O WYKORZYSTANIU ENERGII, MISJI PO ŚMIERCI, PIERWSZYM OBE I SPOTKANIACH Z OBCYMI CYWILIZACJAMI
Na wstępie mojego e-maila chciałabym bardzo podziękować za mnóstwo pozytywnych komentarzy i masę prywatnych wiadomości, które otrzymałam od załogantów Nautilusa w związku z opublikowanym ostatnio artykułem: ,, Ćma z zaświatów - o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu”. W związku z Waszymi wieloma prośbami oraz powtarzającymi się pytaniami postaram się w skrócie wyjaśnić jeszcze kilka wątków odnoszących się do poprzedniego artykułu. Wspomnę również o OBE, moich obserwacjach i spotkaniach z UFO, a także ujawnię wizję dotyczącą tego, co być MOŻE czeka nas wczesną jesienią bieżącego roku.
Ciekawostka na temat rodzajów energii, krążących w ludziach, spotkała się z bardzo dużym zainteresowaniem czytelników Nautilusa. W ciągu ostatnich 5 lat widziałam jedynie 6 osób wyróżniających się złotą lub niebieską energią emanującą w okolicy serca. Przechodząc się ulicami mojego miasta, niestety, dostrzegam głównie osoby puste w środku. Osoby, w których już emanuje złota albo niebieska energia, wyróżniają się tym, że bije z ich oczu wyjątkowa dobroć, ciepło i mądrość. Zawsze odnoszę wrażenie, że dane osoby już skądś znam. Wyczuwam od nich swego rodzaju więź jakbyśmy się znali od dawna. O dziwo, zdarzenia losowe tak się ze sobą ostatecznie poprzeplatały, że miałam okazję osobiście poznać połowę z nich.
Zdarzało się, że podając takiej osobie dłoń na przywitanie, miałam od razu przed oczami oślepiający rozbłysk jej energii trwający do 2 sekund. Takie osoby, mimo że często są nieświadome swojej energii (ale jak się potem okazywało bardzo interesowały się sprawami paranormalnymi i były w szoku, że to w nich wyczytałam) , twierdzą, że dobrze czują się w moim towarzystwie. Sądzę, że osoby te nie pojawiły się w moim życiu przez przypadek m.in. w taki sposób poznałam mojego narzeczonego (na ok. pół roku przed naszym spotkaniem miałam wizję, że się pewnego dnia zapoznamy w rzeczywistości) z tą różnicą, że w jego przypadku były to wręcz fajerwerki energii.
Czasami na ulicy spotykam zagorzałych wyznawców różnych religii (wg nich jedynych słusznych i prawdziwych), których umysły są zupełnie przez nie omotane. Osoby te bardzo często mnie zaczepiają chcąc, abym przeszła na ich stronę. Gdy taka fanatyczna osoba spojrzy prosto w moje oczy, to jej twarz potrafi się zmienić na ułamki sekund: białka oczu robią się czarne albo czerwone, cera niezdrowo blada lub czarna jak węgiel, a uśmiech przemienia się w ostro zakończone zęby. Całość wygląda dość upiornie.
Złotą lub niebieską energię można wykorzystywać na wiele sposobów. Ze złotej energii tworzy się tarcze ochronne, z niebieskiej podobnie, z tą różnicą, że ta druga służy głównie do uzdrawiania (zniwelowanie bólu i wyleczenie konkretnego, chorego miejsca w ciele człowieka oczywiście przebiega wieloetapowo oraz wymaga czasu, siły i niemałej cierpliwości ze strony osoby podejmującej się tego zadania).
Ponad rok temu, gdy mocno dręczyły mnie choroby uznawane przez lekarzy za nieuleczalne, w chwilach skrajnego bólu (nie pomagały żadne środki przeciwbólowe) czasem już totalnie przybita leżąc w łóżku wysyłałam telepatycznie myśl (w postaci jakby iskrzącej się bańki mydlanej) w stronę zaświatów prosząc o jakąkolwiek pomoc w tym marnym stanie. Moje prośby kilka razy zostały wysłuchane. Mijała chwila, a nad sobą zaraz odczuwałam obecność nie ducha, a jakiejś potężnej istoty, która swoją mocą zmniejszała mój ból w chorym miejscu. Odczuwałam przy tym delikatny chłód i matczyną troskę, a moje ciało otulone było chwilowo niebieską energią.
Złote i niebieskie energie są też niezwykle przydatne np. do tzw. ,,pieczętowania” pomieszczeń.
