Dziś jest:
Niedziela, 22 grudnia 2024

Twierdzenie, że Ziemia to jedyny zaludniony świat w nieskończonej przestrzeni jest równie absurdalne jak przekonanie, iż na całym polu prosa wyrośnie tylko jedno ziarenko.
/Metrodor, filozof grecki z IV wieku p.n.e./

XXI Piętro
HISTORIE PRZESŁANE PRZEZ ZAŁOGANTÓW
Wyślij swoją historię - kliknij, aby rozwinąć formularz


Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl

Twoje imię i nazwisko lub pseudonim

Twój email lub telefon

Treść wiadomości

Zabezpieczenie przeciw-botowe

Ilość UFO na obrazie





Od zawsze miałem przeczucie – wkrótce zginę… na wojnie!
Nie, 1 kwi 2018 08:00 | komentarze: brak czytany: 2737x

[...] Witam,  piszę do Was w sprawie moich zdolności, a niestety nigdy nie widziałem żebyście pisali na ten temat na łamach portalu Nautilus nad czym ubolewam (bo to oznacza, że jestem sam w temacie).

Potrafię wskazać, a raczej przeczuć na 3 dni (max. 3 doby) przed zdarzeniem, który człowiek umrze. Przy takiej osobie znajdują się zawsze jakieś energię (nie widzę ich, ale czuję ich obecność, uczucie przy tym towarzyszące to paraliżujący strach, coś nie do opisania). Jednocześnie wyczuwając energię tych istot można je sklasyfikować w zależności od zakresu obowiązków (jakkolwiek to dziwnie brzmi). 

Dlaczego do Was piszę ?

 Ponieważ od zawsze miałem różne wizję odnośnie przyszłości i jeszcze jako dziecko miałem wizję tego jak zginę.

W skrócie.

Zginę na wojnie pomiędzy 29, a 31 rokiem mojego życia - za miesiąc kończę 30 lat. Wszystkie moje wizje zawsze się sprawdzały (mam wiele historii) i obawiam się, że i ta się spełni w 100%, a chciałbym żeby pozostał po mnie jakiś ślad.

Zresztą coś się zmieniło w moim sposobie postrzegania Świata (w mojej psychice) i uważam, że nie powinienem tego dłużej trzymać dla siebie, zwłaszcza, że bardzo mi to ciąży na duszy ponieważ nie mam z kim się tym podzielić.  Jeżeli zechcą się Państwo ze mną spotkać, aby poznać szczegóły pozostaję do dyspozycji (dane personalne dla redakcji).

Chętnie opowiem wiele niezrozumiałych dla mnie do dzisiaj historii. Jednocześnie jestem gotów poddać się badaniom wariograficznym, czy też hipnozie regresyjnej - sam jestem ciekaw wyników.

 Z poważaniem,

[dane do wiad. FN]



 E-mail trafił do naszych kolegów z Projektu Messing i to oni zdecydują, co z tym robić dalej. Przeczucia zbliżającej się śmierci innych były już zgłaszane do nas i nie jest to aż tak rzadkie zjawisko, jak podejrzewa nasz czytelnik. Poniżej przykład takiego opisu.

