Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Aż jedna trzecia wszystkich owadów jest zagrożona całkowitym wyginięciem. Może się to stać w ciągu nawet najbliższych 20 lat. W piśmie "Biological Conservation" ukazał się raport australijskich oraz chińskich naukowców, którzy przejrzeli aż 73 badania z ostatnich 40 lat poświęcone owadom. Większość z nich dotyczyła gatunków zamieszkujących Europę oraz Amerykę Północną, ponieważ dotychczas to one były najlepiej badane.
Wnioski, jakie wysnuli badacze, są przerażające. Liczba wszystkich owadów na świecie drastycznie spada - rocznie aż o 2,5 proc., czyli osiem razy szybciej, niż ma to miejsce w przypadku gadów, ptaków i ssaków. Aż 40 proc. gatunków może zniknąć w kilku najbliższych dekadach. Badacze zwracają uwagę na to, że w przeszłości niepokojono się głównie wymieraniem kręgowców, natomiast na owady zaczęto zwracać uwagę stosunkowo niedawno.
Paradoksalnie to jednak owady są najważniejszą grupą zwierząt na naszej planecie. Chociaż od czasu do czasu potrafią nam nieźle uprzykrzyć życie, to właśnie od nich zależy istnienie wielu ekosystemów. Owadami są główni zapylacze roślin czy gatunki rozkładające martwą materię organiczną.
Nie można też zapominać, że owady stanowią podstawowe źródło pożywienia wielu kręgowców (i kto wie, czy w przyszłości nie staną się alternatywnym pożywieniem dla ludzi). Nie ma się więc co dziwić autorom raportu, którzy obawiają się, że zniknięcie wielu gatunków owadów może doprowadzić do gigantycznej katastrofy ekologicznej, a jej skutki będą odczuwalne dla nas wszystkich.
Najbardziej narażone na wyginięcie są motyle. Każdego roku spadek ich liczebności obserwują nie tylko badacze, ale również miłośnicy przyrody. Nie chodzi przy tym o jakieś szczególnie rzadkie gatunki, ale nawet i o te pospolite, znane z naszych ogródków.
W niektórych krajach Europy, takich jak Wielka Brytania czy Holandia, coraz rzadziej spotyka się nawet latolistka cytrynka (Gonepteryx rhamni) czy rusałkę pawik (Aglais io), które u nas w Polsce wciąż są pospolite.
źródło: gazeta.pl
czytaj dalej
Zaginięcie Madeleine McCann to jedna z najbardziej zagadkowych spraw w tym wieku. Czy 4-letnia dziewczynka została porwana? Jakie są możliwe scenariusze i czy policja zrobiła wszystko, by odnaleźć dziecko ? Te wszystkie pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi, mimo że od zaginięcia Madelaine McCann minęło dziesięć lat. Co na ten temat sądzi Krzysztof Jackowski, słynny jasnowidz z Człuchowa? Oto co powiedział dla SE.pl.
- Kilka lat temu zwróciła się do mnie jedna z polskich europosłanek, która wysłała mi rzeczy osobiste zaginionej 4-latki: zabawki i jedno z ubrań. Ja wykonywałem wizję w tej sprawie i skojarzyło mi się, że ta dziewczynka nie żyje. Skojarzyło mi się, że jej ciało leży w bardzo dziwnym miejscu: pomost, to było jakby nad oceanem, obok leżały kamienie. Kojarzyło mi się, że ona jest zakopana w piasku, pod tymi kamieniami - powiedział Krzysztof Jackowski.
czytaj dalej
To dopiero zapowiedź prawdziwych kłopotów - przekonuje Paul McGuire, który specjalizuje się w interpretacji Pisma Świętego. Według niego biblijne przepowiednie spełniają się na naszych oczach i w konsekwencji doprowadzą do końca świata, jaki znamy. Najbliższe lata mają obfitować w widoczne znaki.
Potężne trzęsienia ziemi, niszczycielskie tsunami i zupełnie niespodziewane erupcje wulkanów - to perspektywa najbliższych trzech dekad.
Według eksperta kolejne katastrofy naturalne i kryzysy finansowe można porównać do ostatnich konwulsji ludzkiego ciała. Ziemia doświadcza przedśmiertnych drgawek, które prędzej czy później doprowadzą do zgonu - tłumaczy jego słowa express.co.uk.
- To wydarza się na naszych oczach i musi skończyć się Armagedonem znanym z Apokalipsy św. Jana. Chrystus powróci na Ziemię aby przywrócić tutaj raj. Nie mogę podać konkretnej daty, ale zegar tyka. Pędzimy w kierunku katastrofy z prędkością światła - przekonuje wizjoner. Jego zdaniem wybuch kolejnej wojny światowej nie jest już jedną z możliwości, ale nieuniknionym faktem.
Jego zdaniem globalny konflikt, który czeka nas w najbliższym czasie, opisano tysiące lat temu w Księdze Ezechiela. Biblijne krainy Gog i Magog to dzisiejsza Rosja i Iran, które zjednoczą się przeciwko Izraelowi. Początek właściwego Armagedonu ma zwiastować użycie broni nuklearnej, a Paul McGuire nie ma wątpliwości, że któraś ze stron sięgnie po ładunki atomowe.
Kolejny etap to potężne trzęsienia ziemi, które nawiedzą praktycznie cały świat oraz uderzenie w naszą planetę trzech asteroid. Te już lecą w naszym kierunku, ale żaden naukowiec się tego nie spodziewa.
Wszystko to ma się wydarzyć w najbliższych 30 latach, czyli maksymalnie w 2050 roku będzie już po wszystkim.
źródło: express.co.uk
czytaj dalej
Naukowcy zdobyli dowody, że wulkan Lacher See w Nadrenii-Palatynacie w zachodnich Niemczech powoli budzi się do życia. Poprzednia jego erupcja ponad 10 tys. lat temu była katastrofą na skalę kontynentu.
Lacher See to niewielkie, urokliwe jeziorko, położone niecałe 40 km od Bonn. Mieszkańcy lubią tam wędkować i pływać łódkami. Jego istnienie jest jednak wynikiem gigantycznej erupcji wulkanu, która wydarzyła się w tym miejscu ok. 13 tys. lat temu. Z wulkanu wydostało się wtedy kilkadziesiąt kilometrów sześciennych popiołów i pumeksu.
Ostatnio jednak naukowcy zaczęli ostrzegać przed pływaniem w jeziorze Lacher See. W pobliżu jego południowo-wschodniego brzegu dostrzeżono wydobywające się spod powierzchni wody bąbelki dwutlenku węgla, które jednoznacznie wskazują, że wulkan nie jest wygasły. Kolejnym dowodem są niewielkie trzęsienia ziemi, które nawiedzają okolicę. Epicentra tych trzęsień zlokalizowane są zaś coraz płycej, co jest dowodem, że magma znajduje się coraz bliżej powierzchni.
Możliwy wybuch wulkanu jest o tyle dużym niebezpieczeństwem, że jest on w stanie wydobyć z siebie według szacunków ponad 7 km sześciennych lawy i kolejne kilkadziesiąt km popiołów. Wybuch zagraża więc nie tylko położonym blisko Koblencji (oddalona o 24 km) i Bonn (37 km), ale przynajmniej całej Europie.
Gdyby niemiecki wulkan pokazał, na co go stać, w Polsce mielibyśmy kwaśne deszcze, które uszkodziłyby glebę, a cała Europa odczułaby ochłodzenie klimatu, które wpłynęłoby poważnie choćby na wydajność rolnictwa. Pamiętamy też wybuch islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull, który sparaliżował choćby ruch lotniczy, od którego przecież w dużym stopniu zależy stan światowej gospodarki.
Zwiększona aktywność wulkanu w Niemczech potwierdza trend zwiększającej się aktywności wulkanicznej na świecie. Dowodem na nią jest choćby niedawne tsunami wywołane zapadnięciem się stożka superwulkanu Krakatau. Niestety, mimo zaawansowanej wiedzy geologicznej nie jesteśmy w stanie dokładnie przewidywać momentu wybuchu.
czytaj dalej
W internecie dużą popularnością cieszy się wideo, na którym kobieta przedstawia zgromadzonym w ONZ "ściśle tajne" informacje dotyczące "pozaziemskiego obiektu" unoszącego się nad Pentagonem, z którym nawiązano kontakt. W rzeczywistości jest to zaawansowany technologicznie montaż, w którym "wymazano" osobę, która naprawdę wystąpiła w siedzibie ONZ.
Wideo zatytułowano: "Ukryta kamera: na zamkniętym spotkaniu ONZ NASA potwierdza, że nastąpił pierwszy kontakt z UFO". Atmosfera wykreowana na filmie sprzyja tworzeniu teorii spiskowych. Na początku słyszany w tle spiker prosi o wyłączenie wszystkich aparatów i kamer. Informuje także, że wobec wszystkich, którzy opublikują nagranie z wystąpienia, zostaną wyciągnięte konsekwencje prawne. Następnie wita "wizjonerkę na polu kosmicznym, założycielkę międzynarodowej platformy kosmicznej GALAKTIKA" Aliję Prokofiewą.
Nagranie jej wystąpienia wygląda na wykonane przez amatora - kamera cały czas się trzęsie, głos jest niewyraźny, w kilku momentach obraz zasłaniają palce, co ma dawać wrażenie, że nagrywając, autor krył się przed zdemaskowaniem.
Kobieta, która od dłuższego czasu znajduje się w kadrze, zostaje poproszona na mównicę ozdobioną logiem Organizacji Narodów Zjednoczonych i rozpoczyna dzielić się swoimi sensacyjnymi doniesieniami. Ogłasza, że w grudniu zarejestrowano kontakt pozaziemski z obiektem latającym nad Pentagonem. Był metalowy, miał kształt piramidy, a specjaliści z NASA przechwycili dane przychodzące z obiektu. Zgodnie z nimi ustalono, że jest to "statek kosmiczny nieznanego pochodzenia". Cała sytuacja sprawia wrażenie autentyczności.
Wideo opublikowane 29 stycznia zaczęło szybko rozpowszechniać się w amerykańskim internecie. Wielu użytkowników mediów społecznościowych pytało, czy te doniesienia są prawdziwe. Rozwojowi teorii spiskowych sprzyjały także wpisy takich osób, jak Core Good (filmowiec, współpracownik przy "tajnym programie kosmicznym NAVY"), który dwa dni po publikacji filmu napisał na Twitterze: "Nie mam jeszcze żadnych informacji o tym wideo. Oczekuję konferencji...".
W rzeczywistości przed przedstawicielami Zgromadzenia Ogólnego ONZ nie wystąpiła Prokofiewa, a prezydent Turcji Recep Erdogan. Jego przemowa była częścią 6. Posiedzenia Plenarnego odbywającego się w ramach trwającej obecnie 73. sesji ZO ON. Posiedzenie odbyło się w Nowym Jorku 25 września 2018 roku. Wygłoszona przez Erdogana mowa odbiła się zresztą szerokim echem, ponieważ prezydent Turcji w mocnych słowach skrytykował niektóre działania ONZ, szczególnie zbyt dużą władzę posiadaną przez pięć państw tworzących Radę Bezpieczeństwa. "Świat jest większy niż pięć" - alarmował wtedy z mównicy Erdogan.
źródło: https://konkret24.tvn24.pl/swiat,109/ufo-onz-i-recep-erdogan-czyli-najnowsze-technologie-w-sluzbie-falszu,906926.html
czytaj dalej
W serwisie youtube pokazał się bardzo ciekawy film z obiektem UFO najpierw unoszącym się nad zboczem wulkanu, a następnie po oddaleniu się od niego obiekt wykonał nieprawdopodobnie szybki skręt i wystrzelił w niebo.
Poniżej film.
Popocatépetl, Volcán Popocatépetl (znany też jako El Popo lub Don Goyo) to czynny wulkan w Meksyku, na Wyżynie Meksykańskiej, w Kordylierze Wulkanicznej[1]. Znajduje się około 70 km na południowy wschód od miasta Meksyk. Jest drugim pod względem wysokości szczytem Meksyku po Pico de Orizaba (5610 m n.p.m.). Nazwa Popocatépetl wywodzi się z języka Azteków i oznacza "dymiącą górę", co odnosi się do gęstych chmur dymu wydobywających się z krateru przed erupcjami i w czasie wzmożonej aktywności.
czytaj dalej
[..] Witam, Mam dwa tematy dotyczące Marsa, które chciałbym wam przedstawić. Może jeśli o tym wspomnicie, ludzie się zainteresują i wpadną na coś ciekawego.
Ostatnio przeglądałem zdjęcia satelitarne z Marsa i natknąłem się na coś interesującego. Szczegóły wraz ze zdjęciami opisałem tutaj: https://mars-ancient-city.blogspot.com/ (w dwóch postach)
Wystarczy spojrzeć na mapę dróg niektórych miast ziemskich, aby stwierdzić podobieństwo do erozji gleby. Niekiedy trudno odróżnić drogi od erozji, dlatego nie skreślajcie tych zdjęć bez głębszej analizy, sam mam duże wątpliwości. Na pierwszy rzut oka wydawało mi bardzo prawdopodobne, że to coś więcej niż erozja, teraz nie mam aż takiego przekonania, ale warto te zdjęcia przeanalizować, bo jest tam sporo intrygujących miejsc.
Jeżeli na Marsie istniało życie, to było to raczej dość dawno temu, dlatego po takim czasie z tych miast nie mogło zostać więcej niż na tych zdjęciach i trudno odróżnić resztki budynków od kamieni, być może ulice wykonane były z jakiegoś materiału który lepiej przetrwał próbę czasu. Oceńcie to sami.
Druga kwestia dotyczy wody na Marsie. Wystarczy spojrzeć na satelitarne zdjęcia Marsa prezentujące dane o wysokości gruntu, aby dostrzec, że w wielu miejscach, w których teren jest niższy i przybiera formę podobną do ziemskich akwenów wodnych, jest dużo mniej śladów po meteorytach. Jedyne wytłumaczenie jakie przychodzi mi do głowy, to, że w tych miejscach musiało być kiedyś dużo wody i gdy meteoryt leciał, uderzał w wodę i nim doleciał do dna, tracił całkowicie swój impet. Na dno opadał już łagodnie. W zasadzie to na mapach można nawet (prawdopodobnie) dostrzec resztki tych meteorytów w postaci małych wystających wzniesień, których nie ma na domniemanym lądzie.
Kratery które tam (w przypuszczalnych byłych oceanach) występują, w myśl prezentowanej tu teorii, powstać musiały po wyschnięciu akwenów wodnych. Przemawiałby za tym fakt, że kratery te wyglądają na nowsze (dużo mniej zerodowane brzegi niż w kraterach na domniemanym lądzie). Wyglądają również na głębsze, co by świadczyło o tym, że wysychanie wód mogło nie być natychmiastowe, lecz stopniowe, a gleba przez jeszcze jakiś czas pozostawała wilgotna i meteorytom łatwiej było zostawić głębszy krater niż w suchej glebie na lądzie.
Omawianą tu mapę znajdziecie tutaj: https://www.uahirise.org/hiwish/browse
Na dole jako typ mapy należy wybrać "Elevation".
Oczywiście to tylko teoria, w dodatku nie przeprowadziłem żadnych pomiarów itp, ale wydaje mi się, że koncepcja jest ciekawa i warto by ktoś się może tym zainteresował i to zbadał.
Pozdrawiam
Mariusz
czytaj dalej
Rzekomo jasnowidząca dziewczynka choć pochodzi z Francji, to niesłychaną popularność zyskała w Rosji i tam została nazwana "następczynią Baby Wangi". Dlaczego porównuje się ją do słynnej "niewidomej jasnowidzącej z Bułgarii"? Kaede Uber urodziła się z poważną chorobą oczu, która sprawia, że pewnego dnia dziewczynka może całkowicie stracić wzrok.
Rosjanom niezwykle podobają się jej przepowiednie, gdyż Kaede Uber specjalizuje się w wizjach końca Europy i przeróżnych "zamachach islamskich terrorystów", a także zawsze pod niebiosa (!) wychwala W. Putina i jego wszelkie nawet najbardziej nikczemne działania. Niedawno, w 2018 roku, dziennikarze rosyjskiej telewizji NTV zaprosili dziewczynkę do studia i zadali jej kilka pytań dotyczących wydarzeń w roku 2019.
Poniżej kilka jej prognoz na 2019:
- Rosja będzie się rozwijać.
-w odniesieniu do sankcji nałożonych na Rosję stwierdziła , że będą kontynuowane
ale niektóre kraje już są gotowe anulować ograniczenia w handlu.
-zagrożenie terrorystyczne od islamistów na świecie będą rosły z każdym rokiem.
Widzi "morze krwi wywołane przez terrorystów ze Wschodu". Dziewczynka wspomniała że ona też będzie w niebezpieczeństwie.
-W 2019 roku będą ataki terrorystyczne w Niemczech i w Stanach Zjednoczonych.
Największe będą miały miejsce w Ameryce.
- na Ukrainie będzie trzeci Maidan, który będzie większy niż dwa poprzednie. Będzie wiele ofiar, a kraj będzie nadal upadać. Prezydent Poroszenko opuści swoje stanowisko. Donbas jeszcze bardziej zdystansuje się od Ukrainy i nawiąże ściślejszą współpracę z Rosją.
czytaj dalej
Od kilku lat na całym świecie pojawiają się zgłoszenia o tym, że było słychać niezwykle przejmujące odgłosy dochodzące nie wiadomo skąd (podejrzewa się, że z ziemi), które mają świadczyć o potężnych zmianach, które zachodzą w naszej planecie. Ma to być także zwiastun zbliżającego się przebiegunowania Ziemi.
Jak brzmią takie dźwięki? Można je usłyszeć na materiałach poniżej.
Dostaliśmy właśnie kolejne zgłoszenie dziwnego dźwięku z Polski (pojawił się on pod koniec stycznia 2019).
[KONTAKT] Dzień dobry.Mam na imię Andrzej.Chciałem przekazać,że nagrałem dziwne dźwięki rozpościerające się jakby zewsząd,brak określonego źródła dochodzenia dźwięków.Słyszalne przed godz.14-stą.Niestety nie mogłem iść na zewnątrz zbadać źródła dźwięku z tego powodu że jestem chory na grypę.Jakość nagrania-obraz jest taka a nie inna -różnica temperatur podczas otwarcia okna spowodowała zaparowanie oka kamery.
czytaj dalej
Urządzenie "AlterEgo" powstało w laboratoriach Massachussets Institute of Technology w USA. Trzeba je założyć na głowę. Nie jest duże, wygląda trochę jak skrzyżowanie słuchawki z mikrofonem, tyle że przylega ciaśniej do twarzy. Cztery elektrody zbierają impulsy elektryczne, wysyłane do mięśni odpowiedzialnych za mowę – są przesyłane, gdy powiemy coś do siebie w myślach. Urządzenie te impulsy zbiera, analizuje i rozpoznaje kilkaset słów. Może wysłać zapytanie do wyszukiwarki Google, a wbudowane słuchawki wyszepczą odpowiedź do ucha.
Prototyp, który rozpoznaje słowa
Na razie to prototyp, który testowano na ośmiu osobach. Nie jest też doskonały, rozpoznaje nieco ponad 90 proc. wypowiedzianych słów z uprzednio zdefiniowanej listy – nazw kilkudziesięciu miast oraz liczb. Ale to wystarcza, żeby zadać pytanie, która godzina jest teraz w Sydney, albo jaki jest pierwiastek kwadratowy ze 144. Urządzenie po chwili zastanowienia wyszepcze odpowiedź do ucha. Można też za jego pomocą przekazywać proste polecenia i w ten sposób sterować elementami na ekranie.
Urządzenie do czytania w myślach przyda się tam, gdzie potrzeba ciszy
Badacze chcą urządzenie udoskonalić, żeby mogło współpracować z oprogramowaniem rozpoznającym mowę i wirtualnymi asystentami Google, Alexą Amazona czy Siri od Apple. Nie wiadomo, czy znajdą się chętni, żeby z urządzenia noszonego na głowie skorzystać – Google Glass poniosło przecież fiasko. Może ono jednak znaleźć zastosowanie do komunikacji wszędzie tam, gdzie trzeba zachować ciszę (choćby w wojskowości, gdy oddziały specjalne podczas operacji porozumiewają się za pomocą gestów). Może też umożliwić komunikację osobom niemym.
Facebook już nam czyta w myślach
Zarówno Facebook, jak i Neuralink (firma założona przez Elona Muska) pracują nad zbieraniem impulsów nie z mięśni twarzy, lecz z mózgu. W ten sposób urządzenia mogłyby odczytywać nie tylko to, co powiemy do siebie w myślach, ale to, co sobie wyobrazimy. Takie wynalazki, rzecz jasna, pozwolą na wgląd w nasze wyobrażenia korporacjom, a te będą mogły sprzedawać nasze myśli reklamodawcom, tak jak teraz Facebook sprzedaje informacje o nas.
źródło: polityka.pl
czytaj dalej
W rocznicę tragicznych wydarzeń rosyjska Prokuratura Generalna ogłosiła, że wraca do śledztwa w sprawie tajemniczej śmierci grupy Diatłowa. Dziewięcioro uczestników studenckiej wyprawy zginęło w niewyjaśnionych okolicznościach prawdopodobnie w nocy z 1 na 2 lutego 1959 roku.
O decyzji prokuratury poinformował 1 lutego jej przedstawiciel, Alekdandr Kuriennoj podając, że śledczy za najbardziej prawdopodobne przyjmują trzy scenariusze, przy całkowitym wykluczeniu motywu kryminalnego. Jak podkreślił, prokuratura z obwodu swierdłowskiego wróciła do sprawy zagadkowej śmierci grupy Diatłowa we wrześniu ubiegłego roku. – Prokuratura zajęła się tą sprawą dlatego, że i rodziny, i prasa, ale też zwykli ludzie, zwracają się z prośbami o ustalenie prawdy – zaznaczył Kuriennoj.
Jak wskazał, kończąc śledztwo w maju 1959 roku prokuratura uznała za oficjalną przyczynę śmierci „siłę naturalną, której grupa turystów nie zdołała pokonać”. – I to wszystko. Ale liczba wersji, które dziś są przedstawiane zarówno przez ekspertów, jak i zainteresowanych ludzi, sięga 75. A są wśród nich i tak dziwne jak interwencja obcych, czy działanie innej siły nadprzyrodzonej – relacjonował prokurator.
Hipotezy śledczych
Kuriennoj wyjaśnił, że spośród wszystkich możliwych scenariuszy, które przez lata narosły wokół tej tragedii, prokuratura planuje przy pomocy ekspertów zweryfikować trzy.
– Wszystkie z nich w ten lub inny sposób dotyczą zjawisk naturalnych – zaznaczył Kuriennoj. Jak wskazał, śledczy nie zamierzają m.in. badać wątku kryminalnego, bowiem nie ma według nich żadnych przesłanek ku temu. Wśród hipotez, które są brane pod uwagę, wymienił: zejście lawiny, uderzenie huraganu bądź tzw. deska śnieżna. Jest to rodzaj lawiny, która powstaje w wyniku osunięcia się warstwy świeżego śniegu, który nie przywarł jeszcze do podłoża bądź oderwania się nawisu śnieżnego.
Przedstawiciel prokuratury z obwodu świerdłowskiego Andriej Kuriennoj zapowiedział, że śledczy chcą m.in. przeprowadzić testy, żeby sprawdzić, czy możliwe było wydostanie się z namiotu poprzez przecięcie go nożem, wyjście w góry i powrót do namiotu. Specjaliście stworzą też profile psychologiczne wszystkich uczestników wyprawy. Łącznie zaplanowano dziewięć ekspertyz, które mają ostatecznie wyjaśnić wątpliwości wokół tajemniczej śmierci dziewiątki młodych ludzi z lutym 1959 roku.
Wyprawa na Ural
Narciarska wyprawa dziewięciu studentów i absolwentów uniwersytetu w Swierdłowsku (obecnie Jekateryngurg – red.) w góry północnego Uralu w towarzystwie 37-letniego przewodnika Siemiona Zołotariowa rozpoczęła się 23 stycznia 1959 roku. Jej uczestnicy mieli duże doświadczenie w podobnych trasach i byli przygotowani na surowe warunki. Ich celem było zdobycie dwóch szczytów Północnego Uralu: Góry Otorten i Ojka-Czakur. Porruszali się po ziemiach naleacych do ludu Mansów, a administracyjnie podległych sieci łagrów. 27 stycznia od grupy odłączył się Jurij Judin, który zachorował. Dzięki temu jako jedyny pozostał przy życiu.
Z dziennika prowadzonego przez uczestników wyprawy wynika, że od 28 do 30 stycznia poruszali się wzdłuż rzek Łozwy i Auspii, a 31 stycznia dotarli do granicy lasu. Tam w małym schronie zostawili zapasy żywności na drogę powrotną. Wieczorem 1 lutego dotarli na zbocze góry Chołatczachl, którą pierwotnie planowali ominąć. Zmienili jednak plany ze względu na pogarszającą się pogodę. Grupa Diatłowa postanowiła rozbić obóz i przeczekać złe warunki.
Co wydarzyło się na Przełęczy Diatłowa?
Według planów, ekspedycja miała wrócić do Wiżaju najpóźniej 12 lutego, a Diatłow obiecał przesłać telegram znajomym. Wobec braku wieści, zaniepokojone rodziny uczestników wyprawy zawiadomiły służby. Akcja poszukiwawcza rozpoczęła się z opóźnieniem m.in. na skutek opieszałości władz, złej współpracy z władzami uczelni i słabej organizacji oraz braku mapy z naniesionym planem wyprawy.
Ostatecznie dopiero 21 lutego rozpoczęto kompletowanie ekipy poszukiwawczej, a 23 lutego rozwieziono jej członków do różnych miejsc, gdzie spodziewano się znaleźć studentów. 26 lutego grupa ratownicza znalazła namiot grupy Diatłowa. Jedna z jego ścian była rozcięta – jak się później okazało – od wewnątrz.
Wyszli w popłochu, boso na mróz
Kolejnego dnia ratownicy dotarli do ściany lasu. Pod cedrem znaleźli ślady po małym ognisku i szczątki dwóch uczestników wyprawy. Zwłoki były bose i ubrane jedynie w bieliznę. Podczas drogi powrotnej do namiotu odnaleziono w śniegu kolejno ciała Diatłowa (300 m od sosen), Słobodina (480 m) i Kołmogorowej (630 m). Pozy, w jakich ich znaleziono, wskazywały, że próbowali oni powrócić do namiotu. Badania ciał wskazały, że wszystkie pięć osób zmarło z powodu hipotermii – zamarzło na śmierć. Jedna z osób miała lekko pękniętą czaszkę, jednak zdaniem anatomopatologów nie było to obrażenie zagrażające życiu.
