Mam na imie Aneta. Mieszkam w pewnej malej wsi. Od lat interesuje sie zjawiskami paranormalnymi, UFO, kosmosem itp... Kiedy mialam ok. piec lat poszlam z moim bratem i kuzynem, ktory wtedy u nas byl, do sklepu... Nie poszlismy droga glowna lecz polną. Kiedy przechodzilismy obok sadu pewnego panstwa zamieszkalych w mojej miejscowosci zobaczylam rosnace tam kwiaty.
Nie wiedzialam wtedy jeszcze ze jest to sad; myslalam ze jest to zwykly maly lasek. Krzyknelam do brata ze zerwe te kwiaty i dam mamie i wtedy uslyszalam pewiem bardzo wyrazny glos... Nie pochodzil z jakiegos konkretnego miejsca; byl wszedzie! Słyszałam go bardzo wyraznie. Głos ten nalezal do jakiejs dziewczyny. Powiedziala mi,że nie moge zerwac tych kwiatów poniewaz zasadzila je ona dla swojego ojca.
Na poczatku nie przestraszylam sie jej, ale po pewnym czasie zaczelam o tym myslec. Nie powiedzialam o tym nikomu. Kiedy, po dlugim, czasie zapytalam sie mojego brata czy to pamięta odparl, ze nie i ze na pewno sobie cos wymyslilam...Niedawno zwierzylam sie z tego mojej babci, a ona powiedziala mi ze kiedys mieszkal tam pewien pan ktory mial corke...W zwiazku z tym zwracam sie do Państwa z pytaniem: Czy mogło to być naprawde jakies spotkanie z duchem, czy tez moze mogl byc to tylko glupi kawal? Jednak przypominam, ze ten glos nie wydobywal sie z zadnego konkretnego miejsca, tylko byl wszedzie wokol mnie!
Od FN
Jest wielce prawdopodobne, że był to głos nieżyjącej fizycznie córki byłego właściciela ogrodu.