Dziś jest:
Niedziela, 24 listopada 2024

Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... 
/Albert Einstein/

FN 24
WIADOMOŚCI OD NASZYCH CZYTELNIKÓW
Wyślij do nas wiadomość - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie




MISTYK HORRACIO VILLEGAS ZAPOWIADA WYBUCH TRZECIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ - konflikt ma się zacząć w połowie maja 2017
Czw, 7 gru 2023 23:09 | komentarze: brak czytany: 7268x

Horacio Villegas nazywa się sam "posłańcem Boga" i kilka jego wcześniejszych przepowiedni już się sprawdziło. Przykładem może być wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA. Dokładnie przewidział także atak Trumpa na Syrię wskazując precyzyjnie datę uderzenia na bazę prezydenta Baszszara Hafiz al-Asad`a.Teraz twierdzi, że wie, kiedy dokładnie wybuchnie trzecia wojna światowa, która przyniesie ogromne .......

czytaj dalej

Horacio Villegas nazywa się sam "posłańcem Boga" i kilka jego wcześniejszych przepowiedni już się sprawdziło. Przykładem może być wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA. Dokładnie przewidział także atak Trumpa na Syrię wskazując precyzyjnie datę uderzenia na bazę prezydenta Baszszara Hafiz al-Asad`a.



Teraz twierdzi, że wie, kiedy dokładnie wybuchnie trzecia wojna światowa, która przyniesie ogromne zniszczenia i śmierć wielu ludzi. Jego zdaniem rozpocznie się ona w setną rocznicę objawień fatimskich, 13 maja 2017 roku. Tym razem będzie użyta broń atomowa.




W globalnym konflikcie walczyć będą ze sobą Rosja, Korea Północna, Stany Zjednoczone i Chiny. Według mistyka ludzie będą biegali, każdy będzie chciał się ukryć przed atomowym zniszczeniem. Nuklearne pociski spadną na miasta na całym świecie.

Ładunki jądrowe ma użyć reżim w Korei Północnej.




Wojna ma potrwać do 13 października 2017 roku (to rocznica ostatniego objawienia Matki Bożej w Fatimie). „Wojna się skończy, a żołnierze wrócą do swoich domów" – zapowiedział Horacio Villegas.

Horacio Villegas twierdzi, że główne przesłanie jego przepowiedni powinno skłonić wszystkich do przygotowania się na możliwość wojny, trwającej od 13 maja do 13 października. Konflikt ten zakończyć się ma wielkim zniszczeniem, wstrząsami i śmiercią na wielką skalę. "Cały świat zostanie oszukany przez "fałszywą flagę"" - mówi "prorok". Kiedy usłyszał, że Korea Północna ostrzega, że jest gotowa na wojnę z USA, postanowił ostrzec o zbliżającym się zagrożeniu. Zdaniem Villegasa, zapowiedzią konfliktu były niedawne ataki chemiczne w Syrii.



zwiń tekst

Tragiczny finał poszukiwań 31-letniej kobiety - miejsce położenia zwłok bezbłędnie wskazał Krzysztof Jackowski.
Czw, 7 gru 2023 23:09 | komentarze: brak czytany: 2300x

W czwartek 20 kwietnia 2017 w Starym Kraszewie pod Wołominem służby wyciągnęły z rzeki samochód w którym były zwłoki kobiety. Wszystko wskazuje na to, że to poszukiwana od piątku, 31-letnia Katarzyna B. Jak poinformował dziennik Fakt - już w środę miejsce, w którym znaleziono samochód wytypował znany jasnowidz Krzysztof Jackowski. 31-letnia Katarzyna B. zaginęła 14 kwietnia. Ostatni raz widziano ją.......

czytaj dalej

W czwartek 20 kwietnia 2017 w Starym Kraszewie pod Wołominem służby wyciągnęły z rzeki samochód w którym były zwłoki kobiety. Wszystko wskazuje na to, że to poszukiwana od piątku, 31-letnia Katarzyna B. Jak poinformował dziennik Fakt - już w środę miejsce, w którym znaleziono samochód wytypował znany jasnowidz Krzysztof Jackowski.

31-letnia Katarzyna B. zaginęła 14 kwietnia. Ostatni raz widziano ją około godziny 22 w pobliżu Galerii Wołomin. Kobieta wyszła z pracy, wsiadła do samochodu, ale do domu już nie dotarła. Zaniepokojona jej zniknięciem rodzina zawiadomiła o sprawie policję.




Gdy mijały kolejne dni bez żadnych wiadomości dotyczących zaginionej 31-latki, rodzina postanowiła w środę 19 kwietnia poprosić o pomoc Krzysztofa Jackowskiego. Początkowo jasnowidz nie chciał się zgodzić, bo myślał, że Katarzyna mogła po prostu gdzieś wyjechać. Tego samego dnia Jackowski nagle doznał wizji w której zobaczył jak jadącej nissanem kobiecie, przed maskę wyskoczyło jakieś zwierze. Ta chcąc uniknąć zderzenia odbiła mocno kierownicą, co spowodowało, że auto wpadło do rzeki. Krzysztof Jackowski wskazał na mapie miejsce, w którym miało dojść do wypadku i od razu poinformował o tym rodzinę 31-latki.




Dzień później okazało się, że jego wizja potwierdziła się w rzeczywistości. W czwartek około godziny 10 policjanci otrzymali zgłoszenie. Wynikało z niego, że w rzece Rządza w Starym Kraszewie znajduje się zatopiony samochód. Spod tafli wody widać było jedynie relingi. Mundurowi postanowili to sprawdzić. Sprowadzono nurka, który dokonał makabrycznego odkrycia. W nissanie odnaleziono zwłoki kobiety. Na miejsce przyjechała też rodzina Katarzyny B., która ją rozpoznała.

O tym fakcie poinformowali jasnowidza. – Dziękujemy bardzo za wskazanie miejsca. Pańska wizja się sprawdziła. Niestety Kasia została dziś wyłowiona razem z samochodem z rzeki, w miejscu w którym Pan wskazał. Dziękujemy, rodzina nie musi żyć dalej w niepewności – napisali w mailu, który odczytał nam Krzysztof Jackowski.

źródło: www.fakt.pl

Poniżej rzecz mapa z zaznaczonym miejscem przez jasnowidza położenia samochodu ze zwłokami kobiety.






zwiń tekst

Włochy: w mieście Lukka przez 20 dni szukali ducha Napoleona
Czw, 7 gru 2023 23:09 | komentarze: brak czytany: 1315x

Grupa typu 'ghost hunters' (poszukiwacze duchów) przez 20 dni szukała w mieście Lukka na północy Włoch ducha Napoleona Bonaparte. Tropiciele przybyli do miasta w Toskanii, skąd otrzymali sygnały o tym, że duch cesarza pojawia się na jednym z placów i koło Pałacu Książęcego.Agencja Ansa poinformowała, że na poszukiwania przyjechała delegacja liczącej ponad 100 członków znanej włoskiej grupy National.......

czytaj dalej

Grupa typu 'ghost hunters' (poszukiwacze duchów) przez 20 dni szukała w mieście Lukka na północy Włoch ducha Napoleona Bonaparte. Tropiciele przybyli do miasta w Toskanii, skąd otrzymali sygnały o tym, że duch cesarza pojawia się na jednym z placów i koło Pałacu Książęcego.





Agencja Ansa poinformowała, że na poszukiwania przyjechała delegacja liczącej ponad 100 członków znanej włoskiej grupy National Ghost Uncover, która zajmuje się tropieniem duchów i niewytłumaczalnych zjawisk. Organizacja ma swą siedzibę w Forli w Emilii-Romanii.

Jej szef Massimo Merendi poinformował, że napłynęło pięć sygnałów o tym, że postać przypominająca Napoleona krąży po Piazza Grande oraz w pobliżu Palazzo Ducale. Pałac ten znajduje się przy placu Napoleona. Według jednej z relacji rzekomy duch rozmawiał z grupą osób.

Jedynym pewnikiem, podkreśla miejscowa prasa, jest to, że historia Lukki jest związana z osobą Napoleona i jego rodziną. W mieście, właśnie w Pałacu Książęcym rządziła jego siostra Eliza.

Mieszkańcy Lukki i liczni turyści zwiedzający tę perłę architektury byli w ostatnim czasie świadkami osobliwych pomiarów i badań prowadzonych w historycznym centrum przy pomocy różnych urządzeń. Jak zauważa włoska agencja, choć niektórzy brali tam tropicieli duchów za żartownisiów, ci bardzo serio podchodzą zawsze do swej pracy. Polega ona, jak wyjaśniono, głównie na wykluczaniu obecności dających się zmierzyć zjawisk zewnętrznych, które mogłyby wywołać wrażenie pojawienia się ducha.

Rezultatów poszukiwań w toskańskim mieście nie przedstawiono. Media zauważają, że tropiciele duchów stanowili tam dodatkową, nieoczekiwaną atrakcję turystyczną.



zwiń tekst

Wracają z krainy światła, nie boją się śmierci! - ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną.
Czw, 7 gru 2023 23:10 | komentarze: brak czytany: 3197x

Na początku? Są zdziwieni, że widzą własne ciało. 'Wydawałem się sobie znacznie przystojniejszy!' - szczerze opowiada jeden z tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Po tym, jak przekonali się o "życiu po śmierci" zmienia się ich nastawienie do świata. Nie tylko przestają bać się śmierci, ale także wręcz okazują jej lekceważenie. Zaczynają dbać o to, aby cieszyć się każdą minutą życia, nie krzywdzić.......

czytaj dalej

Na początku? Są zdziwieni, że widzą własne ciało. 'Wydawałem się sobie znacznie przystojniejszy!' - szczerze opowiada jeden z tych, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Po tym, jak przekonali się o "życiu po śmierci" zmienia się ich nastawienie do świata. Nie tylko przestają bać się śmierci, ale także wręcz okazują jej lekceważenie. Zaczynają dbać o to, aby cieszyć się każdą minutą życia, nie krzywdzić innych, czasami oddają zgromadzony majątek.

Ich relacje często pojawiają się w serwisie FN - warto tu przypomnieć film "Życie po Życiu".W "Dużym Formacie" Gazety Wyborczej ukazał się tekst Wojciecha Staszewskiego "Zmartwychwstańcy. Ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną, boją się mniej". Prezentujemy ten tekst dziale FN24, bo jest bardzo ciekawy.

Nagle pojawiła się moja babcia i mówi: "Wróć, to nie jest twój czas". Obudziłam się na stole operacyjnym ku wielkiemu zdumieniu lekarzy.

Beata umarła w 1988 roku

Miałam 17 lat i powiedziałam rano do mamy, że coś mnie rozbiera, a mama, żebym lepiej została w domu, bo znów będzie antybiotyk. A to się chyba odzywał krwiak w mózgu po wypadku, który miałam trzy lata wcześniej na ulicy.
Mama wyszła do pracy, a jak wróciła, to w domu było pobojowisko. Z szafek powyciągane, porozrzucane, a ja nieprzytomna na środku pokoju. Czegoś w tych szafkach widać szukałam.
Mama wezwała pogotowie, trafiłam od razu na neurologię. W drodze na salę operacyjną jeden lekarz powiedział: „Z niej już nic nie będzie”. A ja to słyszałam. I widziałam swoje ciało leżące na stole operacyjnym.

Potem byłam w tunelu, z którego powolutku wyszła jasna istota. Ale ja spojrzałam w bok i zobaczyłam tam inny świat. Był zbudowany według całkiem innej architektury, same łagodne kopuły, żadnych ostrych krawędzi. Jasne kolory, piękny park, a w nim dużo roślin, nieznane kwiaty.
Nagle pojawiła się moja babcia i mówi: „Wróć, to nie jest twój czas”. I zaraz obudziłam się obolała na stole operacyjnym ku wielkiemu zdumieniu lekarzy.

W szpitalu rozmawiałam z panią psycholog, która interesuje się też parapsychologią. Radziła nie mówić nic lekarzom, bo „powiedzą tylko, że to niedotlenienie mózgu”. Ale jak na obchód przyszedł ten lekarz, który postawił na mnie krzyżyk podczas operacji, to nie wytrzymałam: „Powiedział pan doktor, że ze mnie już nic nie będzie”. Podczas kolejnych obchodów nie wchodził do mojej sali.

29 lat później ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną, piszą do Biura Duchów. – Opowiedzieli o tym księdzu, a ksiądz spytał: „Czy widziałaś tam Jezusa? Jeśli nie, to były to diabelskie halucynacje”. Więc są przerażeni. Do tego lekarze mówią im, że to majaczenia niedotlenionego mózgu – mówi Beata Kampa, która umarła w 1988 roku. Biuro Duchów prowadzi w bloku w Zabrzu.
Do Biura Duchów zgłosili się między innymi:
Ola Herman, wówczas polska piosenkarka, dziś podolog w Szwecji;
Andrzej Marczewski, reżyser teatralny;
Kris Rudolf, wtedy producent telewizyjny, dziś artysta.

Autostrady światełek.

Ola umarła w 1973 roku. Mój mąż Janusz zginął w 1974 roku w wypadku samochodowym. Jechał do Zakopanego, z Doliny Kościeliskiej wyjechał mu samochód, był bez szans. Ale ja się tym wcale nie zmartwiłam. Byłam spokojna, bo wiedziałam, gdzie on jest. Ja mu zazdrościłam! Nie potrafiłam płakać. Dlaczego my w ogóle płaczemy na pogrzebach? Cieszmy się! Powinniśmy płakać, kiedy rodzi się dziecko i przychodzi na ten okropny świat. Bo to tamten świat jest wspaniały. Byłam tam.

Rok wcześniej przeżyłam śmierć kliniczną. Podczas remontu naszego warszawskiego mieszkania zatrułam się gazem z uszkodzonej rury. Mąż znalazł mnie w domu nieprzytomną, wezwał karetkę i w tej karetce moje serce przestało bić. Ekipa z karetki już się poddała, wtedy mąż, lekarz, skoczył na nosze i sam zaczął mnie reanimować.

A ja w tym czasie rozmawiałam ze świetlistą postacią promieniującą miłością. Zobaczyłam całe swoje życiem nie tyle jak na filmie, ile w postaci trójwymiarowego hologramu. Poprosiłam też świetlistą postać, żebym mogła zobaczyć kulę ziemską z góry, bo miałam takie marzenie od czasu lotu Jurija Gagarina w kosmos. I natychmiast ją zobaczyłam. Tyle że z ziemi szły do góry autostrady światełek. Ta postać wyjaśniła mi, że to dusze, które opuszczają ziemię, i te, które na nią wracają. Ja nie chciałam wracać, więc postać pokazała mi dom w Zakopanem, w którym mieszkałam z mężem. A ja nic. Wtedy pokazała, jak mama kręci się u siebie po kuchni. „O Boże, przecież ona o niczym nie wie. Ona tego nie przeżyje” – pomyślałam. I ogromna siła wtłoczyła mnie z powrotem w ciało. Wszystko mnie bolało, najbardziej żebra połamane podczas reanimacji.

Andrzej umarł w 1996 roku

Wystawiałem w Białymstoku „Fausta” Goethego, skończyłem próbę o 22 i wracałem do domu samochodem. Na wyjeździe z Zambrowa wyjechał z lasu tir bez świateł, rozbiłem się na nim. Potem miałem część klasycznych doświadczeń opisywanych w literaturze, a część zupełnie innych.
Widziałem to, co się działo, z góry. Miałem poczucie, że w czymś jestem i że to jest dobre. Czułem spokój, żadnego strachu. Uruchomiły mi się inne receptory, inne niż obraz, dotyk, słuch, węch, smak. Nie potrafię powiedzieć jakie. Przełączyły mi się kolory, były czerwień i coś złotego. Chociaż ja wtedy jeszcze nie widziałem aury. Tego nauczyłem się dopiero dziś, kiedy jestem na wyższym poziomie duchowym.

Sąd w szarej komnacie

Kris umarł w 1989 roku. Żyłem intensywnie: dużo używek, co chwila panienki. I któregoś dnia organizm, a raczej moja istota duchowa, kazał mi się zatrzymać. W biały dzień na ulicy Brackiej zatrzymało mi się serce. Poczułem olbrzymią falę ciśnienia, napęczniały mi gałki oczne, padłem na chodnik, zacząłem się dusić. I nagle jakby mnie przepchnęło na drugą stronę, cierpienie przeszło, a ja pomyślałem: „O, kurwa, jakie to łatwe”.


Byłem w górze, widziałem klientów chodzących po pierwszym, po drugim piętrze domu towarowego Smyk, który miał takie duże szyby. Chciałem polecieć do kumpli, pochwalić im się, że latam. Ale patrzę na dół – tłum ludzi i leży jakaś kukła. Rozpoznałem w tej kukle siebie i zrozumiałem, że jestem w dziwnej sytuacji: tu i tu.

Potem znalazłem się w nieprzyjemnej ciemności, było wilgotno, a ja się dokądś przesuwałem. Okazało się, że to tunel, atmosfera zaczęła się rozświetlać i pojawiła się osobowa chmura złotego światła. Powiedziała: „Znowu jesteś”, a ja się w nią wtuliłem.


Spotkałem się z moimi przodkami. Pomyślałem o matce i zaraz znalazłem się u niej w domu. O koledze – i już go widziałem. W tamtym stanie widzi się wszystko dookoła. Potem było coś na kształt sądu w komnacie z szarego kamienia. Na tronie siedziała szara istota i czepiała się mnie o różne głupstwa, tak pomyślałem. Nie chciałem wracać, ale pokazano mi, jak zza kurtyny teatralnej, kilka wydarzeń, o których marzyłem. I po chwili zanurkowałem znów w swoje ciało, które było ciasne, brudne, oślizłe i niewygodne.

Śmierć, tunel, światło.

O przeżycia towarzyszące śmierci klinicznej zapytałem specjalistów: Jerzego z fundacji Nautilus badającej zjawiska paranormalne.
księdza dr. hab. Jacka Tomczyka z UKSW, który specjalizuje się w archeologii;
dr. Mateusza Zatorskiego, psychotransplantologa z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu.
Jerzy o boskich cechach:

Boję się jeździć samochodem z ludźmi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Oni jeżdżą jak wariaci. Nie obawiają się śmierci, wręcz za nią tęsknią. Najbardziej pod wpływem tego przeżycia zmieniają się ateiści. Zaczynają wierzyć w duszę. Dużo mówią o Bogu, mają świadomość istnienia wyższego bytu. Ale niekoniecznie stają się religijni, do kościoła raczej nie chodzą, a jeśli już, to niezbyt regularnie. Wszyscy zmieniają swoje życie. Wiedzą, że najważniejsze jest nie to, co mamy, tylko to, co dajemy innym. Że tylko to zabierzemy na tamtą stronę. Stają się też tolerancyjni. Łatwiej wybaczają. A umiejętność wybaczania to jedyna boska cecha, jaką mamy. Osobiście znam takich ludzi około 30. Relacji mam zebranych około 300.


Ksiądz dr hab. Jacek Tomczyk o fizyczności i duchowości:

Wierzę w życie po śmierci, ale nie wierzę, że te osoby uchwyciły niebo. To raczej fizjologiczny stan przechodzenia, ale bardzo szybko odwrócony. Bo skoro ten tunel jest namacalny, fizyczny, to czy to może być coś duchowego, jeśli jest też fizyczne? Niebo to coś niematerialnego.

Dr Mateusz Zatorski o śmierci:

Odchodzenie z tego świata to proces. Jedne struktury mózgu przestają pracować, ale inne mogą się aktywizować na krótki czas. To zwyczajna reakcja mózgu na niezwyczajną sytuację. Podobnie jak w udarach mogą występować zaburzenia widzenia, a napady padaczki poprzedzone mogą być dziwnymi doznaniami zapachowymi. Osoby przeżywające ciężką traumę mogą również doświadczać stanów opisywanych jako „opuszczanie swojego ciała”. To proces związany z dysocjacją, mechanizmem obronnym, którego mózg używa przy traumatycznym przeżyciu: to „ktoś” jest krzywdzony, nie „ja”, bo ja to obserwuję z daleka.

Dr Mateusz Zatorski o życiu po śmierci: – Warto się zastanowić, jaką funkcję spełniają takie doświadczenia i jakie pozytywne efekty mogą przynieść. Może są częścią tzw. wzrostu potraumatycznego? Następuje wtedy rozwój duchowy, intensywniejsze poszukiwanie odpowiedzi na pytania o sens życia. Jako psycholog patrzyłbym, czy i jak ci ludzie radzą sobie z traumą, którą przeżyli. Głośno o śmierci klinicznej mówią raczej ci, którzy wzrastają po jej przeżyciu. Ale tych nieradzących sobie jest w mojej ocenie znacznie więcej.

Beata przyjmuje dwie dusze

Po śmierci klinicznej w liceum Beata idzie na rachunkowość, zostaje księgową. Stoi twardo na nogach, żyje w świecie liczb. Ale zaczynają jej się śnić zmarli. Nieżyjąca babcia mówi o dzieciństwie matki Beaty. Kiedy Beata to rano opowiada, matka nie może się nadziwić, skąd córka zna takie szczegóły.
Beata nawiązuje głęboką relację z nieżyjącym ojcem. Nigdy go nie poznała, rodzice rozstali się jeszcze przed urodzeniem Beaty, ojciec jej nigdy nie zobaczył, bo umarł kilka lat później na zawał. W snach dowiaduje się od ojca, że to matka nie chciała go dopuścić do dziecka. I nawet się w tych snach z ojcem zaprzyjaźniają.

Beata opowiada, że ojciec prosi ją, by przyjęła do siebie dwie dusze, z którymi jest tam blisko zaprzyjaźniony. Beata się godzi, a potem rodzi dwie córeczki.
Dziś Beata wierzy w reinkarnację: – Po śmierci klinicznej przestałam chodzić do kościoła. Zobaczyłam, że tamten świat ma niewiele wspólnego z tym, co się dostaje w Kościele. Ja mam osobisty rachunek z Bogiem, cały czas otwarty. Jesteśmy cały czas połączeni, bo nasza dusza jest cząstką boską. Nie muszę się z niczego spowiadać, kiedyś i tak się z Bogiem rozliczę. Bo jestem sumą swoich uczynków.

Kiedy kończy 40 lat, zapisuje się na psychotronikę w Instytucie Psychologii Stosowanej. Zakłada blog i stronę na Facebooku pod nazwą Biuro Duchów, pisze na nim o życiu pozagrobowym i zbiera relacje osób po śmierci klinicznej.
– We mnie ta zmiana musiała dojrzeć. Ziarenko rozrosło się do bloga i odwagi mówienia o tym wszystkim – podsumowuje Beata. I cieszy się z tego, co przeżyła: – To prawdziwe opamiętanie. Dar i łaska. Reset w matriksie.

Ola wybiera stopy

Ola po wyjściu ze szpitala jest coraz bardziej rozczarowana mężem: – Gdy się poznaliśmy, pomagał ludziom. Pracował w szpitalu w Zakopanem, jak babcie przychodziły, to grosza nie wziął, nawet jak mu wciskały. A potem wsiąkł w miejscową elitę. Zaczęło się lepsze leczenie za łapówki. Puste rozmowy na przyjęciach u nas w domu, nieustanna licytacja, kto bogatszy, kto lepszy.
Długo tego nie widziała, ale teraz zaczyna się buntować: „Janusz! Tyś się sprzedał!”.
Mąż próbuje ją ugłaskać prezentami. – Odmawiałam złota, futer. Mówiłam mu: „To są brudne pieniądze”. I próbowałam żyć za swoje – opowiada Aleksandra.
Zastanawia się, co robić. Codziennie rozmawia z Bogiem. Nie w kościele, religijna nie była nigdy, tylko w głowie. Przez kilka miesięcy po swojej śmierci ma wrażenie bezpośredniego połączenia z zaświatami. Słyszy też w głowie myśli ludzi w autobusie. Składa papiery rozwodowe w sądzie w Nowym Targu. Kiedy mąż ginie w wypadku, Ola jest przekonana, że to nie przypadek. Uważa, że Bóg go zabrał do siebie.

Po śmierci męża Ola Herman zmienia swoje życie. Wcześniej była gwiazdą estrady, śpiewała w zespole Quorum, w 1970 roku podbili Festiwal Piosenki Polskiej w Opolu piosenką „Ach, co to był za ślub”. A Ola została wybrana przez fotoreporterów na „najpiękniejszą pannę młodą”. Jeździli z Quorum po Polsce, a nawet do Czechosłowacji, występowali w telewizji. – Ale ja się źle czułam w tym środowisku. Mnie blichtr i glamour nigdy nie interesowały – wyjaśnia. Odchodzi z zespołu, trafia do warszawskiego Teatru Muzycznego na Targówku. W 1980 roku, za „Solidarności”, tworzy tam teatrzyk dla dzieci.
Czy nie odczuwałam porażki? Wręcz przeciwnie, wreszcie czułam sens życia – mówi.

W stanie wojennym dostaje od dyrekcji teatru propozycję nie do odrzucenia. Zostanie w pracy, jeśli zapisze się do PZPR. Odmawia. Idzie do kasy po pieniądze za ostatnie występy, wsiada do autobusu i myśli, z czego teraz utrzyma siebie i córkę. I nagle widzi na jakimś budynku ogłoszenie: „Kurs manicure/pedicure. Ostatnie miejsca”. Biegnie do kierowcy: „Proszę pana, proszę pana, ja jestem ze wsi, przejechałam swój przystanek, wypuści mnie pan?”.
Zostaje specjalistką od pedikiuru lekarskiego. Trafia do salonu Polleny, wszystkie warszawianki chcą się do niej zapisywać, zwłaszcza te, które wciąż nucą czasem „Ach, co to był za ślub”.

Ola jest szczęśliwa. Tym bardziej że udaje jej się załatwić lokal na teatrzyk dziecięcy na warszawskim Ursynowie. Gra Królową Śniegu, występuje w przedstawieniach mikołajkowych. Razem z koleżanką psycholożką zakładają klubik dla dzieci. – Żeby pomóc matkom, które godzinami stały w kolejkach za jedzeniem – wyjaśnia. Tworzą psychologiczną grupę wsparcia. – Bo w stanie wojennym ojcowie strasznie pili, dzieci uciekały z bloków – tłumaczy. – Pomyślałam, że to jest moje powołanie.
Zatrzymują ją na solidarnościowej demonstracji, dociskają na przesłuchaniu, żeby wydała znajomych z podziemia. Ola postanawia wyjechać, sąsiad, który wcześniej wyemigrował do Szwecji, namawia, żeby podążyła za nim. W ośrodku dla uchodźców kierują ją na kurs podologii – zostaje lekarzem stóp. Idzie do pracy w domu seniora. Tym zajmuje się przez ostatnie 30 lat.

Jestem dumna, że mogę nieść ulgę potrzebującym. I mamy tu w domu seniora teatr. Uczę moich staruszków polskich piosenek, oni mnie uczą szwedzkich – wyjaśnia Aleksandra. – Gdyby nie śmierć kliniczna, pewnie poszłabym tą samą drogą. Ale zyskałam radość dawania. Cieszę się, że jak tam wrócę, nie będę się musiała wstydzić.
Andrzej czyta o fizyce kwantowej
Wcześniej patrzyłem na świat materialnie, a duchowość była zamknięta w Kościele, w Dekalogu – mówi Andrzej Marczewski.

Teraz inaczej rozumiem świat. Wiem, że duchowość jest energetyką, jestem po lekturach książek o fizyce kwantowej. I wyczuwam np. energię człowieka, z którym rozmawiam. Pana energia? Pyta pan, czy jest pan człowiekiem złym, czy dobrym, tak? Pan szuka swojej drogi, nie jest pan na szczęście sformatowany.
Jego dzieło życia to wystawiany od 36 lat w różnych teatrach „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa: – Miałem osiem czy dziewięć realizacji w różnych teatrach. Pierwszy mój Jezus był postacią całkowicie kanoniczną. Po moim przeżyciu stał się kimś metafizycznym, wyrazem energii.

Kris wierzy w sens życia

Po śmierci Kris zaczyna porządkować swoje życie. Rzuca palenie. Przestaje pić. Nie całkiem, ostatnio na sylwestra wypił dwie szklaneczki whisky. – Ale przestałem widzieć sens w zamulaniu się – deklaruje.
Opowiada, jak kiedyś dzień w dzień pili piwo z kolegami w knajpie. Aż pewnego dnia Kris przestał się tam pojawiać. Gdy wpadł po dwóch tygodniach, zamówił sobie colę. I niby wszystko było jak dawniej, ale Kris poczuł dystans. A po kolejnych dwóch tygodniach wytrzymał przy stoliku 10 minut i stwierdził: „Ożeż, o czym oni bredzą?”.
Żeni się. A potem rozwodzi. Mówi, że błędy to coś, czego musimy doświadczać. I że jeśli ktoś jest odpowiednio rozwinięty duchowo, nikogo nie skrzywdzi.

Przestają go interesować filmy, muzyka. Nawet piłka nożna jest mu obojętna, chociaż kiedyś trenował ten sport. Nie je mięsa, nawet jajek. Więc coraz rzadziej bywa u znajomych, bo nie mieliby go czym poczęstować. – Ale nie czuję się samotny, dobrze się czuję sam ze sobą – mówi. Na spotkanie przyjeżdża olbrzymim samochodem, na szyi ma wisiorek tao, na rękach korale.
Nie wierzy w naukę Kościoła, do którego pędziła go co tydzień mama: – Ci, co wierzą w Jezusa, po śmierci zobaczą Jezusa. Ci, co boją się diabła, po śmierci zobaczą swoje demony.
On wierzy w fizykę kwantową: – Pokazano mi świat z tamtej strony. Wyglądał jak scena teatralna, na której stoją zastawki podpierające dekorację. Jesteśmy hologramami, wszystko jest iluzją, i tu, i tam. Stół tylko udaje stół, to jest ta sama energia, z której i my jesteśmy zbudowani.
I jeszcze w sens życia:

Sensem życia jest życie. W życiu o nic nie chodzi poza samym życiem, radością, miłością, szczęściem.





zwiń tekst

CZEMU JEST TYLE NIESZCZĘŚĆ? GDZIE JEST CHRYSTUS?! - zaskakujące słowa papieża Franciszka podczas nieplanowanej homilii
Czw, 7 gru 2023 23:10 | komentarze: brak czytany: 3285x

Papież Franciszek w wielkanocnym orędziu 16 kwietnia 2017 zaapelował o pokój w Syrii i niesienie pomocy jej ludności, o położenie kresu konfliktom w Iraku, na całym Bliskim Wschodzie, na Ukrainie i w Afryce. Mówił o ludziach zmuszanych do ucieczki z powodu wojen i terroryzmu. Wcześniej papież wygłosił nieplanowaną homilię i w niej znalazły się słowa, które z uwagą wysłuchaliśmy na pokładzie okrętu.......

czytaj dalej

Papież Franciszek w wielkanocnym orędziu 16 kwietnia 2017 zaapelował o pokój w Syrii i niesienie pomocy jej ludności, o położenie kresu konfliktom w Iraku, na całym Bliskim Wschodzie, na Ukrainie i w Afryce. Mówił o ludziach zmuszanych do ucieczki z powodu wojen i terroryzmu. Wcześniej papież wygłosił nieplanowaną homilię i w niej znalazły się słowa, które z uwagą wysłuchaliśmy na pokładzie okrętu Nautilus. Oznaczają one bowiem jedno: papież Franciszek często zadaje sobie pytania, które pojawiają się także w naszych serwisach (udzielając odpowiedzi zawsze poruszamy wątki związane z reinkarnacją i karmą czyli siłą przeznaczenia wiążącą się z poprzednimi żywotami, gdyż inaczej w żaden sposób nie można na te pytania rozsądnie odpowiedzieć posługując się np. teologią katolicką)

Wcześniej wbrew tradycji papież wygłosił improwizowaną, nieplanową homilię. Tradycja mszy w tę świąteczną niedzielę
nie przewiduje homilii ze względu na wielkanocne orędzie. jednak tym razem Franciszek ją wygłosił. Zadał pytanie:


- A on mi odpowiedział: 'Tak, ale on zapytał syna, który się zgodził. A mnie nie zapytano, czy tego chcę. I to nas wzrusza - dodał Franciszek.

- Nikt z nas nie został zapytany: jesteś zadowolony z tego, co dzieje się na świecie? Jesteś gotów nieść ten krzyż? - mówił papież. Wskazał, że Kościół wciąż mówi:

- Zatrzymaj się, Jezus zmartwychwstał. Franciszek zauważył też, że ma to szczególne znaczenie w świecie, gdzie panuje mentalność odrzucania tych, którzy nie są przydatni.

- Także my, kamyki na drodze, na tej ziemi bólu, tragedii, z wiarą w zmartwychwstałego Chrystusa mamy znak pośród tylu katastrof. Sens, by sięgać dalej wzrokiem, by mówić, aby nie patrzeć w mur, bo za nim jest horyzont - powiedział papież. Zachęcił wiernych do refleksji nad codziennymi problemami, chorobami, wojnami i ludzkimi tragediami oraz do tego, by w ich obliczu powtarzać: "nie wiem, jak to się wszystko dzieje, ale jestem pewien, że Chrystus zmartwychwstał". Po wielkanocnym orędziu papież złożył wiernym świąteczne życzenia. Na zakończenie Franciszek udzielił błogosławieństwa Urbi et Orbi, czyli miastu i światu.

