Proście, a będzie Wam dane...
Witam, Własnie przeczytałem artykuł "naukowcy na tropie Boga", otóż w swoim życiu miałem zdarzenie ktore odebrałem własnie jako idealną ilustracje wysłuchanej modlitwy. Działo się to prawie przed 2 laty, była to bodajże niedziela, jechałem z okolic Gorzowa wlkp do Berlina gdyż za mniej więcej 2,5 h miałem lot, przed lotem musiałem jeszcze oddać na lotnisku wypożyczony samochód. Bardzo zależało mi żeby się nie spóźnić i polecieć bo dwa dni później o 8 rano miałem zacząc nowa pracę a nieobecność spowodowała by nie podpisanie umowy co najmniej w ciągu miesiąca lub wcale.
Pech chciał ze przejeżdzałem przez Kostrzyn i frankfurt nad Odra a tego dnia kończył się przystanek Woodstock, dorogi zupełnie zapchane wracającymi tłumami, główna droga do miasta została zupełnie zamknięta a wszystkie samochody na rondzie cofane z powrotem w kierunku z którego nadjeżdzały. Brak jakiegokolwiek objazdu.
Proszę sobie wyobrazić moje zdenerwowanie, stracilem 40 minut w korku żeby nie dojechac do Kostrzyna z którego miałem conajmniej jeszcze godzinę drogi do Berlina. Pierwszą moją reakcją bylo oczywiście wielkie zdenerwowanie i wyklinanie w duchu braku organizacji. Zaczepiłem policjanta bo wszedzie było pełno Policji i zapytałem jak jechac na Berlin, otrzymałem odpowiedz że najlepiej w tym momencie przez Szczecin bo droga jest nieprzejezdna, przez Szczecin?! to dodtakowe 2-3h!
Nie pozostało mi nic tylko w duchu się modlić, pomóż mi Boże bo nie zdąrze a musze polecieć tym samolotem!
Szczęsliwy traf a może jakaś podświadoma sugestia, jadąc z powrotem po wydostanie się z korku pojechałem za kilkoma autami przez las i kierowani przez lokalnych mieszkańców dojechalismy do Kostrzyna, miałem już mało czasu ale przekroczyłem most na Odrze i udało mi się przedostac w kierunku Berlina.
Cudem zdążyłem na samolot w ostatnim momencie.
Proś a będzie Ci dane.