To nie było dziecko... to było coś czego nigdy w swoim życiu nie widział.
Witam serdecznie Fundację Nautilus !
W załączeniu chciałbym przesłać Państwu opis zdarzenia jakie przytrafiło się mojemu ojcu w lesie w latach 90-tych podczas jednej z wypraw na grzyby. Ojciec mój zmarł w 1999 r i nie jestem już w stanie pogłębić informacji o tym tajemniczym spotkaniu.
[...]
Chciałym opowiedzieć załogantom pewne zdarzenie jakie przydarzyło się mojemu ojcu w lesie.
Było to w latach 90-tych, jesienią na terenie wschodniego Mazowsza. Kiedy przyszła pora na zbiór grzybów mój ojciec oczywiście zawsze musiał być pierwszy w lesie. Kiedy inni wybierali się na grzyby on już wracał z lasu. Wstawał tego dnia bardzo wcześnie tak naprawdę było jeszcze ciemno kiedy dotarł na skraj lasu. Do ukazania się pierwszym promieni słonecznych siedział na brzegu lasu i czekał by z lekka się rozwidniło i wtedy ruszał w najbardziej oddalone fragmenty lasu i miejsca mało uczęstrzane przez ludzi. Wiedział że tam będą największe zbiory i tak też było. Ale to co się stało pewnego ranka zmieniło już na zawsze tak wczesne terminy jego grzybobrania.
Kiedy przedzierał się przez leśną gęstwinę i wyszedł na małą leśną polanę zauważył przed sobą małą postać. Jak powiedział mi – z początku myślałem że to małe 4-5 letnie dziecko o wzroście ok 1 metra, które zgubiło się w lesie. Pomyślał, że to dziecko mogło należeć do rodziny która zamieszkuje na skraju lasu ale około 10 km od miejsca w którym się znaleźli. Zaskoczyło go to, że to niby dziecko jak powiedział nie miało na sobie ubrania było szare od brudu. Dzieliło ich od siebie może ok 5-7 metrów. Jednakże kiedy stanęli przed sobą na tej polance a w zasadzie niewielkiej przecince leśnej ta mała postać odwróciła się w w jego stronę i wówczas ojciec stanął jak wryty, ugięły mu się nogi a pot i strach przeleciały po całym ciele. Powiedział mi że to nie było dziecko to było coś czego nigdy w swoim życiu nie widział. Na twarzy tej postaci były olbrzymie wyłupiaste, przekrwione oczy – oczy w których można było dostrzec jedynie strach. Jak mogłem przestraszyć się tak małej postaci a jednak tak było. Wówczas kiedy ta postać spojrzała się w jego kierunku spostrzegł że była chyba naga - to nie było dziecko.
Nie miało też na sobie odzieży( spodnie, koszula ) lecz jakby było jakimś zwierzęciem odzianym w dziwną szarą powłokę. Skończyło się jedynie na spojrzeniach. Jak mi dalej opowiadał ojciec ta postać tak go sparaliżowała, że nie dał rady wydobyć z siebie żadnego słowa. Po chwili zniknęła w zaroślach ale to nie był zwykły chód tylko jakby ślizg połączony z delikatynym skokiem kangura. Od tamtego zdarzenia ojciec więcej nie zagłębiał się w leśne zakamarki gdzie trudno było spotkać innych grzybiarzy.
Po tym zdarzeniu znajomy ojca tj. ten który który ze swoją rodziną mieszkali na skraju lasu zaprzeczył by kiedykolwiek jedno z ich dzieci oddaliło się tak daleko od domu. Ojciec powiedział mi że musiał o to zapytać by całkowicie wykluczyć że to było dziecko bo przecież ale dziecko tak nie mogło wyglądać. Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy ale nigdy nie dowiedziałem się co tak naprawdę ojciec zobaczył w lesie.
Dzisiaj mogę powiedzieć że mój ojciec w lesie mógł się prawdopodobnie natknąć na tzw. chupacabrę lub też przybysza innej cywilizacji.
Pozdrawiam [...]