Dziś jest:
Piątek, 5 grudnia 2025
Życie niemal na pewno ma sens.
/A. Einstein/
Wyślij do nas wiadomość - kliknij, aby rozwinąć formularz
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie.
Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej 
"Czarny rycerz" to zagadkowy obiekt poruszający się na niskiej orbicie Ziemi. Najczęściej uważany jest za szpiegowskiego satelitę, ale żaden kraj nie przyznaje się do jego umieszczenia na orbicie.

Wszystko zaczęło się w 1960
"Ciemny satelita, być może – według Pentagonu – radzieckiego pochodzenia, przeciął dzisiaj przestrzeń kosmiczną w orbicie tajemnicy. Pokonał trasę, która dla każdego «szpiegującego oka» byłaby marzeniem. Moskwa milczy", ogłosiła 11 lutego 1960 roku jedna z amerykańskich gazet.

Pierwszy sztuczny satelita wystrzelił w niebo w Związku Radzieckim w 1957 roku. Dzisiaj nad naszymi głowami znajdują się co najmniej 3 tysiące sprawnych satelitów ziemskiego pochodzenia, szereg niesprawnych i mnóstwo pozostałości. Konsekwentnie próbujemy doprowadzić do tego, by kosmos stał się wielkim wysypiskiem śmieci. Ale nawet w tym bałaganie od czasu do czasu udaje się dostrzec coś, co swoją tajemniczą istotą wymyka się wszystkim schematom. Tak jak "czarny rycerz".
Po raz pierwszy naprawdę głośno zrobiło się o nim na początku lat 60. XX wieku. Niespokojne czasy zimnej wojny sprawiały, że każda anomalia z miejsca stawała się sensacją. I choć w 1960 roku największe mocarstwa dysponowały już satelitami, żadne nie przyznawało się do obiektu wędrującego po orbicie okołobiegunowej – pozwalającej na obserwację całej planety – a tę właśnie pokonywał tajemniczy "czarny rycerz".
Mamy najnowszej zdjęcia "Czarnego Rycerza" wykonane przez stację ISS.

czytaj dalej 
Agencje informacyjne doniosły kilka lat temu o szokującym odkryciu, którego dokonano podczas prac arechologicznych prowadzonych w regionie Shangsi w Chinach. Tamtejsza ekipa badawcza podczas odkopywania grobowca z epoki Ming (od 1368 do 1644 r.), natrafiła na niezwykły artefakt - skojarzenia ze współczesnym zegarkiem na rękę są bardzo silne.
- Gdy oczyszczaliśmy z ziemi otoczenie sarkofagu w grobowcu nagle spadła gruda i rozbiła się o podłoże. Usłyszeliśmy brzęk metalu i ze środka wypadł pierścień. Obok niego leżał przedmiot z ceramiki. Przedmiot ten wyglądał jak zegarek na rękę – oświadczył chińskim mediom biorącu udział w wykopaliskach dr Jiang Yanyu, kustosz muzeum autonomicznego okręgu Guangxi.
Odkrycie to rzeczywiście budzi zaskoczenie, bo zegarki na rękę powstały dopiero w XIX stuleciu, a ich rozkwit i miniaturyzacja przypadły na koniec wieku XX. Skąd więc w grobowcu starszym o pół tysiąclecia znalazł się ceramiczny wyrób wyglądający jak popularny dziś i masowo produkowany zegarek?
Wskazówki na glinianym cyferblacie wskazują godzinę 10:06. Niestety, nie ma tam datownika, co by mogło wspomóc badaczy w ustalaniu kolejnych szczegółów. Tajemniczy artefakt miał zostać przeanalizowany przez ekspertów z Pekinu, ale nie mamy żadnych informacji na temat zakończonych badań. Być może był to jedynie żart - oczywiście takiej hipotezy także wykluczyć nie można.



czytaj dalej 
W Seulu – zarówno w uniwersyteckiej dzielnicy Hongdae, jak i w luksusowym Gangnam – łatwo natrafić na kawiarnie, w których przyjmują wróżbici. Popijając latte, można skorzystać z usług jasnowidza, chiromanty, czytającego runy lub tarocisty. Coraz częściej wróżbici rezygnują ze szklanych kul bądź ciężkich zasłon z fioletowego aksamitu, przyjmując żądnych wiedzy klientów w popularnych astro-knajpkach. Wieszcze noszą się stylowo, nie różnią się zbytnio od ciekawskich odwiedzających kawiarnie. Wróżenie w Korei Południowej to nie tylko moda i tradycja. To także dobry biznes.
Czytanie z kart kosztuje 3 tysiące koreańskich wonów (ok. 10 zł) za jedno pytanie. Tarocista najpierw ocenia charakter swoich klientów, a następnie – co ich czeka. Pytania dotyczą miłości, pracy, życiowych decyzji. Ale też np. wojny między Koreami. Wróżbiarskie firmy rozwijają się dynamicznie. Jedne specjalizują się w czytaniu twarzy, inne – dłoni. Jeszcze inne popularyzują saju, czyli tradycyjną, starożytną formę wróżbiarstwa. Polega na analizie kosmicznej energii podczas narodzin danej osoby.
Jak przewiduje lokalny dziennik Korea Economic Daily, wróżbiarstwo w Korei Południowej wkrótce będzie warte 4 tryliony wonów (czyli ok. 3,7 mld dolarów, w przeliczeniu to 12,5 mld zł). Paik Woon-san, szef Związku Koreańskich Proroków, szacuje, że w kraju jest ponad 300 tysięcy wróżbitów i 150 tysięcy szamanów, z których wielu zapewnia również usługę jasnowidzenia. Korea Południowa to kraj pobożnych chrześcijan i buddystów, jednak wróżbiarstwo służy tu jednocześnie za zabawę, jak i niezawodny przewodnik w codziennych decyzjach.
Duo, internetowa agencja matrymonialna, stwierdziła, że 82 proc. niezamężnych kobiet i 57 proc. kawalerów ankietowanych w 2017 roku odwiedziło mistrzów saju, by zapytać o rozwój ich życia miłosnego. Praktyka ta przetrwała kampanie rządowe w latach 70., które nakłaniały obywateli do porzucenia wróżbitów i wzięcia odpowiedzialności za własny los; tak jak zrobiło to państwo, doprowadzając do ekonomicznego „cudu nad rzeką Han”. W Korei Północnej władze także nie przepadają za wróżbitami – karzą tych, którzy przewidują polityczną przyszłość.
Wróżą również smartfony. Firma Handasoft uruchomiła 13 aplikacji do jasnowidzenia w ciągu ostatnich 5 lat. Najbardziej popularna, Jeomsin, wprowadzona na rynek dwa lata temu, została pobrana już ponad 3 mln razy. Każdego ranka wysyła użytkownikom spersonalizowaną wróżbę na cały dzień (inni dostawcy proroctw na telefon sprzedają dane użytkowników marketerom, ale Jeomsin zarabia tylko na reklamach). Wystarczy przyłożyć dłoń do aparatu lub zrobić sobie selfie, a inna aplikacja natychmiast odczyta przeznaczenie z dłoni bądź twarzy. Shin Hyun-ho z Jeomsin uważa, że codziennie na rynku pojawiają się dwie lub trzy nowe aplikacje wróżbiarskie.
Ponad dwie trzecie ankietowanych przez Trend Monitor, lokalną firmę badającą rynek, twierdzi, że odwiedza wróżkę co najmniej raz w roku. Wiele wizyt ma miejsce od grudnia do lutego i mają na celu sprawdzenie, co ich czeka w nowych słonecznych i księżycowych latach. W Kyobo, największej księgarni Korei Południowej, wiele półek poświęconych jest rozszyfrowaniu przeznaczenia. Wróżbici regularnie pojawiają się w serialach telewizyjnych, czasami jako oszuści, a czasami zapowiadają zwrot akcji. W filmie „Czytający z twarzy” utalentowany jasnowidz, wynajęty przez króla z XVI w., prawidłowo identyfikuje zdrajców dzięki ich twarzy. Był to jeden z najlepiej zarabiających filmów 2013 roku.
Andrew Eungi Kim, profesor z Uniwersytetu Korei, mówi, że wróżbici mają znaczenie w Korei Południowej nieco inne od tego, co na Zachodzie. Wizyty u jasnowidzów przyrównuje do sporadycznego uczestniczenia w niedzielnych mszach. Praktyka ta przekazywana jest w rodzinach jako „jeden ze sposobów, dzięki którym można lepiej zrozumieć świat”. Niewiele osób traktuje wróżby jako fakty – jest to raczej dodatkowa perspektywa. Podejmowanie decyzji staje się coraz bardziej skomplikowane. Podczas kryzysu finansowego w 2008 r. również amerykańscy inwestorzy giełdowi i brokerzy ubezpieczeniowi zwrócili się do jasnowidzów.
Ważne decyzje w życiu wymagają konsultacji. Podczas targów kariery w Uniwersytecie Hankuk w Seulu są miejsca zarezerwowane dla czytających z kart. Uczniowie udają się do mistrzów saju z listami potencjalnych pracodawców w celu ustalenia, którzy z nich najchętniej ich zatrudnią. Przedsiębiorcy chcą poznać dogodną datę rozpoczęcia nowego biznesu. Nowi rodzice regularnie odwiedzają twórców imion, kolejną gałąź wróżbiarstwa, aby pomogli im wybrać najszczęśliwsze imię dla dziecka. Pary sprawdzają swoją kompatybilność przed zawarciem małżeństwa, a jedna lub obie osoby mogą zostać poproszone o zmianę swoich imion, by polepszyć los małżeństwa. W ciągu ostatniej dekady 1,5 mln Koreańczyków legalnie zmieniło imię.
Biznes jasnowidzenia również mógł się rozwijać, ponieważ los w koreańskiej kosmologii nie jest raz na zawsze ustalony. Złe proroctwa można złagodzić za pomocą uroków i konkretnych czynów: wróżbici polecają, by zająć się religią, wykupić ubezpieczenie zdrowotne, zrezygnować ze spożywania czerwonego mięsa bądź robienia sobie tatuażu. W ten sposób zapewniają sobie powrót klientów. Niektórzy wpadają nawet na cotygodniowe kontrole.
Linie palców i rysy twarzy ewoluują wraz z wiekiem, jednak zamiast czekać na odmianę losu, niewielka liczba Koreańczyków po prostu zmienia sobie twarz. Niektórzy chirurdzy plastyczni kształcą się w fizjonomii, aby doradzać swoim klientom.
Wróżenie nie musi być tak tajemnicze i mistyczne, jak może się wydawać. Czytający z twarzy biorą pod uwagę również takie cechy jak postawa, język ciała i ton głosu w ocenie klienta – tak jak ludzie naturalnie oceniają wygląd zewnętrzny, aby odgadnąć czyjś stan emocjonalny. W przedindustrialnej Korei, kiedy niewiele osób opuszczało swoje miejsce urodzenia, powszechny był pogląd, że twarze ludzi są zapisem stylu życia, a więc w pewnym sensie przewodnikiem po ich losie.
Jeśli komputery będą mogły przetwarzać i analizować to, co składa się na ludzką intuicję, czy staną się wróżbitami? W 2016 r. program komputerowy pokonał Koreańczyka Lee Sedola, jednego z najlepszych na świecie (ludzkich) graczy Go. Cztery do jednego. Nawet jasnowidze tego nie przewidzieli. Już teraz roboty uczą się przewidywać ludzkie działania – w efekcie czytają przyszłość. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology wyszkolili system, by przewidywał, kiedy aktorzy będą się całować, ściskać dłonie, przytulać lub przybijać piątkę. Program nauczył się tego, analizując miliony godzin seriali telewizyjnych. Chińscy naukowcy wyszkolili komputer, by rozróżniał przestępców od praworządnych obywateli. Udaje mu się to dziewięć razy na dziesięć prób.
Źródło: Eonomist
czytaj dalej 
Brytyjski jasnowidz Craig Hamilton-Parker, popularnie zwany prorokiem przeznaczenia, ogłosił przepowiednie dla świata na 2018 rok. Wiele wcześniejszych jego proroctw już się spełniło. Jasnowidz m.in. przewidział zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA i atak terrorystyczny w Nicei.
Apokalipsa nadchodzi: trzy scenariusze rychłego końca świata
Przepowiednie Craiga Hamiltona-Parkera dotyczące 2018 roku zapowiadają wiele wstrząsów, z którymi będzie musiała się zmierzyć społeczność międzynarodowa. Poważne zmiany czekają przede wszystkim Koreę Północną, gdzie w tym roku może dojść do zamachu stanu.
Ponadto światem wstrząśnie wojna biologiczna, którą wywoła organizacja terrorystyczna lub okrutny przywódca.
Trzeci wstrząs, do którego może dojść w 2018 roku, to erupcja wulkanu Wezuwiusz. Ta będzie straszna klęska żywiołowa – ostrzega jasnowidz — zmusi mieszkańców Neapolu do opuszczenia swoich domów.
czytaj dalej 
Sprawa pojawiła się w serwisie youtube.com, a informacje o tym przesłał nam czytelnik serwisu śledzący działalność użytkownika serwisu MrMBB333. Teza jest ciekawa - na Ziemi pojawił się idealnie prosty pas chmur, który jest widoczny także z kosmosu. Oto zdjęcia tego zjawiska wykonane w różnych miejscach świata.