Źródło: PAP (http://www.tvn24.pl)

 



zwiń tekst

NAWIEDZONY DOM W CHILE WYSTRASZYŁ POLICJANTÓW - mieszkańcy zostali ewakuowani
Czw, 7 gru 2023 23:10 | komentarze: brak czytany: 1412x

Posiadłość w Chile stała się popularna dzięki filmowi, który nakręcono w jednym z pomieszczeń. Do mieszkania został zaproszony mężczyzna, w celu odpędzenia złych duchów. Podczas procedury "oczyszczania" domu, zaczęły dziać się dziwne rzeczy.W trakcie rytuału, lampa zaczęła się huśtać, tworząc dziwne cienie na ścianach. Na nagraniu widać też przemieszczające się garnki i sztućce oraz otwierające się.......

czytaj dalej

Posiadłość w Chile stała się popularna dzięki filmowi, który nakręcono w jednym z pomieszczeń. Do mieszkania został zaproszony mężczyzna, w celu odpędzenia złych duchów. Podczas procedury "oczyszczania" domu, zaczęły dziać się dziwne rzeczy.

W trakcie rytuału, lampa zaczęła się huśtać, tworząc dziwne cienie na ścianach. Na nagraniu widać też przemieszczające się garnki i sztućce oraz otwierające się szafki. W pewnym momencie, do autora filmu przysunęło się czerwone wiaderko. W kuchni znajdował się wyłącznie mężczyzna nagrywający wideo.

Wyczuwam tutaj obecność dziecka, próbuje przed czymś uciec – powiedział mężczyzna odprawiający rytuał.

Na miejsce przybyli policjanci, którzy zostali wezwani przez sąsiadów. Okoliczni mieszkańcy słyszeli krzyki i wrzaski, jakie dobiegały z mieszkania, dlatego zdecydowali zadzwonić po pomoc.

    W niewyjaśniony sposób spadły narzędzia kuchenne, szklanki zaczęły pękać, materace wibrowały. Wezwaliśmy diabła do opuszczenia tego miejsca i skierowaliśmy się do drzwi. Chwilę później poczułem, jakby ktoś uderzył mnie nożem w plecy, co jest niemożliwe, ponieważ miałem kamizelkę kuloodporną – powiedział Corporal Olavarria z miejscowej policji.

Jak pisze DailyStar.co.uk - policjanci byli przerażeni. Pod budynkiem zebrali się inni mieszkańcy, którzy zaczęli modlić się o ratunek dla opętanej duszy. Mundurowi uznali, że miejsce jest niebezpieczne i postanowili ewakuować wszystkie osoby z okolicznych mieszkań. Zarząd miasta zaoferował tymczasowe miejsca pobytu dla poszkodowanych.



zwiń tekst

PROCES O JEDEN Z NAJSŁYNNIEJSZYCH PRZYPADKÓW NAWIEDZONYCH DOMÓW
Nie, 16 kwi 2017 05:12 | komentarze: brak czytany: 963x

Czy historia z horroru była oparta na faktach? Proces o 900 mln dolarów ma to udowodnić.  Wytwórnia filmowa Warner Brothers uwikłała się w jeden z najdziwniejszych procesów w historii. Musi udowodnić, że fabuła horroru „Obecność” opiera się na prawdziwych wydarzeniach.Reklamowana hasłem „Prawdziwa historia Warrenów” seria horrorów „Obecność” to kasowy hit ostatnich lat. Do tej pory .......

czytaj dalej

Czy historia z horroru była oparta na faktach? Proces o 900 mln dolarów ma to udowodnić.  Wytwórnia filmowa Warner Brothers uwikłała się w jeden z najdziwniejszych procesów w historii. Musi udowodnić, że fabuła horroru „Obecność” opiera się na prawdziwych wydarzeniach.

Reklamowana hasłem „Prawdziwa historia Warrenów” seria horrorów „Obecność” to kasowy hit ostatnich lat. Do tej pory studio Warner Bros. zarobiło na tej opowieści grozy ponad miliard dolarów. Filmy opowiadają o małżeństwie, które poświęciło życie dla badań nad zjawiskami niewytłumaczalnymi, paranormalnymi. Sęk w tym, że Ed i Lorraine Warrenowie prawa do swoich historii sprzedali w 1978 roku pisarzowi Geraldowi Brittle'owi. To właśnie on domaga się teraz odszkodowania od giganta z Hollywood.

Autor ksiażki „Demonolodzy. Ed i Lorraine Warren” twierdzi, że firma Warner Bros. nie miała prawa do podpisania w 1997 roku drugiej umowy z małżeństwem Warrenów, na podstawie której tworzone są dziś horrory z serii „Obecność”. W 2015 roku Brittle wystosował oficjalne pismo do wytwórni, w którym domagał się wstrzymania prac nad kolejnymi częściami. W odpowiedzi usłyszał, że historie przedstawione na ekranie opierają się na „historycznych faktach” i nie można mówić w tym wypadku o złamaniu praw autorskich.

Skonfrontowany z takim argumentem pisarz wyczuł swoją ogromną szansę na zdobycie majątku i wystosował pozew sądowy o gigantyczną kwotę 900 milionów dolarów zadośćuczynienia, jeżeli Warner Bros. nie udowodni, że filmy powstały w oparciu o faktyczne zdarzenia.

– Jeżeli filmy pozwanych nie powstały na podstawie faktów, nie mogą oni twierdzić, że są chronieni i zwolnieni z przestrzegania prawa autorskiego – podkreślał wynajęty przez Brittle'a prawnik. Sam pisarz na potrzeby procesu całkowicie zmienił zdanie na temat opowieści małżeństwa Warrenów i ogłosił, że są one od początku do końca zmyślone.


Z naszego doświadczenia wynika, że każde dowody na istnienie zjawisk niewyjaśnionych przy odpowiedniej dawce złej woli mogą być storpedowane i zniszczone. Szanse pazernego do nieprzytomności autora zapomnianej książki są więc bardzo duże...



zwiń tekst

ZABIŁ ALKOHOL, NIE CZŁOWIEK - jasnowidz Krzysztof Jackowski o śmierci Ewy Tylman
Czw, 7 gru 2023 23:11 | komentarze: brak czytany: 3570x

Sprawa Ewy Tylman. Przed sądem okręgowym w Poznaniu 11 kwietnia odbyła się 5. rozprawa w sprawie śmierci 26-latki. Oskarżony o jej zabójstwo jest Adam Z., który po decyzji sądu wyszedł z aresztu. Czy rozprawy przybliżają nas do poznania prawdy? Co na ten temat sądzi Krzysztof Jackowski, słynny jasnowidz?- Ja zastanawiałem się od samego początku, gdy jeszcze nie znaleziono ciała Ewy Tylman, co tam .......

czytaj dalej

Sprawa Ewy Tylman. Przed sądem okręgowym w Poznaniu 11 kwietnia odbyła się 5. rozprawa w sprawie śmierci 26-latki. Oskarżony o jej zabójstwo jest Adam Z., który po decyzji sądu wyszedł z aresztu. Czy rozprawy przybliżają nas do poznania prawdy? Co na ten temat sądzi Krzysztof Jackowski, słynny jasnowidz?

- Ja zastanawiałem się od samego początku, gdy jeszcze nie znaleziono ciała Ewy Tylman, co tam się wówczas wydarzyło. Ja mam wrażenie, że dużą rolę odegrał alkohol, mam wrażenie, że Ewa Tylman była pod dużym wpływem alkoholu lub jakichś środków po prostu, mimo wszystko na użycie słowa "zabójstwo" w tym przypadku, ja był bardzo mocno uważał. Ja myślę, że raczej kwestia śmierci Ewy Tylman to nałożenie kilku przypadkowych zbiegów okoliczności. Ale raczej jest to, w moim odczuciu, przypadkowa śmierć.




Jasnowidz Jackowski skomentował również fakt, że sąd bierze pod uwagę zmianę kwalifikacji prawnej czynu - przypomnijmy, że Adam Z. został oskarżony o zabójstwo z zamiarem ewentualnym (za co grozi nawet dożywocie). Jednak sąd przyznał, że kolega Ewy Tylman może odpowiadać tylko za nieudzielenie pomocy, za co grozi do trzech lat więzienia.

- Tak postawiona kwestia jest jak najbardziej trafna. Ja nie mam odczucia, żeby Ewa Tylman została zamordowana. (...) Podczas wizji kojarzyło mi się, że ona była mocna pijana i schodziła po jakiejś skarpie. Mam wrażenie, że ten chłopak chciał ją odwieść od tego, ale to się stało przez przypadek - powiedział SE.pl jasnowidz.

Kolejna rozprawa w sprawie śmierci Ewy Tylman odbędzie się 9 maja.

