Witam, Na początku chciałabym serdecznie pozdrowić całą Załogę Nautilusa i podziękować za ogrom świetnej pracy, którą wykonujecie (i mam nadzieję nigdy nie przestaniecie wykonywać! ;) ). Chciałabym podzielić się historią, która przytrafiła mi się w nocy z 15-go na 16-go czerwca 2018. Jest ona dla mnie swego rodzaju dowodem na to, że duchy (czy cokolwiek miałam okazję wtedy zobaczyć) nie są widziane jedynie przez wzrok, ale również przez inny nieokreślony zmysł.
Otóż około godziny 1 paląc papierosa w oknie obserwowałam kota idącego przez plac zabaw. Nagle zwierzak zatrzymał się i jakby przyglądał się czemuś w miejscu gdzie ja niczego nie widziałam. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, kociak poszedł dalej niewzruszony.
Nagle zauważyłam cień poruszający się dokładnie z miejsca w którym wcześniej zatrzymał się kot. Początkowo myślałam że to cień jakiejś muchy która przeleciała w poblizu latarni, ale cień przybrał ksztalt sylwetki człowieka. "Przeszedł" w kierunku zjeżdżalni i zniknął za drzewami.
Po chwili zaświeciła się latarnia w miejscu do którego szedł cień. (Latarnia która zapala się gdy wykryje ruch). Dodam że panowała absolutna cisza i jestem pewna że nikogo tam nie było. Najdziwniejszy był dla mnie fakt że widziałam zarys sylwetki niezwykle wyraźnie, a nie miałam na sobie okularów bez których mój zakres wyraźnego widzenia kończy się na odległości mniej więcej 2 metrów a mieszkam na 4 piętrze. Od tego zdarzenia minął już ponad miesiąc, a zaszokowanie tym doświadczeniem nadal mnie nie opuszcza.
Na tym zakończę, bo mam świadomość, że otrzymujecie Państwo wiele wiadomości. Jeszcze raz serdecznie pozdrawiam! ;)
[dane do wiad. FN]