Poniżej fragment filmu pokazującego pas chmur zamieniony do postaci gif.

Dziwny pas chmur ma być widoczny także z kosmosu.
Poniżej materiał zamieszczony w serwisie youtube.com
czytaj dalej 
Ludzie zajmujący się UFO od wielu lat mówią otwarcie, że obcy przybywający na Ziemię w pojazdach UFO mają możliwość dostępu do światowej sieci www i stąd czerpią wiele informacji. Jest na ten fakt kilka ciekawych dowodów, o czym była mowa podczas wykładu na spotkaniu MUFON w USA w 2017 roku. Czy jest w takim razie możliwość ataku z ich strony na światowy system informatyczny poprzez użycie tzw. wirusa komputerowego? Okazuje się, że kilku astronom bierze taką możliwość pod uwagę.
Ostatnio zasugerowali ono, że najpotężniejszy w historii ludzkości i najbardziej straszliwy cyberatak na globalną sieć może nastąpić z głębi kosmosu, a pochodzić od obcej cywilizacji. Naukowcy z Niemiec i Stanów Zjednoczonych opublikowali artykuł naukowy, w którym widzą źródło zagrożenia w ataku hakerskim, którego mogą dokonać na Ziemię obcy hakerzy za pośrednictwem ziemskich systemów komunikacji kosmicznej z urządzeniami przemierzającymi przestrzeń kosmiczną.
Astronomowie z Sonneberg Observatory i University of Hawaii zauważają, że kosmici nie tylko mogą wysłać nam specjalnie spreparowanego trojana jako niezwykle ciekawą informację i zainfekować tysiące komputerów największych ośrodków badawczych na całym świecie, ale również uzyskać dostęp do systemów zarządzania infrastrukturą energetyczną i transportową krajów, bronią jądrową czy nawet zmusić roboty wpięte do sieci do ataku na nas.
Źródło: GeekWeek.pl
Temat "UFO i światowa sieć www" jest fascynujący i pozwolimy sobie napisać o tym oddzielny artykuł. Ze zgromadzonych informacji wynika jednoznacznie, że sieć służy tylko i wyłącznie do "monitorowania", a wszelkie "ataki" są sprzeczne z filozofią tych istot i trzeba je odłożyć na półkę ze scenariuszami filmów holywoodzkich. Warto przypomnieć zdanie J. A. Hynek`a, który powiedział:
- Ktoś, kto buduje tak cudowne pojazdy wyprzedzające naszą ziemską technologię być może nawet o miliony lat mógłby podbić tę naszą śmieszną planetę w pół godziny. Nie robią tego, a więc nie to jest ich celem.
czytaj dalej 
W nawiedzonym domu latają noże, a niewidzialny byt rzuca w domowników ciężkimi sprzętami. O sprawie wydarzeń w wiosce Maraksa napisał serwis http://siberiantimes.com
Wszystko zaczęło się w domu rodziny Żukowków, która mieszka na obrzeżach wioski. Rodzina była atakowana przez niewidzialną siłę, która próbowała zranić ludzi rzucając w nich np. nożami.