Daną umiejętność posiada również mój narzeczony. Polega ona na tym, że np. kładąc się do snu w zamkniętej sypialni nakreślam ze złotej energii kontury okien, drzwi oraz ścian. Powstają przy tym obwody zamknięte nieprzepuszczające żadnych nieprzychylnych duchów, dzięki czemu czuję się w pełni bezpiecznie, nic nie może się przedrzeć do mojego umysłu podczas snu (nie śnią się koszmary), ani w nocy nic mnie nie niepokoi chodząc lub stojąc obok mojego łóżka. Czasami podczas rytuału pieczętowania pomieszczenia pojawiają mi się przed oczami ,,migawki” ukazujące wykrzywione we wściekłych grymasach twarze duchów albo innych, dziwnych istot.
Ze swojego doświadczenia wiem, że można pieczętować nie tylko pomieszczenia, ale i stare lustra, które nierzadko zamieszkują zbłąkane dusze lubiące nas szczególnie po zmroku niepokoić. Pamiętam sytuację, gdy w nocy w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu zaczęły rozbrzmiewać przeraźliwe jęki, niezrozumiałe szepty i stukania jakiegoś ducha. Mój narzeczony z racji późnej pory zapieczętował więc sypialnię i lustro znajdujące się w przedpokoju. Niemałe było moje zdziwienie następnego dnia, gdy spojrzałam w owe lustro (czując od niego mrowienie, ciężar oraz niepokój) i dostrzegłam, że siedzi w nim (niczym zamknięty w pułapce) zszokowany duch dziewczyny o żydowskiej urodzie. Oczywiście wypuściliśmy ją usuwając energetyczną pieczęć i już więcej się u nas nie pojawiła.
Napomknę tylko, że czasami lubię się delikatnie podroczyć ze znajomymi mi kotami i gestem palców posypuję je złotą energią - koty to doskonale widzą oraz czują turlając się radośnie z boku na bok.
Kilka razy miałam wizję przedstawiającą moment mojej śmierci i co mnie po niej spotka. Dodam, że nigdy nie obawiałam się śmierci i uznaję ją za przejście ze stanu materialnego w niematerialny. Wizja mojej śmierci za każdym razem wygląda tak samo: będąc już staruszką (wyczuwam wiek 80-81 lat) leżę w łóżku w białym, czystym i pachnącym kwiatami pomieszczeniu z dużym oknem (nie przypomina to typowego, polskiego szpitala, być może jest to jakiś prywatny ośrodek), a przy mnie siedzi mój mąż trzymając mnie za rękę i uśmiechając się do mnie. Nagle odnoszę wrażenie, że nadszedł właśnie ten moment, następuje krótki rozbłysk złotej energii i stopniowo zaczynam coraz bardziej pokonywać barierę ciała fizycznego. Nie odczuwam jakiegokolwiek bólu. Lekka jak piórko zamieniam się w świetlistego, złotego orba i wtedy powala mnie na raz ogrom uczuć w najwyżej skali: miłości, radości i dobroci. Dociera do mnie myśl, że po co przejmowałam się tyloma błahymi sprawami na Ziemi. To dziwne, ale dalej czuję, że posiadam ręce i nogi, lecz te nie są dla mnie już widoczne.
Mój wzrok za to osiąga poziom perfekcji – widzę wszystko idealnie w kącie 360 stopni. W stanie tym wyczuwam doskonale wszystkie zapachy oraz idealnie odczytuję emocje oraz myśli ludzi. Nie skupiam się na swoim materialnym ciele leżącym w dole. Od razu jakaś potężna siła zaczyna mnie stąd wysysać, a wsysa - jak to w wielu opowieściach już się czytało – do tunelu. W mojej wizji ściany wspomnianego tunelu przypominają strukturę bańki mydlanej, zaś jego wnętrze jest nieco ciemne, granatowe. Co chwilę pojawiają się w nim jakieś różnobarwne rozbłyski i latające orby. Lecąc przez tunel nie odczuwam samotności, wręcz przeciwnie – jestem otoczona przez tłum obecności. Następuje kolejny złoty rozbłysk i zjawiam się w szarej przestrzeni, gdzie widzę emanujące białym światłem 3 postacie. Ich kontury nie przypominają ludzkiego ciała – prędzej stożkowate pionki do gry Chińczyk. Wyczuwam od nich niesamowity spokój i boską mądrość. Nie obawiam się ich odnosząc wrażenie, że od dawna wiążą mnie z nimi przyjazne relacje. Przez chwilę jestem przez nie wnikliwie analizowana i nagle jedna z nich zadaje mi za sprawą telepatii pytanie: ,,To kim chciałabyś teraz zostać?”. Bez chwili namysłu stwierdzam telepatycznie: ,,Przewodnikiem duchowym”. I w tym momencie wizja zawsze się urywa.
