Dziś jest:
Wtorek, 10 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
Czarne helikoptery od dawna są łączone ze zjawiskiem UFO. Ta relacja jest szczególna, bo dotyczy czasów, kiedy tego typu maszyn w Polsce nie było. Miała bowiem miejsce na początku lat 80-tych.
To: Fundacja Nautilus
Subject: czarny helikopter
Importance: High
Witam !
Jakiś czas temu czytałem na stronie Internetowej Fundacji posty nt. tzw. czarnych helikopterów. Skojarzyłem sobie, że mnie też to kiedyś dawno temu się trafiło. Nie wiem, na ile moja opowieść się Państwu przyda, ale chciałbym w kilku słowach opisać to, co się zdarzyło ponad 30 lat temu. To zdarzyło się naprawdę i często do mnie wraca ta myśl, co mnie spotkało. To było gdzieś na początku lat 80-tych. Prawdopodobnie 1980 lub 1981 rok. Mieszkałem wtedy w małym miasteczku w dawnym województwie bydgoskim. Otóż to się zdarzyło jesienią. Być może był to późny październik lub wczesny listopad, bo pamiętam, że liście z drzew jeszcze opadały. To był dzień powszedni. Ojciec był w pracy, mama robiła obiad w kuchni, a mała wówczas siostra spała w sąsiednim pokoju. Pamiętam, że dzień ten był bardzo szary i ponury. Było bardzo wietrznie oraz pochmurnie. Kiedy skończyłem bawić się zabawkami, to lubiłem zawsze podchodzić do okna i popatrzeć, co się dzieje na dworzu. Ze swojego pokoju miałem widok na panoramę miasta, na dworzec kolejowy oraz na centrum miasta oraz osiedle domków jednorodzinnych. I tego dnia patrząc w okno zauważyłem, w pierwszej chwili że pojawiły się samoloty. Myślałem, że w mieście pojawiło się wojsko, które często pojawiało się podczas festynów. Później, jak rozmawiałem wiele lat później z Rodzicami, powiedzieli mi, że raczej większych zgrupowań wojska w miejscowości, w której mieszkałem nie było. No może poza pojedynczymi transporterami w stanie wojennym oraz łazikami i ciężarówkami “Star”. Wracając do tych samolotów, to okazało się, ze były to helikoptery. One krążyły nad okolicą, w której mieszkałem, tak jakby czegoś szukały lub obserwowały. Były to dwa helikoptery, kształtem bardzo podobne, do ówczesnych, radzieckich śmigłowców typu Mi2. Coraz bliżej zaczęły krążyć nad moim domem. I wtedy zauważyłem, że jeden z nich odłączył się od tego drugiego i zbliżył się bardzo blisko do mojego domu. Przez okno zobaczyłem, że ten śmigłowiec ma po bokach ciemne szyby, cały jest czarny (lub szary), bez żadnego oznakowania. Tylko widziałem dwóch pilotów, którzy byli ubrani w mundury. Ich twarzy już nie pamiętam. Helikopter cały czas był wysokości mojego okna i stał nieruchomo w powietrzu. Miałem wrażenie, że byłem obserwowany. Na początku bardzo mnie to bawiło. Byłem wtedy mały i lubiłem popatrzeć w tamtych na wojskowy sprzęt, co sprawiało mi wielką frajdę. Po pewnej chwili helikopter ruszył do przodu i nagle obrócił się bokiem. Wtedy już przestałem się śmiać i zacząłem się bać. Z helikoptera jakimś cudem otworzyły się boczne drzwi, których nie było wcześniej widać i ktoś lub to coś błysnęło we mnie jakimś potężnym światłem, aż oślepłem. Zacząłem płakać i pobiegłem do mamy. Mówiłem wtedy: “Mamo, ktoś mnie oślepił światłem !”. Moja mama niezbyt się przejęła tym zdarzeniem, bo pomyślała, że może upadłem i nabiłem sobie guza. Po jakimś czasie, uspokoiłem się i wróciłem do swojego pokoju. Helikopterów już na niebie nie było. Obecnie już nie mieszkam w tej miejscowości. Czasem mi te dziwne wspomnienia, jakby przez mgłę wracają. Nie umiem tego wytłumaczyć, co to tak naprawdę było. Ówcześni sąsiedzi w ogóle nie przypominali sobie, aby helikoptery były kiedykolwiek nad osiedlem, w którym wtedy mieszkałem.
Z poważaniem
[..]
[imię, nazwisko, adres e-mail do wiadomości Redakcji]
czytaj dalej
Witam.
Nazywam się xxxxxxxxxxxx (wiadomość dla redakcji) i chciałabym opisać pewną sytuację, jaka przydarzyła mi się jakieś 2 tygodnie temu. Obudziłam się rano z dziwnym uczuciem, które, jak się domyślam było spowodowane snem, jaki przyśnił mi się tuż przed przebudzeniem. Sen do teraz pamiętam bardzo dobrze, ze szczegółami, jako bardzo wyraźny. Na samym początku we śnie, zobaczyłam datę 21.12.2012, a po niej mnie i mojego chłopaka czekającego w samochodzie na "koniec świata". Był zachód słońca, więc wraz z moim chłopakiem ucieszyliśmy się, że "końca świata" jednak nie będzie. Wyszliśmy z samochodu, szczęśliwi, aż nagle z każdej strony pojawiły się ogromne fale morskie (coś w rodzaju tsunami), które porwały nas i w jakiś sposób (jak to w snach bywa) i wyrzuciły nas szczyt góry, gdzie ukrywała się przed kataklizmem pewna garstka osób. Na tym sen się zakończył.
Tego samego dnia opowiedziałam swojemu Tacie sen, który wywarł na mnie okropne wrażenie, a ona na całą historię zareagował tak:
-Nawet mnie nie strasz! Na nautilusie było napisane, że możliwe iż ludzie zbliżający się "koniec świata" wyczują i będą mieć sny z nim związane.
Czy mój sen ma coś z tym wspólnego? A może wszędzie obecne bilbordy z Media Markt wpłynęły w pewien sposób na moją podświadomość? Może nie jestem jedyna. ..
Pozdrawiam,
Kasia :)
czytaj dalej
czytaj dalej
czytaj dalej
Historia jakich wiele - opisana przez p. Katarzynę. Prawie każdy miał podobny przypadek. Prawie każdy także słyszał o "czymś podobnym". Oto historia nadesłana na pokład okrętu Nautilus.
Szanowni Panstwo,
w mojej rodzinie wierzymy, ze osoby odchodzace z naszej rodziny (zmarle) moga sie z nami w jakis sposob komunikowac, najczesciej nastepuje to w snach. Potrafia nas ochornic lub ostrzec.
Przyklad: po smierci moja Babcia przysnila mi sie. Inaczej - spotkalam ja we snie. Zaprowadzila mnie do swojego domu (domu w ktorym zyla), pokoju w ktorym stala jej maszyna do szycia. W domu unosil sie zapach drozdzowego ciasta. Babcia powiedziala mi "Nie martw sie, teraz odpoczywam" . Spotkanie bylo tak realne, ze nie potrafilabym odroznic fizycznosci cial, przedmiotow od tych realnych. To bylo jak swiat rownolegly. Spotkanie dalo mi spokoj ale plakalam po przebudzeniu, bo zdalam sobie sprawe jak wspanialej rzeczy doswiadczylam i z tego, ze juz sie nie powtorzy spotkac Babcie w tak rzeczywistym przezyciu. Snila mi sie pozniej pare razy ale to byly sny bez tak rzeczywistego i realnego otoczenia. To dotyczylo tylko naszej rodziny.
Pare lat temu moja przyjaciolka Jola miala nawrot raka. Wspaniale walczyla za pierwszym razem i kiedy pojechala do szpitala na zabiegi nawet nie chciala chyba zebym ja odwiedzala. To mial byc krotki pobyt w szpitalu. Wierzylam, ze i tym razem wygra. Nie rozmawialam z nia przed jej wyjazdem do szpitala i wierzac w zwyciestwo nad choroba nawet o Joli nie myslalam. Czekalam az sie odezwie po powrocie do domu. Pewnej nocy we snie uslyszalam jej glos "Kasku, zadzwon do mnie" Tak sie do mnie zwracala. Obudzilam sie i zadowolona, ze z nia porozmawiam zadzwonilam. Telefon odebral jej najstarszy syn. " Slucham" - padlo z drugiej strony. "Dzien dobry tu Kasia. , czy moge mowic z mama? " "Mama nie zyje, umarla dwa dni temu". Zlozylam kondolencje. Zapytalam kiedy i gdzie pogrzeb. Nie moglam nawet pojechac na jej pogrzeb. Co jakis czas mam niesamowicie silna potrzebe skontaktowania sie z jej dziecmi. Wiem, ze ona tego chce.
Zmarli potrafia sie z nami kontaktowac.
Pozdrawiam serdecznie
Katarzyna [nazwisko do wiad. FN]
PODYSKUTUJ O TEJ HISTORII W HYDEPARKU FN - KLIKNIJ NA TEN LINK!
czytaj dalej
Historia nadesłana do FN w 2011 roku. Opowiada o niezwykłym momencie, kiedy małe dziecko powiedziało coś o swoim poprzednim wcieleniu. Problem w tym, że ten dzieciak chyba był... oto e-mail do FN:
Historia mojego brata
Droga Fundacjo Nautilus!
Właśnie przeczytałem Wasz nowy artykuł o dzieciach opowiadających swoje przeszłe wcielenia. Otóż przypomniało mi się, że
mój brat, gdy miał około 4 lat opowiedział mi coś, co uznałem za wytwór fantazji, ale teraz, po przeczytaniu ostatniego artykułu zaczynam inaczej na to patrzeć. Pewnego dnia staliśmy z bratem na balkonie (na czwartym piętrze). Gdy mama poszła odebrać telefon, brat odezwał
się do mnie: "Kubuś, a ty wiesz, że ja kiedyś spadłem z tutaj?". Pomyślałem sobie, że żartuje, ale zapytałem: "I kiedy to miało się stać?".
Wtedy on odpowiedział: "Dawno, wtedy jak byłem kici kici...". Pokazał na parking w dole i dodał: "Ziuuu.. Poleciałem!". Nieco mnie to rozśmieszyło.
Powiem jeszcze, że od urodzenia mój brat bardzo lubi koty. Teraz ma 12 lat i wszelkie moje pytania na ten temat ignoruje. Czy to możliwe, że mój brat w poprzednim wcieleniu był kotem?
Pozdrawiam serdecznie Fundację!
OD FN:
Choć brzmi to niezwykle, ale... nie jest to jedyna tego typu relacja. Na podstawie zgromadzonych przez nas materiałów można śmiało postawić tezę, że jak najbardziej tak. Świat chyba jest jeszcze bardziej dziwny, niż mogliśmy przypuszczać. Mówienie o zwierzętach "nasi mniejsi bracia" jest JAK NAJBARDZIEJ UPRAWNIONE.
PODYSKUTUJ O TYM W HYDEPARKU - KLIKNIJ NA LINK!
czytaj dalej
[...] Chiałabym się podzielić moim spotkaniem z duchem (dziadka, a przynajmniej tak mi się wydaje). Otóż miałam wtedy jakieś 12 lat i byłam świeżo po śmierci dziadka (jakieś 2,3 miesiące). Babcia nie chciała w domu spać sama, więc ja jako jedyna dziewczyna spośród chłopaków, spałam u niej.
W sypialni jest jedno wielkie łoże, składające się tak jakby z dwóch mniejszych łóżek, od zawsze było tak, że babcia spała po jednej stronie a ja po drugiej. Tak też było tym razem. Często w nocy nie mogłyśmy spać, więc rozwiązywałyśmy krzyżówki. Podczas właśnie jednej z takich bezsennych nocy to się stało. Więc czytałam następne hasło z krzyżówki, po czym podniosłam głowę i spojrzałam na ścianę przede mną (tak zawsze robią gdy zastanawiam się nad odpowiedzią). W drzwiach do sypialni znajduje się duża szklana szyba przez którą widać na korytarz. W momencie kiedy tak się zastanawiałam nagle w szybie w drzwiach zobaczyłam jasny, jakby mleczny zarys postaci człowieka. Momentalnie osłupiałam i spojrzałam na babcię, która też odwróciła się w moją stronę. Zapytałam ją wtedy czy widziała to samo co ja, na co ona skinęła głową. (Tutaj muszę przypomnieć, że dziadek w zwyczaju miał buszowanie w nocy po kuchni i wyjadanie ciasta z lodówki). Po jakichś 5min. odważyłyśmy się z babcią wyjść na korytarz i wejść do kuchni, gdzie wcześniej udała się jasna postać. Kiedy zobaczyłyśmy, że drzwi z lodówki nie są domknięte przestraszyłyśmy się nie na żarty. Odruchowo babcia otworzyła drzwiczki do końca żeby sprawdzić dlaczego nie są zamknięte.
W środku zobaczyłyśmy to co zazwyczaj zostawało po nocnym buszowaniu w kuchni dziadka za życia.
A mianowicie nadgryzione ciasto, które dzień wcześniej kupowałam z babcią w sklepie. To był pierwszy raz, kiedy pomyślałyśmy, że to może być dziadek. Drugi wydarzył się chyba 4 miesiące później, kiedy spałam na tej samej wersalce na której zmarł mój dziadek. Babcia cierpi na bezsenność, więc często chodzi po mieszkaniu. Przed samym zaśnięciem przyszła do mnie jeszcze raz i powiedziała, że mam się nie wystraszyć w nocy jak będzie krążyć po domu. Bez problemu usnęłam, ale przebudziłam się koło 2 w nocy, słyszałam jakieś strzelanie, ale pomyślałam sobie, ze to tylko z kaloryferów.
Ale za chwilę usłyszałam kroki dochodzące z przedpokoju (drzwi były otwarte na oścież), więc zrobiłam to co każdy inny - odwróciłam się, żeby sprawdzić co to. Ku mojemu zdziwieniu, nie zobaczyłam nic. Już myślałam, że to babcia. Po chwili odwróciłam się z powrotem i zamknęłam oczy. Jednak szuranie kroków z przedpokoju przeniosło się do pokoju w którym spałam. Wyraźnie słyszałam odgłosy kroków, więc odwróciłam się jeszcze raz.
Jakież było moje zdziwienie kiedy znowu nic nie zobaczyłam. Wtedy poziom mojego strachu gwałtownie podskoczył. Starannie rozejrzałam się po pokoju i nie zauważyłam nic dziwnego...właśnie oprócz śladów stóp na dywanie. (Tutaj dodam, że dywan posiadał krótkie i cienkie włosie, więc każdy znak pozostawał). Rano pierwsze co zrobiłam to poszłam do pokoju babci i zapytałam ją czy znowu chodziła w nocy po domu. Jednak ona, ku mojemu zaskoczeniu, odpowiedziała że udało jej się zasnąć. Babcia widząc chyba moje wielkie oczy, zapytała co się stało. Kiedy jej wszystko opowiedziałam, odwdzięczyła mi się także dziwnym zdarzeniem. Otóż w nocy czuła na biodrze czyjeś ręce, które chciały ją przesunąć na drugi koniec łóżka. Nie wiem czy to ma jakiś związek ze zjawiskami paranormalnymi, ale wydało mi się to dziwne.
Jeszcze chciałam tylko dodać, że na pogrzebie dziadka, kiedy podchodziłam do jego trumny z różą (wcześniej cały czas płakałam) i wkładałam ją do środka, po prostu nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Na prawdę chciałam się kontrolować, ale to tak jakby ktoś kazał mi się uśmiechnąć. Nie wiem, może to po porostu mój wymysł.
P.S. Przepraszam, że tekst jest taki długi, ale chciała wszystko opisać tak jak było, dokładnie.
czytaj dalej
Z POCZTY DO FN ... Hmmm, jeśli naprawdę interesuje was ta historia to opowiem. Dziadek opowiadał mi o pewnym młynarzu który żeby pokonac raka i życ dłuzej podpisał coś, byc może cyrograf. Bowiem schorowany człowiek u kresu sił zaczął tętnic życiem a w stawie obok jego młyna zaczęło topic się kilka osób rocznie, dziwne to było dla miejscowych bowiem nigdy tam nic takiego się nie działo. Trwało to kilka lat. Potem jedna osoba przeżyła kąpiel w stawie bowiem ktoś ją uratował i osoba ta miała mówic iż niepotrzebnie ratowali, bowiem tam (czyli na dnie stawu) było tak pięknie i przyciągała cudowna i hipnozująca muzyka. Od uratowania tej osoby nikt nigdy tam się nie utopił a młynarz zmarł.
Historię opowiadał mi mój dziadek, nie jest zmyślona. Mam kilka takich historii od różnych ludzi bowiem interesują mnie takie tematy i zbieram je. Pozdrawiam.
czytaj dalej
Prezentujemy historię opisaną przez czytelnika serwisu. Tuż przed wypadkiem usłyszał głos. Właśnie przeczytałem artykuł: "W momentach zagrożenia życia słychać głos… niczym głos dobrego Anioła!" i przypomniała mi się pewna historia. Przydarzyło mi się to kilka lat temu, gdy jechaliśmy 1 listopada na grób mojej (wtedy) niedawno zmarłej babci. Droga była długa, bo mieszkaliśmy przy granicy z Czechami a rodzinne miasto babci leżało nad morzem. Jadąc krajową drogą, gdzieś w połowie trasy zmorzył mnie sen. Pogoda była nieprzyjemna. Mgła nie upiększała widoków podczas jazdy i było zimno. Chciałem się przespać i obudzić już na miejscu. Próbowałem zasnąć, ale pasy mi w tym przeszkadzały. Pomyślałem: "ok, tylko na chwilę je odepnę, zdrzemnę się, nic się nie stanie, droga spokojna". Jechaliśmy powoli, więc niczego się nie obawiając odpiąłem pas. Zamknąłem oczy i momentalnie usłyszałem dziwny głos jakby wewnątrz siebie. Ciężko mi to opisać. Powiedział takim spokojnym, ale stanowczym głosem: "zapnij pasy!". I momentalnie jak zahipnotyzowany zapiąłem się z powrotem! To dziwne doznanie skutecznie mnie rozbudziło a jakieś 10 sekund później wzięliśmy udział w karambolu!!! Uderzyliśmy jako ostatni samochód w tira. Skasowało nam połowę samochodu a zderzak tira zatrzymał się mojemu ojcu dosłownie przed oczami! To był cud, że przeżyliśmy. Wszak, na prawdę jechaliśmy powoli! Zapewne wypadku dałoby się unikną, gdyby kierowca tira... ale to już nie na temat. Pozdrawiam całą załogę bardzo serdecznie!
czytaj dalej
Przychodzi taki moment, kiedy człowiek zastanawia się czy istnieje jakaś forma życia po śmierci, czy nasza świadomość jest w stanie dać znak najbliższym? Często zadajemy sobie to pytanie i z niezwykłą pracowitością zbieramy wszelkie informacje na ten temat. Historia, którą chcemy przedstawić jest bezcenna nie tylko dla nas, ale dla osoby, która poszukuje odpowiedzi. Warto wziąć pod uwagę, że dopiero własne przeżycie takiego doświadczenia jest w stanie przekonać nas o tym jak jest na prawdę. Polecamy przeczytać niezwykłą opowieść.
Witam Państwa
Historia, którą chcę opisać jest jak najbardziej prawdziwa, a dzięki niej, moja wiara w życie po śmierci pozostanie już niewzruszona.
Wszystko zaczyna się od choroby mojego dziadka. Pracując wiele lat w warunkach szkodliwych, dziadek nabawił się pylicy płuc. Po operacji, w trakcie której stracił większość prawego płuca jakiś lekarz powiedział mu, że wszystko jest dobrze i spokojnie dziadek pożyje jeszcze z dziesięć lat.
Jako prosty człowiek przyjął bezkrytycznie tą, dość dwuznaczną diagnozę i tak się nią przejął, że wielokrotnie powtarzał mi którego roku umrze.
"Pamiętaj, że jak umrę, to przyjdę do ciebie. Tylko się mnie nie bój" - dodawał często. Słyszałem to tak wiele razy z jego ust, że zupełnie przestałem zaprzątać sobie tym głowę. Minęło dziesięć lat i przyszedł rok 2000. Dziadek źle się poczuł i trafił do szpitala. Zdiagnozowano zapalenie otrzewnej. Było już tak źle, że do dziadka wezwano księdza, co potraktowaliśmy w rodzinie jako zapowiedź rychłej śmierci. Minęły jednak dwa dni i ku zdziwieniu wszystkich dziadek poczuł się dużo lepiej. Lekarze byli tak dobrej myśli, że następnego dnia mieli go wypisać ze szpitala...
Był późny wieczór. Siedziałem na łóżku w swoim pokoju i słuchałem muzyki.
Zasłonięte żaluzjami okno było lekko uchylone. Od tego okna szpital w linii prostej oddalony był o jakieś dwieście metrów. W pewnym momencie poczułem, tak... poczułem, jak coś bardzo szybko leci od strony szpitala i wpada, a raczej wskakuje przez okno do mojego pokoju. Żaluzje zadrżały, okno otworzyło się na oścież. Zastygłem w bezruchu. Wyłączyłem muzykę i zacząłem w ciszy nasłuchiwać choćby najdrobniejszego szmeru. Słuch był jedynym zmysłem, na którym mogłem polegać, ponieważ rok wcześniej straciłem wzrok.
Nic jednak nie słyszałem ale byłem pewien że ktoś jest w moim pokoju. Czułem to wyraźnie w jakiś dziwny sposób. Siedziałem tak w zupełnym bezruchu kilka minut z silnym wrażeniem czyjejś obecności. W końcu jednak otrząsnąłem się i przerwałem ciszę ponownie włączając muzykę. Minęło jeszcze kilka minut, po których do pokoju wbiegła moja zapłakana siostra. "Dzwonili ze szpitala, że dziadek umarł" - powiedziała...Pamiętam tylko moje absolutne zaskoczenie w tamtej chwili.
Minęło pięć lat gdy w mojej rodzinie wydarzyła się tragedia. Ojciec, tak zawsze zdrowy i pełen życia nagle poważnie zachorował. W wyniku pękniętego tętniaka doznał bardzo poważnego wylewu krwi do mózgu. W stanie nieprzytomnym został przewieziony karetką do Szpitala Wojewódzkiego w Radomiu i umieszczony na oddziale intensywnej opieki medycznej. To był duży, kilkupiętrowy budynek, w którym ojciec nigdy wcześniej nie był. Po kilku dniach przeszedł poważną operację, po której wiele dni leżał w stanie "półprzytomnym". Gdy go odwiedzaliśmy, często majaczył i mówił zupełnie od rzeczy. Wreszcie jego stan poprawił się na tyle, że lekarze postanowili przenieść go z OIOM-u na zwykłą salę oddziału neurologii. Wszyscy bardzo cieszyliśmy się, że ojca przenoszą ale zupełnie oniemieliśmy, kiedy ojciec zmartwionym głosem wyraził obawę, że - "boi się, że teraz dziadek go nie znajdzie". Przyzwyczailiśmy się do tego, że ostatnio zdarzało mu się mówić od rzeczy i jego powyższe słowa potraktowalibyśmy także jako przejaw choroby, gdyby nie jeden istotny szczegół...
Ojciec zaczął opowiadać nam, że dziadek codziennie do niego przychodził i grali razem w karty - "a raz nawet" - powiedział - "poszliśmy razem do kaplicy". Na nasze wyjaśnienia, że dziadek od pięciu lat nie żyje zareagował najpierw wielkim zdziwieniem, a następnie niedowierzaniem i powątpiewaniem.
Uwierzył naprawdę dopiero wówczas, gdy po wyjściu ze szpitala mama zabrała go na cmentarz i pokazała mu grób dziadka. Jak jednak wspomniałem powyżej, pewien istotny szczegół wprawił nas w osłupienie. Otóż ojciec ze szczegółami opisał nam drogę prowadzącą do szpitalnej kaplicy a także jej wygląd. Po sprawdzeniu okazało się, że wszystko zgadza się co do joty i żeby tak dokładnie opisać kaplicę, ojciec musiał w niej po prostu być. Do tej pory zastanawiam się jak jest to możliwe. Ojciec nigdy wcześniej nie był w tym szpitalu, a przykuty do łóżka w stanie półprzytomnym i po ciężkiej operacji nie mógł się ruszyć. Raz nawet, gdy chciał się podnieść, pielęgniarka przypięła go do łóżka pasami. Teraz, po latach ojciec jeszcze czasem wspomina tą historię. Zastanawiający jest też fakt, że z okresu tamtych tragicznych wydarzeń nie pamięta zupełnie nic. Nic poza tą historią z dziadkiem. "Mam go przed oczami tak żywo i wyraźnie, jak by to było wczoraj" - mówi niekiedy.
P.S. Wspomniałem powyżej, że kilka lat temu straciłem wzrok. Chciałbym jeszcze wspomnieć o pewnych dziwnych zdarzeniach, które czasem mnie spotykają. Otóż dość często wychodzę z domu bardzo wcześnie rano, by dojechać na uczelnię do innego miasta. O godzinie 5.30 miasto pogrążone jest jeszcze we śnie, i kiedy idę z białą laską na przystanek, rzadko kiedy spotykam innych ludzi. Czasem zdarza się, że stracę na chwilę orientację i zatrzymuję się lekko zdezorientowany, starając się ustalić kierunki. Także jeśli chcę przejść przez ulicę i nie ma nikogo w pobliżu, zdarza się że nie wiem, kiedy mam zielone światło. Wówczas zdarza się coś dziwnego. Jest cisza, miasto śpi. Zdezorientowany stoję na chodniku nie wiedząc czy mogę iść dalej bezpiecznie. wtedy nagle słyszę za sobą zbliżające się kroki. Kroki mijają mnie, zmierzając zawsze we właściwym dla mnie kierunku, przechodzą też przez ulicę zawsze na zielonym świetle. Idę więc spokojnie za odgłosem tych kroków, a kiedy już odnajduję drogę lub jestem po drugiej stronie ulicy, kroki kilka metrów przede mną nagle znikają. Po prostu pojawiają się nagle kilka metrów za mną a później kilka metrów przede mną znikają. Dodam tylko, że w takiej porannej ciszy miasta słyszę jak ktoś idzie w odległości kilkudziesięciu metrów. A te kroki pojawiają się dopiero kilka metrów za mną i tak samo szybko cichną. Nie wiążę jednak tych zdarzeń z dziadkiem, ponieważ przeważnie są to kroki kobiety w butach na wysokim obcasie.
Pozdrawiam serdecznie Fundację Nautilus
czytaj dalej
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.