Na miejsce zostali wezwani policjanci, którzy także zostali zaatakowani przez niewidzialny byt. To właśnie dzięki ich dramatycznym relacjom sprawa trafiła do rosyjskich mediów. O pomoc został poproszony kapłan z lokalnej cerkwi prawosławnej. Po zbadaniu sprawy na miejscu uznał on, że rodzina jest nękana przez wyjątkowo silnego i złośliwego ducha.

O tym, że w tym domu naprawdę dzieją się rzeczy "wykraczające poza skalę" najlepiej świadczy raport policji (oficjalny), który sporządził major E. G. Artamonow.

czytaj dalej 
Przyspiesza topnienie lodu na Antarktydzie - alarmuje NASA. Rocznie setki metrów lodowców zsuwają się do oceanu.
Badania NASA oparte na innowacyjnej technice analizy danych satelitarnych pokazują dokładniej zmiany w pokrywie lodowej. Jak wynika z komunikatu agencji kosmicznej, badania potwierdzają przyspieszone zmniejszanie się pokrywy na Antarktydzie Zachodniej. Co zaskoczyło naukowców, stabilniej jest na wschodniej części kontynentu.

- Wchodzimy w nową epokę - mówi Alex Gardner z NASA. - Kiedy zacząłem pracować nad tym projektem trzy lata temu, mieliśmy do dyspozycji jedną mapę, która pokazywała dane zebrane w ciągu 10 lat. Teraz możemy badać pokrywę lodową co roku - dodaje. Analiza pomoże naukowcom m.in. w prognozie wzrostu poziomu oceanów.
Z badania wynika, że lodowce znajdujące się w rejonie Zatoki Małgorzaty zsuwają się od oceanu z prędkością ok. 400-800 metrów na rok. Ubywa również lodowców Thwaites i Pine Island, chociaż wzrost tego tempa stopniowo maleje.
Naukowcy wykazali, że na Antarktydzie w samym 2015 r. 1929 gigaton lodu trafiło do oceanu, co oznacza wzrost średniej rocznej o ok. 15-36 gigaton od 2008 r.

Globalne ocieplenie dotyka Antarktydę
W marcu ub.r. NASA informowała o najniższej od lat powierzchni lodu morskiego na Antarktydzie. Było to o tyle zaskakujące, że poprzednie badania wskazywały na tendencję wzrostową.
Naukowcy przyznali, że najprawdopodobniej po latach globalne ocieplenie ostatecznie zaczęło dotykać Antarktydę. Zastrzegli jednak, że to zjawisko powinno być badane dokładniej, by móc to stwierdzić z całą pewnością.
Lód morski w lutym 2017 r. na Arktyce i Antarktydzie osiągnął najniższy poziom od 1979 roku. Obejmował swoją powierzchnią 16,21 milionów kilometrów kwadratowych, co oznaczało spadek o 2 miliony kilometrów kwadratowych od średniej w latach 1981-2010.