Raz miałam ciekawy sen, w którym jako dusza wyleciałam poza granice naszej planety i dostrzegłam, że wokół Ziemi, sąsiadujących planet oraz gdzieś tam w kosmicznej głębi widać całą siatkę wspomnianych wcześniej, przeplatających się ze sobą tuneli. Jedno miejsce w przestrzeni mnie mocno zaintrygowało, gdyż przedstawiało wir (podobny do symbolu kołowrotu), w którym krążyła masa tęczowych energii. Postanowiłam się do niego przybliżyć, ale ten niespodziewanie wciągnął mnie do swojej otchłani i w ułamku sekundy wyrzucił do dziwnego pomieszczenia, którego ściany i podłogi były stworzone z miliardów maleńkich, kolorowych witraży. Każdy z witraży ukazywał inną planetę oraz żyjące na nich obce cywilizacje – mniej lub o wiele bardziej zaawansowane od naszej.
Stan OBE osiągnęłam kiedyś pierwszy raz zupełnie przez przypadek. Była to dla mnie wyjątkowo męcząca noc w okresie jesiennym. Długo nie mogłam zasnąć, a gdy w końcu mi się udało, to spałam ok. 4 h. Następnie wybudziłam się z jakiegoś koszmaru i tak wierciłam się w łóżku koło godziny, po czym znów zasnęłam, czyli technika OBE: 4+1 została spełniona, jednak nigdy wcześniej o niej nie czytałam (dopiero rok później dowiedziałam się, iż dokładnie taka metoda istnieje). Kiedy powiedzmy ,,zasnęłam”, to momentalnie zobaczyłam, że znajduję się w sypialni i wiszę nad swoim ciałem fizycznym. Nagle jakaś siła pociągnęła mnie w miejscu niewidzialnego pępka i wzleciałam nad dach domu, a później z zawrotną prędkością zaczęłam przelatywać przez lasy, góry i morza. Towarzyszyła temu niesamowita muzyka, jakiej na Ziemi dotąd jeszcze nie słyszałam. Rozbrzmiewały niemal elfickie śpiewy w niezrozumiałych mi językach i dźwięki nieznanych instrumentów. Była to najpiękniejsza muzyka jaką słyszałam, przy czym czułam się szczęśliwa i wolna jak nigdy dotąd. W pewnym momencie nastąpił nieoczekiwany zryw ku górze oraz rozbłysk jasnego światła – jakby przejście przez portal. Znalazłam się w jasnoniebieskiej przestrzeni spowitej mgłą i nagle przede mną pojawiła się wysoka postać bardzo podobna do mężczyzny. Cały błyszczał, iskrzył się jakby wyładowaniami elektrycznymi. Byłam w stanie zobaczyć tylko jego błyszczące, kryształowo-niebieskie oczy i falujące włosy po kolana jakby utkane ze srebra. Telepatycznie przemówił do mnie z dość karcącą nutą: ,,Co Ty tutaj robisz?”. Nie zdążyłam nic powiedzieć, gdyż w tym momencie znów jakaś siła pociągnęła mnie, ale tym razem z powrotem do ciała fizycznego. Tak obudziłam się cała zlana potem i rozemocjonowana wewnątrz jak po przejażdżce na rollercoasterze.
Jako dziecko miałam dwa lęki: strach przed ciemnością (bo czułam, że duchy mnie obserwują i stale chcą nawiązać ze mną kontakt) i przed UFO. Nie wiem, dlaczego wtedy były dla mnie aż tak przerażające filmy i opowieści związane z przybyszami z kosmosu. Te zawsze wywoływały u mnie ciarki na plecach, a w nocy bałam się spoglądać w niebo. Długo nie mogłam zasnąć w nocy, jeśli wcześniej z rodzicami oglądałam na Discovery dokumenty o obcych cywilizacjach.
