Temat słynnej "Katastrofy Tunguskiej" powrócił w e-mailu od czytelnika FN.
Droga fundacjo!
Bardzo zaciekawiła mnie historia z Katastrofy Tunguskiej. Bardzo interesują mnie takie niewyjaśnione historie pochodzenia naturalnego (obserwacje ufo i historie paranormalne też, jednak nie aż w takim stopniu). Zważywszy na wasz czas i ilość wiadomości jakie otrzymujecie przejdę od razu do rzeczy.
Chciałbym (według moich własnych doświadczeń, obserwacji i informacji jakich udało mi się poszukać na jej temat oraz wiedzy1 jaką posiadam) wyjaśnić przebieg zdarzeń jaki mógł mieć miejsce 30 czerwca 1908 roku.
Zatem jest to obiekt pochodzenia pozaziemskiego (meteoroid), który przedostaje się przez naszą atmosferę jednak nie dochodzi do kontaktu z powierzchnią planety. Według analiz wysuwa się teorię, że meteoroid pod wpływem prędkości z jaką przemieszcza się przez partie atmosfery i oporu jaki wywołuje ona na niego, eksploduje mid-air. Mamy już kilka takich potwierdzonych przypadków (przez US Air Force's Defense Support Program) na mniejszą skalę niż ten w Tungusce, które de facto mają miejsce nawet kilka razy do roku w wyższych partiach atmosfery. Są to obiekty o wielkości w granicach 10 metrów, które wchodzą w naszą atmosferę z prędkością co najmniej 11km/s. Takie odłamki mogą wygenerować eksplozję o sile nawet 20 kiloton (porównywalne do siły Little Boy’a, którego spuszczono na Hiroshimę). Natomiast przypadki na skalę Katastrofy Tunguskiej mają prawdopodobieństwo wystąpienia raz na kilkaset lat.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na fakt, że takie przypadki mają miejsce w wyższych partiach atmosfery i nie oddziałują bezpośrednio na powierzchnię naszej planety tak jak w Tungusce (2tyś km2 wypalonych lasów). Zatem owszem, na ta skalę też występują przypadki raz na kilkaset lat, jednak o takich skutkach nigdy nie słyszałem.
Późniejsze badania Sowieckie3 na makiecie o mniejszej skali sugerują, że obiekt wszedł w naszą atmosferę pod kątem w granicach 30 stopni (czyli jak wiemy ten sam kąt pod którym nasze statki kosmiczne bezpiecznie wracają z orbity) i eksplodował [później] w powietrzu. Jest to najbezpieczniejszy kąt pod jakim obiekt (czy to statek kosmiczny czy meteor) jest w stanie dotrzeć (przy zachowaniu odpowiedniej prędkości oczywiście) do powierzchni planety. Przy większym kącie zbyt duży opór powietrza i tarcie atmosferyczne spowodowałoby eksplozję w wyższych partiach atmosfery, natomiast zbyt mały kąt spowodował by odbicie się obiektu z powrotem w przestrzeń, bądź jego powolne wypalenie się – również w górnych partiach atmosfery (w zależności od prędkości i kątu obiektu).
Zatem wracając do przebiegu wydarzeń:
Meteoroid wchodzi w naszą atmosferę (o całkiem sporych rozmiarach) i eksploduje nad jej powierzchnią4. Siłę wybuchu (wg. współczesnych obliczeń super komputerów) szacuje się na 3-5 megaton, czyli o sile porównywalnej do amerykańskiej bomby termonuklearnej B83 – 75 razy potężniejszej niż bomba Little Boy. Jak wiadomo z podstawowych praw fizyki, cały przebieg wydarzeń działa w zgodzie z zasadą zachowania pędu oraz wzorem E=mc2. Zatem masa obiektu pod wpływem eksplozji zamienia się w energię – czyli w tym przypadku coś na zasadzie grzyba atomowego w powietrzu, który skierowany jest w dół (zgodnie z kierunkiem opadania) i zachowuje prędkość, kierunek i pęd tego ciała. Jest to fala uderzeniowa, kłąb gazów i energii uderzający w ziemię z siłą, która w mgnieniu oka wypala (nie doszczętnie ale w znacznym stopniu) kilkadziesiąt milionów drzew i bezcześci obszar o powierzchni ponad 2000km2 czyli 4 razy większy jak Warszawa. Tak silna fala uderzeniowa wywołała również trzęsienie ziemi o sile 5 stopni w skali Richtera.
Jest to „podmuch” który wywołuje ogromne zniszczenia. Chciałbym również zwrócić uwagę, że ten podmuch to mały procent tego, co mogło by się stać, gdyby to meteoroid bezpośrednio uderzył w powierzchnię naszej planety. W ten sposób siła tego zjawiska została bardzo stłumiona w całym procesie. Gdyby jednak doszło do uderzenia w powierzchnię ziemi zniszczenia były by o wiele większe.
Zatem jest to możliwe, aby takie zjawisko wystąpiło (szczególnie przy kometach zbudowanych z zamarzniętej wody i gazów) samoczynnie jednak myślę, że ingerencja podmiotów trzecich miała miejsce jak najbardziej, a wiemy nie od dziś, że obce cywilizacje istnieją i nie mamy co tutaj dyskutować na ten temat. Wiemy również ze szanujący się naukowcy i badacze nie stwierdzą, że to UFO dołożyło swoje 3 grosze aby zapobiec większej katastrofie i wszystko wyjaśnią prawami fizyki itd. Jak już mówiłem – jest to prawdopodobne, jednak w zbyt małym stopniu bym osobiście stwierdził, że ktoś lub coś maczało w tym palce.
Kilka słów poza tematem. Pozdrowenia dla całej fundacji i wszystkich czytelników Czekam z niecierpliwością na książkę na temat zdanów
Przypisy:
1 Nie trzeba być ekspertem w tych dziedzinach. Jest to zwykła wiedza, którą każdy z nas powinien posiadać po ukończeniu co najmniej szkoły średniej/studiów pierwszego stopnia. Logiczne składanie elementów i zebranych już danych (oraz przeprowadzonych eksperymentów) przez ekspertów i łączenie faktów w spójną całość. W moim przypadku dochodzi do tego prywatne zainteresowanie takimi zjawiskami, fizyką teoretyczną ściśle powiązaną z astronomią oraz mechaniką wszechświata.
2 Są to tylko i wyłącznie moje prywatne i subiektywne spostrzeżenia na podstawie materiałów jakie udało mi się znaleźć „bez wychodzenia z domu”. Nie każdy musi się z tym zgadzać i nie mówię, że tak wyglądał przebieg wydarzeń.
3 Zostało to ukazane w filmie dokumentalnym Siberian Apocalypse z 2006 roku.
4 Wiemy, że musiała zajść eksplozja nad powierzchnią, ponieważ nigdy nie znaleziono żadnego krateru. Nawet jezioro, na które niektórzy wskazywali, że jest pozostałością po tym wydarzeniu nie może nim być, ponieważ w jego pobliżu rosną ponad stu letnie drzewa, które uległy by zniszczeniu podczas uderzenia.
Autor: Bartosz Grześkowiak