To marzenie bliskie ludziom od tysięcy lat – zatrzymać proces starzenia i być wiecznie młodą, nieśmiertelną istotą ludzką. Czy możliwe, że wśród nas są nieśmiertelni?
Nasza współczesna kultura opiera się na ciągłym poszukiwaniu piękna, dążeniu do piękna. Młodość, młody wygląd, sprawność fizyczna, aktywny tryb życia jest nierozerwalnie połączony z młodością, która jest najbardziej pożądaną cechą. Starość jest wstydliwie skrywana, a jeśli nawet pojawia się w reklamach, to jest to „młodzieńcza starość”. Ludzie w zaawansowanym wieku wydają się być spragnieni młodości, co ukrywa tak naprawdę owo pragnienie uczynienia się nieśmiertelnym. Ludzie z zainteresowaniem słuchają opowieści Fundacji o tym, że człowiek posiada nieśmiertelną duszę, ale taka nieśmiertelność wydaje się ich mało interesować. Świat tak mocno osadzony w materii pragnie właśnie nieśmiertelności materialnej, cielesnej. Warto odnotować, że pierwszym skojarzeniem po usłyszeniu hasła „nieśmiertelność” dla wielu osób jest właśnie nieśmiertelność ciała. Warto sobie zadać pytanie: czy jest możliwe bycie nieśmiertelnym? Czy to możliwe, że na Ziemi żyją ludzie, którzy mają kilkaset, a może kilka tysięcy lat? Te pytania tylko pozornie wydają się absurdalne.
Wybitny historyk Arnold Toynbee zauważył, że „przyznanie bogom nieśmiertelności przez ludzi jest jednym z wyrazów odczucia, iż śmierć jest niewłaściwym i niegodnym przeznaczeniem człowieka”. Przez stulecia liczni mędrcy i szarlatani obiecywali cielesne życie wieczne.
Dla chrześcijan i mahometan świat jest bytem realnym, do którego jesteśmy cieleśnie przywiązani. Religie monoteistyczne przewidują wprawdzie następny żywot w nagrodę za godziwe życie ziemskie, ale ma on być jednak życiem duchowym.
Jednak kojarzenie życia wiecznego z cielesnością występowało od zarania cywilizacji: w kulturze egipskiej z ciał preparowano mumie, by ich dusze żyły tak długo, jak długo będą trwać mumie. Według hebrajskiej Biblii niezwykle długie życie mieli potomkowie Adama, a rekord długowieczności pobił Matuzalem (969 lat), syn Henocha, który żył „w przyjaźni z Bogiem, a następnie znikł, bo zabrał go Bóg”. W tych tajemniczych słowach Księgi Rodzaju badacze upatrują, że Bóg niektórych ludzi wyłącza spod ogólnego prawa śmierci.
Jezus obwieścił, że przezwyciężył śmierć i zmartwychwstał cieleśnie. Nie był zatem tylko eterycznym duchem, o czym przekonał się niewierny Tomasz dotykając śladów po cielesnych ranach Zbawiciela. „Kto wierzy w Syna, ma życie wieczne; kto zaś nie wierzy Synowi, nie ujrzy życia”, podaje w Ewangelii św. Jan. Jednakże chrześcijaństwo od czasów św. Augustyna skupiało się na nieśmiertelności duszy, a nie mdłego, nieważnego ciała. Memento mori przenikało epoki historyczne aż do baroku.
W początkach XVII w. objawiło się dziwne bractwo różokrzyża – wykwit chrześcijaństwa ezoterycznego, czyli dostępnego tylko dla wtajemniczonych. Głosiło ono, że istnieje od początków ludzkości i ma związek z prawiedzą tajemną m.in. starożytnego Egiptu. W 1614w niemieckim Kassel ukazała się książka zawierająca m.in. tajemnicze dziełko: „Fama Fraternitatis” (Głos Bractwa) i następne, będące manifestami wiary różokrzyżowców. Z tekstów wynikało, że założyciel bractwa Christian Rosenkreutz (Chrześcijanin Róży Krzyża) podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej w XIV w., studiując w Damaszku, Egipcie i Fezie tajne księgi, zrozumiał istotę świata. Był to rodzaj objawienia i zrozumienia doskonałej formy makro- i mikrokosmosu, w tym transfiguracji osobowości do nieśmiertelności.
