[...] Droga Redakcjo
Chcę się podzielić z Państwem pewną historią. Mam 30 lat, jestem księgową i mieszkam od 2006 roku w Irlandii. Jak wiele osób na początku swojego emigracyjnego życia dzieliłam dom ze współlokatorami. Do swojego 2 lokum wprowadziłam się na początku listopada 2006, moimi współlokatorami byli Angielka zajmująca się logistyką w sieci domów towarowych i pochodzący z Indii inżynier IT. Byliśmy więc osobami mocno stojącymi na ziemi. On mieszkał w tym domu najdłużej z nas, bo od ponad roku i dzielił go ze swoją narzeczoną z Francji i jej bratem.
Po około 2 tygodniach od wprowadzenia się zauważyłam u siebie pogorszenie samopoczucia i zdrowia. Dotychczas czułam się świetnie. Moje sprawy zawodowe, perspektywa awansu, wyraźnie stanęły w miejscu. Moja współlokatorka jak się później okazało, miała podobne odczucia co do siebie. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Tuż po Nowym Roku miały miejsce niesamowite rzeczy w naszym domu. Wielokrotnie budziliśmy się w środku nocy, ponieważ wyraźnie słychać było odgłosy jakby ktoś chodził po dachu. Nikt nie mógł tego zrobić ponieważ nie było fizycznej możliwości dostania się na dach ani od strony ulicy ani ogrodu. Zawsze też działo się to około 2.30 nad ranem. Innym razem obudziłam się nagle, ponieważ poczułam zimny powiew, jakby wir powietrza nade mną, czułam też wyraźnie jak kręci mi się w głowie i ktoś jakby ściągał ze mnie siłą kołdrę. Zapaliłam natychmiast światło i w pokoju oczywiście nikogo nie było. Cały luty 2007 roku wspominam jako jeden z najgorszych miesięcy w swoim życiu. Musiałam zgłosić się na biopsję, ponieważ podejrzewano u mnie nowotwór, mój tata znalazł się w szpitalu (całe życie nic mu nie było) i poważnie zasłabł po operacji, moja mama miała wypadek samochodowy, w którym ledwie uszła z życiem a moja babcia przeszła poważny zabieg kardiochirurgiczny. Moja współlokatorka zaczęła również poważnie chorować, co skończyło się dla niej poważnym zapaleniem płuc i pobytem w szpitalu.
To jeszcze nie koniec rewelacji. Pewnego dnia odwiedzili mnie moi znajomi, byli w domu zaledwie godzinę, ale po tej wizycie ich życie zamieniło się w piekło. Rozstali się miesiąc później, ona straciła pracę, na dodatek w tragicznych okolicznościach zmarł jej ojciec, zapadła na ciężką depresję. On z kolei, dotąd uczciwy człowiek, wdał się w kontakty z nieodpowiednimi osobami i popadł w poważne konflikty z prawem, alkoholizm.
Zaczęłam się poważnie bać o swoją dalszą przyszłość i zdecydowałam się wyprowadzić jak najszybciej. Moja współlokatorka także. Życie szybko powróciło do normy i koszmar się skończył, znowu cieszę się życiem, wiem, że jej także zaczęło się układać.
Zapytacie Państwo pewnie o naszego współlokatora. Otóż był najdziwniejszą osobą, jaką spotkałam w całym dotychczasowym życiu. Na każdym kroku podkreślał jak nienawidzi zachodniej kultury, komentował nasze zwyczaje, znajomości z partnerami życiowymi, sam zaś sprowadzał co tydzień inną kobietę do domu, wiele z nich było załamanych psychicznie po znajomości z nim. Z jednej strony twierdził jak zależy mu na dobrych relacjach z ludźmi, ale z drugiej strony ich nienawidził. Korzystał z tej znienawidzonej, zachodniej kultury pełnymi garściami . Współlokatorka powiedziała mi któregoś dnia, że opowiadał jej, że brał kiedyś udział w obrzędach hinduistycznych i że miał styczność z prawdziwym złem oraz o tym jak wielkim bałaganem jest jego życie. Uznałyśmy to za jakieś chore brednie i fantazje człowieka, który wypił o jednego drinka za dużo. Po tym wszystkim, co miało miejsce, jednak stwierdziłyśmy, że miałyśmy w tamtym miejscu do czynienia z czymś tajemniczym i nieznanym i w jakiś sposób to miejsce było przeklęte. Jak inaczej wytłumaczyć, że życie każdego, kto mieszkał lub był częstym gościem, w jakiś sposób komplikowało się prędzej czy później.
O tamtym domu wiemy tyle, że należał w przeszłości do straży morskiej i ratowano tam min wielu rozbitków. Później przez 7 lat mieszkało tam małżeństwo z 2 dzieci, nie działo się nic niepokojącego. Zaczęło się dziać dopiero po tym, jak zamieszkał tam opisywany inżynier z Indii. Jego związek z narzeczoną z Francji rozpadł się, ponieważ zachorowała na ciężką postać depresji (ciekawe co było powodem?). Dotychczas nie wierzyłam w żadne zjawiska nadprzyrodzone, ale do dziś zastanawiam się, z czym miałyśmy w tamtym domu styczność. Cokolwiek to było mam nadzieję ,że już nigdy nie doświadczę czegoś podobnego.
Pozdrawiam
[dane do wiad. FN]