Sen o wielkiej fali tsunami i... artykuł w serwisie FN.
Szanowna Redakcjo FN,
Niezmiernie się cieszę, że jesteście i robicie to, co robicie. Dzięki Wam mogę poczytać o różnych tematach, które mnie nie tylko interesują, ale również czasami dotyczą.
Od kiedy śledzę Waszą pracę zastanawiałam się, czy podzielić się z Wami kilkoma „wydarzeniami” z mojego życia. Nigdy o nich nie rozmawiałam publicznie, a jedynie z kilkoma osobami w rodzinie lub w gronie najbliższych przyjaciół. Wiadomo, że pewne „przypadki” nie są wytłumaczalne w racjonalny sposób i lepiej zachować milczenie niż skazać się na niezrozumienie bądź śmieszność.
Do tej pory opisałam Wam przypadek UFO nad moim miastem, ale on dotyczył bezpośrednio mojego męża nie mnie. Tym razem jednak chcę z siebie coś wydusić. Nie wiem czy to kiedykolwiek wykorzystacie, czy w ogóle Was to zainteresuje, ale chcę wreszcie komuś postronnemu opisać co mnie spotkało. A Wy wydajecie się Jedynymi, którzy mogą podejść do tego ze zrozumieniem.
Na początek – co mnie skłoniło nagle do napisania? Otóż sen i artykuł w FN.
Są sny i … sny. Zdecydowana ich większość przychodzi i odchodzi. Zapominamy o nich. Nie są jakieś szczególne, zbyt wyraźne.
Ale raz na jakiś czas trafia się ten szczególny, inny, niezwykle wyraźny i taki dotykający wręcz ciała lub duszy. Wówczas wiem, że jestem, że czuję, nie śnię i wiem, że nie potrwa zbyt długo dlatego rozglądam się, by jak najwięcej zobaczyć. Jedne są miłe, inne niespokojne.
Ten był przerażający. Z 6 na 7 maja tego roku (2018 - przyp. FN) znalazłam się w drewnianym domu nad morzem. Wiedziałam, że jestem na Florydzie. W pewnej chwili dotarło do mnie, że zbliża się potężne tsunami i jedyna ucieczka to dojechanie do bardzo odległego cmentarza na jakieś wyżynie. Nigdy na Florydzie nie byłam wiem tylko o niej to, że jest tam ciepło i zdarzają się huragany ( no i chyba jest dość płaska).
Mąż powiedział, że zabieramy najważniejsze rzeczy oraz naszą kotkę i uciekamy. Właśnie kończyłam w pośpiechu pakowanie (wszystko widziałam dokładnie, nawet napis na czarnym laptopie, którego chwyciłam – zastanawiałam się po co to robię, ale pomyślałam że może gdzieś będzie zasięg i będzie możliwość jego użycia). Gdy skończyłam pakowanie zgasło światło. Pomyślałam, że jest już blisko. Wówczas mąż powiedział: Już jest za późno, nie mamy szans na ucieczkę. To co zrobimy? Zapytałam. Musimy to przyjąć, może jakimś cudem to przeżyjemy powiedział głosem mocno zrezygnowanym. Wzięłam na ręce ukochaną kotkę - bo jeśli mamy zginąć to razem. Czy chcę zobaczyć tę falę? Pomyślałam. Tak. Wyszłam przed dom i się odwróciłam w kierunku morza.
I tego momentu snu nigdy nie zapomnę. Nawet teraz czuję duży niepokój. Zobaczyłam potężną ciemną falę, której wysokość była tak ogromna, że nie jestem w stanie jej określić, ale z pewnością powyżej 60 m. Zbliżała się z niezwykłą prędkością. Wielka ściana masy wody. Krzyknęłam: Jezu! I zdążyłam jeszcze poprosić Boga o lekką śmierć dla mnie, męża i kotki bo wiedziałam, że to koniec. I sen się urwał.
Przez cały następny dzień byłam poruszona ponieważ strach ze snu pozostał. Serce mi szybciej biło i byłam niespokojna. Poszukałam nawet w internecie, czy gdzieś kiedyś coś takiego się już stało ale były jedynie jakieś wzmianki sprzed 10 tyś lat. Dwa dni później czyli 8 maja jeszcze o tym myślałam, ale już mniej. Miałam wolną chwilę i włączyłam stronę FN. A tam na pierwszej stronie zobaczyłam obraz fali ze snu z informacją o nowej rosyjskiej broni która może spowodować tsunami sięgającego nawet 100 m. Szybko artykuł otworzyłam i z bijącym sercem przeczytałam. Ostatnie słowo artykułu mnie zmroziło. Może ono dosięgnąć Florydę!
Nie wiem kiedy ten artykuł został publikowany, bo wcześniej był długi weekend i nie wchodziłam na stronę FN od 27 kwietnia do 7 maja. Wcześniej nic o tym nie czytałam i nie widziałam tego artykułu. Większość osób pewnie powie, że się czymś zasugerowałam bądź widziałam ten artykuł. Ja wiem że nie. Ale wszystkie niewytłumaczalne przeżycia są subiektywne i mocno osobiste. Mam tylko nadzieję, iż nigdy nie nadejdzie chwila, gdy ludzkość będzie musiała się zmierzyć z takim żywiołem. Ten strach i bezradność czuję do dziś i myślę, że już nigdy go nie zapomnę.
[...]
Gorąco pozdrawiam Redakcję FN oraz wszystkich załogantów Nautilusa
[dane do wiad. FN]