Od najmłodszych lat aż do teraz odczuwam coś bardzo dziwnego, czego nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Za dnia czy w nocy przebywając na dworze czuję się czasem wnikliwie obserwowana ze strony nieba – to obserwowanie jest punktowe i stanowi je księżyc lub poszczególne gwiazdy, w tym zwłaszcza Pas Oriona. To takie wrażenie jakby przez lornetkę sąsiad z pobliskiego bloku uporczywie się w Was wpatrywał i nic sobie z tego nie robił, że go na tym jakimś cudem przyłapaliście. Kiedy czuję się tak obserwowana i popatrzę w stronę księżyca, to wtedy obserwowanie się jeszcze bardziej nasila. Odczuwam też doskonale bez patrzenia w niebo wszelkie ruchy przebiegające w tej przestrzeni: samoloty, satelity, meteoryty i… statki kosmiczne – to odczucie jest identyczne do poczucia obecności orba przemieszczającego się po pomieszczeniu. Na widok UFO zawsze odczuwam mocne mrowienie trzeciego oka i na tej podstawie potrafię rozróżnić na zdjęciach ukazywanych w Internecie, który obiekt kosmiczny jest prawdziwy, a który jest wytworem grafiki komputerowej.
Moja pierwsza przygoda z UFO była skrajnie szokującym przeżyciem, które idealnie pamiętam do dziś. Było lato, blisko godz. 19, czyli jeszcze bardzo jasno o tej porze. Mając ok. 12 lat rozmawiałam z przyjaciółką przy stoliku w ogrodzie. Przyjaciółka siedziała naprzeciwko mnie, zaś ja widziałam za jej plecami jeszcze kawałek mojego podwórka, za płotem działkę sąsiada oraz w oddali budynek wysokiej szkoły podstawowej. W pewnej chwili kilka kilometrów nad moją szkołą pojawił się swego rodzaju ognisty obłok, jakby żarzący się portal i wyłonił się z niego ogromny, rozbudowany statek kosmiczny konstrukcyjnie bardzo przypominający ten, który ukazuje ilustracja z uniwersum Warhammera 40k z poniższego linka:
https://wh40k.lexicanum.com/mediawiki/images/d/d1/EmperorBattleshipIllustration.jpg
Był on cały czarny z gdzieniegdzie wyróżniającymi się elementami stalowymi. Posiadał wiele wieżyczek i obracających się elementów, które nawet teraz trudno opisać słowami. Całe zdarzenie trwało może kilka sekund, po czym nastąpił pomarańczowy rozbłysk i statek zniknął w płomieniach. Mimo tak spektakularnych widoków nic nie było słychać. Przeraziłam się nie na żarty i żałowałam, że moja przyjaciółka siedziała wtedy akurat odwrócona plecami do tego wydarzenia. Niby minęło kilka sekund, a spostrzegłam, że na dworze zrobiło się całkiem ciemno, zegarek pokazywał godz. przed 21:00, a przyjaciółka jak gdyby nigdy nic siedziała dalej przede mną i nie wiedziała, dlaczego mam nagle taką przerażoną minę. W mojej głowie się wtedy kotłowało: ,,Jakim cudem z godz. 19 zrobiła się nagle prawie 21?” Miałam poczucie swego rodzaju wyrwy czasowej. Zaraz wszystko opowiedziałam przyjaciółce, ale ta nic nie słyszała ani nie widziała. Moja opowieść ją na tyle zszokowała, że szybko uciekłyśmy do domu. Byłam tym zajściem wstrząśnięta przez dobry miesiąc. Miałam nadzieję, że po takim zdarzeniu w przyszłości już nic więcej podobnego mnie nie spotka, lecz przynajmniej co do tych spraw wiodłam spokojne życie, aż do zeszłego lata...
Mieszkałam jeszcze wtedy w moim rodzinnym miasteczku w poniemieckim domu (o którym szczegółowo napomknęłam w poprzednim artykule). Za 3 tygodnie mieliśmy się wyprowadzić. Z racji bycia nocnym markiem położyłam się do łóżka o godz. 1:00 w nocy, ale zaraz poczułam mocny niepokój. Moi rodzice jeszcze też nie spali. W pewnym momencie usłyszeliśmy bardzo głośny dźwięk przypominający turbiny i na dworze dziwnie pojaśniało w kolorze jasnej zieleni. Wszystko działo się przez kilka minut, psy sąsiadów zaczęły szczekać i wyć. Pomyślałam, że chyba powinnam wstać z łóżka i zobaczyć przez okno, co się dzieje, bo nawet trzecie oko zaczęło mi dziwnie mrowić. Zanim jednak to uczyniłam, to przed moimi oczami ukazała się wizja, co konkretnie wywołało taki zamęt na dworze: nad całym moim miasteczkiem unosił się potężny statek kształtem trochę przypominający Millenium Falcona, ale technologicznie zaawansowany był raczej o tysiące lat do przodu. Tak jak wizja zaraz zniknęła, tak i na dworze znów zrobiło się cicho, ciemno i psy się uspokoiły. Jednak czy to był koniec dziwnych zdarzeń? Ależ nie...
Kilka dni później sytuacja również się powtórzyła, lecz doszły do tego nowe ,,efekty specjalne”. Ponownie na zegarku wybiła godz. 1 w nocy, pojawił się odgłos turbin (jedynie na moment), ale leżąc w łóżku zaczęłam odczuwać przemieszczanie się jakiś bytów na moim podwórku (i nie były to duchy). Pies sąsiadów zaczął przeraźliwie szczekać, jakby coś go niesamowicie drażniło, i biegał wzdłuż płotu tam i z powrotem. Doszedł do tego nowy dźwięk krążący po całym podwórku: dźwięk sondowania terenu. Nawet moja mama (niewierząca w coś paranormalnego, póki tego nie zobaczy) z drugiego pokoju ze strachem w głosie zapytała mnie, co to za dziwne dźwięki słychać na zewnątrz. Z racji tego, że jakoś wolałam się nie ruszać z łóżka i wychodzenie z ciała aktualnie bardzo dobrze mi wychodziło, postanowiłam się rozejrzeć co dzieje się na dworze. Teleportowałam się na dach mojego domu i zobaczyłam, że po całym podwórku przemieszczają się małe i duże bordowe, czerwone oraz niebieskie okręgi zgodne z dźwiękami sondy. Zaraz swoją uwagę zwróciłam na wściekłego psa sąsiada, który nie szczekał na ludzi, a na mierzące góra 160 cm trzy postacie o wielkich, szarych głowach. Były ubrane w srebrne kombinezony. Widziałam jedynie tyły tych istot, ale gdy je namierzyłam, to momentalnie poczułam jakby mnie coś wbrew mojej woli wrzuciło z powrotem do ciała fizycznego. Następnie wydarzyło się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam. Odgłosy sondowania pojawiły się wraz z bordowymi okręgami w moim pokoju. Ja zaś leżałam zwinięta w pozycji embrionalnej i jakaś siła nie pozwalała mi się ani ruszyć, ani nic powiedzieć. Czułam się w dodatku ciężka jak głaz. Trochę wewnętrznie spanikowałam, bo nie wiedziałam czego się spodziewać, ale nagle zasnęłam… W swoim śnie zaś widziałam, że leżę na łóżku w bardzo jasnym pomieszczeniu, są wokół mnie dziwne przyrządy i wyczuwam przy sobie obecność 3 postaci, których jednak normalnie nie widzę. Tej nocy nic mi się więcej nie śniło. Obudziłam się na pozbawiona jakichkolwiek znaków na ciele.
Sytuacja sondowania mojego miasteczka zdarzyła się później jeszcze 2 razy również po godz. 1 w nocy. Za każdym razem nie mogłam się ruszyć z łóżka i czułam ograniczenie moich ruchów do minimum. Tyle dobrego, że wspomniane sondowanie nie pojawiło się już wewnątrz mojego domu.
Kilka miesięcy temu po mojej wyprowadzce z tejże miejscowości dowiedziałam się od osoby zamieszkującej moje rodzinne miasteczko, że coś dziwnego się tam wydarzyło. Osoba ta zawsze twardo stąpa po ziemi i nie chciała zostać uznana za obłąkaną, ale opowiedziała mi, że w środku nocy jej domownicy długo nie mogli zasnąć, dzieci były wyjątkowo niespokojne, psy szczekały. Z racji tego, że mieszkają na wzgórzu i mają widok na całą panoramę miasteczka ujrzeli przez okno 3 wielkie, białe kule, które latały nad budynkami i jakby coś badały. Jeden z domowników nagrał całe zdarzenie, co spotkało się z moją wielką radością, bo chciałam osobiście zobaczyć to nagranie i mieć dowód, że coś podejrzanego dzieje się w tej okolicy. Niestety, gdy miałam przerzucić wspomniane nagranie na swój telefon, to pewnego dnia osoba, która sfilmowała całe zajście, po rozmowie z sąsiadką uznała, że są to jedynie świecące, latające drony i usunęła dane nagranie.
2 lata temu miałam wizję jak będzie wyglądało pierwsze oficjalne spotkanie naszej cywilizacji z przybyszami z kosmosu. Zobaczyłam wówczas wielkie lotnisko, na którym stał już okrągły, otwarty statek kosmiczny (również nieco przypominający Millenium Falcona z Gwiezdnych Wojen). Przed statkiem czekała dwumetrowa postać z wydłużoną głową, o dużych, czarnych oczach, długich, chudych palcach i w lśniącym kombinezonie. Emanowała od niej niesamowita mądrość i spokój. Za nią znajdowało się kilku osobników podobnych do niej z wyglądu, ale o połowę niższych.
Naprzeciwko wysokiej postaci stał przedstawiciel naszej cywilizacji: 40-kilkuletni mężczyzna, lekko siwiejący, w okularach, białej koszuli i granatowym garniturze. Wydawał się maksymalnie skupiony, ale dało się mimo to wyczuć w nim odrobinę niepokoju. Towarzyszyła mu bardzo liczna delegacja również odświętnie ubrana. Całe zdarzenie pojawiało się na wszystkich kanałach telewizyjnych i w internecie. Zakończenie wizji stanowi symbol: nasz reprezentant wyciągnął rękę w geście przywitania w stronę wysokiej postaci, a ta odwzajemniła ten czyn. Nie zakładam, że wizja ta spełni się jeszcze za naszego życia. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że wydarzy się to dopiero za kilkaset lat, gdy ludzkość będzie gotowa, diametralnie zmieni swoje podejście do życia oraz zacznie właściwie traktować naszą planetę.
Od maja tego roku odczuwam, że coś niedobrego wydarzy się na jesień. Poczucie to staje się coraz bardziej intensywne i zaczyna mi o sobie coraz częściej przypominać. Dwa dni temu okazało się na tyle mocne, że męczyło mnie przez dobre 2 h. Moja wizja na październik tego roku nie jest zbyt optymistyczna: najpierw ujrzałam w unoszącym się pyle gąsienice jakiegoś czołgu, a potem jego wieżyczkę z lufą. Z racji tego, że mój narzeczony zna się na militariach, to po mojej opowieści napomknął, że jest to dokładnie czołg M1A1 Abrams w malowaniu zielono-czarno-brązowym. Kolejny wizjowy obraz przedstawiał wiadukty kolejowe i przejeżdżające w intensywnym deszczu oraz szarej mgle pociągi towarowe, które wiozły militarny sprzęt. Następnie moim oczom ukazała się mapa świata, gdzie przez granicę ukraińsko-rosyjską, dalej na południe obejmując po drodze państwa sąsiadujące z Morzem Czerwonym i aż po Turcję oraz część Chin rozlewał się czarny obłok.
Od niedawna ciągle chodziła mi po głowie myśl, że powinnam zrobić na przynajmniej pół roku zapasy leków, kosmetyków, domowej chemii oraz suchej żywności – gdy to uczyniłam, to odczułam swego rodzaju małą ulgę. Uważam, że nasz kraj nie byłby w tej sytuacji zagrożony, jednak konfliktowa sytuacja poza granicami Polski mogłaby się przyczynić do poważnych problemów logistycznych między różnymi państwami. Może nie chodzi tu dosłownie o działania wojenne, a po prostu nastąpi wzmożona koncentracja wojsk na wymienionych obszarach.
Czas pokaże, czy symbole, które ujrzałam w ujawnionych wizjach ostatecznie okażą się trafne. Ludzkość jednak powinna poświęcać swoją uwagę zupełnie innym sprawom, niż niepotrzebne wojny.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
[dane do wiad. FN]
From: [...]
Sent: Friday, September 4, 2020 11:26 AM
To: Fundacja NAUTILUS <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Re: Kolejny artykuł od autorki ,,Ćmy z zaświatów"
Dzień dobry,
bardzo dziękuję za informacje. Z mojej strony tylko mała prośba: jeśli dany artykuł zostałby opublikowany, to wówczas bardzo proszę o zamieszczenie nad artykułem dnia i godziny wysłania do Państwa mojego e-maila,
ponieważ wczoraj wieczorem pan Krzysztof Jackowski kreował na youtubie swoją wizję przyszłościową na najbliższe miesiące i kilka jego poczuć pokrywa się z moimi wizjami, które zamieściłam na końcu artykułu.
Nie chciałabym zostać posądzona przez czytelników Nautilusa o kopiowanie wizji pana Jackowskiego.
Serdecznie pozdrawiam,
[...]