[...] Mój dziadek był człowiekiem, którego sąsiedzi i obcy ludzie szanowali, ale najbliższych, których co najwyżej tolerował w swojej obecności, traktował jak tyran i okrutnik. Jako dziecko starałam się rzadko u niego bywać – wybierałam drugich dziadków, gdzie wszyscy czuliśmy się kochani i wyjątkowi.
W tym domu panował strach, w jednej chwili każdy mógł zasłużyć sobie na jego gniew. Uwielbiał poniżać, zwłaszcza tych od siebie słabszych i zależnych. Czuł się wtedy niepodzielnym władcą. Karmił się uczuciem niepokoju i smutku który wprowadzał. Widać było, że to go wzmacnia i buduje. Generował wokół destrukcję, która jak wzburzona fala z niepohamowaną siłą niszczyła normalne, pozytywne odruchy, chęć do życia, tłumiła nawet najmniejsze przejawy nieskrępowanego szczęścia. Umiejętnie odbierał prawo bliskim do „bycia sobą”. Z reguły człowiek obok nie był wart wystarczająco, a właściwie nie był wart nic i musiał każdego dnia na nowo zasłużyć sobie w jego oczach na to, aby „stać się”. Przez całe swoje życie wyznawał kult cielesnego piękna i siły. Za w pełni wartościowych uznawał tylko tych ludzi, którzy byli w stanie ciężko fizycznie pracować i byli całkowicie sprawni, niezależni. Nie tolerował słabości, gardził ułomnościami i defektami.
Gdy przyszła starość i choroba nowotworowa, zadomowił się na stałe w jego życiu bardzo silny lęk – na początku przed utratą samodzielności i zależnością, potem jeszcze większy przed śmiercią. Czy bał się tego, że śmierć jest końcem? Nie, w to że nie jest nigdy nie wątpił. Nie sadzę też, że można to przypisać jakiemuś świadomemu rachunkowi sumienia, gdyż jego zachowanie nie uległo zmianie ani o jotę. Nigdy też nie miał sobie nic do zarzucenia. Do końca szczerze uważał się za „porządnego i dobrego człowieka”.
A mimo to nocami nie sypiał i – chociaż do końca życia zachował pełną świadomość i nie miał stwierdzonych przerzutów nowotworu do mózgu – zaczął miewać z jednej strony przerażające apokaliptyczne wizje z najazdami hord demonów, z drugiej miewał objawienia Matki Boskiej oferującej mu jakąś pomoc. Były na tyle realne, że nakazał wybudowanie okazałego ołtarza pod domem ustawionego według jej instrukcji.
Kiedy leżał w szpitalu w ostatniej fazie choroby, obudził mnie którejś nocy głośny dźwięk stuknięcia w szybę, jakby ktoś w nią z dużą siłą uderzył pięścią. Wiedziałam, że właśnie umarł. Za chwilę zadzwonił telefon z potwierdzeniem tej wiadomości.
Kilka dni później nad ranem poczułam jego obecność. Nie widziałam go, tylko czułam i miałam świadomość, że jest lekko z tyłu za mną, przy głowie po lewej stronie. Usłyszałam w głowie jak zwraca się do mnie z pretensją: „Jesteś leniwa”. „Po to przyszedłeś?” - pomyślałam.
Dodam, że każdy w jego obecności był leniem, każdy musiał się krzątać, nie wolno było na chwilę usiąść – trzeba było zasłużyć na wikt. Nie uznawał też pracy umysłowej za pracę.
Wtedy w jednej chwili doznałam gwałtownego przypływu emocji, poczułam jak ogromnie to jest niesprawiedliwe i napastliwe – jakże typowe dla niego zachowanie. Nic się nie zmieniło. To dziwne, ale nie było miejsca na odrobinę fałszu w tej komunikacji, ani na krygowanie się. W jednej chwili wszystko wezbrało we mnie i wypaliło w jego stronę głośnym i stanowczym ”Spierdalaj”. Nigdy wcześniej nie odważyłabym się tak do niego zwrócić.
Odszedł. Nie wrócił już.
Ale w domu rodzinnym musiał minąć co najmniej rok od jego śmierci, żeby babcia mogła spokojnie przenocować w swoim łóżku. Jej tak szybko nie odpuścił.
W końcu odszedł, ale żeby zasypać te wszystkie deficyty, zagoić te wszystkie rany i krzywdy, żeby zatrzymać to, co wprawił w ruch jeden człowiek, wielu będzie musiało się natrudzić. Tak jest ze złem i tak jest z dobrem, że siewcy już nie ma, a fala dalej się rozchodzi. Można ją albo wzmocnić albo wygasić.
[dane do wiad. FN]
From: [...]
Sent: Sunday, April 25, 2021 6:51 AM
To: NAUTILUS HD
Subject: Znani o nieznanym - Kirk Douglas
Witam !
Kolejny film z serii "Znani o nieznanym " - Kirk Douglas opowiada o kilkukrotnym uniknięciu śmierci oraz o podejściu do życia i swoich przemyśleniach !
https://vimeo.com/541118484
Pozdrawiam
[...]