[...] Witam!
Jestem Szczecinianinem od urodzenia czyli 45 lat i odkąd pamiętam wierzyłem w istnienie innych cywilizacji i form życia gdzieś we wszechświecie, to było dla mnie oczywiste od zawsze. Moim marzeniem było zobaczyć UFO, a jak wiadomo, marzenia się spełniają... pierwszy raz to był 1996 rok. Wracałem z dwoma koleżankami do domu, konkretnie to odprowadziłem jedną a z drugą usiadłem jeszcze na ławce żeby porozmawiać. Jak zwykle zacząłem patrzeć w niebo, czyste, bez śladu chmur... zawsze tak robię mając okazję do spokojnego spoglądania gdzieś w kosmos, dziwnie się wtedy czuję, jakby gdzieś tam było moje miejsce. W momencie w którym uniosłem głowę kątem oka ujrzałem coś czerwonego i w jednej sekundzie to coś wleciało w pole mojego widzenia.
To był wielki, "czerwony" dysk. Dlaczego piszę jego kolor w cudzysłowie? Ponieważ nie był to nasz, ziemski czerwony, przynajmniej ja takiego nie widziałem. Na dodatek lekko transparentny i jakby pulsujący. Jak wielki? Otóż dzisiaj, a w zasadzie w tamtej chwili również jego wielkość była taka jak różnica zakrętki od słoika takiego mniej więcej 300g przyłożonego do gwiazdy. Nie wydawał żadnego dżwięku, nie pozostawił żadnej smugi, po prostu przeleciał nade mną ale coś dziwnego poczułem w tym momencie czego nie potrafię do dzisiaj nazwać. Powiedziałem do koleżanki tak zwyczajnie, bez emocji "Paula właśnie nad nami przeleciało UFO" zapytała dlaczego jej nie powiedziałem ale gdy usłyszała, że działo się to zbyt szybko stwierdziła, że w takim razie coś mi opowie. To była jej historia z wakacyjnego wyjazdu na którym też "coś" widziała. Piszę "coś" bo byłem pod takim wrażeniem, że w końcu się to stało, że jej opowieść tylko się o mnie otarła.
Druga obserwacja miała miejsce w ciągu dnia około godziny 15. Niestety nie pamiętam roku. (powinienem mieć gdzieś notatkę w domu ale w tej chwili przebywam w Oslo. za dwa tygodnie wracam do kraju i jak znajdę to uzupełnię opis, myślę jednak, że to było ok. 17 może 18 lat temu) Rozmawiałem na swojej ulicy z koleżanką i kolegą. Patrzyłem na samolot pasażerski który pojawił się na niebie i leciał w naszą stronę z kierunku południowo-wschodniego. W pewnym momencie po jego lewej stronie ukazał się "punkcik" który podążał za nim. Rzuciłem żartem do moich znajomych "patrzcie, ufo goni pasażera". W sumie to nie wiem dlaczego tak powiedziałem... Nasza trójka patrzyła na to co się działo na niebie, a było ciekawie... Otóż ów "punkcik" im bliżej nas tym bardziej wyglądał na kulę. Ten obiekt dogonił samolot, chwilę leciał równo z nim, wyprzedził go i po pewnym czasie skręcił pod kątem prostym na południowy zachód. Nie pamiętam już czy komentowaliśmy to w jakiś sposób, jednak mam to szczęście, że moi znajomi akurat również wierzą w UFO. To był piątek. Następnego dnia spotkałem wujka, brata mojego ojca który kłócił się ze swoimi kolegami o coś, minąłem go pod blokiem i poszedłem do domu. Po chwili wujek przyszedł do nas wyrażnie zdenerwowany. Kiedy zapytałem go o co poszło pod blokiem nie bardzo chciał powiedzieć, Wspomniał tylko, że kumple się z niego śmiali a jakby to zobaczyli to ciekawe co by powiedzieli. "Wczorajszą kulę" zapytałem. "Skąd wiesz?" "Bo też ją wczoraj widziałem" odpowiedziałem. Wujek mi opowiedział jak wracając od drugiego brata z pobliskiego osiedla Zawadzkiego (ja mieszkam na POGODNIE) widział na niebie lecącą kulę, która skręciła pod kątem prostym w stronę dzielnicy Krzekowo. Dzisiaj nie pamiętam, a może wujek nie wspomniał z jakiego kierunku. Możliwe, że widział ten sam moment co ja. W poniedziałek odwiedziłem koleżankę, której opowiedziałem piątkową obserwację, natomiast ona zrewanżowała się tym co słyszała w tramwaju jadąc na zajęcia. Za nią siedział chłopak z dziewczyną i opowiadał jej o kuli latającej nad osiedlem Zawadzkiego, jednak miał mniej szczęścia niż ja bo został przez swoją towarzyszkę wyśmiany.
Około 10 -12 lat temu kolega wpadł po mnie wieczorem żebyśmy wybrali się na Zamek Książąt Pomorskich na Noc Kupały. Zabraliśmy jeszcze jednego kumpla i pojechaliśmy. Impreza jak zawsze udana, ale najlepsze zobaczyliśmy na końcu. Ostatnim punktem imprezy było przedstawienie walki dwóch wojów, którzy oblali swoje tarcze i miecze naftą, podpalili i zaczęli walczyć, dla lepszego efektu pogaszono światła na całym obiekcie. W pewnym momencie kumpel pociągnął mnie za rękę i wydarł się żebym patrzył w niebo. Nad nami leciały, przynajmniej tak to wyglądało, dwa "czerwone" dyski. Leciały bardzo powoli, w pewnej odległości od siebie, w pewnym momencie zatrzymały się, zbliżyły do siebie, oddaliły i poleciały dalej. Manewr ten wykonały dwa razy, przynajmniej ja tyle widziałem. Wyglądało to jakby skanowały teren. Oprócz naszej trójki widziało ten obiekt jeszcze kilka osób stojących obok nas jednak stwierdzili, że to helikopter... machnąłem na nich ręką.
Jak wspomniałem wierzyłem zawsze, że nie jesteśmy sami we wszechświecie... uczucie towarzyszące mojemu zapatrzeniu w rozgwieżdżone niebo to coś na kształt tęsknoty... wiem, że jeszcze ich zobaczę... jestem tego pewien. Interesuję się również ezoteryką, również odkąd pamiętam a właśnie rozpocząłem pracę z kartami Tarota oraz wahadłem... pozdrawiam całą załogę a w najbliższych dniach opiszę jeszcze moje doświadczenia ze zmarłymi.
[dane do wiad. FN]
rom: maciej [dane do wiad. FN]
Sent: Wednesday, February 6, 2019 10:24 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: zjawiska wzrokowe UFO ?
Witam.
Oglądam Was od niedawna na kanale YouTube podoba mi się to co robicie i po pewnym przemyśleniu postanowiłem, że napiszę i przedstawię swoje dwa doświadczenia wzrokowe, które z pewnością uważam za nie codzienne, przynajmniej dla mnie. Może nie wyda się to zbyt interesujące i będzie zbyt pospolite ale może jednak,kto wie.
Była to zeszła zima dokładnie nie pamiętam czy już 2018 rok czy jeszcze 2017. Pracuję w innym mieście oddalonym od mojego jakieś 25 km, droga między tymi dwoma miastami jest to trasa krajowa ale w znacznej części pokryta lasem. Z reguły jestem pasażerem dzięki czemu mam możliwość znacznego odwrócenia wzroku od drogi którą się poruszamy. Często patrzę w las bądź w niebo. Jako, że była to zima a pracę kończę o godz 17 było ciemno co też umożliwiało mi wpatrzenie się w niebo na gwiazdy a pamiętam, że było przejrzyste. Nagle podczas powrotu do domu w pewnym momencie nad lasem zauważyłem dwa światła. Światła te były usytuowane w jednej linii w niewielkiej odległości od siebie i nie były małe choć trudno jest mi sprecyzować jaka to była odległość i jak wysoko było to nad lasem lecz z pewnością jestem pewien i podpisuję to swoim nazwiskiem, że owe światła były nieruchome., trudno też określić wielkość ale były na tyle duże, że nie szło ich nie zauważyć. Kolor był bardzo jasny jak jasna biała dioda LED o zimnym kolorze, nie zmieniały barwy, jedynie delikatnie mrugały. Po jakiś 30 sekundach ciągłej obserwacji znikły, lecz nie w ułamku sekundy a delikatnie zaniżając częstotliwość świecenia, wykluczam przy tym race, flary itp. itd. bo rzeczy takie po wystrzeleniu nie stoją w miejscu tylko lecą w górę bądź spadają i w dodatku z biegiem czasu załamują kąt. Jeżdżę tą drogą już prawie od dekady i wiem, że w tym miejscu nie ma możliwości jakiejkolwiek usytuowania lampy tym bardziej na takiej wysokości, swego czasu również ze znajomymi jeździliśmy mniej więcej w tym miejscu na motocyklach i wiem, że nie ma tam nic tylko duży kompleks leśny dlatego zjawisko to wzbudziło we mnie zainteresowanie.
Drugie doświadczenie nie było zbyt daleko bo już na drugi dzień. Była to sobota wtedy pracuję krócej bo do godz 13. Jak co dzień wracałem tą samą trasą do domu i jako, że była godzina między 13/14 jak już byłem w trasie na zewnątrz było jeszcze jasno. Niebo tego dnia było takie samo jak dzień wcześniej czyli z drobnymi skupiskami chmur. Dosłownie maksymalnie 2 kilometry od miejsca gdzie widziałem nad lasem te 2 światła zaczyna się obwodnica mego miasta a w raz z nią kończą się lasy i zaczyna się otwarta przestrzeń, pola i w oddali jakieś pojedyncze domostwa. W pewnym momencie spoglądam w górę w stronę jednej z chmur dostrzegam ciemny punkt tuż obok niej i również jak w przypadku tych dwóch świateł ciężko było mi zweryfikować wielkość oraz wysokość położenia tego punktu. Jednego byłem pewny na sto procent, że nie był to żaden balon oraz samolot, jak żyje nie raz widywałem małe, większe samoloty na niebie i za każdym razem widać obrys samolotu, tym razem było to o owalnym kształcie. Najciekawszym elementem było to, że punkt ten tak samo jak te światła był bez ruchu, świadczyło o tym to, że chmura i ten punkt nie oddalały się od siebie ani nie przybliżały. W pewnym momencie nie wiem czemu ale odwróciłem głowę na dosłownie 2/3 sekundy w inną stronę i kiedy powróciłem by przyglądać się temu dalej punktu już nie było. Gdyby był to samolot to dawno schowałby się albo oddalił od chmury bo przyglądałem się temu z dobre 30/40 sekund, skoro tego nie uczynił w tym czasie to z jakiej racji miałby to zrobić w o wiele krótszym ? Patrzyłem w to miejsce tak długo jak tylko jeszcze mogłem i nic zza niej nie wyleciało.
Nie wiem naprawdę co to było podczas tych dwóch doświadczeń wzrokowych trudno mi powiedzieć ale oglądając nie raz różne filmy o tematyce pozaziemskiej to wszystkie znaki dosłownie na niebie świadczą, że być może byłem naocznym świadkiem UFO.
Chciałem się podzielić tym co dostrzegłem.
Możliwe, że się nie mylę myśląc o tym tak jak chce myśleć.
Dziękuję za wytrwałość w czytaniu do końca.
Pozdrawiam. Maciej.