Po powrocie do Niemiec Christian utworzył stowarzyszenie trzech braci, którym w domu Ducha Świętego przekazał swą wiedzę, język magiczny, sztukę uzdrawiania ludzi. Po pewnym czasie Rosenkreutz wysłał ich w świat z tajną misją. Sześć reguł nakazywało wysłannikom m.in. dostosować się do kraju, w którym działali, używać pieczęci R.C., bezpłatnie uzdrawiać chorych, raz w roku wracać do siedziby Ducha Świętego, na 100 lat zachować w tajemnicy istnienie bractwa oraz wyznaczyć następców.
Sam Rosenkreutz zdawał się być poza czasem, pomimo pozornej śmierci. Zgodnie z napisem nad kaplicą różokrzyżowego domu Ducha Świętego, dokładnie po 120 latach (od chwili jego śmierci), podczas przebudowy otwarto jego grobowiec. Wedle tekstu „Famy” przy kolistym ołtarzu znaleziono nietknięte zwłoki założyciela bractwa różokrzyża z pergaminową księgą w dłoni. Wokół narysowane były symbole i tajemnicze figury.
Wedle tejże księgi Rosenkreutz, zwany przez różokrzyżowców Ojcem, miał poznać sekrety Nieba, Ziemi, Ludzkości, stając się strażnikiem królewskiego skarbu Arabii i Afryki, budowniczym miniaturowego modelu kosmosu oraz profetykiem (wieszczem i jasnowidzem), który zapisał wszelkie wydarzenia, w tym przyszłe. Księga w końcowym zdaniu przyrównywała zasługi Ojca Rosenkreutza do ziarna zasianego w sercu Jezusa.
Dowiedziawszy się tych prawd, bracia zamknęli grobowiec i znów rozproszyli się po świecie. Dość skomplikowana doktryna różanego krzyża zakładała i zakłada przemianę ludzi do nieśmiertelności. Wpływ różokrzyża na ludzi był ogromny, choć pozornie niewidoczny.
Wiele osobistości – jak kardynał de Richelieu, Johann Wolfgang Goethe niepogodzony ze starzeniem się i śmiercią, szukający w „Fauście” i życiu nieśmiertelności, czy założyciele Stanów Zjednoczonych Franklin i Jefferson – związanych było z bractwem różokrzyża. Wcieleniem Rosenkreutza, noszącym tytuł imperatora, miał być sir Francis Bacon (1561–1626), angielski lord kanclerz, mąż stanu, twórca „Kolegium niewidzialnego” i dzieła o Nowej Atlantydzie.
Z biegiem lat różokrzyżowcy na ziemi podzielili się całkiem ziemsko, ale ich wiara w przemianę do nieśmiertelności jest wspólna. Jan van Rijckenborgh, założyciel Lectorium Rosicrucianum, współczesnej kontynuacji ruchu różokrzyżowców, pisze, że szkoła duchowa różokrzyża zdąża do przekształcenia osobowości na „człowieka niebiańskiego”, a ukoronowaniem tej drogi jest osiągnięcie nieśmiertelności.
Po tajemniczych słowach i księgach przyszedł czas na postaci – i to w epoce Rozumu i Światła. Marzenia o nieśmiertelności uosabiają najwyraźniej postacie XVIII-wiecznych hrabiów: Alessandro Cagliostra (Józef Balsamo) i Saint Germaina. Hrabia Cagliostro podawał się za urodzonego w dwa wieki po potopie i zapewniał, że wie, jak dożyć 5557 lat. Recepta przetrwała, kuracja ma trwać tylko 40 dni. Nie bierzemy odpowiedzialności za skutek, skoro sam Józef Balsamo zmarł w więzieniu jako szarlatan w 1795 r.
Natomiast Saint Germain na dworze Ludwika XV w przytomności pani Pompadour, księżnych, markiz, kawalerów i uczonych twierdził, że rozmawiał z Mojżeszem. Że w Niniwie przebywał na dworze króla asyryjskiego Sardanapala w IX w. p.n.e. i że cudem wydostał się z oblężonej Niniwy, podczas gdy Sardanapal wraz z pałacem spalił się. Saint Germain opowiadał o tych zdarzeniach tak sugestywnie i pewnie, jakby był ich uczestnikiem; a mówił na przykład o osobistościach sprzed 2000 i więcej lat! Ale także o bliższych czasach: o królowej Marii Stuart, o Małgorzacie de Valois, o nocy św. Bartłomieja w 1573 r. Współcześni twierdzili, że nie złapano go nigdy na kłamstwie – a były to czasy sceptycznego Rozumu!
Szkopuł w tym, że nie wiemy, kiedy i gdzie ów tajemniczy hrabia się urodził, w jaki sposób znalazł się w Londynie, a potem w Wiedniu na dworze cesarza i w Paryżu na dworze Ludwika XV. Ponoć przewidział rewolucję 1789 r., ścięcie Marii Antoniny i epokę napoleońską, po czym znikł. Madame d’Adhemar zobaczyła nieoczekiwanie hrabiego 16 października 1793 r., gdy ścięta głowa królowej toczyła się do kosza; nie postarzał się zupełnie.
Wierzyć relacji madame czy nie? Czy nieśmiertelny hrabia zrodził się w nudzących się główkach dworskich niewiast? Postać cudownego człowieka przewija się także w innych przekazach: w listach Fryderyka II Pruskiego, Woltera, ministra brytyjskiego Horacego Walpole’a, w pamiętnikach Casanovy. Hrabia Saint Germain podobno brał udział w powstaniu Stanów Zjednoczonych; hrabiego uważano za różokrzyżowca i masona, co zapewne nie mijało się z prawdą. Dokonywał ponoć rzeczy niezwykłych: tajemniczą herbatką miał uleczyć rodzinę carską, a potem całą armię rosyjską i ludność Hesji. Eliksir wręczony madame de Geoffrin miał sprawić, że potem przez 25 lat sprawiała wrażenie osoby 25-letniej. Sądzono, że znalazł receptę na długowieczność, a nawet nieśmiertelność. Bez wątpienia był znakomitym alchemikiem, któremu Ludwik XV udostępnił w Chambord laboratorium. Chwalił się, że zna wschodnie techniki przedłużania życia. W aktach kościoła parafialnego w Eckenforde zapisano jednak, że zmarł na zamku Hessen-Kassel 27 lutego 1784 r.
Nie znikł jednak zupełnie, a przynajmniej pozostał w świadomości, pozostawiając po sobie przypisywaną mu „Złotą Księgę”. Niedawno wydano ją w Polsce. Jej konstatacje nie różnią się od sposobów stosowanych w psychoanalizie! Obecnie wieczny hrabia ma żyć pod postacią Marka L. Propheta w Stanach Zjednoczonych, tworząc bractwo strażników płomienia, „by kontynuować publikowanie Nauk Wniebowstąpionych Mistrzów”. Mistrz Prophet (po polsku Prorok) twierdzi, że nieśmiertelny hrabia kontaktując się z duszami światłości na całym świecie usiłuje zapobiec III wojnie światowej, złowieszczym przepowiedniom Nostradama, objawieniom fatimskim i Apokalipsie.
Najbardziej jednak zadziwiające w tej historii było spotkanie Saint Germaina w 1779 r. z doktorem Franzem Mesmerem. Podobno w Berlinie na dworze księżniczki Amalii Pruskiej hrabia przekazał doktorowi tajemnice dotyczące naszej podświadomości. Otworzyło to drogę nie tylko mesmerowskiej hipnozie, ale naukowej psychologii i freudyzmowi. Oszalały od cierpień psychicznych świat od końca XIX w. mógł się wreszcie leczyć z nerwic, blednic, migren, depresji, kompulsji, uzależnień, psychoz i innych dolegliwości – przez słowa oddziałujące na podświadomość.
Temat nieśmiertelności jest ciągle aktualny. W Stanach Zjednoczonych Leonard Orr dowodził, że „śmierć jest bezużytecznym przyzwyczajeniem, złym nawykiem”. Podróżnik i badacz, odmładzający się bezustannie od 1961 r., podczas wędrówek po Indiach odnalazł ponoć joginów żyjących co najmniej 300 lat; niektórzy przyznawali się nawet do wieku 2 tys. lat.
Jednakże długowieczność, a może i nieśmiertelność wymagają wielu poświęceń: jogini izolują się od wibracji śmierci wydzielanych ponoć przez ludzkie ciała, żyją naodludziu, w jaskiniach. Leonard Orr zalecał więc tzw. rebirthing, tworząc w 1974 r.
Ruch Świadomego, Energetyzującego Oddychania i uwolnienie się od wszelkich urazów, jakich nie szczędzi nam dzieciństwo i życie. Receptą jest duchowe oczyszczenie się w prawdzie, miłości i prostocie oraz nietłumienie emocji i uczuć. Orr domagał się też legalizacji transfiguracji: dematerializacji i ponownej materializacji ciała fizycznego.
Jego przekonania pokrywają się ze słowami tajemniczych osobników Charlesa P. Browna, Bernadeane Sittser i Jamesa R. Strole’a, którzy zapewniają na mityngach i w książce wydanej w 1990 r., że „Każdy może żyć wiecznie”. Sami mają być tego dowodem. Kluczem do nieśmiertelności wedle CBJ, czyli nowych nieśmiertelnych, ma być uznanie boskości za własną, gdyż Bóg dał nam cielesną nieśmiertelność. „W rzeczywistości nie ma żadnego życia poza ciałem” – sądzi nieśmiertelna Bernadeane. „Inne wymiary, zaświaty, tak naprawdę w ogóle nie istnieją. Są jedynie tworem myślącego ciała... Kiedy człowiek zbudzi się ku fizycznej nieśmiertelności, nie chce już żadnego innego życia”. Aby jednak podtrzymać wymianę międzykomórkową, gwarantującą nieśmiertelność, potrzebna jest organizacja wieczystych i taką CBJ stworzyli: Eternal Flame Foundation, Fundacja Wiecznego Płomienia w Scottsdale w Arizonie. Wysokości składek nie znamy.
Kwestię nieśmiertelności rozważa się jednak nie tylko w księgach paranauki i mistyki. Niemiecki publicysta naukowy Ernst Meckelburg na podstawie własnych przemyśleń i dowodów, a głównie analizy amerykańskiego programu Death and Dying (Śmierć i umieranie) z 1992 r. zapewnia nas także, że „jesteśmy nieśmiertelni” jako „zaprogramowany na wieczność biokomputer”, a „świadomość jest katapultą do hiperświata”. Przytacza na to wiele dowodów. Andrzej Szyszko Bohusz, w 1996 r. profesor AWF w Krakowie, przekonany jest (nieco intuicyjnie – jak napisał we wstępie) do „substancji świadomości nie podlegającej zmianom” i „nieśmiertelności genetycznej” osobników o wspólnej genezie.
Teza ta pasowałaby do przekonań Carla Gustava Junga, który odkrył istnienie archetypu nieświadomości zbiorowej. W podświadomości mamy zachowane wspólne przeżycia, traumy, zachowania z przeszłości. Czy to też jest element naszej nieśmiertelności?
Ludziom trudno pogodzić się nie tylko z własną śmiercią, ale i wielkich tego świata. Elvisa Presleya, pomimo aktu zgonu, pogrzebu i wystawienia grobowca, jego fani widzieli nieraz: twierdzą, że żyje, ukrywa się. Niczym przed pół tysiącem lat: w 1444 r. wielu Europejczyków nie wierzyło, że Władysław, król niemal połowy ówczesnego świata chrześcijan, zginął pod Warną. Natomiast wierzono powszechnie, że ukrywał się ze wstydu za złamanie traktatu z Turkami i za poniesioną klęskę. Całkiem niedawno Zbigniew Święch podał, że król Polski i Węgier żyje jako ciało astralne, gdyż jego wawelski sarkofag „oddycha”.
Nieśmiertelność dusz albo istnienie transcendentalnych bytów pojawia się w przytłaczającej większości religii świata i w wielu systemach filozoficznych. Nawet w neokonfucjanizmie jest to przeistaczanie się niepewnego umysłu, wahającego się między dobrem a złem, w doskonały Umysł Niebiański. Warunkiem tego są małe kroki w medytacji albo objawienie. W taoizmie kontemplacja ma służyć przekroczeniu granic egzystencji:
„wykradzenia tajemnic Niebios i Ziemi”, by wyczytać z niej sekret życia i osiągnąć nieśmiertelność. Obietnicę raju zna każdy chrześcijanin. Wszystkie dążenia do nieśmiertelności wymagają, jak się okazuje, ogromnej pracy nad sobą bądź przestrzegania 10 przykazań, modlitwy, wyrzeczeń – jak w judeochrześcijaństwie, bądź głębokiej medytacji – jak w religiach Wschodu. A tego leniwym ludziom na ogół się nie chce.