Był rok 1968,miałam 11 lat, ukończyłam 5 klasę.Zaraz po zakończeniu roku szkolnego wyjechałam na kolonię do W-wa.Kolonia miała trwać 3 tygodnie, z moich wyliczeń wychodzi,że do domu pewnie wróciłam ok.14 lipca.
Po przyjeździe na miejsce naszą grupę zakwaterowano w sali gimnastycznej.W środku było przejście,  a po prawej i lewej stronie stały łóżka,pomiędzy nimi małe szafki.Przy wejściu stało łóżko wychowawczyni, oddzielone od sali parawanem. Moje było ostatnie po prawej stronie.Na ścianie,tuż obok mojego łóżka, wychowawczyni powiesiła zrobioną z papieru stokrotkę.Każdy płatek miał wypisane imię dziewczynki oraz dołączoną tasiemkę.Zasady były jasne,za złe zachowanie supełek,za dobre- rozwiązanie owego.
Nie pamiętam kiedy dokładnie stałam się płaczliwa,nie bardzo chciałam jeść, a w nocy śniłam o babci.Codziennie wysyłałam listy z prośba by choć parę słów  napisała.
Supełków robiło się coraz więcej m.in.za to, że kręcę się w łóżku i przeszkadzam koleżanką spokojnie usnąć.
Pewnej nocy po prostu cichutko wymknęłam się na placyk.
Oczywiście moje ciało zostało w łóżku.Było to dla mnie to zupełnie normalne.
Tam spotkałam babcie,długo mi tłumaczyła,że jej czas nadszedł.Zapewniała o swojej miłości.
 W dzień nie byłam spokojniejsza,wręcz odwrotnie, wybłagałam by wychowawczyni za ostatnie moje pieniądze kupiła znaczki pocztowe, wysłałam kolejny list.Nie pomogło tłumaczenie,że odpowiedz już nie zdąży dojść na kolonie.
Kolejnej nocy znowu wymknęłam się na spotkanie z babcią.Ile ich było,nie pamiętam.Pewnej  nocy zobaczyłam chłopca,który nam się przygląda.Normalne, jak na moje odczucia.
Rano zrobiła się mała awantura.Dyrektorka przyszła z pretensjami,że jakaś dziewczynka sama opuściła salę.Wychowawczyni mocno się tłumaczyła,że żadna z podopiecznych nie wychodziła w nocy do toalety.A ta była w sąsiednim budynku.
Powrót z koloni był długi i uciążliwy,ostatnie 70 km pokonaliśmy na "pace" Żuka.Pierwsze zdanie jakie usłyszałam, gdy wysiadłam na swojej uliczce brzmiało -Twoja babcia nie żyje !
Rozpłakałam się i pobiegłam do domu.Nie mogłam powstrzymać żalu do mamusi,że nic mi nie napisali,że nie mogłam być jej na jej pogrzebie.Płakałam i płakałam, końcu wymęczona usnęłam.
Po przebudzeniu powiadomiłam mamusię,że była u mnie babcia i prosiła by wyjąć z szafy  
zwinięte koszule.Na nic nie zdało się tłumaczenie,że to tylko sen.
Uparcie mówiłam swoje.-Na ostatniej półce w szafie leżą namoczone i zwinięte koszule.
 Byłam za mała, by po nie sięgnąć, a tym bardziej,że z przodu leżał stos pięknie złożonej pościeli.W końcu widząc moją determinację i falę łez dla tzw.świętego spokoju przyniesiono krzesło.Z niedowierzaniem w oczach mamusia zaczęła wyjmować ruloniki  lnianych koszul dziadka.Były wilgotne,przygotowane do prasowania.
Babcia przygotowała je w sobotę. W poniedziałek,8 lipca, zbudziła się rano.
Odmówiła poranną modlitwę i powiedziała,że umrze.
Wezwano pogotowie,ale tylko po to wypisać akt zgonu.
Codziennie jeździłam na jej grób,po jakiś dwóch tygodniach wybraliśmy się na cmentarz z mamusia i jej siostrą.Tuż przed cmentarzem drogę zagrodziła nam kolumna wojskowa.
Pamiętam szum,czołgi i moje pytanie- Dlaczego babcia musiała umrzeć ?
Padła odpowiedz -Ktoś umiera, aby ktoś mógł się urodzić.
Usłyszałam wyraźny płacz dziecka.Rozejrzałam się wokół.Mur zakładów i żadnej osoby.Nie ma budynków.
Słyszycie- zapytałam.
Co ?- padła odpowiedz.Siostry były zajęte rozmową o ewentualnej nadchodzącej wojnie.
Gdy później zapytałam mamusie co to właściwie znaczy,była zadziwiona.Dziecko,nie rozmawiałyśmy o tym.
Dałam spokój.
Minęło dwa lata znowu pojechałam na kolonie w to samo miejsce.Dyrektorka koloni była ta sama, a jej syn pracował jako pomocnik kolonijny.Braliśmy udział w podchodach,tu nie pamiętam szczegółów,przycupnęliśmy z nim w jakiś zaroślach.Byliśmy sami.
Wiesz poznałem Ciebie od razu- powiedział.Wtuliliśmy się w siebie.
Od kiedy to robisz ?- zapytał.
Od zawsze,a Ty ? -zapytałam.
-Zdarza się, wiesz,że to ja mamie powiedziałem.
Wtedy moja babcia umarła - odpowiedziałam.
Była to niezapomniana chwila i nigdy już do niej nie wróciliśmy.
Łączyło nas jakieś  wewnętrzne porozumienie,bez potrzeby zbliżania się do siebie.
Na wiele lat zamknęłam to doświadczenie w sobie.

Pamiętając szczegóły z kolonii,opowiadając je,już po napisaniu tej historii zajrzałam na mapę google.Pamięć mnie nie zawiodła,budynki stoją tak jak stały.

Pozdrawiam
Ewa.


/poniżej przeczuwanie śmierci 2/
Drogi Kapitanie.Szanowna Załogo.Kolejna część mojej opowieści,a będzie 3.
Mijały lata, brat wyjechał do szkoły.Wydarzały się rożne sytuacje w moim życiu,ale nie o tym mam pisać.
Dziadek podupadał na zdrowiu,przyszedł moment gdy przestawał wstawać z łóżka.
Mieszkanie było nieduże,dwa pokoik,tzw.przechodnie.W pierwszym spałam z mamą, w drugim oddzielonym zasłonami z lambrekinem leżał dziadek.Pewnej nocy zbudziło mnie światło.Na tle kotar stała postać.Szarpnęłam mamusię za ramię.
Widzisz ?widzisz !-zapytałam.
Wyrwana ze snu,spojrzała w stronę drzwi- pewnie coś Ci się przyśniło- odpowiedziała.
Po chwili postać rozpłynęła się i znowu zapadła ciemność.Usnęłam.
Minął kolejny dzień.W nocy znowu zbudziło mnie światło,postać stała w drzwiach.Tym razem patrzyłyśmy na siebie spokojnie.Postać miała na sobie habit,była kobietą.Patrzyła na mnie z miłością.
Nie czułam żadnego strachu,czekałam spokojnie, aż zniknie.
Następnej nocy ze snu wyrwało nas głośne wołanie dziadka.Miałam natychmiast przyjść do jego łóżka.
Śmierć u mnie była,masz mój zegarek,chcę byś miała pamiątkę po mnie- rzekł bardzo stanowczym głosem.
To nie śmierć, to siostra zakonna,też ją widziałam- odrzekłam.
Męski zegarek.Podarujesz go mojemu bratu -uparcie twierdziłam.
Nie ma być Twój-tak chcę, koniec.
Noc zakończyła sie wizytą pogotowia.Ma omany twierdził lekarz,nic nie mówiłam.Bo i po co ?
Nigdy go już nie założył,nie był cenny,ot rosyjska Pobieda, dla mnie wciąż jest bezcenny.
Leżał spokojnie na maszynie mojej mamy, tuż obok łóżka.
Minęło parę dni do drzwi zapukał listonosz z telegramem.Otworzyłam i oniemiałam.Treść była krotka : "Informujemy,że w naszym klasztorze (o zaostrzonym rygorze i klauzulą milczenia)w dniu X.X.1973 r zmarła J.Z. przeżywszy lat 90."
Czytałam i czytałam, nic nie rozumiałam.Nazwisko było znajome,ale reszta bardzo zaskakująca.Mama też nie bardzo rozumiała treści telegramu.Dziadek  był bardzo zaskoczony.
To moja najstarsza siostra.Myślałem,że nie już dawno nie żyje.-stwierdził-Pamiętam tylko jak odjeżdżała.
Jakim cudem telegram trafił pod wskazany adres?
Tu dodam,że dziadkowie pochodzą z okolic W-wy.Tuż po odzyskaniu Niepodległości zapakowali skromny majątek,małe dzieci i ruszyli budować nową przyszłość bardziej na wschód.Zawirowania wojenne rzuciły ich na Syberię,a później wyruszyli w daleką tułaczkę z Wojskami Andersa, by dotrzeć do Afryki.W 1947 roku za namową babci wrócili do kraju.Pozostali Tu, gdzie mogli.
Nie próbowałam niczego wyjaśniać,przyjęłam to za fakt.
Mijały kolejne miesiące,choroba dziadka postępowała.W tym czasie zakład mamusi zorganizował wczasy,termin wydawał się odległy -lipiec.
Lekarze nie wiele mogli zdziałać.Młody lekarz pogotowia,wezwany w środku nocy stwierdził filozoficznie - Na dzień dzisiejszy medycyna jest bezradna.Proszę mu dać spokojnie odejść.
Przyszedł termin wczasów,dziadek cichutko odchodził.Wraz z bratem,jego dziewczyną i niewielką grupka ruszyliśmy w drogę.Dwa tygodnie minęły szybko.Zakładowy Żuk wyruszył w ciemną noc, pokonywał kolejne kilometry.Narzekań nie było końca.Wciśnięta pomiędzy bagaże,towarzyszy podróży,usnęłam.
Gwałtowne Światło, w mojej głowie, wybudziło mnie natychmiast.Poczułam ciepło,które towarzyszyło mi bardzo długo i czyjąś obecność.Nawet nie musiałam myśleć,wiedziałam,że to dziadek.Wtuliłam się całą sobą w owe światło i znowu usnęłam.
Koło południa samochód zwolnił,ktoś zajrzał co właściwie się dzieje ?
-O kondukt pogrzebowy wyszedł z bocznej drogi, a my jak żałobnicy uczestniczymy w uroczystości.
Samochód przyśpieszył,spojrzałam w boczną uliczkę w stronę oddalających się żałobników.Zobaczyłam blask i promień,który przeszył mnie dogłębnie.
Po jakimś czasie dojechaliśmy do miejscowości gdzie mieszkała dziewczyna brata.Postanowili wysiąść.
Powiedz,że wrócę za parę dni -rzucił na odchodnym.
Wróć jutro.Dziadek umarł,będziemy mieli pogrzeb - stwierdziłam twardo.
Zaległa cisza.
Do domu dotarłam wczesnym wieczorem.Spojrzałam na mamusię.
Dziadek umarł rano - rzekłam na powitanie.
To nie było pytanie.
Tak -odparła-Całą noc przy nim czuwałam w szpitalu.Była bardzo ciężka,rano przyjechał (mój )wujek.Wyszłam po bułkę do sklepiku, jak wróciłam już nie żył.
Nawet nie wiem jak wymknęły się z moich ust słowa-Może nie chciał umierać na Twoich rękach.Wiedział jak ciężko przeżywałaś odchodzenie babci.
A Ty skąd wiedziałaś ?-zapytała.
Wiedziałam -odparłam.
Był 17 lipca 1973 r.
Brat wrócił po pogrzebie.
Rozmawiałyśmy o tym czasem,z koleżankami, z moją mamusią.
Raz przyszedł do mnie w śnie( ?) Powiedział - Pamiętaj ( i tu wymienił cyfrę,której znaczenia nie odkryłam do dzisiaj)

Na wiele lat schowałam to w swojej pamięci.
Pozdrawiam.
Ewa


From: [dane do wiad. FN]
Sent: Monday, February 26, 2018 5:36 PM
To: nautilus <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Przeczuwanie śmierci

Drogi Kapitanie,Droga Załogo trudno mi podjąć decyzję. Bo, to fragment większej całości.
Myślę,że tak.I o ile nic się nie zmieniło nie mam padaczki skroniowej,nie mam żądnego guza mózgu.Pewnie mam jakąś osobowość, jak każdy.

Nadchodzi rok 1992.Już wiem dużo o duchach,o śmierci klinicznej, o tańcu.I wielu sprawach poruszanych w waszych tekstach.
Mamusia zaczyna wspominać minione lata.Drobne historie rodzinne i nie tylko.Zagoniona we własnych sprawach  podsuwam atlas geograficzny i mówię napisz książkę.Ma zadziwiona minę, małymi kropeczkami zaznacza szlak jaki przeszli.Siostra informuje,że może starać się o sybiracką emeryturę.Zaczyna się trudny proces zbierana dokumentów.I oczywiście wspomnienia,nie ma śladu ,że została wywieziona.

Przecież wyjechałam na papierach najmłodszej,wtedy już nie żyjącej siostry Z.- wspomina. Mija niesamowita Wigilia, wtedy słyszę,że to będą ostatnie nasze Święta. Oczywiście gwałtownie zaprzeczam,ale przypominam sobie sen(?).
Wiosna mija na niespodziewanych spotkaniach,na opowieściach i czekaniu na dokumenty. W tym okresie prowadzimy sklepy Nadchodzi 8 czerwca, jesteśmy na giełdzie.Przypominam sobie,że to dzień urodzin mamusi.Postanawiam coś kupić, jest już końcówka handlu wiec towar pakowany jest do przepastnych toreb.Nagle z daleka widzę jak na oddalonym stoisku kobieta wywiesza garsonkę.Idę zahipnotyzowana w jej stronę. Wdaję się w rozmowę.
Dlaczego tak późno, na koniec giełdy ?- pytam.
Nie wiem -odpowiada-  parę razy ją przekładałam i wciąż coś mi przeszkadzało.
Czekała na mnie -śmieję się wesoło- a raczej na moja mamę. Bordowa,z pięknymi czarnym kołnierzem,rozmiar  idealny.  Będzie mogła nosić zamiennie spódniczkę lub spodnie, czarne i bordowe, bo ma takie w swojej garderobie.
Zachwycona udanym zakupem jedziemy.Kwiaty,życzenia,niecierpliwie czekam na jej reakcję.
Jest przepiękna, będę miała do trumny - mówi uśmiechnięta.
Jestem wsiekła i zła-Jakie głupoty opowiadasz masz dopiero 61 lat.
Dobra,dobra zobaczysz -mówi poważnie, ale bez trwogi w głosie.
Wiem,że za ścianą choruje sąsiadka,pewnie stąd jej czarne myśli.
Mijają kolejne dni.Siostra już dostała emeryturę, a mamusia wciąż czeka na odpowiednie papiery.
Pewnie dostanę po śmierci - mówi rozżalona.

Chciałabym pojechać do SZ.-jedziemy.Dzieli się historiami,o których nie miałam pojęcia.
Przez kolejne dni, każdej nocy pojawiają się u mnie wizje (?)Ktoś mnie bierze za rękę i oprowadza po sali pełnej świec.Rożnych długich,krótkich,grubych i cienkich. Jedne palą się spokojnie inne spalą się w jednym mgnieniu. Czasem, któraś gaśnie, choć  jest cała- zadziwiony  oprowadzający odpala ją powtórnie.- To nie jego pora.
Pierwsza noc trochę mnie przeraziła, po każdej kolejnej wędrówce jestem spokojniejsza.
W trakcie jednej z wizyt przechodzimy miedzy świecami, idziemy wprost do jednej z nich.
Widzę jak się wypala, tuż przy podłożu.
Rano dzwonię do mamusi.
-Wiesz sąsiadka zmarła słyszę w telefonie.
-Widzisz to jej śmierć czułaś, nie swoją -odpowiadam przekonująco.
 Odpowiada mi cisza.
Zmieniam temat rozmowy na bardziej przyziemny. Chciałabym pojechać do brata w niedzielę- mówi cicho.
Nie ma sprawy- moje dzieci są na obozie, a jeszcze podjedziemy na ulubiona pizzę.
Wyruszając w podróż wymuszam na mamie założenie garsonki,po długich targach wkłada górę i spodnie.Spódniczka ma być do trumny.

Trudna rozmowa i moje przekonywanie.Otwieram mamy rękę,dosięga mnie przeszywający płomień.Znam go doskonale.Milknę. Wracamy do domu, robię mamie fotkę i odjeżdżamy.Długa prosta, widzę mamę na tle róż i jasność wokół niej.Dlaczego nie weszła do domu? Skąd ta jasność przecież jest wczesny wieczór,myślę.
Mija kolejny tydzień.W sobotę rozmawiam z mamusią przez telefon.Uzgadniamy poniedziałkowy przyjazd dzieci,tuż po obozie, na wakacje.Przerywam rozmowę, chcę pomóc mężowi.

Dlaczego przerwałaś ? - pyta-poradziłbym sobie.
-Przecież będziemy w poniedziałek -zamykam temat.
W niedzielę wczesnym świtem wyprawiam męża i chcę odespać ciężki tydzień.
Budzi mnie  jasne Światło, jakże znajome.Zrywam się na równe nogi,zapadam się w jasność,Po chwil znowu jestem na łóżku.Usypiam, śpię bardzo długo.
Po południu wraca mąż,stawiam obiad.Mąż gwałtownie odsuwa talerz.
Jedziemy do mamy- wręcz krzyczy.

Jutro będziemy z dziećmi- jestem nad wyraz spokojna.Nie stawiam jednak oporu.
Wyruszamy w podróż, W milczeniu pokonujemy kolejne kilometry,Zaczynam czuć niepokój.Podjeżdżamy pod dom,są pootwierane wszystkie okna.Drzwi nikt nie otwiera,bez zastanowienia wchodzę przez okno.
Mamusi świeczka też zgasła. Wzywamy lekarza rodzinnego i pogotowie.Stwierdzają zgon, pewnie w nocy, ale procedura wymaga by wpisać aktualna datę 18 lipca 1993.

Otwieram szafę, wypada mi czarna bielizna.Niczego nie muszę szukać,wszystko było przygotowane.
Następnego dnia przywozimy dzieci, idą spłakane spać.Córka ma lat jedenaście.

My też kładziemy się spać.Mąż słyszy hałas.
Ktoś chodzi po mieszkaniu-mówi.
-Pewnie dzieci,zajrzyj  do drugiego pokoju.W miejscu dawnych kotar są drzwi.
-Śpią.
Kładzie się i po chwili znowu słyszy hałas, tym razem w kuchni.
-Może ktoś puka do drzwi wychodzących na ogród ? -podpowiadam.
Idzie sprawdzić.Nikogo nie ma.Jeszcze się nie położył i znowu słyszy  hałas.
Pewnie mamusia coś chce -odpowiadam spokojnie.
Patrzy na mnie z niedowierzaniem, wiadomo wariatka.
Idź i zapytaj-powtarzam, nawet w myśli.Usłysz.
Wraca po chwili z patelnia pełną kotletów.
Były w duchówce,głęboko schowane -mówi lekko przestraszony - trzymając czarną patelnię.
Pewnie mamusia przygotowała na przyjazd wnuków i nie zdążyła ich schować do lodówki- stwierdzam.
Tylko dlaczego tak dużo ??? myślę.
W dniu pogrzebu do kaplicy wszedł mężczyzna,spojrzał na mnie  po czym wolno obchodził  stojących żałobników zaglądając im w oczy.Wyglądało to co najmniej dziwnie, wszyscy dopytywali się kim jest ta postać ?
Nic nie mówiłam.Rozmawiałam już z nią,a pewnie ktoś został naznaczony.
W następnym tygodniu przyszedł list polecony, pewnie z upragnionymi papierami.Nie pozwolono mi go odebrać.
Parę tygodni później pracując na ogrodzie wyraźnie usłyszałam wołanie mamy dochodzące z kuchni.
Weszłam,chciałam zapalić światło.Zawołam męża,do późnych godzin wieczornych naprawiał awarię.

Minęło trochę czasu,uruchomiono stronę internetową Kresy -Syberia.Teraz jest to Muzeum Wirtualne.
Zamieszczono listę osób wyewakułowanych z ZSRR do Persji.W dacie urodzin mojej mamy została wpisana data 17.07.
Na wiele lat schowałam to w swojej pamięci.

Jakiś czas temu moja córka powiedziała- napisz książkę mamo.Więc ją piszę.
Wnuczka ma lat 11 i mówiła w dziwnym języku bardzo przekonująco, a mi,  życie przewija się przed oczami.

pozdrawiam
Ewa


I jeszcze jedna wiadomość:

Witam Załogę.
Coż mogę dodać do moich historii.Ponieważ na prawdę nie wiedziałam jak ująć w słowa swoje doznania na przestrzeni życia postanowiłam ująć je tematycznie, a nie z chronologicznie.
W zeszłym roku miałam przyjemność gościć u siebie syna kuzyna i jego żonę będącą w ciąży.Oczywiście opowiadałam im historyjki  rodzinne,pokazując rodzinny album. Jest tam fotografia całej rodziny wykonana w 1938 roku.Dziewczyna śmiała się słuchając moich opowieści,rozbawiony kuzyn w pewnym momencie stwierdził.
Uważaj bo Ci Z.wyskoczy z brzuszka.
Dlaczego właśnie takie imię- zapytałam.
Po Prostu bardzo nam się podobało -stwierdzili zgodnie.
Mijały miesiące,około 10 lipca zadzwonił kuzyn, w pewnym momencie stwierdził,że choć przyszedł wyznaczony termin to wciąż czekają na malutką.
Nie martw się,urodzi się,17 albo 18 -powiedziałam bezwiednie.
Przyszła na świat tuż po północy 19 lipca.
A to już temat reinkarnacji,też mi dobrze znany.

pozdrawiam i czekam na Wasze ujęcie tematu.
Ewa.


Dziękujemy za wszystkie e-maile. Jak Państwo widzicie - nic nie ginie i wszystko ma swoje miejsce w naszych "katalogach". Na najbliższym spotkaniu FN zdecydujemy, czy powstanie tekst do serwisu o "przewidywaniu własnej śmierci". Dobrym pomysłem będzie przedstawienie wizji własnej śmierci, o której opowiedział nam jasnowidz Krzysztof Jackowski. Opisał nawet dokładnie jej miejsce... trochę przerażające, ale przecież wiemy, że śmierci nie ma - to wielka iluzja. Żyjemy dalej!





* Komentarze są chwilowo wyłączone.

Wejście na pokład

Wiadomość z okrętu Nautilus

ONI WRACAJĄ W SNACH I DAJĄ ZNAKI... polecamy przeczytanie tekstu w dziale XXI PIĘTRO w serwisie FN .... ....

UFO24

więcej na: emilcin.com

Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...

Dziennik Pokładowy

Piątek, 20 grudnia 2024 | Drony nad USA? Takiego numeru jeszcze świat nie widział!

czytaj dalej

FILM FN

DRONY NAD USA

archiwum filmów

Archiwalne audycje FN

Playlista:

rozwiń playlistę




Właściwe, pełne archiwum audycji w przygotowaniu...
Będzie dostępne już wkrótce!

Poleć znajomemu

Poleć nasz serwis swojemu znajomemu. Podaj emaila znajomego, a zostanie wysłane do niego zaproszenie.

Najnowsze w serwisie

Wyświetl: Działy Chronologicznie | Max:

Najnowsze artykuły:

Najnowsze w XXI Piętro:

Najnowsze w FN24:

Najnowsze Pytania do FN:

Ostatnie porady w Szalupie Ratunkowej:

Najnowsze w Dzienniku Pokładowym:

Najnowsze recenzje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: OKRĘT NAUTILUS - pokład on-line:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: Projekt Messing - najnowsze informacje:

Najnowsze w KAJUTA ZAŁOGI: PROJEKTY FUNDACJI NAUTILUS:

Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.