Relacje o "nocnych zmorach" powtarzają się w korespondencji do redakcji FN dość często. Oto najnowszy e-mail, który dostaliśmy 18 listopada 2012.
Sent: Sunday, November 18, 2012 11:27 AMTo: nautilus@nautilus.org.plSubject: Nocna zmoraWitam.Nazywam się P. [dane do wiadomości FN], mam 27 lat, mieszkam na Śląsku.Trafiłem na Waszą stronę przypadkiem, a znalazłem tu szereg doświadczeń ludzi, którzy przeżyli coś podobnego jak ja. W związku z tym postanowiłem napisać do Was i opisać mój przypadek. Miałem w sumie 3 spotkania (przynajmniej o tych 3 pamiętam) z tzw. Zmorą. Jestem człowiekiem bardzo spostrzegawczym, po naprawdę sporych przejściach z tzw. białą magią, nawróceniem, egzorcyzmach i w końcu otrzymaniu Darów Ducha Świętego tuż po egzorcyzmach nade mną, a jednocześnie człowiekiem jak to się mówi "twardo stąpającym po ziemi" - uwielbiam fizykę i wszystko próbuję tłumaczyć racjonalnie. Tych rzeczy jednak nie potrafię.
Pierwsze spotkanie miało miejsce w liceum - mieszkałem wtedy z rodziną w bloku, dzieliłem pokój z bratem bliźniakiem. Było już koło północy, a ja siedziałem na swoim tapczanie, który miał takie niskie i cienkie oparcie, tak że opierałem się plecami o kaloryfer. Wszyscy domownicy już spali a ja czytałem kolejną z książek o czarownicach, magii etc. Nagle zacząłem słyszeć jakieś odgłosy jakby zza siebie. Wpierw myślałem że znowu coś z ogrzewaniem i kaloryfer wydaje dziwne odgłosy i nie zwróciłem na to uwagi. Po chwili odgłosy przyjęły słyszalną formę i usłyszałem że ktoś mnie wołał po imieniu. Wtedy już oderwałem się od kaloryfera i obejrzałem się za siebie. Wydało mi się przez ułamek sekundy że za oknem wisiało w powietrzu coś ciemnego uśmiechniętego szyderczo, a w chwili spotkania naszych spojrzeń uciekło w dół. Mieszkałem na 2 piętrze. Spałem zawsze z zamkniętymi drzwiami od pokoju na korytarz. Z tzw. "dużego" pokoju usłyszałem wtedy taką przyciszoną muzykę, dudniącą w ten sposób jakby ktoś puścił muzykę kilka ścian dalej, taka przyciszona i niewyraźna. Przez szybę od drzwi widziałem że światła są pogaszone w całym domu, a jeszcze moment później zdałem sobie sprawę że moja mama, która spała w tamtym pokoju nie słucha przecież muzyki w stylu techno! Postanowiłem zbadać sytuację, położyłem dłoń na klamce swojego pokoju, a gdy otworzyłem drzwi - muzyka ustała. Brat spał jak gdyby nigdy nic. Położyłem się spać rozmyślając o całej sytuacji, a rano sprawdziłem kasety i płyty w wieży w dużym pokoju - na żadnej z nich nie było nic co mogłoby chociaż przypominać muzykę techno.
W następnym tygodniu za wnioskiem matki i licealnej psycholożki byłem już u psychiatry i leczyłem się farmakologicznie przez półtora roku na schizofrenię, bo uparcie utrzymywałem że słyszałem i widziałem te rzeczy.Drugie spotkanie miało miejsce jakieś 2 lata później. Nocowałem akurat u dziewczyny, w mieście oddalonym o 10 km od mojego miasta. Obrzeża, spokojnie, niby nic. Nocowałem tam setki razy a że w całym gospodarstwie rolnym paliłem tylko ja, wyszedłem sobie na papierosa przed zaśnięciem. Moja dziewczyna była wtedy w ciąży, spodziewaliśmy się nareszcie ukochanego dziecka. Spaliśmy w jednym, dość małym łóżku. Przed zaśnięciem dała mi swój poświęcony medalik Matki Boskiej. Nie chciałem bo po co to przecież, noc jak każda inna. Podczas palenia tego ostatniego wtedy papierosa zauważyłem dziwną rzecz na niebie, ale pomyślałem - jak zwykle racjonalnie - że wydaje mi się, że to zapewne złudzenie optyczne i tyle. Otóż wydało mi się że szybko biegnące po niebie chmury są białe, a gdy przechodziły pod księżycem "wylatywały" już potem czerwone. Tej nocy gdy zasnęliśmy mojej dziewczynie przyśnił się Szatan - zły, wrogi, z rogami i płynący nienawiścią. Stał w absolutnej ciemności. Sięgnął jej między nogi, wyjął dziecko i trzymając je za nogę głową w dół pytał czy ma je puścić w tą nicość pod nim! To wiem tylko z jej opowieści, więc wybaczcie brak szczegółów. Równolegle ja - a miałem akurat nową pracę na lakierni desek snowboardowych - obudziłem się w nocy. Patrzę - obok śpiąca moja dziewczyna, pokój skąpany w świetle latarni zza okna, niby wszystko ok, ale dlaczego się obudziłem i nie mogę wziąć głębokiego oddechu ? Mogłem oddychać - szybko, płytko, ale nie mogłem wziąć głębokiego oddechu! Nagle - może to śmieszne, ale tak właśnie było - wydało mi się że jak patrzę w stronę nóg - jest coś niewidocznego między moją głową a wysokim oparciem łóżka. Widziałem to oparcie nie raz, również w ciemnościach i byłem pewien że jak na nie patrzę coś jest nie tak , nie wygląda tak jak zwykle. Wspominając te chmury i ten naszyjnik, w końcu pomyślałem że coś jest na rzeczy. Wyobraziłem sobie że robię taką tarczę z tego medalika - że ten medalik jest ponad naszym łóżkiem, a że był w kształcie tarczy - że ta tarcza roztacza nad naszym łóżkiem takie pole, którego nic nie jest w stanie zniszczyć. Pomogło, spaliśmy do rana bez problemu, rano wymieniając się doświadczeniami.
Trzecie spotkanie miało czas niedługo po drugim i było najgorszą rzeczą, którą w życiu przeżyłem. Z tą różnicą że przestałem się "bawić" w okultyzmy magię itd., a nad moją osobą były robione egzorcyzmy aby pozbyć się całego tego syfu - w końcu skutecznie. Wydawało się że już będzie dobrze, że już tylko Oaza, kościół itd. Jasne. Wróciłem do mieszkania na blokach z matką, brat już się wyprowadził a ja zająłem ten sam co ongiś pokój. Z tą różnicą że miałem do dyspozycji już nie łóżko, które usunięto, lecz jedynie amerykankę. Dla mnie ok, dużych wymagań nie miałem. Miałem około 22-23 lata, nie pamiętam dokładnie. Będąc po egzorcyzmach i mając swój wielki powrót do wiary, miałem też moment załamania. Myślałem "E tam, będąc po drugiej stronie miałem się lepiej, miałem więcej korzyści" Naprawdę chciałem wrócić do magii jaką znałem. Otworzyłem się na to. Wtedy przyszedł pamiętny wieczór. Jako rockers miałem długie włosy wtedy. Spałem na tej amerykance i nagle obudziłem się , pełen lęku i czułem że coś co się rusza wplątało mi się we włosy i jakby nie mogło się z nich wydostać. Coś wielkości nietoperza i równie szybko trzepoczące skrzydłami. Wstałem krzycząc i bojąc się panicznie i nagle jakbym stał pod sufitem i oglądał to wszystko z zewnątrz, spoza mojego ciała. Na suficie obok mnie z miną wyrażającą wyraźne zadowolenie kucało ciemne coś, obserwując całą akcję podśmiewując się szyderczo. Nagle ja, będąc poza swoim ciałem patrzyłem na to jak to coś obok mnie rzuca mną po całym pokoju, tak że latałem pod sufitem , drżąc się wniebogłosy, otwierały się szafki z ubraniami i te ubrania latały ze mną, ale ja - ten przyklęknięty wtedy na suficie, czułem się całkiem w porządku, po prostu oglądałem to biernie, bez strachu, bez niczego. Potem to ciemne coś obok mnie popatrzyło na mnie znowu, tak jakby nagle zdając sobie sprawę że tam jestem, wyciągnęło swoją niewyraźną ciemną rękę i rzuciło mnie z powrotem do mojego ciała, upadłem na podłogę czując panikę jaką obserwowałem moment temu z góry, to coś w moich włosach w końcu uwolniło się, a ja błyskawicznie wyskoczyłem z pokoju i trzymałem klamkę zablokowaną, żeby nie otworzyła się sama. Zlecieli się obudzeni i wystraszeni domownicy, bo podobno darłem się jakby mnie ze skóry obdzierano. Gdy weszli do mojego pokoju wszystko było na swoim miejscu.Nie wiem co to było, ani czym była ta postać obok mnie, gdy tak klęczeliśmy wtedy na suficie.Proszę o nie publikowanie mojego adresu email.P. [dane do wiadomości FN]
PODYSKUTUJ O TYM W HYDEPARK FN - KLIKNIJ NA LINK!