Ja też podzielę się piękną historią. Na przełomie 1990/1991r. zaczęłam medytować 15 minut rano i wieczorem. Wyobrażałam sobie Boga osobowego, siedzącego na obłoku. Siadałam obok Niego i powtarzałam mantrę kierującą do Niego. Pewnego dnia po półtora roku medytowania siadłam jak zwykle, lecz coś mi przeszkadzało. Nie mogłam wejść w medytację.
Pomimo, że od trzydziestu lat byłam niepraktykująca, mimo woli bez głębszego zastanowienia westchnęłam: "Boże co jest, pomóż mi". Natychmiast zobaczyłam w górze biały obłok, oraz głos: "szukasz mnie tak daleko, a Ja Jestem tak blisko", a na dole zobaczyłam siebie w ciemnościach. Swiatło padające na mnie było tak silne, że widziałam bardzo wyrażnie różnokolorowe żdżbła trawy od zieleni po brąz koło moich nóg. Zamarłam w bezruchu. Nie wiedziałam co robić. Jakiś czas przychodziłam do siebie. Zastanawiałam się co dalej?
Od tej chwili Bóg został moim Przyjacielem i prowadzi mnie do dzisiaj. Medytacje przerwałam. We wrześniu 2012r. zaczęłam ponownie medytować godzinę dziennie rano i po pół roku zobaczyłam w czasie medytacji "NOWA ZIEMIE" jak w telewizorze.
Wygląd: piękna, leśna zielona polana w pogodny letni dzień. Słońce przepięknie oświetlało cały widok a z nieba padały białe płatki (jak duże płatki śniegu) mimo, że było lato. Do dzisiaj nie wiem co miały oznaczać. Wiedziłam, że to Nowa Ziemia i poczułam się bardzo szczęśliwa. Odczułam również, że wszystkie leśne zwierzęta (stworzenia)są bardzo szczęśliwe - żyją chwilą. Nie zastanawiają się co będzie jutro, czy za chwilę.
Pomyślałam: to jest "Raj", który dał nam Bóg.
Przybliżony obraz z pierwszej medytacji:
Pozdrawiam serdecznie Jaca