Witam serdecznie Szanowną Redakcję i osoby czytające. Nie jest to pierwsza historia przesłana przeze mnie do Nautilusa (zresztą, z życia wzięta). Jest jednak trochę inna od wszystkich historii o duchach. Około cztery i pół roku temu przeprowadziliśmy się z córką do wyremontowanego przez siebie mieszkania, w zabytkowej kamienicy. Od początku atmosfera w domu była bardzo dobra. Jednak kilka razy w nocy wydawało mi się, że ktoś idzie w kapciach w stronę mojego łóżka (może ze dwa razy).
Moja córka wspominała mi, że ma wrażenie, jakby w nocy jakiś Pan stał w jej pokoju. Widziała też coś w rodzaju kawałka białej koszuli, tak jakby ktoś chował się za rogiem w przedpokoju. Zrzuciłam to na karb, że jej się przywidziało, aby jej nie straszyć. Tutaj muszę wspomnieć, że między czasie mieliśmy dwa incydenty ze złodziejami, którzy próbowali podnosić do góry nasze rolety zewnętrzne- niski parter - w tym celu przerobiliśmy je, z pomocą serwisanta i aby nie było możliwości podnieść ich od zewnątrz, to uchwyty przekręciliśmy do środka. I teraz do rzeczy. Po kilku miesiącach z niewiadomych przyczyn obudziłam się w środku nocy i usłyszałam w swojej głowie "Dzień dobry" i tutaj muszę zauważyć, że był to uprzejmy męski głos. Zapytał kim jesteśmy i co tutaj robimy, odpowiedziałam że nie boję się duchów i możemy porozmawiać. Powiedziałam temu Panu, że kupiliśmy to mieszkanie i będziemy od teraz mieszkać tutaj i dbać o nie. W trakcie tej "rozmowy" w mojej głowie wstałam z łóżka, poszłam do kuchni i zapaliłam papierosa (chyba dokładałam też węgiel do pieca od centralnego) i wspomniałam mu o złodziejach, czy ewentualnie nie mógłby ich postraszyć, bo próbowali się włamać , a mam córeczkę, która się boi. No i teraz tak...
Po jakimś czasie (dłuższym) w trakcie rozmowy z sąsiadką na kawie dowiedziałam się, że w moim mieszkaniu kilka lat wcześniej umarł człowiek. Zapytałam ją, czy był to mężczyzna w średnim wieku, a ona zapytała - skąd wiedziałam. Ale to nie koniec historii - jeszcze dodam, że w trakcie rozmowy z duchem powiedziałam, że mogę dać za niego na mszę.
I mam wyrzuty sumienia, bo do tej pory jeszcze nie zrobiłam tego z braku czasu, ale mam zamiar. Natomiast sąsiadka była na tyle miła, że podała mi imię i nazwisko tego zmarłego pana. Również od mojej rozmowy z Panem Duchem (nazwiska nie zdradzę) nie było ani jednego incydentu ze złodziejami. Żyjemy spokojnie. Nic nie widuje również moja córka i nie powiedziałam jej o tym umarłym Panu, żeby się nie bała. Nie musi tego wiedzieć, na razie. Powiem jej, gdy będzie starsza. Pozdrawiam czytelników.
[wysłane na pokład okrętu Nautilus 24 sierpnia 2017]