To jedna z najbardziej ciekawych sytuacji - zaciekły sceptyk, który po przeżyciu z pogranicza życia i śmierci zmienia swoje poglądy o 180 stopni! Mamy w Polsce całkiem sporą grupę takich ludzi. Na portalu onet.pl ukazał się bardzo ciekawy wywiad z Dr Eben`em Alexander`em.
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/czlowiek-ktory-przekroczyl-granice-smierci,1,5450841,wiadomosc.html
Wszystko zaczęło się, gdy ten znany lekarz zapadł na groźną chorobę. Jak mówi, udało mu się wtedy przekroczyć granicę życia i śmierci. Teraz przedstawia dowód na istnienie Boga i nieba. Jego relacja to wstrząs dla całego dorobku naukowego ludzkości.
Dr Eben Alexander, znany amerykańscy neurochirurg, był sceptykiem jeśli chodzi o wiarę w Boga i życie po śmierci. Pięć lat temu dotknęło go zapalenie opon mózgowych, które kompletnie przewartościowało jego życie. Gdy przez siedem dni leżał w śpiączce, "zajrzał do nieba". To doświadczenie pozwoliło uzyskać mu wiedzę na temat Boga i "królestwa ducha". Napisana przez niego książka "Dowód", która w Polsce ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak, wywołała ożywioną dyskusję w środowisku naukowców, ponieważ rzuca wyzwanie całej zdobytej przez ludzkość wiedzy.
Z doktorem Ebenem Alexandrem rozmawia Przemysław Henzel.
Przemysław Henzel: Panie doktorze, historia uzdrowienia pańskiej duszy rozpoczęła się 10 listopada 2008 roku o godzinie 4.30 rano. Co dokładnie stało się tego dnia?
Eben Alexander: Ten dzień zaczął się bardzo wcześnie. Obudziłem się z potwornym bólem, jakiego nigdy wcześniej nie doznałem. Wziąłem gorącą kąpiel, mając nadzieję, że choć trochę uśmierzy ona mój ból, ale tak się nie stało. Położyłem się jeszcze na chwilę przed wyjściem do pracy. Moja żona Holley radziła, bym udał się do lekarza, ale ja jako doktor zapewniłem ją, że był to tylko "skurcz mięśni". Mój syn Bond wychodząc do szkoły, zdążył mi jeszcze powiedzieć "do widzenia", odpowiedziałem mu, że zobaczymy się po południu, ale nie wiedziałem jeszcze, jak bardzo się mylę.
Żona poszła odwieźć syna do szkoły i miała wrócić do mnie za pół godziny. Jak się okazało, doznałem zapalenia opon mózgowych. Holley zadzwoniła natychmiast po karetkę, po czym przewieziono mnie do szpitala w Lynchburgu, w którym pracowałem. Dr Laura Potter przebadała mnie, a wyniki badań szybko wskazały, że cierpię na zapalenie opon mózgowych. W czasie badań musiało trzymać mnie osiem osób, a moja żona w korytarzu słyszała jak krzyczę: "Boże, pomóż mi!".
Jak te wydarzenia zmieniły pańskie życie? Z pańskiej książki wynika, że była to prawdziwa rewolucja, która wywróciła pańskie poglądy "do góry nogami".
Całkowicie! Dorastałem wierząc mocno w istnienie "czegoś większego" niż ja, ale po tym, jak rozpocząłem naukę w szkole medycznej, zaczęło do mnie docierać, że wiara była jedynie fajną ideą, która nie była jednak oparta na realnych faktach. Z czasem po prostu stałem się "człowiekiem nauki". Po doświadczeniu, jakie przeżyłem w czasie śpiączki, przekonałem się, że jest "coś większego" niż ty czy ja, i że "tym czymś" jest miłość. To bezwarunkowa, pełna chwały miłość jest podstawą wszelkiego bytu, a miłość ta jest nam znana jako Bóg.
Przez lata był pan sceptykiem jeśli chodzi o kwestie wiary. Teraz twierdzi pan, że życie po śmierci istnieje. Co jest dowodem na pańskie twierdzenia?
Teraz nie tylko wierzę, ale, co więcej, pozbyłem się już nawet najmniejszych wątpliwości. Dowodem jest to, co przeżyłem. To nie był jakiś sen czy halucynacje, to była "hiper-pamięć", coś, co uświadomiło mi jasno, że nie jesteśmy nigdy sami. Moja opowieść ukierunkowuje dowód w stronę "twardego problemu w teorii świadomości", najtrudniejszego pytania dotyczącego świadomości wszystkich istot ludzkich. Ci, którzy badali tajemnicę świadomości, odkryli, że mechanizm jej powstania jest prawdopodobnie na zawsze niepoznawalny, ponieważ mózg w sensie fizycznym nie tworzy świadomości. Mózg służy raczej za filtr, który sprowadza świadomość do poznawania "tu i teraz". Trzeba wspomnieć, że osoby starsze stają się bardziej uświadomione, gdy zaczynają widzieć duchy swoich bliskich zmarłych, które chcą powitać ich w "królestwie duszy". Mózgi takich osób często zaczynają wykazywać nadludzkie zdolności umysłowe, w rodzaju zapamiętywania ogromnej ilości danych, takich jak chociażby długie listy numerów telefonicznych. Nie ma żadnego konwencjonalnego wytłumaczenia dla tego fenomenu, dysponujemy jedynie pewnymi śladami, wskazówkami.
Jak zatem wygląda niebo? Czy pańskie doświadczenia odpowiadają chrześcijańskiej wierze na ten temat?
W książce przedstawiam idylliczne obrazy przepełnione oszałamiającym pięknem, niezwykłym blaskiem i nieskończoną miłością oraz mocą boską. Najważniejsze jest jednak to, że nie chodzi o spójność takich opisów z wiarą chrześcijańską, ale ze wszystkimi wiarami. Nie ma jednego Boga dla mnie czy dla ciebie, tylko jedno ogarniające wszystko niebo - coś, co trudno jest nam sobie w ogóle wyobrazić. Nie znam nawet słów, którymi można by w pełni to opisać. Zdałem sobie sprawę z podobieństw w opisach nieba, które powstały w ciągu tysięcy lat w wielu religiach oraz relacjach mistyków i proroków, które przeważają nad różnicami. Tego królestwa nie da się opisać przy wykorzystaniu naszego prostego ziemskiego języka. Ci, którzy tam byli, próbują wprawdzie tworzyć opisy, ale w pełni nie pozwala im na to znany nam obecnie zasób słów.
Napisał pan, że rozmawiał pan z Bogiem. Kim, lub może czym, według pana, on jest?
"Królestwo ducha” jest całkowicie realne, jest podstawą wszystkiego, co znamy, i tego, co dopiero poznamy. To nie jest po prostu chrześcijańskie, muzułmańskie, żydowskie czy hinduistyczne królestwo; to królestwo jest o wiele większe, ponieważ absorbuje wszystkie poprzednie. Wszechmogący, wszechwiedzący, nieskończenie i bezwarunkowo kochający Bóg, Allah, Jehowa czy Jahwe jest jeden. Wszystkie próby dzielenia go przez jednostki ludzkie, twierdzące że "tylko nasz religia jest prawdziwa" są całkowicie fałszywe, bo są wytworem dysfunkcjonalnych umysłów ludzkich, dążących do zdobycia kontroli nad innymi.
Bóg to nieskończona wiedza i moc, bezwarunkowa miłość, wykraczająca poza jakąkolwiek możliwość zrozumienia z naszej strony. Nie trzeba znaleźć się na skraju życia i śmierci, by tego doświadczyć; doznać tego może każdy z nas poprzez głęboką medytację, skoncentrowaną modlitwę i chęć poznania.
Czym w takim razie jest śmierć? Rodzajem przejścia w inny wymiar?
Uważam, że śmierć fizycznego ciała jest prawdziwa, ale to nie koniec, to tylko etap przejścia, który nie powinien być postrzegany jako tragedia. Smutne jest nie być kochanym w tym świecie, ale jeśli tylko kochamy, wyznajemy miłość, to powinniśmy wiedzieć, że dusze naszych bliskich żyją nadal i komunikują się z nami, jeśli tylko oczywiście jesteśmy otwarci na rozmowę z nimi.
Czy ludzie, uważani za "grzeszników", powinni w takim razie obawiać się śmierci? Bóg przecież oczekuje od nas czynienia dobra w naszym ziemskim życiu.
W życiu po śmierci nie da się uczynić niczego, co byłoby złe; Bóg niewątpliwie nie chce, byśmy wyrządzali krzywdę sobie i innym ludziom. Największym darem od Boga jest wolna wola, czyli możliwość dokonywania wyborów w życiu. Uwzględniając przyczynowość, możemy wybrać, czy chcemy być "kanałem" przepływu nieskończonej i bezwarunkowej miłości stwórcy, istotami zdolnymi do współczucia i wybaczania; kochajmy wszystkich przez całe życie.
Możemy także wybrać coś zupełnie innego, ale zadawanie bólu i cierpienia wcześniej czy później powróci do nas samych, jako nauczka albo jako większa lekcja udzielona nam w ciągu życia, w którym cierpimy taki ból, jaki zadaliśmy innym.
Czy to, co pana spotkało, było planem Boga, rezultatem jego woli?
Początkowo próbowałem tłumaczyć to jako fenomen związany z ludzkim mózgiem. Gdy jednak spojrzałem na to jak na autentyczną duchową podróż, która potwierdzała doświadczenia duchowe innych ludzi, zdałem sobie sprawę z głębokiego charakteru udzielonej mi lekcji i wiedziałem, że muszę jak najpełniej opowiedzieć ją innym. Zajęło mi dwa lata, by w pełni zdać sobie z tego sprawę, ale możliwe, że stało się to z jakiegoś powodu.
Część naukowców kwestionuje pańskie twierdzenia, twierdząc, że są "nienaukowe". Podobnie mówią o pana książce, którą określają mianem "fantazji"…
Tak, ale jest także wielu naukowców, którzy w pełni rozumieją moją podróż, tak jak zresztą istnieją tysiące udokumentowanych przypadków tzw. doświadczenia śmierci (ang. near-death experience). Wielu naukowców, którzy ignorują rolę świadomości, odrzuca moja opowieść. Zapalenie opon mózgowych powinno zablokować przecież większość elementarnych doświadczeń w mojej świadomości, a jednak powróciłem z tej niezwykłej podróży, wykraczającej daleko poza możliwości mojego mózgu. W niewyjaśniony sposób powróciłem także do zdrowia. Zapewniam, że to nie był sen, fantazja czy przywidzenia, ponieważ część mojego mózgu, odpowiedzialna za konstruowanie takich rzeczy, była nieaktywna. W mojej książce wyjaśniam, że tego typu "fantazje" nie były możliwe z powodu natury choroby, na jaką zapadłem.
Naukowcy twierdzą, że nie wie pan nic o ludzkim mózgu. Jakie naukowe wyjaśnienie, tego co pana spotkało, mógłby pan zaprezentować na poparcie swojej relacji?
Ignorancja okazywana przez takich "ekspertów" powinna podważać ich wiarygodność, ale niestety dla opinii publicznej "naukowiec to naukowiec i koniec". Wszystko polega na dużo głębszym zrozumieniu natury świadomości i istoty naszej egzystencji. Nauka musi wyjść poza czysty materializm, który milczy na temat świadomości. Sam mogę zresztą polecić wiele przydatnych publikacji na ten temat.
Tysiące osób na całym świecie twierdzą, że przeżyli doświadczenie śmierci (ang. near-death experiences). Dlaczego naukowcom tak ciężko uwierzyć w takie historie?
Sam jestem naukowcem i zdaje sobie sprawę, że nasza materialistyczna wiedza jest zbyt prymitywna i uproszczona. Ale ten naukowy materializm powoli się kończy. Rozumie to coraz większa liczba naukowców, ale media niekoniecznie chcą przedstawić ich opinie. Powinniśmy jednak mówić, o powiązaniu naszej egzystencji z naszą duszą i o jedności naszych świadomości z Bogiem na innym poziomie. Czas już dojrzeć i poszerzyć granice naszej wiedzy, by móc ogarnąć tajemnicę naszej świadomości, by w bardziej kompetentny sposób zrozumieć nasze życie.
Może Pańskie uzdrowienie było medycznym cudem, a nie wynikiem "boskiej interwencji"?
Tak, to z pewnością był medyczny cud, dużą rolę w moim ozdrowieniu odegrała także nauka – gdyby nie antybiotyki, nie przeżyłbym. Ale nawet lekarze, którzy się mną zajmowali powiedzą, że mój powrót do zdrowia po siedmiu dniach śpiączki jest poza jakimkolwiek wyjaśnieniem w sensie medycznym. Biorąc pod uwagę wszystko, co już wiemy, nie powinienem był w ogóle mieć jakichkolwiek doświadczeń, a tymczasem moje nieziemskie doświadczenie pozwoliło zajrzeć mi do "królestwa duszy".
Czy, pańskim zdaniem, będziemy kiedykolwiek w stanie pogodzić naszą wiedzę naukową z wiarą na temat Boga i życia po śmierci?
Liczba naukowców i filozofów rozumiejących ten "głębszy poziom" cały czas rośnie. Świadomość jest o wiele większą tajemnicą niż wcześniej nam się to wydawało. Nigdy nie poznamy wszystkich odpowiedzi, a dyskusja na temat "teorii wszystkiego" prowadzona na bazie medycyny i kosmologii jest śmiechu warta. To, że tacy naukowcy sądzą, że uda im się wyjaśnić podstawową naturę wszystkiego, co istnieje, bez uwzględnienia Boga, jest zwykłą pychą!
Czy nauka będzie w stanie kiedykolwiek określić, że niebo istnieje naprawdę, bazując na tzw. doświadczeniu śmierci?
Jestem prawie pewny, że ludzki mózg i ludzki umysł nie będą nigdy w stanie poznać w pełni mechanizmu świadomości. Tzw. doświadczenia śmierci to klucz do zbliżenia nauki i sfery duchowej, i lepszego zrozumienia natury naszej egzystencji w świetle naszej wiedzy.
I jeszcze tekst z "Polska The Times" http://www.polskatimes.pl/artykul/726345,profesor-ktory-powrocil-z-nieba-doktor-eben-alexander,id,t.html Profesor, który powrócił z nieba: Doktor Eben Alexander przekonał się, że życie po życiu istnieje naprawdę!
Niektórzy widzą wieczność niebiańskiej rozkoszy. Jednoczą się z rodzinami. Zbuntowany jezuita - miał zakaz publikacji nałożony przez Święte Oficjum - Pierre Teilhard de Chardin wskazywał, że jednostki bardziej duchowo rozwinięte mogą w takich stanach doświadczać komunii z Bogiem. Brytyjski pisarz Julian Barnes twierdzi, że ma się wtedy mnóstwo czasu na grę w golfa.
Trwa kulturowa wojna dotycząca życia po śmierci. Lub - jak chcą inni - życia po życiu. Dwa miesiące temu przybrała ona całkiem nieoczekiwany obrót. Były profesor neurochirurgii na Uniwersytecie Harvarda - znany jako zdecydowany sceptyk w kwestii wszystkiego, co nadprzyrodzone - oświadczył, że przeżył doświadczenie "wejścia po schodach" i wrócił bogaty w niezwykłe obrazy umysłowe.
58-letni dr Eben Alexander napisał o swoich przeżyciach wiodący artykuł do "Newsweeka." Mamy w nim wszystko: pierzaste obłoki, muzykę chóralną, zmysłowych aniołów i jedną anielicę, która szczególnie przykuwa uwagę swoją urodą.
Jego rajskie wizje o charakterze sakralnym wywołały jednak piekielną awanturę. Sceptycy natychmiast orzekli, że naukowiec musiał przejść poważne załamanie nerwowe z objawami psychotycznymi. Azjatyccy komentatorzy potępili go jako "pośmiertnego imperialistę" pragnącego skolonizować Wschód w imieniu Zachodu. Głos zabrali też wściekli chrześcijańscy fundamentaliści: - Alexandra czeka niechybna kara za promowanie "niemoralnych" poglądów.
Dlaczego? Bo w wizjach neurochirurga nie było ani śladu piekła.
Wcześniej doktor opuścił Uniwersytet Harvarda i wrócił do domu w miejscowości Lynchburg w Wirginii. Tu zajął się rodziną i pracą nad chirurgią ultradźwiękową. Dla niego samego cała wrzawa wokół jego przeżyć okazała się nieco kłopotliwa. Jednak w wywiadzie dla "The Sunday Times" Alexander mówi, że miał poczucie, iż znalazł się w sytuacji bez wyjścia - musiał nagłośnić swoje "transcendentne" przeżycie.
- Gdy moi pacjenci opisywali mi doświadczenia, jakie przeszli podczas śmierci klinicznej - jasne światła i całą tę scenerię - zawsze starałem się być wobec nich życzliwy, ale nawet przez chwilę nie brałem ich relacji na poważnie. Jak wszyscy poprawni naukowcy odrzucałem je jako halucynacje, zbiór danych odrzuconych przez mózg zmagający się z nieznaną dlań sytuacją. W każdym razie - nic rzeczywistego. Dziś jednak uważam - i wiem! - że jest inaczej. Tak zupełnie inaczej - mówi Alexander. Te »wyższe istoty, aniołowie, kimkolwiek były«, śpiewały niesamowicie radosne hymny i pieśni, które dosłownie unosiły duszę naukowca
Nowa droga otworzyła się przed nim 10 listopada 2008 roku o godzinie 4.30. Obudził się wtedy z potwornym bólem głowy. Jego 58-letnia żona Cecelia Holley Bell Alexander zaczęła masować mu skronie. Ból nie ustawał, a po chwili zaatakował też kręgosłup. W ciągu kwadransa profesor dosłownie zaczął zwijać się z bólu.
- Zachorowałem na rzadko spotykaną odmianę zapalenia opon mózgowych. Prawdopodobieństwo zachorowania na tę właśnie postać wynosi 1:10. Tylko 2 proc. chorych przeżyje. Jednak prawie nikt nie wychodzi z tej choroby inaczej niż - jak to się mówi - w stanie warzywa pozbawionego kontaktu ze światem zewnętrznym. Byłem tak blisko śmierci, jak tylko można być. Dalej jest już tylko przyjazd koronera. Ale w tej samej chwili byłem też gdzie indziej - wspomina Alexander.
Przez tydzień był w śpiączce. Kluczowe znaczenie ma to, że tomografia komputerowa mózgu wskazywała brak jakiejkolwiek aktywności obszaru kory nowej odpowiedzialnej za naszą świadomą myśl. "Zgodnie ze współczesnym rozumieniem działania mózgu i umysłu jest absolutnie niemożliwe, bym w trakcie śpiączki mógł doświadczać choćby mglistej i ograniczonej świadomości. Tym bardziej, abym mógł odbyć tak niezwykle wręcz żywą, jaskrawą i całkowicie spójną odyseję. A tego właśnie doświadczyłem" - pisał w swoim artykule w "Newsweeku" doktor Alexander.
Prześledźmy etapy tej odysei? Pierwsze "miejsce postoju" to czyste paskudztwo: "widziałem ziemię z pozycji dżdżownicy.
Nagle, wiedziony tajemniczą melodią, poczuł, że z siłą wybuchu przebija się przez szczelnie porośniętą korzeniami ziemię. Zaczyna krążyć nad łąką jako "drobinka na skrzydle motyla". W rzece życia i barw tańczyły miliony innych motyli. Płynęły przez podobne do siebie drzewa i kwiaty, które właśnie zakwitły.
Nad pierzastymi chmurami unosiły się stada przeźroczystych i pobłyskujących w świetle istot. Krążąc po nieboskłonie, robiły łuki ze złota i srebra. Tuż pod swoimi stopami profesor widział wodospady i stawy o niezwykłych kolorach. Nad głową krążyły "ogromne, skłębione, pluszowe, różowo-białe obłoki. Wyraziście wybijały się na tle głębokiej czerni nieba".
Te "wyższe istoty, aniołowie, kimkolwiek były" śpiewały "niesamowicie radosne" hymny i pieśni, które dosłownie unosiły jego duszę. I to mimo faktu, że tak naprawdę nie pamiętał, kim jest.
Podobnie jak Dantemu towarzyszyła Beatrycze, u boku profesora znalazła się urodziwa przewodniczka. Razem z nim przysiadła na skrzydle motyla. W tym punkcie tekstu hollywoodzcy producenci wytężyli zapewne swoją uwagę.
Przewodniczka Alexandra była o 30 lat od niego młodsza. Pięknie ukształtowane kości policzkowe, głębokie niebieskie oczy i złote włosy. Tak musi wyglądać anielica. Miała na sobie chłopską suknię w kolorach brzoskwiniowo-brązowym, jasnoniebieskim i indygo.
Nie mówiła ani słowa, ale "jej niosące ukojenie myśli telepatycznie przenikały do mojego umysłu... to, co mi przekazywała, napełniło mnie ogromnym i szalonym poczuciem wytchnienia" - twierdzi doktor.
W tym momencie Eben Alexander nagle się obudził. Zobaczył, że leży w szpitalu w Lynchburgu. Miał poczucie, że traci zmysły. Czuł się zagubiony. - Nie wiedziałem, kim jestem. Zachowywałem się psychotycznie. Byłem wściekły i pogubiony. Chciałem wrócić do tego, co widziałem. Pierwszy dzień wśród żywych stanowił dla mnie przerażający wstrząs - mówi profesor "The Sunday Times". - Jednak w ciągu kilku dni po tym, gdy na Święto Dziękczynienia - tego roku według mnie chodziło o prawdziwe dzięki-czynienie - wróciłem do domu, doszło do mnie, że nie tylko cudem przeżyłem, ale że i zaproszono mnie na wyprawę w jeszcze bardziej cudowne wymiary. Myślałem, żeby wszystko to zatrzymać dla siebie, ale czułem wewnętrzny przymus podzielenia się z rodziną tym, co przeżyłem. Powiedzieli mi, abym się uspokoił i zrelaksował. Jednak wstałem o godzinie 2.30 i zacząłem zapisywać całe to doświadczenie. Pierwszy szkic powstał w ciągu sześciu tygodni - 20 tys. słów - wspomina Alexander. Swój opis opublikował w formie książki "Proof of Heaven: A Neurosurgeon's Journey into the Afterlife" ("Niebiosa istnieją - wyprawa neurochirurga w życie po życiu"). Książka błyskawicznie znalazła się na liście bestsellerów "New York Timesa".
Krytycy twierdzą jednak, że jego opis nieba podejrzanie przypomina standardowy model judeochrześcijański. Podobnie i muzułmanie, gdy opisują swoje doświadczenia śmierci klinicznej, często wspominają, że spotykali dziewice. Buddyści tybetańscy często mówią natomiast, iż widzieli demony. Wizje i jednych, i drugich odzwierciedlają elementy ich własnych religii.
Czy zatem stosując brzytwę Ockhama - najlepsze jest wyjaśnienie mające jak najmniej założeń - możemy uznać, że w przypadku Alexandra mieliśmy do czynienia z halucynacją wytworzoną w chwili umierania przez doświadczenia jego własnej przeszłości? Przez swoich przybranych rodziców został wychowany w wierze metodystów.
Jest zupełnie inaczej - odpowiada naukowiec. - Brzytwa Ockhama mówi w tym wypadku, że po prostu byłem tam, gdzie już od 3 tys. lat bywają wszyscy, którzy przeżyli doświadczenie śmierci klinicznej. Dlatego wszystko to brzmi tak podobnie. Prawda - jak Dante miałem przewodniczkę. Wszyscy doświadczamy tego samego nieba - twierdzi Eben Alexander.
W jego głosie wyczuwam lekki ton mesjanistyczny. Chce teraz założyć własny kościół? - Och, nie! Skąd! Wydałem tę książkę i teraz wrócę do swoich pacjentów. Wciąż uważam się za chrześcijanina głównego nurtu. Teraz mam tylko po prostu nowy wgląd i nowe spojrzenie.
Wielu ludzi kwestionowało postawę autora i opis, który umieścił w internecie. Zostawmy ponad 1,6 tys. pozytywnych komentarzy. Mnóstwo z nich wskazywało, że wizje nastąpiły tuż przed jego wyjściem ze śpiączki. Najbardziej uszczypliwe ataki nastąpiły ze strony dwu brytyjskich naukowców. Peter Fenwick jest honorowym starszym wykładowcą w londyńskim Instytucie Psychiatrii. Ten uznany naukowiec wskazuje, że wiadomo, iż nasza pamięć jest niezwykle zawodna i "elastyczna". Nie sposób pokładać zaufania w obrazach wytworzonych w chwili, gdy mózg znajduje się w stanie bałaganu i konfuzji. Colin Blakemore wykłada neurobiologię na Uniwersytecie Londyńskim. Jego zdaniem bez uzyskania dowodów nie powinniśmy pokładać wiary przede wszystkim właśnie w słowach naukowców. - Aby rozważyć twierdzenia dr. Alexandra potrzebujemy nie kwiecistej prozy czy hiperbolicznych nagłówków w artykule, lecz twardych dowodów - mówi kategorycznie.
Neurochirurg zdaje sobie sprawę, jak trudno niektórym ludziom uwierzyć w to, co opisał. Mówi o "łagodnym wyrazie niewiary", jaki dostrzega na twarzach kolegów lekarzy, gdy opowiada o swoich przeżyciach. Twierdzi jednak, że trzeba zakwestionować standardowy pogląd nauki, iż świadomość i mózg są nierozerwalnie ze sobą związane.
- Gdy twierdza starej teorii naukowej zaczyna ujawniać "linie uskoku", z początku nikt nie zwraca na nie uwagi. Dlaczego? Bo jej wzniesienie zajęło zbyt wiele pracy. Jeśli jednak mury upadną, na miejsce starej twierdzy będziemy musieli wznieść nową - mówi metaforycznie Alexander.
Przyznajmy, że sam jest świetną reklamą niebiańskiej wyprawy. Czy zmienił się od czasu doświadczenia? - Sądzę, że jestem milszy i bardziej szczodry w stosunku do ludzi. Czuję się i wyglądam młodziej. Jakieś 10 lat. Ale o to proszę pytać moją żonę - śmieje się Eben Alexander.
Tłumaczenie: Zbigniew MachSKOMENTUJ TEN TEKST W HYDEPARKU FN - Kliknij na link!