[...] Mieszkałem nieopodal Warszawy, w domu na pierwszym piętrze, zamiast drzwi miałem kotarę. Pokój za ścianą wynajmowała młoda poetka, ten po drugiej stronie korytarza, drobna staruszka resztkami sił chwytająca się życia. Piętro niżej należało, do właścicieli nieruchomości, nade mną mieścił się strych. Dom ogrzewalny był piecem gazowym, i nie było tego ciepła zbyt wiele, w zimowe noce nakrywałem się po czubek głowy.
Takiej chłodnej nocy zasypiałem sobie spokojnie, powoli oddając się sennym marom, gdy poczułem jak ktoś zaciska palce na pościeli To było dość dziwne, nikogo nie słyszałem, nikt nie wszedł do pokoju. Chociaż znajdowałem się na pograniczu snu i jawy musiałbym usłyszeć nawet ciche kroki. Zacisnąłem więc dłonie na kołdrze, bo intruz najwyraźniej usiłował ją ze mnie zdjąć, i mówiąc sobie „zostaw to " szarpałem się z natrętem. czułem czyjś uchwyt, ale bylem tak senny , że nie maiłem ochoty wyglądać kto to...i w tej chwili, przez ścianę, dotarło do mnie trwożliwe wołanie poetki, wołała mnie przytłumionym głosem.
No i jeszcze Sylwia czegoś chce, pomyślałem z przekąsem. Nie reagowałem, zajęty walką i bardzo, bardzo chciało mi się spać.
W końcu złośliwiec dał za wygraną, a ja zasnąłem. Rano przy śniadaniu poetka zapytała mnie urażona, czemu do niej nie zajrzałem. Nie dość że ktoś był w jej pokoju kogo nie widziała to jeszcze próbował skraść jej kołdrę, a ponieważ wystraszyła się nie na żarty wołała mnie spod pierzyny… Ale tacy są faceci nie można na nich liczyć gdy są naprawdę potrzebni.
Próbowałem to zracjonalizować, ale mi się nie udało. Paraliż senny odpowiada za pewne wrażenia czuciowe, ale tutaj miałyby go dwie osoby, w tej samej chwili musiałyby odczuwać identyczne majaki... trudno powiedzieć..To jedyne dość dziwne zdarzenie, które mogę opisać jako świadek...Pozdrawiam załogantów ;)
nadesłane do FN 11.09.2017