Dziś jest:
Niedziela, 24 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Bardzo dobrze znamy tę relację, już kiedyś publikowaliśmy ją w serwisie, ale dobrych i wiarygodnych relacji nigdy dosyć i dlatego przypominamy ją dla wszystkich, którzy interesują się tym fascynującym zjawiskiem. UFO to pojazdy techniczne, wykonane przy użyciu zaawansowanych technologii, które często pojawiają się w pobliżu samolotów. Relacje pilotów są inne niż pozostałych ludzi - obfitują w precyzyjne, nie budzące żadnych wątpliwości szczegóły. Czy ktoś o zdrowych zmysłach może jeszcze opowiadać idiotyzmy o tym, że nie ma "wiarygodnych relacji pilotów o spotkaniach z UFO"?
From: [...[
Sent: Monday, May 15, 2017 12:24 PM
To: nautilus@nautilus. org. pl
Subject: UFO w Mielcu
Witam,
W uzupełnieniu do https://www.nautilus.org.pl/xxi-pietro,517,15-maja-2017--o-dawnej-obserwacji-ufo-nad-mielcem.html
przesyłam w załączeniu fragment z książki pt. „Pilot doświadczalny” napisanej przez mieleckiego pilota doświadczalnego Henryka Bronowickiego.
Wysyłałem już wam wcześniej tą informację.
Pozdrawiam,
JR
Książka została wydana: http://www.altair.com.pl/books/preview?book_id=6
poniżej relacja:
UFO?
13 lipca 1984 roku (piątek) po przerwie obiadowej przyjechałem do pracy na lotnisko. Miałem wykonać lot na TS-11 Iskra w celu sprawdzenia usunięcia usterek z wcześniejszego oblotu oraz sprawdzić zachowanie się samolotu w korkociągach. Dwa dni wcześniej oblatywałem tą Iskrę według programu oblotu a później wykonałem lot poprawkowy na sprawdzenie usunięcia usterek i innych regulacji, a ten lot miał być trzecim lotem. Miałem wykonać korkociągi po 4 zwitki w lewo i w prawo oraz sprawdzić usunięcie innych usterek. Jeżeli wszystko będzie dobrze miałem podpisać dokumenty, że „samolot nadaje się do eksploatacji” i że można do przekazać do Odbiorcy, czyli wojskom lotniczym.
Po wyjściu z samochodu zauważyłem, że mechanicy i inni ludzie pracujący na STARCIE stoją przed hangarami, żywo dyskutują i spoglądają w niebo. To co sam zobaczyłem trochę mnie zdziwiło - nad lotniskiem znajdował się obiekt w kształcie srebrzystej kuli i pomimo wiejącego wiatru z prędkością około 5m/s tj. ~18km/godz obiekt ten stał nieruchomo. Gdyby to był jakikolwiek balon, to poleciałby on z wiatrem. Zacytuję fragmenty z codziennej gazety wojewódzkiej „Nowiny” nr 178, redaktora pana Anatola Wołoszyna:
„Tajemniczy i dziwnie się zachowujący obiekt, który pojawił się na niebie w piątek 13 lipca br. w godzinach popołudniowych wywołał duże wrażenie wśród mieszkańców naszego regionu. Przez dłuższy czas obserwowało go tysiące ludzi zastanawiając się, co to tez może być. Widoczny był wyraźnie na czystym, bezchmurnym niebie mniej więcej od godziny 1630 do późnych godzin popołudniowych. Obiekt pojawił się nad Rzeszowem nagle i przez dłuższy czas jakby zawisł nieruchomo nad miastem. Później zaczął się powoli przemieszczać w stronę Mielca. Jego ruchowi nie towarzyszyły żadne odgłosy. Przesuwał się jakby płynąc po niebie. Kształtem przypominał sporej wielkości balon, co do wyglądu i rozmiarów panują rozbieżne opinie. A oto kilka wypowiedzi naocznych świadków:
Stanisław R. - mieszkaniec Baranówki: „W pierwszej chwili pomyślałem, ze to jakiś zwyczajny balon. Kiedy jednak zacząłem mu się przyglądać uważniej, zastanowił mnie fakt, ze obłoki płynęły po niebie, a on wisiał nieruchomo w jednym miejscu, jak przyczepiony. I tak jakoś dziwnie błyszczał w słońcu…”
Janusz B. - „Na Nowym Mieście obiekt był bardzo wyraźnie widoczny i stad wnioskowałem, że musi znajdować się niezbyt wysoko. Mógł mieć dwa, trzy metry średnicy. Doskonale odbijał promienie słoneczne, jakby był wypolerowany lub powleczony srebrem (…)Nie wzbudzał we mnie większych emocji. Jestem przekonany, że był to zwykły balon meteorologiczny”.
Tajemniczy balon został także zauważony przez służby naziemne lotniska. Kontroler lotów na rzeszowskim lotnisku w Jasionce, Janusz Szpont stwierdził, że była to jakby kula, od której odbijało się jaskrawe światło.
Orientacyjnie mogła znajdować się na wysokości około 2000 m i miała kilka metrów średnicy. W chwili obserwacji przesuwała się w kierunku Mielca (mój przypis: przesuwała się pod wiatr do Mielca odległego w linii prostej 50km). W Mielcu dziwny balon był wyraźnie widoczny i bacznie obserwowany przez służby naziemne lotniska. Pogoda była idealna. Pełniący wówczas służbę kierownik lotów Kazimierz Lubertowicz podaje dane jakie wówczas wskazywały przyrządy pomiarowe: zachmurzenie 6/8 cumulusa, podstawa chmur 1800 m, widzialność 20km, wiatr 270o, prędkość wiatru 5m/sek, ciśnienie 747,8 słupa rtęci.
Obiekt ten o „powierzchni kulistej i jakby powleczony folią” znajdował się na południe od mieleckiego lotniska i przesuwał się w kierunku zachodnim. „Póki co łamiemy sobie głowy, co też to mogło znajdować się nad naszymi głowami w dniu 13 lipca br. Anatol Wołoszyn”.
N ten temat ukazały się informacje w innych gazetach w Polsce:
Wydział STARTU na lotnisku tworzyły dwa hangary wybudowane tuz przed rozpoczęciem II wojny światowej. Przy każdym hangarze po jego zewnętrznych stronach, wzdłuż całej długości hangaru były wybudowane murowane pomieszczenia, w których swoje biura mieli: Kierownictwo Startu, piloci doświadczalni, kontrola techniczna, kontrola wojskowa z dwoma pilotami wojskowymi jako przedstawicielami Odbiorcy, mechanicy i inne służby niezbędne do funkcjonowania lotniska. Piloci doświadczalni mieli kilka pokoi plus pokój wypoczynku i pomieszczenia z szafkami na osobiste spadochrony i inny sprzęt lotniczy.
Lotnisko mieleckie miało standardową zgodę na wykonywanie lotów do poziomu FL 80 to jest 2450 m. Ponieważ lotnisko było położone w środku międzynarodowego korytarza lotniczego (szerokość 15 km) Warszawa - Jędrzejów - (Mielec)-Starżawa (granica ZSRR) i dalej na południowy wschód Europy, to lot powyżej FL=80 kierownik lotów musiał uzgadniać z radarową służbą ruchu lotniczego, tak zwaną- Kontrolą Obszaru.
Po krótkiej rozmowie z mechanikami obserwującymi ten balon, poszedłem do biura, żeby zadzwonić do kierownika lotów i zamówić strefę lotów do wysokości 5000m. kierownik lotów pan Kazimierz Lubertowicz: „Załatwiam ci zgodę w strefie nr 4 do 5000m, dodatkowo jest od wszystkich prośba, żebyś podleciał i zobaczył z bliska co to za obiekt stoi nad lotniskiem. Od około 40 minut obserwujemy go przez telemetr (potężna lornetka 10 x 80 z okularami pod kątem 60o zamocowana na przenośnym stojaku, używana na wieżach lotniczych do obserwowania stanu podwozia lądujących samolotów) i myślimy, że jest na wysokości około 2000m. Radarzyści z Kontroli Obszaru (kierujący pasażerskim ruchem lotniczym w drogach lotniczych - korytarzach) nie widzą tego obiektu ale na wszelki wypadek zawiesili wszystkie loty w tym korytarzu kierując samoloty innymi korytarzami. Wojskowa kontrola radarowa w Sandomierzu też nie widzi tego obiektu na swoich radarach. Po starcie przejdziesz na łączność z Sandomierzem”.
Dla mnie zastanawiające było to, ze wojskowa kontrola radarowa z Sandomierza (~70km od Mielca) mająca wysokiej klasy radary sprawujące nadzór nad wszystkimi rodzajami lotów nie ma tego obiektu na ekranach.
Jako obserwator w drugiej kabinie leciał ze mną, bardzo lubiany sympatyczny starszy pan(miał powyżej 50 lat) z kontroli technicznej Henryk Lubera. Hermetyzacja kabiny była wcześniej sprawdzona, lot był planowany do 5000m, więc nie zabraliśmy ze sobą masek tlenowych. Po starcie podczas nabierania wysokości do strefy nr 4 położonej na wschód od lotniska Mielec, której północna granica przebiegała przez kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż poligonu wojskowego „Dęba” otrzymałem od kierownika lotów informację: „Dęba pracuje do 10 000m. Po zakończeniu zadania w strefie 4 nawiąż łączność z kontrolą z Sandomierza”. Oznaczało to, ze muszę dokładnie utrzymywać się w strefie, żeby nie wlecieć nad poligon ponieważ można zostać przypadkowo zestrzelonym pociskiem z działa dalekiego zasięgu. Działa takie były produkowane w zakładzie Huta Stalowa Wola, potem były sprawdzane - przestrzeliwane a pociski eksplodowały na oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów poligonie „Dęba”. Czasami przy dobrej pogodzie oglądałem wybuchy tych pocisków na poligonie.
Po wykonaniu prób korkociągowych i sprawdzeniu usunięcia innych usterek, uznałem, że samolot jest dobry i zakończyłem zadanie. Lecąc na wysokości 2000m w kierunku lotniska, tuż nad chmurami typu cumulus nawiązałem łączność z wojskowym radarem z Sandomierza. Powiedział, że mnie „widzi i będzie za mną śledził ”. Następnie zapytałem czy widzi obiekt nad lotniskiem w Mielcu - odpowiedział, że „nie widzi”. Wróciłem na łączność z wieżą Mielec, która dała mi zgodę na lot w kierunku balonu, który nie zmieniając położenia nadal wisiał nad lotniskiem od jego południowej strony. Po chwili zobaczyliśmy dużą srebrzystą kulę, która według naszej oceny była wyżej od nas o około 500 m, czyli była na wysokości 2500 m. Obaj z Henrykiem Luberą uznaliśmy, że jego średnica wynosi około 25 m. Skierowałem samolot w jego kierunku i z prędkością około 500 km/godz. nabierając wysokość szybko zbliżaliśmy się do obiektu. Miałem zamiar podlecieć blisko na odległość kilka metrów do tego obiektu. Obaj z obserwatorem stwierdziliśmy, ze to nie jest balon, ale o tym kształcie jakiś dziwny Obiekt, który wiruje wokół własnej pionowej osi. Kierownik lotów (KL) z Mielca potwierdził przez radio, że: „Widzimy Iskrę i balon, cały czas obserwujemy was przez telemetr. Mam łączność telefoniczną z radarzystą z Sandomierza, który potwierdził, że na radarze u siebie widzi tylko wasz samolot, balonu nie widzi”. Powiedziałem do KL - „Pozostanę z nim na łączności i spróbuję bliżej podlecieć do tego Obiektu”. Odpowiedział: „Dobrze możesz podlecieć bliżej, cały czas was obserwujemy”. Z prędkością około 500km/h zbliżałem się szybko do Obiektu i kiedy odległość między nami zmalała do około 500 m Obiekt ruszył i zaczął się przesuwać z naszą prędkością, nabierając wysokości nie pozwalając nam się zbliżyć. Wznosiliśmy się równocześnie oddaleni od siebie w odległości około100 m.. Byłem zachwycony piękną błyszczącą srebrnym kolorem powłoką odbijającą promieni słoneczne. Obiekt cały czas wirował z dużą prędkością wokół swojej pionowej osi, był co najmniej dwa razy większy od Iskry. Nie miał kształtów idealnej kuli, był lekko wydłużony wzdłuż wirującej osi. To wydłużenie z ciemnym kolorem na dole było widoczne dopiero z bliższej odległości. W miarę nabierania wysokości moja prędkość lotu zmniejszała się, a Obiekt też zmniejszał prędkość utrzymując stała między nami odległość ~100 m.
Z obserwatorem Henrykiem Luberą razem potwierdziliśmy- wzajemnie się upewniając- nasze obserwacje i spostrzeżenia. Zjawisko było dziwne, niezrozumiałe i wręcz niesamowite i dlatego razem utwierdziliśmy się w tym co obserwujemy i widzimy.
Nie mieliśmy masek tlenowych, wiec kiedy na wznoszeniu minęliśmy 5000 m wyjęliśmy węże tlenowe łączące butlę z maską i po otwarciu zaworu butli staraliśmy się oddychać tlenem płynącym pod ciśnieniem z węża. Było to ryzykowne i mogło stać się niebezpieczne. Po kilku minutach wznoszenia i osiągnięciu wysokości 7500 m, kiedy Obiekt nie pozwalał się do siebie zbliżyć, zgłosiłem do KL w Mielcu, że przerywam zadanie i będę schodził do lądowania. KL potwierdził, że mogę lądować i że obserwuje Obiekt i mój samolot.
Podczas zniżania nie widziałem Obiektu, jedynie KL powiedział nam przez radio, że: „Obiekt podąża za wami, zniżając się razem z wami”. Radarzysta z Sandomierza potwierdził mi, że na ekranie swojego radaru widzi tylko mój samolot. Po wylądowaniu podczas kołowania na miejsce postoju KL przekazał nam, że Obiekt obniżył się i ponownie stoi w tym samym miejscu, co przed moim startem.
Po wyjściu z kabiny razem z moim obserwatorem Henrykiem Luberą, mechanikami i innymi pracownikami STARTU obserwowaliśmy Obiekt. Po około 20 minutach Obiekt zaczął się przesuwać - lecieć z dość dużą prędkością w kierunku południowo - zachodnim z kursem na Tarnów, przemieszczając się pod wiatr wiejący z prędkością 5m/sek, to jest 18km/godz. Nie jestem specjalistą od UFO i tego typu zjawisk, ale to co widziałem, stawia wiele pytań na które jako inżynier lotniczy i pilot doświadczalny nie potrafię odpowiedzieć.
czytaj dalej
W prowadzonym przez nas projekcie MESSING bardzo ciekawym elementem jest poszukiwanie wcieleń obecnie znanych postaci, na przykład znanych polityków czy ludzi poprzednie znanych. Pisaliśmy o Lechu Wałęsie (mamy nowe arcyciekawe ustalenia w sprawie jego poprzedniego wcielenia, ale to zostawiamy sobie na oddzielną publikację), o obecnych liderach PiS-u, ale także dostajemy przeróżne wiadomości od czytelników, które oczywiście staramy się zbierać, porządkować i katalogować.
Poniżej e-mail "z ostatnich godzin".
Witam
Jestem stałym czytelnikiem Waszego serwisu, czytam z zaciekawieniem wszystkie poruszane wątki, chodź nie ukrywam, że najbardziej interesującym dla mnie jest reinkarnacja. Jest jednak jedna kwestia szczególnie interesującą, tzn kolejne wcielenia się osób „z pierwszych stron gazet”. Kiedyś zasugerowaliście ze osoby te odradzają się znów jako osoby znane. A zatem rodzi się pytanie, czy ich „praca do wykonania” jest z wiązana ze statusem społecznym, czy może ich dusze „wypracowały” już określony poziom? Wierzę w głęboki sens i mądrość kolejnych wcieleń i mam świadomość, iż nie jest to kwestia „logiki” jednakże, jeżeli temat jest Wam znany i „zrozumiany” to poświęcicie temu materiał lub prześlecie mi materiały/linki do tematu.
Czekam również na zapowiedziane przez Was artykuły z projektu Messing, które liczę ze wyjaśnią.
pozdrawiam
Marek
Oczywiście będziemy pamiętać o tej prośbie. Poniżej najnowsze "ciekawostki" spośród tych, które przychodzą na pocztę FN. Mamy tego naprawdę sporo - staramy się to wszystko segregować, ale łatwo nie jest.
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Sunday, May 7, 2017 7:31 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Reinkarnacja Królowej Anny Jagiellonki?
Przesyłam jako ciekawostkę.
Porównajcie zdjęcie Michaela Caine'a oraz ponoć bardzo wiernie oddaną podobiznę Królowej Anny Jagiellonki. Zastanawia też bardzo charakterystyczna - moim zdaniem - litera "e" w podpisach tych dwóch postaci...
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Monday, March 27, 2017 5:07 PM
To: nautilus@nautilus. org. pl <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Reinkarnacja
Witam,
Być może pani A. Merkel jest reinkarnacją Katarzyny Wielkiej. ?
Przyszło mi to do głowy jak zobaczyłem taki „obrazek”:
Pozdrawiam,
JR
I na koniec jeszcze materiał zamieszczony w serwisie youtube.
czytaj dalej
W Indonezji morze wyrzuciło na brzeg ciało wielkiego morskiego stworzenia. Zdziwieni mieszkańcy powiadomili służby, ale wciąż nie udało się ponad wszelką wątpliwość ustalić, co to za zwierzę.
Zewłok stworzenia znaleziono na jednej z plaż w prowincji Moluki, znajdującej się na wschodzie kraju.
Nie wiadomo jeszcze, co to za gatunek, jednak lokalni mieszkańcy razem z przedstawicielami władz.
Na ogromne zwierzę natknął się po raz pierwszy 9 maja jeden z mieszkańców wyspy Seram, znajdującej się w archipelagu Moluki. Mężczyzna, który znalazł stworzenie na wyspie Hulung, początkowo myślał, że gigant znajdujący się przy brzegu to... porzucona łódź. Okazało się jednak, że to martwe morskie zwierzę.
Pierwsze zdjęcia mieszkańcy udostępnili 10 maja 2017. Specjaliści sądzą, że w momencie znalezienia stworzenia, nie żyło ono od co najmniej trzech dni.
Według lokalnych rybaków gigant wyrzucony na brzeg to wielka kałamarnica, jednak indonezyjski portal Jakarta Globe, powołując się na przedstawiciela ministerstwa gospodarki morskiej poinformował, że zwierzę to najprawdopodobniej wieloryb.
Badania laboratoryjne mają ostatecznie potwierdzić gatunek zwierzęcia.
czytaj dalej
Praktycznie do tydzień dostajemy wiadomość o tym, że jakieś zdjęcie Marsa lub Księżyca wykonane przez sondy NASA zaczyna budzić emocje na świecie wśród tzw. UFO HUNTERS (tłum. poszukiwaczy UFO, łowców UFO itp.). Tym razem zdjęcie prawie "z ostatniej chwili", które prezentujemy jako ciekawostkę i okazję do uśmiechu. Co jest na zdjęciu? Najpierw je zobaczmy...
Uważni obserwatorzy dostrzegli w tym kamieniu czołg, który zawiera nawet coś w rodzaju wieżyczki z lufą, a także włazem do wejścia. Ich zdaniem czołg znajduje się pośród starych ruin.
czytaj dalej
Rybę wyłowiono na Filipinach w morzu nieopodal miejscowości Lopez Jaena w Misamis Occidental. Jej ciało było pokryte wzorami, które absolutnie wykluczają przypadkowe "zadrapania". Bardzo nas interesuje ta sprawa i własnymi kanałami próbujemy dotrzeć do jakiegoś potwierdzenia tej historii.
Na razie napisały o tym portale, które trudno uznać za szczególnie wiarygodne.
https://philnews.ph/2017/05/06/fish-tattoo-found-misamis/
http://buzz.definitelyfilipino.net/articles/2017/05/fish-with-intricate-tattoos-caught-in-mindanao-sparks-jokes-and-also-concern-from-netizens/
Poniżej zdjęcia.
W krajach Magrebu i w starożytnym Sumerze panowało przekonanie, że znaki na rybach pojawiają się w przełomowych momentach naszych dziejów. Poprzedzają ważne wydarzenia, wojny, kataklizmy itp.
czytaj dalej
Krzysztof Jackowski uważa, że do śmierci Magdaleny Żuk nie przyczyniły się inne osoby. Wspomina przy tym również sprawę sprzed lat. W sprawie śmierci Magdaleny Żuk wciąż niewiele wiadomo. Rozważana jest zarówno opcja z samobójstwem, jak i udziałem osób trzecich. Śledczy nie chcą mówić o szczegółach. "Super Express" postanowił skontaktować się ze znanym jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim, aby zapytać go o jego przeczucia.
Jackowski twierdzi, że Polka wpadła w psychozę, która doprowadziła ją do śmierci. Nie wierzy w wersję z zabójstwem. - Uważam, że to była jakaś zapaść psychiczna u tej osoby. Mam odczucie, że być może to pod wpływem jakichś środków się stało. (...) Uważam, że cała sprawa pójdzie w kierunku tego, że ta osoba doznała jakiejś psychozy, która de facto doprowadziła ją do śmierci. Ja nie mam odczucia, że to było morderstwo - czytamy w "Super Expressie".
Jasnowidz przypomina przy tej okazji również sprawę śmierci małej Madzi z Sosnowca. Wspomina, że wówczas przewidział przebieg zdarzeń. Mówił o kłamstwie matki, a także o tym, że dziecko zmarło "od przyłożenia czegoś do buzi".
czytaj dalej
Tajemniczy pojazd to tak naprawdę mały robot-wahadłowiec. Należący do amerykańskiego wojska kosmiczny dron spędził w przestrzeni pozaziemskiej rekordowe 718 dni. Po lądowaniu przedstawiciele Pentagonu wydali tylko kilka ogólnikowych komunikatów. Nie ujawniono żadnych dodatkowych informacji na temat tego, co tajemnicza maszyna robiła przez dwa lata w kosmosie. Wiadomo tylko to, co wojskowi powiedzieli przed startem o dwóch zaplanowanych eksperymentach.
Automatyczny wahadłowiec X-37B wylądował w ostatnich dniach na przylądku Canaveral na pasie startowym wykorzystywanym niegdyś przez jego większych braci - załogowe promy kosmiczne NASA. Był to koniec misji określanej prze Pentagon jako OTV-4 od Orbital Test Vehicle (orbitalny pojazd testowy) lot numer cztery.
- Jesteśmy bardzo zadowoleni z działania pojazdu i podekscytowani danymi zebranymi podczas misji, które będą wsparciem dla społeczności naukowej - stwierdził pułkownik Ron Fehlen, szef programu X-37B.
Jak wskazuje oznaczenie misji, był to już czwarty lot wykonany przez dwa istniejące egzemplarze X-37B, zbudowane przez koncern Boeing. Każdy kolejny bije rekordy. Za pierwszym razem miniwahadłowiec był w kosmosie 224 dni. Podczas drugiego lotu już 469, trzeciego 675, a ostatniego 718 dni. X-37B dotarły więc do granicy dwóch lat na orbicie. Żadne inne pojazdy nie spędziły tak dużo czasu w kosmosie, po czym bezpiecznie powróciły na Ziemię. Amerykańskie wojsko twierdzi, że właśnie ta zdolność do długotrwałego pobytu na orbicie i następnie powrotu to główna zaleta i cel istnienia X-37B. Pozwala to testować nowe technologie kosmiczne i następnie analizować wyniki testów na Ziemi. Informacje na ten temat są jednak bardzo oględne, ponieważ Pentagon utrzymuje cały program robotów-wahadłowców w tajemnicy. Ujawniane są jedynie podstawowe dane. Pewnym przełomem było podanie informacji o dwóch eksperymentach, które miał na pokładzie X-37B podczas czwartego lotu. Zrobiono to prawdopodobnie z tego powodu, iż w ich przygotowaniu brała udział też NASA.
Wiadomo niewiele Wiadomo więc, że pojazd, który dopiero co wylądował na Florydzie, ma w ładowni eksperymentalny silnik jonowy oparty na efekcie Halla. Ogólnie rzecz biorąc, działa on na zasadzie przyśpieszania jonów gazu przy pomocy pola elektrycznego. Mają one małą moc, ale paliwo do nich jest bardzo lekkie (gaz plus energia generowana przez baterie słoneczne) i nie zajmuje wiele miejsca. Nadają się więc świetnie do napędzania satelitów czy innych pojazdów wyniesionych w kosmos przez tradycyjne rakiety.
Silniki Halla nie są niczym rewolucyjnym. Pionierami w ich wykorzystywaniu był ZSRR, jednak ten obecnie testowany w X-37B jest bardzo duży i ma być zdolny do wyjątkowo długiego działania. Oznaczono go XR-5A i jest produkowany przez firmę Aerojet Rocketdyne. Jego starsza wersja XR-5 napędza kilkanaście najważniejszych satelitów wojska USA, zapewniając Amerykanom globalną łączność. Nowa wersja ma być stosowana w kolejnych. Silniki służą do korekcji orbit satelitów i przedłużania ich życia o wiele lat, ponieważ zapobiegają ich powolnemu opadaniu ku Ziemi w efekcie działania szczątkowej grawitacji. Drugim ujawnionym eksperymentem w ładowni X-37B była paleta z próbkami nowych materiałów, które mogą być w przyszłości stosowane podczas konstruowania statków kosmicznych. Wystawiono je na długotrwałe oddziaływanie warunków na orbicie i teraz mają zostać przebadane pod kątem tego, jak zniosły między innymi promieniowanie. To cenny eksperyment, bo dotychczas było bardzo trudno przeprowadzić coś podobnego. Po prostu żaden ludzki pojazd nie pozostawał tak długo w kosmosie i nie wracał na Ziemię w jednym kawałku.
Ograniczoną możliwość do takich prób daje Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, ale latające na nią statki transportowe nie wracają na Ziemię, ale spalają się w atmosferze, wiec trudno sprowadzić próbki do laboratorium. Co jeszcze mogą X-37B? Co więcej X-37B robią na orbicie nie wiadomo. Wojsko ucina wszelkie informacje na temat ich misji tuż po starcie rakiety, a później ujawnia dopiero zdjęcia z lądowania. Mnożą się więc spekulacje na temat innych potencjalnych zastosowań małych wahadłowców. Dominują domysły na temat działań o naturze militarnej. Czysto teoretycznie X-37B mogłyby służyć na przykład do sabotowania wrogich satelitów szpiegowskich latających blisko Ziemi. Mogły być lepsze od promów USA.
Wszystkie loty miniwahadłowców są jednak pilnie śledzone przez obserwatorów amatorów i według ich informacji, podczas żadnego z nich pojazdy amerykańskiego wojska nie zbliżały się do jakiegoś znanego obiektu na orbicie. X-37B poruszają się też zbyt blisko Ziemi, aby mogły służyć do atakowania bardzo ważnych dla wszystkich wojsk satelitów na orbicie geostacjonarnej. Choć teorie o militarnych zastosowaniach miniwahadłowców są bardzo popularne, to na razie brak dowodów na ich potwierdzenie. Wojsko USA twardo stoi na stanowisku, że X-37B to pojazdy eksperymentalne. Mają służyć tylko i wyłącznie do badań. Być może na ich bazie powstaną bardziej zaawansowane pojazdy, zdolne do wykonywania złożonych misji w kosmosie. Niezależnie od tego dwa X-37B są obecnie najnowocześniejszymi pojazdami kosmicznymi wielokrotnego użytku.
Na razie nie ma żadnych informacji na temat ewentualnego budowania ich następców czy powiększonej wersji zdolnej do zabrania na pokład ludzi. Nie miałoby to zresztą większego sensu, bo główną zaletą X-37B jest zdolność do długotrwałych lotów, podczas których nie trzeba się martwić o załogę, która potrzebuje powietrza, wody, jedzenia itp..
żródło: (http://www.tvn24.pl)
czytaj dalej
Dzień dobry,
Właśnie przeczytałem bardzo interesujący wywiad z Giennadijem Szypowem na Państwa stronie.
https://www.nautilus.org.pl/artykuly,2133.html
Zdałem sobie sprawę, że dokładnie tą samą wiedzę przekazuje irański inżynier nuklearny Mehran Tavakoli Keshe. Niedawno została zorganizowana konferencja Fundacji Keshe dotycząca technologii plazmatycznej umożliwiającej także podróż międzyplanetarną. Fundacja Nautilus interesowała się wcześniej działalnością Pana Mehrana Tavakoli Keshe?
http://kfssi.edu.pl/index.php/wydarzenia/136-konferecji-technologii-keshe-2017-material-video-cz-1
Pozdrawiam,
Tomasz [dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Jean Claude-Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej, na forum Parlamentu Europejskiego 28 czerwca 2016 roku wypowiedział zagadkowe słowa, które - o dziwo! - przeszły bez echa. Przeciwnicy Unii Europejskiej natychmiast zaczęli sugerować, że ma kłopoty z psychiką, ale nie było żadnego dementi ze strony przewodniczącego Europarlamentu.
Poniżej tłumaczenie jego wystąpienia:
"Przed nami otwierają się nowe horyzonty, dotyczące nie tylko Europy, ale również całej planety. Nie możemy jednak nie zdawać sobie sprawy z tego, że ci, którzy obserwują nas z daleka, mają powody do zmartwień. Spotkałem się z przywódcami innych planet, słuchałem, co mają do powiedzenia i musicie wiedzieć, że oni wszyscy są bardzo zatroskani kierunkiem, w jakim zmierza Unia Europejska. Musimy więc zrobić wszystko, by uspokoić zarówno Europę, jak i tych, którzy patrzą na nas z kosmosu”.
Jean-Claude Juncker's speech to the European Parliament, June 28, 2016
żródło: http://www.express.co.uk/news/weird/687350/Did-EU-chief-confirm-aliens-EXIST-Juncker-speaks-of-BREXIT-to-leaders-of-other-planets
czytaj dalej
Krzysztof Jackowski odnalazł ciało Stanisława Skrzeszewskiego. Mężczyzna zaginął w listopadzie 2016 roku. Okoliczności całej historii są jednak wyjątkowe!
Bliscy zaginionego dowiedzieli się o działalności Jackowskiego w sobotę (29 kwietnia), a już następnego dnia przekazali jego żonie zdjęcie i rzeczy osobiste poszukiwanej osoby. W poniedziałek (1 maja) odnaleziono ciało Stanisława Skrzeszewskiego. Leżało 100 metrów od miejsca narysowanego na mapce przez jasnowidza z Człuchowa (woj. pomorskie). Krzysztof Jackowski podzielił się swoimi odczuciami w związku ze sprawą na Facebooku.
62-latek był mieszkańcem Orzeszówki w gminie Miedzna (powiat węgrowski na Mazowszu). Ostatni raz widziano go 21 listopada, a po dwóch dniach zgłoszono zaginięcie. Akcja poszukiwawcza długo nie przynosiła efektu. Ciało znaleziono po kontakcie z jasnowidzem na podstawie sporządzonej przez niego mapki. Zwłoki leżały w stawie oddalonym o nieco ponad dwa kilometry od domu poszukiwanego mężczyzny.
czytaj dalej
Podchodzimy do tego sceptycznie, choć regularnie takie zdjęcia pojawiają się w serwisie FN. Chodzi oczywiście o dziwne zdjęcia wykonane przez łaziki poruszające się na Marsie lub sondy okrążające Czerwoną Planetę. Na świecie jest potężna grupa obserwatorów wychwytujących każdy "kamień" wyglądający podejrzanie. Dostaliśmy właśnie potężną porcję takich zdjęć, z których kilka wybranych prezentujemy poniżej.
czytaj dalej
Krzysztof Jackowski pomógł w odnalezieniu ciała Stanisława Skrzeszewskiego, który zaginął w listopadzie ubiegłego roku - taką informację podał właśnie Dziennik Bałtycki. Chodzi o człowieka poszukiwanego przez rodzinę i policję od listopada ub. roku.
Żródło: http://www.dziennikbaltycki.pl/wiadomosci/czluchow/a/jasnowidz-z-czluchowa-krzysztof-jackowski-odnalazl-kolejne-cialo,12037728/
Bliscy mężczyzny o Krzysztofie Jackowskim dowiedzieli się w sobotę, 29 kwietnia. Dzień później żonie jasnowidza przekazali zdjęcie i rzeczy osobiste zaginionego. 1 maja przed południem ciało Stanisława Skrzeszewskiego udało się odnaleźć. Leżało około 100 metrów od miejsca, które na mapce narysował jasnowidz.
Zaginiony to 62-letni mieszkaniec Orzeszówki, niewielkiej miejscowości w gminie Miedzna w powiecie węgrowskim (mazowieckie). Po raz ostatni widziany był 21 listopada. Dwa dni później jego bliscy zgłosili zaginięcie. Akcja poszukiwawcza z udziałem policjantów, strażaków i mieszkańców wsi była prowadzona w obrębie kilku miejscowości. Niestety bez efektu. - W sobotę przeczytaliśmy, że pan Jackowski odnalazł jakąś kobietę, która była poszukiwana w naszym regionie – opowiada Joanna Skrzeszewska, synowa zaginionego.
- Tego samego dnia zadzwoniliśmy pod numer telefonu jasnowidza. Poproszono nas, abyśmy w niedzielę przyjechali do Warszawy. Mieliśmy wziąć jakieś zdjęcie i ubrania teścia. Wzięła to od nas jakaś kobieta, która kazała przyjść po 40 minutach. Gdy wróciliśmy dostaliśmy mapkę na której było zaznaczone miejsce, gdzie powinniśmy szukać ciała. Na podstawie tej mapki dzisiaj rano w stawie oddalonym o 2,5 kilometra od domu zaginionego mężczyzny, udało się odnaleźć jego ciało.
czytaj dalej
Monitorujemy polskie media i wychwytujemy wszelkie informacje o wątkach dotyczących zjawisk niewyjaśnionych, które znajdują się w kręgu zainteresowań FN. W ostatnim czasie pojawiła się bardzo ciekawa publikacja dotycząca przeczucia zbliżającej się śmierci, które miał genialny brazylijski kierowca Ayrton Senna. Sprawa została opisana w książce Richarda Williamsa "Wieczny Ayrton Senna" (tłumaczenie: Bartosz Sałbut)
Wiemy, że wiele osób mówi bardzo dziwne rzeczy w dniu swojej śmierci lub w okresie kilku dni bespośrednio ją poprzedzających. Takie osoby często wiedzą, że zbliża się koniec ich życia. Tak było z Ayrtonem Senną.
Śmiertelny wypadek trzykrotnego mistrza Formuły 1 Ayrtona Senny miał miejsce podczas wyścigu Grand Prix San Marino w 1994 roku na torze Imola. 1 maja 1994 roku Senna wziął udział w trzecim wyścigu w barwach zespołu Williams na torze Imola. Znów wywalczył pierwszą pozycję startową. Tego wyścigu też miał nie ukończyć.
Na 7. okrążeniu kamera znajdująca się na bolidzie jadącego za Senną Michaela Schumachera zarejestrowała nagłą zmianę kierunku jazdy bolidu Senny i uderzenie w betonową barierę, znajdującą się na zewnętrznej stronie zakrętu Tamburello. Z zapisów telemetrycznych Williamsa Senny wynikało, że opuścił on tor z prędkością 310 km/h, a w chwili uderzenia w barierę, niespełna dwie sekundy później, prędkość wynosiła 218 km/h.
Profesor Sidney Watkins, znany na całym świecie neurochirurg, główny lekarz i delegat medyczny Formuły 1, szef zespołu medycznego na torze, który przeprowadzał tracheotomię na miejscu wypadku, relacjonował:
Wyglądał pogodnie. Podniosłem jego powieki, spojrzałem na jego źrenice i stało się jasne, że doznał silnego urazu mózgu. Wydostaliśmy go z kokpitu i położyliśmy na ziemi. Wtedy on westchnął i – chociaż jestem niewierzący – poczułem, że to była chwila, w której jego dusza odeszła.
A teraz przeczucie kierowcy o śmierci - oto fragment, który znalazł się w książce.
Tego wieczora, ze swego pokoju w hotelu Castel San Pietro, oddalonego o dziesięć kilometrów od toru Imola, Senna dwukrotnie dzwonił do Adriane [Adriane Galisteu, dziewczyna Senny], przed kolacją i po niej. Dzień wcześniej przyleciała z Brazylii do ich domu w Algarve. Podczas pierwszej rozmowy powiedział jej, że nie chce się nazajutrz ścigać. Nigdy wcześniej niczego takiego jej nie powiedział. Płakał.
czytaj dalej
Do ciekawego wydarzenia doszło 25 kwietnia b.r. w stanie Oklahoma (USA). Około 20.00 w lokalnej stacji telewizyjnej trwało właśnie połączenie na żywo z osobą, która relacjonowała coraz potężniejszą burzę, która pojawiła się w pobliżu jednej z dróg stanowych.
Dziennikarz Darren Stephens rozmawiał z Travisem Meyerem, który był w pobliżu miejscowości Stillwater (Ohio).
W pewnym momencie na ekranie telewizora można było dostrzec dwa ciemne obiekty, które poruszały się w bardzo wyjątkowy sposób. Jeden przez kilka sekund pozostawał zupełnie nieruchomy.
W sieci pojawiło się nagranie, które prezentujemy poniżej.
czytaj dalej
Praktycznie co tydzień na pokład okrętu Nautilus czytelnicy przysyłają linki do materiałów wideo na youtube lub publikacji w zagranicznych serwisach o tym, co jest odkrywane na powierzchni Czerwonej Planety. Wygląda to tak, że wnikliwi obserwatorzy uważnie oglądają materiały publikowane przez NASA i dostrzegają tam coś, co wzbudza ich zainteresowanie. Przeważnie są to rzeczy niewarte uwagi, ale... pokażmy dzisiaj w dziale FN24 dwa materiały z tego niekończącego się cyklu.
Pierwszy materiał został zaprezentowany w bardzo popularnej witrynie na youtube Secureteam10. Dotyczy czegoś, co rzekomo miało samo się poruszać po powierzchni.
Poniżej materiał wideo.
I jeszcze jedna ciekawostka z serii "czego ci ludzie nie wymyślą i czego się nie dopatrzą w kształcie kamieni...", która dotyczy także kamieni na Marsie. Oto link, który przysłał nam czytelnik serwisu:
http://www.express.co.uk/news/weird/778118/squirrel-on-mars-conspiracy-theory-curiosity-rover
Okazało się, że ktoś w kamieniu dopatrzył się kształtu identycznego jak dobrze nam znana wiewiórka. Chodzi o zdjęcie wykonane przez łazik Curiosity Rover w 2012 roku.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie