[...] Witam. Chciałbym opisać jak mój kot się pożegnał. Mój ulubiony rudzielec niestety musiał zostać uśpiony w związku z powikłaniami po potrąceniu przez samochód. Leczenie nie rokowało nadziei, a utrzymywanie go przy życiu (i cierpieniu) nie miało sensu. Zawiozłem go do weterynarza po ostatni zastrzyk i tu zaczyna się niewyjaśnione.
Wróciłem z martwym kotem, wyjąłem klatkę z samochodu i szykowałem się żeby go zakopać w ogrodzie. Gdy wszedłem do kuchni, to zauważyłem "pstrykanie" zapalników do gazu i to na wszystkich palnikach.
Zawołałem żonę i spytałem czy wie co się dzieje w kuchni? A ona na to: Niem wiem, to się stało jak przyjechałeś i dodała, że to pewnie kot się z nami żegna. Powiedziałem głośno coś w stylu "Już dobrze Rudy, uspokój się" i wtedy "pstrykanie" zrobiło się coraz słabsze, aż całkiem ustało. Dla mnie to wydarzenie jest ostatecznym dowodem, że zwierzęta mają duszę.
P.S.
Miałem podobne doświadczenie wcześniej z innym kotem, tylko że wtedy po śmierci kotka zaczęła mi mrugać żarówką (niepodłączoną do prądu)