Witam serdecznie Nautilusa. Moją przystań : ) Chciałbym przedstawić Wam moje historie, związane z życiem po życiu. Na wstępie przestrzegam, że mimo iż podam pewne przykłady dowodów, takowych niestety nie posiadam. Ale historie te w moim mniemaniu nie brzmią jakoś nadzwyczaj SF, żeby potrzebowały namacalnych dowodów.
No i może parę słów o mnie. Mam na imię [...], mam w tej chwili 30 lat, cudownego syna, który mi się przyśnił (wygląda dokładnie jak we śnie) i świetną żonę. : ) Na Nautilusa trafiłem przypadkiem, odsłuchując w pracy audycje z archiwum nautilusa na YT i już zostałem : )
Ale do rzeczy...
O duchu starszej Pani
Wszystko zaczęło się w okolicach roku 2005, latem. Wróciłem z ojcem z wakacji w Górach Sowich, z miejscowości Rzeczka. Ojciec na co dzień pracował w Warszawie i przyjeżdżał do nas tylko w weekendy. Gdy zostaliśmy z mamą sam na sam stwierdziła, że w domu dzieje się coś dziwnego. Stukają w kuchni szklanki, raz się zdarzyło, że w nocy otworzyły się same drzwi do drugiego przedpokoju. Pamiętam, że nieźle mnie wtedy nastraszyła i chyba szybko się zorientowała, bo za chwile uspokoiła mnie, że te stuki, to zapewne od remontu bloku naprzeciwko, a drzwi po prostu nie domknęła ot co. Dla mnie było to wystarczające wytłumaczenie. Do momentu, kiedy to podczas oglądania z mamą telewizji w jej pokoju, usłyszeliśmy brzdęki szklanek z kuchni. Nie pamiętam dokładnie szczegółów, ale poszliśmy sprawdzić co się dzieje i oczywiście nic nie było widać. Stuki powtarzały się co jakiś czas, a ja byłem coraz bardziej zaniepokojony. Drzwi od drugiego przedpokoju otworzyły się mamie jeszcze kilka razy. Opowiadała też o bardzo realnym śnie, w którym leżała w łóżku, a nad nią stała postać mężczyzny (chyba). Krzyczała do niego czego od niej chce, ale nie odpowiadał i się przebudziła, wtedy też kontem oka zobaczyła poruszający się cień po firankach. Ale najlepsze, dopiero przed nami. W końcu i mnie bezpośrednio dotknęła pewna sytuacja (a raczej dwie). Otóż po zrobieniu sobie herbaty, poszedłem do pokoju. Kubek pełen herbaty, a w nim łyżka. Odstawiłem kubek na biurko i w tym samym momencie coś jakby pyknęło w kontakcie nad moim łóżkiem.
Jako, nadgorliwy szczeniak, odszczeknąłem się pod nosem „a spie...” po czym odwróciłem się w stronę biurka. W tym momencie, łyżka w kubku po prostu zatańczyła. Odbiła się od jednego rogu do drugiego i z powrotem. Od razu wykazałem skruchę i przeprosiłem. A jako, że pochodzę z katolickiej rodziny, pomodliłem się za tą duszę.
Minął jakiś czas, ojciec był wtedy na weekend w domu. Mieliśmy jechać w trójkę na zakupy do marketu. Naszykowaliśmy się, a ojciec wrócił się tylko by zostawić telefon do ładowania. Na zakupach oczywiście nic specjalnego się nie wydarzyło. Wróciliśmy do domu. Ojciec poprosił mnie, bym sprawdził czy może telefon już się naładował. Wziąłem telefon do ręki i zrobiłem coś, czego nie jestem w stanie wyjaśnić, bo nigdy nie miałem w zwyczaju by grzebać komuś w telefonie. Tym razem było inaczej. Wszedłem w galerie zdjęć, a tam dwie fotografie z tamtego dnia,
starszej kobiety w niebieskim fartuchu kuchennym (takim w kwiatki), jedno zrobione w kuchni, drugie natomiast w przedpokoju jak siedzi na taborecie, którego tam nie było! Na fotografiach nie było widać głowy, jakby po trosze znikała od szyi w górę. Pokazałem te zdjęcia mamie i ojcu. Jak się później okazało ojciec zdjęcia usunął z telefonu. A ja wraz z mamą od tamtego momentu, co dziennie modliliśmy się za tą kobietę. Widocznie tego potrzebowała, bo wszystkie rzeczy, które się u nas działy, ustały.
Dusza mojej mamy
W 2015 roku po ciężkiej chorobie zmarła moja mama. Mieszkaliśmy już wtedy w innym miejscu, ale również w Łodzi. Traf chciał, że tego samego dnia byłem u mamy w szpitalu przed pracą. Wróciłem jeszcze na chwilkę do domu po coś do jedzenia i pojechałem do pracy.
Jak się okazało telefon zostawiłem w domu. Po powrocie, zaskoczyło mnie, że mały, szklany żyrandol w przedpokoju pękł na pół, jedna części wisiała, druga leżała na podłodze, wtedy jakoś w ogóle o tym nie myślałem, co i dlaczego... Następnie w telefonie zobaczyłem całą masę nieodebranych połączeń od siostry i jakiś obcych numerów. Oddzwoniłem do siostry i okazało się, że mama zmarła. Tamtej nocy i w kilka kolejnych spałem u siostry. Musiałem w międzyczasie zorganizować sobie przeprowadzkę do innego mieszkania do wynajęcia, gdyż to było zbyt kosztowne na mnie samego. Mój ówczesny dobry przyjaciel, miał do wynajęcia kawalerkę za dogodną cenę. To też tam się przeprowadziłem. Większość rzeczy przenieśliśmy pierwszego dnia, wtedy też mogłem już spać w nowej lokalizacji. Nic nie zapowiadało, że wydarzy się coś bardzo dziwnego. Nad ranem chwile przed przebudzeniem, jakbym znalazł się w nowym mieszkaniu, w którym nie było absolutnie nic, prócz mnie i ścian. Po chwili jakby obraz zbliżył się do jednej ze ścian i w głowie usłyszałem „Konradku, uważaj na zawory” po czym się obudziłem, a raczej zerwałem ze snu. Po przebudzeniu, od razu zaskoczyło mnie, że drzwi od szafy, są otwarte na oścież. Pamiętałem, że była zamknięta. Zerknąłem na telefon, by zobaczyć która jest godzina.
Miałem nieodebrany telefon od właścicielki poprzedniego mieszkania. Po oddzwonieniu, usłyszałem, że muszę jak najszybciej jechać pod poprzedni adres zamieszkania, bo „prawdopodobnie pękł jakiś zawór”. Aż zaniemówiłem jak to usłyszałem, jeszcze użyła konkretnie słowa ZAWÓR. Na miejscu okazało się, że faktycznie zalewam sąsiadów, gdyż zawór od węża dochodzącego do spłuczki toaletowej się rozszczelnił (chyba to była wina uszczelki).
Na nowym miejscu zamieszkania z początku często miałem wrażenie, że czuje obecność mamy.
Jakbym nie był tam sam. Aż do momentu, w którym miesiąc później odbyła się druga msza, za moją mamę. Pamiętam, że po powrocie do domu poczułem pustkę i pomyślałem, że odeszła.
Kilka miesięcy później śniła mi się moja mama, jak siedziała ze mną w kuchni i jakbym był u niej w odwiedziny. Na koniec dodam jeszcze, że około 2-3 tygodnie przed śmiercią mamy, śniło mi się bardzo wyraźnie jak wypada mi ząb. Niby przesąd, ale się sprawdziło...
W moim życiu co jakiś czas pojawiają się niezwykłe epizody. Od deja vu, przez prorocze sny, aż po telepatię, czy przypadkowe zdjęcie zrobione UFO, które pojawiło się na łamach serwisu Nautilus (zdjęcie ptaków na gałęziach, a w tle obiekt : ) ).
Jeżeli będą Państwo zainteresowani, bardzo chętnie opiszę jeszcze swoje historie z innych „dziedzin” życia. Szczególnie ciekawa jest ta związana z medytacja i telepatycznymi możliwościami jakie otwiera.
Dziękuje, że jesteście i robicie kawał, konkretnej, rzetelnej roboty.
From: [...]
Sent: Monday, August 31, 2020 11:34 PM
To: Fundacja NAUTILUS
Subject: Kolejny "mocny sen"
Dobry Wieczór.
w nocy z soboty na niedzielę 29/30 sierpnia miałem kolejny "mocny sen".
Był krótki ale bardzo intensywny, gdy przebudziłam się w nocy już wiedziałem co robić"
1. Zanotuj go inaczej będziesz długo o nim myślał i nie będziesz mógł zasnąć.
2. Jak go nie zanotujesz - rano nie będziesz pamiętał szczegółów.
Sen jak zwykle był dziwny, do dziś nie miałem odwagi go napisać ale przeczytałem o panu z Bydgoszczy i może się gdzieś coś ocierać z treścią tam zawartą.
Do rzeczy:
- W tym śnie moja mama mówiła o cudownej potrawie, która uzdrawia. Tą potrawą był Rosół!
W śnie pamiętam jak pytałem mamy, co rosół, a co w nim takiego cudownego?
