[...] Szanowna Fundacjo, pewnie dostajecie Państwo mnóstwo takich maili, ale pomyślałam, że może opowiem moją historyjkę... Ponieważ mam kilkoro świadków, którzy mogą potwierdzić moje słowa, czasami przytaczam ją przy okazji dyskusji nt. intuicji. Opis będzie dość długi, bo dowodów na działanie przeczucia było kilka...
W sierpniu 2009 r. razem ze swoim chłopakiem wybierałam się na wakacje pod namiot. Marzyły mi się Góry Stołowe, które uwielbiam i było nam wszystko jedno, ile będzie trwała podróż, ale cały czas kołatało nam się obojgu "za daleko", więc w końcu uznaliśmy, że pojedziemy w Bieszczady (mieszkaliśmy wówczas na Lubelszczyźnie). Kupiliśmy więc bilety na nocny pociąg, zaplanowaliśmy mniej-więcej pobyt, spakowaliśmy się itd. Ostateczne plany zmieniliśmy w zasadzie w ostatniej chwili, bo stwierdziliśmy, że owszem, pojedziemy w te Bieszczady, ale do Soliny, gdzie jest mnóstwo ludzi (plan wcześniejszy zakładał, że będziemy łazić z plecakami gdzieś po szlakach, a nie po deptaku)...
Nie wiem dlaczego, ale w dniu wyjazdu w ogóle się tym nie ekscytowałam - powinnam była się cieszyć, bo były to nasze pierwsze wakacje tylko we dwoje, ale coraz mniej podobała mi się cała idea... ale uznałam, że nie będę marudzić i podzieliłam się tym tylko z mamą. Jednak kiedy wieczorem przyszedł do mnie chłopak, już z plecakiem (na dworzec odwoziła nas moja mama), powiedział, że nie jest przekonany do tego wyjazdu!
Zastanawialiśmy się więc, czy na pewno pojechać - nie był to strach, nie wiem, co czuł mój chłopak, bo nie było mnie w jego skórze, ale ja czułam po prostu niewytłumaczalny dyskomfort. Chcę zaznaczyć, że rok wcześniej byliśmy na podobnej wyprawie w większej grupie i wówczas czuliśmy się świetnie, a wakacje były udane, więc nie jest tak, że panikowaliśmy przed nieznanym. Ociągaliśmy się z wyjściem z domu, do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy nie zostać, ale w końcu stwierdziliśmy, że przecież "nie ma żadnego powodu, żeby nie jechać". Kiedy wsiedliśmy już do pociągu rozmawialiśmy jeszcze przez okno z moją mamą, która cały czas mówiła nam, że skoro czujemy że coś jest nie tak, to żebyśmy sobie dali spokój z całą wyprawą - w którymś momencie nawet ściągnęłam plecak z półki i uznałam, że wysiadam, ale zdrowy rozsądek mnie zatrzymał. Niewytłumaczalnie wybieraliśmy się na wakacje jak na kopanie rowów...
W każdym razie przez pierwsze trzy czy cztery dni było świetnie i żartowaliśmy, że bez sensu braliśmy się za czarnowidztwo i dobrze, że przyjechaliśmy... Chyba czwartej nocy chłopak zaczął strasznie wymiotować i miał gorączkę. Uznaliśmy, że na pewno się czymś zatruł i dość szybko mu przejdzie, ale rano nie dawała mi spokoju myśl, że to na pewno nie jest zatrucie - NIE WIEM dlaczego, ale kazałam mu podnieść prawą nogę, a kiedy go zabolało - stwierdziłam, że to na pewno wyrostek. Zaprowadziłam go do WOPRowców, oni zadzwonili po karetkę, chłopaka zabrano do szpitala w Lesku, jakieś cztery godziny później miał operację - ostre zapalenie wyrostka robaczkowego...
Koniec końców wszystko skończyło się dobrze, ale cała historia jest dla mnie dowodem na to, że intuicja naprawdę istnieje.
Chociaż zignorowaliśmy wszystkie złe przeczucia przed wyjazdem, to i tak:
1) Nie pojechaliśmy na drugi koniec Polski, tylko dość blisko domu, chociaż pierwotne plany były inne (powrót chłopaka ze szpitala był o wiele mniej męczący dla niego - podróż po naszych drogach ze świeżą raną pooperacyjną jest naprawdę okropna, a i tata mojego chłopaka mógł szybko przywieźć mu niezbędne rzeczy do szpitala).
2) Zamiast szlaków ostatecznie wybraliśmy typową miejscowość turystyczną, chociaż to w ogóle nie jest w naszym stylu i oboje najlepiej czujemy się z dala od tłumów. Dzięki temu pomoc była naprawdę szybko - nie wiem co by było, gdybyśmy np. nie mieli zasięgu gdzieś wysoko w górach...
3) Nigdy nie miałam nic wspólnego z zapaleniem wyrostka i nigdy mnie to nie interesowało, nie mam więc pojęcia, dlaczego przyszła mi do głowy akurat ta prawa noga, skoro wymioty i gorączka mogą oznaczać pewnie sto różnych chorób!
4) No i przede wszystkim - nie jest możliwe, że była to samospełniająca się przepowiednia - zapalenia wyrostka nie da się wywołać myślami...
Gdybyśmy posłuchali przeczuć i zostali w domu na pewno również dostałby tego ataku, ale wylądowałby w szpitalu kilometr od domu, a nie prawie trzysta...
Ot, taka historyjka, która dla wielu jest banalna, bo na pewno mnóstwo osób ma obawy przed jakimś wyjazdem, ale żadne z nas nigdy wcześniej i nigdy później nie miało takiego niewytłumaczalnego uczucia - nie był to zresztą strach, po prostu bez żadnego powodu nie chcieliśmy jechać! Na romantyczne, beztroskie wakacje we dwoje, w piękne polskie góry! Pojechaliśmy wbrew temu co czuliśmy. Teraz są to tylko wspominki i argument w rozmowach na temat szóstego zmysłu, ale jeśli kiedykolwiek będę miała podobne odczucia przed czymkolwiek - na pewno tego nie zignoruję.
Pozdrawiam całą Fundację,
[dane do wiadomości FN]