Śmierć bliskiej osoby zawsze jest małym "końcem świata". Ludzie mają depresje, okresy załamania itp. Owszem, z pokładu Nautilusa płynie pocieszenie, że "śmierci nie ma!", ale... łatwo jest mówić, a brak osoby potrafi boleć wręcz fizycznie. Bardzo często po odejściu bliskiego dzieją się rzeczy zastanawiające, które mogą być odczytane jako "znaki od osoby, która jest już w świetle". O takich właśnie opowiada list od naszej czytelniczki.
[KONTAKT] Dobry wieczór,
Pragnę podzielić się z Załogą Nautilusa osobistymi doświadczeniami, jakich doznałam po śmierci mojego Taty.
Tata zmarł w sierpniu 2015 roku na raka płuc, po kilku miesiącach ciężkiej choroby. Mieliśmy bardzo dobry kontakt i był moim prawdziwym przyjacielem. Krótko przed śmiercią poprosiłam go, żeby dał mi znać z „drugiej strony” że wszystko jest w porządku. Oboje z Tatą wierzyliśmy w życie pozagrobowe.
Wierzę, że w kilka godzin po śmierci Tata przyszedł się ze mną pożegnać. Jego obecność zasygnalizowała moja kotka. Kicia, która z racji młodego wieku i charakteru jest bardzo żywa i trudno jej usiedzieć w jednym miejscu nagle zaczęła się zupełnie inaczej zachowywać. Wpatrywała się intensywnie w wejście do pokoju tak jakby ktoś jej nieznany właśnie się pojawił i próbowała „wybadać – przyjaciel czy wróg”.
Dodam, że tak Kicia zachowuje się kiedy w domu pojawia się ktoś nowy, obcy – jest to jej charakterystyczne zachowanie. W tym samym czasie poczułam niesłychaną błogość i wewnętrzny spokój oraz esencję osobowości mojego Taty. Nabrałam przekonania, że Tata jest tam gdzie ma być i wszystko jest w porządku. Trwało to kilkanaście minut i bardzo mnie uspokoiło.
Jednak niesłychana sprawa wydarzyła się kilka miesięcy potem. Jako kilkuletnia dziewczynka otrzymałam od Taty złoty pierścionek, który wiele lat później, będąc już dorosłą zgubiłam. Nigdy specjalnie o tym nie myślałam. Po śmierci Taty pewnego wieczora myślałam o tym pierścionku bardzo żałując tej zguby, ponieważ niewiele pamiątek mi po nim zostało. Tutaj, dla opowiedzenia dalszego ciągu tej historii muszę dodać, że aktualnie prowadzimy z mężem działalność polegającą na produkcji obrączek ślubnych. W tym celu skupujemy złotą biżuterię używaną, tzw. złom który następnie służy do wyrobu nowych obrączek.
W dwa dni po pamiętnym wieczorze kiedy ubolewałam nad utratą pierścionka podarowanego przez Tatę, mój mąż jak zawsze przywiózł złoty złom do produkcji nowych obrączek. Przy przeglądaniu złomu trafiłam na identyczny pierścionek, jak ten zagubiony wiele lat temu. Oczywiście mam pełną świadomość, że nie był to ten sam pierścionek. Tamten był przeznaczony na palec 6-latki. Ten, który aktualnie trzymałam w ręku był znacznie większy (nota bene idealnie pasujący na aktualny rozmiar palca); niemniej był to ten sam wzór. Czy to niebywały przypadek czy pozdrowienia przekazane od Taty?...
I wreszcie ostatnie świadectwo: kilka tygodni temu było mi bardzo ciężko i bardzo tęskniłam za Ojcem. Modląc się prosiłam Boga o pocieszenie. Kilka godzin po tej modlitwie przeglądając telefon zauważyłam, że mam jakieś nagrania na dyktafonie, których nie jestem świadoma, że istnieją. Wśród przypadkowych nagrań trafiłam na 12 minutową rozmowę z moim Tatą z czasów, gdy był już chory ale jeszcze przytomny. Mogłam usłyszeć jego głos i przez chwilę czułam się tak, jakby był przy mnie. Czy to właśnie owo „pocieszenie”, o które prosiłam w modlitwie kilka godzin wcześniej?...
Pozdrawiam Państwa serdecznie,
Teresa