Dziś jest:
Piątek, 22 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania newsa do działu "FN 24": nautilus@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Na Antarktydzie odkryto tajemnicze obiekty układające się w dziwną konstrukcję. Bloger odkrył za pomocą Google Maps, niezidentyfikowany, tajemniczy obszar na Antarktydzie. Ludzie snują przypuszczenia, że to tajna baza lub starożytne miasto.
Tajemniczy, niezidentyfikowany dotąd, rozciągający się na ponad kilometr obszar, zwrócił uwagę youtubera o pseudonimie Conspiracy Depot. Mężczyzna odnalazł dziwne odkształcenia na mapie satelitarnej Google Maps, a swoim odkryciem podzielił się na YouTube.
Wygląda to trochę na jakiś błąd google maps i zmultiplikowanie jednej anomalii związanej z naturalnym wzniesieniem, gdyż obiekty są zbyt podobne do siebie. Pojawiły się teorie, że może to być dawna osada (obszar odpowiada wielkością małemu miasteczku) lub baza badawcza.
czytaj dalej
„Trójkątne UFO” zostało dostrzeżone w pobliżu tajnej amerykańskiej bazy wojskowej. Pojawiły się spekulacje, że to tajemniczy samolot TR-3B na testach w Teksasie.
Nagranie zarejestrowane w tym tygodniu ukazuje „UFO w kształcie trójkąta” przelatujące nad niebem w El Paso w Teksasie. Obiekt powiązano z ściśle tajną amerykańską technologią opracowaną w pobliskiej bazie wojskowej.
Komentatorzy spekulowali, że obiekt to samolot TR-3B, który jest częścią tajnego projektu rządowego. Kilka obserwacji samolotów „czarnego projektu” odnotowano w pobliżu obszarów testowania wojskowego, takich jak Edwards Air Force Base w Kalifornii i United States Air Force Plant 42.
Człowiek, który sfilmował obiekt, zatrzymał samochód w drodze do pracy, by uchwycić niezwykły przedmiot, zanim ten zniknął. Wideo naddźwiękowego samolotu ma już tysiące odsłon po opublikowaniu w Internecie. Mężczyzna powiedział Daily Star:
– „Patrzyłem jak zwykle na wschód słońca, stojąc na czerwonym świetle. Po kilku minutach spojrzałem w prawo i zobaczyłem świecący trójkąt i pomyślałem, że to dziwne, więc zrobiłem kilka zdjęć i krótki film”.
Pobliski pas rakietowy White Sands związany jest z wieloma nietypowymi obserwacjami w El Paso. Baza armii USA jest największą i jedną z najskrytszych instalacji wojskowych w USA.
White Stands był pierwotnie wykorzystywany do przetestowania nowo opracowanej broni i jest niesławny jako pierwszy na świecie poligon doświadczalny dla bomby atomowej. Prawie wszystkie badania broni eksperymentalnej przeprowadzone na White Sands są udeokumentowane.
Jeden z widzów, który twierdził, że jest mieszkańcem El Paso, powiedział, że tajemnicze obserwacje UFO były częstym zjawiskiem w okolicy. Inny widz powiedział: „Wygląda mi to jak samolot TR-3B z okręgami pod każdym rogiem trójkąta.”
Jedna osoba skomentowała: „To prawdopodobnie tajna technologia wojskowa monitorująca niebo”. Kilka obserwacji tajnego samolotu szpiegowskiego zostało zauważonych w ciągu ostatnich tygodni nad Rosją i Australią.
czytaj dalej
Zjawisko jest znane od dawna - na niebie pojawia się pierścień z dymu. Wyjaśnienie jest proste - oto doszło do eksplozji fajerwerku, a efektem tego jest właśnie taki "pierścień z dymu". Czy w takim zjawisku jest coś więcej? Poprzez nasz serwis w facebook`u dostaliśmy ciekawą wiadomość.
Na świecie także obserwowano ten fenomen.
Poniżej materiał o tym zjawisku na youtube.com
czytaj dalej
Tuż przed 17. rocznicą ataków na World Trade Center z 11 września 2001 ujawniono niepublikowane dotąd wideo. Nagrał je operator telewizji CBS News, Mark LaGanga. Niepublikowane wcześniej wideo, które pokazuje skalę zniszczeń po zamachach z 11 września 2001 na World Trade Center, ukazało się w serwisie YouTube 31 sierpnia. Do tej pory film wyświetlono ponad 3,7 mln razy.
Na nagraniu widać m.in. upadek jednej z bliźniaczych wież, pracę ekip ratunkowych, wnętrza jednego ze zniszczonych budynków, a także uciekających w popłochu ludzi. Film trwa niecałe pół godziny.
czytaj dalej
MH370 znajduje się w kambodżańskiej dżungli - twierdzi Ian Wilson, który na Mapach Google dostrzegł zarys samolotu. To może być zaginiony w tajemniczych okolicznościach Boeing 777 linii Malaysia Airlines.
Kształt znaleziony w Google Earth przypomina samolot = pasuje nawet długość obiektu, czyli ok. 70 metrów. Tyle miał Boeing 777-200 MH370.
MH370 wystartował ze stolicy Malezji Kuala Lumpur i miał lecieć do Pekinu w dniu 8 marca 2014 rok. Na jego pokładzie było 227 pasażerów i 12 członków załogi.
O 1.19 rano kapitan Zaharie Ahmad Shah lub drugi pilot powiedział malezyjskim kontrolerom ruchu lotniczego: „Good night Malaysia Three Seven Zero”. Po tych ostatnich słowach samolot nagle zniknął z radarów.
czytaj dalej
Dawno nic nie pisaliśmy o zjawisku tzw. brakującego czasu, które dość powszechnie jest nazywane z angielska efektem „missing time”. Te historie zawsze są podejrzewane o to, że w tych sprawach albo odegrała rolę zbyt duża wyobraźnia, albo... mają one związek z UFO. Tak się bowiem składa, że cokolwiek, co porusza się w tych zadziwiających obiektach, bez problemu potrafi manipulować czasem... Na razie zapoznajemy się z kilkoma historiami z tego cyklu bez oceniania, która zawiera w sobie element „wielkiej zagadki”, czy jest jedynie efektem zwykłej nieuwagi ludzkiego umysłu.
Subject: dla odmiany - historia prawdziwa, choć spisana przez polonistkę
Witam,
dla podtrzymania zabawy tematem "missing time" postanowiłam opisać autentyczną przygodę z utratą poczucia czasu oraz z zegarkiem w roli głównej. Wiele lat temu (na pewno ponad 10, ale nie przypominam sobie roku) wraz z moją przyjaciółką ze studiów (również polonistką) wybrałyśmy na tydzień w Bieszczady. Tego dnia (a była to niedziela) miałyśmy w planie przejść Bukowe Berdo.
Ponieważ moja przyjaciółka (w przeciwieństwie do mnie) jest osobą bardzo wierzącą i zależało jej na obecności na mszy w kościele, marszrutę ustaliłyśmy w taki sposób, aby, wychodząc z naszej "bazy" w Wołosatem, dotrzeć do Ustrzyk Górnych przed szóstą (a może to miała być piąta - nie pamiętam) i zdążyć na ostatnie nabożeństwo.
Trasa przez Bukowe nie należy do krótkich (obecnie ten szlak jest chyba zamknięty z powodu konieczności "zregenerowania się" poszycia na połoninach czy też z powodu gnieżdżących się na skałach kruków...). Starałyśmy się więc "sprężać" i nie marnować zbyt dużo czasu na postoje, spoglądając na zegarek - co było dość nietypowe, bo w wakacje, w górach, nie miałyśmy w zwyczaju "liczyć czasu", orientując się według słońca (co do pory dnia) i mapy (co do tego, ile zostało do przejścia).
Tym razem w rekordowym tempie, choć bez większego zmęczenia, zdążyłyśmy dotrzeć do Ustrzyk, znajdując - jeszcze na grzbiecie (bo Berdo to nie szczyt, lecz "grzbiet", zgodnie z nazwą) - czas na odpoczynek i zdjęcia (pięknie wyszły, bo pogoda dopisała).
Bodajże o 15 zasiadłyśmy przy drewnianym stole w karczmie naprzeciwko kościoła, zamówiwszy obiad. Czas płynął wolno, leniwie... Zerkając z nudów w stronę kościoła (czy nie szykuje się może jakaś wcześniejsza msza, której nie było w planie) zakupiłyśmy pocztówki, napisałyśmy pozdrowienia do wszystkich przyjaciół, którym nie było
dane rozkoszować się pobytem w górach, poczytałyśmy gazetę, Nic się jednak nie działo.
Ruch na ulicy ustawał, zostałyśmy w karczmie same.
- Chyba będzie burza - powiedziałam, bo jakoś zaczęło się ściemniać. Przyjaciółka zauważyła księdza stojącego przed kościołem z grupką ludzi. Postanowiła pójść zapytać, czy może będzie teraz msza. Wróciła osłupiała, mówiąc do mnie:
- Msza już dawno była! Jest ósma wieczór ! To dlatego robi się ciemno!
Pognałyśmy na rozdroże łapać jakąś okazję do Wołosatego, żeby nie wracać w ciemnościach
(wprawdzie droga po równym terenie, ale nie miałysmy latarki a ciemność w górach jest gęsta...) Udało się złapać busa. W namiocie długo nie mogłyśmy zasnąć, zachodząc w głowę, jak mogłyśmy tak zaufać zegarkowi, żeby nie zorientować się w porze dnia. Nie mogłyśmy "zlokalizować czasowo" momentu, w którym - tak naprawdę - dotarłyśmy do Ustrzyk i zasiadłyśmy w karczmie. Siedziałyśmy tam przecież długo, więc jakim sposobem mogłyśmy przegapić dzwonienie na mszę, samą mszę w kościele naprzeciwko ? A może dotarłyśmy po mszy ? Na to wyglądało.
Przyjaciółka żałowała swojego zegarka (markowy, otrzymany w prezencie, "tradycyjny" a nie na baterie,nigdy wcześniej się nie psuł...). Żeby sprawdzić, ile się spóźnia (na wypadek kolejnych pomyłek w stwierdzaniu pory dnia), przed spaniem ustawiłyśmy go według zegarka sąsiadów z namiotu obok. Rano "nasz" zegarek, jak się okazało, nie pokazywał ani minuty spóźnienia i (do dzisiaj !) działa bez zarzutu.
Pozdrawiam,
Małgorzata
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Urwany film
Witam!
Chciałbym podzielić się własną historią. Było to kilka lat temu, gdy uczęszczałem do Gimnazjum. Otóż pewnego czerwcowego dnia wróciłem jak zwykle do domu, zjadłem obiad i wyruszyłem na rower. Chciałem wstąpić po kolegę, okazało się jednak, że nie wrócił on jeszcze ze szkoły - miał lekcje niemieckiego i wraca 2 godziny pozniej. Sprawdziłem godzinę i obliczyłem, że wyjezdzając mu naprzeciw, spotkam się z nim. I w tym momencie stało się cos dziwnego. Nie rozumiem tego do dziś. Starając się przypomnieć historię po prostu nie potrafię i odczuwam wręcz zawroty głowy. Przypominam sobie, że jestem w parku na górkach, czyli dobre 2 km od jego domu. Jest to troszkę za miasteczkiem. Pamiętam wszystko jak przez mgłę i nie wiem jak się tam znalazłem... Staram sobie coś przypomnieć ale nie potrafię. Nie przypominam sobie szczegółów... Pamiętam tylko że byłem na starej scenie, która nie jest juz używana. Byłem sam, choć nie jestem pewien. I następne co pamiętam to, że jestem na kortach tenisowych obok stadionu. I spotykam tego własnie kolegę. Mówię mu ze nie wiem co się stało, ze przed chwilą byłem na górkach i nie wiem co się stało! Dalej znów nie pamiętam zdarzeń. Ocknąłem sie gdy wyruszalismy spod jego domu w dalszą wędrówkę. Do dzis ciekawi mnie co się stało. Niemożliwe bym przejechał taki kawał drogi i spotkał go w tym miejscu... Nie będę tłumaczył dlaczego, ale czasy drogi po prostu wykluczają to. Dawno byłby w domu, po prostu nie zdążyłbym. Czy kolega zastał mnie pod klatką bloku a te wydarzenia to moja wyobraźnia?
Pozdrawiam!
Krzysztof
[...] witam, was chcialbym opowiedziec krotką historie bylo jakies 4 lata temu w raz z kolegą ( byla to noc wszystkich swietych okolo godziny 23) wyruszylismy na przejazdzke, do innego miasta, rodzice prubowali mi wyperswadowac ta podroż tlumacząc ze w polnoc czyli z 1 na 2 listopada nie powinno sie nigdzie jezdzic bo niby w tym czasie dusze umarlych wedrują itd. Nie zważając na to wyjechalismy wszystko bylo ok, ale okolo godziny 23:55 postanowilismy wrocic do domu. ruch byl dosc duzy w nocy az dziwne to bylo ale co tam bylo za 2 min polnoc, troszke nas ciarki przeszly dzieki tym opowiesciom rodzicow, lecz najdziwniejsze co bylo to to ze gdy wybila polnoc wszystkie auta poprostu z nikly, niewiem czy pozjeżdzaly gdzies czy co ale z tak duzego ruchu zostalismy sami.
Jadąc tak droge rozswietlaly znicze oraz krzyze, (chociaz jak jechalismy wczesniej nie bylo ich widac) pozostawione na poboczach drogi, gdy opuscilem glowe aby zobaczyć godz (minelo gdzies okolo 1min moze 2, zegarek w samochodzie wskazywal 1:00. Gdy to zobaczylismy nasze twarze zmienily sie w doslownie kolor bialy poczulem mrowienie w calym ciele, niewiem ile bylo kilometrow do domu ale przejechalismy bardzo szybko a co najlepsze to ow zegarek samoczynnie przestawil sie o godzine do przodu, nierozmawialismy za bardzo o tym ale chcialem sie z wami tym podzielic i zapytac czy jest to mozliwe przestawienie sie samoczynne zegara? Co to moglo znaczyc? Z poszanowaniem Grzegorz .ps czekam na odp
[...] W 1989 r. w lipcu/sierpniu będąc na kolonii letniej w Górach Szumawskich w byłej Czechosłowacji doświadczyłem, co ważne, wspólnie z 4 lata młodszym bratem (ja miałem wówczas 14 lat), luki czasowej w świadomości. Straciliśmy ok. 30 minut ziemskiej egzystencji. Miało to miejsce na średniowiecznym zamku Hluboka nad Wełtawą. Była godzina 13.45 kiedy wchodziłem razem z bratem do muzeum na terenie zamku. Czas zapamiętałem bardzo dokładnie gdyż o godzinie 14.00 nasz kolonijny autobus miał opuścić teren zamczyska. Stwierdziłem, że mając 15 minut zdążymy zobaczyć jeden interesujący nas eksponat (spreparowanego wielkiego szczupaka – byliśmy wtedy bardzo zaangażowanymi wędkarzami?), który był umieszczony w gablocie na I piętrze zamku. Czas potrzebny na dotarcie do gabloty oceniam w tej chwili na jakąś minutę. Dotarliśmy do gabloty, obejrzeliśmy wielką rybę, co trwało maksymalnie 5 minut i zeszliśmy do wyjścia z zamku. Jakież wielkie było nasze zdziwienie, kiedy zobaczyliśmy, że nasz autobus jest już całkowicie „zapakowany” uczestnikami kolonii, a nasi wychowawcy stojący przed wejściem do autobusu bardzo nerwowo zerkają na zegarki i widać z daleka, że nie są zadowoleni. Kiedy popatrzyłem na zegarek strach prawie ściął mnie z nóg! Była 14:20. Zatkało mnie, stałem się malutki. Świat jakby się zawalił, czas zatrzymał. Mój brat jakoś za bardzo do siebie tego nie wziął, był młodszy, rozumiał jeszcze mniej niż ja. Potraktował to jako zwykłą rzecz, choć do dziś dnia wspomina tamtą chwilę.
Nie rozumiałem dlaczego wychowawcy tak strasznie na nas krzyczą, dlaczego są tak niezadowoleni. Przecież to nie nasza wina, przecież minęło ledwie ok. 10 minut. To niemożliwe. Całkowicie odebrało mi głos. Nie protestowałem, nie tłumaczyłem się. Wsiedliśmy do autobusu i odjechaliśmy.
***
Od tamtej pory zmieniłem się. Nie byłem już takim wesołym i odważnym dzieckiem jak do czasu tego wydarzenia. Pojawiły się rozmaite lęki, szczególnie lęk przed śmiercią i lataniem, lęk przed ludźmi, brak wiary we własne możliwości. Sny za to stały się bardzo kolorowe, pełne wielkich szybkości, dziwnych - jakby nieziemskich przestrzeni, fantazyjnych pejzaży i krajobrazów, latania o własnych siłach (np. na poduszce). Lubiłem swoje sny. Po każdej nocy czułem się jakbym wracał z jakiejś cudownej podróży. Pojawiło się także uczucie niepełności samego siebie, jakiegoś dziwnego braku czegoś, do czego muszę zacząć dążyć. Zaraz po tym wydarzeniu pojawiły się niemożliwe do wyjaśnienia przez lekarzy zaburzenia rytmu serca, a z czasem po 9 latach również bóle w lewym podżebrzu, które pomimo dokładnej diagnostyki nie znalazły wytłumaczenia i trwają do dziś.
Trzeba jednak było żyć dalej. Ukończyłem szkołę średnią, podjąłem pracę, skończyłem studia. Ożeniłem się.
Przez ten czas w sferze duchowej działo się wiele. Interesowałem się ezoteryką, badałem religie, szukałem drogi, eksperymentowałem z umysłem. Dawne zdarzenie nigdy nie uleciało z mojej pamięci. Dużo marzyłem, ale nie o samochodach, pieniądzach itp. marzyłem o nieznanym, o czymś nieidentyfikowalnym, głębszym i radosnym, właściwie sam nie wiedziałem, o czym. Ciągle śniłem nadzwyczajne wizje. Uczucie niespełnienia i znalezienia celu stawało się coraz mocniejsze. Jakiś rok temu moją uwagę pochłonęła filozofia buddyjska. Buddystą jednak na razie się nie stałem. Ale przez kontakt z jednym buddystą trafiłem do hipnotyzera. W czerwcu tego roku poddałem się hipnozie regresyjnej, a dokładniej hipnozie reinkarnacyjnej. Pierwsza sesja nie trwała długo, ale pokazała mi moje poprzednie wcielenie, w sumie nie wynikło z niej nic ciekawego poza tym, że umocniła mnie w moim przekonaniu na temat wędrówki dusz (umysłu). Druga sesja okazała się bardziej owocna. W tej sesji udało mi się dotrzeć do drugiego wcielenia oraz do wcielenia, kiedy nie byłem jeszcze istotą ludzką. To było niesamowite i zaskakujące nawet dla osoby przeprowadzającej seans. Właśnie w trakcie tej sesji zostałem zapytany o zdarzenie z roku 1989. Okazało się, że to zdarzenie było nieudaną próbą przypomnienia mi celu mojego życia przez obcą, ale przyjazną nam cywilizację. Cel mój jednak już niedługo zostanie mi wyjawiony, gdyż nie pozostało już wiele czasu do mających się wydarzyć przemian. Przemiany na Ziemi dokonają się jeszcze w czasie mojego obecnego życia, będzie to zima, ale nie będzie to w tym roku. Już niedługo wszystkie ziemskie istoty doświadczą spotkania z nimi (obcą cywilizacją). A oni przybywają tutaj w celu obserwacji i nadzorowania przemian. Tyle udało się ze mnie wyciągnąć. Próba zdobycia większej ilości informacji okazywała się dla mnie bardzo bolesna i hipnotyzer postanowił nie naciskać dalej. Pod koniec sesji także hipnotyzer otrzymał przekaz dotyczący swojej własnej osoby – to było również bardzo interesujące.
Od czasu ostatniej sesji mija właśnie 4 miesiące. Hipnotyzer bardzo chce, abym poddał się kolejnej regresji, ale ja mam jakąś dziwną wewnętrzną blokadę.
Obie sesje mam nagrane, więc istnieje możliwość bardziej dokładnego odtworzenia zawartych w nich informacji.
czytaj dalej
Internauci, korzystający z Google Maps dostrzegli coś niepokojącego na cmentarzu w amerykańskim stanie Teksas. Za jednym z drzew zauważyli upiornie wyglądającą dziewczynkę.
Google Maps to narzędzie umożliwiające wyszukiwanie obiektów, oglądanie map i zdjęć lotniczych powierzchni Ziemi. Ma też funkcję Street View, dzięki której użytkownik może przyjrzeć się okolicy z poziomu ulicy. To właśnie w ten sposób internauci dokonali przyprawiającego o dreszcze odkrycia. Postanowili rozejrzeć się po cmentarzu Martha Chapel w Huntsville w Stanach Zjednoczonych. W pewnej chwili dostrzegli coś ciekawego.
Za jednym z drzew zauważono upiornie bladą dziewczynkę.
czytaj dalej
W wielu starożytnych kulturach możemy zauważyć zabytki, które trochę nie pasują wyglądem do czasów w których zostały wykonane. Są to figurki dziwnych stworków, nie istniejących w tych szerokościach geograficznych ras, czy też wyobrażenia obcych i ich dziwnych pojazdów czy też samolotów. Wydaje mi się, że w kulturach w których nie istniało pismo tylko ustne przekazy dokumentujące wydarzenia, które miały miejsce w rzeczywistości były również dokumentowane przez bezpośrednich świadków w tym lokalnych artystów w postaci rysunków naskalnych czy też rzeźb np. glinianych figurek.
W dniu 11 czerwca 2000 roku dokonałem wspaniałego odkrycia w miejscowości Okleśna pow. Chrzanów. Oprócz moich zainteresowań historią, archeologią, meteorytyką, geologią, urologią interesuję się również paleontologią. Kilka czy też kilkanaście razy do roku wyjeżdżam w teren w poszukiwaniu skamieniałości oraz kamieni półszlachetnych. Często odwiedzam takie miejscowości jak : Lipowiec, Alwernia, Regulice a także Okleśną w pow. chrzanowskim.
Otóż w dniu 11 czerwca 2000 roku na jednym z pól uprawnych na którym zwykle znajdowałem skamieniałe araukarie znalazłem dziwny przedmiot, była to wykonana z gliny główka.
Znalezisko było o tyle interesujące co zaskakujące. Jest to główka, która nie przypomina zwykłej głowy, ale może to być wyobrażenie głowy obcego, którego napotkał starożytny artysta.
Znalezisko pokazałem archeologom z Cieszyna, gdzie zostało sklasyfikowane i sfotografowane. Specjalista archeologii starożytnej [Epoki kamiennej], Dr Eugeniusz Foltyn określił wstępnie wiek glinianej główki na ok. 3.000 lat. Uściślił to na rzeźbę podobną do wyrobów tajemniczej protocywilizacji epoki miedzi, wczesnej epoki brązu z okresu neolitycznego. Do cywilizacji z tego okresu można zaliczyć kultury Tripoli, Karanowo, Gumelnica i Kukuteni rozciągające się od Ukrainy przez zachodnie pobrzeże Morza Czarnego.
Istotnie rzeźby tych kultur np. głowy są zazwyczaj łyse, ale ta z Okleśnej jest wyjątkowa, budowa łysej czaszki jest inna. Wygląda jak głowa „ufoludka”.
W Okleśnej w połowie sierpnia 2000 roku odkryłem „żetony” z okresu epoki kamiennej, a w pobliskich Ściejowicach koło Piekar pod Krakowem w dniu 19 sierpnia 2000 roku pięściaka sprzed 130.000 lat, których tylko kilka znaleziono na ziemiach polskich i niewiele w całej Europie Wschodniej. Ofiarowałem te znaleziska do Muzeum w Cieszynie, gdyż wtedy pracowałem i mieszkałem w Cieszynie a także współpracowałem z Muzeum Śląska Cieszyńskiego przekazując w darze wiele eksponatów z moich zbiorów. Zastanawiającym jest czy pas od Lipowca przez Okleśną , Alwernię i Piekary do Krakowa nie jest przypadkiem usiany starożytnymi lądowiskami i w związku z tym posiada inną energię oddziaływującą na człowieka. Może ma tutaj specjalne działanie energia „kamienia wawelskiego” - czakranu Ziemi na nasz rozwój i energia ta przyciąga Obcych.
Aitor: Andrzej Kotowiecki
TAJEMNICZA GŁÓWKA Z OKLEŚNEJ
Fot. Archiwum Muzeum w Cieszynie
czytaj dalej
Czytelnik serwisu znalazł ciekawy materiał z dawnych lat, który pokazuje scenę nagrywaną przez telewizję - reporterka nadaje relację, z tyłu widać lecący helikopter. Ale także coś więcej. Czy jest to tylko złudzenie optyczne (to jest coś podwieszonego do kolejnego helikoptera, którego po prostu nie widać), czy rzeczywiście także widać obiekt UFO?
[...]
Przypadkowo znalezione w sieci https://www.instagram.com/p/BnAIXEuhUtN/?utm_source=ig_share_sheet&igshid=1qc5m2a56ej5z
z poczty do FN po publikacji
Witam!
Nie ma nic niezwykłego w tym filmie...
https://www.nautilus.org.pl/news24,362,ufo-czy-tylko-zludzenie-optyczne.html
Pierwszy helikopter pobierał wodę do gaszenia za pomocą rury ssącej:
http://www.aero-news.net/images/content/genav/2007/CA-fire-Huey-0507a.jpg
a za nim nadlatywał inny śmiglowiec, niewidoczny dla kamery, z "kubłem" do pobierania wody:
http://wildfiretoday.com/wp-content/uploads/2010/06/MauiFire_helicopter.jpg
Pozdrawiam
Kazimierz.
Dostajemy bardzo, bardzo dużo filmów i linków prowadzących do filmów z UFO. Oto kolejny z nich:
Poniżej film nagrany na Słowacji.
czytaj dalej
Futuro House to prefabrykowany domek letniskowy o formie latającego spodka zaprojektowany w 2 poł. lat 60. przez fińskiego architekta Mattiego Suuronena. Pod koniec lat 60. powstało ich kilkadziesiąt. Do dziś zidentyfikowanych i zlokalizowanych pozostaje zaledwie 60 proc. Twórcą "kosmicznej" technologii domków letniskowych Futuro House był Fin, Matti Suuronen, fascynat podróży w kosmos.
W 1965 roku fiński architekt Matti Suuronen zaprojektował Futuro House - Dom Przyszłości. Według pierwotnych założeń nie miał to być dom sensu stricto, a pawilon służący narciarzom na stoku lub osobom wypoczywającym na łonie natury z dala od cywilizacji. Pierwszy Futuro House zjechał z taśmy produkcyjnej w 1968 roku. Ważąca 4 tony prefabrykowana struktura o jajowatym kształcie, wysokości 3,4 m i średnicy 8 m, wykonana została w całości z tworzyw sztucznych. Umieszczona na stalowych "nogach", wyniesiona nieco ponad poziom podłoża, nadawała się doskonale do wykorzystania w trudnych warunkach terenowych. Kapsuła Futuro House opuszczała fabrykę jako w pełni ukończony produkt. Do docelowej lokalizacji transportowana była helikopterem.
Wnętrze Futuro House mogło pomieścić 8 osób. Drzwi przypominające te, które znamy z samolotów, prowadziły do wnętrza wyposażonego w 6 plastikowych łóżek, rozkładaną dwuosobową kanapę oraz kominek. Ponadto wydzielona została przestrzeń dla niewielkiej kuchni, łazienki z prysznicem oraz toalety. Wszystko wykonane było z tworzyw sztucznych i utrzymane w futurystycznej stylistyce przypominającej produkcje science-fiction czy koncepcje Archigramu.
Futuro House był doskonałym efektem wiary w postęp jaka towarzyszyła ludziom w latach 60. Wykorzystywał nowoczesne technologie i materiały, miał kształt nawiązujący do podboju kosmosu. Tymczasem już w pierwszej połowie lat 70. owa wiara została poważnie zachwiana - kryzys na rynku paliw w 1973 roku zmusił Finów do zaprzestania dalszej produkcji "domków UFO". Ceny produkcji elementów plastikowych wzrosły bowiem tak znacznie, iż Futuro House przestał być po prostu w jakikolwiek sposób opłacalny. W samej Finlandii wykonano zaledwie 20 tych nietypowych pawilonów. Poza tym w innych krajach powstało ich kilkadziesiąt w oparciu o fińską licencję. Daje to łączną liczbę około 96 "latających spodków", z których na dziś około 60 proc. jest zlokalizowanych i zidentyfikowanych.
Do dziś zachowało się 60 domków UFO w 17 krajach świata, najwięcej w USA i Nowej Zelandii. Niektóre z nich wykupiły i podjęły się ich restauracji muzea, czyniąc je zabytkami kultury. Norwegia dorobiła się jednego egzemplarza, który wciąż można podziwiać wśród leśnej scenerii Nevlunghavn.
Poniżej kilka fotografii z naszego archiwum.
czytaj dalej
Kiedyś jeden z wielkich mistrzów tybetańskich został zapytany o historię wszechświata. Odpowiedział, że naukowcy mają rację, że na początku był wielki wybuch, czyli słynny ‘Bing Bang’. Jednak potem cały wszechświat znowu wraca do jednego punktu, po czym znowu następuje ‘wielki wybuch’. Od początku wszechrzeczy było siedem takich cykli, a obecnie jesteśmy na etapie „siódmego oddechu Buddy’. Naukowcy ustalili właśnie, że taka teoria może być prawdziwa.
Sir Roger Penrose jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu w Oksfordzie, jednym z najwybitniejszych matematyków i fizyków naszych czasów. Od lat pracuje nad teorię Einsteina, za którą dostał Nagroda Wolfa, także tytuł szlachecki od angielskiej królowej.
Jako pierwszy wykazał, że we wnętrzu czarnej dziury pojawia się osobliwość - punkt, w którym gęstość materii staje się nieskończenie duża. Potem wspólnie ze Stephenem Hawkingiem udowodnił, że nieodłączną cechą równań Einsteina jest także to, że w dalekiej przeszłości Wszechświat musiał być w podobnie ekstremalnym stanie, nieskończenie gęsty i gorący, jak środek czarnej dziury. Inaczej mówiąc - matematycznie dowiódł, że Wszechświat miał początek.
W akceleratorze LHC w ośrodku CERN pod Genewą fizycy zderzają ze sobą jony ołowiu - to najnowsze wiadomości z Genewy. Podczas tych zderzeń na ułamek sekundy materia ulega ściśnięciu do ogromnych gęstości i osiąga temperaturę miliony razy wyższą niż w sercu Słońca. A na wszystkie strony rozbiegają się tysiące cząstek elementarnych (na zdjęciu). Naukowcy chcą stworzyć warunki, jakie panowały tuż po Wielkim Wybuchu. To test także dla teorii Penrose'a
W swojej nowej teorii - którą opracował w 2005 roku i nazywa "cykliczną kosmologią konforemną" - sir Penrose dokonał jednak dramatycznego zwrotu. Twierdzi, że Wielki Wybuch był początkiem, ale tylko jednego z cykli Wszechświata, których zapewne jest nieskończenie wiele. Tym samym potwierdza to, co mistrz tybetański mówił o historii wszechrzeczy.
Eony – wielkie cykle historii wszechświata
Jak wynika z obserwacji astrofizycznych, kosmos coraz szybciej się rozszerza - staje się coraz większy i zimniejszy. Wszystkie gwiazdy, w tym Słońce, z czasem się wypalą. Cała materia stopniowo wpadnie do czarnych dziur, które też będą powoli znikały, gdyż - zgodnie z teorią Hawkinga - emitują promieniowanie (promieniowanie Hawkinga). W końcu całą przestrzeń wypełni tylko ocean promieniowania, którego temperatura będzie się zbliżała do zera bezwzględnego.
Naukowiec więc sugeruje, że rozszerzanie się kosmosu i wynikła z tego bezbrzeżna, zimna pustka mogą w dalekiej przyszłości gładko przejść w ponowny... Wielki Wybuch. (Penrose nie tłumaczy, jak dokładnie zachodzi taki proces, mówi tylko, że to wyjaśni przyszła teoria kwantowej grawitacji).
I tak w koło będą przebiegały kolejne cykle, zwieńczone czy też zaczęte Wielkimi Wybuchami, zwane eonami. Według Penrose'a w dalekiej przyszłości nastąpi kolejny Wielki Wybuch, a potem następny. I tak w nieskończoność. Tak Penrose ilustruje swoją koncepcję nieskończonego ciągu eonów:
Źródło: gazeta.pl
czytaj dalej
Na kamieniach głodu zapisane są daty, kiedy poziom rzeki był tak niski, że można je było zobaczyć. Zawierają też smutne wiadomości. Ich odsłonięcie zwiastowało nadejście trudnych czasów. Najstarszy napis wyryty na kamieniach głodu, które znajdują się w korycie Łaby, pochodzi z 1616 roku. Głaz ten jest uważany za najstarszy zabytek hydrologiczny w Europie Środkowej. Na kamieniu widnieje złowieszcza wiadomość w języku niemieckim: "Kiedy mnie widzisz, płacz".
Napis ten miał ludzi przestrzegać przed nadchodzącymi ciężkimi czasami. Sama kamienie spełniały zaś funkcję mierniczą. Pokazywały głębokość rzeki. Obecnie kilkanaście z nich można podziwiać w czeskiej miejscowości Děčín.
Pierwsze wzmianki o kamieniach głodu w Łabie pochodzą z XIX. Wtedy to rzeka także spadła do rekordowo niskiego poziomu o czym wspomniał w 1876 roku "Tteplitzer Zeitung". Po raz kolejny woda pokazała je w 1918 roku. Wówczas to susza zbiegła się w czasie z masowym głodem spowodowanym I wojną światową.
czytaj dalej
Amerykański astronauta Leland Melvin twierdzi, że widział żywą, organiczną obcą istotę, ale NASA (Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej) zaprzecza temu.
Były astronauta NASA, Leland Melvin, napisał na Twitterze, że widział coś „zakrzywionego, organicznego” unoszącego się podczas jego podróży promem kosmicznym Atlantis.
Powiedział o tym NASA, ale agencja powiedziała mu, że to, co widzi, nie jest istotą pozaziemską, ale kawałkiem lodu.
Na pytanie portalu UFO Sightings Daily, jaka jest twoja opinia na temat istnienia inteligentnych obcych istot w naszym układzie słonecznym i czy widziałeś UFO, astronauta odpowiedział:
„Nie widziałem ani jednej w kosmosie, ani na ziemi, ale myślałem, że widziałem coś obcego unoszącego się z zatoki ładunkowej”– napisał Melvin na Twitterze.
Kiedy skontaktował się z Houston informując o tym, to otrzymał odpowiedź, że to był kawałek lodu.
Źródło: Fox News
czytaj dalej
Ostatni raz NASA nawiązała kontakt z łazikiem Opportunity w niedzielę 10 czerwca. Potem łazik zamilknął. NASA cały czas nasłuchuje i trzy razy w tygodniu wysyła na Marsa wiadomość: "Opportunity, odezwij się". Na razie bez odzewu.
Pod koniec maja na Marsie rozpętała się gigantyczna burza pyłowa. Wzniesiony do atmosfery pył coraz bardziej blokował promienie słoneczne i zaciemniał powierzchnię planety. Burza objęła całą powierzchnię planety. Pod koniec lipca, kiedy Mars znalazł się najbliżej Ziemi - było to tzw. Wielka Opozycja, która zdarza się raz na 15-17 lat - przez teleskopy nie dało się zobaczyć żadnych szczegółów na powierzchni planety. Pył wszystko zasłaniał.
Takie burze są zabójcze dla marsjańskich łazików, bo one czerpią energię ze Słońca. Jeśli ich panele słoneczne są niedostatecznie oświetlone, bo pokrywa je warstwa pyłu albo promienie słoneczne nie mogą przedrzeć się przez zapyloną atmosferę, to w obliczu braku zasilania ich pokładowy komputer przechodzi w stan uśpienia.
Tak zapewne stało się z Opportunity na początku czerwca. NASA pokazała, jak ciemniało niebo nad miejscem, gdzie łazik w tej chwili się znajduje. Pod koniec czerwca Opportunity nawet za dnia nie widział Słońca, znalazł się w kompletnych ciemnościach.
czytaj dalej
Pekin jest wrogo nastawiony do obecnego Dalajlamy. W roli jego następcy najchętniej widziałyby kogoś popierającego politykę Chin wobec Tybetu. W związku z tym ostro zareagowały, kiedy duchowy przywódca Tybetu ogłosił, że następcy nie przewiduje.
W 2014 roku XIV Dalajlama powiedział o tym w wywiadzie dla "Welt am Sonntag". Uważa, że instytucja dalajlamy to dziś anachronizm i że będzie ostatnim, który tę funkcję sprawuje.
- Mieliśmy dalajlamę przez niemal 500 lat. XIV Dalajlama jest obecnie bardzo popularny na całym świecie. Czas więc zakończyć [dynastię dalajlamów] na takim, który cieszy się popularnością - tłumaczył.
Ludzie śledzący jego spór z Pekinem domyślają się, co ma na myśli. Chiny czekają na jego śmierć, by ogłosić własnego, posłusznego następcę, do czego on nie chce dopuścić.
- Jeśli pojawi się marny dalajlama, będzie to kompromitacja dla wszystkich - podkreślił w wywiadzie. Przerywając cykl reinkarnacji. obecny dalajlama, Tenzin Gjaco, pokrzyżuje pekiński plan.
Nic dziwnego, że chińskie MSZ przypuściło na niego atak.
- Sukcesja musi przestrzegać ustalonej procedury religijnej i historycznego obyczaju - powiedziała rzeczniczka dyplomacji. A Chiny będą czuwać, by wszystko odbyło się zgodnie z tradycją. Paradoksu, który polega na tym, że o reinkarnacji Dalajlamy mają decydować komunistyczni urzędnicy, Pekin nie dostrzega.
- Tytuł Dalajlamy przyznaje rząd centralny, który ma setki lat historii - powiedziała na cotygodniowym briefingu prasowym Hua Chunying. - XIV Dalajlama ma ukryte motywy. Próbuje fałszować i negować historię, szkodząc tym samym regułom buddyzmu tybetańskiego - dodała.
Reinkarnacja według Dalajlamy
Zgodnie z tradycją, umierając, dalajlama dokonuje własnej reinkarnacji. Obecny XIV Dalajlama to kolejna postać pierwszego z linii przywódców szkoły mnichów Geluga, jednej z największych szkół buddyzmu. Po jego śmierci mnisi szukają w całym Tybecie małego chłopca, w którego się wcielił.
Ale o tym, jaka będzie reinkarnacja i czy w ogóle do niej dojdzie, decyduje obecny żywy Budda, Tenzin Gjaco. Wie o tym dobrze Pekin, którego tybetański noblista denerwuje, gdy zapowiada, że może się odrodzić jako kobieta, poszukać wcielenia poza Tybetem albo że zamiast reinkarnacji jego następca może zostać wybrany demokratycznie.
Kiedyś powiedział, że kiedyś będzie miał 90 lat, a zamierza żyć do 113, poradzi się lamów oraz narodu tybetańskiego, czy instytucja dalajlamy powinna być utrzymana. Zaznaczał też, że ustalenie nowej reinkarnacji Dalajlamy musi dokonać się zgodnie z tradycją, a nie być wynikiem nacisków jakichkolwiek politycznych sił. By wiedzieć, czego przywódca Tybetu się obawia, wystarczy przypomnieć spór o reinkarnację Panczenlamy z początku lat 90. To drugi co do rangi lama tybetański po Dalajlamie. W 1989 r. Tenzin Gjaco ogłosił 11. Panczenlamą małego Tybetańczyka Gedhuna Choekyi Nyimę. Chiny uwięziły wtedy chłopca i ogłosiły własnego Panczenlamę Gyaincaina Norbu. Do dziś tybetański rząd na wygnaniu oskarża Pekin o porwanie chłopca, a Pekin potępia separatystów tybetańskich za manipulowanie niewinnym dzieckiem dla celów politycznych.
Chce dożyć 113 lat i wrócić do Tybetu
XIV Dalajlama, który od ponad 50 lat mieszka na uchodźstwie w Indiach, jest jednym z najpopularniejszych duchowych przywódców na świecie. Cieszy się także dużym szacunkiem wśród Tybetańczyków. Trzy lata temu zrezygnował z funkcji politycznych, w tym z kierowania rządem emigracyjnym Tybetu, i zapowiedział, że nowi przywódcy będą wybierani w sposób demokratyczny. 83-letni duchowy przywódca Tybetańczyków poinformował też w wywiadzie, że według lekarzy będzie żył 100 lat. - Ale w moich marzeniach umrę w wieku 113 lat - poinformował. Zapewnił też, że jeszcze wróci do Tybetu. - Jestem o tym przekonany. Chiny nie mogą już dłużej izolować się od świata. Muszą zacząć podążać za globalnymi trendami w stronę demokratycznego społeczeństwa - ocenił.
źródło: gazeta.pl
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie