciennych. Drzewo liczy sobie ponad 2,5 tys. lat. Rośnie Parku Narodowym Sekwoi w górach Sierra Nevada w USA, w miejscu zwanym Olbrzymim Lasem, razem z ponad 2 tys. innych mamutowców.
Koce uchronią Generała Shermana przed pożarem?
Niestety, w Sierra Nevada szaleją gigantyczne pożary. Strażacy zdecydowali się owinąć specjalnymi ognioodpornymi kocami podstawię Generała Shermana i innych wybranych sekwoi z Olbrzymiego Lasu.
Jak informuje brytyjski "Guardian", takie koce są zrobione z folii aluminiowej i przez krótki czas są w stanie wytrzymać nawet ostry ogień. Od kilku lat używa się ich do ochrony przed płomieniami łatwopalnych konstrukcji. W ten sposób uchroniono niedawno przed spaleniem domy nad jeziorem Tahoe.
Olbrzymie sekwoje przetrwają?
Co ciekawe, olbrzymie sekwoje są przystosowane do pożarów. Wysoka temperatura otwiera szyszki i nasiona opadają na wypaloną ziemię, w której mogą zakiełkować. Ale napędzana zmianą klimatyczną nieznana dotąd intensywność pożarów może być dla nich niebezpieczna. National Park Service podaje, że w ubiegłym roku ogień zabił od 7,5 tys. do 10,6 tys. tych gigantów. To 10-14 proc. wszystkich sekwoi na świecie.
W tym roku pożary spaliły już blisko 9,2 tys. kilometrów kwadratowych Kalifornii, w tym setki domów. Park Narodowy Sekwoi jest zamknięty dla zwiedzających.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie