Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
19 października 2017 roku astronomowie zaobserwowali tajemniczy obiekt przelatujący przez Układ Słoneczny. Był on zabarwiony na czerwono i podłużny. Z wyglądu przypominał wydłużony walec. Osobliwy był przede wszystkim sposób poruszania się obiektu. To zrodziło pytania na temat jego pochodzenia i przeznaczenia. Obiekt Oumuamua poruszał się z maksymalną prędkością 87 km/s i koziołkował. Miał ok. 400 metrów długości i w styczniu obiekt opuścił nasz Układ Słoneczny.
Oumuamua (nazwa pochodzi od hawajskiego słowa przybysz) jest pierwszym tak dużym obiektem, który pojawił się w naszym Układzie Słonecznym, przybywając z innej galaktyki. Naukowcy stwierdzili, że trafił do nas z okolic gwiazdy Wega w gwiazdozbiorze Lutni. Pole grawitacyjne Słońca nie przyciągnęło go do siebie, przez co tajemniczy "Przybysz" oddalił się w styczniu tego roku i dziś pozostaje dla nas niewidoczny.
Obiekt Oumuamua to sonda badawcza Obcych? Tak twierdzą naukowcy
19 października 2017 roku astronomowie zaobserwowali tajemniczy obiekt przelatujący przez Układ Słoneczny. Był on zabarwiony na czerwono i podłużny. Z wyglądu przypominał wydłużony walec. Osobliwy był przede wszystkim sposób poruszania się obiektu. To zrodziło pytania na temat jego pochodzenia i przeznaczenia.
To pierwszy tak duży obiekt odbywający lot międzygwiezdny. Obiekt Oumuamua poruszał się z maksymalną prędkością 87 km/s i koziołkował. Miał ok. 400 metrów długości. W styczniu obiekt opuścił nasz Układ Słoneczny
Nie przeszkodziło to naukowcom wziąć obiektu pod lupę. Przez ostatnie miesiące trwały badania nad Oumuamua, które miały w pierwszej kolejności pomóc go skategoryzować, a więc określić, czy jest on asteroidą, kometą, planetoidą czy też innym kosmicznym tworem. Oficjalna teoria głosi, że mieliśmy do czynienia z bardzo starą kometą, która dryfując w przestrzeni kosmicznej przez miliony lat odbyła lot międzygwiezdny i dotarła do naszej galaktyki. Tu wykorzystała Słońce do tak zwanej asysty grawitacyjnej, czyli zmiany kierunku lotu z wykorzystaniem grawitacji i wydostała się z Układu Słonecznego.
Naukowcy z Harvardu, Shmuel Bialy i Abraham Loeb mają jednak zupełnie inne, sensacyjne wnioski. Ich zdaniem obiekt prawdopodobnie nie jest pochodzenia naturalnego. Badacze dopuszczają możliwość, że został on stworzony przez obcą cywilizację i jest sondą badawczą, która miała przyjrzeć się naszemu Układowi Słonecznemu. Badacze zasugerowali, że "statek" mógł poruszać się przy pomocy ciśnienia światła słonecznego (tę samą technologię wykorzystują pojazdy kosmiczne wysyłane w kosmos z Ziemi). Obiekt może być także odłamkiem większego "sprzętu", który rozpadł się w przestrzeni kosmicznej. Naukowcy sugerują, że nawet jeśli mamy do czynienia z naturalnym tworem, i tak jest to przełomowe odkrycie, ponieważ jego kształt i to, jak bardzo jest cienki wskazuje, że w kosmosie mogą tworzyć się obiekty o nieznanej nam do tej pory strukturze, wykorzystujące energię słoneczną do tego, by się przemieszczać.
czytaj dalej
Obiekt widoczny na archiwalnym zdjęciu, przypomnianym w niedzielę przez amerykańską agencję kosmiczną NASA, to kapsuła sondy kosmicznej Genesis. Która - jak twierdzą naukowcy - nigdy nie powinna była rozbić się o piaszczystą glebę Utah. Po prostu coś poszło nie tak.
Misja Genesis
Misja Genesis rozpoczęła się 8 sierpnia 2001 roku. Wtedy z Przylądka Canaveral wystartowała rakieta, która wyniosła w kosmos bezzałogową sondę. Jej zadaniem było pobrać próbki materii z wiatru słonecznego i wrócić na Ziemię.
Naukowcy mieli nadzieję, że dzięki zgromadzonym danym o cząsteczkach płynących z korony Słońca uda im się dokładniej określić skład naszej gwiazdy. Dodatkowo chcieli dowiedzieć się więcej na temat materii, która stworzyła Układ Słoneczny i wszystkie jego planety.
Aby mogła dostarczyć na Ziemię pobrane próbki, sondę Genesis wyposażono w kapsułę powrotną. Znajdowały się tam pojemniki z materiałem zebranym w trakcie dwuletniego okrążania punktu Lagrange'a L1 - jednego z miejsc w kosmosie, gdzie równoważy się grawitacja z Ziemi i Słońca.
Sonda została wyposażona w zestaw "pułapek" do przechwytywania próbek. - Materiały użyte w kolektorach Genesis musiały być wystarczająco silne, aby urządzenia mogły uruchamiać się bez zerwań, zatrzymać nagrzane próbki podczas zbierania i zachować dostateczną czystość, aby od razu można było analizować składniki wiatru słonecznego - tak 3 września 2004 roku tłumaczyła Amy Jurewicz, naukowiec pracująca nad projektem Genesis.
Nie mogła przewidzieć, że pięć dni później część kapsuły, wraz z cennymi pojemnikami, z prędkością 310 kilometrów na godzinę uderzy w ziemię w stanie Utah.
Źle zamontowano czujniki
Miało być zupełnie inaczej. W drodze powrotnej na Ziemię, niecałe 127 sekund po wejściu do atmosfery, miał uwolnić się pierwszy spadochron, który miał spowolnić i ustabilizować lot sondy. Następnie powinien otworzyć się główny spadochron, zapewniając kapsule łagodne zejście nad poligon testowy w stanie Utah.
Na opublikowanym przez NASA zdjęciu widać helikoptery. Czuwały one w pobliżu, by przechwycić kapsułę jeszcze w powietrzu i dostarczyć ją bezpośrednio do sterylnych pomieszczeń laboratoryjnych, by uniknąć zanieczyszczenia próbek.
Niestety, sonda spadła z ogromną prędkością, ponieważ nie otworzył się żaden ze spadochronów.
Po dokładnym zbadaniu pozostałości obiektu uznano, że błąd wynikał ze złego zamontowania czujników, nie większych niż końcówka ołówka automatycznego. To one miały śledzić rosnące przeciążenie i spowodować, by na czas otworzyły się spadochrony. Nie zadziałały.
Poważnie uszkodzone resztki sondy zaryły w pustynny piasek. Cenny ładunek został przemieszany i zanieczyszczony.
"Odpowiedzieliśmy na kilka ważnych pytań"
Nie można jednak mówić o całkowitym niepowodzeniu misji Genesis. Niektóre próbki przetrwały, można je było badać. W ciągu kilku lat opublikowano serię artykułów naukowych opisujących ustalenia poczynione dzięki misji Genesis.
- Słońce zawiera ponad 99 procent materiału obecnego w naszym Układzie Słonecznym, więc dobrze było je lepiej poznać - powiedział w 2011 roku Don Burnett z California Institute of Technology, główny badacz w misji Genesis.
Przyznał, że przedsięwzięcie okazało się dużo trudniejsze niż zakładano. Zapewnił jednak, że choć nie zakończyło się zgodnie z oczekiwaniami i tak pozwoliło odpowiedzieć na więcej pytań niż niejedna misja zakończona pomyślnie.
źródło: TVN24
czytaj dalej
„My z Korą zawsze sobie mówiliśmy, że jedno bez drugiego nie może żyć. I że jak ja umrę, to Kora też nie będzie mogła żyć i ja mówiłem to samo. Okazuje się, że istnieje życie po śmierci...” – mówi w Porannej rozmowie w RMF FM Kamil Sipowicz - poeta, pisarz i filozof, a prywatnie mąż zmarłej przed kilkoma miesiącami Kory Jackowskiej.
I dodaje: „Żyję, ponieważ czuję opiekę i ochronę Kory. A byłem w tak skrajnych różnych sytuacjach przez ostatnie dwa miesiące, że bez jej pomocy bym najprawdopodobniej nie przeżył. Wydaje mi się, że jej zależy, żebym żył, żebym był zdrowy, żebym działał”. Sipowicz stwierdza: "Odczuwam łączność z Korą. Personalny kontakt. Nie tylko z energią, ale też z osobą".
W internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM filozof i pisarz przyznał, że nie posprzątał w domu pamiątek, jakie pozostały po jego żonie. W tej chwili zostawiłem rzeczy po Korze tak, jak są. Tak jak ona by była, jakby wyszła. Jakoś dobrze się w tym czuje, że zostały jej rzeczy, energia, ubrania. (...) W tej chwili jest wszystko tak, jak jest i jest mi z tym dobrze - tłumaczył Sipowicz. W rozmowie często żartował i uśmiechał się. Akty rozpaczy, jakie mnie łapią - a łapią - na szczęście nie są długie. Wyciągam się sam z nich. Może dzięki interwencji Kory. Jak docierają do mnie różne rzeczy, jak znajduję jej przedmioty, to jest dla mnie straszne przeżycie - przyznał gość RMF FM.
Robert Mazurek, RMF FM: Dzień dobry. Państwa i moim gościem jest Kamil Sipowicz - poeta, filozof.
Kamil Sipowicz: Dzień dobry, witam serdecznie.
Panie Kamilu, czy jest życie po śmierci bliskiej osoby?
Jest życie po śmierci, tak. Jestem przekonany już w tej chwili, że istnieje życie po śmierci. Zawsze wątpiłem i wierzyłem. W wierze jest też w środku wątpienie, ale jestem przekonany w tej chwili, że istnieje życie po śmierci.
Jakieś życie po śmierci. A czy odczuwa pan jakąś łączność z pańską żoną Korą? Trzy miesiące temu Kora zmarła.
Tak, odczuwam. Mam personalny kontakt. Mówiło się o energii, często jest taka narracja, że to energia. Ale ja mam kontakt z osobą.
Nie z energią, tylko z osobą?
Nie tylko z energią, ale też z osobą, więc nie mogę jako filozof powiedzieć, jaka to jest rzeczywistość - czy jest to rzeczywistość duchowa czy to są na przykład światy równoległe i to się zgadza, powiedzmy, ze współczesną fizyką kwantową... Ale ta rzeczywistość istnieje i istnieje wpływ ludzi zmarłych na nasze życie, na pewno.
ŹRÓDŁO: https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-kamil-sipowicz-czuje-opieke-i-ochrone-kory-okazuje-sie-ze-je,nId,2651501#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
czytaj dalej
23 października 2018 roku spłonął praktycznie całkowicie kościół baptystów w Wakefield w stanie Massachusetts. Świątynia została zbudowana 150 lat temu i była bardzo znanym obiektem turystycznym. Był to również jeden z najstarszych kościołów w Stanach Zjednoczonych. Według naocznych świadków, ogień powstał z powodu uderzenia pioruna podczas silnej burzy. Powstały pożar całkowicie zniszczył dach, ściany działowe i całe wnętrze świątyni.
Intrygujące jest to, że jedyną rzeczą która przetrwała pożar praktycznie w stanie idealnym jest obraz Jezusa Chrystusa. Jezus jest przedstawiony w białej szacie i wyciąga ręce do wiernych ze śladami stygmatów. Obraz wisiał na ścianie obok drzwi wejściowych, a gdy znaleziono go pod zwęglonymi belkami stropów, ludzie nie mogli długo wierzyć w to, co ujrzeli. Nawet drewniana rama obrazu była w stanie idealnym.
Na miejscu spalonej świątyni zostanie zbudowana nowa. Gdy strażacy przybyli na wezwanie o godzinie 19 czasu lokalnego, pożarowi przypisano poziom 7 w skali zagrożenia. Dach był już całkowicie otoczony płomieniami. Pomimo relacji naocznych świadków o uderzeniu pioruna, oficjalna przyczyna pożaru nie została jeszcze podana.
czytaj dalej
Na pocztę FN dostaliśmy właśnie kilka najnowszych zdjęć z łazika na Marsie. Na całym świecie są osoby, które uważnie oglądają te zdjęcia i starają się znaleźć ślady pozostałości po dawnej cywilizacji na Czerwonej Planecie.
-----Original Message-----
From: [...]
Sent: Friday, October 26, 2018 5:01 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: foto Mars
Witam,
od 20 października (Sol 2206)Curiosity znowu przesyła zdjęcia z Marsa, to znaczy NASA je udostępnia. W załączeniu kilka ciekawostek. Polecam oglądanie ze szkłem powiększającym.
Pozdrowienia,
mara
/poniżej oczywiście wykadrowane fragmenty zdjęć, na końcu podajemy także ich numery/
oryginały zdjęć - numery
Sol 5083 Opportunity, Mars
Sol 1939 MR, Curiosity, Mars
Sol 1938 MR, Curiosity, Mars
Sol 2039 ML Curiosity, Mars
Sol 2044 NLB Curiosity, Mars
Sol 2044 ML Curiosity, Mars
Sol 2044 ML Curiosity, Mars
Sol 2009 MR Curiosity, Mars
Sol 2032 NRB Curiosity, Mars
Sol 2034 NLB Curiosity, Mars
Sol 2035 NRB Curiosity, Mars
Sol 2062 ML Curiosity, Mars
Sol 2062 ML Curiosity, Mars
Sol 2084 Mastcam34, Curiosity, Mars
Sol 2107 ML, Curiosity, Mars
Sol 2107 NLB, Curiosity, Mars
Sol 2156 NLB, Curiosity, Mars
Sol 2115 ML, Curiosity, Mars
Sol 2119 ML, Curiosity, Mars
Sol 2132 ML, Curiosity, Mars
Sol 2132 ML, Curiosity, Mars
Sol 2156 ML, Curiosity, Mars
Sol 2157 MR, Curiosity, Mars
Sol 2157 ML, Curiosity, Mars
Sol 2157 ML, Curiosity, Mars
Sol 2160 ML, Curiosity, Mars
Sol 2160 ML, Curiosity, Mars
Sol 2160 ML, Curiosity, Mars
Sol 2161 ML, Curiosity, Mars
Sol 2161 NRB, Curiosity, Mars
Sol 2165 MR, Curiosity, Mars
Sol 2172 ML, Curiosity, Mars
Sol 2169.MR, Curiosity, Mars
Sol 2169 ML, Curiosity, Mars
Sol 2169 MR, Curiosity, Mars
Sol 2170 MR, Curiosity, Mars
Sol 2170 ML, Curiosity, Mars
Sol 2172 ML, Curiosity, Mars
Sol 2172 MR, Curiosity, Mars
Sol 2199 RLA, Curiosity, Mars
czytaj dalej
Zdjęcie góry lodowej o płaskiej powierzchni i kątach prostych zamieściła w portalu społecznościowym amerykańska agencja kosmiczna NASA. Naukowcy zapewniają, że jest twór zupełnie naturalny. Fragment oddzielił się od rozpadającego się szelfu lodowego. Proste linie nie są niczym niezwykłym w przypadku tak zwanych stołowych gór lodowych, które łamią się wzdłuż naturalnych pęknięć i szczelin.
