LECH WAŁĘSA JAKO WCIELENIE DUSZY JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO - nowe, nieprawdopodobne zbiegi okoliczności
Fundacja Nautilus jako pierwsza w Polsce postawiła zdecydowaną tezę, że wielki lider Solidarności Lech Wałęsa jest wcieleniem duszy twórcy polskiej niepodległości w 1918 roku, czyli Józefa Piłsudskiego. Badając od 25 lat w Polsce i na świecie zjawisko reinkarnacji ustaliliśmy i traktujemy jako absolutny aksjomat nie tylko jej istnienie, ale także to, że wielkie postacie światowej czy polskiej polityki bardzo często wracają ponownie, aby „dokończyć swoje poprzednio prowadzone dzieło”. Obserwując postać Lecha Wałęsy od bardzo dawna nie mamy cienia wątpliwości, że jest to ta sama dusza.
Nie ma żadnego przypadku w tym, że akurat tego człowieka tryby historii wyniosły na sam „szczyt ziemskiej atmosfery współczesnej historii świata”, do którego docierają jedynie nieliczni ludzie na Ziemi. Podobieństwa Wałęsy z Józefem Piłsudskim dotyczą nie tylko tego, że wielki Marszałek za życia praktycznie przez całe 20-lecie Międzywojenne zmagał się z oskarżeniami (w pełni słusznymi dodajmy!) o współpracę z wywiadem Niemiec i Austrii, ale także posiadał setki przeróżnych nawyków i cech, które odnajdujemy w obecnym Lechu Wałęsie. Po publikacji naszego kolegi o Lechu Wałęsie w „Dzienniku Pokładowym” dostaliśmy bardzo ciekawy e-mail od naszej koleżanki Małgosi, która przygotowując materiał do książki natrafiła na bardzo ciekawy ślad.
[…] Śledzę jednak na bieżąco Wasz portal: zainteresowała mnie hipoteza, jakoby Lech Wałęsa miał być reinkarnacją marszałka Piłsudskiego. Ponieważ gromadzę materiał do książki o początkach prawa autorskiego w Polsce, czytam dziesiątki publikacji z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Właśnie skończyłam pamiętniki jego żony, Aleksandry Piłsudskiej (A. Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 1989), w których znalazłam kilka rzeczywiście zaskakujących zbieżności pomiędzy losami, wydarzeniami a nawet zwyczajami obu tych postaci. Myślę, że warto, aby ją dokładnie przestudiować pod tym kątem, podobnie jak wspomnienia Józefa Becka (J. Beck, Pamiętniki Józefa Becka, Warszawa 1955; J. Beck, Ostatni raport, Warszawa 1987), w których roi się od prywatnych informacji o Marszałku. […]
A tymczasem dwie interesujące „zbieżności”, charakterystyczne zarówno dla Piłsudskiego, jak i dla Wałęsy: słynne imieniny i stale noszony przy sobie wizerunek Matki Boskiej. Pytanie brzmi: czy Wałęsa – lub ktoś z jego otoczenia – czytał te wspomnienia i wzorował się na nich (świadomie lub podświadomie), czy też nie?
„Imieniny męża – pisze Aleksandra Piłsudska – nieodmiennie przewracały normalny tryb życia w Sulejówku. Od wczesnego rana przygrywały w ogródku orkiestry 7. pułku i 1. pułku szwoleżerów. Goscie zatłaczali pokoje od rana do wieczora. Krewni, przyjaciele, bliscy znajomi, reprezentacje wojskowe, POW, legioniści, przedstawiciele najrozmaitszych organizacji i wiele, wiele innych osób przybywało nawet z krańców Polski, aby zapewnić męża o swej lojalności, przywiązaniu i miłości. Każdego trzeba było przyjąć osobiście. Wieczorem salon był pełen kwiatów, owoców, słodyczy i prezentów różnego rodzaju. Największą przyjemność sprawiali mężowie ludzie prości, dawni szeregowi z Legionów, chłopi i robotnicy, z których niejeden szedł pieszo przez cały dzień do Sulejówka. Chłopi przynosili ze sobą jaja, masło, ser, domowe wino a czasem nawet żywe ptactwo i zwierzęta. [...]”. (s. 216).
„Tradycje obchodzenia imienin męża w szerszym, pozarodzinnym gronie rozpoczęli legioniści podczas pierwszej wojny światowej. W roku 1915 wraz z życzeniami ofiarowali mężowi złoty zegarek z napisem: „Kochanemu Komendantowi – korpus oficerski”. W roku 1916 otrzymał szablę, w 1919 papierośnice z dedykacją: „Komendantowi – od oficerów adiutantury”. W 1914, gdy wyruszał na wojnę, ofiarowano mu malutki obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej w srebrze (!).
Obrazek ten nosił zawsze przy sobie aż do ostatniej chwili życia. W roku 1918, kiedy siedział w więzieniu w Magdeburgu, nadeszły 19 marca dziesiątki tysięcy powinszowań. I rzecz jakże charakterystyczna dla Niemców. Wówczas tej korespondencji nie doręczyli, ale przechowali ja w porządku, a po zwolnieniu go z więzienia odesłali wszystko do Warszawy. Gdy w roku 1931 dzień jego imienin przypadł czasie jego pobytu na Maderze, otrzymał tam również mnóstwo powinszowań od bliskich i obcych ludzi. Ilość liczyła się na tomy”. (s. 217-218).
[…]