- Bo to musi być specjalnie przygotowany rosół. Jego nazwa to bulion Teresy Oktarowińskiej, rosół z baraniny.
W tym śnie byłem zdziwiony bo pierwszy raz coś takiego o tym słyszałem. A moja mama w śnie mówi:
- O popatrz, nawet w telewizji mówią o jego właściwościach leczniczych.
Gdy spojrzałem w TV to tam jakiś mężczyzna mówił o tym bulionie i nagle jakby "zobaczył mnie, w sensie, że ja oglądam TV i powiedział do mnie, że
tu nie chodzi o sam rosół, tylko o potrawę, że ona wpływa pozytywnie na krew [i tutaj padło najmocniejsze zdanie]
"To krew każe nam tyle żreć"
Pamiętam, że z tymi słowami wiąże się niewerbalny sens tego, że jedząc określone potrawy zmienia nam się skład krwi i to co mamy we krwi potem wpływa bezpośrednio na nasze zdrowie i choroby.
Piszę tego maila, bo dziwnym zbiegiem okoliczności akurat dziś ukazał się artykuł o Panu z Bydgoszczy i jego zaleceniach aby nie jeść mięsa
(nie wymienił baraniny - może to przypadek)
a zaraz na drugim miejscu jest zakaz przyjmowania leków krwiotwórczych.. znów przypadek i związek z krwią...
PS. W załączniku zdjęcie ekranu telefonu - mojego drugiego, gdzie zanotowałem sen w SMSie, który miał przyjść jak już się wyśpię :) w niedzielę o godz. 12:00
------------------------------
pozdrawiam
[...]
From: [...]
Sent: Saturday, June 12, 2021 4:59 PM
To: nautilus
Subject: Dziwny sen...
Witam,
Ostatnio przez 2 miesiące bardzo intensywnie pracuje na "uruchomieniem" zdolności jasnowidzenia itp. pracuje już kilka lat z energiami ale teraz studiuje Pana Jackowskiego i próbuję uruchomić to o czym on mówi.
Wczoraj miałem dziwna sytuację. Podczas przerwy w pracy, gdy byłem skupiony na jedzeniu, pojawila się w mojej głowie dziwna myśl. Obraz, przez dosłownie sekundę. Nie będę tego dokładnie opisywał ale nie ma to dla mnie sensu.
Chciałem skupić na tym co się działo wczoraj ale w nocy gdy już smacznie spałem.
Obserwowałem kilka scen. Strasznych jak z horroru. Jakąś masakrę. Nie bałem się, nic nie czułem po prostu obserwowałem tak jak by nad tym wszystkim.Nie było to w Polsce, jakiś inny kraj.
Widziałem jakieś ważne wydarzenie, może jakiś mecz ale jak by na hali sportowej, może koszykówka? Bardzo dużo ludzi dorosłych jak i dzieci. Coś ważnego się tam odbywało. Nagle zobaczyłem że wszyscy są pokrwawieni. Ktoś zaatakował. Nie wiem kto i co. Widziałem tak jak by ludzi z dziurami po kulach. Dziecko z wbitym nożem. Jakąś tragedia. Ciężko mi było na to patrzeć, nic nie mogłem zrobić. Duże zamieszanie. Widziałem jeszcze jakiegoś policjanta albo osobę ochraniającą, mężczyzna, który kogoś przygniatała ciałem i ostatkiem sił bronił. Dostawał ciągle dużo ciosów, strzałów, nie wiem. Ciągle był atakowany i kogoś bronił. Zastanowiło mnie to że powinno być tam taaak głośno a ja nic a nic nie słyszałem. Niemy film.
Obudziłem się bez żadnych emocji. Jak by nigdy nic. Zazwyczaj jak mam koszmarny sen to pobudka wygląda inaczej a tu zupełnie coś innego. Uważam że może coś w tym być. Pisze ponieważ poczułem taka potrzebę żeby się tym z kimś podzielić.
Mam nadzieję że to zostanie to tylko strasznym snem...
Pozdrawiam
[...]
Szanowna Redakcjo,
Opublikowaliście już kilka moich historii, za co jestem Wam bardzo wdzięczna. Jestem medium i czasami przydarza mi się coś niezwykłego. Jak to zwykle bywa, takie rzeczy dzieją się zupełnie niespodziewanie i w momentach, które nawet na to nie wskazują. Mieszkam w jednym ze śląskich miast, w dzielnicy zabytkowej. Niedaleko mojego domu jest naturalny skwerek. Rośnie na nim trawa, drzewa, jest kilka alejek. Z lewej strony skweru, dokładnie kanałem - pod skwerek wpływa rzeczka.
Wypływa z drugiej strony ulicy i dalej płynie już naturalnym nurtem. Jakiś czas temu, trochę z powodu straty kilku członków rodziny (towarzyszył mojej rodzinie okropny smutek i tęsknota) kupiliśmy szczeniaka. Piesek ma już teraz prawie rok i oczywiście codziennie wieczorem (zwykle między 22, a 23 wieczorem) chodzi ze mną na spacery, a bardzo często na rzeczony skwerek. Muszę dodać, że z jednej strony skwerku biegnie boczna ulica, która jest dobrze oświetlona latarniami, natomiast z drugiej strony biegnie ulica główna, na której latarni prawie nie ma. Do tego wszystkiego z tej drugiej strony (gdzie wypływa rzeczka) jest też wiadukt kolejowy, szeroka połać trawy (od chodnika do wiaduktu) i mnóstwo drzew.
Często widuje się tutaj lisy, a nawet czasami dziki, choć nie jest to środek lasu. Pierwsza "część" mojej przygody miała miejsce w listopadzie. Było około 22.30. Idąc z psem po chodniku, po stronie gdzie wypływa rzeczka miałam okazję zobaczyć, jak nagle gasną wszystkie latarnie. I dokładnie, zgasły z obydwu stron skweru. Oczywiście, nie ma w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że zrobiło się całkowicie cicho. Nie jechało ani jedno auto, nie jechał pociąg, nie szedł nikt, poza mną i psem. Będąc z psem, mniej więcej w połowie długości skweru, zobaczyłam bardzo jasne światło.
Miało formę kuli i unosiło się nad rzeczką. Odbicie tej kuli było widać w wodzie. Nauczona życiem oraz pełna sceptycyzmu stwierdziłam, że zgasły latarnie, to ktoś się posiłkuje latarką halogenową. Jednak, jakie było moje zdziwienie, gdy kula się zanurzyła w wodzie, jednocześnie gasnąc, a dosłownie sekundę później wróciły "normalne dźwięki" na zewnątrz i zapaliły się wszystkie latarnie.
Mój pies był całkowicie cicho i stał nastroszony, jakby na coś się czaił. Można powiedzieć, że uciekałam w podskokach z tego miejsca. Nie chodziłam na skwerek przez około tydzień, udając się z moich czworonożnym przyjacielem na spacer w przeciwnym kierunku. Po tygodniu poszłam i wszystko było tak, jak zawsze, aż do ostatniej niedzieli.... I tutaj zaczyna się druga "część" tej dziwnej historii. O tej samej godzinie, co w listopadzie znalazłam się na skwerku. Tym razem było podobnie, jak ostatnio, tyle że lampy paliły się z jednej strony skweru, a po tej, co wpływa rzeczka były zgaszone. Kompletna ciemność, więc nawet nie przechodziłam na drugą stronę.
Podobnie jak ostatnio lampy zgasły też po mojej stronie i zrobiło się cicho. Dosłownie mój pies tak się zaparł na łapach, że nie chciał iść, cały się trząsł, a dodam że wyrósł z niego już ok. 30-kilogramowy, odważny doberman, z którym nie strach chodzić samemu. Po chwili zaczął wiać wiatr, a od strony ciemnego skweru zaczął dobywać się głos kobiety. Najbardziej dziwne jest to, że to był głos tej samej kobiety, tylko podwojony. Tak jakby ktoś postawił dwie te same osoby obok siebie. Słychać było jakieś niezrozumiałe słowa i jakby łkanie, lub płacz. Podkreślam, że absolutnie nie były to odgłosy żadnej imprezy, ani młodych ludzi. Głos dochodził mniej więcej od strony wpływającej rzeczki. I teraz najdziwniejsze- po kilku sekundach powtórzyło się to samo. Bardzo podobna sekwencja łkania, płakania i wypowiadania niezrozumiałych słów.
Dodatkowo, gdy ciągnęłam psa (inaczej się nie dało, a trochę się nasiłowałam z nim) w stronę domu, to głos nie zanikał, a był słyszalny tak samo dobrze i niósł się z wiatrem. Przyznam szczerze, że mąż prawie wziął mnie za wariatkę, gdy wystraszona weszłam do domu. Uwierzyła tylko córka i mam nadzieję, że uwierzą mi również Państwo. Szukałam w internecie, czy w tym miejscu ktoś nie zaginął, lub nie został zabity, jednak nic nie znalazłam. Czy mają Państwo pomysł, co to może być? Wymyka się to nawet mojej miedialnej naturze i naprawdę tego typu historie przydarzają mi się rzadko. Również bardzo się cieszę, że można tutaj pozostać anonimowym i może choć część osób nie bierze, takich jak ja za wariatów. Pozdrawiam redakcję i czytających, moje dane proszę zanonimizować.
[...]