Jak może wygląda świat przyszłości, w którym zanieczyszczona woda oceanów zacznie powodować zalewanie kontynentów, a jednocześnie będzie dramatycznie brakować... wody słodkiej?
Zapraszamy do zalogowania się w systemie naszego serwisu i odwiedzenia "Kajuty Załogi" - tam do obejrzenia nieprawdopodobne grafiki Joela Krebsa.
https://www.nautilus.org.pl/kajuta.html
czytaj dalej 
W tygodniku "Niedziela" ukazał się ciekawy tekst o egzorcyzmach. Większość z przedstawionych tam informacji jest może powszechnie znana, ale kilka ciekawostek na pewno pokazuje, czym są egzorcyzmy i jak traktuje je kościół.
Egzorcyzmy: Czym są, kto i jak może je sprawować
Egzorcyzmy są sakramentalium, w którym mocą Jezusa uwalnia się osobę spod panowania złego ducha. Egzorcysta musi mieć moralną pewność o opętaniu oraz powinien w miarę możliwości uzyskać zgodę osoby opętanej, zanim przystąpi do obrzędów. W ramach rozeznania problemu powinien przeprowadzić wywiad diagnostyczny oraz konsultować się ze specjalistami z dziedziny duchowości, medycyny i psychiatrii.
Kościół na ziemi kontynuuje misję Jezusa. Ewangelie przytaczają wiele przykładów wyrzucania przez Niego złych duchów. Od Zbawiciela Kościół otrzymał też władzę nad złymi duchami (por. Mk 16,17). Jedną z form bezpośredniej walki ze złem wcielonym są uroczyste egzorcyzmy nad osobami opętanymi. Pierwszą księgą liturgiczną ujednolicającą i porządkującą w Kościele zachodnim obrzędy egzorcyzmu był Rytuał Rzymski wydany przez papieża Pawła V w 1614 roku, jako realizacja postanowień Soboru Trydenckiego. Używano go aż do wydania zreformowanej księgi w 1999 r. przez Jana Pawła II.
Kto może egzorcyzmować?
W rycie rzymskim istniały nawet - do czasu zmian po Drugim Soborze Watykańskim - niższe święcenia egzorcystatu (dalej istnieją w nielicznych wspólnotach związanych z nadzwyczajną formą rytu rzymskiego). Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. potwierdził praktykę, że egzorcyzmów według uroczystego rytuału może dokonywać tylko biskup i wyznaczeni przez niego prezbiterzy. Tę zasadę podtrzymuje aktualny Kodeks Prawa Kanonicznego oraz późniejsze orzeczenia w tej kwestii.
Egzorcysta ten obrzęd wykonywać może jedynie na terenie swojej diecezji. Kapłan posługujący egzorcyzmem powinien cechować się pobożnością, wiedzą, roztropnością i nieskazitelnością życia (KPK 1172 § 2). Powinien być również odpowiednio przygotowany (wiedza teologiczna, odpowiedni zakres wiedzy z dziedziny medycyny, psychiatrii i psychologii), ostrożny i roztropny. Powinien być rozmodlony i praktykujący post.
W Polsce zaleca się trzy etapy przygotowania do pełnienia posługi egzorcysty: udział w zjazdach egzorcystów, czas próbny pod opieką doświadczonego egzorcysty i właściwe realizowanie powierzonej przez biskupa misji. Egzorcyści powinni troszczyć się o stałą formację, czemu służą m. in. doroczne zjazdy i regularne spotkania z biskupem. Delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. egzorcystów jest bp Henryk Wejman, który współpracuje z zespołem specjalistów.
Próba sprawowania egzorcyzmów bez upoważnienia biskupa jest nie tylko sprzeczna z prawem kościelnym, ale i grzechem.
Kiedy można egzorcyzmować?
Egzorcysta musi mieć moralną pewność o opętaniu danego człowieka oraz powinien w miarę możliwości uzyskać zgodę osoby opętanej, zanim przystąpi do obrzędów. W ramach rozeznania problemu powinien przeprowadzić wywiad diagnostyczny oraz konsultować się ze specjalistami z dziedziny duchowości, medycyny i psychiatrii.
Objawy będące wskazówkami opętania: - mówienie w nieznanym języku lub rozumienie go. - znajomość spraw, o których osoba z problemem nie miała prawa wiedzieć, - ponadnaturalna siła fizyczna, - niechęć do Boga, świętych, Kościoła, przedmiotów poświęconych, etc.
Gdzie można egzorcyzmować?
Egzorcyzmów nie można sprawować publicznie. Odpowiednią przestrzenią jest zarezerwowana dla tego rytuału kaplica lub inne stosowne miejsce, w którym jest krzyż i obraz Matki Bożej. Należy zadbać, by w tym miejscu osoba egzorcyzmowana nie mogła zaznać żadnej krzywdy, a także, by podczas manifestacji złego ducha nie doszło do profanacji miejsca świętego.
Jak przebiega egzorcyzm?
Egzorcyzmy należy odprawiać tak, by wyrażały wiarę Kościoła oraz nie przywoływały skojarzeń z magią i zabobonami. Egzorcysta nie może zachęcać do przerwania leczenia medycznego ani podejmować działań wykraczających poza jego kompetencje.
Podczas egzorcyzmu, poza odpowiednimi modlitwami z Rytuału Rzymskiego (litania do wszystkich świętych, psalmy, antyfony, fragmenty z Pisma Świętego, Credo, wyrzeczenie się szatana i odnowienie chrzcielnego wyznania wiary, modlitwy błagalne i formuła nakazująca złemu duchowi w imię Jezusa opuścić ciało opętanego, dziękczynienie, błogosławieństwo), występują gesty znane z katechumenatu czy chrztu sprzed posoborowej reformy (znaki krzyża, tchnienie, nałożenie rąk, woda). Nie przewidziano żadnych form dialogu ze złym duchem.
Egzorcyście powinny towarzyszyć odpowiednio przygotowane osoby, wspierające go modlitwą. Służy to również bezpieczeństwu i uniknięciu oskarżeń. Wszyscy uczestnicy zobowiązani są do zachowania tajemnicy.
Po egzorcyzmach osoba uwolniona od złego ducha powinna wziąć udział w rekolekcjach ewangelizacyjnych. Organizowanie publicznych modlitw o ochronę przed wpływem złego ducha wymaga wiedzy i zgody biskupa miejsca. Jeśli podczas takich spotkań modlitewnych ktoś zachowuje się w sposób niepokojący lub wskazujący na możliwość zniewolenia, nie należy publicznie modlić się nad tą osobą, tylko ją bezpiecznie wyprowadzić i w odpowiednim miejscu zapewnić pomoc.
Na podstawie:
Wskazania dla kapłanów pełniących posługę egzorcysty, KEP 2015. Komisja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów: "Egzorcyzmy i inne modlitwy błagalne".
źródło: (KAI) /esthermm/pl.fotolia.com
czytaj dalej 
Burze piaskowe potrafią w sposób niebywały zmienić kolor nieba, ale chyba po raz pierwszy mamy okazję zobaczyć niebo całkowicie czerwone. 18 lutego 2018 nad irackim miastem Basra zaobserwowano niezwykły fenomen - zachód Słońca "na czerwono" był połączony właśnie z burzą piaskową. Efekt można zobaczyć na filmie zamieszczonym w serwisie youtube.
czytaj dalej 
Nasz czytelnik zauważył ciekawy moment na filmie pokazującym katastrofę lotniczą na Teneryfie w 1975. W pewnym momencie widać obiekt, który na dość niskiej wysokości przemierza niebo. Informację dostaliśmy poprzez naszą witrynę w portalu społecznościowym facebook.
https://www.facebook.com/BazaFN

Film poniżej.
I jeszcze klatki z filmu pokazujące przelot tego obiektu.



czytaj dalej 
Pierwszy raz duch przywódcy rewolucji ploretariackiej, Włodzimierza Iljicza Lenina, został zauważony na Kremlu nocą z 18 na 19 października 1923 roku, około 3 miesięcy przed jego rzeczywistą śmiercią. W tamtym okresie Lenin przebywał w mieście Gorkij, obecnie Niżnyj Nowgorod, gdzie leczył chorobę, która 21 stycznia 1924 roku ostatecznie go pokonała - opowiada sławny rosyjski pisarz Aleksander Gorbowski, który bazuje na świadectwie ówczesnego gońca z Kremla.
Owej nocy goniec, po dostarczeniu dokumentów i listów, wszedł by się ogrzać do stróżówki. Tam to był przypadkowym świadkiem dziwnej rozmowy telefonicznej. Komendant straży pytał kogoś przez telefon: - Dlaczego Lenin przyjechał do Kremla bez straży przybocznej? Po chwili odpowiedział: - Nie, nie ma z nim żadnego strażnika. Jest całkiem sam, osobiście to sprawdziłem. No dobrze, zadzwonię do Gorkij. Po pewnym czasie komendant straży zadzwonił do tej samej osoby, z którą wcześniej rozmawiał i oświadczył: - W Gorkij powiedzieli, że Lenin nigdzie nie wyjechał i cały czas jest u nich.
Ten niezwykły przypadek wywołał w ówczesnym czasie niemały popłoch i zaskoczenie wśród osób, które znajdowały się w otoczeniu Lenina, jako że według doktryny marksistowsko - leninowskiej duchy w ogóle nie istnieją. Skoro jednak duch Lenina był widziany przez wielu ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że Lenin znajduje się w Gorkij, władze musiały wymyślić wygodną dla nich historyjkę, według której Lenin rzeczywiście przyjechał do Moskwy.
-Jestem całkowicie pewien, że tamtej nocy rzeczywiście widziano ducha Włodzimierza Lenina - twierdzi Aleksander Gorbowski. Zbyt wiele jest sprzeczności między wspomnieniami towarzyszki Lenina Nadieżdy Krupskiej i szefem jego strażników Aleksandrem Belmazem, którzy w tamtych czasach byli w ciągłym kontakcie z Leninem. Krupska utrzymuje, że Lenin przenocował na Kremlu i 19 października wrócił do Gorkij. Tymczasem według Belmaza Lenin spędził cały ten dzień w Moskwie. Dlaczego Lenin, przyjmując wersję jego towarzyszki, miałby podjąć się zupełnie niepotrzebnej podróży do Moskwy? Tylko po to, aby przespacerować się w milczeniu po pokojach Kremla, zdrzemnąć się przez kilka godzin i wrócić samochodem do Gorkij? Również nie do przyjęcia jest historyjka Belmaza, jako że wszyscy byli zaskoczeni faktem, że Leninowi nie towarzyszyli jego ochroniarze. Krótko mówiąc, taka zupełnie niepotrzebna podróż z pewnością nie pasowała do nawyków Lenina.
-Na skutek wylewu, którego Lenin doznał w marcu, a który jeszcze pogłębił paraliż członków lewej strony jego ciała, chory przywódca czuł się szczególnie źle - kontynuuje Gorbowski.
- Dzięki rehabilitacji zdołał on stanąć na nogach, ale do chodzenia niezbędna mu była laska. Tymczasem w jego "Kronice Biograficznej" napisane jest, że w nocy z 18 na 19 października 1923 roku, Lenin "wszedł do swojego apartamentu, przeszedł do gabinetu, wrócił do sali, w której odbywały się zebrania rady komisarzy ludowych, wreszcie wyszedł na dziedziniec, aby się przejść". Tam został pozdrowiony przez grupę kadetów, którzy mieli godzinę wychowania fizycznego - nigdzie jednak nie ma najmniejszej wzmianki o lasce, bez której Lenin nie mógł się obejść.
-Kilka lat temu pracowałem nad dokumentami pochodzącymi z archiwum prezydenta Federacji Rosyjskiej na Kremlu - wspomina kolega Gorbowskiego, historyk Siergiej Kuleszow. - Kiedy wszedłem do mensy, aby zjeść kolację, zobaczyłem mojego znajomego w towarzystwie starszego mężczyzny o zupełnie siwych włosach. Był to pułkownik KGB, dowódca strażników lokalu, który w czasach Lenina był jego apartamentem na Kremlu. Rozmawiali o rzeczach mistycznych. Pułkownik opowiadał, że tak on, jak i jego koledzy kilka razy w nocy słyszeli odgłosy kroków i przesuwanych mebli, pochodzące z gabinetu Lenina, który po śmierci przywódcy został dokładnie zapieczętowany.
Takie same hałasy słyszał wiele lat później szef administracji Jelcyna, Siergiej Filatow.
-Miało to miejsce latem 1993 roku. Gabinet Lenina znajdował się wówczas na drugim pietrze rezydencji prezydenckiej, podczas gdy na trzecim piętrze znajdował się jego apartament - muzeum. Pewnego razu, tuż przed północą, studiowałem w gabinecie niektóre dokumenty. Nagle zacząłem słyszeć wyraźne odgłosy kroków, jakby ktoś chodził po pokoju piętro wyżej. Nie przywiązałem wówczas żadnej wagi do tego wydarzenia, lecz kiedy kilka dni później hałasy się powtórzyły zawołałem szefa straży i powiedziałem:
- Niech pan sprawdzi kto chodzi o tej porze nad nami. Na co szef straży odpowiedział:
- Ależ Siergieju Aleksandrowiczu, nie może tam nikogo być! Sami zapieczętowaliśmy apartament - muzeum.
- Mimo to sprawdźcie. Niech pan nie zapomina, że obok znajduje się gabinet Jelcyna. Strażnicy sprawdzili dokładnie apartament, ale nie znaleźli tam żywej duszy. Ja się uspokoiłem, ale od tamtej pory na wszelki wypadek przestałem pracować w swoim gabinecie do północy.
Źródło: ARCHIWUM FN
czytaj dalej 
Tajemniczy obiekt odkryty na bagnach w Argentynie, został znaleziony na Google Maps i uznany początkowo za artefakt. Myślano, że spowodowane to było nieprawidłowym obszarem skanowania, ale później okazało się, że tak nie jest, i że wyspa naprawdę istnieje.
Jezioro ma idealnie równe brzegi tworzące wyraźnie zarysowany okrąg. W jeziorze znajduje się również ogromna pływająca wyspa, zajmująca około 4/5 powierzchni jeziora. Wyspa ma taką samą idealnie okrągłą formę jak jezioro, stale się przesuwa w stosunku do brzegów, dlatego woda w jeziorze wygląda jak sierp księżyca.

