Witam, od dawna czytam historie zamieszczone na Waszym forum, choć czasem nie do końca w nie wierzę, coś sprawia, że jednak zawsze tu wracam. Interesuje mnie zwłaszcza tematyka "życia" po śmierci. Ostatnie wydarzenia w mojej rodzinie skłoniły mnie do napisania do Was.
Otóż, kilka tygodni temu zmarła na raka moja ciocia. Męczyła się kilka miesięcy.
Ciocia mieszkała na wsi i bardzo kochała zwierzęta i to z wzajemnością, miała kilka psów (jak to na wsi). Gdziekolwiek nie wychodziła, zawsze towarzyszyła jej obstawa w postaci Puszków, Reksów i innych Azorów. Sytuacja zmieniła się jednak w czasie Jej choroby, zwierzęta po prostu Jej unikały. Gdy wołała je aby pogłaskać, czy nakarmić to albo nie reagowały, albo podchodziły z podkulonym ogonem jakby się... bały(?) Nie wiem, dla nas obserwatorów było to bardzo dziwne zachowanie, wręcz szokujące w porównaniu z tym, co działo się wcześniej, gdy dosłownie nie mogła się od zwierząt opędzić. Ciocia oczywiście też to zauważała i skwitowała tylko, krótkim: "Widzicie, one już wiedzą, że z tego nie wyjdę". Niestety miała rację.
Pozdrawiam,
[..] (dane, do wiadomości redakcji)