TATO, CO TY TU ROBISZ...
[...] Witam droga redakcjo.
Chciałem podzielić się jednym z moich snów, który choć krótki, zapamiętam do końca życia. Mam też sporo bardzo ciekawych przeżyć, połączeń w medytacjach, ale czy byłyby właściwie odebrane i zrozumiane ..? Nie mniej sen, jego połączenia i przekazy z niego płynące to bardzo interesujący temat.
To było wiele lat temu, okresie kiedy na własną rękę uczyłem się wywoływać świadomy sen – lucid dream. Efekty mojej nauki nie były szczególnie poruszające, a nie w pełni przespane noce i związane z tym zmęczenie w dzień trochę zniechęcało do systematycznej pracy.
Jednak po kilku nocach przyśniło mi się, że jestem w jakiejś nieokreślonej ciemności, a przede mną siedzi postać starszego mężczyzny. Zdałem też sobie sprawę, że znajduję się w jakiejś innej rzeczywistości, że tak naprawdę to po prostu teraz śnię !
Wówczas spojrzałem w twarz osoby, która na mnie patrzyła. Spojrzałem w starą zmęczoną twarz, w ciemne zmęczone oczy i zobaczyłem w nich ogromne milczące cierpienie… Wtedy, nagle uzmysłowiłem sobie że to jest mój tata ! Co mnie też zszokowało, bo ten człowiek kompletnie nie był podobny do mojego ojca !
Jednak serce mi mówiło że to mój tata ! Że spotkałem go we śnie, choć z wyglądu to obcy człowiek ! Nie umiem tego wytłumaczyć racjonalnie, ale to tak jakbym odczytał w nim świadomość mojego taty.
Wtedy moje zatroskane serce wydarło wtedy ze mnie słowa :
- Tato, co ty tu robisz ? Co ci jest ?
Bo wyglądał bardzo, bardzo źle. Bardzo przygnębiony, milczący, smutny a dodatkowo na twarzy miał liczne bąble, zmiany jak przy jakiejś chorobie skórnej. Jakby trąd.
Moje emocje w tamtym momencie były jednak tak silne, że wyciągnęły mnie z tego snu, jakbym jechał jakąś windą z podziemi na powierzchnię ziemi… I obudziłem się, a był to środek ciemnej nocy, około 2-3ciej nad ranem. Serce mi łomotało z emocji. Leżałem przez moment w ciemnościach i dochodziłem do siebie, po czym zapaliłem lampkę nocną by zanotować szkic snu.
Tak naprawdę to nie musiałem, bo realizm snu trochę mnie przeraził i wszystko wyraźnie zapamiętałem.
Rano, o stosownej porze zadzwoniłem do mamy z zapytaniem o tatę. Usłyszałem jednak uspokajające słowa – wszystko w porządku, drzemie sobie w łóżku.
Po kilku dniach będąc w odwiedzinach u rodziców, próbowałem porozmawiać z tatą, jednak był jakiś osowiały i leżąc w łóżku stwarzał wrażenie, że mu przeszkadzam, że go niepotrzebnie wybudzam.
Mama stwierdziła, że od kilku dni jest taki niechętny i zdawkowy.
Mój tata mając ponad siedemdziesiąt lat dużo już leżał w łóżku, całymi dniami, gdyż rozłożył go zaawansowany gościec. Mama będąc podobnie w stosownym wieku roztoczyła nad nim wszelką opiekę, lecz nie radziła sobie najlepiej z niepełnosprawnym już tatą. Jednak jej niełatwa natura nie pozwalała by zatrudnić do pomocy jakąś osobę z zewnątrz. My synowie zabiegani przez codzienne sprawy i własne rodziny zaglądaliśmy do rodziców sporadycznie.
Wówczas podczas wizyty, jednak pod wpływem spotkania we śnie zacząłem się mu przyglądać i wyciągać z niego słowa. Zaniepokoił mnie bardzo, bo ciągle się zawieszał i nie potrafił kontynuować dialogu.
Wtedy na poważnie się wystraszyłem, uświadomiłem mamę o problemie i z miejsca załatwiłem tacie wizytę u neurologa. Trwało to kolejnych kilka dni, ale wizyta i badanie wykazały, że tata przeszedł lekkie niedotlenienie mózgu, prawdopodobnie przez jakiś zator w żyle doprowadzającej krew, i że jest to dosyć świeże… Ale zmiany w mózgu były już nieodwracalne. Tata już nigdy w pełni do nas nie powrócił, był w stanie podobnym do zaawansowanego alzheimera…
I tak, po jakimś czasie, gdy powróciłem myślami do mojego ld snu nagle mnie olśniło. Czyżby ten sen z cierpiącym w ciemności tatą był jego wołaniem o pomoc…? Albo ostrzeżeniem
Nie wiem tego do dziś i trochę mnie to dołuje, że nie zareagowałem natychmiast, bo być może mogłem powstrzymać mocno efekt zmian w mózgu w wyniku niedotlenienia. Bo niestety z tatą już nigdy nie było „normalnego kontaktu”. Ciężko żyć z takimi myślami
Ale, z drugiej strony na to patrząc może to było błogosławieństwo dla niego, bo będąc zdrowym tata był bystrym, bardzo energicznym człowiekiem, pełniącym wiele funkcji społecznych, lubianym, dobrym człowiekiem. A gościec przykuł go swoimi kajdanami do łóżka i sprawił mu ogromne cierpienie fizyczne i psychiczne. Może zesłano mu ulgę w cierpieniu.
Z pozdrowieniami
maxxx
E-mail dostaliśmy Thursday, October 22, 2020 12:12 PM
/z poczty do FN/
Tekst,który jest w załączniku jako list ukazał się w miesięczniku Nieznany Świat,(maj 2019) niemniej zdecydowałem się przesłać do Nautilusa. Obecna sytuacja związana z Covidem zobligowała mnie do podzielenia się z jeszcze jednym moim przypadkiem- a właściwie snem.
Jesienią ubiegłego roku mam sen-śni mi się brat,który z synem wykonuje prace fizyczne obok domu. Moja żona ma do mnie pretensje,że im nie pomagam.Podchodzę do brata, on mówi damy sobie radę. W tym momencie budzę się i słyszę w głowie nakaz .Wstań i zapisz to zdanie."KAŻDY DZIEŃ ŻYCIA NA ZIEMI JEST ZAPRZECZENIEM WOLNOŚCI".
Kiedy rano, i w następne dni dzielę się tym przekazem z rodziną, nikt z nas nie wie co to miało znaczyć. Obecnie to nasze zagrożenie ,zastraszenie,restrykcje, pozwalają mi sądzić, że zaświat wie co nas czeka na tym wymiarze istnienia.
Pozdrawiam i jako osoba wierząca mam w pamięci słowa Jezusa-Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą.
ŚWIAT JEST INNY
Podobno zdziwienie jest zaczątkiem filozoficznego myślenia. Zdziwienie na otaczające nas zjawiska, zdarzenia oznacza, że poglądy indoktrynowane nam przez oficjalną naukę, religię czy uznawane przez nas autorytety stają się niewystarczające. Moje zdziwienie skłaniało mnie do sięgania po takie teorie, które próbowały, lub w sposób przekonujący tłumaczyły fenomen życia i percepcję dziejących się wokół niego zjawisk. Na ile wczytywanie się w teorię bioelektronicznej teorii życia Sedlaka poprzez dzieła filozoficzno- teologiczne Teilharda de Chardna aż do współcześnie prezentowanych mniej lub bardziej przekonujących tez Ruperta Sherdrake, Nasima Harameina – wpływały na to co na przestrzeni kilkudziesięciu lat było moim udziałem w realu ,czy w świecie subtelnym, który daje znać o sobie w snach.
W bardzo wyraźnym śnie przeżywam śmierć mojego ojca. Po przebudzeniu pytam mamę, gdzie jest tata? W tym czasie na wsi ,w której przyszło mi się pojawić na „tym świecie” po żniwach odbywały się omłoty zebranego zboża. Mama odpowiada, że tato jest właśnie przy omłotach u sąsiada. Mocno przeżywany realistyczny sen, każe mi pobiec do sąsiada i przez długi czas obserwować ojca- czy aby dobrze się czuje i nie grozi mu śmierć. Po upływie około piętnastu lat śmierć upomniała się o ojca. Odszedł nagle i w dzień jego pogrzebu u sąsiada odbywały się omłoty.
Po śmierci kuzyna mojego ojca (który żył i pracował w USA i żywo interesował się moim życiem, które wkraczało w dorosłość, założenie rodziny, wychowanie dzieci)mam sen. Kuzyn, który zmarł zaprasza mnie do wędrówki- mówi choć coś ci pokaże. W chodzimy jak gdyby do rzeki ( symbol upływu czasu), przechodzimy pod jakimś mostem .Moim oczom ukazuję się hala produkcyjna. Przechodzimy obok oszklonej ściany, za którą widzę dziwne obrabiarki, monitory, pod nogami mam gładką posadzkę w kolorze popielatym, drogi komunikacyjne w kolorze pomarańczowym. Sen się urywa. W „realu” jestem pracownikiem dużej firmy produkującej sprzęt AGD. I kiedy po kilku latach w zakładzie przeprowadza się generalny remont, doposażenie w maszyny, ja zdziwionym kolegom mówię o nowoczesnych obrabiarkach CNC, elektrodrążarkach montowanych w odizolowanym szklaną ścianą pomieszczeniu. Jeszcze większe było ich zdziwienie, kiedy powiedziałem w jakim kolorze będzie posadzka, której jeszcze nie było. Po kilku miesiącach sen stał się rzeczywistością.
Życiowe doświadczenia i uwarunkowania w jakich przychodzi nam przeżywać wyznaczony nam czas wśród towarzyszących nam osób, które zwykliśmy zwać najbliższymi- powinno nas czegoś nauczyć. W moim życiu i w mojej rodzinie do roku 2005 by zwiększyć deficyt miłości obecna była siostra .Urodzona z zespołem Downa, upośledzona na tyle, że wymagała stałej opieki, ze strony mamy, i całej mojej rodziny, z którą mieszkała. Szpital że względu brak komunikacji werbalnej z chorą, opiekę nad odchodzącą powierzył rodzinie. W noc poprzedzającą dzień jej śmierci mam sen( chociaż trudno nazwać snem czuwanie, które na przemian z żoną miało miejsce przy łóżku umierającej)- zjawia się obok mnie około trzydziestoletnia ruchliwa ,niezwykle pogodna brunetka, która mnie zachęca bym z nią gdzieś poszedł. Ja w tym momencie razem z nią staję na cmentarzu nad rodzinnym grobem w którym pochowany jest nasz ojciec. Mówię do niej –ty nie wiesz co się u nas dzieje- i pokazuje jej grób ,w którym miała być pochowana siostra. Ona, jakby to nie było ważne macha ręką i namawia mnie bym jednak poszedł za nią, mówi coś ci pokaże mówi. W tym momencie znajduję się jak gdyby w innym kraju. Stoimy przed domem, ja zaglądam przez okno –widzę sąsiada, chcąc zobaczyć więcej, moja głowa przechodzi przez szybę i widzę całą kuchnię(pokój) w nim żona sąsiada. W tym czasie sąsiedzi przebywali w USA i tam mieszkali. Sen się urywa, powraca smutna rzeczywistość, w czasie której trudno rozpamiętywać co ten sen oznaczał. Ówczesny stan mojej wiedzy na temat „rzeczywistości tego i tamtego świata” dopuszczał upatrywać się w osobie zdrowej i ruchliwej wesołej trzydziestolatki moją umierającą siostrą, która jak wcześniej zauważyłem zwiększała deficyt miłości mojej rodziny przez 62 lata. Ale co miała oznaczać ta astralna wizyta u moich sąsiadów w Stanach. Po jakimś czasie przyszła mi do głowy dziwna koincydencja. Otóż śmierć mojego ojca była nagła, na polnej drodze(bramy wieczności są wszędzie) Pierwszymi , którzy zauważyli, że ojciec przewrócił się i umiera byli właśnie owi sąsiedzi.
W niedługim czasie po tym jak siostra przeszła do świata „wszelkich możliwości” tak ja wierzę, ten ziemski turnus wzrastania w duchu opuścił ,też w trybie przyspieszonym mój starszy brat. Brat był raczej sceptyczny w stosunku do dziwnych zdarzeń określanych jako paranormalne. To co mi się wydarzyło w rocznicę śmierci brata niewątpliwie do takich należy. Wracając z pracy do domu (dojeżdżałem wówczas autobusem) myślałem o tej rocznicy, w pewnym momencie zadzwonił telefon- wyświetla się nr telefonu brata- słyszę tylko szum. Pomyślałem sobie, bratowa korzystając z telefonu brata próbuje się ze mną kontaktować. Jako, że śpieszyłem się by zdążyć na autobus –nie oddzwaniałem. Wsiadając do autobusu w momencie kiedy moja noga stanęła na stopniu autobusu- dzwoni telefon, numer ten sam- brata. Trzeci raz telefon dzwoni, kiedy wysiadam z autobusu Po powrocie do domu dzwonię do bratowej z telefonu stacjonarnego z pytaniem czy nie dzwoniła z telefonu brata. I tutaj mamy historię najciekawszą. Brat pracował w pewnym stowarzyszeniu użyteczności publicznej, w którym jednym z jego zadań było prowadzenie księgowości finansowej.
Za namową znajomego branży telefonii komórkowej wszedł w posiadanie aparatu telefonicznego , korzystając jak sądził z umowy i abonamentu rozliczanego przez stowarzyszenie. Tej umowy nie zaakceptował prezes stwierdzając, iż jest to pańska sprawa. Niezbyt długo korzystał z tego telefonu, galopująca choroba i szybka śmierć sprawiła ,że inne sprawy stały się ważniejsze. Rachunki jednak zaczęły się pojawiać, i w pertraktacjach z operatorem w zaistniałej sytuacji-rodzina podjęła decyzję odłożyć telefon, nie używając go do czasu wygaśnięcia umowy. I tak się stało, aparat w momencie kiedy do mnie dzwonił –leżał bez baterii w szafie miedzy bielizną., Ale historii tej jeszcze nie koniec. Dzwonienie powtórzyło się jeszcze dwukrotnie na drugi dzień i trzeci. By nadać jej większej niesamowitości, dzwonienie trzykrotne przez te trzy dni miało miejsce nie w określonym (choć zbliżonym ) czasie lecz miało miejsce sytuacyjne –przechodząc obok tej samej ławki na skwerze , stawiając nogę na stopniu autobusu. Na trzeci dzień jeż w domu, mówię do żony- brat się spóźnia i tym momencie głuchy telefon dzwoni. W opinii ze znawcami telefonii opisana historia nie mogła mieć miejsca.- a jednak miała .
Zdarzeń z pogranicza lub raczej z za granicy przez racjonalistów określanych jako nie możliwe, ciąg dalszy:.
W środowisku wiejskim, zresztą nie tylko, mamy do czynienia z ludźmi nadużywającymi alkohol. W moim przypadku nieco młodszy ode mnie kolega w niedzielne późne popołudnie będąc w stanie wskazującym na znaczne spożycie trunku zażyczył sobie bym go odwiózł do domu. Ponieważ mieszkał na tzw. odludziu, nieco wzburzony powiedziałem-dobrze odwiozę cię, ale słono za to zapłacisz i to „ od ręki” bo jutro umrzesz!!. W drodze przyszła mi myśl, zrobię tak -przed moim domem stoi ponad stuletnia kaplica mszalna. Wiedziałem, że mój pasażer z praktykowaniem wiary w której się urodził i którą będąc młodzieńcem praktykował-jest na bakier. W zbliżającym się miesiącu maju zaciągnę go za „ten transport” na odmówienie litanii loretańskiej . (Pustej – bo młodzi, którzy kiedyś byli trzonem modlitewnych skupień-dziś mają inne obiekty celebracji) Zamiaru tego nie wypowiedziałem do niego- w tym stanie nie było sensu Jakie nazajutrz było moje przerażenie, kiedy usłyszałem wiadomość- Staszek nie żyje-tak miał na imię. Historii tej jeszcze nie koniec. Minęło jakieś trzy tygodnie- był już maj, W nocy ok. godz. drugiej obudzony potrzebą fizjologiczną, wracając z łazienki widzę, że drogą biegnącą obok kaplicy przemieszcza się bezszelestnie śnieżnobiała kula świetlna –pomyślałem UFO, ORBS, i nagle na wysokości kaplicy, też bez jakiś odgłosów biała kula rozsypuje się na wielobarwne cząstki -fajerwerki przy tym bledną. Odległość okna ,z którego to wszystko obserwowałem –jakieś 25 m. Co to było – Duch Staszka?
Bywają sny, których rozumienie nadejdzie w czasie, lub też już nadeszło, lecz nie potrafiliśmy ich odczytać. Czy ten sen już się urzeczywistnił w przeżytych zdarzeniach, czy też dopiero się wyłoni?.-Śni mi się szpital, ale jakoś inaczej wyposażony, zdecydowanie mniej aparatury. Obsługa przesiąknięta empatyczną wrażliwością na każdy ruch chorego- to daje mi się odczuć.. Na moje zdziwienie co ja tu robię, natychmiast obok mnie pojawiają się dwie istoty-jakby człekokształtne. Jedna z nich mówi mi „musisz przejść przez tą chorobę, ale nie bój się my ci pomożemy przez nią przejść-tyle sen.
Czy sen ten już się urzeczywistnił tego nie wiem, ale czym był przeżyty epizod chorobowy?
Po od kleszczowej infekcji związanej z boreliozą(wcześniej nabytą) z ropiejącą raną wielkości jajka, zapaleniem płuc –w środku lata, kilkutygodniowa kuracja antybiotykowa pozwoliła na to, że stanąłem na nogi. Ale ropień nie chce znikać, dodatkowo pod tzw pachą –węzły chłonne pojawił się drugi duży ropień. Pojawiają się obawy, że może to być coś gorszego. I pewnego wieczoru, położyłem się do łóżka, jeszcze nie było mowy o zaśnięciu- leżąc na przeciwnym boku czuję jak od ramienia do łokcia coś się przesuwa, wydając przy tym charakterystyczny odgłos jaki wydaje skaner. Zdziwiony spoglądam na rękę i po paru sekundach zjawisko to się powtarza. Ja określiłem to jako skanowanie, byłem całkowicie świadomy, bez żadnych leków, oprócz dezynfekujących. Trwało to około minuty. Po tym zdarzeniu ropień z każdym dniem malał, by po kilkunastu dniach zniknąć zupełnie.
Moje zapachowe epizody miały początek w latach osiemdziesiątych. W tych latach publikacje książkowe o ojcu Pio były śladowe, dlatego też znalezioną w antykwariacie broszurkę opisującą jego fenomen natychmiast kupiłem. W tym okresie dojeżdżałem do pracy autobusem PKS. Opóźnienia w tym czasie były normą, dlatego czytanie tej broszurki rozpocząłem na dworcu. Kiedy już w autobusie zatłoczonym maksymalnie, kończyłem czytanie zdarzyło się coś niezwykłego. Na końcu tekstu broszurki zamieszczona była modlitwa o beatyfikację ojca Pio- w momencie kiedy w modlitwie czytając ją wypowiedziałem słowo Amen, poczułem bardzo intensywny, niezwykły w kompozycji zapach. Zapach przemiły i bardzo intensywny trwał około minuty. Jak nagle się pojawił, tak nagle zniknął. Rozglądając się wokół współpasażerów odniosłem wrażenie, że ten niezwykły zapach czułem tylko ja. Wielokrotnie analizowałem ten przypadek, biorąc możliwość, że zapach mógł dochodzić z zewnątrz. Nagłe wyczucie i nagłe zakończenie, jakby cięciem i w tych okolicznościach utwierdziło mnie w przekonaniu, że zapach ten nie pochodził z przyczyn naturalnych.
Kilka lat temu, nagle stwierdziłem, że z dnia na dzień straciłem powonienie. Nie wyczuwałem żadnych zapachów, ani przyjemnych, ani też nieprzyjemnych –nawet groźnych dla życia, takich jak ulatniający się gaz, benzyna, amoniak. Badania lekarskie, łącznie z tomografią nie potrafiły wskazać przyczyny. Leczenie neurologiczne, otolaryngologiczne, mocnymi lekami sterydowymi nie przywróciły mi węchu, ani nawet poprawy. Lekarze stwierdzili –musi pan z tym żyć. Jesienią roku 2016 w podrzeszowskiej Jasionce miały miejsce dwudniowe rekolekcje charyzmatycznego księdza Johna Bashobory. Postanowiłem w nich uczestniczyć. W tych rekolekcjach (konferencje, nauki, modlitwa, msza św.) uczestniczyło ok.3000 ludzi. Moje uczestnictwo podyktowane tym, iż jako praktykujący katolik chciałem doświadczyć atmosfery, charyzmatycznej duchowości. W przeżywaniu tych rekolekcji i późniejszych refleksji nad wieloma aspektami tej duchowej przygody, nie bez znaczenia było najbliższe sąsiedztwo osób siedzących obok mnie –a nawet tuż przede mną. ( ale to byłby inny wątek również ciekawej sprawy). Rekolekcje kończyła adoracja Najświętszego sakramentu z modlitwami o uzdrowienie. Intencje moje były wielorakie, ponieważ są w rodzinie osoby bliskie, które potrzebują zdrowia. W końcowej modlitwie uczestnicy trzymają się za ręce, patrząc sobie w oczy.
Patrząc w oczy osobie siedzącej naprzeciw (musiała się odwrócić, gdyż z jednej jej strony było puste krzesło) mentalnie starałam się wyobrazić, że przez jej oczy patrzy na mnie Jezus. W pewnym momencie nie koncentrując na tej części ciała, poczułem jak gdyby coś mi z nosa zwisało. Poczułem zażenowanie, bo cóż sobie pomyśli o mnie ta osoba, jeśli rzeczywiście coś tam z nosa zwisa. Druga ręka trzyma inną osobę, więc nie mam możliwości wykonać szarmanckiego ruchu pod nosem. Po skończonych modlitwach, ręka wykonała ruch sprawdzający-nos okazał się czysty. Kiedy w samochodzie czekając na wyjazd z parkingu sięgnąłem po mandarynki- szok mandarynka pięknie zapachniała. Sprawdzam dalej- odświeżacz powietrza też ładnie pachnie. Po powrocie do domu, pierwsze kroki kieruję do łazienki, sprawdzam wody toaletowe i inne płyny zapachowe- ja czuję. Na chwilę obecną oceniam stan mego powonienia na ok. 80%.
Dlaczego uważam, że świat jest inny? Opisane przeze mnie przypadki utwierdzają mnie w przekonaniu, że istnieje rzeczywistość, której nie sięga bezpośrednio nasza percepcja i nie przystaje do obowiązującego paradygmatu. Uważam, że bliżej wyjaśnienia rzeczywistości, którą próbujemy zrozumieć są poeci. Staram się żyć tak by: „Dostrzegać Wszechświat w ziarnku piasku, blask niebios z polnych kwiatów chłonąć, godzinę w splot wieczności zasnuć, ogarnąć dłonią nieskończoność.” W.Blake
[dane do wiad. FN]
podkarpackie