IMPLANTY I UFO - też mam ciekawą historię...
[...] Piszecie o implantach – przyznam, że zetknęłam się z tym tematem. Jakiś czas temu poznałam pewną nieco osobliwą starszą parę. Zachowywali się trochę niekonwencjonalnie, ale poza tym byli taktowni i uprzejmi. Cechowała ich większa niż przeciętnie doza nieufności. Przed pierwszym spotkaniem ze mną – przyznali to otwarcie – przyszli przyjrzeć mi się z daleka, żeby „wiedzieć z kim mają do czynienia”. Szczerze nie wiedziałam w czym taka powierzchowna ocena miała im pomóc, ale mniejsza z tym. Przywitali mnie, informując jednocześnie co ustalili po błyskawicznie przeprowadzonej obserwacji. Ni mniej ni więcej konkluzja była taka, że mogą mi zaufać, bo nie jestem człowiekiem. „No tak” pomyślałam sobie „dziwne, że ja nic o tym nie wiem”:). Od tego czasu zwracali się do mnie zawsze tym samym określeniem, żeby podkreślić i przypomnieć mi kim jestem, a kim nie. Nie byli specjalnie uciążliwi i nie narzucali się z tymi swoimi poglądami, które przemycali trochę mimochodem, więc traktowałam to z przymrużeniem oka.
Byli znani w okolicy, dobrze sytuowani, wykształceni. On – teraz emeryt, ale niegdyś piastował kierownicze stanowiska w ważnych lokalnych instytucjach. W młodości mocno stojący na nogach, cynik, sceptyk i ideologiczny ateista – tego dowiedziałam się później od jego małżonki.
Ona trochę od niego młodsza, nieprzeciętnie urodziwa. Miała w sobie coś niezwykłego, roztaczała wokół jakąś magię i spokój.
Po pewnym okresie mąż zaniemógł. Ponieważ nie mógł wyzdrowieć, a infekcja dróg oddechowych przedłużała się i osłabiała go, należało wykonać prześwietlenie płuc.
Nie chciał. Bronił się i odmawiał wykonania badania. Po pewnym czasie przyniósł plik starych zdjęć rentgenowskich, wykonanych w różnych okresach i projekcjach. Na tych badaniach w lewym płucu była wyraźna zmiana. Opowiedział, że miał jej długotrwałą obserwację i diagnostykę w wymaganym zakresie. Rzeczywiście nie rosła i od kilkudziesięciu lat się nie zmieniała, więc nie budziła specjalnego niepokoju. Ale wywoływała u niego silną emocję. Nie przyjmował do wiadomości, że może to być ślad po dawno przebytym zapaleniu, że to się zdarza i że nie ma w tym nic szczególnie dziwnego czy wyjątkowego. Upierał się, że to nie jest element jego tkanki, że jest to coś obcego. Kontynuował, że konsultował się z wieloma specjalistami i nikt nie potrafił powiedzieć mu dokładnie co to jest. Widząc jego determinację i czując siłę jego przekonania, nie próbowałam nic uzasadniać, bo i w jakim celu? Z jakiegoś powodu mocno wierzył w to, co mówił.
O tym dlaczego wierzył dowiedziałam się niedługo później od jego żony. Wiele lat temu wiadomość o guzie płuca spadła na nich jak grom z jasnego nieba. On był młody, silny, nie miał żadnych objawów – rozgrywał najlepszy okres życia. Zanim potwierdzono, że nie jest złośliwy, minęło trochę czasu. Upłynął on im w poczuciu bezradności i przygotowywaniu się na najgorsze. Wtedy też postanowili wspólnie, że jakakolwiek będzie diagnoza, wyjadą w podróż do Ameryki, żeby zrealizować jego marzenie. Przecież żyje się tylko raz.
Podczas wyprawy jednym z punktów było spotkanie w indiańskiej wiosce z szamanem i ceremonia ayahuaski. Zanim jeszcze wszystko się rozpoczęło szaman podszedł do niego i spytał czy wie, że ma coś w płucu, oraz czy wie skąd to ma i co to jest. Zdziwiło go, że człowiek po drugiej stronie globu wspomina o tym – bo skąd u licha może wiedzieć – a nad resztą nawet się nie zastanawiał do czasu seansu. To było przełomowe wydarzenie w jego życiu. Przypomniał sobie coś. Pod koniec wojny był ranny. Front przechodził przez jego miejscowość, były starcia i on, jako młody chłopak, próbował ukryć się w pobliżu miejscowego kościoła. Tam został postrzelony. Przeleżał na cmentarzu dwa dni zanim ktoś go znalazł i udzielił pomocy. Nic z tego okresu nie pamiętał – był wymazany z pamięci. Teraz wyraźnie widział w wizji postać „Pani” – tak ją określał – która wspierała go przez te dni na cmentarzu. To wtedy wszczepiono mu ów implant, żeby ratować jego życie. Wtedy zrozumiał też, że istnieją inne światy, że życie jest wieczne. Od szamana dowiedział się ile lat będzie żył i z jakiego powodu umrze. Dlatego z nazbyt wielką nonszalancją podchodził do swoich schorzeń. I o dziwo wychodził z nich bez szwanku. Po powrocie zmienił podejście do swojej pracy, innych ludzi. Zaczął miewać wizje. Wiedział, że tutaj na Ziemi żyją nie tylko ludzie. Mówił, że potrafi wyczuwać „kto jest kim”.
No właśnie – czy na pewno każdy z nas wie kim jest? :)
Pozdrawiam
[...]