Witam serdecznie załogę Nautilusa! Chciałbym przedstawić kilka historii, które przydarzyły się mojej babcii oraz kilku innym członkom mojej rodziny, być może będą dla was ciekawe. Wydarzenia, o których napisze miały miejsce kilkadziesiąt i kilkanaście lat temu, ale są naprawdę ciekawe. Dowiedziałem się o nich dopiero dzisiaj, gdyż wcześniej z babcią nie poruszałem tematu zjawisk paranormalnych. Wszystkie zjawiska miały miejsce w małej wsi na Opolszczyźnie, w których osiedliła sie moja rodzina po ucieczce przed Ukraińcami.
Przechodząc do rzeczy zacznę od wydarzeń, które przydarzyły się osobiście mojej babci.
Wszystko zaczęło się dziać dokładnie 23 września 1959 roku w małej wsi na opolszczyźnie, tego właśnie dnia został zamordowany tata mojej babci, któremu zresztą też przydarzały się różne dziwne rzeczy, ale o tym później. W niecały rok po śmierci pradziadka dokładnie w święta wielkanocne, babcia przeżyła na swojej skórze pierwsze zjawisko. Ten dzień nie zapowiadał się jakoś szczególnie mimo świąt, rozpoczął się normalnie jak to na wsi od pracy, codziennych obowiązków. itp. Wszystko wydarzyło się wieczorem około godziny 23:00, wtedy moja babcia poszła na górę położyć się , kiedy już miała się kłaść się spać, spojrzała w okno i dostrzegła dziwną mgłę, która unosiła się dość nisko, z początku wyglądało to jak dym przy kompletnie bezchmurnym niebie, ale ta mgła zaczęła zbliżać się do jej okna coraz bliżej, aż w końcu wleciała przez okno, babcia przeraziła się tego i nie mogła się ruszyć, a wtedy mgła zaczęła przybierać kształt humanoidalny, kiedy to się stało zaczęła bardzo głośno krzyczeć z przerażenia, a wtedy mgła natychmiast znikła jakby rozwiała się w powietrzu.
Świadkiem podobnego zdarzenia była moja mama jakiś czas później, która jako nastolatka mieszkając jeszcze na wsi również przeżyła podobne zjawisko. Miejsce to miało również wieczorem kiedy poszła do piwnicy, gdy miała wychodzić w pomieszczeniu również pojawiła się mała mgła, z początku myślała że coś zaczyna się palić, ale mgła zaczęła osiągać większe kształy, a gdy zaczęła przybierać postać człowieka(?) natychmiast stamtąd uciekła. To zjawisko z mgłą było bardzo podobne do tego wcześniejszego, które przeżyła jej mama.
I to nie był koniec zjawisk paranormalnych, których była świadkiem moja babcia. Już zdecydowanie później po pierwszym wydarzeniu, bo dokładnie w 24 grudnia 1989 roku. Kiedy przygotowywała wigilię w domu nagle dwa krzesła przy stole zaczęły "same" się przewracać, jednak nie w tak gwałtowny sposób, tylko pomału i beż większego hałasu zaczęły się upadać oparciem do podłogi. Co ciekawe to zjawisko miało miejsce niedługo przed śmiercią jej męża.
Oprócz tego wcześniej w okresie lat 60-tych (nie pamięta już dokładnie w którym roku/latach) podczas snu była nękana przez jakąś niewidzialną istotę, która kładła się na jej klatce piersiowej i za każdym razem próbowała ją dusić, kiedy już nie mogła wytrzymać tego ciężaru to ona odchodziła i czuła jak to coś dość ciężkie i śliskie z niej schodzi.
Jeszcze powracając do pierwszego zdania, babcia opowiedziała mi co przydarzyło się jej tacie, który jako nastolatek mieszkał jeszcze wtedy na wsi w dzisiejszym obwodzie tarnopolskim.
Pierwsza rzecz, która mu się przytrafiła miała miejsce jeszcze przed II wojną światową, miał 17 lat i został jakiś czas wcześniej osierocony przez ojca. Tego dnia pracował do późna na wsi pomagając mamie, kiedy skończył było już późno i zawsze wracając lubił mieć pod ręką jakiś twardy kij :). Kiedy wracał pustą drogą zobaczył przed sobą dość dużego czarnego psa, który sięgał mu do pasa, szedł on w jego kierunku tak jakby prosto na niego, kiedy ten pies się zbliżał było słychać jakby strzelanie kości (lub podobny odgłos), pies cały czas szedł prosto, a pradziadek zszedł mu wkońcu zdrogi, a kiedy ten pies dalej szedł równą linią, to wtedy pradziadek szturchnął go kijem, a wtedy nagle zawiał dość silny wiatr, a kiedy momentalnie spojrzał wokół, to psa już nigdzie nie było.
Druga sytuacja z moim pradziadkiem jest też ciekawa. Również pracował do późna w gospodarstwie ze swoim kolegą, i nagle ujrzeli małe dziecko na oko może 8-letnie, klęczało ono w środku pola i przeraźliwie płakało, tak naprawdę nie wiadomo skąd w tym miejscu znalazło tak nagle. Pradziadek razem z kolegą podbiegł do niego by pomóc mu, próbowali do niego mówić, lecz on cały czas płakał, wtedy postanowili siłą go wyciągnąć z tego pola i zaprowadzić do wioski, ale mimo że mieli po 17 lat nie mogli ruszyć,.a kiedy ciągęli go z całej siły, to te dziecko zostawiało za sobą rowy, które robiło nogami. A kiedy ten mały złapał go za rękę poczuł tak ogromną siłę razem z kolegą uciekli jak stamtąd jak najszybciej.
Mój pradziadek na Ukrainie często obserwował też ducha kobiety, która była ubrana w strój słowiański. Opisywał ją jako zbłąkaną duszę, która była widoczna przy pobliskim kościele tylko późno wieczorem przy bezchmurnym niebie.
Jak opisywała mi babcia, mój pradziadek nigdy nie bał się takich rzeczy i nigdy też nie bał się o nich otwarcie mówić nawet jeśli go wyśmiewano (co było rzadkie, bo inni też mogli przeżywać podobne rzeczy). Sama jednak niechętnie wspomina tamte czasy kiedy jeszcze mieszkała na wsi, w ogóle z trudem udało mi się uzyskać pozwolenie na opublikowanie tych przeżyć, ale jednak się udało i jestem w 100% przekonany co do prawdziwości tych zajść.
Pozdrawiam