Ktoś szarpie za kurtkę w krytycznym momencie... - oto kolejny dowód na istnienie "niewidzialnej ochrony".
Witam zacznę od tego że całe zdarzenie miało miejsce jak jeszcze chodziłem do szkoły około bodajże w 2005 roku (miałem 17 lat). Nie czytałem jeszcze wtedy Nautilusa czy tym podobnych stron, wierzyłem jednak (i nadal wierzę) w Boga i prowadziłem z nim zwykłe rozmowy, nie jakieś wyklepane na pamięć modły. Bo religijny nigdy nie byłem, interesuje się religiami świata i uważam że Bóg to nie to samo co religie które tworzyli ludzie, z często egoistycznych pobudek. Ale do rzeczy.
Szedłem do szkoły, dochodząc do przejścia dla pieszych miałem czerwone światło więc zatrzymałem się, po chwili zapaliło mi się zielone więc dałem krok do przodu - dochodząc tym samym do krawędzi jezdni. Już miałem wejść na jezdnię jak nagle poczułem realne szarpnięcie za lewą szlufkę plecaka. Pomyślałem że to kolega stał za mną i robi sobie żarty, odwracam się uśmiechnięty żeby się przywitać. Za mną nie było nikogo, tylko jakaś starsza pani wychodziła zza rogu, aż mi się zrobiło głupio bo zdałem sobie sprawę że uśmiecham się sam do siebie z otwartą buzią by powiedzieć "cześć".
Trwało to może ze dwie sekundy (w każdym bądź razie chwile), odwracam się ponownie chcą wejść na ulicę, zerknąłem jeszcze raz na sygnalizator - a tu paliło się czerwone światło (a nie zielone) a z lewej strony przejeżdżał samochód. Gdyby nie to szarpnięcie wszedłbym pod koła samochodu. Co raczej nie skończyłoby się zbyt dobrze. A zielone światło zapaliło mi się pare sekund później.
Pozdrawiam
Michał
Ps. opisałem wtedy to zdarzenie na jakimś forum i później też na onecie. Jak zwykle część osób wierzyła a część nie.. Nie piszę tego by kogoś przekonać , nie potrzebuje by ktoś w to mi uwierzył, ja wiem co wtedy poczułem i nie był to przypadek ani "wydawało mu się".