Zdjęcie zostało zrobione w zeszłym tygodniu przez naukowców z samolotu badawczego NASA. Takie obiekty nie są jednak nieznane, a nawet mają nazwę - stołowe góry lodowe. Są płaskie, długie i tworzą się poprzez oderwanie od krawędzi lodowych półek.
Kelly Brunt, glacjolog z NASA i University of Maryland, powiedziała, że proces formowania był podobny do paznokcia, który rósł zbyt długo i w końcu się odłamał.
- "Co sprawia, że jest to trochę niezwykłe, bo wygląda prawie jak kwadrat" - dodała w rozmowie z BBC.
Trudno dokładnie określić, jak duża jest góra lodowa ze zdjęcia, ale eksperci twierdzą, że prawdopodobnie ma ponad 1,6 km szerokości. Podobnie jak w przypadku wszystkich gór lodowych, część widoczna na powierzchni to tylko fragment całości - w tym przypadku około 10%.
czytaj dalej
Titanic II w 2022 roku ma ponownie wypłynąć w rejs. Jego koszt budowy to 500 milionów dolarów. 2022 roku nastąpi reaktywacja słynnego brytyjskiego transatlantyku. Replika Titanica swoją premierową podróż rozpocznie w Dubaju, a zakończy w angielskim mieście Southampton. Rejs ma potrwać dwa tygodnie.
Od tego momentu Titanic II regularnie będzie kursował między Anglią i Stanami Zjednoczonymi latem, zaś w pozostałych miesiącach trasa statku będzie wiodła dookoła świata.
Titanic XXI wieku ma niemal w 100 procentach odwzorowywać swój legendarny pierwowzór, który zatonął w kwietniu 1912 roku. Ma mieć identyczne, luksusowe wnętrza, układ kabin, a także menu.
Na nowym statku również będzie obowiązywać podział na klasy, który będzie ściśle przestrzegany - najbogatsi będą odseparowani od pasażerów z klasy ekonomicznej. Goście będą mieli do dyspozycji basen oraz siłownię. Statek ma mieć dziewięć pokładów i 840 kabin. W sumie pomieści 2400 gości oraz 900 osób z załogi.
Podstawową różnicą między nowym Titanikiem a jego pierwowzorem mają być bardziej nowoczesne i udoskonalone systemy ratunkowe, nawigacyjne oraz wszelkie inne zabezpieczenia.
Koszt budowy statku szacowany jest na 500 milionów dolarów, czyli ok. 1,8 miliarda złotych. Pomysłodawcą całego tego niezwykłego przedsięwzięcia jest australijski miliarder i były polityk, Clive Palmer.
Zapał wszystkich chętnych musimy jednak trochę ostudzić. Jeszcze nie ruszyła oficjalna sprzedaż biletów na rejs nowym Titanikiem, ale już można przypuszczać, że ich ceny będą wbijać w fotel. Portal Traveljee na podstawie cen biletów na oryginalny rejs w 1912 roku oraz inflacji oszacował, że gdyby poziom został utrzymany, teraz ceny zaczynałyby się od 460 dolarów (ok. 1720 zł), a kończyły na 50 tysiącach dolarów (187 tysięcy zł).
Podczas premierowej podróży statek przetransportuje pasażerów z Southampton do Nowego Jorku. Później będzie opływał całą ziemię, inspirując i oczarowując przy tym wszystkich ludzi. Jednocześnie będzie też zwracał na siebie uwagę w każdym porcie, do którego dobije - mówił Clive Palmer.
Poniżej zdjęcie przysłane przez naszego sympatyka.
czytaj dalej
Najsłynniejszy polski jasnowidz Krzysztof Jackowski zdradza technikę swojej pracy. Opowiada o najnowszym przypadku, który rozwiązał! „Ten jeden przypadek, dla mnie osobiście będzie cieniem nadziei, że życie dalej istnieje”.
Na samym początku nagrania wywiadu jasnowidza z Człuchowa na kanale YouTube „Krzysztof Dęga Zaprasza” opowiada czym jest cmentarz i czym tak naprawdę jest pomnik zmarłego.
– Co mogę powiedzieć w dniu zmarłych? Nigdy nie traktujcie cmentarza, w sposób taki, że to jest tylko pomnik, historii jakiegoś człowieka. Kiedyś to także będzie na tym czy innym cmentarzu nasz pomnik! Naszego życia. Muszę państwu powiedzieć, że na licznych przypadkach spraw, które wykonywałem w swoim życiu. Gdzie doprowadziłem osobę zmarła do odnalezienia. Ja wiem, ja czuję to, że dusza osoby zmarłej pomaga mi w tym żebym znalazł ciało.
Tutaj jasnowidz z Człuchowa podaje przykład, jak dusza pomogła mu odnaleźć zaginione ciało.
