[...] Witam serdecznie. Na waszą stronę natknąłem się kilka dobrych lat temu, i również od kilku lat przymierzam się do napisania wiadomości z opisem moich niecodziennych sytuacji. Myślę że w końcu dojrzałem do tej decyzji.
Chciałbym zacząć pisać chronologicznie, od najmłodszych lat. Nota bene, aktualnie mam ich 27, i na przestrzeni tych lat, zdołałem uwierzyć w UFO, duchy i inne niewytłumaczalne rzeczy.
Pierwsza historia. Lata między 1998-1999.
Pamiętam że będąc małym dzieciakiem, mając jakieś 6-7 lat, coś mnie nocami dręczyło. Miałem pokój obok pokoju rodziców, w nocy zazwyczaj drzwi były otwarte, a przynajmniej zawsze chciałem żeby były, czułem się wtedy bezpieczniej. I pomimo tego kilka razy w środku nocy, słyszałem jakby ktoś chodził po pokoju w butach typu szpilki.
Bałem się spojrzeć, więc leżałem nieruchomo i tylko się wsłuchiwałem, będąc, nie oszukujmy się, sparaliżowany strachem.
Gdy już udało mi się zasnąć, wybudzał mnie przeraźliwy kobiecy krzyk, jak jakiejś wiedźmy. A wyglądało to tak. Śpię, nagle czuję że coś jakby się "zbliżało" i w tym momencie następował krzyk. Po jakimś czasie jakbym nauczył się przed tym bronić. Starałem się zatykać uszy, mimo że to był sen to kiedy to coś nadciągało, byłem w pełni świadomy.
Pewnego razu po prostu się to skończyło.
W podobnym okresie, również w nocy, musiałem udać się za potrzebą do toalety. Musiałem przejść z pokoju, poprzez kuchnie, na korytarz. Drzwi od toalety były zaraz po prawej stronie a na wprost były oszklone drzwi balkonowe. Wychodząc na korytarz stanąłem jak wryty. Przez szybę widziałem kilka par świecących oczu i jakby demoniczne śmiechy. Uciekłem w popłochu do toalety. Niestety z powrotem musiał eskortować mnie tata.
Druga historia, działa się kilka lat później. Styczeń rok 2001. Wtedy właśnie umarł mój dziadek. Mój brat jest starszy ode mnie o 5 lat. Zawsze był oczkiem w głowie mojego dziadka. Razem chodzili na ryby. Kiedyś mój brat dostał od dziadka taką mini wieżę, firmy daewoo, jak ta marka samochodów. Brat uwielbiał słuchać głośno muzyki, co nie raz i nie dwa denerwowało dziadka, tym bardziej że jego pokój był obok pokoju brata.
Styczeń. Dziadek umiera w szpitalu. I tu chciałbym tylko nadmienić jak umarł. Leżał w szpitalu na raka. W jego ostatnich chwilach był przy nim mój wuja a jego syn. W pewnym momencie poprosił go by wyszedł bo chciałby chwile zostać sam. Po paru minutach gdy wuja do niego wrócił, dziadek już nie żył. No ale do sedna. Rzecz się działa dzień czy dwa po jego śmierci. W nocy brat przybiega na piętro do mojego pokoju cały roztrzęsiony, zaklucza drzwi i nakazuje mi iść dalej spać.
Co się okazało, brat przebudził się w nocy i słyszał jakby ktoś chodził po pokoju, i słyszał również jak ktoś siada na pufę, a wydawały one takie charakterystyczne skrzypienie. I w pewnym momencie wędki brata które stały w rogu pokoju, i zaparte były o dywan, wystrzeliły z impetem na środek pokoju. Wtedy to brat uciekł. Przypuszczamy że po prostu dziadek nie mógł się pogodzić z tą sytuacją.
Kilka tygodni później bratu przyśnił się dziadek. Powiedział mu że jest w czyśccu, i żebyśmy się o nic nie martwili bo będzie dobrze. Kazał się również opiekować mamą.
I jeszcze co chodziło z tą wieżą. Mianowicie kiedy była żałoba, wieża nie przekraczała 15% głośności, nie działały płyty ani kasety. Pamiętam jak dziś, kiedy brat mi to powiedział i sam chciałem sprawdzić, kieszenie na kasety nie chciały się otworzyć, jakby były zablokowane. Po żałobie wszystko działa do dziś. Wieża aktualnie stoi u mojego taty w garażu, mogę podesłać jej zdjęcia dla uwiarygodnienia.
Trzecia historia miała miejsce bodajże w 2008 roku.
Pojechałem z bratem i jego kolegą na nocke na ryby. Prywatny wielki staw. Lato, bezchmurne niebo, czyli to co lubię. Siedzimy tak sobie, brat i kolega rozmawiają, a ja sobię patrze w gwiazdy. Nagle mój wzrok przykuł widok białej lecącej kropki, myślę sobie, pewnie jakiś satelita albo coś. I wtedy ta kropka zatrzymała się na środku nieba i zaczęła powoli lecieć w dół. Brat i jego kolega również zaczęli bacznie to obserwować. Kropka leciała w dół, powoli stająć się coraz większa i również zaczęła świecić coraz jaśniej. W punkcie kulminacyjnym, gdy zatrzymała się na środku stawu, jakiś metr od wody,
była wielkości, jakbym miał ocenić z 4 metry średnicy, ale mogę się mylić. Najlepsze było to że gdy była najniżej, co trwało to raptem kilkanaście sekund, zrobiło się tak jasno, że byliśmy w stanie zobaczyć co jest kilkanaście metrów dalej. A przypominam, był to środek nocy. W pewnym momencie kula zaczęła podnosić się w górę, myślałem że gdy już będzie na niebie to poleci gdzieś za horyzont, ale nie. Leciała cały czas tak wysoko aż w końcu znikła. Nie wydając przy tym najmniejszego dźwieku.
Mam jeszcze kilka swoich historii, jak również historie mojego przyjaciela. Chciałbym się nimi podzielić, ale już trochę późno. Postaram się napisać na dniach.
Pozdrawiam całą załogę okrętu, jak i czytelników. Proszę również o odpowiedź. Nie ukrywam, jesteście jedynymi osobami z którymi mogę się tymi informacjami podzielić, i które mogą mi jakoś sensownie pomóc, wytłumaczyć.
Szymon.
[dane do wiad. FN