Dziś jest:
Wtorek, 12 listopada 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
[…] Szanowna FN! Obserwuję wasz serwis od 5 lat [...] pierwszy raz mogę sam napisać o tym, co widziałem. To moja pierwsza w życiu obserwacja UFO. Miało to miejsce 28 września 2019 wieczorem ok. 23:37 Mieszkam na Śląsku na osiedlu [...] w Katowicach, które jest w pobliżu [...]. Wieczorami wychodzę na spacer z psem w okolice tego lasu, mam taką stałą trasę. Wczoraj wyszedłem bardzo późno, bo ok. 23.30
Usiadłem na ławce i zapaliłem papierosa, a wtedy dosłownie chwilę potem zobaczyłem, że nade mną na wysokości najwyżej 20-30 metrów błyskawicznie przeleciał okrągły obiekt. Jego średnica musiała wynosić minimum 5 metrów. Miał czerwony kolor z wyraźnie żarzącą się obwódką. Mogła to być kula, ale być może, że widziałem także spodek od dołu. To była dosłownie chwila, nie było szans wyjąć komórki i zrobić zdjęcia. Prędkość tego czegoś była gigantyczna, nawet nie jestem w stanie jej ocenić. Przykro mi, że nie mam zdjęć, ale mogę tylko powiedzieć, że na pewno nie był to dron czy balon, a o samolocie nawet nie ma co wspominać. Nie była to też spadająca gwiazda czy satelita itp.
Jestem tak zdenerwowany, że od razu po powrocie do domu piszę o tym, co zobaczyłem.
Proszę o zachowanie moich danych do wiad. FN
[…]
/poniżej grafika z naszego katalogu/
Poniżej jeszcze dwie relacje od naszych czytelników.
From: […]
Sent: Saturday, September 28, 2019 3:59 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: UFO
Witam redakcję nautilusa.
Zachodniopomorskie godz.15:30
Przesyłam kilka zdjęć ufo nad sarnami obok mojego domu obiekt jest złoty po czym oddala się zmieniając w białą/srebrną kulę.
Pozdrawiam.
Od: […]
[...] Dzisiaj nagralem filmik w Opolu. Chcialbym sie dowiedziec co Panstwo o tym sadza?
Pozdrawiam
[...]
I jeszcze jedno zdjęcie, które dostaliśmy na pocztę 28 września 2019.
/materiały pochodzą z serwisu FN www.emilcin.com/
czytaj dalej
Czytelnik portalu MojaOlesnica.pl nagrał tajemniczy obiekt, który latał nad Oleśnicą i wykonywał manewry niedostępne dla współcześnie znanych samolotów.
https://mojaolesnica.pl/32213,tajemniczy-obiekt-latal-nad-olesnica.php?acceptrodo
Tak wyglądał ten obiekt.
Poniżej film.
czytaj dalej
[...] W miesiącu marzec, kwiecień 2011 r. według mnie, widziałem obiekt, który poruszał się z południa na północ w jasny dzień , małe zachmurzenie. Powiedziałem wtedy żonie i jakoś szybko o tym zapomniałem. Teraz od kilku miesięcy męczy mnie ten widok.Obiekt leciał w stronę mojego bloku, chcąc zrobić zdjęcie poszedłem na stronę północną bloku i w pewnej chwili zobaczyłem coś!!! /załącznik -mój rysunek wraz kierunkiem lotu i prawdopodobnie odlotu ze zmianą kierunku - na rysunku/ co zauważyłem jako ślad na niebie w lewo w górę. Nie byłem w stanie zrobić zdjęcia!. Zrobiłem też 2 zdjęcia na działce syna, terenu na którym zauważyłem prostokąt 2x1,5 metra gdzie była zgnieciona trawa w jednym kierunku. Po obejrzeniu zdjęć nie wiem dlaczego są takie zakłócenia -błędy / załącznik 2 zdjęcia /. Pozdrawiam
[...]
/relację dostaliśmy we wrześniu 2019/
czytaj dalej
[...] Mój ojciec całe życie był zdrowy. Zmarł na pierwsza chorobę-raka płuc w wieku 66 lat. Kiedyś powiedział mi, że jak umrze, a będzie mógł-to mi powie jak tam jest. Umarł o godz. 12.30 i już pierwszej nocy miałam sen, że czeka na mnie w pewnym znanym nam miejscu i gdy podeszłam do niego zaczął mówić: powiedz matce, że ciepło mi w tych kalesonach, tu jest normalne życie (2x powtórzył), wtedy ja spytałam: tata, co mogę dla Ciebie zrobić? modlić się? czy to coś pomaga?
Wtedy odpowiedział mi machnąwszy od niechcenia ręką, że pomaga, tym na dole. Przez następne miesiące tata śnił mi sie co kilka dni i mówił co słychać u rodziny (na Tamtym świecie),. Dużo wiadomości zrozumiałam, gdy już były nieaktualne. Po kilku latach wyczytałam gdzieś, że jakiś skandynawski mnich twierdził, że Oni nazywają nas "ci na dole".
[dane do wiad. FN]
/opis trafił do FN 14.09.2019/
czytaj dalej
[...] Dzień dobry, chciałabym opowiedzieć o zdarzeniu, które miało miejsce 3 lata temu. Zdaję sobie sprawę z tego, że zabrzmi infantylnie, nieprawdziwie. Mój mąż poddał w wątpliwość moją chwilową poczytalność, dlatego znajomym nie opowiadam :).
Dwa lata temu w weekend oglądaliśmy z mężem film dokumentalny o Elvisie Presleyu. W poniedziałek w pracy, stojąc przy regale z książkami, rozmyślałam o Michale Milowiczu, aktorze który mimo braku warunków, świetnie potrafi naśladować Elvisa. Jasny blondyn w ubranku Elvisa ... to trzeba zobaczyć.
No więc stoję przy regale z książkami, intensywnie myślę o Milowiczu, czy nadal naśladuje Presleya, czy gra w filmach, czy woli seriale, a może na deskach teatru, może moglibyśmy z mężem pójść do teatru "na" Milowicza, w tym momencie słyszę cichy sygnał mojego telefonu. Odbieram: "Cześć mówi Michał, czy mogłabyś pamiętać o mnie przy obsadzie do tego nowego serialu."
Ja milczę, bo nie wiem kto mówi, no i przecież co ja mam wspólnego z filmem, kinem czy teatrem"
"Pamiętasz mnie, to ja Michał Milowicz, wiesz że grałem w Sąsiadach"
Wydukałam, że to pomyłka. Pan Michał przeprosił i się rozłączył.
Nogi się pode mną ugięły, poczułam się jak wybranka losu. No bo kto przeżył coś tak nieprawdopodobnego.
Fundację Nautilius odkrył mój mąż miesiąc temu. Razem przeczytaliśmy kilka tekstów, obejrzeliśmy filmy z Panem Krzysztofem Jackowskim. Wydaje mi się, że Państwa rola jest niezwykle trudna. Cieszę się, że mogę komuś o tym opowiedzieć bez posądzania o chorobę, konfabulację itp. Na zakończenie dodam, że nie leczę się na żadne choroby, nie mam tendencji do fantazjowania.
Chociaż takie rzeczy może pewnie stwierdzić ktoś postronny.:). Nie mam nic wspólnego z filmem i światem kina, ani z aktorami. Nie mam ani jednego znajomego uprawiającego tę profesję.
Nie myślałam, że opowiem o tym zdarzeniu jeszcze komuś. A może pan Michał Milowicz pamięta to zdarzenie?
Niestety, nie zachowałam ówczesnego telefonu, zmieniłam numer, czyli sprawa jest nie do udowodnienia, ale czuję olbrzymią przyjemność, że mogłam uczestniczyć w takiej niezwykłej przypadkowości.
Dziękuję i pozdrawiam,
[dane do wiad. FN]
/opis trafił do FN 11 września 2019/
Fantastyczna historia… wierzymy Pani, bo podobne "rekordy świata w zbiegach okoliczności" mamy w swoim archiwum. Jak to tłumaczyć? Całkowicie niewytłumaczalne. Historia trafia do naszego archiwum, a także do naszego działu XXI PIĘTRO (całkowicie anonimowo).
Musiała Pani nawiązać kontakt z Milowiczem, ale… nieprawdopodobna historia, której wyjaśnić nie sposób.
Pozdrawiamy
FN
Ta wiadomość została wysłana przez Fundację Nautilus.
Copyright © 1999-2019 FN. Wszelkie prawa zastrzeżone.
[...] Po napisaniu postu do artykułu o Michale Milowiczu spotkałem go na ulicy. Praktycznie stanąłem z nim twarzą w twarz. Fundacja może zweryfikować tą historię. Żałuję, ze nie zrobiłem zdjęcia ale mogę podać szczegóły, które mogą to uwiarygodnić.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam Kapitanat i Załogę,
Być może to nie znaczące , ale moja 74 letnia mama która rzadko ma jakiekolwiek sny powiedziała mi ,że dziś 09.09.2019
miała bardzo realistyczny sen o wojnie. Do domu dobijali się żołnierze z karabinami wycelowanymi w nią.
Szukali w tym śnie męszczyzn ,ale moja mama która była bardzo przestraszona w tym śnie mówiła im, że jest sama w domu i nikogo innego nie ma razem z nią... Widziała bardzo dużo żołnierzy w zielonych mundurach na podwórku moich rodziców.
Na drodze stało wiele czołgów ,a żołnierze przeszukiwali wieś. Tak się w tym śnie wystraszyła że nie pamięta czy została przy życiu czy zginęła. Sen był tak realistyczny ,że obudziła się w nocy i do rana nie potrafiła zasnąć .
Pozdrawiam
Stały czytelnik Nautilusa
czytaj dalej
[...] Szanowna Redakcjo,
Powody napisania mojego listu do Państwa są dwa, po pierwsze BARDZO WAM DZIĘKUJĘ że JESTEŚCIE, bo dzięki waszej pracy ludzie tacy jak ja , chcący spoglądać troszkę szerzej na świat i nasze istnienie nie czują się wyobcowani czy wręcz zdziwaczali. Po drugie chciałabym podzielić się zrobionymi prze zemnie zdjęciami. Pierwsze zdjęcie dotyczy ujęcia w lesie (nr 9) , na którym coś widzę ale nie jestem pewna co …czy tylko sobie dorabiam?
Pozostałe zdjęcia są związane z odejściem mojego ukochanego owczarka ,taka terapia zaaplikowana przez siostrę , która poradziła mi robić zdjęcia: „a jak będą orbs, to znaczy że on wciąż jest z tobą”. I były, prawie zawsze uchwycone w okolicy mojego drugiego psa, tak jakby nadal się z nim bawił…(zdjęcie nr 6 i 7).Ale oprócz wielu orbs, szczególnie kiedy było mi wyjątkowo smutno i mówiłam do mojego utraconego przyjaciela o swojej tęsknocie , na zdjęciach pojawiły się „dymki, chmurki….” Np. zdjęcie 1, 2, 3 zrobione w tej samej minucie, muszę jeszcze dodać, że jak „klikałam” zdjęcie nr 1 to miałam fizyczne uczucie jakby w tej sekundzie zmieniła się gęstość powietrza , taki swoisty ucisk. Pozostałe zdjęcia podobna geneza i choć może tak wyglądać to podczas robienia zdjęcia nr 8 śnieg prószył bardzo delikatni i nie było wiatru.,
Serdecznie pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
/zdjęcie przysłane przez naszą czytelniczkę poniżej/
Pięknie dziękujemy za opis i przysłane zdjęcia. Absolutnie wiemy o tym, że duchy naszych "mniejszych braci" powracają do nas po swojej fizycznej śmierci - przygotowujemy o tym oddzielny tekst. Zdjęcia tzw. tajemniczej mgły są o tyle ciekawe, że z naszego doświadczenia wynika, że to zagadkowe i wykazujące inteligencję zjawisko potrafi na przykład formować ludzkie lub inne twarze. Fragment jednego ze zdjęć wskazuje, że tak mogło być także w tym przypadku (poniżej).
czytaj dalej
[...] Moja historia spotkania z zjawiskiem niewyjaśnionym nie jest spektakularna ani niezwykła ale może dołożę ją do jakiejś większej całości. Zjawisko miało miejsce ok 2001 roku (+/- 1 r.) w Warszawie. Nawet po tym wydarzeniu starałem się zapamiętać dokładną datę, ale z upływem czasu straciłem ją z pamięci. Był wieczór, wszedłem do kuchni, nie zapalałem światła co często czyniłem aby spokojnie popatrzeć przez okno.
Z wieżowca, w którym mieszkałem był doskonały widok na miasto. Patrząc się w kierunku północnym na niebie zauważyłem niezwykle jasny punkt. Nie była to żadna gwiazda ani samolot. Obiekt nie poruszał się tylko stał w miejscu. Z początku pomyślałem, że jest to jakaś raca i za chwilę będzie spektakularny wybuch. Czekałem na coś szczególnego gdyż obiekt był znacznie jaśniejszy niż dotychczas przeze mnie widziane wystrzeliwane ognie czy cokolwiek innego. Nie spodziewałem się niczego innego, jednak punkt ani nie gasł ani nie zamienił się w pokaz ogni.
Po jakiś kilkunastu sekundach punkt oddalił się kierując w stronę północno-wschodnią z prędkością jakiej do tej pory nigdy nie widziałem. Specjalnie nie zdziwiłem się tym zjawiskiem gdyż z tego rejonu miasta było już sporo relacji o tajemniczych obiektach i ucieszyłem się, że ja też coś takiego zobaczyłem. Obserwacja mojego obiektu miała miejsce z okolic Wisłostrady a sam punkt mógł unosić się nad tą arterią gdzieś w okolicach granicy Mokotowa z Śródmieściem lub też bliżej centrum. To było jedyne zjawisko jakie do tej pory zaobserwowałem choć nie ukrywam, że chciałbym coś jeszcze zobaczyć bo do tej pory często myślę o tym co zobaczyłem
pozdrawiam
[dane tylko do wiadomości redakcji]
czytaj dalej
Droga Fundacjo i wszyscy czytelnicy strony FN! Do napisania mojego listu zbierałam się od bardzo dawna…
Te wszystkie artykuły, które czytam na Waszej stronie „zmobilizowały” mnie w końcu do napisania. Pragnę opowiedzieć Wam historię, która miał miejsce ponad 20 lat temu, której świadkami poza mną była znaczna część mojej rodziny. Poza tym pragnę przytoczyć tu opis moich doświadczeń, przeżyć z lat jeszcze wcześniejszych, lat mojego dzieciństwa.
Pochodzę ze Zgierza, miasta sąsiadującego z Łodzią, miasta, które, jak się okazuje, nie raz było odwiedzane przez trudnych do zidentyfikowania przybyszów . Gdy byłam małą dziewczynką, może 5-6-letnią miałam dziwne „sny”, w których odwiedzały mnie postacie, teraz patrząc z perspektywy czasu nazwę je „bajkowymi”- dziwne „smoki”.
Pamiętam pewne zdarzenie, gdy po którymś z kolei moim „śnie” napisałam list do „moich przyjaciół” i przed snem położyłam go na zewnętrznym parapecie, wiedząc, że „oni” go odczytają. Pamiętam tę sytuację jak dziś, gdy mama zapytała mnie, do kogo piszę (w bardzo wczesnym wieku opanowałam umiejętność pisania), a ja jej opowiedziałam o moich „nocnych spotkaniach z przyjaciółmi”. Wydaję mi się, że u mamy malowało się na twarzy zaskoczenie, ale chyba odebrała to jako przejaw dziecięcej fantazji…
W każdym razie obraz tamtych wydarzeń pozostał bardzo żywo zapisany w mej pamięci. Kilka lat później, gdy byłam nastolatką, wpadła mi w ręce książka Johannesa Fiebaga „Kontakt. Uprowadzenia do UFO w Niemczech, Austrii i Szwajcarii” z biblioteki Ericha von Dänikena. W niej przeczytałam o zjawiskach takich jak bedroom visitor czy screen memories, historie ludzi, którzy doświadczyli niesamowitych przeżyć…
Natrafiłam na opis przeżyć pewnego chłopca, który też widział „w snach bajkowe postacie”, a później, podczas regresji hipnotycznych okazało się, że miały miejsce uprowadzenia do UFO. Był moment, że gdy bardzo interesowałam się tematyką UFO, chciałam i na sobie wypróbować regresję, ale pewien lęk, który zagościł we mnie, może lęk przed prawdą, sprawił, że pozostawiłam tą sprawę nie do końca wyjaśnioną.
A wracając do wydarzeń sprzed 12 lat- miało miejsce zdarzenie, które na zawsze ugruntowało we mnie świadomość tego, że nie jesteśmy sami i że odwiedzają nas pozaziemscy goście .Zdarzenie miało miejsce dokładnie dnia 7 lipca 1997 roku, w moim mieście. Jak na załączonych zdjęciach widać, zaobserwowany obiekt „latał” w okolicy kościoła, który znajduje się w centrum miasta, a którego szczyt widzę dokładnie z mojego balkonu. Dochodziłam godzina 23-cia, upalna noc wyciągnęła mnie na balkon. Jak zawsze patrzę w różne strony, tak i wtedy spojrzałam w stronę kościoła , na zachód i wtedy tuż obok kościoła zobaczyłam „ten obiekt”. Przyleciał jakby zza kościoła, ale skąd dokładnie- nie wiem. Po moim „ o Boże, co TO jest?” na balkon wbiegły moja siostra, mama i babcia i we cztery przez ok. 5 minut, nie mówiąc nic, obserwowałyśmy tor lotu tego obiektu. Obiekt przypominał „okrzemkę”(mając w pamięci lekcje biologii tak właśnie skojarzył mi się kształt tego obiektu z tym jednokomórkowym glonem). Przez nas widziany, był takiej mniej więcej wielkości, jak go narysowałam na załączonych ilustracjach; nie jestem jednak w stanie stwierdzić, w jakiej odległości od kościoła się on znajdował i czy wydawał jakieś dźwięki, nie wiem też gdzie później odleciał, poza tym, że za kościół, tam skąd wydaje mi się przyleciał. Po prostu –przyleciał, wykonał parę manewrów i odleciał zostawiając nas zaskoczone.
Niezmiernie ubolewam, że nie miałam wówczas pod ręką aparatu fotograficznego, nie mówiąc już o kamerze, by móc zarejestrować to niesamowite zdarzenie i mieć namacalny dowód na jego prawdziwość… Dziś owe zdarzenie mogą potwierdzić jedynie moja mama i siostra.
Aby łatwiej było przyjąć każdemu czytelnikowi moje „przeżycie”, w tym momencie mogłam tylko sfotografować widok kościoła, i dzięki „Paint’owi” dorysować ów obiekt, a dzięki ponumerowaniu kolejnych ilustracji i oczytaniu ich w niżej przedstawionym porządku, każdy będzie mógł zobaczyć tor lotu i manewry wykonywane przez obiekt :
1-2-3-2-3-2-3-2-4-5-4-5-4-5-4-2-1
( gdzie 1-obiekt pojawił się; 2 i 3 –pulsując żółto - pomarańczowym światłem, zdawał się maleć i rosnąć, co odebrałam jako oddalanie się i przybliżanie;4- następnie przeleciał z drugiej strony wieży i tam wykonywał ruchy „przechylania się” pod pewnym kątem, w tę i z powrotem -5; następnie powrócił do pozycji z ilustracji nr 2 i po chwili zniknął-odleciał -1 )
Mam nadzieję, że dobrze to wytłumaczyłam i dla nikogo nie będzie problemem odczytanie całości mego listu.
Wracając do owej chwili, pamiętam jak moja mama powiedziała- „To pewnie UFO, lubi tu przylatywać ?…” i wtedy opowiedziała mi swoją historię, jak będąc nastolatką (tj. ok. roku 1980 ) widziała w okolicy zakładów „Boruta” (nie tak daleko zresztą od kościoła ), kilka „dziwnych”, podobnych do TEGO obiektów. Owe zdarzenie zachowała w pamięci, z nikim się nim nie dzieląc, do momentu, gdy właśnie około roku 1997 , gdy w całym województwie łódzkim głośno się zrobiło o „odwiedzinach UFO”, i wówczas , będąc na jakimś spotkaniu wśród znajomych, gdy jeden z jego uczestników powiedział: „ A ja widziałem będąc młodym chłopakiem dziwne obiekty koło „Boruty”…” odżyło w Niej to wspomnienie; wtedy, po ustaleniu bliższej daty, okazało się, że moja mama i owy mężczyzna mogli widzieć te same obiekty!
Hmmm… teraz nie mam co do tego wątpliwości- nie jesteśmy sami, a coraz częściej, coraz więcej osób ma do czynienia z jakimiś obserwacjami, czy to w postaci świateł na niebie, czy poprzez niewytłumaczalne sny, może owi przybysze kontaktują się z nami. Czy będąc małą dziewczynką mogłam doświadczyć bliskiego spotkania –nie wiem i na ten czas nie chcę wiedzieć, może to jakiś strach przed nieznanym, może jeszcze nie jestem gotowa na to co pewnie za jakiś czas stanie się ogólnie wiadomym. Staram się zachować spokój i patrząc w niebo myślę sobie „Byśmy tylko nie pożałowali tej ZNAJOMOŚCI…”
Pozdrawiam wszystkich patrzących w niebo. Zarówno wierzących, jak i niewierzących .
Irmina
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
P.S.
Jeśli Załoga Nautilusa będzie w okolicy Łodzi zapraszam do odwiedzenia Zgierza. Poza tym jestem dostępna pod podanym adresem e-mailowym i chętnie udzielę odpowiedzi na ewentualne pytania. Pozdrawiam . Irmina
czytaj dalej
[...] Nigdy nie byłam specjalnie religijna. Nie przesiadywałam godzinami w Kościele i nie odmawiałam codziennie kilkunastu modlitw. Nie znaczy to, że nie wierzyłam. Wierzyłam i wierzę. Chociaz do Kościoła nie chodzę. Jestem zdania, że Bogu nie są potrzebne gmachy, pokryte złotem kopuły świątyń, ani hierarchie kościelne... Jemu wystarczy kościół naszego serca i prosta modlitwa. Normalna prośba płynąca prosto z duszy.
A wtedy zdarzają się cuda. Mniejsze i większe. Których każdy z nas może doświadczył.
Miałam swój osobisty cud. Było to krótko przed maturą, już kilka dobrych lat temu. Wiedziałam, że nie dam rady napisać wypracowania z języka polskiego. Kiepsko mi to zawsze wychodziło. Oceny dostateczne to był mój standard. W sumie głupota, ale dla mnie matura urosła do rozmiarów monstrum i emocjonalnie nie byłam w stanie z tym sobie poradzić.
Została mi modlitwa, prosiłam szczególnie Ducha Świętego o pomoc w pisaniu.
Na maturze stała się rzecz nieprawdopodobna. Nawet nie potrafię tego dobrze opisać. Potok myśli rodził się w mojej głowie. Jakby ktoś dyktował mi słowo po słowie, zdanie po zdaniu, cytowałam nie uświadomione sobie tytuły książek, autorów, daty. Oczywiście uczyłam się do matury, ale nie posiadałam tak dogłębnej wiedzy z literatury polskiej i zagranicznej. Dostałam ocenę celującą z dodatkowym wzróżnieniem. Inne egzaminy maturalne też pozdawałam gładko. A wcale nie musiało tak być. To taki mój mały cud. Ewidentna boska ingerencja.
Ale cudem też jest, gdy codziennie budzimy się i patrzymy na nasze dzieci, gdy mamy co jeść, a wiosna znowu zaskakuje nas kolorami, zapachami i dźwiekami. Szkoda, że o tym zapominamy i popadamy w marazm skupiając się na samych negatywnych wiadomościach. Zacznijmy być milsi dla siebie, dla rodziny, sąsiadów, znajomych, ludzi mijanych na ulicy, czy w markecie. Nie szczekajmy pod nosem na panią w kasie, przecież też może mieć kiepski dzień, a może myśli o swoim chorym dziecku... nie znamy historii innych ludzi. Przestańmy oceniać, zacznijmy pomagać.
Zacznijmy zauważać cuda wokół nas. I prosić Boga o pomoc dla siebie, bliskich i kraju....
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Cześć! Miałem okazje do Was pisać w zupełnie innych sprawach, ale ostatnio coraz częściej powraca do mnie wspomnienie z dzieciństwa, powiedziałbym nawet, że natarczywie... czemu? nie wiem.
Otóż jako być może 9-10 letni chłopiec (przełom lat 70/80 ubiegłego stulecia) jak większość z nas spędzałem do późna czas na wspólnych przygodach z kolegami z podwórka. Mieszkałem na jednym z największych łódzkich osiedli - Retkinii.
Zdarzenie o którym chcę napisać właśnie się wiąże z czasem spędzanym na osiedlowym podwórku.
Było to wiosna bądź początek lata, pamietam jak wygłupialiśmy się z kolega na huśtawce. W pewnym momencie zrobiło się jakoś tak ... inaczej, pamiętam jak zadarłem głowę do góry i już dość ciemne niebo nad blokami zasłonił przesuwający się cień, musiał być ogromny bo wydawało mi się, że jego brzegów nie było widać. To coś miało kształt trójkata przynajmniej jego początek bo potem to była już ciemna masa przesłaniające niebo. Nie było niczego słychać - po prostu cisza.
Co w tym dziwnego - hmm chyba nic, wyobraźnia dziecka? przebłyski pamięci? być może jest jednak małe ale... moja mama wolała mnie do domu i nie była zadowolona bo czyniła to dłuższy czas aż do momentu kiedy mnie w końcu zauważyła ... tylko ja byłem/ powinienem być widoczny bo od okien bloku znajdowalem się z 15 metrów!
Jest jeszcze jedno - wspomnienie jest bardzo silne ale mam jakby lukę w pamięci pomiędzy tym kiedy podniosłem do góry głowę a momentem kiedy usłyszałem wołanie mamy. Przyznam się, że już wtedy byłem zdziwiony, zaskoczony jej stwierdzeniem, gdzie chodzę wieczorem bo nigdzie mnie nie było - ale ja byłem cały czas przy huśtawce...
[dane do wiad. FN]
Proszę o anonimowość
--
Sent from Gmail Mobile
czytaj dalej
[...] Witam, piszę do Was w sprawie moich zdolności, a niestety nigdy nie widziałem żebyście pisali na ten temat na łamach portalu Nautilus nad czym ubolewam (bo to oznacza, że jestem sam w temacie).
Potrafię wskazać, a raczej przeczuć na 3 dni (max. 3 doby) przed zdarzeniem, który człowiek umrze. Przy takiej osobie znajdują się zawsze jakieś energię (nie widzę ich, ale czuję ich obecność, uczucie przy tym towarzyszące to paraliżujący strach, coś nie do opisania). Jednocześnie wyczuwając energię tych istot można je sklasyfikować w zależności od zakresu obowiązków (jakkolwiek to dziwnie brzmi).
Dlaczego do Was piszę ?
Ponieważ od zawsze miałem różne wizję odnośnie przyszłości i jeszcze jako dziecko miałem wizję tego jak zginę.
W skrócie.
Zginę na wojnie pomiędzy 29, a 31 rokiem mojego życia - za miesiąc kończę 30 lat. Wszystkie moje wizje zawsze się sprawdzały (mam wiele historii) i obawiam się, że i ta się spełni w 100%, a chciałbym żeby pozostał po mnie jakiś ślad.
Zresztą coś się zmieniło w moim sposobie postrzegania Świata (w mojej psychice) i uważam, że nie powinienem tego dłużej trzymać dla siebie, zwłaszcza, że bardzo mi to ciąży na duszy ponieważ nie mam z kim się tym podzielić. Jeżeli zechcą się Państwo ze mną spotkać, aby poznać szczegóły pozostaję do dyspozycji (dane personalne dla redakcji).
Chętnie opowiem wiele niezrozumiałych dla mnie do dzisiaj historii. Jednocześnie jestem gotów poddać się badaniom wariograficznym, czy też hipnozie regresyjnej - sam jestem ciekaw wyników.
Z poważaniem,
[dane do wiad. FN]
E-mail trafił do naszych kolegów z Projektu Messing i to oni zdecydują, co z tym robić dalej. Przeczucia zbliżającej się śmierci innych były już zgłaszane do nas i nie jest to aż tak rzadkie zjawisko, jak podejrzewa nasz czytelnik. Poniżej przykład takiego opisu.
Był rok 1968,miałam 11 lat, ukończyłam 5 klasę.Zaraz po zakończeniu roku szkolnego wyjechałam na kolonię do W-wa.Kolonia miała trwać 3 tygodnie, z moich wyliczeń wychodzi,że do domu pewnie wróciłam ok.14 lipca.
Po przyjeździe na miejsce naszą grupę zakwaterowano w sali gimnastycznej.W środku było przejście, a po prawej i lewej stronie stały łóżka,pomiędzy nimi małe szafki.Przy wejściu stało łóżko wychowawczyni, oddzielone od sali parawanem. Moje było ostatnie po prawej stronie.Na ścianie,tuż obok mojego łóżka, wychowawczyni powiesiła zrobioną z papieru stokrotkę.Każdy płatek miał wypisane imię dziewczynki oraz dołączoną tasiemkę.Zasady były jasne,za złe zachowanie supełek,za dobre- rozwiązanie owego.
Nie pamiętam kiedy dokładnie stałam się płaczliwa,nie bardzo chciałam jeść, a w nocy śniłam o babci.Codziennie wysyłałam listy z prośba by choć parę słów napisała.
Supełków robiło się coraz więcej m.in.za to, że kręcę się w łóżku i przeszkadzam koleżanką spokojnie usnąć.
Pewnej nocy po prostu cichutko wymknęłam się na placyk.
Oczywiście moje ciało zostało w łóżku.Było to dla mnie to zupełnie normalne.
Tam spotkałam babcie,długo mi tłumaczyła,że jej czas nadszedł.Zapewniała o swojej miłości.
W dzień nie byłam spokojniejsza,wręcz odwrotnie, wybłagałam by wychowawczyni za ostatnie moje pieniądze kupiła znaczki pocztowe, wysłałam kolejny list.Nie pomogło tłumaczenie,że odpowiedz już nie zdąży dojść na kolonie.
Kolejnej nocy znowu wymknęłam się na spotkanie z babcią.Ile ich było,nie pamiętam.Pewnej nocy zobaczyłam chłopca,który nam się przygląda.Normalne, jak na moje odczucia.
Rano zrobiła się mała awantura.Dyrektorka przyszła z pretensjami,że jakaś dziewczynka sama opuściła salę.Wychowawczyni mocno się tłumaczyła,że żadna z podopiecznych nie wychodziła w nocy do toalety.A ta była w sąsiednim budynku.
Powrót z koloni był długi i uciążliwy,ostatnie 70 km pokonaliśmy na "pace" Żuka.Pierwsze zdanie jakie usłyszałam, gdy wysiadłam na swojej uliczce brzmiało -Twoja babcia nie żyje !
Rozpłakałam się i pobiegłam do domu.Nie mogłam powstrzymać żalu do mamusi,że nic mi nie napisali,że nie mogłam być jej na jej pogrzebie.Płakałam i płakałam, końcu wymęczona usnęłam.
Po przebudzeniu powiadomiłam mamusię,że była u mnie babcia i prosiła by wyjąć z szafy
zwinięte koszule.Na nic nie zdało się tłumaczenie,że to tylko sen.
Uparcie mówiłam swoje.-Na ostatniej półce w szafie leżą namoczone i zwinięte koszule.
Byłam za mała, by po nie sięgnąć, a tym bardziej,że z przodu leżał stos pięknie złożonej pościeli.W końcu widząc moją determinację i falę łez dla tzw.świętego spokoju przyniesiono krzesło.Z niedowierzaniem w oczach mamusia zaczęła wyjmować ruloniki lnianych koszul dziadka.Były wilgotne,przygotowane do prasowania.
Babcia przygotowała je w sobotę. W poniedziałek,8 lipca, zbudziła się rano.
Odmówiła poranną modlitwę i powiedziała,że umrze.
Wezwano pogotowie,ale tylko po to wypisać akt zgonu.
Codziennie jeździłam na jej grób,po jakiś dwóch tygodniach wybraliśmy się na cmentarz z mamusia i jej siostrą.Tuż przed cmentarzem drogę zagrodziła nam kolumna wojskowa.
Pamiętam szum,czołgi i moje pytanie- Dlaczego babcia musiała umrzeć ?
Padła odpowiedz -Ktoś umiera, aby ktoś mógł się urodzić.
Usłyszałam wyraźny płacz dziecka.Rozejrzałam się wokół.Mur zakładów i żadnej osoby.Nie ma budynków.
Słyszycie- zapytałam.
Co ?- padła odpowiedz.Siostry były zajęte rozmową o ewentualnej nadchodzącej wojnie.
Gdy później zapytałam mamusie co to właściwie znaczy,była zadziwiona.Dziecko,nie rozmawiałyśmy o tym.
Dałam spokój.
Minęło dwa lata znowu pojechałam na kolonie w to samo miejsce.Dyrektorka koloni była ta sama, a jej syn pracował jako pomocnik kolonijny.Braliśmy udział w podchodach,tu nie pamiętam szczegółów,przycupnęliśmy z nim w jakiś zaroślach.Byliśmy sami.
Wiesz poznałem Ciebie od razu- powiedział.Wtuliliśmy się w siebie.
Od kiedy to robisz ?- zapytał.
Od zawsze,a Ty ? -zapytałam.
-Zdarza się, wiesz,że to ja mamie powiedziałem.
Wtedy moja babcia umarła - odpowiedziałam.
Była to niezapomniana chwila i nigdy już do niej nie wróciliśmy.
Łączyło nas jakieś wewnętrzne porozumienie,bez potrzeby zbliżania się do siebie.
Na wiele lat zamknęłam to doświadczenie w sobie.
Pamiętając szczegóły z kolonii,opowiadając je,już po napisaniu tej historii zajrzałam na mapę google.Pamięć mnie nie zawiodła,budynki stoją tak jak stały.
Pozdrawiam
Ewa.
/poniżej przeczuwanie śmierci 2/
Drogi Kapitanie.Szanowna Załogo.Kolejna część mojej opowieści,a będzie 3.
Mijały lata, brat wyjechał do szkoły.Wydarzały się rożne sytuacje w moim życiu,ale nie o tym mam pisać.
Dziadek podupadał na zdrowiu,przyszedł moment gdy przestawał wstawać z łóżka.
Mieszkanie było nieduże,dwa pokoik,tzw.przechodnie.W pierwszym spałam z mamą, w drugim oddzielonym zasłonami z lambrekinem leżał dziadek.Pewnej nocy zbudziło mnie światło.Na tle kotar stała postać.Szarpnęłam mamusię za ramię.
Widzisz ?widzisz !-zapytałam.
Wyrwana ze snu,spojrzała w stronę drzwi- pewnie coś Ci się przyśniło- odpowiedziała.
Po chwili postać rozpłynęła się i znowu zapadła ciemność.Usnęłam.
Minął kolejny dzień.W nocy znowu zbudziło mnie światło,postać stała w drzwiach.Tym razem patrzyłyśmy na siebie spokojnie.Postać miała na sobie habit,była kobietą.Patrzyła na mnie z miłością.
Nie czułam żadnego strachu,czekałam spokojnie, aż zniknie.
Następnej nocy ze snu wyrwało nas głośne wołanie dziadka.Miałam natychmiast przyjść do jego łóżka.
Śmierć u mnie była,masz mój zegarek,chcę byś miała pamiątkę po mnie- rzekł bardzo stanowczym głosem.
To nie śmierć, to siostra zakonna,też ją widziałam- odrzekłam.
Męski zegarek.Podarujesz go mojemu bratu -uparcie twierdziłam.
Nie ma być Twój-tak chcę, koniec.
Noc zakończyła sie wizytą pogotowia.Ma omany twierdził lekarz,nic nie mówiłam.Bo i po co ?
Nigdy go już nie założył,nie był cenny,ot rosyjska Pobieda, dla mnie wciąż jest bezcenny.
Leżał spokojnie na maszynie mojej mamy, tuż obok łóżka.
Minęło parę dni do drzwi zapukał listonosz z telegramem.Otworzyłam i oniemiałam.Treść była krotka : "Informujemy,że w naszym klasztorze (o zaostrzonym rygorze i klauzulą milczenia)w dniu X.X.1973 r zmarła J.Z. przeżywszy lat 90."
Czytałam i czytałam, nic nie rozumiałam.Nazwisko było znajome,ale reszta bardzo zaskakująca.Mama też nie bardzo rozumiała treści telegramu.Dziadek był bardzo zaskoczony.
To moja najstarsza siostra.Myślałem,że nie już dawno nie żyje.-stwierdził-Pamiętam tylko jak odjeżdżała.
Jakim cudem telegram trafił pod wskazany adres?
Tu dodam,że dziadkowie pochodzą z okolic W-wy.Tuż po odzyskaniu Niepodległości zapakowali skromny majątek,małe dzieci i ruszyli budować nową przyszłość bardziej na wschód.Zawirowania wojenne rzuciły ich na Syberię,a później wyruszyli w daleką tułaczkę z Wojskami Andersa, by dotrzeć do Afryki.W 1947 roku za namową babci wrócili do kraju.Pozostali Tu, gdzie mogli.
Nie próbowałam niczego wyjaśniać,przyjęłam to za fakt.
Mijały kolejne miesiące,choroba dziadka postępowała.W tym czasie zakład mamusi zorganizował wczasy,termin wydawał się odległy -lipiec.
Lekarze nie wiele mogli zdziałać.Młody lekarz pogotowia,wezwany w środku nocy stwierdził filozoficznie - Na dzień dzisiejszy medycyna jest bezradna.Proszę mu dać spokojnie odejść.
Przyszedł termin wczasów,dziadek cichutko odchodził.Wraz z bratem,jego dziewczyną i niewielką grupka ruszyliśmy w drogę.Dwa tygodnie minęły szybko.Zakładowy Żuk wyruszył w ciemną noc, pokonywał kolejne kilometry.Narzekań nie było końca.Wciśnięta pomiędzy bagaże,towarzyszy podróży,usnęłam.
Gwałtowne Światło, w mojej głowie, wybudziło mnie natychmiast.Poczułam ciepło,które towarzyszyło mi bardzo długo i czyjąś obecność.Nawet nie musiałam myśleć,wiedziałam,że to dziadek.Wtuliłam się całą sobą w owe światło i znowu usnęłam.
Koło południa samochód zwolnił,ktoś zajrzał co właściwie się dzieje ?
-O kondukt pogrzebowy wyszedł z bocznej drogi, a my jak żałobnicy uczestniczymy w uroczystości.
Samochód przyśpieszył,spojrzałam w boczną uliczkę w stronę oddalających się żałobników.Zobaczyłam blask i promień,który przeszył mnie dogłębnie.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do miejscowości gdzie mieszkała dziewczyna brata.Postanowili wysiąść.
Powiedz,że wrócę za parę dni -rzucił na odchodnym.
Wróć jutro.Dziadek umarł,będziemy mieli pogrzeb - stwierdziłam twardo.
Zaległa cisza.
Do domu dotarłam wczesnym wieczorem.Spojrzałam na mamusię.
Dziadek umarł rano - rzekłam na powitanie.
To nie było pytanie.
Tak -odparła-Całą noc przy nim czuwałam w szpitalu.Była bardzo ciężka,rano przyjechał (mój )wujek.Wyszłam po bułkę do sklepiku, jak wróciłam już nie żył.
Nawet nie wiem jak wymknęły się z moich ust słowa-Może nie chciał umierać na Twoich rękach.Wiedział jak ciężko przeżywałaś odchodzenie babci.
A Ty skąd wiedziałaś ?-zapytała.
Wiedziałam -odparłam.
Był 17 lipca 1973 r.
Brat wrócił po pogrzebie.
Rozmawiałyśmy o tym czasem,z koleżankami, z moją mamusią.
Raz przyszedł do mnie w śnie( ?) Powiedział - Pamiętaj ( i tu wymienił cyfrę,której znaczenia nie odkryłam do dzisiaj)
Na wiele lat schowałam to w swojej pamięci.
Pozdrawiam.
Ewa
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Monday, February 26, 2018 5:36 PM
To: nautilus <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Przeczuwanie śmierci
Drogi Kapitanie,Droga Załogo trudno mi podjąć decyzję. Bo, to fragment większej całości.
Myślę,że tak.I o ile nic się nie zmieniło nie mam padaczki skroniowej,nie mam żądnego guza mózgu.Pewnie mam jakąś osobowość, jak każdy.
Nadchodzi rok 1992.Już wiem dużo o duchach,o śmierci klinicznej, o tańcu.I wielu sprawach poruszanych w waszych tekstach.
Mamusia zaczyna wspominać minione lata.Drobne historie rodzinne i nie tylko.Zagoniona we własnych sprawach podsuwam atlas geograficzny i mówię napisz książkę.Ma zadziwiona minę, małymi kropeczkami zaznacza szlak jaki przeszli.Siostra informuje,że może starać się o sybiracką emeryturę.Zaczyna się trudny proces zbierana dokumentów.I oczywiście wspomnienia,nie ma śladu ,że została wywieziona.
Przecież wyjechałam na papierach najmłodszej,wtedy już nie żyjącej siostry Z.- wspomina. Mija niesamowita Wigilia, wtedy słyszę,że to będą ostatnie nasze Święta. Oczywiście gwałtownie zaprzeczam,ale przypominam sobie sen(?).
Wiosna mija na niespodziewanych spotkaniach,na opowieściach i czekaniu na dokumenty. W tym okresie prowadzimy sklepy Nadchodzi 8 czerwca, jesteśmy na giełdzie.Przypominam sobie,że to dzień urodzin mamusi.Postanawiam coś kupić, jest już końcówka handlu wiec towar pakowany jest do przepastnych toreb.Nagle z daleka widzę jak na oddalonym stoisku kobieta wywiesza garsonkę.Idę zahipnotyzowana w jej stronę. Wdaję się w rozmowę.
Dlaczego tak późno, na koniec giełdy ?- pytam.
Nie wiem -odpowiada- parę razy ją przekładałam i wciąż coś mi przeszkadzało.
Czekała na mnie -śmieję się wesoło- a raczej na moja mamę. Bordowa,z pięknymi czarnym kołnierzem,rozmiar idealny. Będzie mogła nosić zamiennie spódniczkę lub spodnie, czarne i bordowe, bo ma takie w swojej garderobie.
Zachwycona udanym zakupem jedziemy.Kwiaty,życzenia,niecierpliwie czekam na jej reakcję.
Jest przepiękna, będę miała do trumny - mówi uśmiechnięta.
Jestem wsiekła i zła-Jakie głupoty opowiadasz masz dopiero 61 lat.
Dobra,dobra zobaczysz -mówi poważnie, ale bez trwogi w głosie.
Wiem,że za ścianą choruje sąsiadka,pewnie stąd jej czarne myśli.
Mijają kolejne dni.Siostra już dostała emeryturę, a mamusia wciąż czeka na odpowiednie papiery.
Pewnie dostanę po śmierci - mówi rozżalona.
Chciałabym pojechać do SZ.-jedziemy.Dzieli się historiami,o których nie miałam pojęcia.
Przez kolejne dni, każdej nocy pojawiają się u mnie wizje (?)Ktoś mnie bierze za rękę i oprowadza po sali pełnej świec.Rożnych długich,krótkich,grubych i cienkich. Jedne palą się spokojnie inne spalą się w jednym mgnieniu. Czasem, któraś gaśnie, choć jest cała- zadziwiony oprowadzający odpala ją powtórnie.- To nie jego pora.
Pierwsza noc trochę mnie przeraziła, po każdej kolejnej wędrówce jestem spokojniejsza.
W trakcie jednej z wizyt przechodzimy miedzy świecami, idziemy wprost do jednej z nich.
Widzę jak się wypala, tuż przy podłożu.
Rano dzwonię do mamusi.
-Wiesz sąsiadka zmarła słyszę w telefonie.
-Widzisz to jej śmierć czułaś, nie swoją -odpowiadam przekonująco.
Odpowiada mi cisza.
Zmieniam temat rozmowy na bardziej przyziemny. Chciałabym pojechać do brata w niedzielę- mówi cicho.
Nie ma sprawy- moje dzieci są na obozie, a jeszcze podjedziemy na ulubiona pizzę.
Wyruszając w podróż wymuszam na mamie założenie garsonki,po długich targach wkłada górę i spodnie.Spódniczka ma być do trumny.
Trudna rozmowa i moje przekonywanie.Otwieram mamy rękę,dosięga mnie przeszywający płomień.Znam go doskonale.Milknę. Wracamy do domu, robię mamie fotkę i odjeżdżamy.Długa prosta, widzę mamę na tle róż i jasność wokół niej.Dlaczego nie weszła do domu? Skąd ta jasność przecież jest wczesny wieczór,myślę.
Mija kolejny tydzień.W sobotę rozmawiam z mamusią przez telefon.Uzgadniamy poniedziałkowy przyjazd dzieci,tuż po obozie, na wakacje.Przerywam rozmowę, chcę pomóc mężowi.
Dlaczego przerwałaś ? - pyta-poradziłbym sobie.
-Przecież będziemy w poniedziałek -zamykam temat.
W niedzielę wczesnym świtem wyprawiam męża i chcę odespać ciężki tydzień.
Budzi mnie jasne Światło, jakże znajome.Zrywam się na równe nogi,zapadam się w jasność,Po chwil znowu jestem na łóżku.Usypiam, śpię bardzo długo.
Po południu wraca mąż,stawiam obiad.Mąż gwałtownie odsuwa talerz.
Jedziemy do mamy- wręcz krzyczy.
Jutro będziemy z dziećmi- jestem nad wyraz spokojna.Nie stawiam jednak oporu.
Wyruszamy w podróż, W milczeniu pokonujemy kolejne kilometry,Zaczynam czuć niepokój.Podjeżdżamy pod dom,są pootwierane wszystkie okna.Drzwi nikt nie otwiera,bez zastanowienia wchodzę przez okno.
Mamusi świeczka też zgasła. Wzywamy lekarza rodzinnego i pogotowie.Stwierdzają zgon, pewnie w nocy, ale procedura wymaga by wpisać aktualna datę 18 lipca 1993.
Otwieram szafę, wypada mi czarna bielizna.Niczego nie muszę szukać,wszystko było przygotowane.
Następnego dnia przywozimy dzieci, idą spłakane spać.Córka ma lat jedenaście.
My też kładziemy się spać.Mąż słyszy hałas.
Ktoś chodzi po mieszkaniu-mówi.
-Pewnie dzieci,zajrzyj do drugiego pokoju.W miejscu dawnych kotar są drzwi.
-Śpią.
Kładzie się i po chwili znowu słyszy hałas, tym razem w kuchni.
-Może ktoś puka do drzwi wychodzących na ogród ? -podpowiadam.
Idzie sprawdzić.Nikogo nie ma.Jeszcze się nie położył i znowu słyszy hałas.
Pewnie mamusia coś chce -odpowiadam spokojnie.
Patrzy na mnie z niedowierzaniem, wiadomo wariatka.
Idź i zapytaj-powtarzam, nawet w myśli.Usłysz.
Wraca po chwili z patelnia pełną kotletów.
Były w duchówce,głęboko schowane -mówi lekko przestraszony - trzymając czarną patelnię.
Pewnie mamusia przygotowała na przyjazd wnuków i nie zdążyła ich schować do lodówki- stwierdzam.
Tylko dlaczego tak dużo ??? myślę.
W dniu pogrzebu do kaplicy wszedł mężczyzna,spojrzał na mnie po czym wolno obchodził stojących żałobników zaglądając im w oczy.Wyglądało to co najmniej dziwnie, wszyscy dopytywali się kim jest ta postać ?
Nic nie mówiłam.Rozmawiałam już z nią,a pewnie ktoś został naznaczony.
W następnym tygodniu przyszedł list polecony, pewnie z upragnionymi papierami.Nie pozwolono mi go odebrać.
Parę tygodni później pracując na ogrodzie wyraźnie usłyszałam wołanie mamy dochodzące z kuchni.
Weszłam,chciałam zapalić światło.Zawołam męża,do późnych godzin wieczornych naprawiał awarię.
Minęło trochę czasu,uruchomiono stronę internetową Kresy -Syberia.Teraz jest to Muzeum Wirtualne.
Zamieszczono listę osób wyewakułowanych z ZSRR do Persji.W dacie urodzin mojej mamy została wpisana data 17.07.
Na wiele lat schowałam to w swojej pamięci.
Jakiś czas temu moja córka powiedziała- napisz książkę mamo.Więc ją piszę.
Wnuczka ma lat 11 i mówiła w dziwnym języku bardzo przekonująco, a mi, życie przewija się przed oczami.
pozdrawiam
Ewa
I jeszcze jedna wiadomość:
Witam Załogę.
Coż mogę dodać do moich historii.Ponieważ na prawdę nie wiedziałam jak ująć w słowa swoje doznania na przestrzeni życia postanowiłam ująć je tematycznie, a nie z chronologicznie.
W zeszłym roku miałam przyjemność gościć u siebie syna kuzyna i jego żonę będącą w ciąży.Oczywiście opowiadałam im historyjki rodzinne,pokazując rodzinny album. Jest tam fotografia całej rodziny wykonana w 1938 roku.Dziewczyna śmiała się słuchając moich opowieści,rozbawiony kuzyn w pewnym momencie stwierdził.
Uważaj bo Ci Z.wyskoczy z brzuszka.
Dlaczego właśnie takie imię- zapytałam.
Po Prostu bardzo nam się podobało -stwierdzili zgodnie.
Mijały miesiące,około 10 lipca zadzwonił kuzyn, w pewnym momencie stwierdził,że choć przyszedł wyznaczony termin to wciąż czekają na malutką.
Nie martw się,urodzi się,17 albo 18 -powiedziałam bezwiednie.
Przyszła na świat tuż po północy 19 lipca.
A to już temat reinkarnacji,też mi dobrze znany.
pozdrawiam i czekam na Wasze ujęcie tematu.
Ewa.
Dziękujemy za wszystkie e-maile. Jak Państwo widzicie - nic nie ginie i wszystko ma swoje miejsce w naszych "katalogach". Na najbliższym spotkaniu FN zdecydujemy, czy powstanie tekst do serwisu o "przewidywaniu własnej śmierci". Dobrym pomysłem będzie przedstawienie wizji własnej śmierci, o której opowiedział nam jasnowidz Krzysztof Jackowski. Opisał nawet dokładnie jej miejsce... trochę przerażające, ale przecież wiemy, że śmierci nie ma - to wielka iluzja. Żyjemy dalej!
czytaj dalej
Witam serdecznie Redakcję Nautilusa, Piszę do Was w pewnej sprawie, która przytrafiła mi się, kiedy byłam jeszcze dzieckiem: miałam około 6-7 lat (obecnie jestem 29-letnią kobietą). Dziś na stronie Fundacji przeczytałam materiał na temat dziwnej czarnej cieczy - ''Na ścianie w pokoju pojawia się niezwykła, czarna materia... ''. Relacja bardzo ciekawa, ale właśnie czytając ją przed oczami stanęły mi obrazy z dzieciństwa.
Będąc dzieckiem, razem z rodzicami i starszą siostrą mieszkaliśmy u rodziców taty. Mieliśmy jeden pokój od strony podwórza, do którego okna przylegał dach oficyny. W tle okna znajdowała się ściana wyższego piętra tejże oficyny.
Historia, którą chcę Wam zrelacjonować, przytrafiła się wczesnym rankiem w niedzielę. Musiała być to niedziela, gdyż oboje rodzice byli w domu, a wówczas oboje pracowali i gdy szli do pracy, ja lądowałam w łóżku babci. Spałam wtedy z rodzicami w łóżku od tzw. ściany. Właśnie tego ranka obudziłam się prędzej. Rodzice jeszcze spali. Pamiętam, że leżałam przez chwilę w łóżku, bawiąc się swoimi dłońmi i w pewnym momencie usiadłam na łóżku, najprawdopodobniej z zamiarem wyjścia z niego. Spojrzałam w stronę okna i ujrzałam...czarną bezkształtną masę na tle ściany oficyny. Widać to było wyraźnie, gdyż ściana jest jasnego koloru, a dziwna ''plama'' była czarna. Dziś stwierdziłabym, że wyglądała jak rozlana czarna maź, tyle, że wisiała w powietrzu. Nie pamiętam, aby się poruszała. Po prostu tam była.
Pamiętam, że byłam zaciekawiona tym widokiem, ale jednocześnie wywołał on u mnie strach. W rezultacie położyłam się z powrotem do łóżka. Chyba zasnęłam, gdyż nie pamiętam, abym widziała, jak to coś znika.
Do dziś - pomimo, że minęło wiele lat - mam ten obraz przed oczami jak żywy. Czasami jednak zadaję sobie pytanie: może to był tylko sen? Nie potrafię odpowiedzieć.
PS. Dodam tylko, że dziś mieszkam w tym mieszkaniu i zajmuję ten sam pokój, jaki kilkanaście lat temu zajmowali moi rodzice. Już nigdy czegoś podobnego nie widziałam.
[dane do wiad. FN]
-----Original Message-----
From: [dane do wiad. FN]
Sent:
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Dziwna ciemna chmura
Witam,
Miałem dziwny przypadek. Leżałem sobie na kanapie w pokoju i w pewnym momencie na suficie
zrobiła się taka dziwna ciemna "chmura". Złapałem za aparat i zrobiłem 3 zdjęcia. W ciągu kilku chwil
to coś przemieściło się na zewnątrz za okno i rozpłynęło. Jakieś pomysły co to/
Pozdrawiam serdecznie
Poniżej jeszcze jedno zdjęcie tego zjawiska przysłane nam przez czytelnika FN.
czytaj dalej
Witam, postanowiłem napisać do Państwa ponieważ chciałbym się dowiedzieć co takiego udało mi się zobaczyć około 18 lat temu.
Było południe, normalny dzień lekkie zachmurzenie zanosiło sie na burze, siedziałem na ławce z dwiema innymi osobami i nagle z prawej strony nadleciała kula z prędkością około 100 km/h, leciała z gory i jak sie zniżała to zrównała sie z linia dachu budynku ktory stał po prawej stronie po czym przeleciała nam dosłownie przed oczami, jakies 20 cm od mojej głowy, tak ze zobaczyłem swoje odbicie w tej kuli, kula była wielkości piłki nożnej, srebrna z tak jakby lekka otoczka, mozna było sie w niej przejrzeć, nie wydawała żadnego dźwięku ani ciepła/zimna nic.
Poleciała 50 m dalej mało co nie uderzając w mojego sąsiada ktory stał na podwórku po czym wzbiła sie i odleciała. Kiedy opowiadałem to znajomym sugerowali ze to piorun kulisty ale niestety nie pasuje to w ogole do takiego zjawiska, z gory dziekuje za odpowiedz, pozdrawiam.
Daniel
[dane do wiad. FN]
Dziękujemy za opis. Czy mamy podobne w naszym archiwum? Oczywiście, że tak - małe metaliczne obiekty potrafiły podlecieć do świadków, przez chwilę znieruchomieć, doprowadzić do chwilowego zakłóceniu w odbiorze prądu w budynku obok. Ludzie błędnie myślą, że UFO to tylko "duże latające spodki", tymczasem te obiekty potrafią być małe, wielkości właśnie piłki nożnej i nawet mniejsze... Mógł to być pojazd z małymi istotami (są takie i przylatują na Ziemię!), albo sonda zwiadowcza z dużego obiektu. Relacja trafia do naszego Archiwum FN.
czytaj dalej
Dostaliśmy ciekawą informację poprzez nasz kanał na facebook`u dotyczącą śmierci klinicznej. Chodzi o tekst piosenki zespołu Lazarus, w którym pojawia się motyw śmierci klinicznej. Jak wszyscy wiedzą - ten temat jest "w centrum zainteresowania" Fundacji Nautilus. I dlatego postanowiliśmy go zaprezentować w dziale XXI PIĘTRO - Twoja Historia.
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.