Pojawianie się zwierząt nie jest przypadkowe, gdyż czasami jest znakiem... - tekst w naszym serwisie sprawił, że dostaliśmy ciekawe dwie relacje. Oto one:
RELACJA 1
Odnośnie zwierząt to mam obserwację również z gołębiem. Byłem na ślubie w kościele i stała się rzecz bardzo dziwna. Podczas ceremonii do kościoła przez otwarte drzwi wleciał gołąb i siadł na ramieniu matki jednego z młodych. Byłaby to pewnie ciekawostka przyrodnicza gdyby nie to, że matka była wdową a jej mąż czyli ojciec nowożeńców niewiele czasu wcześniej zginął tragicznie
Pozdrawiam
RELACJA 2
From: [dane do wiad. FN]
Sent: Friday, March 4, 2016 10:09 PM
To: FN
Subject: Zdarzenia z ptakami
Witam Załogę Nautilusa!
Jestem gościem na waszej stronie już od dawna, ale ostatnio udało wam się solidnie mnie zaskoczyć. Od jakiegoś czasu już miałam ochotę do was napisać, ale jakoś nie miałam odwagi, zwłaszcza, że nie mam do przekazania jakichś arcyważnych treści, ale może mimo wszystko dodacie to do swojego archiwum. No i tak od około dwóch tygodni, może trochę dłużej, chodziło mi po głowie aby zapytać Was o fakt pojawiania się ptaków w związku z czyjąś śmiercią. Niemal codziennie układałam sobie co mam napisać, ale wciąż nie miałam odwagi. Kiedy jednak dwa dni temu zajrzałam do Was na stronę i znalazłam tam Wasz artykuł o zwierzętach poczułam się jakbyście telepatycznie odebrali to moje zapytanie. Uznałam to za swoiste "wywołanie do tablicy" i ostatecznie zmobilizowało mnie to do napisania tego maila.
Zacznę od tego, że kiedyś, nie wiem gdzie, czytałam lub może słyszałam, że czasem jeśli ktoś umrze niespodziewanie, nie zdążywszy wcześniej czegoś załatwić lub pożegnać się z kimś, to przez jakiś czas po śmierci jego dusza wciela się w ptaka i wyrusza tam, gdzie ma coś do załatwienia. Zastanawiałam się co Wy moglibyście powiedzieć na ten temat. Ja miałam dwa takie przypadki, które uznałam za zastanawiające i pokrótce je opiszę.
1) Pierwszy dotyczy mojego teścia. Zmarł on nagle, na atak serca, w domu. Mieszkał wtedy z żoną, córką i dwojgiem wnucząt, które bardzo kochał, zwłaszcza wnuka Maćka, z którym był mocno związany. W chwili śmierci w domu była z nim żona. Kilka miesięcy później, w trakcie jakiegoś spotkania rodzinnego, Maciek (który miał wtedy ok. 13 może 14 lat) zaczął niespodziewanie opowiadać, że kiedyś miał dziwny przypadek z wróblem, który z rana go obudził, bo zachowywał się tak jakby chciał dostać się do mieszkania. Siedział na parapecie i wręcz dobijał się do okna, nie reagując na przepędzanie. Dopiero po długim machaniu i waleniu w szybę w końcu odleciał. Gdy zapytałam kiedy tak było odpowiedział, że jakoś tak tuż po śmierci dziadka, chyba następnego dnia.
2) Drugi przypadek jest bardziej zawiły, ale postaram się jakoś go streścić. Kilka lat temu poznałam sympatyczne grono osób w internecie. Łączyły nas wspólne zainteresowania i z czasem zaczęliśmy organizować spotkania w realu. Najwięcej osób było z Warszawy i okolic, więc spotkania odbywały się w stolicy. Czasem odwiedzał nas też ktoś z dalszych okolic, ale rzadko się to zdarzało i z takimi osobami kontaktowaliśmy się głównie w sieci. Jedna z osób, Ewa, była z Wrocławia i bardzo chciała spotkać się z nami w realu, ale dystans był już trochę daleki i nie bardzo miała możliwość przyjazdu. Wtedy z pracy wysłana zostałam na szkolenie, właśnie do Wrocławia, więc zaproponowałam jej że możemy się zobaczyć. Spotkanie było przesympatyczne i Ewa obiecała, że kiedyś na pewno przyjedzie, jeśli nie na spotkanie to przynajmniej do mnie w odwiedziny. Niedługo potem okazało się, że jest chora na raka. Natychmiast podjęła leczenie i wszyscy gorąco życzyliśmy jej powrotu do zdrowia. W międzyczasie pożyczyła mi książkę, której od jakiegoś czasu szukałam. Wysłała mi ją pocztą, a ja po przeczytaniu miałam odesłać. Trochę się obawiałam, żeby nie zaginęła (bo różnie to z pocztą bywa), więc miałam nadzieję, że zanim doczytam to Ewa wydobrzeje na tyle, że sama tu przyjedzie i oddam jej tą książkę do rąk własnych. Gdy więc w końcu napisała, że czuje się lepiej i planuje przyjazd to bardzo się ucieszyłam. Wiedziałam też że i ona nie może doczekać się przyjazdu do nas. Zaproponowałam jej nocleg, ale inna znajoma osoba mieszkająca bliżej centrum też to zaproponowała i Ewa postanowiła tam pojechać, gdyż miała lepsze połączenie kolejowe. Na spotkanie jednak nie dotarła. Przestała też pisać, więc trochę się denerwowałam. Pewnego dnia wracając do domu, przed moim blokiem coś zwróciło moją uwagę w trawie, przy chodniku. Siedziała tam mała kolorowa papużka. Pomyślałam, że komuś uciekła z klatki. Zbliżałam się do niej a ona nie uciekała. Pomyślałam, że tak na ziemi to jakiś pies lub kot może ją zaatakować i odruchowo schyliłam się do niej. Nie uciekła, więc przykryłam ją dłonią i wzięłam do ręki. Dziobnęła mnie w palec, więc rozchyliłam dłoń, ale ona wciąż nie uciekała tylko siedziała na mojej dłoni i patrzyła się na mnie. Zaczęłam się rozglądać szukając otwartego okna lub kogoś, kto będzie wyglądał szukając zguby, ale nikogo nie było. Szłam niosąc papużkę na ręku i zastanawiałam się co z nią zrobić i jak znaleźć właściciela. Przed blokiem na ławce siedziały sąsiadki, wiec postanowiłam je zapytać, ale gdy ruszyłam w ich kierunku papużka zatrzepotała skrzydłami i odfrunęła znikając w koronie drzewa. Dwa dni później dowiedziałam się, że Ewa nie żyje. Zmarła dzień przed moim spotkaniem z papużką. Książki nie zdążyłam jej oddać (mieszkała sama, więc nawet nie miałam do kogo wysłać). Może chciała mi powiedzieć, że już jej nie potrzebuje...
Oczywiście to mogły być tylko zwykłe przypadki, ja jednak czułam się wtedy trochę nieswojo, a teraz postanowiłam i Wam o tym napisać., a Wy już zdecydujecie czy ma to jakiś sens czy nie...
Pozdrawiam Was serdecznie :)
[...]
P.S.
Moje dane do wiadomości FN.