Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy... /Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
Pt, 22 cze 201805:51
| komentarze: brak czytany: 2607x
Witam serdecznie. Chciałbym się z Wami podzielić taką ciekawą sytuacją jakiej doświadczyłem. Ot drobiazg, ale to chyba jest kolejny dowód (no może dowodzik) na to, że przypadki nie istnieją i całe nasze życie jest realizacją jakiegoś planu. Otóż słuchałem na you tube audycji p. Krzysztofa Jackowskiego, w której opowiadał o p. Rymuszko i o tym jaki od Niego dostał przekaz (że śmierci nie ma, życie obecne jest nierealne a prawdziwy real jest dopiero po "tamtej stronie" -na pewno to znacie i jesteście z p. Jackowskim na bieżąco). Było dosyć późno pracowałem przy komputerze ze słuchawkami na uszach (słuchając jednocześnie różnych audycji) dzisiaj wyjątkowo ustawiłem na you tube autoodtwarzanie - zwykle tego nie robię. Kiedy p. Jackowski skończył automatycznie zaczął się odtwarzać następny materiał, nawet nie wiem co to było, ale facet zaczął od słów: "W Skaryszewie mówiłem o..." Poczułem powiew kosmosu na plecach, bo ja mieszkam w... Skaryszewie.
Pozdrawiam Fundację
[…]
From: […]
Sent: Thursday, May 16, 2019 9:58 PM
To: Fundacja Nautilus
Subject: już widzę, że nie ma przypadków + czy to medium?
Witam szanowny okręt, załogę i kapitana;-)
Już o paru rzeczach ze swojego życia Państwu napisałem, więc myślę, że zbędnym jest przypomnienie, że proszę o dyskrecję? (ale znowu przypomniałem;-)). Historie znowu są znane kilku osobom, które mogą się zorientować o co chodzi, więc to tylko do użytku wewnętrznego i wzajemnej konwersacji.
Dzisiaj mam do opowiedzenia trzy historie, bo im dłużej o tym myślę, tym bardziej zastanawiam się czy to mogło się potoczyć inaczej? Tak na marginesie to odkąd zmieniłem myślenie (i przestałem myśleć nad zakończeniem żywota własnego) dużo się zmieniło. Dużo. A we mnie bardzo dużo. Coraz bardziej mam wrażenie, że z każdym dniem mój rozwój duchowy ulega poprawie, mimo, że nie medytuję jeszcze. Ale do rzeczy. (Prosiłbym o komentarz do tych historii, ale nie ma pośpiechu, bo wiem, że macie Państwo dużo na głowie).
Historia nr 1
Odkąd zacząłem zmieniać swoje myślenie zacząłem inaczej postrzegać moje otoczenie i zastanawiać się jak nad przyszłymi wcieleniami i ogólnie nad światem. Wyczytałem u Państwa na pokładzie, że najbliżej prawdy (a może to od Państwa w mailu dostałem, mniejsza o to) jest religia buddyjska, aczkolwiek każda religia jest lepsza od nie wierzenia w nic, bo Bóg istnieje. To oczywiste.
W poniedziałek zacząłem nową pracę (teraz niektórzy mówią, że się zmieniłem na lepsze, bo mam nową pracę, ale prawda jest taka, że mam nową pracę, bo się ja sam zmieniłem. Bez tego nic by nie było). Obecnie mam tak ustalony czas, że 3 dni w tygodniu pracuję w Katowicach, a 2 w Warszawie. Pojechałem w poniedziałek do Katowic pociągiem, aby rozpocząć nową pracę. Z racji, że pociąg miał opóźnienie to zamiast szukać autobusu na dojazd do miejsca docelowego wybrałem taksówkę. W Katowicach pod galerią katowicką są przystanki autobusowe i według tablic informacyjnych również postoje taksówek. Poszedłem tam. Żadnej taksówki nie znalazłem. Wyszedłem więc na powierzchnię i szukałem na ulicach taxi. Znalazłem postój. Poszedłem tam. 3 kierowców stało i rozmawiało. Ja z tych trzech wybrałem jednego. Akurat palił papierosa, więc mówię, że niech dopali w spokoju, bo aż tak mi się nie spieszy. On szybko zgasił mówiąc, że on jest w pracy i ja nie mogę czekać. OK szanuję bardzo (spalił mniej niż połowę). Jadąc zaczeliśmy rozmawiać o różnych rzeczach. O tym, że jestem jego pierwszym tego dnia klientem, że to dobrze, bo ja zawsze przyciągam innych ludzi to będzie miał ruch dzisiaj i ogólnie o pierdołach. Potem o tym skąd jestem, że nie wyglądam na Warszawiaka, bo nie jestem jak pozostali, potem o uprzedzeniach i ogólnie o wielu rzeczach. No i werble. Nie pamiętam już jaki temat poruszyłem (bo jeszcze byłem zaspany po ciężkiej nocy, potem pociąg etc.), ale kierowca mówi, że on jest katolikiem, ale generalnie to praktykuje buddyzm! i generalnie jest on najbliższy prawdzie (sic!). Potem już rozmawialiśmy tylko na ten temat (miał też książkę na ten temat) Poprosiłem go o telefon. Jak będę w Katowicach to tylko z nim będę jeździł. Moje pytanie brzmi: Jak to możliwe, aby podczas zmiany postrzegania świata wybrać osobę, która okaże się akurat praktykująca ten stopień duchowości? Znaczy ja wiem, ale jak wszechświat nas ustawia, aby trafiać (wybierać dobrowolnie) takich ludzi? Teraz rozumiem co mówi pan Kapitan mówiąc, że czuje oddech wszechświata na plecach ja go poczułem tego dnia, swoją drogą 13 maja w kolejną rocznicę objawień Maryjnych (aż mam dreszcze jak o tym myślę). Według normalnego rozumowania to jest niedorzecznie niesamowite. Ale rozum mówi, że sobie tą celowość ubzdurałem.
Historia nr 2
Z pewną dziewczyną znam się od kilku lat. Za czasów studiów wydawała mi się dziwna, bo nie lubiła horrorów, dużo mówiła o duchach i ogólnie, że ma dziwne doświadczenia metafizyczne (ja byłem wtedy na etapie prymitywnym, ale nie destrukcyjnym jak ostatnio). Kiedyś jak zadzwoniłem to mówiła, że właśnie myślała o mnie, a po rozmowie, stwierdziła, że coś mnie musi dręczyć, chociaż tego nie okazywałem (a dużo mnie dręczyło). To było dziwne, ale znając temat z obecnej perspektywy zastanawiam się czy ona nie ma wyższej wibracji niż standardowa w Polsce? Ostatnio z nią rozmawiałem, mówiła, że z jakiegoś powodu została wegetarianką i znowu myślała o mnie przed moim telefonem. Mi to wygląda na medium? Ciekaw jestem interpretacji.
Historia nr 3 (ta z liczbami).
W tej historii chciałbym zapytać o kwestię numerologii, jakie jest tego podłoże i o czym to świadczy, bo nie ukrywam, że dzisiaj kolejny raz się uświadomiłem, ze mam coś wspólnego z liczbami... Mianowicie chodzi o to, że ciągle (przypadkiem) jestem zwiazany dziwnym sposobem z różnymi ciekawymi liczbami i zbiegami okoliczności. Pomijam fakt przeznaczenia, że urodziłem się 2 miesiące przed czasem i to akurat w święto policji, gdzie przepracowałem kilka ładnych lat (chociaż nie chciałem za młodu mieć nic wspólnego z policją), ale fakt, że miałem urodzić się we wrześniu ciągle gdzieś występował (9 numer w dzienniku przez okres od szkoły podstawowej aż do studiów, ostatnio się okazało, że w policji też gdzieś kadrowo mam przydzielony nr 9). Pewnie to przypadek, ale czy na pewno?. Mam też doskonałą pamięć do liczb (wszelkie piny i nr telefonów, kody do domofonów pamiętam nawet nie używając przez długi czas, nie mieszkając w danym miejscu kilka lat potrafię wejść kodem do domofonu). Ponadto często występuje dość sugestywna zbieżność liczb w różnych miejscach (koniec peselu mam symetryczny [powiedzmy 09890], numer dowodu wiąże się z częścią numeru konta w banku, dzisiaj na przykład dostałem kartę wejściową do nowej pracy i też numer tej karty jest symetryczny [powiedzmy 34543]. To powinien być przypadek, ale dość dużo jest tych numerycznych przypadków. Proszę mi powiedzieć co może powodować taki zbieg okoliczności? Do tej pory traktowałem to w formie ciekawostki, ale zaczynam się zastanawiać o co chodzi.
To chyba na dzisiaj koniec. Błagam o interpretację, ale nie taką jak ostatnio, że to każdy powinien sam zinterpretować;-)
Zaczyna mnie to zastanawiać.
Pozdrawiam wszystkich na pokładzie.
Krzysiek (ostatnio stały czytelnik i nawet można by rzec spammer;-)
From: […]
Sent: Wednesday, May 15, 2019 3:59 PM
To: FN
Subject: Historia + przeprosiny
Moi Drodzy
Ostatnio częściej do Was piszę. Chciałbym tego maila podzielić na dwie części.
Sprawa nr 1
Mam 34 lata. Urodziłem się w Chełmie (woj. lubelskie). Stamtąd pochodzi mój ojciec. Natomiast moja mama pochodzi z Sopotu. Po ślubie rodzice zamieszkali w Chełmie, ponieważ ojciec miał tam dom po rodzicach. Dzisiaj wszyscy mieszkamy w Trójmieście, ale historia, o której chcę napisać, miała miejsce jeszcze w czasie poprzedniego systemu. Moi rodzice przez dobrych kilka lat prowadzili sklep z ubraniami. Byliśmy ówcześnie jedną z najbogatszych rodzin (jeżeli nie najbogatszą) w mieście. Sukces finansowy moich rodziców wynikał z tego, że mieli ubrania, których nie miał nikt inny w mieście. Dzięki rodzinie mamy sprowadzaliśmy ubrania z Trójmiasta (marynarze, Baltona itd.) oraz z Berlina wschodniego (część rodziny mamy mieszka w Niemczech). Rodzice nigdy nie współpracowali ze służbami (wręcz przeciwnie - byli i są świadkami Jehowy i mieli z nimi sporo nieprzyjemności). Z drugiej strony panie urzędniczki zajmujące się paszportami w tamtym czasie bardzo chętnie przyjmowały ubrania z zagranicy, więc paszporty nie były takim problemem jak dla przeciętnych "Kowalskich". Nie opisuję tego, żeby się chwalić (po upadku komuny mieliśmy bardzo twarde lądowanie, po którym moi rodzice już się nie podnieśli). Piszę o tym, żeby nakreślić tło całej historii.
Oprócz wymienionych już źródeł, z których rodzice zamawiali towar byli także dostawcy - powiedzmy - lokalni. Taką firmę produkcyjną (zresztą bardzo dużą) prowadzili w Lublinie państwo[…]. I tutaj zaczyna się cała właściwa historia.
Pewnego razu mój ojciec pojechał do Lublina do […] zamówić towar. Podjechał pod bramę zakładu i okazało się, że był on zamknięty. Na teranie zakładu nie było nikogo a na bramie wisiał łańcuch z wielką kłódką. Zdziwiło to mojego ojca, ponieważ miało to miejsce w środku tygodnia. W tamtym czasie nie było telefonów komórkowych, a że z […] miał biznesowo bardzo dobre relacje, pojechał do nich do domu. Otworzyła mu Ewa. Na pytanie, dlaczego zakład jest zamknięty kobieta zamarła i cała blada powiedziała "Jurek pojechał się powiesić".
Mój ojciec był w ciężkim szoku. Ewa nie chciała dzwonić na policję, co w pierwszej chwili wydało się mojemu tacie podejrzane, natomiast zaprosiła go do środka na kawę chcąc mu coś opowiedzieć...
Jurek od lat widział "drugiego siebie". Widział go tylko on i często z nim rozmawiał, a czasami nawet kłócił. Drugi "on", od chwili ukazania się, towarzyszył mu przez cały czas. Wiem, o czym teraz myślicie - choroba psychiczna. Otóż nie. W tamtym czasie[..] byli niezwykle zamożnymi ludźmi. Nie jeździli tak jak wszyscy Syrenami, Fiatami 125p, Polonezami czy maluchami. Ewa miała sportowy samochód marki Pontiac a Jurek jeździł nowym Mercedesem. Mieli naprawdę duży zakład produkcyjny a towar sprzedawali w całej Polsce i za wschodnią granicę. Stać więc ich było na przeprowadzenie specjalistycznych badań psychiatrycznych w Szwajcarii. Badania nie wykazały u Jurka absolutnie żadnych zaburzeń. Jedyne co wyszło podczas badań to to, że ma niespotykanie wręcz wysoki iloraz inteligencji.
Ten "drugi Jurek" powiedział temu realnemu, że ma do wykonania bardzo ważną misję, o której na razie nie może mu wiedzieć, ale na pewno nie dożyje 40 urodzin (jestem na 99% pewny, że chodziło o 40-tkę. Na pewno była to konkretna data urodzin). Jurek z jakiegoś powodu próbował popełnić samobójstwo na długo wcześniej, żeby "postawić się" swojemu alter ego. Nic jednak z tego nie wychodziło. Próbował się powiesić - lina się urywała. Próbował łykać szkło - nie miał żadnych obrażeń. Próbował się utopić w odosobnionych miejscach - zawsze znajdował się ktoś, kto go ratował. Połykał leki - zero działania. Rzucał się pod pociąg - pociąg w niewytłumaczalny wręcz sposób, zatrzymywał się praktycznie w miejscu.
Na pytanie mojego ojca (jak już wspomniałem wcześniej wierzącej osoby) czy zdarzają się w domu jakieś anomalie, Ewa odpowiedziała, że przesuwające się po stole przedmioty to u nich standard (przykładów było więcej). W trakcie ich rozmowy do domu […] przyszedł przyjaciel Jurka i Ewy i o ile dobrze pamiętam ich sąsiad. Znał całą sprawę, więc włączył się do dyskusji i opowiedział dwie historie, których sam był świadkiem. Pewnego razu jechali z Jurkiem nowym fiatem tego sąsiada. Była noc. Nagle samochód przestał działać i stanęli w szczerym polu. Sąsiad zaczął szukać przyczyny nie mając pojęcia co mogło się stać. To był jego nowy samochód. Silnik działał bez zarzutu, akumulator też nie sprawiał kłopotów. W tym samym czasie Jurek wszedł w głąb pola i zaczął krzyczeć. Wyzywał kogoś "od ostatnich". Miotał przekleństwami "w przestrzeń". Sąsiad widział samotnie stojącego Jurka, który kłócił się z "powietrzem". Nagle Jurek wykrzyknął, że ten "ktoś" ma natychmiast uruchomić samochód bo... (tutaj padła jakąś groźba, nie wiem o co chodziło). Samochód sam się uruchomił. Właściciel był przerażony. W tym momencie w samochodzie nie było nikogo. Jurek stał na polu, a on sam stał oparty o samochód zastanawiając się co może być przyczyną takie sytuacji i co mają teraz zrobić. Jurek wrócił na drogę i spokojnie powiedział "możemy jechać dalej". Innym razem ten sąsiad pomagał im przy budowie (chodziło o dom lub zakład produkcyjny - nie pamiętam dokładnie). Nadzorował ekipę budowlaną. W tamtych czasach na budowach więcej się piło niż murowało, więc taki nadzór prowadzony przez zaufaną osobę był dla właścicieli stawianego budynku wybawieniem. Nagle pracownicy budowlani zobaczyli "kogoś" - jakąś postać, która biegała dookoła budynku, ale... po ścianach. Biegała prostopadle do tychże ścian. Kiedy otrząsnęli się z pierwszego szoku, każdy z nich (ten sąsiad także) złapał za to co miał pod ręką (łopaty, szpadle, kilofy, młotki) i wszyscy zaczęli biec w kierunku budynku, żeby "to coś" złapać. Postać nagle wbiegła do środka i uciekła na strych. Kiedy mężczyźni tam wbiegli nikogo tam nie było. Ta postać nie miała tam szansy na jakąkolwiek drogę ucieczki, ale mimo tego strych był pusty.
Rozmowa mojego ojca z Ewą i tym przyjacielem ich rodziny przeciągnęła się do wieczora. Kiedy postanowił wracać do domu i był już za bramą wjazdową zobaczył podjeżdżającą taksówkę z łódzkimi numerami rejestracyjnymi. Z taksówki wysiadł Jurek. Popatrzył na mojego ojca, przechylił głowę i spokojnym głosem zapytał "I co? Fajnie się gadało z moją żoną?". Mój ojciec przestraszył się, mając świadomość jak dwuznacznie mogło to wszystko wyglądać. Zaczął tłumaczyć Jurkowi skąd wzięła się jego obecność u nich w domu. Jurek przerwał mu z uśmiechem i powiedział "Spokojnie panie Darku, ja wiem wszystko". Okazało się, że Jurek bez problemu mógł dowiedzieć się o tym co działo się w każdym miejscu, o którym pomyślał. Na pytanie jak to robi odpowiadał, że po prostu wie. Powtórzył (ze wszystkimi szczegółami takimi jak "kto, gdzie stał") całą rozmowę mojego ojca z Ewą i ich przyjacielem. Jak sam mówił, nie słyszał jej w czasie rzeczywistym, ale kiedy tylko o niej pomyślał to znał cały jej przebieg. Poprosił też mojego ojca o to, żeby ten wszedł jeszcze do nich na chwilę.
Rozmawiali do późnych godzin nocnych. Jurek powiedział mu sporo o sobie. O tym, że […] i jego ojciec byli potwornie poróżnieni, ale nikt nie wie dlaczego.
[…]
Kiedy mój ojciec wspomniał o tym, że prawdopodobnie jej pracę okazały się być plagiatem i kompilacją prac różnych autorów, Jurek był załamany i odpowiedział tylko "Teraz zabiłeś mi ćwieka. Zniszczyłeś mnie." Jak wspominałem, moi rodzice są głęboko wierzącymi Świadkami Jehowy (ja choć bylem tak wychowywany nigdy nie byłem do tego przekonany - dużo bliżej mi do buddyzmu, choć wiązanie się z jakąkolwiek zorganizowaną religią budziło we mnie zawsze wewnętrzny sprzeciw) i za każdym razem kiedy mówił "Jehowa" Jurek odchylał do tyłu głowę a z gardła wyrywało mu się coś jakby zduszony krzyk. Wspominał też o tym, że zawsze śpi przy zapalonym świetle. Ten "drugi on" nie robił mu krzywdy, ale często wchodził z nim w różnego rodzaju spory natury filozoficznej.
Ojciec wyszedł od […] późną nocą. Z budki telefonicznej zadzwonił do mamy i poprosił ją o to, żeby modliła się za niego bo jest przerażony i boi się powrotu do domu.
Po tym zdarzeniu razem z mamą postanowili zerwać kontakty z […] i i nie współpracować już z nimi.
Kilka miesięcy później ojciec przypadkowo spotkał Ewę w Lublinie. Okazało się, że historia miała swój ciąg dalszy. Jurek (o ile dobrze pamiętam) pochodził ze Śląska, a ponieważ zbliżały się jego urodziny, Ewa postanowiła wyprawić je w jego rodzinnych stronach. Impreza urodzinowa miała odbyć się w weekend - kilka dni przed właściwą datą. Umówili się z Jurkiem, że ona pojedzie tam wcześniej i wszystko zorganizuje, a on dojedzie bezpośrednio na imprezę. Jurek miał też po drodze załatwić jakieś biznesowe sprawy (chyba w okolicach Warszawy). Jadąc już na południe miał wypadek samochodowy - zginął na miejscu. Co ciekawe, milicja nie miała pojęcia jak do tego wypadku mogło dojść. Nie pamiętam jak to wyglądało w szczegółach, ale w zasadzie nie można było dojść do tego kto ten wypadek spowodował. Z tego co wiem było to wręcz niewytłumaczalne. Dodatkowo, okoliczni mieszkańcy słyszeli potężny wybuch. Tak silny, że starsi pamiętający wojnę mówili o tym, że brzmiało to jak wybuch bomby podczas nalotów. Żaden z samochodów nie wybuchł ani nie spłonął. Natomiast Mercedes Jurka nadawał się jedynie do kasacji. Jurek został pochowany kilka dni później - w dzień 40-tych urodzin (tych, o których mówił "Drugi Jurek"). Jakiś miesiąc później Ewę obudził w środku nocy dźwięk podjeżdżającego pod dom samochodu. Była w domu sama. Słyszała dokładnie taki sam dźwięk jaki wydawał silnik ich Mercedesa i dość mocne trzaśnięcie drzwiami - takie w stylu Jurka. Nie rozumiała co się dzieje - samochód przecież poszedł do kasacji. Po chwili, z dołu domu dobiegł do niej dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Pies, który spał z nią, poderwał się i zaczął szczekać. Na schodach słyszała charakterystyczne kroki Jurka. Po chwili otworzyły się drzwi i w progu sypialni stanął Jurek. Pies podbiegł do niego i zaczął się cieszyć. Jurek bardzo silnie go kopnął. Kopnięcie było tak silne, że psa odrzuciło na kilka metrów po czym wczołgał się ze strachu pod łózko. Jurek zaczął szukać czegoś w szufladach i potwornie przy tym przeklinał. Przerażona Ewa jedyne co potrafiła powiedzieć to "Czy tak bardzo znienawidziłeś mnie za życia, że również po śmierci musisz mnie straszyć?". Jurek zatrzymał się wtedy. Spojrzał na Ewę i wyszedł z pokoju bez słowa. Z tego co mówiła Ewa nigdy więcej już się nie pojawił. Rodzice nigdy więcej nie mieli też z nią kontaktu. Ponoć (choć to nie jest pewna informacja) miała wyprowadzić się do Kanady.
I teraz moje pytanie:
Czy to było opętanie, czy coś innego czego zrozumieć się nie da? Czy miało to związek z siłą demoniczną (mój ojciec jako wierzący mógł tak to odbierać), czy też bliżej było temu do istot, które z demonizmem nie mają nic wspólnego, ale z typowo ludzką naturą także nie.?
[…] Piszę do Was, ponieważ ostatnio nawiązałem kontakt z człowiekiem który opisał mi ciekawą historię - przytaczam poniżej. Czy Nautilus byłby zainteresowany dalszym researchem? Mieszkam w Krakowie - mogę spotkać się z tym Panem i podjechać na miejsce.
"czesc...ja widzialem cos..co nalezy do niewyjasnionych..
krzeszowice...dom jednorodzinny blisko lasu..obok obiekt przezroczysty szaroniebieski w ksztalcie samolotu bez skrzydel i okien....wisial,,..nieruchomo obok okna domu..olbrzymi..wielkosci domu jednorodzinnego jednopietrowego..”
“.....byl obiekt zawieszony obok domu jednorodzinnego..wracalem z krzeszowic z pracy do domu z zona..zona prowadzila samochod..ja caly czas obserwowalem...poczatkowo sadzilem ze to chmura..lecz chmury rozplywaja sie..
to caly czas tkwilo w tym samym miejscu...caly czas bez zmian..na wysokosci okna domu..obok lasu..
przezswitujace??szaroniebieskie..samolot bez skrzydel z ogonem..bez okien..
tak jak niektorzy sympatycy ufo opowiadaja..
mam 50 lat..abstynent...prowadze mala firme wiec na pierdoly nie mam czasu..ale to wydarzenie mna wstrzasnelo.."
Pozdrawiam serdecznie,
[…]
-----Original Message-----
From: […]
Sent: Thursday, October 10, 2019 2:24 PM
To: Nautilus
Subject: Orby - nagranie z fotopułapki
Witam serdecznie, nazywam się Krzysztof Twardowski, przesyłam moje nagranie z mojej fotopułapki, zamieściłem je na moim kanale YouTube:
Od urodzenia mieszkam w warszawskiej dzielnicy Ursynów, przez niespełna
40 lat życia poznałem tę dzielnicę prawie na wylot, łącznie z wchodzącym w jej skład dobrostanem flory i fauny, który lubię odwiedzać.
Miejsce, z którego pochodzi nagranie to miejsce, które co podkreślam i co mnie zaskoczyło, jest bardzo niechętnie odwiedzane przez wszelkie zwierzęta, choć ja w nim przebywając nigdy nie czułem niczego niepokojącego.
Temat orbów jak Państwo wiedzą jest dość kontrowersyjny, są lepsze nagrania od mojego, ale mimo wszystko wysyłam jako ciekawostkę.
Sob, 3 luty 2024 14:19 | Z POCZTY DO FN: [...] Mam obecnie 50 lat wiec juz długo nie bedzie mnie na tym świecie albo bede mial skleroze. 44 lata temu mieszkałam w Bytomiujednyna rozrywka wieczorem dla nas był wtedy jedno okno na ostatnim pietrze i akwarium nie umiałem jeszcze czytać ,zreszta ksiażki wtedy były nie dostepne.byliśmy tak biedni ze nie mieliśmy ani radia ani telewizora matka miała wykształcenie podstawowe ojczym tez pewnego dnia jesienią ojczym zobaczył swiatlo za oknem dysk poruszający sie powoli...
Sobota, 27 stycznia 2024 | Piszę datę w tytule tego wpisu w Dzienniku Pokładowym i zamiast rok 2024 napisałem 2023. Oczywiście po chwili się poprawiłem, ale ta moja pomyłka pokazała, że czas biegnie błyskawicznie. Ostatnie 4 miesiące od mojego odejścia z pracy minęły jak dosłownie 4 dni. Nie mogę w to uwierzyć, że ostatnią audycję miałem dwa miesiące temu, a ostatni wpis w Dzienniku Pokładowym zrobiłem… rok temu...
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies)
w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby
ją zamknąć.