Historia z mamą przewidującą własną śmierć, a także o snach proroczych.
Zastanawiam się od czego zacząć te moje dziwne doświadczenia, miałam ich kilka albo nawet kilkanaście w swoim życiu począwszy od snów proroczych przez ptaki, drzewa a skończywszy na rozmowie ze zmarłym Tata. Ostatnio znalazłam Was i postanawiam ze opisze to wszystko chronologicznie.
Pierwsze dziwne spotkanie miałam ok 19-20 lat (teraz mam ok 50tki więc dawno, ale wszystko pamiętam i zdecydowanie więcej rozumiem]. Jestem sama w domu z moja Mama mój Tato razem z młodsza siostra pojechali do mojej starszej siostry. Mama ostatnio gorzej się czuje dokucza jej serce, jeszcze gwoli wyjaśnienia moi oboje Rodzice pochodzili z Białorusi, przed wojna były to tereny Polski. Tata był zawsze tu i teraz chociaż tez zdarzało mu się widzieć i czytać Znaki. Mama była w swoim świecie ale o tym dalej
Pamiętam jak dziś jest niedzielne popołudnie ,ciepło może maj albo sierpień nieistotne, ja oglądam telewizje mama siedzi za mną .
Jeszcze jedno wyjaśnienie moja Mama w czasie teraz nie wiem dokładnie czy w czasie ciąży ze mną czy tez w czasie porodu ,zachorowała Stwierdzono schizofrenie paranoidalna, czy to ja byłam tego powodem nie wiem chyba tak, w każdym razie znałam ja od zawsze jako Mamę która ma swój własny świat ,ale jednocześnie dawała mi dużo miłości , brałam ja taka jaka była.
Powracając do tego niedzielnego popołudnia, nagle Mama bardzo racjonalnie jak na nią mówi widzę Śmierć idzie po mnie. widzę to jak dziś, oglądam się do tylu Mama ma prawie granatowe usta. Natychmiast podałam jej Nitroglicerynę w spraju, i inne jej lekarstwa po jakimś czasie wszytko doszło do normalności, wtedy nie pytałam jej jak ta Śmierć wyglądała, wzięłam to na karb jej świata, ale po czasie wiem ze chyba faktycznie coś widziała.
Kilka miesięcy później Mama zmarła, i znów pamiętam jak dziś, to było jesienią. Wracaliśmy z cmentarza. Ojciec moja młodsza siostra i ja. Mama nigdy nie używała perfum czy dezodorantu, pachniała sobą nie mogę opisać tego zapachu ale był jedyny w swoim rodzaju tak pachniała tylko Ona. Wysiadłam z samochodu i nagle ten zapach to było takie realne jakby stała obok. To było pierwsze spotkanie z nieznanym.
Następne [spotkanie z nieznanym – przyp. red.] było związane ze snem proroczym. W całym moim życiu mam okresy, kiedy wydaje mi się ze nic mi się nie śni, to znowu w jednym tygodniu jest ich kilka. Chciałabym opisać dwa, które na tle innych wydają się jak diamenty wśród cyrkonii. Pierwszy miał miejsce 25 lat temu mimo upływu czasu pamiętam go jak by to było wczoraj. Mieszkałam z mężem i malutkim synkiem w dużym komunalnym mieszaniu po dziadkach, miało to być moje gniazdko, ale w międzyczasie stryj rozszedł się z żoną i wrócił do niego. Tak więc mieszkaliśmy tam we czworo. Mieszkanie było w złym stanie technicznym spróchniałe podłogi, zarządca budynku po usilnych namowach z naszej strony zgodził się wymienić podłogi, my mieliśmy na czas remontu (miesiąc, dwa)wyprowadzić się.
Sen miał miejsce w ostatnia noc przed wyprowadzka właściwie nad samym ranem, śniło mi się ze jadę na koniu zbliżam się do przeszkody i pokonuje ją ale muszę się zgiąć praktycznie w paragraf jak to się mówi, wtedy miałam jeszcze sen twardy ale emocje obudziły mnie, i najdziwniejsze było to ze ten skręt albo skurcz czułam jeszcze na jawie. Później okazało się ze do tego mieszkania już nigdy nie wróciłam, wiele stresu kosztowała mnie batalia ze stryjem który postanowił zrobić wszystko żeby pozbawić mnie prawa do zamieszkania tam. W końcu po prawie 2 latach kilku sprawach w sądzie i podziale tego mieszkania na dwa małe wróciłam tam. Tak to był pierwszy sen.
Teraz chciałabym opisać drugi, który przyśnił mi się stosunkowo niedawno 3 tygodnie temu ale wiem ze podobnie jak pierwszy zapamiętam do końca życia. Po ostatnich świętach a właściwie Nowym Roku kiedy to nie mogłam pohamować apetytu na wszystkie przysmaki, dopadły mnie silne bóle brzucha, ale nie to jest tu istotne. W każdym razie mąż zawiózł mnie do najbliższego szpitala, przyjęto mnie i jeszcze tego samego dnia operowana. Operacja przebiegła dobrze ale nie wiem czy dlatego ze mieszkamy w Niemczech i taka jest procedura, wycięto mi nie tylko woreczek żółciowy ale usunęli jeszcze inne dolegliwości które znaleźli w moim brzuchu, zrosty po poprzednich operacjach i torbiel. Byłam osłabiona przez pierwsze 2-3 dni i nie wypuszczałam się dalej niż do toalety, ale 4 i 5 dnia byłam już na tyle na chodzie że miałam dosyć leżenia w łóżku (4 osobowa sala masakra) poszłam na spacer po szpitalnych korytarzach. Odkryłam na końcu korytarza piękną rzeźbę mężczyzny z dzieckiem na ręku a obok drzwi do kaplicy, nie jestem specjalnie gorliwa katoliczka to chyba z nudów chodziłam tak kilka razy dziennie i w ciszy z reguły nie było tam nikogo modliłam się do Tadzia Judy jak go pieszczotliwie nazywam o wsparcie. 5-go dnia pobytu po rozmowie z siostra ,która uzmysłowiła mi ze Pan Bóg jakoś często mnie doświadcza (to była 4 operacja w przeciągu pól roku) żadne z trójki rodzeństwa nigdy nie tylko nie miało operacji ja miałam ich 5 nie było specjalnie chore. poszłam do kaplicy wieczorem i z takim żalem i zapałem prosiłam zęby już dano mi spokój i pozwolono żyć w zdrowiu i dostatku.
Najlepsze było później tłumaczyłam to mojemu synowi i chyba to najlepiej zobrazuje różnice po między innymi snami a tym który miałam .ten był jakby w HD głębia kolor i ostrość były porażające to tak wyglądała jakby jawa nasz dzień powszedni był jakimś starym obrazem a tamta rzeczywistość prawdziwa rzeczywistością.
Przede teraz do snu, znalazłam się w pomieszczeniu którego ściany były z drewnianych bali z drewna - bale były nieheblowane takie surowe ale jednocześnie dawały poczucie solidności i przytulności. Stałam obok dojrzałego mężczyzny, to nie był nikt z rodziny był tak jakby mistrzem lub nauczycielem, widzę jak mówi do kogoś kogo nie widzę Dajcie JEJ TO,PRZECIEZ ONA NIGDY O NIC NIE PROSILA.
I dostaje coś jakby gruby rulon nie z papieru przypominało to gruba na ok 3 4 centymetry skóre lub coś innego, a i jeszcze kolor był ciekawy przypominał różowo brązowe ciasto piernikowe. To było ostatnie co zapamiętałam bo nagle obudziłam się z tego snu, opowiedziałam go wszystkim ale najlepsze było ostatniego dnia, wiedziałam ze muszę zostać w szpitalu do soboty (do końca antybiotyku) cały dzień czekałam na wypis ale lekarza doczekałam się dopiero o 4 popołudniu.
Umówiłam się z mężem ze jak już będę miała wychodzić zadzwonię po nie go. Kilka minut po tym jak dostałam wszystkie papiery zadzwoniłam do domu i poprosiłam żeby po mnie przyjechał, mąż zapytał czy mogę poczekać chwile bo właśnie jest na spacerze z psem ,umówiliśmy się ze wyjdę przed szpital i tam będę na niego czekać. Chodząc przed budynkiem nagle spojrzałam na nazwę tego szpitala do tej pory nie wiedziałam kogo spotkałam we śnie. Dopiero jak skojarzyłam ze szpital jest im Sw Józefa a on był cieślą ,ta kaplica była pewnie poświęcona jemu skojarzyłam te belki z nim. Już w domu szukając informacji o nim natknęłam się na coś co już w ogóle mnie powaliło, Sw Józef podobno był ojcem Tadeusza Judy którego tak lubię i który nie raz ofiarował mi pomoc. Co wy na to?