Ciała kolejnych osób odnaleziono dopiero po długich poszukiwaniach, 4 maja. W położonym nieopodal jarze odnaleziono pod warstwą śniegu zwłoki czterech pozostałych osób. W tym przypadku szczątki nosiły poważne obrażenia: Thibeaux-Brignolle miał strzaskaną czaszkę, zaś Zołotariow i Dubinina zmiażdżone klatki piersiowe.
Rozcięty namiot, krew na drzewie i znak na śniegu
Z uwagi na brak świadków, przebieg wydarzeń rekonstruowano na podstawie dedukcji, oglądu miejsca zdarzenia i zwłok. Ze śladów znalezionych wokół namiotu wynika, że studenci opuścili namiot nagle. Mimo mrozu, część z nich była częściowo rozebrana, inni wyszli boso lub w jednym bucie. Namiot został rozcięty nożem od wewnątrz, a na śniegu znaleziono ślady 8 lub 9 osób.
Zagadką jest to, co uczestnicy wyprawy robili po wydostaniu się ze schronienia. Pod cedrem znaleziono ślady ogniska. Na korze drzewa, z którego obłamano do wysokości około 4 metrów gałęzie, znaleziono ślady krwi i wyszarpanych tkanek ciała. Z niewyjaśnionych przyczyn ofiary ścięły nożem około 20 choinek i zaciągnęły je po ziemi do jaru, w głębi lasu, a następnie ułożyły je na ziemi w formie prostokąta. Rzeczy turystów znaleziono w namiocie oraz w śniegu, niedaleko od miejsc w których odkryto zwłoki.
Tajne archiwa
Śledztwo w sprawie tajemnicy Przełęczy Diatłowa zamknięto 28 maja 1959 roku bez wskazania jednoznacznej tajemnicy tragedii. Według oficjalnej wersji przyczyną śmierci członków wyprawy było „działanie nieznanej siły”. Akta zostały objęte zamkniętą klauzulą na 50 lat. Po upływie tego czasu, w 2009 roku dziennikarze śledczy ustalili, że osoba, która została pochowana jako Siemion Zołotariow, przewodnik wyprawy, to prawdopodobnie nie on. Potwierdziły to w kwietniu 2018 roku badania DNA – w grobie pochowany był mężczyzna o nieznanej tożsamości.
Co ich zabiło?
Przez lata wokół sprawy narosło wiele hipotez. Wśród nich są teorie dotyczące przyczyn naturalnych, takich jak zejście lawiny, huraganowy wiatr, atak dzikich zwierząt, czy nawet upadek meteorytu bądź wystąpienie infradźwięków.
Liczne były hipotezy kryminalne. Ich zwolennicy wskazują kilka możliwości: atak ludu Mansów, napaść zbiegłych więźniów uralskich łagrów bądź tzw. eskadronu śmierci, czyli żołnierzy wysłanych w celu wyłapywania dezerterów z obozów. Brana pod uwagę była także możliwość, że zabójca mógł znajdować się wśród turystów bądź że wewnątrz grupy doszło do konfliktu, który zakończył się tragedią. Za tymi koncepcjami przemawiało oznaczenie śledztwa w aktach prokuratury jako „sprawa kryminalna”.
Kolejne teorie dotyczą działań wojskowych, które przypadkowo miały doprowadzić do tragedii studentów. Mowa jest m.in. o prowadzonych na Uralu tajnych operacjach wojskowych bądź testach broni. Członkowie innej ekspedycji, przebywającej w tym czasie 50 kilometrów na południe od przełęczy, opowiadali o dziwnych pomarańczowych kulach, jakie widzieli na niebie na północ od swojej pozycji. Dodatkowo, ubrania niektórych ofiar wykazywały znaczną radioaktywność. Członkowie rodzin ofiar twierdzili, że oddane im ciała miały nietypowy, pomarańczowy odcień skóry, a w rejonie Chołatczachlu znaleziono sporo części jakiegoś tajemniczego urządzenia.
źródło: wprost.pl
From: [...]
Sent: Monday, February 4, 2019 1:16 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Pomysł na Projekt "Przełęcz Diatłowa"!!!
[...] dzisiaj już sobie obiecałem że napiszę koniecznie i przedstawię o co mi chodzi ponieważ z tym zamiarem nosiłem się już chyba 3 miesiące. Dzisiaj przeczytałem informację w internecie o tym że prokuratura w Rosji zamierza jeszcze raz zbadać i odpowiedzieć na pytanie co tak naprawdę się stało w Przełęczy Diatłowa w 1959 roku ponieważ mimo upływu czasu znajomi i rodziny naciskają aby rozwiązać tę zagadkę.Pod presją społeczną prokuratura postanowiła jeszcze raz zbadać sprawę. Ponieważ interesuję się bardzo wszystkimi sprawami które są omawiane na stronie Fundacji Natilus i mam bardzo dobrze wyrobione zdanie na wiele tematów (interesuję się od roku 1977,78 kiedy to po raz pierwszy oglądałem na jednym z dwóch kanałów reportaż z udziałem Wolskiego oraz cykliczny program prowadzony przez przeuroczą Panią redaktor o dawnych cywilizacjach też w tych latach), pomyślałem sobie o następującej sprawie.
Bardzo dobrze się składa że w Naszym Kraju mamy takiego Pana jak Krzysztof Jackowski, którego światopogląd i opinie na różne tematysą identyczne jak moje i którego bardzo szanuję i pozdrawiam. Póki jego mamy i niech żyje nam Pan Jackowski jak najdłużej 100 a może i więcej lat to (celowo napiszę w cudzysłowiu ponieważ nie chcę jego obrazić a wręcz przeciwnie) to "WYKORZYSTAJMY GO" przy projekcie Przełęcz Diatłowa właśnie w tym momenciekiedy temat budzi się na nowo i jest ku temu duże poparcie ze strony rodzin i ich znajomych tychże studentów.
Jestem pewien że Pan Krzysztof Jackowski jeżeli będzie miał ich rzeczy będzie mógł chociaż w zarysie powiedzieć co tak naprawdę tam się wydarzyło. Tam są takie wątki sprawy że na pewno mielibyśmy obraz tego co się tam stało. Fundacja Nautilus może przecież otrzymać od znajomych lub rodzin tych studentów pewne osobiste rzeczy, które są niezbędnedo przeprowadzenia wizji przez Pana Jackowskiego.Mniemam że Pan Krzysztof zgodziłby się wziąć udział w takim projekcie.
Jest wiele niewyjaśnionych spraw na Ziemi ale ten przypadek uważam jest najciekawszy który może rzucić światło na wiele spraw. Panie Robercie bardzo serdecznie pozdrawiam. Również pozdrawiam całą załogę Fundacji Nautilus jak również Pana Krzysztofa Jackowskiego.
paweł
Ciekawy pomysł... dziękujemy! Sprawa zostanie omówiona na spotkaniu FN za tydzień w naszej bazie.
I jeszcze jeden e-mail od p. Pawła.
Dzień Dobry
przesyłam dodatkowo link do materiału filmowego na którym są nazwiska osób znajomych oraz rodzin które mogą dysponować rzeczami osobistymi studentów oraz nazwiska twórców Fundacji Diatłowa. Oni również mają przedmioty z tej wyprawy.
Jeszcze raz pozdrawiam
pawel
czytaj dalej
W latach 2008-2011 Kongres Stanów Zjednoczonych przekazywał co roku po 22 mln dol. na projekt o nazwie Advanced Aerospace Threat Identification Program. Jego zadaniem było badanie niezidentyfikowanych obiektów latających oraz niewyjaśnionych zjawisk powietrznych.
Ujawnione dokumenty przedstawiają istnienie projektu, chociaż szczegóły dotyczące prowadzonych badań nadal pozostają tajemnicą. Niektóre informacje zostały utajnione.
Program poruszał aspekty podróży kosmicznych, ale także "broni laserowej o wysokiej energii", która mogłaby być w posiadaniu cywilizacji pozaziemskiej. Inne tematy także brzmią jakby zostały przeniesione z powieści science fiction, bo dotyczą napędu WARP, ciemnej energii i manipulowania dodatkowymi wymiarami.
O programie zrobiło się głośno, gdy Luis Elizondo, który nim kierował, podał się do dymisji. Ujawnił on jednocześnie, że większość z 22 mln dol. trafiała do firmy kosmicznej Bigelow Aerospace, należącej do potentata hotelowego, Roberta Bigelowa. Firma ta była pozornie odpowiedzialna za renowację budynków w celu przechowywania materiałów odzyskanych z UFO.
Program nadzorował także badania cywilów i personelu wojskowego, którzy weszli w jakiekolwiek interakcje z UFO. Naukowcy mieli na celu sprawdzić potencjalne zmiany w fizjologii tych osób.
Advanced Aerospace Threat Identification Program został oficjalnie zakończony w 2011 r., kiedy zadecydowano, że nie dostarcza satysfakcjonujących wyników do dalszego finansowania. Jednak według niektórych źródeł (w tym Elizondo), może on nadal działać.
czytaj dalej
Na początku tego roku w „Nature” pojawiło się zaskakujące doniesienie – astrofizycy przeczesujący kosmos za pomocą radioteleskopu Chime w Kanadzie, zarejestrowali dziwne „błyski” fal radiowych – FRB, z ang. fast radio bursts. To ultrakrótkie, trwające zaledwie kilka milisekund impulsy promieniowania radiowego o bardzo niskiej częstotliwości. Błyski zostały zarejestrowane latem ubiegłego roku – w ciągu trzech tygodni pojawiło się ich 13. Skąd pochodzą? Nie wiadomo. Na pewno z odległego kosmosu, najpewniej spoza naszej galaktyki, ale jakie zjawisko mogłoby odpowiadać za wygenerowanie takiego pulsowania, astronomowie nie mają pojęcia.
Nic więc dziwnego, że pojawiły się też hipotezy mówiące, że są one sygnałem od jakiejś niezwykle zaawansowanej cywilizacji pozaziemskiej, która dysponowała odpowiednimi urządzeniami czy technologiami dla wygenerowania tak olbrzymiej energii. Co więcej, podobne serie sygnałów radiowych z kosmosu zarejestrowały w 2015 roku radioteleskopy w Arecibo, a po raz pierwszy ultraszybki radiowy błysk astronomowie z tego obserwatorium zarejestrowali w 2007 roku. Nie ma więc mowy o tym, że to błąd sprzętu czy pomiarów. Dr Cherry Ng, astrofizyk z University of Toronto sądzi, że mogą one być wysyłane przez odległe czarne dziury czy supernowe. Problem tylko w tym, że znane obiekty tego typu nie emitują FRB. Czy to możliwe, że wysyłane są przez kosmitów? Jak uważa prof. Avi Loeb z Harvard – Smithsonian Observatory, mogą to być swoiste przecieki z nadajników obcych cywilizacji albo z ich hiperzaawansowanych napędów statków kosmicznych.
Zdaniem prof. Loeba, to nie jedyny ślad aktywności kosmitów w ostatnim czasie. W 2017 roku astronomowie wyśledzili w Układzie Słonecznym tajemniczego gościa z dalekiego kosmosu – asteroidę nazwaną Oumuamua (w języku hawajskim oznacza to podróżnika, posłańca). I rzeczywiście, asteroida z pewnością dotarła do nas z przestrzeni międzygwiezdnej, a uwagę astronomów wzbudził od razu jej bardzo nietypowy kształt.
Oumuamua wygląda jak wąskie cygaro i porusza się bardzo powoli. Jak określają naukowcy, jest w stanie spoczynku względem prędkości okolicznych gwiazd. Jednak kiedy znalazła się w Układzie Słonecznym, nieznacznie przyspieszyła. Zdaniem prof. Loeba, który był bliskim znajomym i współpracownikiem prof. Stephena Hawkinga, nie da się tego wytłumaczyć tylko przyciąganiem słonecznym. Może to więc statek zwiadowczy Obcych, napędzany światłem słonecznym. – To tak zwany żagiel słoneczny, napędzany ciśnieniem wiatru słonecznego – twierdzi prof. Loeb w swoim artykule w „Scientific American”.
czytaj dalej
To przykład tego, jak bardzo zabobony i przesądy decydują w wielu rejonach świata o ludzkim życiu. W indyjskim mieście Shahjahanpur w stanie Uttar Pradesh uratowano nowonarodzone dziecko pochowane żywcem przez rodziców na żądanie kapłana, donosi gazeta Daily Mail. Tantryczny kapłan przekonał rodziców 20-dniowej dziewczynki, że została owładnięta przez złe duchy.
Twierdził, że jej obecność w domu zrujnuje ich życie. Potem postanowili pochować swoją córkę. Siostra matki zabrała dziewczynkę do stawu i zakopała ją.
Kilka godzin później, gdy temperatura powietrza spadła do trzech stopni, płacz dzieci usłyszał przechodzeń. Szybko znalazł jego źródło i wykopał zamarzające dziecko.
„Takie okrucieństwo. Nie mogę sobie wyobrazić, jak można było zostawić dziecko na takim mrozie” — mówi przechodzień, który je znalazł.
Dziewczynka przebywa w szpitalu w stanie stabilnym. Kapłan, ojciec, siostra matki i jej mąż zostali aresztowani. Matka zdołała uciec, jest poszukiwana.
źródło: Daily Mail
czytaj dalej
Przepowiednia z Tęgoborza to tekst nieznanego autorstwa, opisujący, z użyciem licznych alegorii, wydarzenia dotyczące dziejów świata i Polski, następujące po rzekomej dacie powstania utworu (1893).
Pierwsza znana publikacja przepowiedni nastąpiła 27 marca 1939. W 86 numerze „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” znalazł się tekst przepowiedni, poprzedzony tekstem od redakcji pisma, informującym o jej pochodzeniu. Według owego tekstu przepowiednia była opublikowana "ostatnio" (tzn. niedługo przed publikacją w "Kurierze") przez "prasę pomorską" i pochodzi z roku 1893.
Tekst stwierdzał, iż 23 września 1893 w pałacu hr. Władysława Wielogłowskiego, "zapalonego spirytysty", w majątku rodziny Wielogłowskich we wsi Tęgoborze, odbył się seans spirytystyczny, podczas którego "medium niewiadomego nazwiska" podało właśnie ową, publikowaną w "Kurierze" przepowiednię. Wielogłowski zanotował ją, podobnie jak wyniki innych seansów, w których brał udział. Zapiski te, w formie zeszytów, znalazły się w jego osobistym archiwum, a po jego śmierci przejęte zostały przez jego bratanka, Aleksandra, który przeglądając je, natrafił na wierszowaną przepowiednię.
Według zgodnej oceny Olizarowskiego i Krzyżewskiego informacje redakcji "Kuriera" są "legendą" i "zabiegiem uprawdopodobniającym", a czas powstania i autorstwo są całkiem inne, choć Olizarowski przyznaje, iż rzeczywiście w pałacu Wielogłowskiego seanse spirytystyczne się odbywały i taka przepowiednia mogłaby tam powstać.
Według legendy przytoczonej przez Czesława Miłosza przepowiednię podyktował "duch Mickiewicza. Według Miłosza oryginał zapisu seansu z Tęgoborza przechowywany był w Bibliotece Ossolińskich we Lwowie i zaginął po II wojnie światowej, a przepowiednię opublikowano po raz pierwszy w 1912, w Gazecie Narodowej, wydawanej we Lwowie w języku polskim. Jednak Miłosz nie podaje źródeł tych informacji, a Olizarowski i Krzyżewski zgodnie twierdzą, że przepowiednia nie była publikowana przed rokiem 1939.
Tekst "Przepowiedni z Tęgoborza" przypomniał nasz czytelnik.
Szanowna redakcjo Nautilusa!
Bliska mi osoba, z mojego otoczenia, opowiedziała mi wczoraj późnym wieczorem o przepowiedni zwanej "Przepowiednia z Tęgoborza" spisanej przez nieznanego autora. Wklejam ją poniżej:
Proszę zwrócić uwagę chociażby na 15 zwotkę, w której mowa o "pomazańcu z Krakowa". Czy to aby nie dotyczy naszego Papieża? 2 zwrotka - "Polska powstanie ze świata pożogi, Trzy orły padną rozbite" Polska pod zaborami 3 krajów, które w herbach miały orły.
To tylko dwa przykłady interpretacji, ale z pewnością dostrzeżecie ich więcej.
Proszę o anonimowość.
Dziękuję i pozdrawiam!
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie