Po śmierci mamy wiem, że była w domu.
[...] Piszę do Państwa, ponieważ chciałabym podzielić się moją historią i może ktoś pomoże zrozumieć i odpowiedzieć na kilka kwestii lub podzielić się swoimi przeżyciami, opinią itp. Nurtuje mnie pewna sprawa z lat mojej młodości. Obecnie jestem już 21 lat po tej tragedii, ale pytania ciągle wracają.
Z racji wieku mam już trochę inne spojrzenie na to wszystko, ale do rzeczy...
Moja mama popełniła samobójstwo, bardzo to przeżyłam z moim bratem i tatą. Na dzień dzisiejszy wiem, że to była głęboka depresja. Na ok. dwa miesiące przed tym tragicznym wydarzeniem zostałam sama w domu i pamiętam, że był już późny wieczór i nagle poczułam jakiś niepokój, lęk, jakby wtargnął do domu. Leżałam w łóżku przed tv i nagle dziwny niepokój, strach mnie ogarnął i jakbym czuła to w pokoju, coś złego stało za mną.
Później miałam kilka przypadków, na zasadzie złego przeczucia, coś na zasadzie intuicji.Nie odczuwałam tego aż tak intensywnie, może dlatego,że bliscy byli gdzieś zawsze w pobliżu. Po śmierci mamy wiem, że była w domu. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale czasami wiedziałam z którego miejsca na mnie patrzyła, gdzie stała. Absolutnie nie budziło to we mnie lęku, wręcz odwrotnie radość, że jest z nami. Tak samo mój tato i brat też odczuwali jej obecność. Czasami drzwi się same otworzyły, ktoś zapukał do okna. Po ok. 3-4 latach coraz mniej było tych "sygnałów". Obecnie mieszkam już w mieście i jak odwiedzam mój rodzinny dom na wsi, to moja intuicja milczy, nie wyczuwam żeby mama była z nami. Wiadomo, że jak wspomniałam już minęło 21 lat, a też zauważyłam, że wraz z wiekiem i po tym jak wyjechałam, to wiele mniej dostrzegam i wyczuwam.
Mam pytanie odnośnie do tych moich przeczuć przed tym wydarzeniem, bo wydaje mi się, że nie była to tylko moja intuicja.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
/wiadomość dostaliśmy 12 stycznia 2020/


Od FN
Osoby, które popełniły samobójstwo bardzo często decydują się pozostać na Ziemi. Są ciekawe, jak ich czyn został odebrany przez innych. Potem odchodzą w stronę światła - wcześniej czy później. I wtedy wszelka "aktywność" w domu zanika. I trzeba się tylko z tego cieszyć, gdyż to oznacza, że po burzy wszystko się uspokoiło. Nie zmienia to faktu, że ludziom trzeba 24 godziny na dobę powtarzać, że samobójstwo jest błędem. Niczego nie rozwiązuje, a jedynie komplikuje przyszłe życie takiej istoty, która i tak będzie musiała się w nowym życiu zmierzyć z tymi problemami i ponownie odrobić lekcję. O cierpieniu najbliższych nawet nie ma sensu pisać.
Pon, 20 sty 2020 23:47 | brak oceny
R72 | Załogant
Pierwsze. Wiele lat temu, jednemu z moich interesantów zmarła żona. Miała nieco ponad 40 lat. Pewnego dnia ten mężczyzna przyszedł jak zwykle załatwiać sprawy służbowe, i sam, nie pytany przeze mnie zaczął opowiadać. Mówił, że wraz z dziećmi słyszą, jak żona "spaceruje" po mieszkaniu - z korytarza udaje się do kuchni (gdzie zwykle siadała na krześle przy stole, było to jej ulubione miejsce). Zmarła, bo zbagatelizowała dolegliwości, które okazały się poważnymi kłopotami zdrowotnymi.
Drugie zdarzenie dotyczy mojego ojca chrzestnego. Zmarł nagle, przy stole. Miał tylko 44 lata. Moja siostra cioteczna, mieszkająca w domu jednorodzinnym, "za płotem", opowiadała, że tuż po jego śmierci samo zapalało się światło w mieszkaniu. Według mnie duch mojego chrzestnego nie wiedział, że stracił fizyczną powłokę i zapalał światło, tak, jak za życia. Kilka dni przed odejściem, podczas kolacji wigilijnej, któryś z jego synów przez przypadek zajął jego miejsce przy stole. Mój chrzestny powiedział, że to zły znak i niebawem odejdzie z tego świata. Ponoć wcześniej też dawał do zrozumienia, że umrze młodo.