Odkrycie należy do amerykańskiego inżyniera-hydraulika Richarda Petroniego. W tym roku odkrył wyspę i natychmiast skontaktował się z kolegami: Sergio Nespilermem i Pablo Martinezem, którzy również zainteresowali się znaleziskiem, po czym wszyscy trzej wyruszyli na wyprawę w celu odkrycia tajemniczego miejsca.
Niezwykła wyspa, którą każdy może teraz sam zobaczyć. Wystarczy przejść do Google Maps, wprowadzić współrzędne 34 ° 15’07.8 „S 58 ° 49’47.4” W i przejść do trybu satelitarnego.

Sama wyspa znajduje się w Argentynie, w delcie bagnistej rzeki Parana. Po raz pierwszy Richardowi i jego kolegom nie udało się dotrzeć do wyspy – uniemożliwił to bagienny teren, ale drugie podejście śmigłowcem zakończyło się sukcesem, badacze w końcu zdołali zobaczyć niezwykłe miejsce.
Wyspa została nazwana Eye (Oko), jej średnica wynosi 118 metrów i znajduje się na powierzchni wody o nieco większych rozmiarach. Jak się okazało, mieszkańcy wiedzą o istnieniu wyspy od dawna, ale uważają, że zbliżanie tam się jest ryzykowne ponieważ żyje tam bardzo stare bóstwo.

Po przestudiowaniu archiwów Google Maps Richard Petroni doszedł do wniosku, że wyspa istniała już w 2003 roku, kiedy usługa w Google została uruchomiona.

Obrazy z satelity z różnych okresów czasu wskazują, że wyspa obraca się wokół własnej osi i zmienia swoje położenie. W tej chwili Richard zbiera trzecią tym razem naziemną wyprawę by zbadać Oko, uzbrojony jest tym razem w specjalny sprzęt geologiczny. Ponadto zespół geologów przyjmuje darowizny: można mieć po wpłacie 5000 dolarów najnowsze dane o wyspie a za 10000 będzie można udać się do Argentyny, aby osobiście zbadać tajemnicze miejsce.
czytaj dalej 
rzez wiele lat "krzycząca mumia", odnaleziona w egipskim kompleksie grobowcowym w Deir El-Bahari, stanowiła prawdziwą zagadkę. Teraz jednak najpewniej udało się ustalić tożsamość Nieznanego Mężczyzny E, jak wcześniej określały go środowiska akademickie.
Analiza szczątków sugeruje, że jest to książę Pentawere, syn faraona Ramzesa III. Według przekazów historycznych miał on być uwikłany w spisek, który miał na celu zabójstwo ojca. Zdaniem historyków został skazany na powieszenie właśnie za zdradę, a potwierdzają to znaki na szyi "krzyczącej mumii".
- Ta upiorna mumia, określana mianem "krzyczącej", przez bardzo długi czas frasowała naukowców - przyznał archeolog Zahi Hawass w wywiadzie dla "Al-Ahram Weekly".

Nie tylko ze względu na przyczyny śmierci, lecz także sposób mumifikacji. Dlaczego? Mężczyzna nie był zmumifikowany jak pozostali członkowie rodziny królewskiej, mimo tego że spoczął w pobliżu.
Sama mumifikacja to bardzo złożony proces, polegający na usuwaniu narządów wewnętrznych i ostrożnym balsamowaniu ciała. Ciało powlekano też delikatnym płótnem. W tym przypadku jednak zwłoki po prostu pozostawiono do wyschnięcia i owinięto w owczą skórę, która - co ciekawe - traktowana była przez Egipcjan jako nieczysta.
Podsumowując te wszystkie fakty: badanie szczątków, ślady na ciele i sposób pochówku, można dojść do wniosku, że "krzycząca mumia" jest w rzeczywistości zhańbionym księciem.
Zdrada przeciwko Ramzesowi III została opisana w Papirusie o spisku w Haremie. Pojawiają się w nim informacje o tym, w jaki sposób spiskowcy zostali schwytani. Nie wiadomo jednak, czy plan się powiódł, bo jednym nawiązaniem jest przetłumaczony fragment: "królewska barka została wywrócona".
Z analizy szczątków Ramzesa III wynika, że zmarł on w wieku 60 lat i cierpiał z powodu złego stanu zdrowia. Naukowcy podejrzewają jednak, że jego śmierć nie wiązała się tylko ze starością. Skąd takie przypuszczenia? Długo wydawało się, że na jego ciele nie ma żadnych ran. Jednak tomografia przeprowadzona w 2012 roku wykazała, że najprawdopodobniej zmarł po przecięciu gardła, co sugeruje, że spisek mógł zakończyć się powodzeniem.
Tu odnaleziono "krzyczącą mumię":

czytaj dalej 
Reżyser Antoni Krauze zmarł 14 lutego w Warszawie. Miał 78 lat. Najbardziej jego znany film ostatnich lat to "Smoleńsk" (2016) o katastrofie smoleńskie.
Po „Smoleńsku” opowiedział w wywiadzie o śmierci klinicznej, którą przeżył przy okazji zawału w roku 1998:
- Widziałem drzwi, wiedziałem, że za tymi drzwiami jest miejsce, w którym bardzo chciałbym się znaleźć.
W 1998 roku Krauze miał zawał i przeżył śmierć kliniczną – to wydarzenie tylko umocniło jego wiarę. Po latach reżyser opowiedział, co zobaczył "po drugiej stronie”.
- Widziałem drzwi, wiedziałem, że za tymi drzwiami jest miejsce, w którym bardzo chciałbym się znaleźć – mówił w wywiadzie dla "Dziennika. Gazety Prawnej”. Według słów reżysera "po drugiej stronie" zadano mu pytanie, co dobrego zrobił w swoim życiu.
- Przypomniałem sobie, że Krzysiek Kieślowski tuż przed swoją śmiercią zrobił mi karczemną awanturę, jak to możliwe, że nie pamiętam, jak to będąc u niego w Koczku na Mazurach, uratowałem jakiegoś małego chłopca, który tonął w pobliskiej rzeczce. Mówił mi, że może po to się urodziłem, żeby tego chłopca uratować. Powiedziałem więc im, że co prawda nie pamiętam, ale Krzysiek Kieślowski mówił, że uratowałem chłopca – wspominał. To podobno te słowa sprawiły, że reżyser wrócił do żywych.
- Powiedziałem też, że jeśli Krzysiek gdzieś jest w pobliżu, to może to potwierdzi. I usłyszałem, że mam wracać. Nie zrobiono mi większej krzywdy w moim całym długim życiu – twierdził. - Kiedy tam byłem, nie miałem żadnego innego pragnienia, jak wleźć tam do środka, za te drzwi.
Krauze uważa, że został "wskrzeszony” po to, by zrobił ważne, istotne dla Polaków filmy. Dlatego nakręcił "Czarny czwartek” i "Smoleńsk”. Ale przyznawał, że nie był szczęśliwy tu, na ziemi.
- Kiedy wróciłem do rzeczywistości, ocknąłem się, to przez dwa tygodnie, a może miesiąc nie mogłem pojąć, że składam się z ciała, że cała ta moja obudowa to ciało. Czułem, że to jakiś worek po kartoflach albo węglu. Uczyłem się na nowo żyć i teraz robię wrażenie, że żyję, że się poruszam. Minęło 18 lat, a ja każdy moment z tych 18 lat dokładnie pamiętam, klatka po klatce – zwierzał się w "Dzienniku”. I dodawał, że jest gotowy na śmieć.
- Ja jestem wśród żywych do piątku, do momentu wejścia "Smoleńska” do kin. Cały czas mam nadzieję, że Bóg pozwoli mi po prostu umrzeć – mówił. - Liczę, że jak ten film wejdzie do kin, będę mógł powiedzieć „bye, bye” i tam wrócić.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
To może być statek obcych. Co naprawdę leci przez Układ Słoneczny?
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie