Moja opowieść - podobna do przeczytanej dziś - o śmierci, o motylu i o zwierzętach
Miałam kotkę, było to zwierzę adoptowane, półdzikie. Po jakimś czasie kotka pokochała nas bezgranicznie, my ją zresztą też. Była bardzo kontaktowa. Po kilku latach zachorowała, okazało się, że to rak. Kiedy była już w bardzo ciężkim stanie zdecydowaliśmy się na eutanazję. Nie byłam w stanie pojechać do weterynarza aby tego dokonać, byłam zbyt emocjonalnie związana, więc poprosiłam o to innych członków rodziny.
W tym dniu wychodząc do pracy pożegnałam się z kotką. Kiedy została już uśpiona (wiedziałam dokładnie kiedy, ponieważ zadzwonił do mnie weterynarz) zalałam się łzami z rozpaczy, żalu i tęsknoty. Wracałam wówczas samochodem z pracy i całą drogę płakałam. Kiedy wróciłam do domu (nie pamiętam już czy to był ten sam dzień czy kolejny) stanęłam na ganku domu. Obok rósł krzew róży. W pewnej chwili przyleciał duży, bordowy motyl (było to wprawdzie lato), usiadł na róży obok mnie, na wprost mojej twarzy i machał skrzydłami. Byłam wówczas na tysiąc procent pewna, że to moja ukochana kotka daje mi znak, że żegna się ze mną. Uczucie tej pewności było niezwykle silne. Nadal wierzę, że to była ona.
Druga historia dotyczy psa, i też niestety śmieci.
Po ciężkich przeżyciach związanych z odejściem kota, zdecydowaliśmy się na psa. Oczywiście chcieliśmy poprawić los jakiemuś biedakowi, więc zdecydowaliśmy się na adopcję młodego psa po ciężkich przejściach. Był to pies bity, zamykany sam w ciemnym pomieszczeniu, widać że sporo wycierpiał. Wymagał dużo serca, pracy i wytrwałości. Po kilku tygodniach pobytu u nas, kiedy już zaczął się oswajać stało się nieszczęście. Kiedy wyjeżdżałam z garażu pies wbiegł pod samochód i niestety, w wyniku wewnętrznych obrażeń, mimo natychmiastowej pomocy weterynarza, zmarł.
Płakałam, wręcz rozpaczałam po tym wypadku przez długi czas. W zasadzie to zalewałam się łzami. I wówczas, pewno wieczoru, kiedy już zasypiałam usłyszałam, że pies, ten właśnie pies, zaszczekał koło mojego łóżka (na pewno nie był to dźwięk z zewnątrz, tv, ani innego zwierzęcia). To był jego głos, i był jakby zły.
Zerwałam się, ale oczywiście nikogo nie było w pokoju. Podświadomie odebrałam przekaz, że to co się stało, to tak właśnie miało być, że mam już skończyć z tą rozpaczą, przestać płakać i wziąć innego psa. Co też zrobiłam. Teraz już wiem bo czytałam u was, że za zmarłymi nie wolno wylewać łez, bo ciężko im przejść na drugą stronę.
Jako podsumowanie dodam, że często mam uczucie, kiedy np. leżę w łóżku i czytam książkę, że moi nie żyjący już przyjaciele przychodzą do mnie, że mimo że ich nie widzę to oni ze mną leżą tak jak dawnej, zwinięci w kłębek.
Piękne historie - idealnie pasujące do naszego XXI PIĘTRA. Natychmiast oczywiście trafiają do naszego ARCHIWUM FN. Absolutnie ma Pani rację prawie we wszystkim - nasi "bracia mniejsi" mają dusze jak my, cierpią jak my, kochają jak my, tylko to ostatnie... trochę bardziej.
I absolutnie ma Pani rację w tym, że nie należy "zbytnio płakać" po odejściu ukochanych istot, o czym także pisaliśmy sporo i pisać będziemy. W jednym punkcie wydaje nam się, że prawda może być "lekko inna". Mamy bardzo osobiste doświadczenia z pojawianiem się motyla - historia kiedyś może zostanie opisana na łamach FN, ale... wiele wskazuje na to, że motyl w tej historii dokładnie to znaczył co Pani podejrzewa, ale był to znak nie tyle od tego stworzonka które przeszło do krainy światła, ale... potężnej istoty, która chciała w ten sposób Pani przekazać znak w sprawie tego kotka. Niby prawie to samo, ale jednak jest mała różnica.
I oczywiście pięknie dziękujemy za wszystkie przesłane nam historie.