Cześć załogo! Wiecie już, że jestem medium, więc może Wam się przyda mój wpis z mojej strony (nie chodzi o reklamowanie mojej strony więc jej adresu nie podaję, ale mam nadzieję, poruszy to kogoś. Pozdrawiam.
Opiszę tutaj mój kontakt ze zmarłą ciotką "Dzidką" - tak na prawdę Józefą z Jastrzębia Zdroju. Dlatego, że jest to jeden z najłatwiejszych dla mnie (i może dla Ciebie) kontakt z duchami, a sprawił on, że w końcu moja (już nieżyjąca) matka miała okazję się przekonać, że widzę duchy. Tak moja mama była moim największym sceptykiem, jakiego poznałem. Ale po tym spotkaniu z duchem ciotki Dzidki już nie miała argumentów, by mi nie wierzyć. Przed swoją śmiercią stała się anty-sceptykiem :-)
Kim była Ciotka Dzidka? To Józefa Kloss z Jastrzębia-Zdroju. Przyjaciółka moich rodziców. Rok przed moimi urodzinami urodziła swoje drugie dziecko Damiana, a potem złapała wirusa/bakterię które zainfekowały jej kręgosłup i od tamtej pory Dzidka była inwalidką. Odkąd ją pamiętam była piękną kobietą, pełną wigoru, humoru i życia, choć wiele jej radości i czasu z życia zabrała choroba: na operacje kręgosłupa i poruszanie się tylko na wózku inwalidzkim. Przed tym, jak umarła nie widziałem się z nią około pięciu lat. Moja mama wówczas bardzo chorowała i spędzała czas pomiędzy operacjami w szpitalu, a rekonwalescencją w domu, w Żorach. Tęskniłem za spotkaniem z ciotką Dzidką, ale czas tak leci.... Umarła.
Tę noc kiedy umarła spędziłem w Boguchwałowicach w domku letniskowym znajomych. Nazajutrz miałem wyjechać do Raciborza z przyjacielem Mirkiem, który mnie gościł w Boguchwałowicach, w odwiedziny do przyjaciółki Bożeny, do Raciborza. Kiedy się budziłem, poczułem obecność ducha, dlatego postanowiłem utrzymać fazę przebudzania się, by utrzymać kontakt z duchem [w tej fazie: snu, półsnu, świadomego snu najlepiej mi jest połączyć się z duchem - omówię metodę dla chętnych spróbowania bycia medium w innym dziale].
Dostrzegam Ciotkę Dzidkę na tle nieba, która biegnie do mnie i uśmiecha się (to wszystko toczy się tak bardzo szybko, że nie nadążam - jak zawsze - rozumieć wszystkiego na raz) i krzyczy radośnie: "Marcinku ja już biegam i tańczę!!!! [dopiero teraz dociera do mnie, że przecież nigdy nie chodziła i musiała umrzeć, skoro ją tak widzę. Prosi mnie bym podziękował jej mężowi, że większość życia nosił ją na rękach, jak również jej syn. Potem powiadomiła mnie, że moja mama przeżyje jeszcze półtora roku i że ona ją przywita po Tamtej Stronie, abym się nie martwił. "Chwilę pogadaliśmy"[ta chwila to ułamki sekund, które ja rozumiem później] o jej przejściu na tamten świat i kilka jej rad dla mnie - bardzo osobistych, które wkrótce potem się ziściły. Kończąc kontakt ze mną powiedziała: Jedź do Bożeny, my się już pożegnaliśmy, zapomnij o moim pogrzebie, przecież biegam i frunę...
Wstałem zapłakany. Nie widziałem jej pięć lat, a teraz ona nie żyje. Tzn. żyje, właśnie ją widziałem, ale po drugiej stronie. Mirek - z którym miałem zaraz wsiąść do samochodu i udać się do Raciborza, usłyszawszy moją opowieść o kontakcie nocnym ze zmarłą właśnie ciotką Dzidką zapytał, czy nie chcę zrezygnować z wyjazdu i powiadomić rodzinę o tragedii. Odpowiedziałem: "nie, ciotka żyje już w DOMU, a moja sceptyczna do mnie rodzina i tak nie uwierzy, a jeszcze dziś dostanie telegram".
W drodze do Raciborza opowiedziałem o mojej ciotce Mirkowi i o tym wspaniałym kontakcie. Wkrótce zapomniałem o całym zdarzeniu. Medium tak mają, że widząc "zmarłych nadal żywymi" przechodzą nad tym do porządku dziennego, co nie znaczy, że nie tęsknią, albo że mają całodobowy dostęp do nich. Tak nie jest. W takcie wizyty u Bożeny w Raciborzu zadzwoniła moja komórka, to moja siostra Żaneta chciała mnie poinformować, że mamy pogrzeb w rodzinie. Zaskoczony spytałem: kto umarł? Odpowiedziała , ciotka Dzidka.
- Wiem!!! Była u mnie rano - odpowiedziałem - w tym momencie musiałem poprosić mojego przyjaciela, by opowiedział moją poranną relację> I to są te chwile w życiu medium, które nie tylko dodają radości z kontaktem ze zmarłymi, które dowodzą ich życia nadal, obok nas, w lepszym miejscu, ale także zmieniają życie sceptyków. Moja mama i siostra nie były już sceptyczne, a mama zmarała - jak powiedziała mi Ciotka Dzidka, półtora roku później. L. O. V. E. Marcin Kapral.
Mam nadzieję, że tak historia dała Wam odrobinę nowego, odrobinę nadziei. Ta historia jest jedną z setek podobnych, które zdarzyły się w moim życiu i z którymi chcę się z Wami podzielić.