Prezentujemy historię opisaną przez czytelnika serwisu. Tuż przed wypadkiem usłyszał głos. Właśnie przeczytałem artykuł: "W momentach zagrożenia życia słychać głos… niczym głos dobrego Anioła!" i przypomniała mi się pewna historia. Przydarzyło mi się to kilka lat temu, gdy jechaliśmy 1 listopada na grób mojej (wtedy) niedawno zmarłej babci. Droga była długa, bo mieszkaliśmy przy granicy z Czechami a rodzinne miasto babci leżało nad morzem. Jadąc krajową drogą, gdzieś w połowie trasy zmorzył mnie sen. Pogoda była nieprzyjemna. Mgła nie upiększała widoków podczas jazdy i było zimno. Chciałem się przespać i obudzić już na miejscu. Próbowałem zasnąć, ale pasy mi w tym przeszkadzały. Pomyślałem: "ok, tylko na chwilę je odepnę, zdrzemnę się, nic się nie stanie, droga spokojna". Jechaliśmy powoli, więc niczego się nie obawiając odpiąłem pas. Zamknąłem oczy i momentalnie usłyszałem dziwny głos jakby wewnątrz siebie. Ciężko mi to opisać. Powiedział takim spokojnym, ale stanowczym głosem: "zapnij pasy!". I momentalnie jak zahipnotyzowany zapiąłem się z powrotem! To dziwne doznanie skutecznie mnie rozbudziło a jakieś 10 sekund później wzięliśmy udział w karambolu!!! Uderzyliśmy jako ostatni samochód w tira. Skasowało nam połowę samochodu a zderzak tira zatrzymał się mojemu ojcu dosłownie przed oczami! To był cud, że przeżyliśmy. Wszak, na prawdę jechaliśmy powoli! Zapewne wypadku dałoby się unikną, gdyby kierowca tira... ale to już nie na temat. Pozdrawiam całą załogę bardzo serdecznie!