– W ubiegłym roku w okresie października, zaginął mężczyzna, Pan Figiel z Warszawy. 70-kilkuletni mężczyzna, który z żoną i z jedną Panią z rodzinny był na cmentarzu Bródnowskim, jednym z największych cmentarzy w Europie. W pewnym momencie powiedział, że go biodro boli i pójdzie do domu i rozstał się z tą żoną i z tą Panią na tym cmentarzu. Jak poszedł tak zaginął. Rodzinna się do mnie zgłosiła 9 dni po jego zaginięciu. Wtedy gdy policja przeszukała całą okolicę cmentarza i sam cmentarz, bez skutku. Dostałem czapkę tego człowieka, pocztą mi przysłali na 9. dzień od zaginięcia. Pół dnia trzymałem to w ręku, zastanawiałem się, byłem już zrezygnowany, myślałem, że go już nie odnajdę.
– W pewnym momencie, w takich nerwach jeszcze raz usiadłem i poczułem słowa! Wyszedłem z cmentarza, przeszedłem jedną przecznicę, doszedłem do drugiej przecznicy i pomyślałem „wrócę do nich”! Zarazem miałem wrażenie, że jak on pomyślał „wrócę do nich” to poszedł w lewo. Zerwałem się z fotela! Do komputera i włączyłem google maps. Cmentarz Bródnowski, wyjście, aha poszedł w tym kierunku, bo wiedziałem gdzie mieszka. Czyli poszedł w kierunku tam gdzie mieszka, pomyślał „wrócę” i poszedł w lewo. Tam jest jego koniec!”
– Przybliżyłem mapę i okazało się, że w lewo jest ulica Podobna. Gdy przybliżyłem tę ulicę na zdjęciach, pomyślałem, że nie ma możliwości by zwłoki tam leżały aż 9 dni. Po jednej stronie domki jednorodzinne, po drugiej stronie trawnik i, po 10 metrach, wysoki mur boczny Cmentarza Bródnowskiego. Mimo wszytko wydrukowałem to, nakreśliłem na mapie i wysłałem rodzinie. Godzinę później rodzina dotarta w to miejsce na ulicę Podobną w Warszawie. I syn tego mężczyzny do mnie zadzwonił: Proszę Pana znaleźliśmy ciało ojca.
– Okazało się, że ten człowiek leżał pomiędzy takimi słupami betonowymi, zdemontowanymi z ulicy. One leżał między tymi słupami a murem, także de facto ludzie przechodzili przez te 9 dni obok jego zwłok i nikt go nie widział – a on leżał kawałek dalej w tym miejscu.
– Coś wam powiem, nie mijajcie grobów bliskich czy obcych jako tylko pomników ich życia. Oczywiście ich tu nie ma. Jaki sens by miało istnienie duszy aby dusza tkwiła przed swoją mogiła. Ale te miejsca to są ostanie momenty, kiedy z ciał wyzwala się dusza. Te ciała, nie będące z duszą, tu są. Kiedy tego samego dnia cieszyłem się, że Pana Figla odnalazłem, wieczorem po paru godzinach od jego znalezienia u siebie w domu w pomieszczeniu poczułem, że Pan Figiel jeszcze ode mnie nie odszedł. I w myślach powiedziałem, teraz ty mi powiedz jak się umiera?
Wted,y jak mówi jasnowidz Krzysztof Jackowski, dusza zmarłego powiedział do niego zdanie, które daje mu nadzieję, że po śmierci dalej jest życie.
– Poczułem jego głos. Jedno zdanie.
– „Oni już mnie mają i beczą a ja byłem w tylu ciekawych miejscach.” To brzmiało jakby miał pretensje, że to ciało znaleźliśmy. Że on musi teraz przez chwilę teraz się zainteresować się zwłokami i tą beczącą rodzinną. Nigdy tych słów Pana Figla nie zapomnę. Nawet jak mi nie daj Boże, przyjdzie umierać to nawet ten jeden przypadek, dla mnie osobiście będzie cieniem nadziei, że życie dalej istnieje.
Cały film poniżej.
czytaj dalej
12 października 2018 w niewielkiej wsi w regionie Biełmorska z nieba zaczęły spadać martwe gęsi i kaczki. Wioska znajdowała się na ich trasie migracyjnej. Nie wiadomo, co stało się ptactwu, choć zdarzenie jest żywo komentowane przez zwolenników teorii o katastrofalnych skutkach wpływania człowieka na klimat.
Masowe zgony ptactwa to znak naszych czasów. Od 2011 roku, kiedy w Arkansas w USA z nieba spadły tysiące martwych szpaków zdarzenia tego typu zdarzają się cyklicznie. W Rosji także. W 2012 i 2013 roku dochodziło tam do niewyjaśnionych zgonów szpaków oraz jemiołuszek.
Wraz z kolejnymi podobnymi incydentami wciąż powracają te same teorie. Ornitolodzy sugerują, że ptakom przeszkodziła mgła i słaba widoczność, zaś na drugim biegunie znajdują się teorie o śmiercionośnej działalności człowieka. Do masowych zgonów ptactwa przyczyniać mają się programy zajmujące się sterowaniem pogodą. W USA jest to HAARP - konstrukcja znajdująca się w miejscowości Gakona na Alasce. Jej oficjalnym celem jest badanie aktywności zorzy polarnej przy użyciu wysokich częstotliwości, sugeruje się jednak, że znacznie bardziej istotną rolą HAARP jest kontrolowanie pogody.