żródło: http://www.se.pl/wiadomosci/polska/co-sie-stalo-z-ewa-tylman-oto-wizja-jasnowidza-jackowskiego_979542.html



zwiń tekst

CALOGERO GRIFASI - niezwykła regresja hipnotyczna wyjaśniająca problemy, które są konsekwencją poprzednich żywotów
Pt, 14 kwi 2017 06:15 | komentarze: brak czytany: 2494x

Na pokład okrętu Nautilus dostaliśmy link do ciekawego materiału wideo, który chcemy pokazać naszym czytelnikom, gdyż jest tego wart. W sieci ogłasza się hipnotyzer, który cofa ludzi do poprzednich żywotów. Robi to na żywo, a efekty zamieszcza w serwisie youtube.From: [dane do wiad. FN]Sent: Thursday, April 13, 2017 2:24 PMTo: redakcja@messing.org.plSubject: Zgłoszenia osób posiadających umiejętności.......

czytaj dalej

Na pokład okrętu Nautilus dostaliśmy link do ciekawego materiału wideo, który chcemy pokazać naszym czytelnikom, gdyż jest tego wart. W sieci ogłasza się hipnotyzer, który cofa ludzi do poprzednich żywotów. Robi to na żywo, a efekty zamieszcza w serwisie youtube.

From: [dane do wiad. FN]
Sent: Thursday, April 13, 2017 2:24 PM
To: redakcja@messing.org.pl
Subject: Zgłoszenia osób posiadających umiejętności związane z hipnozą

Droga Redakcjo,

Przsyłam wam linki do strony Pana, który zajmuje sie hipnozą regresyjną. Wszystkie linki dotyczą tej samej osoby czyli Pana Calogero Grifasi. Myślę, że powinien znaleźć się na Państwa stronie.

https://pl-pl.facebook.com/PL-Hipnoza-Regresyjna-Calogero-Grifasi-Polski-1648453692147761/
http://www.calogerogrifasi.it/en/
https://www.youtube.com/watch?v=WtlRP4HY60Q&list=PLVa6C3f8uuzQPzuzTRMiVSs_sewA2ddBn

Pozdrawiam
Agata

Poniżej ten  materiał.



zwiń tekst

POWAŻNY KŁOPOT Z MATERIAŁAMI DOTYCZĄCYMI UFO Z ROSJI
Czw, 7 gru 2023 23:11 | komentarze: brak czytany: 1545x

Na pokład okrętu Nautilus dostajemy bardzo dużo materiałów związanych ze zjawiskiem UFO, które powstały w Rosji. Są to zdjęcia, filmy, czasami relacje. Te ostatnie są zdecydowanie najciekawsze i najbardziej wiarygodne, gdyż zdjęcia i filmy budzą niepokój. Powód? Ogromna ilość fałszywych materiałów robionych przez naprawdę bardzo zdolnych animatorów komputerowych. Z upływem lat zaczęliśmy postrzegać.......

czytaj dalej

Na pokład okrętu Nautilus dostajemy bardzo dużo materiałów związanych ze zjawiskiem UFO, które powstały w Rosji. Są to zdjęcia, filmy, czasami relacje. Te ostatnie są zdecydowanie najciekawsze i najbardziej wiarygodne, gdyż zdjęcia i filmy budzą niepokój. Powód? Ogromna ilość fałszywych materiałów robionych przez naprawdę bardzo zdolnych animatorów komputerowych. Z upływem lat zaczęliśmy postrzegać materiały z Rosji jako „potencjalnie fałszywe”, choć zawsze pozostaje pytanie: czy przypadkiem nie wylewamy dziecka z kąpielą? Czy kolejny materiał nie jest żadną komputerową animacją, a prawdziwym obiektem UFO? Oto przykład historii, która budzi właśnie takie wątpliwości.

 

From: Piotr [dane do wiad. FN]

Sent: Tuesday, April 11, 2017 12:26 PM

To: nautilus@nautilus.org.pl

Subject: DZIWACZNY FILM NA YOU TUBE,NIE MAM POJECIA CO O TYM SADZIC.....DRONY?

 

NA PEWNO SA DZIWNI LUDZIE KTORZY MOGLIBY Z JAKIS POWODOW FABRYKOWAC TAKIE ZAJSCIE ALE JAKI W TYM SENS,CIEKAWI MNIE CZY MOZNA W JAKIS SPOSOB ZWERYFIKOWAC CZY TO JEST AUTENTYCZNE,Z DRUGIEJ STRONY TAKA BLISKA ODLEGLOSC TYCH UFO MUSIALA BY ZAKLUCIC DZIALANIE KAMERY.....ROSYJSKIEGO NIE ZNAM,WIEC NIE WIADOMO O CO CHODZI.

Poniżej film. 



zwiń tekst

STAROŻYTNY TRANSFORMATOR ZNALEZIONY W KOSOWIE
Wt, 11 kwi 2017 10:50 | komentarze: brak czytany: 1934x

Fotograf i badacz Ismet Smayli na jednej z gór na terytorium Kosowa znalazł coś, co przypomina transformator.Jest to płytka ze zintegrowaną cewką elektromagnetyczną. Analiza wykazała, że artefakt został stworzony 20 tys. lat temu.Cewka elektromagnetyczna wykonana jest z miedzi, ale umieszczono ją w  kamieniu z czterema wyjściami na przewody. „Ta część konstrukcji nie może być przypadkowa i na.......

czytaj dalej

Fotograf i badacz Ismet Smayli na jednej z gór na terytorium Kosowa znalazł coś, co przypomina transformator.Jest to płytka ze zintegrowaną cewką elektromagnetyczną. Analiza wykazała, że artefakt został stworzony 20 tys. lat temu.




Cewka elektromagnetyczna wykonana jest z miedzi, ale umieszczono ją w  kamieniu z czterema wyjściami na przewody. „Ta część konstrukcji nie może być przypadkowa i na pewno nie ma pochodzenia naturalnego” – powiedział Ismet.




Ismet Smayli zamierza swoim odkryciem zainteresować naukowców.



zwiń tekst

CO PODGRZEWA KORONĘ SŁONECZNĄ? - naukowcy rozwiązali zagadkę
Wt, 11 kwi 2017 07:52 | komentarze: brak czytany: 1162x

Zwykle im dalej od źródła ciepła, tym chłodniej. Inaczej jest na Słońcu. Korona słoneczna jest znacznie gorętsza niż warstwy położone bliżej słonecznego jądra. Naukowcy długo zastanawiali się, dlaczego tak się dzieje. Atmosfera słoneczna dzieli się na trzy warstwy: fotosferę będącą najbliżej Słońca, środkową chromosferę i najbardziej odległą koronę słoneczną. Temperatura plazmy w koronie słonecznej.......

czytaj dalej

Zwykle im dalej od źródła ciepła, tym chłodniej. Inaczej jest na Słońcu. Korona słoneczna jest znacznie gorętsza niż warstwy położone bliżej słonecznego jądra. Naukowcy długo zastanawiali się, dlaczego tak się dzieje. Atmosfera słoneczna dzieli się na trzy warstwy: fotosferę będącą najbliżej Słońca, środkową chromosferę i najbardziej odległą koronę słoneczną. Temperatura plazmy w koronie słonecznej wynosi aż 2-3 mln Kelwinów (K). Tymczasem leżąca 2 tys. km niżej fotosfera jest "zimna" - jej temperatura wynosi zaledwie 5,8 tys. K.

"To sprzeczne z intuicją"

- Gorąca korona słoneczna jest sprzeczna z naszą intuicją, która podpowiada nam, że temperatura powinna się zmniejszać wraz z odległością od źródła ciepła. Przecież im dalej od świeczki czy piecyka, tym temperatura maleje. Na Słońcu jest inaczej - zwrócił uwagę astrofizyk prof. Krzysztof Murawski z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (UMCS).

Temperatura wprawdzie spada wraz z odległością od jego gorącego jądra (15 mln K) aż do wysokości 100 km powyżej fotosfery, osiągając tam jedynie 4,3 tys. K, jednak wyżej temperatura zaczyna niespodziewanie rosnąć. Początkowo wzrost jest powolny w chromosferze, ale już u jej szczytu, w tzw. obszarze przejściowym, temperatura wzrasta gwałtownie aż do temperatur milionowych.

Mechanizm tego procesu pozostawał dotychczas nieznany. Problem z wyjaśnieniem anomalii temperaturowej w atmosferze Słońca polegał na tym, że plazma zanurzona jest w skomplikowanym polu magnetycznym. Przez okres kilkudziesięciu lat wiele ośrodków naukowych próbowało rozwikłać ten problem, dostarczając często wyszukanych scenariuszy opisujących proces ogrzewania korony słonecznej.

Zagadka rozwiązana

Zagadnieniem tym zajął się też międzynarodowy zespół składający się z naukowców z pięciu krajów, kierowany przez prof. Abishka Srivastawę z Indii. W zespole znalazło się dwóch Polaków - prof. Krzysztof Murawski i mgr inż. Dariusz Wójcik z UMCS. Wykorzystując dane obserwacyjne z tzw. Szwedzkiego Teleskopu znajdującego się w La Palma na Wyspach Kanaryjskich, naukowcy zaobserwowali na Słońcu tzw. fale Alfvéna.

- Fale te są znane już od 1942 roku. Szwedzki uczony Hannes Alfvén otrzymał za ich badania Nagrodę Nobla. Dotąd sądziliśmy, że są one również na Słońcu, ale nie mogliśmy ich zauważyć. Po raz pierwszy zaobserwował je właśnie zespół z Irlandii Północnej, obserwując struktury o rozmiarach 100-200 km. Struktury te przypominają włókna, czy witki wikliny sterczące prostopadle do powierzchni Słońca. Wykonują one oscylacje, czyli wahania, których efektem są właśnie fale Alfvéna - powiedział prof. Murawski.

Jego zespół w ramach projektu wykonał zaawansowane symulacje numeryczne i wykazał, że fale Alfvéna mogą ogrzewać koronę słoneczną i generować wiatr słoneczny. - Za pomocą symulacji numerycznych pokazaliśmy, że fale te są w stanie dostarczyć energię koronie słonecznej. Krótko mówiąc: fale te mają wystarczająco dużą energię, aby ogrzać koronę słoneczną. Gdyby nie dostawała ona energii z wewnątrz, to szybko by się wychłodziła - wytłumaczył.

- Nasze odkrycie dostarcza rewolucyjnego rozwiązania znanej od dawna zagadki ogrzewania korony słonecznej i wprowadza przełom w zrozumieniu procesów generacji energii i jej transportu z zimnych do gorących obszarów atmosfery Słońca. Fale Alfvéna partycypują również w wielu innych zjawiskach. Wśród nich wymienić można dżety wyrzucane z czarnych dziur - wyjaśnił naukowiec.

Naukowcy w UMCS będą prowadzili kolejne badania. Chcą sprawdzić, jak to się dzieje, że energia fal Alfvéna jest zamieniana na energię termiczną ogrzewającą koronę słoneczną.

źródło: PAP

Na koniec jeszcze wiadomość od naszego czytelnika, który zwrócił nam uwagę na materiał prezentujący dziwne zachowanie korony słonecznej obserwowanej przez teleskop NASA.





zwiń tekst

DRAMATYCZNA PROGNOZA DLA ZIEMI - na uratowanie cywilizacji przed zagładą z powodu spalania kopalin może być za późno
Czw, 7 gru 2023 23:11 | komentarze: brak czytany: 1704x

Beztroskie spalanie paliw kopalnych doprowadzi klimat naszej planety do stanu, w jakim nie był od blisko pół miliarda lat, kiedy pierwsze zwierzęta wychodziły z oceanu na ląd - ostrzegają naukowcy. W najnowszym wydaniu tygodnika "Nature Communications" badacze z Wielkiej Brytanii i USA na zimno - bo językiem matematyki - kalkulują globalne ocieplenie i ryzyko, jakie niesie ono dla życia.Jak piszą, .......

czytaj dalej

Beztroskie spalanie paliw kopalnych doprowadzi klimat naszej planety do stanu, w jakim nie był od blisko pół miliarda lat, kiedy pierwsze zwierzęta wychodziły z oceanu na ląd - ostrzegają naukowcy. W najnowszym wydaniu tygodnika "Nature Communications" badacze z Wielkiej Brytanii i USA na zimno - bo językiem matematyki - kalkulują globalne ocieplenie i ryzyko, jakie niesie ono dla życia.




Jak piszą, Słońce świeci coraz mocniej, a jednocześnie w atmosferze naszej planety ostro przybywa gazów cieplarnianych. To sytuacja bez precedensu w badanym przez nich okresie z historii Ziemi. Atmosferyczne stężenie dwutlenku węgla - najważniejszego z gazów cieplarnianych - wynosi dziś przeszło 400 ppm (części na milion).




Gdybyśmy nabrali powietrza do wielkiej szklanej bańki i wypełniające ją atomy różnych gazów wyobrazili sobie jako kolorowe piłki, to wśród blisko miliona piłek reprezentujących azot czy tlen znaleźlibyśmy 400 czarnych symbolizujących dwutlenek węgla. Dzisiaj jest ich o blisko połowę więcej niż przed wybuchem rewolucji przemysłowej, kiedy stężenie CO2 w powietrzu wynosiło ok. 278 ppm.

Tak niewielki wzrost poziomu tego śladowego, wydawałoby się, gazu atmosferycznego już spowodował zwiększenie średniej temperatury Ziemi o blisko 1 st. C, a także związany z globalnym ociepleniem wzrost średniego poziomu morza o blisko 20 cm, wzrost ilości i intensywności ekstremalnych zjawisk pogodowych oraz coraz kwaśniejszy odczyn oceanu.
Jak było kiedyś, miliony lat temu, kiedy naszego gatunku nie było jeszcze na świecie?

W "Nature Communications" uczeni poddają metaanalizie 112 publikacji, a w nich 1,5 tys. danych dotyczących zmian stężenia dwutlenku węgla w powietrzu w ciągu ostatnich 420 mln lat. Najwyższy poziom CO2 w atmosferze, bo wynoszący aż ok. 2 tys. ppm, odnotowali 400 mln lat i 220-200 mln lat temu. Według niektórych badań w tym drugim okresie stężenie dwutlenku węgla w powietrzu mogło sięgać 3,7 tys. ppm, a nawet więcej. Z kolei ok. 300 mln lat i 80 mln lat temu poziom tego gazu cieplarnianego w atmosferze spadł do wartości podobnych jak w XIX w.

Z publikacji jasno widać, że stężenie CO2 w powietrzu wielokrotnie mocno się wahało. Wiemy, że odpowiadają za to czynniki naturalne - cykliczne zmiany orbity i osi Ziemi, erupcje wulkanów pompujące dwutlenek węgla do atmosfery, zmiany w przebiegu prądów morskich, rozwój życia, zmiany albedo Ziemi (tego, ile promieniowania słonecznego odbija ona w kosmos) oraz procesy usuwania CO2 z powietrza związane z wietrzeniem i wymywaniem skał przez opady atmosferyczne (razem z minerałami CO2 spływa do oceanu, gdzie zawarty w nim węgiel jest wbudowywany w organizmy morskie, a kiedy te umierają, opada na dno oceanu, a potem przez procesy geologiczne jest wciągany głębiej do skorupy ziemskiej).

Jak jednak piszą uczeni, w ciągu ostatnich 420 mln lat ilość CO2 w powietrzu spadała średnio o 3,4 ppm na milion lat.

    Badacze wyliczają, że od powstania Ziemi 4,567 mld lat temu jej nasłonecznienie zwiększyło się o 400 W/m kw. Dzisiaj wynosi 1 tys. 368 W/m kw. Jednak Ziemia znajduje się w strefie życia w naszym Układzie Słonecznym nie tylko z powodu padających na nią promieni słonecznych. Gdyby zabrakło pierzyny gazów cieplarnianych, które otulają naszą planetę, to jej średnia temperatura byłaby o 31 st. niższa. A więc Ziemia byłaby skuta lodem i raczej nie byłoby na niej życia widocznego gołym okiem.

W latach 1961-90 średnia temperatura naszej planety wyniosła 14 st. C. Dzisiaj jest o blisko 0,5 st. wyższa. Co roku, spalając węgiel, ropę i gaz, pompujemy w powietrze ok. 36 mld ton dwutlenku węgla, który przyroda dziesiątki milionów lat temu ukryła pod powierzchnią Ziemi. Około jednej czwartej pochłaniają rośliny lądowe, drugie tyle ocean, ale połowa zostaje w atmosferze na przeszło 100 lat. Siłą rzeczy stężenie CO2 w powietrzu jest coraz wyższe. Rośnie też poziom innych gazów cieplarnianych, np. pary wodnej, której zawsze jest w atmosferze więcej, kiedy... robi się ciepło (to jedno z klimatycznych sprzężeń zwrotnych). Do czego nas to wszystko - coraz grubsza pierzyna gazów cieplarnianych i coraz mocniej grzejące Słońce - doprowadzi?




Uczeni wyliczają, że jeśli nie ograniczymy spalania paliw kopalnych i będziemy wysyłać do atmosfery coraz więcej dwutlenku węgla (co na szczęście wcale nie jest nieuniknione), to w okolicy roku 2250 stężenie CO2 w atmosferze znowu osiągnie 2 tys. ppm. Jak to było 200 i 400 mln lat temu.

A ponieważ rośnie też nasłonecznienie, to już pod koniec tego wieku gorączka Ziemi może przypominać tę, jaką nasza planeta pamięta z początków eocenu, ok. 50 mln lat temu. Badania osadów morskich wskazują, że w epoce eoceńskiej było bardzo gorąco - średnia temperatura w tropikach mogła sięgać 40 st. C, a na biegunach - nawet 20 st.

    Badacze piszą, że gdybyśmy spalili wszystkie pokłady paliw kopalnych, które ciągle znajdują się pod ziemią, to pod koniec XXV w. stężenie dwutlenku węgla w atmosferze skoczyłoby aż do 5 tys. ppm - a więc do wartości, jakich życie nie doświadczyło od owych 420 mln lat, którymi zajmowali się uczeni. Naukowcy podkreślają, że górny limit gorąca, jaki mogą znieść żyjące dziś na Ziemi zwierzęta, to 40-50 st. C.

Półtora roku temu na łamach "Nature Climate Change" inna grupa uczonych ostrzegała, że globalne ocieplenie może niebezpiecznie podnieść krytyczną dla życia temperaturę mokrego termometru - a to od niej zależy, czy ludzki organizm jest w stanie się schłodzić w upalny dzień. Jak alarmowali naukowcy, najpierw - bo jeszcze w tym stuleciu - do życia przestanie nadawać się rejon Zatoki Perskiej.

źródło: gazeta.pl



zwiń tekst

DZIEWCZYNKĘ WYCHOWYWAŁO STADO MAŁP - próbowały bronić jej przed ludźmi
Czw, 13 kwi 2017 02:58 | komentarze: brak czytany: 1049x

Indyjska policja próbuje zidentyfikować dziewczynkę (wiek ok. 10-12 lat), którą znaleziono w lesie, gdzie żyła w stadzie małp. Dziecko dopiero uczy się żyć wśród ludzi. Na dziewczynkę natrafili w lesie drwale, natychmiast zaalarmowali policję. Dziecko było nagie i wychudzone, nie potrafiło mówić. Jeden z funkcjonariuszy opowiadał, że dziewczynka bardzo dobrze czuła się w towarzystwie małp. Gdy drwale.......

czytaj dalej

Indyjska policja próbuje zidentyfikować dziewczynkę (wiek ok. 10-12 lat), którą znaleziono w lesie, gdzie żyła w stadzie małp. Dziecko dopiero uczy się żyć wśród ludzi. Na dziewczynkę natrafili w lesie drwale, natychmiast zaalarmowali policję. Dziecko było nagie i wychudzone, nie potrafiło mówić. Jeden z funkcjonariuszy opowiadał, że dziewczynka bardzo dobrze czuła się w towarzystwie małp. Gdy drwale próbowali się do niej zbliżyć, małpy ich odpędziły. Potrzebna była interwencja policji. Gdy jeden z policjantów zaczął wołać dziewczynkę, małpy rzuciły się na niego. Zdołał jednak chwycić dziecko i uciec radiowozem.





Dziewczynkę przewieziono do szpitala. Lekarze opowiadają, że zachowywała się jak zwierzę. Biegała na czworakach, jadła biorąc jedzenie ustami z podłogi. Po terapii zaczęła chodzić i jeść rękoma. - Wciąż nie potrafi mówić, ale rozumie, co się mówi do niej i nawet się uśmiecha - przyznaje jeden z lekarzy.

Z OSTATNIEJ CHWILI ...

Możemy mieć smutne wyjaśnienie tej historii.

Kilka dni temu media na świecie obiegła informacja o 10-letniej dziewczynce, odnalezionej w dżungli. Dziecko żyło na terenie rezerwatu przyrody Katarniaghat. Podejrzewano, że 10-latkę wychowywały małpy. Nie umiała bowiem ani mówić, ani chodzić. Służby medyczne wykluczyły jednak taką możliwość. Historia "Mowgli" - jak nazwano dziecko okazała się smutniejsza.

Eksperci uważają, dziewczynka prawdopodobnie został porzucona w rezerwacie przez rodziców. Dziecko jest niepełnosprawne intelektualnie i dlatego nie jest w stanie porozumiewać się z otoczeniem.

Lekarze, którzy badali Ehsaas (jak nazwano dziecko) uważają, iż nie mogła żyć z małpami od lat. Na ternie całego Katarniaghat rozmieszczone są kamery i strażnicy zauważyliby ją znacznie wcześniej.

Ehsaas znaleziono pod koniec stycznia. Początkowo dziewczynka nie chciała iść ze strażnikami, była nieufna i nie reagowała, gdy do niej mówili. Pracownicy rezerwatu nakłonili ją do wyjścia z kryjówki dając jej jedzenie.

Mała Hinduska przez dwa miesiąca przebywała w izolatce. W tym czasie była badana przez pediatrów i innych specjalistów. Stwierdzono, że poza niepełnosprawnością nic jej nie dolega.

Władze Bahraich próbowały odnaleźć jej rodziców, ale nikt nie zgłosił się do szpitala. Dziewczynkę umieszczono w końcu w domu dziecka. Pracownicy placówki nauczyli ją chodzić i jeść sztućcami. Ehsaas nadal jednak korzysta z pieluszek i nie mówi. Arun Chaudhary, który jest wolontariuszem w ośrodki, powiedział natomiast, że ich nowa podopieczna bardzo lubi towarzystwo innych dzieci.

Gdy zaczęła się z nimi bawić, po raz pierwszy zobaczyliśmy uśmiech na jej twarzy – relacjonował.



zwiń tekst

Szwajcarski alpinista mówi o niezwykłym przeżyciu, którego doświadcza podczas wspinaczki. Czy to OOBE?
Czw, 7 gru 2023 23:12 | komentarze: brak czytany: 1111x

Na wywiad z tym człowiekiem zwrócił nam uwagę czytelnik serwisu FN. Ueli Steck to szwajcarski alpinista. Wsławił się w 2004 r., zdobywając szczyt Excalibur w Szwajcarii bez asekuracji.Ueli Steck (na powyższym zdjęciu w akcji, w czerwonym kasku) jest mistrzem świata wspinaczki bez asekuracjiNajbardziej zaciekawił nas poniższy fragment publikacji na jego temat:„Widzę siebie wspinającego się po ścianie.......

czytaj dalej

Na wywiad z tym człowiekiem zwrócił nam uwagę czytelnik serwisu FN. Ueli Steck to szwajcarski alpinista. Wsławił się w 2004 r., zdobywając szczyt Excalibur w Szwajcarii bez asekuracji.



Ueli Steck (na powyższym zdjęciu w akcji, w czerwonym kasku) jest mistrzem świata wspinaczki bez asekuracji



Najbardziej zaciekawił nas poniższy fragment publikacji na jego temat:

„Widzę siebie wspinającego się po ścianie, jakbym patrzył z helikoptera”

Ueli Steck opowiada, że podczas swoich samotnych wspinaczek jest tak bardzo skoncentrowany, że świadomość opuszcza jego ciało. Sam siebie widzi na ścianie, jakby się obserwował z helikoptera, w odległości wielu metrów.

To w niepokojący sposób przypomina „doświadczenia śmierci klinicznej”, w których pacjenci obserwują chirurgów skupionych nad ich własnym ciałem w stanie śmierci mózgu.

Temu zawdzięczam bardzo silne poczucie bezpieczeństwa” tłumaczy Ueli Steck. „Moje wspinające się ja działa pod mniejszą presją, gdyż musi tylko stosować się do wskazówek, których udzielam mu z zewnątrz”.

Wyjaśnia on, że w dzień wspinaczki znajduje się jakby w innym świecie, w stanie takiej hiperbystrości umysłu, że poza następnym krokiem i następnym chwytem nic więcej wokół niego nie istnieje. Ten stan hiperkoncentracji pozwala mu poradzić sobie z niesłychanymi trudnościami.

Po zakończeniu wspinaczki, powoli wychodzi z tego stanu i jeszcze przez wiele dni nie jest w stanie rozmawiać z kimkolwiek, w tym nawet ze swoimi najbliższymi.

Jak się przygotowuje?

Zanim rozpocznie wspinaczkę bez asekuracji, pięć razy wspina się na daną ścianę z zabezpieczeniem w postaci liny. Dzięki temu uczy się na pamięć wszystkich chwytów, całej skomplikowanej kolejności.

Celem jest wspiąć się z absolutną pewnością, że się nie poślizgnie, także w tych miejscach, gdzie poza odepchnięciem się nogą od skały, by wspinać się wyżej, nie ma możliwości innego chwytu.



zwiń tekst

STRONA
1 50 55 56 57 58 59 60 61 64
Strona 58 / 64

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...

czytaj dalej

FILM FN

EMILCIN - materiał archiwalny

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.