Procesja duchów.
Witam, chciałam podzielić sie z wami historią, która przytrafiła mi się kilka lat temu. Sprawa jak dla mnie nie ma logicznego wytłumaczenia wiec zaliczam ją do spraw zjawisk niewyjaśnionych. Otóż w mojej wsi znajduje się kościół parafialny, a co za tym idzie, niestety cmentarz, który położony jest na końcu wsi i licząc na oko leży on około 60 metrów od kościoła, w którym to odprawiane są pogrzeby, gdzie po mszy kondukty żałobne główną drogą wiejską z kościoła wędrują na ów cmentarz. Parafia powstała tuż przed wojną a zły los chciał że cmentarz jest widoczny z kuchennego okna mojego rodzinnego domu, gdzie z siostrami jako dzieci 1 listopada wypatrywałyśmy jaki jest oświetlony.
Od mamy już jako małe dziecko słyszałam, że tą drogą prowadzącą ze cmentarza do kościoła o 12 w nocy, w dzień wszystkich świętych idzie procesja duchów. Działało to na moją wyobraźnie, ale nigdy nie starczyło mi odwagi zaczaic się gdzieś aby podejrzeć czy to prawda. Poza tym uważałam, że jeżeli rzeczywiście taka sytuacja ma miejsce to i tak duchy są niewidoczne gołym okiem. Podsumowując- istnieje na wsi kawałek drogi, która w moim umyśle była naznaczona jako "trasa procesji duchów".
Rzecz działa sie w drugiej połowie sierpnia 2010 roku, kiedy miałam już 20 lat. Wracałam ostatnim wieczornym pociągiem z pracy razem ze swoim ojcem. Ze stacji do domu mamy 3 km, gdyż stacja PKP znajduje się w sąsiedniej wsi. Niestety przed wjazdem do naszej wsi jest ten cmentarz i trzeba jechać drogą, która jest symboliczną "trasą procesji duchów". Traktowałam to jako mit aż do tego dnia.
Jechaliśmy z tatą samochodem. On kierował, ja siedziałam obok. Minęliśmy cmentarz. Nagle, ale dokładnie nie potrafię określić, choć wydaje mi się, że z odległości kilkunastu metrów zauważyłam grupę idących ludzi (ubranych i wyglądających zwyczajnie, kobiety i mężczyzn, w średnim wieku, dodam, że było ciemno, widziałam tylko niektóre osoby). Było ich około 30, szli poboczem, musieliśmy ich minąć. Ja od razu skumałam że coś jest nie tak. Od razu spojrzałam na zegarek. Cztery minuty po dwunastej w nocy.
Spojrzeliśmy się na siebie z ojcem z wybałuszonymi oczami. Ja byłam zaskoczona i szukałam racjonalnej odpowiedzi. Na jego twarzy widziałam strach. Kiedy przejeżdżaliśmy obok tych "ludzi" patrzyłam na nich, oni patrzyli na mnie ( nie wszyscy tylko kilka "osób" które szły z brzegu "procesji"). Co dziwne procesja szła w stronę kościoła będąc już jakieś 20 metrów od cmentarza. Nie muszę już chyba zaznaczać że to była ta słynna "trasa procesji duchów"'.
Kiedy przejechaliśmy bałam się oglądać za siebie czy jeszcze tam są. Szybko wbiegłam do domu wykrzykując wszystkim co się stało. Ojciec nie chciał poruszać tematu, dawał mi wymijające odpowiedzi. Ja również szukałam racjonalnego wytłumaczenia ale nie istnieje tak na prawdę nic co by mogło zlikwidować niepewność. Jeżeli to byli zwykli ludzie na pewno nie szliby do mojej miejscowości, bo gdzie? Nie ma tam żadnych miejsc publicznych tylko prywatne domy. Dalej: dokąd by szli, jeżeli z mojej miejscowości do następnej jest 7 km?
Poza tym dziś mam 26 lat a nigdy nie widziałam na mojej lub okolicznych wsiach idącej około 30 osobowej grupy ludzi ( wiadomo oprócz pogrzebów, procesji bożego ciała itp).
Należy zaznaczyć że to była "trasa procesji duchów", północ, procesja ludzi.... Przypadek?
Pozdrawiam, Monika.