Choć może to zabrzmieć nieprawdopodobnie, zagadnienie to już od lat nie jest tylko niepotwierdzoną teorią zwolenników spisku. O kontrolowaniu pogody niedawno wypowiedział się amerykański specjalista ds. kontroli klimatu z Rutgers University, Alan Robock. Mężczyzna przyznał, że kilka lat wcześniej zadzwonił do niego konsultant CIA z pytaniem, czy państwa wrogie USA mogą wpływać na światową pogodę.
Do manipulacji pogodą dochodzić miało już podczas wojny w Wietnamie, kiedy to Amerykanie używali techniki "zasiewania chmur". Polega ona na rozpylaniu substancji, które wpływają na opady - wywołują deszcz lub sprawiają, że chmury zaczynają się rozrzedzać. Tej samej techniki używała podobno Rosja podczas zakończonego w lipcu mundialu.
Czy to możliwe, że manipulacje pogodą przyczyniły się do śmierci ptaków w Karelii? Jest to tylko jedna z hipotez. Choć oprócz teorii o mgle wszystkie mają wspólny mianownik - zgony są wynikiem działalności człowieka, nie natury.
źródło: https://facet.onet.pl/strefa-tajemnic/martwe-ptaki-w-rosji-to-przez-kontrolowanie-pogody/cq8vzt9
/nadesłane przez czytelnika serwisu FN/
czytaj dalej
Satelity NASA zaobserwowały bardzo dziwne zachowanie supermasywnej czarnej dziury w gwiazdozbiorze Pegaza.
Do tej pory powszechnie uważano, że nic nie jest w stanie opuścić czarnej dziury. Jej pole grawitacyjne miało zatrzymywać nawet światło. Badania nad czarnymi dziurami trwają i rodzą wiele wątpliwości. Teraz naukowcy mają kolejną zagwozdkę do rozwiązania, ponieważ po raz pierwszy zauważono, że coś opuszcza czarną dziurę.
Zanotowano gigantyczną erupcję promieniowania rentgenowskiego. Pochodziło ze środka supermasywnej czarnej dziury znajdującej się w gwiazdozbiorze Pegaza, około 324 mln lat świetlnych od Ziemi.
Naukowcy uważają, że wiązkę wystrzeliła tzw. korona. Korony to źródła promieniowania rentgenowskiego gromadzące się wokół czarnych dziur. Nowe odkrycie sugeruje, że korony mogą nagle wystrzelić wiązkę promieniowania z czarnej dziury.
Po raz pierwszy udało nam się zarejestrować aktywność korony w postaci błysku. To pomoże nam zrozumieć, w jaki sposób supermasywne czarne dziury zasilają jedne z najjaśniejszych obiektów we wszechświecie - powiedział Dan Wilkins z kanadyjskiego Saint Mary’s University in Halifax.
czytaj dalej
Niezidentyfikowany obiekt latający, emitujący białe światło, zauważono nad Pekinem. Na nagraniach widać, jak na nocnym niebie pojawia się stożkowy kształt, który gwałtownie zmienia rozmiar.
Podobne zjawisko zauważono w Regionie Autonomicznym Mongolii Wewnętrznej oraz w prowincji Shaanxi.
Według jednej z teorii są to zjawiska powstające w wyniku spalania paliwa przez samolot, lecący na wysokości wystarczającej do odbicia promieni słonecznych. Czy tak jest jednak rzeczywiście? Poniżej screen z filmu:
I sam film.
czytaj dalej
O książce pisaliśmy sporo w serwisie FN. To dokładna relacja o jednym z najsłynniejszych Bliskich Spotkań Trzeciego Stopnia w historii naszej planety, czyli spotkania z UFO nad rzeką Pascagoula w 1973 (USA).
https://www.nautilus.org.pl/artykuly,3552,nowe-fakty-w-sprawie-bliskiego-spotkania-trzeciego-stopnia-nad.html
W USA w hotelu Paradise Deli & Grill było pierwsze spotkanie z czytelnikami, a Calvin Parker podpisywał książki. Oto kilka fotografii z tego spotkania.
czytaj dalej
Poniżej treść wiadomość, którą dostaliśmy od czytelnika serwisu 12 października 2018:
Witam serdecznie, Szanowna redakcjo przesyłam Wam link do bardzo interesującego tekstu na temat wybuchu możliwego konfliktu światowego z użyciem broni masowego rażenia ( w tym tej najbardziej śmiercionośnej- atomowej)! Mam tu na myśli toczącą się już, pełzającą III wojnę światową o której mówili najbardziej sławni prorocy naszych czasów:Nostradamus, Edgar Cayce, Baba Wanga (mówiła że III WŚ wybuchnie jak upadnie Syria!)Mówią o tym także obecnie żyjący: serbski tarocista Nikola Stojanowicz,czy Polacy;jasnowidz Krzysztof Jackowski i pisarz Igor Witkowski.Oto link do tekstu:
https://pl.sputniknews.com/opinie/201807278477695-Sputnik-Iran-USA-atak-konflikt-III-wojna-swiatowa/
Pozdrawiam serdecznie całą załogę okrętu!
P.S.
Proszę zasięgnąć opinii panów Krzysztofa Jackowskiego i Igora Witkowskiego w tej sprawie.Czy znają ten tekst? Bo jest tam bardzo dużo, bardzo interesujących informacji!
Dziękujemy za wiadomość. Zwrócimy się z takim pytaniem do obu panów. Poniżej tekst publikacji w w serwisie sputniknews.
„Atak USA na Iran wywoła III wojnę światową"
„Przyniesie to światu wojnę na ogromną skalę. Czy Amerykanie gotowi są do takiej wojny dla jakichś kilku awantur?" - powiedział gazecie Wzgliad ekspert wojskowy Aleksiej Leonkow, poproszony o skomentowanie oświadczenia w sprawie ewentualnego ataku USA na irańskie obiekty jądrowe.
Redaktor czasopisma „Arsenał Otieczestwa", ekspert wojskowy Aleksiej Leonkow zauważył, że ewentualna decyzja USA o przeprowadzeniu ataku na obiekty jądrowe Iranu grozi środowisku i życiu cywilów poważnymi konsekwencjami.
„Atak na jakikolwiek obiekt jądrowy, w tym elektrownię atomową, jest równoznaczny z użyciem broni masowego rażenia. Przypomnijmy sobie Czarnobyl. Po awarii na elektrowni jądrowej w Czarnobylu skażeniu uległ ogromny obszar. Taka decyzja graniczyć będzie z szaleństwem" — powiedział ekspert.
Według jego słów nawet atak z użyciem pocisków manewrujących, które w ogromnej ilości stoją na wyposażeniu USA, może doprowadzić do katastrofalnych następstw. Jednocześnie trzeba mieć na uwadze zdolności obronne Iranu, który ma na swoim wyposażeniu nowoczesne systemy przeciwlotnicze, zwłaszcza systemy rakietowe Tor oplatające strategiczne obiekty.
„Iran dysponuje dziś systemami S-300 i innym uzbrojeniem, w tym rakietami operacyjno-taktycznymi o zasięgu 2 tysięcy kilometrów" — zauważył Leonkow.
W przypadku ataku Iran zaatakuje sojuszników USA w regionie. Rakiety polecą najpierw w stronę Izraela, w także baz wojskowych USA w Katarze i Arabii Saudyjskiej.
Leonkow podkreślił, że Iran ma dwóch niezawodnych sojuszników — Rosję i Chiny, dla których Islamska Republika stała się głównym dostawcą węglowodorów. Dlatego ich wysiłki „będą skierowane na to, żeby tego rodzaje akty agresji nie miały miejsca". Rosyjski ekspert przypomniał, że gdy Izrael planował przeprowadzić atak na Iran i namawiał USA do udzielenia mu poparcia, Chiny ostrzegały, że rozmieszczą przy wszystkich strategicznych irańskich obiektach do 10 tysięcy żołnierzy i będą traktować atak jako agresję na ich własny kraj. „A czy USA chcą ryzykować wojną z Chinami? Zaczynać III wojnę światową?" — powątpiewa ekspert.
Co się tyczy obietnic Australii, która oferuje USA swoją pomoc w ataku na Iran, Leonkow nazywa to „wydymaniem policzków". Już w czasie irackiej operacji udział Sydneya ograniczał się do obecności kilku okrętów, które zajmowały się ochroną lotniskowców i zapewnianiem łączności. W walkach Australijczycy nie brali udziału, odgrywali rolę drugorzędną.
Iran rozpęta światowy kryzys?
Mówiąc o ewentualnym zainteresowaniu Izraela tego rodzaju atakiem, Leonkow ostrzegł przed tym, że system obrony powietrznej Żelazna Kopuła i Proca Dawida może okazać się nieskuteczny wobec irańskich rakiet. „Część irańskich rakiet tak czy inaczej doleci do celu. A czy siły powietrzne dolecą do Iranu — to już nie jest takie pewne. Czy Izraelowi potrzebne są ofiary wśród własnej ludności? Iran może wystrzelić w obiekty wojskowe Izraela ciężkie rakiety balistyczne. Żeby zestrzelić taką rakietę potrzeba wielu antyrakiet" — powiedział Leonkow i dodał, że Izrael dysponujący amerykańskimi Patriotami miał kłopot z przechwyceniem jednostopniowych rakiet Scud, z których użyciem Irak atakował Izrael.
O amerykańskich planach ataku na obiekty jądrowe Iranu poinformowały źródła w australijskim rządzie. Według informacji lokalnego nadawcy ABC swoją gotowość wsparcia USA w tej operacji wyrazili australijscy wojskowi i brytyjskie służby specjalne.
czytaj dalej
Czy czeka nas zima stulecia? Jasnowidz Jackowski nie ma wątpliwości. „W stosunku do innych zim, będzie poważna i tęga
Tegoroczna zima ma być zmienna, najpierw będzie się ona objawiała dość łagodnie, aby w połowie grudnia po raz pierwszy pojawiły się minusowe temperatury. Według prognozy AccuWeather pierwsze przymrozki mają nastąpić pod koniec listopada, minusowe temperatury w ciągu dnia odnotujemy w połowie grudnia, a prawdziwe załamanie pogody z temperaturami 1-2 stopnie niższymi ma nastąpić w styczniu. Podobne przewidywania jak synoptycy ma znany jasnowidz Krzysztof Jackowski.
Według prognoz AccuWeather tegoroczna zima ma rozpocząć się dość łagodnie, a na dobre rozkręci się dopiero po nowym roku. Jasnowidz Jackowski pierwszy atak zimy widzi już po 22 października. Mogą się pojawiać epizody ze śniegiem. To nie będzie jeszcze zima, ale spore ochłodzenie – mówi o końcówce miesiąca.
Pierwsze przymrozki pojawią się pod koniec listopada, ale wówczas temperatura spadnie poniżej zera jedynie w nocy. Okres z temperaturami poniżej zera możemy odnotować dopiero w połowie grudnia, pierwsze dwa tygodnie miesiące zdaniem synoptyków z AccuWeather mają być wyjątkowe ciepłe. Od trzeciego tygodnia zacznie się ochładzać, wówczas spadnie też śnieg, jednak nie utrzyma się on długo.
Grudzień zacznie się w moim odczuciu w miarę ciepło, ale wtedy doświadczymy też pierwszego poważnego ataku zimy. Wydaje mi się, że w okresie między 15 a 24 grudnia może padać obfcie śnieg i chwycić tęgi mróz – mówi o grudniu Jackowski, po raz kolejny więc widzi to podobnie, jak synoptycy.
Prawdziwe załamanie pogody nastąpi w styczniu, wówczas mróz ma utrzymywać się przez trzy tygodnie a średnia temperatura z miesiąca będzie niższa o 1-2 stopnie Celsjusza niż w ubiegłych latach. Oprócz niskich temperatur synoptycy spodziewają się również śniegu, który tym razem może utrzymać się nieco dłużej. W związku z tym, że do nowego roku jeszcze trzy miesiące prognozy te mogą się jeszcze zmienić.
Jednak także w przypadku prognozy na styczeń Jackowski zgodny jest z prognozami synoptyków. W styczniu i w lutym będzie już poważna zima. W stosunku do innych zim, w ostatnich ośmiu, dziewięciu latach, to będzie poważna i tęga zima. Przyszłoroczny styczeń i luty to będą okresy zimy, której od dawna u nas nie było. W styczniu, a nawet już w grudniu mogą wystąpić ostre mrozy – zdradza jasnowidz.
Źródło: AccuWeather/Super Express/NCzas
czytaj dalej
SpaceX po raz kolejny zmylił mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Ostatnie manewry z rakietą okazały się na tyle widowiskowe, że nie brakowało osób, które zaczęły podejrzewać, że mają do czynienia zobiektem UFO.
W niedzielę w nocy rakieta SpaceX po raz pierwszy wylądowała na lądzie, po tym jak wyniosła na orbitę satelitę obserwacyjnego SAOCOM-1A. Oddzielenie się od siebie modułów rakiety spowodowało nietypowe zjawisko świetlne na niebie, przez co w Kalifornii wzrosła liczba wyszukiwań hasła UFO w przeglądarce Google.
Podobna sytuacja miała miejsce w grudniu minionego roku. Wówczas to bazy Vandenberg w Kalifornii wystrzelona została rakieta Falcon 9, za pomocą której na orbitę trafiło 10 satelitów. Cała operacja była niezwykle widowiskowa – na niebie można było bowiem dostrzec jasną, podłużną smugę przypominającą kształtem meduzę. Właśnie to niecodzienne zjawisko, widoczne od Kalifornii po Arizonę, wywołało zaniepokojenie licznych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Ci, którzy nie śledzą na bieżąco działalności Elona Muska, mogli się poczuć zaskoczeni, gdy spojrzeli w niebo. Poskutkowało to setkami telefonów alarmowych i doniesieniami w mediach społecznościowych o UFO panoszącym się po amerykańskim niebie.
Sprawę skomentował burmistrz Los Angeles Eric Garcetti, pisząc na Twitterze: „Nie, zdecydowanie to nie kosmici”. Co ciekawe, wśród internautów w USA wybuchła panika, choć o planach SpaceX informowała wcześniej nie tylko sama firma, ale też amerykańskie Siły Powietrzne.
Podobna sytuacja miała miejsce w grudniu minionego roku. Wówczas to bazy Vandenberg w Kalifornii wystrzelona została rakieta Falcon 9, za pomocą której na orbitę trafiło 10 satelitów. Cała operacja była niezwykle widowiskowa – na niebie można było bowiem dostrzec jasną, podłużną smugę przypominającą kształtem meduzę. Właśnie to niecodzienne zjawisko, widoczne od Kalifornii po Arizonę, wywołało zaniepokojenie licznych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Ci, którzy nie śledzą na bieżąco działalności Elona Muska, mogli się poczuć zaskoczeni, gdy spojrzeli w niebo. Poskutkowało to setkami telefonów alarmowych i doniesieniami w mediach społecznościowych o UFO panoszącym się po amerykańskim niebie.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie