Dziś jest:
Poniedziałek, 9 grudnia 2024
Nasze położenie na tej Ziemi wygląda osobliwie, każdy z nas pojawia się mimowolnie i bez zaproszenia, na krótki pobyt bez uświadomionego celu. Nie mogę nadziwić się tej tajemnicy...
/Albert Einstein/
Zachowamy Twoje dane tylko do naszej wiadomości, chyba że wyraźnie napiszesz, że zezwalasz na ich opublikowanie. Adres email do wysyłania historii do działu "XXI Piętro": xxi@nautilus.org.pl
czytaj dalej
2 września 2020 w naszej poczcie znaleźliśmy kolejny e-mail z relacją osoby, która zauważyła u siebie na ciele znak "koła sterowego". Piszemy o tym fenomenie od wielu lat jako o czołówce zjawisk niewyjaśnionych, które ma potwierdzenie w relacjach bardzo wielu wiarygodnych ludzi. Oprócz tego, że prezentujemy tę historię w naszym dziale XXI PIĘTRO, to oczywiście dołączamy ją do ostatniej publikacji o dziwnych znakach.
/e-mail dostaliśmy 2 września 2020/
[...] Witam,
Piszę w związku z opublikowanym przez Was niedawno artykułem dotyczącym znaków na ciele. Chciałbym podzielić się z Wami moją historią, która miała miejsce 3 lata temu, wiosną 2017 roku. Wraz z rodziną przebywałem na wsi pod Łodzią. Jednego dnia budząc się rano moja dziewczyna zauważyła na moim ciele znak przypominający wypalony celownik. Znajdował się on z przodu, po lewej stronie, na wysokości ostatnich, dolnych żeber. Popatrzyłem na to znamię i dotknąłem sprawdzając czy jest to być może jakieś poparzenie lub świeży odcisk, którego nabawiłem się podczas snu. Ku mojemu zdziwieniu ten wypalony znak wcale mnie nie bolał. Dziewczyna zażartowała ze mnie, że być może mnie porwali kosmici, ale puściłem ten komentarz wolno.
Muszę podkreślić, że to co jest najbardziej istotne w mojej historii to sposób w jaki moja podświadomość radziła sobie z tym wydarzeniem. Ignorowała je. Niestety nie posiadam zdjęcia tego znaku i jest to bardzo dziwne ponieważ od dziecka interesuję się zjawiskami paranormalnymi, medytacją i różnymi wierzeniami. Mam wrażenie jakby mój mózg chciał siłowo wyprzeć te wspomnienia z głowy. Pamiętam, że tamtego ranka usilnie próbując sobie przypomnieć skąd się wziął ten symbol, pojawiała mi się mglista,senna wizja lub wrażenie. Bardzo jasne pomieszczenie przypominające łazienkę i kontury postaci. Mój syk z bólu na myśl o znaku na ciele. To wszystko co pamiętałem. Nie mam pojęcia na ile był to twór mojej wyobraźni jednak szybko o tym zapomniałem.
Oprócz mojej dziewczyny znamię widzieli jeszcze moi rodzice. Zasugerowali, że być może poparzyłem się suszarką. Sprawdziłem wszystkie suszarki, które znajdowały się w domu i żadna z nich nie miała takiego samego wzoru 'celownika'.
Jakiś czas później natrafiłem przypadkiem na wywiad z ś.p. Stanisławem Barskim, polskim ufologiem. Wypowiadał się na YouTubie o podobnych przypadkach ludzi z takimi symbolami na ciele. Znów uderzyła mnie ta sama myśl: "jak to jest, że będąc wręcz fanem zjawisk paranormalnych nie szukałem w internecie wcześniej podobnych znaków". Napisałem czym prędzej do pana Stanisława i podzieliłem się wtedy z nim moją historią. Dostałem też wtedy od niego informację, że jestem pierwszym męskim przypadkiem jaki zna. Podobno moje znamie występuje głównie u kobiet, a u mężczyzn ten znak wygląda inaczej.
Podsumowując moją historię, to co uważam za bardzo dziwne, że moja świadomość próbuje niepamiętać o tym co się stało. Podobnie, gdy opowiadam o tym zdarzeniu znajomym, nikt nigdy nie pamięta, że już o tym wspominałem. Miałem nawet przypadek, w którym autentycznie rozmawiając z przyjacielem przez telefon połączenie zaczynało się przerywać gdy podejmowałem ten temat. Nie wiem na ile są to moje urojenia lub efekt placebo, ale pewne jest, że znak na moim ciele istniał i wciąż są w stanie to potwierdzić 3 osoby poza mną.
Pozdrawiam,
[...]
P.S. Zapomniałem wspomnieć o moim jednym przemyśleniu. Trzy lata temu kiedy miało miejsce to zdarzenie byłem bardzo zafascynowany medytacją, czakrami i szamanizmem. Przez jakiś czas miałem przeczucie, że to mogło być jakoś ze sobą powiązane.
/poniżej zdjęcie z naszego archiwum/
Poniżej jeszcze ciekawostka z innej półki zjawisk niewyjaśnionych - dziwny dźwięk zarejestrowany w 2018 roku.
czytaj dalej
Witam.
W dniu dzisiejszym zawoziłem z żoną syna na zabieg do Grodziska mazowieckiego. Wiadomo co się obecnie dzieje z tym koronawirusem. Tylko żona mogła wejść. Ja musiałem pozostać na zewnątrz. Co ciekawe blisko jest stadion i akurat zaczął się mecz rezerw Legii.
Poszedłem sobie i tak w trakcie zgadałem się z dwoma kibicami. Jeden wspomniał, że obstawił mecz Piast- Pogoń. Ja do nich, a akurat wczoraj oglądałem go i Pogoń wygrała 1-0 Po golu z główki. Widzę, że patrzą się dziwnie i zaczynają do mnie, że coś mi się pomyliło. Ja do nich, że na 100% i opisałem, jak padł gol. Oni, że niemożliwe.
Pokazuje mi kupon i tak, jak wół, że dzisiaj o 12.30. Wchodzę w Internet, sprawdzam, jak nic, że właśnie w tym momencie się zaczyna. Nie mogę uwierzyć. Sprawdzam jakie inne mecze , podobny wynik i nic. Goście twierdzą, że coś mi się pomyliło. Futbol to moja pasja, wiem wszystko o piłce. Jestem w lekkim szoku. Jeden sobie żartuję, że mecz ustawiony i wynik wczoraj ustawiony. Po pierwszej połowie opuszczam mecz, żona wyszła już ze szpitala. Wracamy do domu. Włączyłem tv i w tym momencie wpada gol dla Pogoni, tak jak to widziałem wczoraj !!! Jestem w szoku.
Pogoń wygrała 1-0 Z Piastem, tak jak to widziałem. Pewno Ci kibice, jak sprawdzili wynik, to będą również w szoku. Przyszedł sobie na jedną połowę jakiś obcy gość i twierdził, że oglądał mecz, który się jeszcze nie odbył i podał dobry wynik.
Pozdrawiam.
[dane do wiad. FN]
/email dostaliśmy 30 sierpnia 2020/
czytaj dalej
W dziale XXI PIĘTRO prezentujemy bardzo długi opis od naszej czytelniczki. W tytule e-maila był tekst "Wzmianka o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu". Na pokładzie okrętu Nautilus od wielu lat nie używamy sformułowania "paranormalne", gdyż zawiera w sobie ono fałsz. Nie ma bowiem zjawisk "paranormalnych", a są jedynie normalne, tyle że nie wyjaśnione. Z szacunku za ogrom pracy przy pisaniu tak długiego tekstu zachowujemy oryginalny tytuł. Natomiast "ćma z zaświatów" to nazwa grafiki, którą prezentujemy na końcu.
Wszystkim czytelnikom przysyłającym nam opisy swoich spotkań z nieznanym, które prezentujemy w dziale XXI PIĘTRO pięknie dziękujemy.
Witam serdecznie,
na wstępie chciałabym nadmienić, że duża część treści poniższego e-maila została także wysłana do pana Krzysztofa Jackowskiego pod koniec maja i czerwca bieżącego roku ze względu na chęć nawiązania kontaktu z nim w sprawach paranormalnych i podzielenia się swoimi doświadczeniami oraz wskazówkami dotyczącymi dalszego rozwoju zdolności jasnowidzenia. Ze strony pana Jackowskiego jednak nie otrzymałam kontaktu, co podejrzewam jest przyczyną jego braku wolnego czasu spowodowanego pracą zawodową w kwestii ciągłych poszukiwań osób zaginionych. Dodatkowo, pan Jackowski z pewnością otrzymuje ogrom wiadomości od innych swoich słuchaczy na youtubie czy facebooku, a mój e-mail jest dość długi do przeczytania.
Piszę do Państwa, ponieważ doszłam do wniosku, że może w przyszłości chcieliby Państwo wykorzystać jakieś dodatkowe materiały do tworzenia poszczególnych artykułów na stronie Fundacji Nautilus, której także jestem stałą czytelniczką.
Z góry chciałabym napomknąć, że to, co opiszę w kolejnych zdaniach nie jest wymyśloną przeze mnie opowieścią science-fiction, przy czym nie chcę się kreować na jakąś superbohaterkę z komiksów, ani nie cierpię na jakąkolwiek chorobę psychiczną, co być może mogłyby wywnioskować osoby, które nie mają pojęcia o sprawach paranormalnych czy też się nimi w ogóle nie interesują lub je ignorują.
Od najmłodszych lat byłam osobą wrażliwą i dostrzegającą to, czego inni nie widzieli i nie słyszeli. Pamiętam moje pierwsze wspomnienie w obecnym fizycznym ciele, gdy otworzyłam oczy i jako niemowlak leżałam w drewnianym łóżeczku. Byłam dość mocno zdziwiona, że jedyne co potrafiłam, to niezdarne machanie rękami oraz nogami. Jeszcze większy szok przeżyłam, gdy widząc nad sobą pochyloną mamę nie byłam w stanie powiedzieć w jej kierunku żadnego konkretnego słowa czy zdania, a z moich ust wydobywał się jedynie bełkot i mlaskanie. Co dziwne, idealnie rozumiałam co mówiła do mnie, ale czułam się wtedy, jakby coś wyraźnie blokowało moją mowę, mimo że moje myśli były rozwinięte jak u dorosłej osoby. Czułam się jak zamknięta w klatce w postaci ciała.
Najgorsza w niemowlęcym stanie była dla mnie nuda, a wielogodzinne oglądanie sufitu lub maskotek nie było interesującym zajęciem. Czas wlókł się niemiłosiernie. Specjalnie rozkopywałam więc swoje niebieskie kocyki lub krzyczałam (co brzmiało oczywiście jak normalny płacz niemowlaka), by tylko ktoś z rodziców co chwilę do mnie podchodził i towarzyszył w tej niedoli. Z tego okresu pozostało mi jedno: nienawidzę się nudzić, dlatego ciągle muszę mieć jakieś zajęcie, inaczej moje samopoczucie się pogarsza i natychmiast tracę dobry humor.
Kiedyś przeczytałam ciekawostkę, że większość dzieci traci całą swoją dotychczasową pamięć po przekroczeniu wieku 5-6 lat, ale u mnie te wspomnienia nie zostały w ogóle wymazane. Pamiętam swoje pierwsze zabawki (ich kształt, zapach i dotyk), jazdę w tzw. głębokim wózku (co śmieszne, mdliły mnie spacery i kręciło mi się w głowie, skoro wciąż widziałam tylko szybko przesuwające się niebo i gałęzie drzew), potem jazdę w typowej spacerówce, jak również pierwsze kroki w chodziku, co było dla mnie męczące i irytujące, skoro moje nogi były niczym z waty i nie potrafiły się zgrabnie poruszać. Kilka lat później będąc już w przedszkolu szokowałam się, że nie potrafię płynnie czytać i pisać. Denerwowało mnie uczenie się tego wszystkiego od nowa.
Od urodzenia mieszkałam w małym miasteczku w starym domu, który został zbudowany na początku XIX w.
W wieku ok. 7-8 lat za każdym razem leżąc w nocy w łóżku w swoim pokoju czułam ze strony przedpokoju (mimo zamkniętych drzwi do mojego pokoju, które niestety były przeszklone, więc mogłam widzieć wszystko co się dzieje po drugiej stronie), że coś mnie obserwowało, jak gdyby czarny słup poruszał się w tych ciemnościach i pojawiało się odczucie swego rodzaju napierania na moją osobę, co było na tyle silne, że miałam problemy z zasypianiem oraz pociłam się ze strachu. Wtedy też zaczęłam słyszeć niezrozumiałe szepty, rozmowy wielu głosów i bolesne jęki dobiegające z różnych kątów sufitu (dodam, że nie mieliśmy nigdy sąsiadów, a w nocy telewizor był zawsze wyłączony, więc dźwięki nie mogły dochodzić z salonu).
Przełom ujawnienia się u mnie zdolności jasnowidzenia nastąpił w wieku 19 lat, choć i we wcześniejszych latach zdarzało się, że moje mocne przeczucia i wizje się sprawdzały, np. wiedziałam w jakim konkursie plastycznym lub pisarskim powinnam wziąć udział, by zająć pierwsze miejsce, a gdy tego nie widziałam poprzez wizje lub po prostu nie czułam, to moje konkursowe wysiłki się nie opłacały. W kolejnych latach była to dla mnie przydatna umiejętność, ponieważ z góry widziałam przynajmniej 2-3 zadania, jakie miały się pojawić podczas sprawdzianów w liceum czy podczas sesji na studiach. Wiedziałam także jakie pytania padną podczas obrony mojej pracy licencjackiej. Potrafiłam przewidzieć, że następnego dnia nie będzie wody w kranie lub mój autobus nie przyjedzie. Mój narzeczony czasem się nieco irytuje, bo wiem, gdzie ukrywa przede mną prezenty. Twierdzi, że nie można mi zrobić niespodzianki. Raz powiedziałam mu nawet kiedy i w jakim miejscu mi się oświadczy (na ok. dwa tygodnie przed planowanym przez niego wydarzeniem), co też spotkało się z jego zaskoczeniem i ciężkim westchnieniem. Wielokrotnie miałam wizje jak będą wyglądały moje dzieci w przyszłości, jak sama będę wyglądała na starość (w tym i moi bliscy) i w jaki sposób umrę oraz co mnie czeka po śmierci.
Każdą wizję odczuwam za każdym razem tak samo - pojawia się jakby lekki, ciepły ucisk na gałki oczne i tuż przed swoimi oczami widzę nałożony, wyraźny obraz - ewentualnie sylwetki ludzi lub budynki, za którymi widać jedynie białe tło. Wizja zazwyczaj trwa kilka sekund.
Jako początek najdziwniejszych wg mojej opinii przygód uznaję wydarzenie, gdy wybrałam się ze znajomymi na ognisko w lesie. Ci obchodzili wówczas słowiańskie święto (osobiście nie należę do grona rodzimowierstwa, ani jakiejkolwiek innej religii, lecz nie jestem ateistką), a byłam jedynie zaciekawionym obserwatorem siedzącym na skale poza ich kręgiem. W pewnym momencie wszyscy musieli się odwrócić plecami do ogniska, by nie patrzeć w stronę tzw. przez nich ,,złego spojrzenia” – nie wierzyłam wtedy w takie gusła, więc specjalnie patrzyłam w stronę ogniska i ku mojemu skrajnemu zdziwieniu moim oczom ukazała się na moment twarz długowłosego mężczyzny z wąsami i brodą (wyglądała identycznie niczym pogański bóg podziemi i magii zwany Welesem). Ten spojrzał w moją stronę. Sprawa nieprawdopodobna, bo później przez cały tydzień często słyszałam w głowie dźwięki słowiańskich fletów, dzwonków i harf.
Mając 20 lat zaczęłam odczuwać silne mrowienie na czole, które pojawiało się dokładnie w miejscu tzw. trzeciego oka. Z początku sądziłam, że może to jakieś łaskotanie spowodowane moim uczuleniem na kurz, ale wspomniane mrowienie pojawiało się za każdym razem, gdy w moim domu zjawiały się nieznośne duchy.
Często siedząc przed komputerem czułam, że coś wysokiego stoi za moimi plecami. Zdarzało się, że coś chuchało mi zimnem w ucho lub szyję (wszystkie okna w domu były zamknięte, więc nie było możliwości przeciągu). Czasem łapało mnie mocno za łydki niczym lodowata ręka, łaskotało po stopach lub ciągnęło za włosy.
Lubię kolekcjonować wszelkiego rodzaju modele, a w tym okresie posiadałam na regale sporą kolekcję figurek. Często zauważałam, że są one poprzesuwane w lewo lub prawo, a figurki tylko złych bohaterów zawsze były odwrócone idealnie o kąt 90 stopni.
Coraz częściej widziałam jakby półprzezroczyste, latające przez ściany postacie ludzkie i przebiegające po ścianach cienie. Cienie były zarówno wysokości kilkuletniego dziecka, jak i dorosłych osób. Niektóre cienie wyglądały jak zwykły cień rzucany przez człowieka, a inne przypominały jakby czarną wyrwę w przestrzeni mającą postrzępiony kontur.
Raz idąc przez pomieszczenia strychowe zobaczyłam szybko przesuwający się po podłodze okrągły cień. Kilka razy zlękłam się widząc cień mocno zgarbionego człowieka. Gdy przygotowywałam się do spania i gasiłam światło w pokoju, to nie mogłam się zrelaksować ani zasnąć, ponieważ czułam, że coś wciąż mi się przygląda i stoi tuż przed moim łóżkiem. Pewnego razu przeraziłam się nie na żarty, gdy w nocy leżąc przy zapalonej lampce i patrząc przed siebie ukazała się przed moimi oczami czarna, kobieca dłoń, która energicznie pomachała do mnie i zniknęła.
Jednak z czasem widzenie cieni i mglistych, duchowych postaci nie było dla mnie aż tak uciążliwe jak słyszenie ich zawodzenia, jęków czy niezrozumiałych bełkotów za dnia i w nocy. Rzecz działa się jedynie w moim domu i na ogół w moim pokoju. Najczęściej pojawiał się kobiecy lament w jednym rogu pomieszczenia, a w drugim rogu raz na jakiś czas zjawiał się męski, niski głos jakby psychicznie znęcał się nad tą kobietą.
Duch kobiety dziwnie reagował, gdy włączałam w internecie nagrania ludzi ukazujące duchy zjawiające się w ich domach, magazynach, nieczynnych fabrykach, zamkach czy kopalniach. Wtedy wspomniany duch kobiety szybko coś niewyraźnie mówił i wzdychał ze zdziwieniem lub złością. Gdy coś jej się podobało, to stwierdzała charakterystycznie i głośno: ,,Łuuuuuu!”.
Oprócz widzenia cieni, w moim domu dostrzegałam także świetliste orby (dowody na ich pojawianie się mam na niektórych zdjęciach). Orb, którego zobaczyłam pierwszy raz w życiu, miał średnicę ok. 20 cm i lśnił w kolorze złota. Czułam się przez niego obserwowana i wydawało mi się, że w pewnym sensie łączy się z moim czołem chcąc mi coś przekazać, lecz po chwili zniknął. Od tamtej pory stale widzę orby nie tylko w domach, ale i w ruinach zamków, pałacach, hotelach, na cmentarzach. Są małe lub duże i przybierają różne kolory w zależności od atmosfery panującej w danym miejscu. Widzę również u ludzi różnobarwne aury otaczające ich ciała.
Kolejne dziwy, jakie mnie spotkały na terenie mojego domu, to kilkukrotne dostrzeżenie za oknem poszarpanego, kulistego cienia o średnicy 10 cm, który z niesamowitą szybkością gonił różne ptaki. Te zazwyczaj uciekały poza nasze podwórko, a czasem rozbijały się z nadmierną prędkością o okno mojego pokoju i padały nieprzytomne lub martwe – tak jakby to coś specjalnie chciało im zrobić krzywdę, a przy okazji zakłócić mój spokój. Stworzyłam kilka szybkich szkiców ukazujących dokładnie to, czego byłam świadkiem.
W sypialni rodziców pewnego popołudnia przeleciała obok mnie czarna ćma wielkości dłoni, której głowa była zakończona szpicem, a jej odwłok ciągnął się przypominając szary dym, po czym zniknęła. Coś podobnego widziała moja mama w trakcie remontu łazienki (okna w pomieszczeniu były zamknięte), gdy opisywana ćma pojawiła się nie wiadomo skąd, wleciała prosto do wymontowanego syfonu prysznica, zaś mama sądząc, że to jakiś zmutowany owad, chciała go wyciągnąć ze starej rury i ku jej zaskoczeniu nic się w niej nie znajdowało.
Życie z domowymi duchami stało się nie do zniesienia czasie, gdy moi rodzice sprzedawali nasz dom i postanowili przeprowadzić się do innego miasta. Zawodzenie duchów mocno się nasiliło, jakby nie chciały, żebym się stąd wyprowadziła.
Gdy przebywałam w domu sama, to coś wbiegało na górę po schodach, a potem się z nich turlało z ogromnym hukiem. Stukania, drwiące chichoty i kroki po innych pomieszczeniach były na porządku dziennym. Nie miałam w domu żadnego zwierzęcia, a zdarzało się nawet, że słyszałam odgłosy psa przechodzącego wzdłuż jednego z pomieszczeń. W ciemnym korytarzu w kącie pojawiały się błyszczące, żółte ślepia, które zaraz szybko znikały.
Miałam wizje bytów mieszkających w moim domu. Te śniły mi się również w identycznej postaci. Jeden duch wyglądał jak wysoki mężczyzna chudy niczym kościotrup. Jego oczy były niemalże blade z ledwo widocznymi źrenicami, minę miał przeważnie wściekłą lub drwiącą, jego skóra przybierała kolory rozkładającej się szarości, żółci i zieleni. Ubrany był w czarny płaszcz (przypominający materiał z lateksu) z głęboko nasuniętym na głowę kapturem, a za każdym razem, gdy się pojawiał, to odczuwałam wokół siebie smród zgnilizny i chorób. Drugą postacią była otyła, blada jak papier kobieta w siwym koku, czarnej sukni w wiktoriańskim stylu i równie pustych oczach jak postać wspomnianego wcześniej mężczyzny – zazwyczaj też miała złowrogą minę. W moich snach czasem przemieniała się w ciągnący się, czarny obłok, który mnie dusił. Taki sam obłok, wijący się niczym wąż, widziałam w moim domu już po przebudzeniu się. W owym czasie koszmary śniły mi się już codziennie. Za każdym razem te duchy chciały mnie zabić za pomocą sztyletów i zniewolić moją duszę.
Z dnia na dzień stawałam się coraz słabsza i myślałam, że w końcu umrę z braku energii. Czułam jak duchy mnie ze wszystkiego wysysają. Pewnego dnia zaczęłam wyraźnie słyszeć ich słowa w stylu: ,,Zostaniesz tutaj”, ,,Umrzesz tutaj” , ,,Zabij się” lub ,,Kocham cię”. Naciski ze strony duchów były na tyle silne, że serce mi biło jak po maratonie i miałam dreszcze całego ciała.
Raz ukazała mi się wizja przedstawiająca wygięte ostrze arabskiego noża, a po chwili poczułam, że coś mi się wbiło w plecy pod łopatkami i był to przeszywający ból nie do opisania.
Po jakimś czasie postanowiłam zrobić eksperyment. Przed spaniem skupiłam się kreując myśl: ,,Niech ukażą mi się w śnie duchy, które nawiedzają mój dom i nie pozwalają mi żyć w spokoju”. Tej nocy jak na żądanie przyśniła mi się młoda para biorąca ślub kościelny. Był to chudy, wysoki mężczyzna o ciemnych, rzadkich włosach, bladej cerze, ubrany w czarny garnitur i sprawiający wrażenie chorego. Obok niego stała nachmurzona, szczupła blondynka, której kręcone włosy były upięte w niezdarny kok. Sądząc po urodzie, wydawało się, że są pochodzenia niemieckiego. Oboje byli wyjątkowo niezadowoleni z faktu, że się pobierają. Zaraz po nich ukazał mi się obraz przedstawiający mój pokój, ale wyglądający na co najmniej 100 lat wstecz. Dostrzegłam w nim przygarbionego, łysiejącego staruszka w okularach, białej koszuli i szarych spodniach na szelkach. W kącie pokoju stało brązowe pianino, a obok skrzypce i gitara (nadmienię, że w moim pokoju w innym rogu pokoju też stała gitara akustyczna i zdarzało się, że w nocy jakiś duch pociągał za jedną ze strun).
Widać było, że muzyka jest jego największą pasją. Staruszek ten dał mi we śnie do zrozumienia, że jest tutaj zniewolony przez dwa duchy i nie może przez nie opuścić tego świata. Następnie znalazłam się w małej sali kinowej i owy mężczyzna pokazał mi krótki film ze swojej młodości, który przedstawiał jak był prześladowany i bity przez Hitlerowców do nieprzytomności za to, że jest Żydem. Dodał, że aktualnie także Niemcy nie chcą go stąd wypuścić.
Gdy w końcu się wyprowadziłam z mojej rodzinnej miejscowości, to kilka dni po przeprowadzce znów przyśnił mi się duch owego Żyda-muzyka, który tym razem był jeszcze starszy (wydawało się, że ma ponad 100 lat). Ubrany był w ciemnoszary garnitur, a w ręce trzymał brązową walizkę podróżną. Stwierdził z uśmiechem, że wybiera się w daleką podróż. Ukłonił się i podziękował mi, że za moją sprawą na zawsze jest uwolniony.
Kilka miesięcy temu miałam wizję, że w moim dawnym domu pojawi się kiedyś wielki, czarno-szary wir iskrzących się, przeplatających duchowych postaci i będzie mu przy tym towarzyszyć atmosfera wyjątkowego zła.
Ponad 2 lata temu odkryłam w sobie nową umiejętność. Przykładając ręce do czoła danej osoby lub jedynie swoje czoło do czoła rozmówcy i zamykając oczy potrafię odczytywać różne obrazy z umysłu badanego człowieka. Mogą być to jego tajemnice, ukryte marzenia, wyobrażenia. Czasem obrazy te są zaskakujące i wydaje mi się, że mogą przedstawiać miejsca, w których było się w poprzednich wcieleniach, np. starożytne świątynie.
Skutkiem ubocznym tego sposobu jest pojawiający się ból głowy u badanej przeze mnie osoby. Przykładając dłoń do drugiego człowieka (albo trzymając dłoń na odległość ok. 2 cm od jego ciała) potrafię z niego pobierać energię, w wyniku ten czuje się śpiący, a ja zaś odczuwam, jakbym się co najmniej napiła napoju energetycznego. Podobnie czyniłam na kotach mojego narzeczonego, ale podczas pobierania z nich energii czułam w sobie jakąś dziką siłę (tak, że chciałabym niczym kot wyskoczyć przez okno lub balkon i pobiec do lasu). Niestety, ale ta metoda również wywoływała ból u kotów bez względu na to, w którą część ciała zwierzęcia przyłożyłam rękę. Koty podczas badania o tyle dziwnie się zachowywały, że stawały się nieruchome niczym posągi i dopiero po jakimś czasie ich futerko robiło się najeżone. Niezadowolone głośno dawały do zrozumienia, że mają już dość testów.
Zdarza się, że podczas rozmowy z nieznajomą osobą jestem w stanie uchwycić to, co ta w danym momencie o mnie myśli. Czasami jestem w stanie odczytać myśli osoby przechodzącej obok mnie na ulicy. Zwłaszcza teraz podczas epidemii koronawirusa czuję w obcych ludziach jakby chaotyczne drgania - przerażenie, problemy finansowe, kłopoty z pracą, strapienia rodzinne. Pod koniec marca na początku rozwijającej się epidemii koronawirusa w Polsce wchodząc do marketów czułam się, jakbym była nagle chora i ktoś mnie całą (zwłaszcza na klatce piersiowej) obłożył ciężkimi głazami – na tyle przytłaczający był ogrom ludzkiej paniki, strachu i pesymistycznych myśli.
Wyczuwam u ludzi rodzaje posiadanej energii. Wyróżniam złotą energię (w przypadku ludzi inteligentnych, bardzo rozwiniętych duchowo, opanowanych, jakby mających wiele wcieleń za sobą, być może są to stare dusze) i niebieską energię (wydaje mi się, że są to młodsze dusze, ale na coraz wyższym poziomie rozwoju i wyróżniające się niespotykanymi dotąd umiejętnościami). Złotą energię widzę bezpośrednio we wnętrzu danej osoby w okolicach serca lub tuż nad jej skórą jako falujące, lśniące, złote drobinki przypominające rozsypany brokat na wietrze. Podobnie jest z niebieską energią.
Osobiście widzę u siebie złotą energię. Mój narzeczony zaś posiada niebieską energię (co ciekawe, od zawsze bardzo mu się podobał niebieski kolor), w związku z czym też coraz częściej odkrywa w sobie pewne paranormalne zdolności. Przykładowo jest w stanie na tyle się skupić, że za pomocą dłoni przyłożonej do jakiegoś bolącego mnie miejsca na ciele potrafi ten ból zmniejszyć lub całkowicie usunąć, w wyniku czego ból przechodzi na chwilę na jego rękę, ale radzi sobie z tym energicznie go strzepując. W przypadku mojego narzeczonego zauważyłam, że gdziekolwiek się pojawi, to zawsze uciekają przed nim wszystkie duchy. Może dzieje się tak, ponieważ ten całkowicie się ich nie boi i wytwarza w sobie jakby tarczę przeciwko nim. Kiedyś cieszyłam się na jego wizyty w moim poniemieckim domu, bowiem wtedy złośliwe duchy gdzieś nagle wywiewało, zgniłe powietrze robiło się raptem całkiem świeże, a sama czułam się fizycznie o wiele zdrowsza. Co więcej, narzeczony skupiając się i mając wtedy zamknięte oczy potrafi za pomocą trzeciego oka wyłapywać duchy znajdujące się nawet w dalekiej odległości od nas (to tak jakby w totalnych ciemnościach świecił latarką czołową i szukał za jej sprawą poszczególnych bytów). Widzi je wówczas jako rozmazane kształty. Gdy je namierzy, to potrafi je w pewnym sensie złapać trzecim okiem, a te zaraz się wyrywają jakby je to parzyło i szybko lecą gdzieś do góry. Od czasu do czasu narzeczony przykłada rękę lub głowę do mojego czoła, wymyśla jakiś obraz (oczywiście nie mówi mi, co ten ukazuje), przesyła mi go, a ja potrafię go trafnie odczytać ze szczegółami.
U części ludzi w ich wnętrzach widzę całkowitą pustkę jakby byli dopiero na początku duchowej drogi i musieli się jeszcze wiele nauczyć. Są jak niezapisane strony księgi.
Jestem w stanie także rozróżnić osobę chorą psychicznie. Ta posiada w sobie wielki, szary słup ciężki i mocny niczym odlany z betonu. Z kolei, u złych osób czuję wyłącznie sam ciężar przypominający okrągły, czarny obłok. Zauważyłam też, że u dzieci chorych na Downa energia wygląda niczym krążące srebrno-niebieskie drobinki formujące się w rozgałęzione drzewo, którego energia uchodzi ze szczytu korony.
Nauczyłam się również wychodzić ze swojego ciała - czynię to aktualnie bez większego skupiania się. Oczywiście nie jestem w stanie wyjść z ciała za każdym razem na życzenie, ponieważ wymaga to dużych pokładów energii i bycia w pełni wypoczętą. Podróżując jakby myślą mogę się znaleźć na wierzchołku wieży kościelnej, w domu mojego narzeczonego lub nawet poza Ziemią na odległych planetach. Kiedy teleportuję się myślą do mojego narzeczonego, ten nagle czuje mój zapach wokół siebie. Przebywanie poza ciałem nie trwa jednak długo – do 10 sekund. Potrafię nie tylko wychodzić z ciała, ale wnikać w nie, szukając w swoich organach miejsc chorobowych. Długo chorowałam na przewlekłe zapalenie zatok, a wnikając w nie widziałam czarną energię otaczającą ich tkanki. Ponadto, zauważyłam coś ostro zakończonego i wbitego w nie (jak się później okazało, podczas leczenia kanałowego stomatolog przebił się materiałem wypełniającym kanał zęba aż do zatok, stąd rozwinęło się poważne zakażenie).
Od dziecka posiadam bardzo dobrze rozwinięty węch. Za pomocą węchu potrafię przywołać jakby do swojego nosa zapachy potraw, zmarłych osób z mojej rodziny, rzeczy i miejsc, które zwiedzałam. Wyczuwam u ludzi zapachy zwykłych przeziębień, a także tych bardziej poważnych, np. raka (wówczas czuję od osoby słodki zapach, ale z ciężką nutą rozkładającego się ciała). Czasami mogę rozpoznać u danej osoby raka mimo, że ta jeszcze nic nie wie o swojej rozwijającej się chorobie. Dodam, że od osób chorych na schizofrenię wyczuwam odór amoniaku. Za każdym razem, gdy pojawia się obok mnie jakiś duch, to także czuję jego zapach. Mogą być to babcine, różane perfumy, które utrzymują się chwilę w danym miejscu niczym słup. Czasem są to też niestety odory wódki, piwa i spoconego mężczyzny.
Wyczuwam podobnie zapachy zmarłych zwierząt, np. kotów czy psów. Nie tylko czuję te zwierzęta, ale i je widzę jako półprzezroczyste postacie przebiegające wzdłuż pokoju. Pamiętam jak kiedyś co noc w sypialni narzeczonego nękał mnie duch kota, który kiedyś gdzieś zaginął i nigdy nie wrócił. Nie wiadomo dokładnie, co się z nim stało. Był to przesympatyczny kot, który za życia uwielbiał wspinać się na dach domu i tam przesiadywać w kominie. Leżąc w nocy w łóżku nie mogłam zasnąć, bo czułam, że coś małego siedzi w kącie pokoju i chce się przedrzeć do mojej głowy, ale nie może pokonać mojej bariery, którą stworzyłam. I tak na umysły mogliśmy się siłować aż do świtu, w wyniku czego noc miałam za każdym razem nieprzespaną. Zdarzało się, że owy duch kichał identycznie jak kot, słychać było, że liże futerko, chodzi po panelach. Widziałam jak szarpie się z foliowymi woreczkami leżącymi na podłodze – zachowywał się jak normalny kot z tą różnicą, że już nie żył i chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Raz wyczułam jak przeleciał nad naszym łóżkiem, przeniknął poprzez ścianę i wskoczył na dach, gdzie słychać było jego chodzenie po dachówkach. Pewnej nocy jednak miarka się przebrała. Czułam jak znów myślami napiera na mój umysł ( tym razem domagając się mleka) i miałam tego już serdecznie dość. Poprosiłam narzeczonego, by nalał do pustej miseczki mleka i położył ją w kącie pokoju. Po chwili wszystko się uspokoiło, a duch kota więcej nie powrócił.
Zdarza się, że gdy siedzę na kanapie, to czasem pojawi się duch psa (zawsze jest to labrador) i ten trąca mnie nosem w nogę lub na moment kładzie na niej swój łeb. Czasami mam sny traktujące o tym, że w przyszłości będę posiadała identycznego labradora kochającego mnie całym sercem. Ostatnio nawet mam wizje ukazujące małego, czarno-białego kota, którym być może będę się opiekować w przyszłości.
Mój narzeczony miał kiedyś ukochaną sukę - labradora. Zdechła wiele lat temu i osobiście jej nie poznałam, lecz pewnego razu skupiłam się na jej zdjęciu i posłałam jej myśl, że jej dawny właściciel bardzo za nią tęskni i ucieszyłby się z jej odwiedzin. Minął zaledwie tydzień, a mój narzeczony wspomniał mi, że podczas pracy poczuł wokół siebie zapach sierści mokrego psa i od razu się rozweselił. Jak się okazało, jego dawny pies uwielbiał się kąpać w rzekach.
Moment śmierci u osób z mojej rodziny jest o tyle dziwny, że zawsze go wyczuwam, zanim zostanę o tym poinformowana telefonicznie. Gdy mój dziadek zmarł, to czułam w sobie wirującą, niebieską spiralę napędzaną energią. Coś identycznego odczuwałam w przypadku śmierci mojej babci. Mój dziadek przed śmiercią mówił, że da mi znak, gdy będzie po drugiej stronie. W dniu jego śmierci siedząc w fotelu u siebie w domu słyszałam, jak coś idzie w moją stronę szybkim krokiem (przypominało to odgłos ciężkich butów wojskowych). Kroki zatrzymały się tuż przede mną i czułam, że jestem obserwowana. Zaraz na parterze mojego domu usłyszałam trzask rozbitego szkła, ale po sprawdzeniu nic nie leżało na podłodze.
Moja babcia pojawiła się kilka dni po śmierci w moim pokoju wypowiadając głośno moje imię. Mocno mnie wtedy przestraszyła, bo nikt z moich zmarłych bliskich jako duch do mnie dotąd jeszcze nie przemawiał. Dzień przed jej śmiercią poczułam jej zapach tuż obok mnie, mimo że stałam zupełnie sama na dworcu autobusowym. Swoich zmarłych dziadków widzę w snach zawsze tak samo: wyglądają na ok. 30-40 lat, są elegancko ubrani, zdrowi, ich skóra lśni słonecznym blaskiem i są naprawdę szczęśliwi. Gdy w snach pytam ich, co nas czeka po śmierci, to nagle nie chcą lub nie mogą mówić - jakby im coś na to nie pozwalało. Mój dziadek tylko raz wspomniał, że jeszcze nie mogę się o tym wszystkim dowiedzieć, bo zachwiałabym równowagę.
Duchy spotykam w różnych miejscach. Widzę je czasami podczas koncertów, gdzie stoją za barierkami (ale i nawet tam mnie zaczepiają). Im większe skupiska ludzi, tym więcej przyziemnych duchów, które wysysają naszą energię, dzięki czemu mogą w pewien sposób dalej funkcjonować. A im prostszy do przedarcia umysł, np. osoby, która jest pijana, tym lepiej. Nieprzyjemne w odbiorze są dla mnie szubienice w lasach (np. duch czarownicy skazanej na powieszenie za czary i błagającej mnie, bym przy niej została, męczył mnie na tyle swoją obecnością, że aż mnie mdliło). W obozach koncentracyjnych duchy dotykają mnie po rękach i nogach jakby chciały siłą zatrzymać – wtedy ich dotyk nie jest lodowaty, a parzy niczym przypiekanie żelazem. Ciągle słyszę tam ich jęki i płacz. W jednym z obozów koncentracyjnych wchodząc do pomieszczenia, gdzie zabito wielu więźniów za sprawą gazu. W miejscu tym rzeczywiście miałam problemy z oddychaniem. Zewsząd słyszałam okrzyki bólu i strachu. Później na jednej z szubienic znajdującej się na terenie obozu przez ułamek sekundy widziałam powieszonego żołnierza w zniszczonym płaszczu poplamionym krwią, jakby ta historia nieustannie dalej się odgrywała. Czasami przejeżdżając w pobliżu pól bitewnych, gdzie toczyły się wojny śląskie (np. Lutynia pod Wrocławiem), widzę tam stacjonujące wojska duchów żołnierzy – są to szaro-niebieskie postacie w poszarpanych mundurach, zmęczone, ranne, niektóre bez oczu, rąk, nóg czy z otwartymi klatkami piersiowymi. Część z nich stoi zupełnie nieruchomo i upiornie się we mnie wpatruje.
Nie lubię również mostów samobójców. Przebywając na nich mam ochotę wymiotować i prawie klęczę tak dobija mnie w tych miejscach ogrom ludzkiego nieszczęścia i negatywnej energii. Oczywiście duchy wisielców zmuszają mnie, bym do nich dołączyła, ale dla własnego bezpieczeństwa nigdy w takich miejscach nie jestem sama i raczej jestem na tyle silna, że nie poddałabym się ich żądaniom. Na mostach samobójców widzę szare duchy osób, które się powiesiły lub skoczyły w przepaść i tak w powietrzu lewitują oddalone o metr od siebie ze spuszczonymi głowami. We wszystkich miejscach związanych z zabójstwami, samobójstwami i ogólnie w nawiedzonych budynkach odczuwam mrowienie trzeciego oka i lewej dłoni. Czuję wtedy także męczący ciężar w klatce piersiowej. Przechodząc się po cmentarzach wiem, kto zginął tragicznie (wtedy pojawia się mocne mrowienie czoła, coś w rodzaju psychicznego bólu ze strony zmarłej osoby, jej przekonanie o niedokończonych sprawach na Ziemi i żal, że w taki sposób umarła lub że stało się to za wcześnie), a kto śmiercią naturalną ze starości (wówczas jest wrażenie spokoju i spełnienia). Od pewnych starych grobów bije nawet swego rodzaju wrażenie mądrości, pasji – po sprawdzeniu okazuje się, że jest to grób człowieka, który za życia był np. adwokatem lub muzykiem.
Od kilku lat odczuwam także coś, co prywatnie nazywam ,,preludium do śmierci”. Czasami, gdy patrzę na kogoś zdjęcie (lub tego widząc kogoś na ulicy), to na widok tej osoby czuję specyficzne, mocne mrowienie trzeciego oka (jakby rój mrówek znajdował się na moim czole). Mija kilka dni, tydzień, miesiąc, pół roku czy rok, a dana osoba umiera śmiercią naturalną lub tragiczną z powodu wypadku czy choroby. Identycznie wyczuwam to w przypadku zwierząt. Mrowi mi czoło na widok kota, a ten pewnego dnia wychodzi z domu i już więcej nie wraca. Czasami przeglądając w internecie zdjęcia osób zaginionych czoło mrowi mi tak samo na ich widok i po jakimś czasie okazuje się, że nie żyją, gdyż ich ciała zostały znalezione przez policję lub z pomocą pana Jackowskiego. Parokrotnie byłam w stanie na odległość stwierdzić, dlaczego taka osoba zaginęła, w jaki sposób umarła i co przed tym czuła.
Niekiedy dotykając pewnych przedmiotów miewam różne wizje.
Mam dziwne odczucia, gdy do ręki biorę np. oryginalną, starą szablę poszczerbioną od walki. Wtedy przed oczami pojawia mi się wizja do kogo należała i gdzie dana osoba walczyła. Oglądając w muzeach broń z czasów II wojny światowej wyświetla mi się przed oczami kolor czerwony – może jest to związane z tym, że daną bronią wyrządzono innym ludziom wiele złego. Czasami, gdy się zastanawiam, kiedy ma nastąpić jakieś wydarzenie, to wyświetlają mi się przed oczami konkretne kolory, np. zieleń oznacza lipiec, pomarańcz – sierpień.
Napomknę jeszcze, że urządzenia elektroniczne potrafią momentalnie przestać działać lub się zawieszają, gdy jestem w ich pobliżu. Nie zliczę ile razy nagle nie działały komputery, przy których byłam obsługiwana w różnych bankach. Robiąc w markecie zakupy czasem cały rządek kas samoobsługowych potrafi się zawiesić. Nie lubię płacić kartą płatniczą, ponieważ urządzenie do jej odczytu często wariuje. Czasami kiedy przez przypadek dotknę dłonią kasy w Rossmannie, to ta przestaje działać, a zaskoczone kasjerki muszą ręcznie wpisywać kody zakupionych przeze mnie produktów. Chyba nie mogłabym w przyszłości pracować jako kasjerka… Gdy jestem z jakiegoś powodu zestresowana lub zdenerwowana, to mój telefon przestaje działać lub nagle pendrive nie odczytuje się po wpięciu do komputera. Nie wspomnę, ile nerwów mnie kosztowały sytuacje, gdy podczas studiów w trakcie kolokwium tylko mój komputer nagle nie działał. Tomograf komputerowy jak najbardziej też potrafił się zaciąć, gdy mnie badał, a czasami na prześwietleniach RTG ukazywały się wokół mojej czaszki jasne obłoki, w wyniku czego musiałam powtarzać badanie. Ostatnio pracując w sklepie odzieżowym w chwilach mojego dużego stresu zauważam, że terminale płatnicze przestają działać, metkownice się całkowicie zawieszają, a urządzenia do skanowania kodów poszczególnych ciuchów tracą łączność bluetooth.
Od kilku lat zbieram minerały. Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale zauważyłam, że niektóre z nich wydają z siebie delikatne, oryginalne dźwięki. Każdy minerał wyróżnia się innym dźwiękiem np. wszystkie ametysty nie brzęczą tak samo. Lubię odwiedzać giełdy minerałów, podczas których wsłuchuję się w nie jak w małe instrumenty dźwięczące subtelnie. Lubię leżeć wieczorem na łóżku w totalnych ciemnościach i wsłuchiwać się w muzykę dedykowaną do oczyszczania czakr i medytacji (przy okazji polecam kanał na youtubie o nazwie: ,,Meditative Mind"). Wtedy zamykam oczy i na czole umieszczam np. bryłkę ametystu. Po chwili wpadam w jakby trans, ciało robi się lekkie jak piórko, a każdy inny kamień przykładany wówczas do mojego czoła ukazuje mi różne wizje / obrazy przedstawiające m.in. lewitujące piramidy, skomplikowane przyrządy astronomiczne oraz starożytne budowle znajdujące się na innych planetach (może w odległych galaktykach). Chwilami widzę również świetliste postacie, pozaziemskie formy życia i symbole (np. w ten sposób odkryłam, że istnieje symbol ,,om", o którym wcześniej nie miałam pojęcia, ale po jego ujrzeniu przeszukiwałam wiele źródeł internetowych i w końcu dowiedziałam się co oznacza). Dla eksperymentu raz powtórzyłam daną czynność już bez udziału minerałów, lecz wtedy nie odbywałam tego typu ,,kosmicznych” podróży. Jednak nie wszystkie minerały dobrze mi służą. Istnieje jeden, który wpływa na mnie wyjątkowo niekorzystnie.
Mimo wielokrotnego oczyszczania na różne sposoby nie mogę przebywać w pobliżu kwarcu dymnego zwanego morionem, który za każdym wywołuje u mnie nadmierne podwyższenie ciśnienia, jakby ciężkość w klatce piersiowej i ból głowy. Miałam do czynienia z innymi kwarcami dymnymi z zupełnie różnych sklepów i w towarzystwie każdego z nich czułam się zawsze źle. W nocy nie mogłam zasnąć, gdy morion znajdował się na wierzchu nawet w innym pomieszczeniu i musiałam go chować jak najgłębiej w szufladzie. Do dziś mnie to zastanawia, dlaczego kwarc dymny wywołuje u mnie na tyle negatywne poczucia, które są niemalże identyczne do tych odczuwanych w miejscach takich jak nawiedzone domy.
Jakiś czas temu zupełnie przez przypadek natknęłam się na film na temat zdolności pana Krzysztofa Jackowskiego pt.: ,,Dokument – jasnowidz”. Szczególną uwagę zwróciłam na rozmowę pana Jackowskiego z Andrzejem Lepperem. Zawsze patrząc na jego osobę na zdjęciach mocno mrowi moje trzecie oko i w pewnym sensie czuję, że nie popełnił samobójstwa. Nagle moim oczom ukazała się wizja przedstawiająca, że osobiście znajduję się w gabinecie Andrzeja Leppera i jestem jakby w jego ciele, ale… wiszę już uduszona, a przede mną stoi dwóch mężczyzn o sylwetkach dość umięśnionych (niczym sportowcy), ubranych w czarne, obcisłe kombinezony i kominiarki. Na koniec wizji usłyszałam tylko słowo Andrzeja Leppera: ,,Oszukany”.
Zawsze, gdy podczas audycji na youtubie pan Krzysztof Jackowski tworzy jakąkolwiek wizję, to natychmiast zaczyna mi mrowić trzecie oko, jakby wyczuwało, że ten się skupia na przywoływaniu obrazów przyszłościowych. Czasami dla treningu i także z ciekawości równocześnie skupiam się wraz z nim, by skonfrontować na bieżąco moje odczucia.
Od lutego bieżącego roku mocno mi mrowi na widok Jarosława Kaczyńskiego. Identycznie się dzieje, gdy tylko usłyszę jego głos w telewizji czy radiu. Rok temu wizjowo zobaczyłam dwa następujące po sobie obrazy. Pierwszy: na stronie Wirtualnej Polski widziałam nagłówek z czarno-białym zdjęciem Jarosława Kaczyńskiego i poniższych mnóstwo informacji na temat jego śmierci. Zaraz pojawił się drugi obraz: opadające kwiaty lipy. Może oznacza to, że umarłby w miesiącu, gdy lipy zaczną opadać?
Kilka miesięcy po tym pojawiła się kolejna wizja ukazująca co być może działoby się po śmierci J. Kaczyńskiego – widziałam sejm i dziejący się w nim totalny chaos. Politycy się wzajemnie przekrzykiwali, wymachiwali rękami, grozili pięściami, szarpali się ze sobą. Pojawiła się tam okazjonalnie Krystyna Pawłowicz, która swoją rozwrzeszczaną osobą również tworzyła dodatkowy zamęt. Niedawno usłyszałam pewne stwierdzenie, że gdy odchodzi lider, to rozpada się partia. Może byłoby tak w tym przypadku?
Podczas wakacji zeszłego roku pojawiła się u mnie wizja przedstawiająca kulę ziemską, a następnie zobaczyłam narysowaną ołówkiem mapę świata i czarny obłok rozlewający się od Chin aż po całą Europę i Stany Zjednoczone. Podejrzewam, że mogło być to wstępne ostrzeżenie przed koronawirusem. Co do koronawirusa, to widziałam również grupę polityków lub biznesmenów stojących w kręgu. Ubrani byli w eleganckie, szare garnitury, a wszyscy oprócz jednego (siwego, łysiejącego, w okularach i dość otyłego – wydawało się, że jest ich przywódcą) mieli zamglone twarze. Nie byłam w stanie stwierdzić w jakim języku rozmawiają, ponieważ ich głosy były wyciszone, ale po chwili w mojej głowie pojawiła się informacja, że koronawirus to z góry zaplanowana symulacja choroby mająca ocenić jak społeczeństwa będą się zachowywały w obliczu zagrożenia zdrowia, życia i utraty pracy.
W maju bieżącego roku miałam wizję ukazującą tłumy ludzi głównie w wieku 25-55 lat szarpiących się z powodu jakiegoś poważnego problemu z osobami w ciemnych mundurach. Jedna z osób walczących miała na sobie koszulę w kratę. Moja wizja się potwierdziła na stronie Wirtualnej Polski: był to protest polskich przedsiębiorców (a wśród nich na zdjęciu zobaczyłam mężczyznę w kraciastej koszuli) zmagających się z policją.
Jedną z bardziej niepokojących wizji miałam w listopadzie zeszłego roku. Widziałam zrzucane bomby (wydaje mi się, że atomowe) i piaskowe obłoki na mapie ukazującej tereny m.in. Iranu, Iraku i Syrii. Mignął mi również tytuł wiadomości, że USA zaatakowało Izrael. Nie wierzę do końca swoim wizjom, ponieważ wszystko ma wiele zmiennych i historia ostatecznie może się potoczyć zupełnie inaczej.
Jeśli dotrwali Państwo do końca mojego e-maila, to ogromnie się cieszę, że poświęcili Państwo dla mnie swój czas i mieli cierpliwość, by to wszystko przeczytać. Podsumowując już całość dodam, że oczywiście mogą Państwo stwierdzić, że moje opowieści są nieprawdopodobne i jestem szaloną osobą, ale opisałam wszystko zgodnie z prawdą i z tym co odczuwam na co dzień.
Rzecz jasna, w powyższym e-mailu nie opisałam wszystkich dziwnych wydarzeń, których byłam świadkiem. Jeśli byliby Państwo zainteresowani, to w przyszłości mogłabym jeszcze o czymś wspomnieć.
Z serdecznymi pozdrowieniami,
(chciałabym pozostać, póki co, anonimowa)
/poniżej grafika dołączona przez autorkę historii do XXI PIĘTRA/
I jeszcze korespondencja w sprawie opublikowanej relacji, która przyszła na skrzynkę FN 27 sierpnia.
From: [...]
Sent: Thursday, August 27, 2020 5:04 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Ćma z zaświatów - o sprawach paranormalnych i jasnowidzeniu
Witajcie,
To, co powiem, jest tak niesamowite, że postanowiłam do Państwa napisać, nie ukrywam, że mimo tego, iź piszę szczerze, to wydaje mi się to tak głupie, że boję się, że narażę się na ośmieszenie. Proszę o przekazanie autorce artykułu tego, co właśnie wydarzyło się w moim sercu i głowie po przeczytaniu tego fragmentu, jednocześnie prosząc o zachowanie anonimowości.
Wyczuwam u ludzi rodzaje posiadanej energii. Wyróżniam złotą energię (w przypadku ludzi inteligentnych, bardzo rozwiniętych duchowo, opanowanych, jakby mających wiele wcieleń za sobą, być może są to stare dusze) i niebieską energię (wydaje mi się, że są to młodsze dusze, ale na coraz wyższym poziomie rozwoju i wyróżniające się niespotykanymi dotąd umiejętnościami). Złotą energię widzę bezpośrednio we wnętrzu danej osoby w okolicach serca lub tuż nad jej skórą jako falujące, lśniące, złote drobinki przypominające rozsypany brokat na wietrze. Podobnie jest z niebieską energią.
Otóż od dłuższego czasu, aby uspokoić skołatane serce i myśli przed snem, wyobrażam sobie, że kumuluję w swoim sercu energię, którą wystrzeliwuję na zewnątrz mojego ciała.
Otacza mnie, całe moje ciało, falując wokół mnie jak wielka bańka mydlana, tuż przy ciele. Energię tą wizualizowałam sobie zawsze właśnie jako złotą energię, złote drobinki. Taka bańka, która ochroni przez całą noc.
Kilka dni przed snem pomyślałam sobie, że bardzo bym się ucieszyła mogąc przeczytać gdzieś o kimś, kto ma podobne doświadczenia i odczucia.
A tu, proszę, pojawia się artykuł zawierający opis dokładnie takiego odczucia :)
--
Pozdrawiam,
[...]
czytaj dalej
Z POCZTY DO FN: [...] Krotko powiem. Nie wierze w boga, ale mialem nastepujace zdarzenie. Umarła moja babcia.
Zadzwonila Ciocia zeby mi powiedziec. Gralem na komputerze. Przerwalem gre i zaczalem plakac. Bylem sam w domu.
Wowczas w mieszkaniu rozpprzestrzenila sie mgła. Nie myslalem ze to mgla aż nie weszla moja kobieta z pracy.
Myslalem ze przez to ze placze tak widze. Ona wchodzi i do mnie co tutaj jest tyle dymu???? Spaliles cos??? Wowczas oniemialem. Pytam jej czy tez to widzi. Potwierdzila. Babcia mnie bardzo kochala wiem o tym. O ile w boga nie wierze to w obcych i inne rzeczy tak. Podobnie w zycie po zyciu. A. [...]
From: [...]
Sent: Friday, August 7, 2020 12:25 AM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Jest taka wieś...
Witam,
Proszę wybaczyć formę tego maila ale decyzja o napisaniu zapadła spontanicznie.
Od lat noszę się z zamiarem napisania w sprawie najstraszniejszej wsi w kraju :) Jest taka wieś, której się boją nawet osoby, które się w niej wychowały. Po zmroku nikt tam nie wychodzi z domu, gdy na zewnatrz jest ciemno praktycznie każdy w domu czuje się obserwowany, jak się patrzy w odsłoniete okno w nocy jest tak dziwne, demoniczne odczucie, że mnie osobiście zrywało na wymioty. Moja mama i jej siostry, ktore wychowały się w tym domu, nie chciałyby spędzić tam nocy, żadna nigdy nie zostałaby tam w nocy sama i nie chodzi tu o sam dom ale to co jest wokół niego. Ludzie w okolicznym lesie widują na własne oczy demona (nie ducha). Ja też go widziałam i był to najbardziej przerażający widok w moim życiu, było to totalne zło, które mnie wiele lat pózniej odwiedzało w snach. Miejscowi starszej daty opowiadali historie zwiazane z dziwnymi, niewytłumaczalnymi zjawiskami. Np kiedy moi dziadkowie byli jeszcze bardzo młodzi w żniwa, w biały dzień wielu ludzi pracujacych w polu widziało toczące się Wzdłuż granic działek (pól) ogniste koło, które niczego nie paliło. Trwało to długo. Ludzie tam mieli swoja teorie na ten temat. Takie historie opowiadali mi moi dziadkowie. Ja i moja rodzina byliśmy swiadkami jak nad lasem w ktorym widywany jest demon wisiało UFO, dokladnie takie samo jak to słynne zdaje sie z Meksyku, gdzie z jednego punktu zrobiło sie na niebie kilka w jednej linii. Mam też wspomnienie z wczesnego dzieciństwa, z tej właśnie wsi ktore by sugerowało, że w nocy cała rodzina została porwana przez UFO.
Jeśli jest to interesujace mogę opowiedzieć więcej. O tej wsi nigdy nikt się publicznie nie wypowiadał. Miejscowi, nigdy by się na to nie zdobyli.
Serdecznie pozdrawiam
[...]
Czyżby to przykład słynnego "The Mandella Effect"? ;)
From: [...]
Sent: Sunday, August 23, 2020 10:42 PM
To: nautilus <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Inne wspomnienia świata z lat dzieciństwa.
Witam
chciał bym opowiedzieć krótką historię z lat dzieciństwa i dopytać czy jestem sam z takimi wspomnieniami czy może ktoś miał podobny obraz świata z lat dzieciństwa.
- Księżyc:
Pamiętam sytuacje, było to lato i mały dzieciak w krótkich spodenkach bawi się w piaskownicy i nagle ktoś powiedział "Jaki piękny księżyc" i nadal pamiętam to zdziwienie i zakłopotanie. Przecież do tej pory księżyc widoczny był tylko w nocy, po zachodzie słońca dopiero następował wschód księżyca z przeciwnej strony. A Tu nagle w środku dnia widzę księżyc... byłem bardzo zdziwiony. co się wydarzyło, że księżyc jest również widoczny w ciągu dnia. Skoro do tej pory widywałem wschód księżyca, który następował dopiero po zachodzie słońca. Księżyc nigdy nie był widoczny w ciągu dnia.
- Alfabet:
Pamiętam sytuację z szkoły, podczas lekcji nagle zostałem uświadomiony, że nie ma litery "m z kreską" Tak jak mamy "n -> ń" , o ->ó", "z ->ź" to również było "m z kreską". Wtedy również okazało się że słowa pisane przez "m z kreską" nie istnieją lub pisze się je jako dwie litery "mi" zamiast jednego "m z kreską" Pamiętam nawet plansze dla dzieci z alfabetem i była tam litera "m z kreską".
Jeśli macie Państwo informacje o podobnych zjawiskach to poproszę o odpowiedz. Na chwilę obecną tłumaczę to sobie jako dziecięcy brak zrozumienia świata.
Pozdrawiam [.]]]
P.s. (teraz mam 41, wiec mojej wspomnienia są z lat 80' tych)
czytaj dalej
Witajcie, Wczoraj, w niedzielę tj. 16.08.2020 byliśmy z żoną nausznymi świadkami czegoś ciekawego. Było to około godziny 12:15, w słoneczny i bezchmurny dzień, w miejscowości Baszkówka.
Słyszeliśmy dźwięk, który przypominał przelot samolotu. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dźwięk był niski (basowy) i bardzo głośny. Na tyle głośny, że zaskoczony wybiegłem przed dom, zobaczyć co tak nisko leci i robi tyle hałasu. Głośność porównałbym do tej kiedy samolot startuje i jest już na kilkudziesięciu metrach, lecz nie był to dźwięk tak „ostry” i drażniący uszy.
I tu zdziwiłem się jeszcze bardziej, bo według dźwięku samolot powinien być nade mną lub trochę mnie juz mijać, a jednak było pusto. Dźwięk wybrzmiewał cały czas tak jak przelot samolotu (tyle, że głośniej) i dosyć gwałtownie ucichł, a niebo było cały czas czyściutkie.
Wróciłem do domu i sprawdziłem Flight Radar - nie przelatywał tą trasą żaden samolot (dźwięk sugerował przelot ze wschodu na zachód).
Kilka minut później napisałem SMS do mojego Taty, który był kilka kilometrów dalej (na wschód) cały czas na zewnątrz, ale stwierdził, że nic nie leciało.
Wiem - nie mam nagrań, ani dowodów, ale może ktoś jeszcze zgłosił cos podobnego i głos w sprawie się przyda.
Ten dźwięk nie przypominał raczej tych, które ostatnio było słychać w Lublinie.
Moje dane do wiadomości redakcji.
Pozdrawiam serdecznie,
[dane do wiad. FN]
/poniżej screen z ekranu telefonu przysłany przez czytelnika serwisu/
Nadrabiamy zaległości z ostatnich trzech tygodni... sporo się tego nazbierało. Poniżej kolejne ciekawe informacje z naszej poczty. Tekst pochodzi z serwisu emilcin.com - czyli naszej witryny, która zajmuje się tematem UFO.
From: [...]
Sent: Thursday, August 13, 2020 10:41 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Czy to UFO
Dzień Dobry
Bardzo nurtują mnie sekundowe ujęcia w filmie udostępnionym na YouTube Andrzej Duda w Krakowie z 21 czerwca 2020.
Dotyczy to 33 minuty i 49 sekundy, gdzie przelatuje być może ptak, ale jak dla mnie wygląda to na UFO. Wielokrotnie to oglądałam, być może gdybym miała inne możliwości techniczne mogłabym bardziej być pewna tego co widziałam. Dodatkowo w 33 minucie i 33 sekundzie uchwycona zostaje postać przesuwającego się w kierunku prezydenta mężczyzny o bardzo dziwnych oczach. Należy bardzo skrupulatnie wyłapać ten ułamek sekundy. Być może w Waszej Bazie będzie możliwość ogarnięcia dziwnych szczegółów tego filmu. Przenikają mnie przeczucia, że nie są to działania tylko ziemskie.
Pozdrawiam całą załogę Fundacji Nautilus
Wasza czytelniczka
[...]
/film poniżej/
Witam. Z góry przepraszam za być może tendencyjne pytanie do was, ale nie potrafię zwrócić się do nikogo innego w tej tematyce. Mam na imię Paweł Jabłoński i mieszkam w Sosnowcu. dzisiaj wraz z moją 12 letnią córką robiliśmy grila i między czasie fotografowaliśmy przelatujące samoloty. Dzięki aplikacji flight radar ruch lotniczy można śledzić na żywo. Aparat to SONY DSC-HX350. W naszym polu widzenia pojawił się obiekt w kształcie kuli odbijający promienie słoneczne niczym lustro. Nie potafiłem go sfotografować gdyż na wyświetlaczu aparatu nie było go widać a gołym okiem tak. Moja córka też go widziała i nazwała go '' GWIAZDĄ'' było to dla mnie dość straszne przeżycie i nie potrafię tego wytłumaczyć logicznie. Moje pytanie brzmi tak...czy miieliscie podobne zgłoszenia? Jeśli tak to proszę o odpowiedż.
pozdrawiam.
-----Original Message-----
From: [...]
Sent: Friday, August 14, 2020 1:10 AM
To: Fundacja Nautilus <nautilus@nautilus.org.pl>
Subject: Obiekt na nagraniu z Krzysztofem Jackowskim
Wielu internautów zauważyło lecące "coś" podczas transmisji na żywo (https://youtu.be/glUyhTa4qpU), przeprowadzonej przez pana Jackowskiego w dniu 13.08.2020 r. Przesyłam fragment nagrania, na którym widać obiekt. Może w pobliżu były jakieś kamery monitoringu?
Pozdrawiam
[...], Starachowice
/film poniżej/
UFO 2020 - Szybkie - niezidentyfikowane obiekty nad jeziorem Ślesińskim.
From: [...]
Sent: Wednesday, August 12, 2020 6:01 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Najnowsza obserwacja UFO
Dzień dobry
W internecie został zamieszczony bardzo ciekawy film z niezidentyfikowanym obiektem.
Poniżej link do filmu
https://www.youtube.com/watch?v=RJdKZF8O67o
Pozdrawiam
From: [...]
Sent: Sunday, August 16, 2020 10:38 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Migający obiekt na niebie
Witam Załogę,
Chciałbym się podzielić obserwacją z ostatniej chwili. Dzisiaj tj 16.08.2020, godzina 18:04 leżąc na leżaku na swoim balkonie i kończąc słuchać lekcji medytacji z aplikacji Waking Up Sam'a Harris'a, spoglądałem na niebo na Wschód i nagle (dzisiaj nad Gdynią o tej godzinie niebo jest czyste, błękitne, totalnie bez chmur) zauważyłem migające światło. Pomyślałem, że samolot właśnie leci, ale co też było nienaturalne, bo nad naszym mieszkaniem samoloty lecą z Zachodu na Wschód w stronę Zatoki Gdańskiej. Ale - nie było dźwięku, obiekt stał w miejscu cały czas i co kilka sekund migał. Najpierw obiekt był widoczny na Wschód, następnie w ułamku sekundy widziałem go na Północny-Wschód. I tam już przez kilka minut błyskał, raz lekkim światłem, raz mocniejszym, co kilka sekund na zmianę. Kiedy jeszcze obiekt był na Wschodzie, zadzwoniłem do dziewczyny, by zeszła szybko na balkon. W trakcie jej drogi na dół obiekt zniknął, odnalazłem go po chwili na Północny-Wschód. Poratowaliśmy się nawet okularami przeciwsłonecznymi, było o wiele lepiej widać migania przez nie. Dziewczyna nie była pewna momentami czy dobrze widzi czy światło dnia już męczy jej wzrok. W tym momencie przypomniałem sobie dokument Dr. Steven'a Greer'a Close Encounters of the Fifth Kind: Contact Has Begun (bardzo polecam, niesamowite materiały są tam przedstawione nt. UFO, kontaktu z cywilizacjami pozaziemskimi itd.), gdzie Jim Martin opowiada o tym jak poprosił obiekt, by wrócił, bo chce dalej doświadczać tego niesamowitego widoku (opowiada tutaj https://www.youtube.com/watch?v=izmTLncwPt8 od 1:09), tak samo poprosiłem w myślach w kierunku do obiektu, 'zaświecił się dla nas jeszcze kilka razy', wtedy oboje przez okulary i bez nich było widać 'odzew' na moją prośbę. Coś pięknego.
Jaka jest szansa, że mogliśmy widzieć coś zupełnie innego? Coś ziemskiego? W biały dzień, bez chmur, zero dźwięków od obiektu i na dodatek miga, gdzie słońce jeszcze mocno oświetla tereny Trójmiasta.
Pozdrawiam
Blik, odbicie światła czy... UFO? Taki film został przysłany na pokład okrętu N.
From: [...]
Sent: Thursday, August 13, 2020 5:01 PM
To: nautilus@nautilus.org.pl
Subject: Dziwny obiekt.
Witam serdecznie .
Chciałabym zgłosić cikawy obiekt zaobserwowany na Londyńskim niebie w kwietniu 2020 roku. (załącznik w linkach n/w ) Film nagrała sąsiadka w nocy i wrzuciła to na youtube z nadzieją ,że ktoś wyjaśni co to może być . Obiekt bardzo dynamicznie przeskakiwał z miejsca na miejsce ,ale udało sie to nagrać ,a w powiększeniu jest jeszcze dziwniejszy . Mam nadzieję ,że Państwa zaiteresuje ten przypadek ,a jeżeli nie .... to bardzo przepraszam za zaśmiecanie skrzynki .
ps.Postanowiłam wysłać to do Nautilusa ponieważ kiedyś słuchałam audycje Pana Roberta Bernatowicza i wiem ,że interesuje się taką tematyką ,a zjawisko wydaje mi sie bardzo intrygujące . Oczywiście Pani sąsiadka ,która wykonała nagranie ma wiecej zdięć i może więcej powiedzieć na temat. Ja jestem tu z wizytą i dopiero teraz to mi pokazała.
Z poważaniem
czytaj dalej
[...] Dobry wieczór, Chciałbym podzielić się z Państwem ciekawym przeżyciem związanym z opuszczeniem ciała w czasie snu. Zdarzenie miało miejsce pod koniec stycznia 2019 r.
Jak co dzień położyłem się późnym wieczorem do łóżka i zasnąłem. Łóżko stało w rogu pomieszczenia, a śpiąc głowę miałem skierowaną w stronę narożnika pokoju. Spałem od strony ściany, a żona od strony środka pokoju. Zatem od strony poduszek łóżko było otoczone dwoma ścianami tworzącymi narożnik. Natomiast od strony nóg wzdłuż boku łóżka stał stół, a za nim biurko z komputerem. Zatem abym mógł wyjść i wejść do łóżka to musiałbym przejść nad śpiącą żoną. Dla lepszego zobrazowania zdarzenia w załączeniu przesyłam mapkę sytuacyjną pokoju.
W pewnym momencie nagle "ocknąłem" się w środku nocy. W ułamku sekundy zorientowałem się, że stoję w pokoju przy biurku. W każdym bądź razie wzrok miałem na wysokości odpowiadającej postawie stojącej. Może się to wydać dziwne ale w tamtym momencie wcale się nie zastanawiałem skąd się nagle wziąłem przy biurku i dlaczego nie pamiętam abym wstawał z łóżka. Po prostu nagle pojawiła się świadomość, stałem i patrzyłem na przeciwległą ścianę do łóżka, przy której była komoda z telewizorem. Na mapce zaznaczyłem pole widzenia niebieskimi liniami. Było ciemno ale blask świateł spod bloku oświetlał pomieszczenie na tyle, że w miarę dobrze było widać wnętrze pokoju (nie mamy zasłon w oknach, a jedynie firanki).
Stan w którym byłem można opisać w ten sposób, że miałem świadomość i widziałem pokój. Wiedziałem gdzie jestem i widziałem rzeczywisty obraz pokoju (wszystko było zgodne z prawdziwym wyglądem pomieszczenia). Tkwiłem jednak w bezruchu i rejestrowałem to co widzę, ale bez jakiejś refleksji. Nie towarzyszył temu proces myślenia w tym kontekście, że w myślach się nad czymś zastanawiam, bądź coś rozważam lub analizuję.
Po prostu przyjmowałem do wiadomości to co widzę i to wszystko. Nie wiedziałem, że w tym momencie moje ciało leży na łóżku i śpi, a ja przebywam obok biurka tylko umysłem (duszą). Pamiętam, że w ogóle nie mrugałem oczami, ale nie wydawało mi się to wtedy dziwne. Tak się teraz zastanawiam, że być może osoby, które w niespodziewany lub nagły sposób stracą życie to po śmierci ich dusze mogą w podobny sposób odbierać otoczenie? W sumie to ciekawe czy taka dusza łatwo może się wyrwać z takiego stanu "zawieszenia", gdy nie ma ku temu żadnego bodźca.
Być może taki stan może trwać w nieskończoność co tłumaczyłoby tzw. błąkanie się dusz po Ziemi. Jest to trochę niepokojące zjawisko, gdy się choćby chwilowo doświadczyło takiego "zawieszenia". Natomiast mój stan trwał około 5-6 sekund i zakończył się wraz z moim fizycznym obudzeniem. I tu dochodzimy do najciekawszego momentu bo zachowałem pełną świadomość w momencie powrotu umysłu do ciała. Krótko mówiąc, widziałem to. Cały czas rejestrowałem obraz (miałem "otwarte" oczy). W pewnym momencie widząc obraz zaznaczony na mapce niebieskimi liniami nastąpił przeskok. Moment powrotu do ciała nastąpił w ułamku sekundy, można powiedzieć z prędkością myśli.
Po prostu nagle "w oczach" przeskoczył mi obraz i dotychczasowe pole widzenia zmieniło się w ten sposób, że poprzedni obraz został zastąpiony nowym obrazem pokoju, który obserwowałem już z narożnika pokoju z pozycji pół leżącej na łóżku. Nowe pole widzenia również obejmowało przeciwległą ścianę względem łóżka, przy której stała komoda z telewizorem. Nowe pole widzenia jest zaznaczone na mapce czerwonymi liniami. Dlatego piszę, że pozycja była pół leżąca, gdyż w momencie powrotu umysłu do ciała, moje ciało dźwigało się już na rękach do pozycji prawie siedzącej i miałem fizycznie otwarte oczy.
Dzięki temu, że nie było akurat w tym momencie żadnego mrugania oczami, płynnie zarejestrowałem przeskok umysłu do ciała. Można to porównać do sytuacji, gdy w pomieszczeniu na dwóch jego końcach są kamery, które przesyłają obraz na ekran monitora. Obserwator ekranu przełącza sobie obraz z poszczególnych kamer i widzi pomieszczenia z dwóch perspektyw. Tak właśnie ja widziałem obraz mojego pokoju w tracie powrotu do ciała. W moich oczach przełączyły się obrazy z dwóch różnych punktów obserwacyjnych. Moim zdaniem uzyskałem świadomość na chwilę przed obudzeniem się ciała, a sam powrót do niego nastąpił już po obudzeniu w trakcie podnoszenia się ciała do pozycji siedzącej. Wygląda to tak jakby powrót był w tym przypadku spóźniony i stąd anomalia z widzeniem przeskoku "na własne oczy". Zapewne umysł przebywał poza ciałem znacznie dłużej zanim uzyskałem świadomość. Być może tak się dzieje co noc u wszystkich lub większości ludzi, ale tego nie pamiętamy. Na marginesie zaznaczę, że nie pamiętam aby tamtej nocy coś mi się śniło.
W momencie powrotu do ciała wspierałem się już na rękach i byłem prawie w pozycji siedzącej na łóżku. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak i że nastąpiła "teleportacja". Od razu obudziłem żonę i powiedziałem jej o zajściu, ale co wcale nie dziwi powiedziała zaspana, żebym jej głowy nie zawracał bo chce spać. Na następny dzień rano pamiętała, że obudziłem ją w środku nocy i mówiłem o "teleportacji" umysłu. W zasadzie od razu po całym zajściu już wiedziałem, że wyszedłem z ciała i to co widziałem to był powrót. Dzięki temu, że umysł spóźnił się z powrotem do ciała, to było ono już wybudzone i miałem otwarte fizycznie oczy. Zatem w momencie powrotu nadal widziałem nieprzerwanie obraz co pozwoliło mi zarejestrować przeskok obrazu pokoju widzianego z dwóch perspektyw. Trwało to w ułamku sekundy. Niesamowite przeżycie, które stanowi dodatkowy dowód, że umysł (dusza) jest nieśmiertelny i może żyć poza ciałem.
Jedyne czego trochę żałuję, to że będąc poza ciałem nie spojrzałem w stronę łóżka. Ciekawie byłoby zobaczyć samego siebie śpiącego. Ale może wówczas bym się przeraził i nie byłoby możliwości "zobaczyć' powrotu do ciała. Zatem w sumie może dobrze się stało, że nie widziałem siebie śpiącego.
Z dodatkowych spostrzeżeń z całego zajścia mogę jednoznacznie stwierdzić, że będąc poza ciałem nie czułem abym miał ciało, ale i nie czułem abym go nie miał. Ta kwestia jakby w ogóle nie istniała w tamtym momencie. Po prostu patrzyłem na pokój i nic więcej nie odczuwałem do momentu powrotu do ciała. Nie zauważyłem również abym inaczej postrzegał otoczenie lub miał lepszy wzrok będąc poza ciałem niż będąc w ciele (może dlatego, że była noc). Jedyne co mnie trochę zaniepokoiło to bierna forma bytowania poza ciałem ograniczona do świadomości miejsca pobytu i rejestrowania obrazu otoczenia. Ciekaw jestem ile czasu by trwał ten stan, gdyby nie było bodźca w postaci przebudzenia ciała fizycznego. Być może zmarli w nagłych okolicznościach mogą bardzo długo trwać w takim zawieszeniu bo nie zdają sobie sprawy co się stało, a nie ma żadnego bodźca, który by to przerwał. Trochę to straszne.
Całe zdarzenie oceniam na wielki plus i zaznaczam, że nigdy nie doświadczyłem wyjścia z ciała (a przynajmniej nie pamiętam aby coś takiego miało miejsce), ani nic nie robiłem w tym kierunku.
Dane do wiadomości FN.
Pozdrawiam,
[...]
/opis dostaliśmy 19 sierpnia 2020/
Poniżej plan sytuacyjny pokoju, który został dołączony przez autora relacji.
I jeszcze grafika z naszego archiwum pokazująca opuszczanie ciała we śnie.
czytaj dalej
[...] Wydarzylo sie to ponad 20 lat temu, ale doskonale je pamietam. Byl styczen , poranek pelen slonecznego blasku i polyskujacego za oknami sniegu. Weszlam do kuchni i .... zobaczylam okazalego Pazia Krolowej. Latal swobodnie jakby byl na lace. W pewnym momencie, spiralnym lotem podazyl ku podlodze. I wtedy wydarzylo sie TO, czego nie potrafilam ja, ani inni mi wyjasnic. Z tego miejsca, gdzie motyl wyladowal, wzlecial ku gorze "obiekt " o ksztalcie trojkata rownobocznego, wielkosci -ok. podstawa trojkata 30 cm, os centarlna 40cm, ktorego sylwetke wyznaczaly kolorowe, ulozone w pasma "koraliki - lampki".
Pojedyncze koraliki nie byly ze soba niczym widocznym zwiazane, a jednak stanowily calosc. Obiekt slizgal sie prawie pod sufitem kuchni, ja odczulam ogromny przyplyw czystej radosci, wdziecznosci, milosci. Na pewno nie byl to tzw. powidok, chociaz mialam wrazenie , ze obraz plynacego w powietrzu obiektu jest ze mna powiazany. Obiekt zniknal, a i motyla nie odnalazlam. Wrazenie niezwyklosci pozostalo do dzis. Dodam , ze byl ze mna moj obecny maz, ktory slyszal i widzial moja radosc, motyla widzial, ale trojkata nie. Byl i jest wyznawca Sri Satia Sai Baby. Ja czuje i mysle totalnie o Bogu, ze jest wszedzie i wszystkim. Pozdrawiam serdecznie wszystkich TU spotykajacych sie.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam, Szukając "czegoś" trafiłem na relację a która została opisana w tygodniku "Gwiazdka Cieszyńska" - był to "tygodnik wydawany w Cieszynie w latach 1851‒1939". Niewykluczone, że już ją posiadacie w swoim archiwum. Ale jest o tyle ciekawa, że można ją przeczytać bezpośrednio z tego oryginalnego tygodnika z 1909 roku (konkretnie z cyfrowego skanu tamtego wydania).
-Z Wielkich Kończyc. We wtorek, d. 21 b.m. rano, parę minut po 5. godz. widziało kilka ludzi naszej wsi na północnem niebie mniej więcej nad dworcem Prucheńskim dziwne zjawisko. Jakiś dziwnie rażące światło oświeciło całą okolicę. Pewnemu widzowi zdało się, jakby chata jego w ogniu stanęła, niektórzy, jak słychać, wypadli z izb na pole, by zobaczyć, skąd taka jasność, bo się rozwidniło jak w biały w dzień w południe. Kobieta, idąca właśnie w kierunku zjawiska, patrząca, więc na całe widowisko, oświadcza, iż zdrętwiała jak słup, nie mogąc się ruszyć z miejsca przez chwilę. Powiada, iż się niby niebo otworzyło a spora "kupa" światła po ognistym pasie spuściła się na dół ku ziemi. Trwoga ją wzięła, czy się coś na miejscu od tego ognia spadającego nie zapaliło. Światło to miało być dziwnej "śmiertelnej" bladości. Z początku niejedni, słysząc o tym wypadku, przypuszczali, czy może jakiś balon, lecący w powietrzu, się nie spalił. Wszelako wobec braku dalszych wieści o podobnym nieszczęściu w naszych stronach, trzeba przypuścić, iż jakiś meteor spadł lub może próżny tylko próbny balon uległ zniszczeniu.
Wycinek z tego pisma wraz z ta historią:
Dzień dobry.
Podczas dzisiejszej prasówki rzucił mi się w oczy ten artykuł:
https://pomorska.pl/nawiedzony-dom-w-koczale-przerazeni-lokatorzy-uciekli-zaczelo-sie-od-przeniesienia-starej-szafy-nie-pomogl-nawet-ksiadz-tutaj/ar/c9-15100760?utm_campaign=przerazeni-lokatorzy-uciekli-z-domu-pod-koczala-nie-pomogl-nawet-ksiadz-tutaj-straszy&utm_medium=gazeta-pomorska&utm_source=facebook
Może to Państwa zainteresuje. Zdarzenia, które przydarzyły się tej rodzinie musiały być na tyle niecodzienne, że opisała je lokalna gazeta.
Życzę miłego dnia.
[...]
czytaj dalej
Witam serdecznie, Chciałabym opisać sytuację, która miała miejsce ok. rok temu i chyba ma związek z Panem […] oraz Sai Babą, lub była naprawdę ciekawym zbiegiem okoliczności. Pewnego sierpniowego wieczoru 2019 wleciał do mojej kuchni motyl. Nie był to jednak zwykły motyl, miał ok 10-11 cm szerokości, był brązowy i miał na dolnych skrzydełkach jaskrawo-pomarańczowe plamki, ponadto był dość mięsisty i włochaty jak na motyla. Nigdy wcześniej takiego nie widziałam. Tak czy inaczej chciałam żeby wyleciał z powrotem przez okno ale zaczął we mnie wlatywać i w sumie się go na tyle przestraszyłam, że uciekłam do swojego pokoju. Że było już dość późno położyłam się spać.
Rano wstałam, otworzyłam drzwi a motyl już na mnie czekał – tuż przy moich drzwiach (i to jeszcze na wysokości moich oczu). Po ciężkich przejściach w końcu udało mi się go przekonać żeby jednak wyleciał przez to okno.
Co ciekawe tej nocy miałam sen z Panem[…] . Było nas w sumie kilka osób i graliśmy w koszykówkę na jakimś niedużym podwórkowym boisku. Pojawiła się tam również kobieta, miała jasną sukienkę i z tego co pamiętam długie włosy (jasny brąz/ciemny blond)...
Ogólnie bardzo lubię Pańswta stronę, a że akurat wtedy już dość długo na nią nie zaglądałam, to jak tylko wróciłam z pracy to ją sobie postanowiłam otworzyć. I tu odrazu ukazał mi się artykuł pana Kapitana związany ze ŚP. M. Rymuszko i 'tajemniczym listem dotyczącym Sai Baby'. Dosyć szybko powiązałam mojego nocnego motyla z postacią Sai Baby gdyż, moim zdaniem, podobieństwo było bezdyskusyjne.
Opowiedziałam o tym zdarzeniu mojej współlokartorce, która, żeby było jeszcze więcej zbiegów okoliczności, była z Indii i nawet wyjaśniła mi co nieco w tematyce Sai Baby. Stwierdziała też że powinnam napisać o tym zdarzeniu do Nautilusa. Niestety jakoś nie było za bardzo czasu, a z drugiej strony ja też w sumie nie wiedziałam co powinnam napisać (tym bardziej że zdecydowanie nie mam lekkiego pióra i dlatego tez historia jest 'lekko' okrojona). Nie bardzo też rozumiałam czemu ja miałabym się nagle znaleźć pomiędzy Sai Babą i panem […] Myślałam jeszcze że może to mieć jakiś związek z tym co mi się śniło w związku z tą kobietą, ale biorąc pod uwagę, że kapitan okrętu Nautilus jest wręcz otoczony jasnowidzami o fenomenalnych zdolnościach, to czemu akurat ja (nie mająca umiejetności paranormalnych) miałabym mieć dla niego jakieś przesłanie (?).
Ostatecznie stwierdziałam że skoro też mieszkam na Woli to może motyl jedynie u mnie zbłądził w drodze do Pana […] :) i tak odsunęłam pisanie listu na później... Niemniej jednak minął rok a ta historia nadal chodzi mi po głowie, więc usiadłam i napisałam ten list. Jeśli coś z tego miałoby mieć jakiś większy sens to myślę że tylko pan [….] może wiedzieć o co chodzi.
Serdecznie pozdarwiam
[…]
Pięknie dziękujemy za wiadomość i opis historii, która dołącza do naszego bogatego zbioru historii z motylami. Wspomniane przez Panią wydarzenie związane ze śmiercią Marka Rymuszko jest tutaj:
NIEZWYKŁY ZNAK W DNIU ŚMIERCI MARKA RYMUSZKO
https://www.nautilus.org.pl/artykuly,3784.html
Sai Baba kontaktuje się z ludźmi także poprzez motyle – to rzecz, o której także pisaliśmy w serwisie. Odkryli to uczniowie jego poprzedniego wcielenia, czyli Sai Baby ze Shirdi.
Od czasu wielu różnych dziwnych zdarzeń z motylami pojawienie się tego niezwykłego stworzenia zawsze sprawia, że pojawia się myśl… czy to na pewno jest przypadek? ;) Pozdrawiamy z Bazy FN.
From: [...]
Sent: Thursday, August 6, 2020 10:36 PM
To: nautilus
Subject: Niezwykła zbieżność
Witam całą załogę :)
Tego maila kieruję bezpośrednio do Pana Roberta, bo tytułowa zbieżności dotyczy jego osoby.
Przed chwilą przeczytałam artykuł napisany przez Pana rok temu, na temat Ś.P. Pana Marka Rymuszko i listu ze zdjęciami, które Pan obejrzał 25.07.2019r. Zawsze po wizycie na Waszej stronie, wchodzę na stronę NŚ. Pierwszy artykuł z brzegu (o Majach) a tam co? Screeny w załączniku :) Fakt, że Pan Marek był sercem NŚ, zwielokrotnia niesamowitość tej zbieżności :) Czyżby jego śmierć była zaplanowana przez Wyższą Świadomość, aby mógł zapoczątkować ten okres? To, co nam wszystkim przekazał później przez pana Jackowskiego to chyba właśnie
początek "(...)proces wybudzania ludzkości z mentalnego uśpienia(...)".
Pozdrawiam serdecznie,
[dane do wiad. FN] :)
P.S. Po napisaniu maila weszłam w google i wpisałam "Marek Rymuszko", na początku jak zawsze wpis skrótowy z Wikipedii. Co się rzuca w oczy? Brak daty i miejsca śmierci, co zazwyczaj się pokazuje pod datą i miejscem urodzenia. Oczywiście po wejściu na Wiki ta data jest już podana. Zupełnie, jakby ciągle żył wśród nas... A może to już moja nadinterpretacja ;)
/poniżej screeny przysłane przez autorkę e-maila/
czytaj dalej
Szanowny Nautilusie,
Chciałbym podzielić się swoją historią, która wydarzyła się ok. 10 lat temu podczas mojego wieloletniego pobytu w Irlandii. Historia ta ciągle nie daje mi spokoju. Nie pamiętam niestety dokładnej daty tego wydarzenia, ponieważ przez wiele lat wypierałem "to" ze swojej pamięci. Wręcz ignorowałem, bo mój życiowy racjonalizm nie pozwalał mi dopuszczać myśli o istnieniu "czegoś" pozaziemskiego... Pracowałem dla największej korporacji taxi w Dublinie przez ponad 6 lat. Wybrałem pracę na nocnej zmianie. I właśnie podczas jednej z nocnych zmian w pracy, zobaczyłem to co Wy nazywacie obiektem UFO. Południowe dzielnice Dublina, okolice Sandyford.
Wracałem po skończonym kursie do miasta. Pamiętam, że stałem na skrzyżowaniu ze światłami. Nikogo na tym skrzyżowaniu nie było?! Wszystko trwało max 5 sekund. Było piękne bezchmurne niebo. Świetlisty bezszelestny obiekt nadleciał z mojej lewej strony, był dosyć nisko. Może 100 m. Tak to mniej więcej oceniam. Był na tyle nisko, że spokojnie można było określić jego kulisty/okrągły kształt. Najwięcej było koloru jaskrawo pomarańczowego. Kiedy sięgnąłem po telefon było już za późno. Obiekt zniknął.
Pozdrawiam Serdecznie
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
Witam FN, Chciałam Wam opisać wydarzenie, które miało miejsce w 2018 roku, a jego uczestnikiem był mój Tato i od niego znam tę relację, a także od wujka czyli jego brata. Było to na początku maja 2018 roku, kiedy obaj panowie wybrali się na ryby. Mieszkamy w małej miejscowości pod Olsztynem […] tuż nad rzeką […], ale proszę to zachować do waszej wiadomości. Z opisu było to tak – była godzina 6.10, kiedy na łódce postanowili sobie zrobić śniadanie, bo taki mieli pomysł od samego początku. Wyjęli kanapki, odkręcili termos, a dwie wędki wystawały z łódki, jak to klasycznie na rybach. W pewnym momencie usłyszeli dźwięk przypominający bardzo niski elektroniczny świst czy coś w tym rodzaju. Przez sekundę myśleli, że może ktoś uruchomił generator z okolicznych mieszkańców, ale potem zobaczyli nisko lecący obiekt UFO jak opowiadali najwyżej 10-12 metrów na ziemią. Jego średnica wynosiła 5-6 metrów i przypominał skorupę żółwia. Przeleciał z prędkością taką jak samochód jadący autostradą, czyli ok. 90-100 km na godzinę. Wszystko trwało 4-5 sekund. Nie mieli szans chwycić aparaty telefoniczne, choć zaraz mój ojciec zadzwonił do mamy i jej wszystko opowiedział. Obiekt UFO miał metaliczny kolor i wydawało się, jakby był wypolerowany. Jak obiekt zniknął za horyzontem dźwięk także ustał. Namawiałam Tatę, żeby do Was zadzwonił, ale on powiedział, że nie chce rozgłosu, więc ja postanowiłam to opisać. UFO jest prawdą macie rację, mój ojciec ani jego brat nie opowiadali by zmyślonej historii.
Dziwny jest ten świat, że nikt o tych rzeczach nie mówi w mediach, ale naprawdę nie jesteśmy sami.
Dziękuję i pozdrawiam
[dane do wiad. FN]
27 lipca 2020, gmina Brenna Ok. godz. 10:10
Moja żona zauważyła bardzo jasny obiekt na niebie - przez to samo okno co 23 lipca (a tą historię wysłałem wczoraj do Was). Ale to nie było to samo co widziała tego 23 lipca. Więc 27 lipca. po godzinie 10, moja żona spostrzegła jak coś się szybko (i wysoko) przemieszcza ponad drzewami. Trwało to gdzieś, jak sama powiedziała "6 sekund".
Wzrok skupiła na tym jasnym punkcie i sama ruszyła w kierunku okna - cały czas patrzyła jak się on przemieszcza ale kiedy była już przy oknie to obiekt znikł i straciła go z oczu. Nie było żadnych chmur. Powiedziała, że wydawało jej się, że obiekt "odbijał światło słoneczne". Pomyślała, że może to mogła być Międznarodowa Stacja Kosmiczna odbijająca światło słoneczne ale o tej godzinie nie było możliwości by tutaj przelatywała (wg. danych zaczerpniętych z heavens-above.com)
Spytałem ją o szacunkową wielkość tego obiektu - a jako, że nasze okna dachowe np. są ubrudzone od strony zewnętrznej to za punkt odniesienia odnieśliśmy się do kropki na szybie - ta kropka na szybie jest nieco większa od główki szpilki. Moja żona powiedziała, że ten obiekt był 3 razy większy jak ta kropka. Mimo wszystko sprawdziłem jeszcze na n2yo.com trasy przelotów satelit (z 10 sztuk wybranych na chybił trafił) z systemu Iridium (są to satelity telekomunikacyjne) - żadna z nich nie leciała ponad naszymi głowami - no ale nie sprawdzałem wszystkich satelit. W każdym razie, ALBO to była satelita telekomunikacyjna odbijająca światło słoneczne, ALBO... niezidentyfikowany obiekt latający.
Moja żona powiedziała, że w tym samym czasie leciał jeszcze z innej strony jakiś samolot. Pzdr.
[dane do wiad. FN]
czytaj dalej
[...] Witam! Wczoraj tj 20/07/2020 około godziny 23.00 w Inowrocławiawiu os, Piastowskie wyszedłem na balkon. Noc była pogodna i ciepła, gwiazdy bardzo dobrze widoczne. Wpatrywałem się w niebo... po pewnym dłuższym czasie z kierunku wschodniego pojawił się obiekt..bo właściwie jak inaczej to nazwać, więc określam to obiektem. Był trójkątem , takie odniosłem wrażenie. Posiadał na wierzchołkach trzy światełka a pomiędzy nimi trójkątną czarną materię płaszczyzny. Sunął bezszelestnie w kierunku północno zachodnim na niezbyt wysokim pułapie, to było zaledwie kilka chwil gdy mogłem zdarzenie uchwycić wzrokiem. Pierwszy raz spotkało mnie coś takiego, nie mam pojęcia co to tak naprawdę było. ale z pewnością wiem że to nie ptaki, nie samolot , nie meteory. to dosłownie był trójkąt z trzema światłami, który wręcz ślizgiem poruszał się po niebie. opowiedziałem te historie żonie i córce, jak mogłem oczekiwać nie pozostawiły mnie bez litościwego uśmieszku. No cóż...widziałem to ...i tyle, reszta jest nieważna.
POZDRAWIAM!
[...]
relacja jest z naszego serwisu www.emilcin.com dział RELACJE
[...]Dobry wieczór. Wysłałem do Państwa wiadomość e-mail ze zdjęciami i filmikiem z obserwacji niezidentyfikowanego obiektu który ponownie pokazał się w miejscowości Wieruszów koło Świdnicy dolnośląskie w dniach 21 i 22 lipca w godzinach 21 do poznej nocy. Nie mogłem dłużej obserwować poniewaz rano musiałem wstać do pracy.
Pozdrawiam serdecznie
[...]
czytaj dalej
[…] Witam FN! Bardzo się cieszę, że jest taki portal jak Wasz, bo jest to jedno z najważniejszych dla mnie miejsc w sieci. Ale ja w innej sprawie. Zadawaliście sobie pytanie, czy można przewidzieć liczby z losowania LOTTO? Ja oczywiście próbowałem to zrobić, ale mi nigdy się nie udało, ale w rodzinie mam dowód na to, że jest to możliwe. To zdarzenie miało miejsce wiele lat temu, ale do dziś nie daje mi spokoju i często do niego wracam. Moim zdaniem przewidywanie liczb z losowania lotto jest możliwe i mam na to dowód.Było to tak – był rok 2009, kiedy żyła moja babcia. Ona nigdy nie interesowała się grą w lotto, a grał dziadek. Potem dziadek zmarł i babcia zamieszkała z nami, ale nigdy nie grała, nie wypełniała kuponów itp. To była bardzo dobra osoba i mówiła tylko, że gdyby znała numery, to by mi je powiedziała. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, jak szczęśliwi są ludzie którzy trafili w lotto kumulacje, bo nie muszą chodzić do tych idiotycznych prac i firm, ale normalnie żyć, bez stresu i zmartwień, z czego żyć.
Babcia już wtedy była mocno chora i nie wychodziła z domu. Rozmawiałem z nią o tym, że gdyby dziadek żył, to na pewno by grał. Następnego dnia babcia powiedziała, że w nocy przyśnił jej się dziadek i powiedział, że słyszał naszą rozmowę i że przekazał jej cztery liczby, które padną w losowaniu lotto. Babcia powiedziała mi te liczby, a ja w żartach obiecałem, że wypełnię kupon i je skreślę. Już prawie o tym zapomniałem, ale wypełniając kupon w punkcie LOTTO przypomniałem sobie, co powiedziała mi babcia. Wszystkich numerów nie pamiętałem, ale tylko trzy, bo czwartego nie mogłem sobie za Chiny Ludowe przypomnieć. I te trzy numery wypełniłem i wysłałem zakład. Dwa dni później o mało nie spadłem z krzesła, kiedy zobaczyłem wyniki losowania Lotto. Wszystkie cztery numery podane przez babcię okazały się trafione! Ja miałem tylko trójkę, ale gdybym pamiętał czwarty numer, to miałbym czwórkę.
Dziś babcia już nie żyje, ale świadkami tego wydarzenia są moi rodzice i mogą to potwierdzić. Długo o tym myślałem, dlaczego dziadek nie podał wszystkich sześciu liczb czy pięciu, a tylko cztery. W każdym razie jest to dowód na to, że zmarli mogą przez sen przekazywać żyjącym informacje dotyczące przyszłości. Myślę, że tę historię powinniście mieć w swoim archiwum. Pozdrawiam.
[dane do wiad. FN, e-mail z 2013 roku]
I jeszcze najnowsza wiadomość z naszej najnowszej poczty
From: […]
Sent: Friday, July 17, 2020 12:53 PM
To: Fundacja Nautilus
Subject: Archiwum Roberta Bernatowicza.
Witam.
Nie mam pewności czy piszę do istniejącej instytucji, ale właśnie odsłuchałem na you tube chyba sprzed wielu lat - audycji o możliwości wygranej w lotto i język mnie zaświerzbił. Zagadnieniem tym zajmuje się od dawna . Przez przypadek - a jakże - natrafiłem na algorytm matematyczny przenoszący informację z przeszłości do czasu jeszcze nie opisanego - czyli odpowiadam na pytanie o konkret w przyszłości. Od marca 2019 znajduje się w zupełnie innej rzeczywistości badawczej (pierwsza reakcja to oczywiście opadnięcie szczęki) W największym skrócie chodzi o analizę rozkładu liczb pierwszych bliźniaczych, lub ich wielokrotności - występujących w parach, z których jedna znajduje się w przeszłości, (czasami odległej 31 lat, 58 lat) i nie chodzi tu o liczby z zakresu 1-49. Przewidywalność dotyczy 5 liczb z łatwym wskazaniem na tę szóstą. Komplikacje. To niespójność materii. Na początku losowania odbywały się tylko raz w tygodniu w niedzielę. Potem, w soboty i w środy. Jeszcze później w bieżącej dacie odbywały się 2 losowania. W chwili obecnej są 3 losowania w tygodniu, ale pod tym samym numerem są 2 losowania i lotto plus ma znaczenie w analizie. Im dłużej nad tym pracuje, tym więcej jednak wykorzystuje klasyczna matematykę liczb naturalnych. Niestety matematykiem nie jestem i nie wiem czy to jest odkrycie.
Pozdrawiam […]. (no matematics)
czytaj dalej
Ksiądz Jerzy Popiełuszko dwa razy po śmierci uratował mi życie. Relacja Danuty Szaflarskiej, wspaniałej najdłużej żyjącej i pracującej polskiej aktorce.
[...] Dzień dobry, przesyłam tekst o Danucie Szaflarskiej, wspaniałej polskiej aktorce, która była najdłużej pracującą aktorką na świecie, a która w 2014 roku w wieku 99 lat podzieliła się z innymi ludźmi swoją historią dotyczącą między innymi uratowania jej dwukrotnie życia przez jej przyjaciela, którym był nieżyjący już wtedy ksiądz Jerzy Popiełuszko.
" Niesłychanie wymowny, piękny epizod zagrała w Pokłosiu Władysława Pasikowskiego. Opowiadała:- Dzwonili do mnie w samym środku urlopu i namawiali na rolę u Pasikowskiego w filmie o Jedwabnem. Ale ja chciałam wiedzieć, co mam do zagrania. Wreszcie wysłali tekst. Przeczytałam i od razu powiedziałam, że biorę.Jestem zadowolona i dumna z mojego udziału w tym filmie. To był dla mnie duży wysiłek - psychiczny i fizyczny. Reżyser chciał, żebym grała z ogromnymi emocjami. A ja uważałam, że tak straszny tekst trzeba mówić jak najprościej. Bo taki tekst paraliżuje. Po zakończeniu zdjęć powiedziałam do Pasikowskiego: Wie pan co, ja się pana bałam. A on na to: Ja pani też.
W filmie była czymś na kształt sumienia; pojawiała się nagle, może z lasu, może z powietrza, i przypominała, że zamordowanym należy się od żywych pochówek i pamięć. Film budził kontrowersje. Obwiniano Pasikowskiego o to, że kręcąc Pokłosie, dbał, by przypodobać się światowej opinii publicznej, więc bezkrytycznie propagował antypolskie stereotypy. Stosunek Szaflarskiej do tych zarzutów zawiera się w anegdocie, którą opowiedział mi Remigiusz Grzela.- Po moich Bagażach kultury, w których wystąpiła pani Danuta, odprowadzałem ją do taksówki. Trwały już wtedy w Teatrze Żydowskim próby do teatru "Sklep przy głównej ulicy", w którym miała grać główną rolę. Mówi mi:" Po Pokłosiu zrobili ze mnie wroga narodu, więc zagram w Teatrze Żydowskim. Mogą mnie pocałować w ...". Powiedziała, w co mogą pocałować. I pokazała gest Kozakiewicza. Po czym wsiadła do taksówki. Miała wtedy sto jeden lat"
Pozwoliłam sobie na początek tekstu zamieścić ten fragment z książki Gabriela Michalika "Danuta Szaflarska. Jej czas" , ponieważ przedstawia w dość mocny sposób silny i niezależny charakter Danuty Szaflarskiej, który cechował ją od samego dzieciństwa, aż do śmierci w wieku 102 lat. Jest to też o tyle ważne w kontekście tego, czym Danuta Szaflarska podzieliła się z innymi ludźmi opowiadając, jak dwukrotnie została uratowana przez księdza Jerzego Popiełuszkę, ponieważ niektórzy mogliby stwierdzić, że były to tylko opowieści tzw."nawiedzonej, kościelnej staruszki", a tak nie było.
Danuta Szaflarska urodziła się w 1915 roku w Kosarzyskach. Aktorką została przed wybuchem drugiej wojny światowej, ale stała się znana i popularna po zagraniu po wojnie w dwóch filmach, które cieszyły się ogromną popularnością. Były to "Zakazane piosenki" z 1946 roku, oraz "Skarb" z 1948. Swoją karierę aktorską kontynuowała grając w ponad 40 filmach takich jak "Pożegnanie z Marią", "Żółty szalik", "Diabły,diabły", "Pora umierać" i na deskach teatru kreując ponad 80 ról teatralnych, a zakończyła ją w listopadzie 2016 roku w wieku 101 lat. Zmarła trzy miesiące później 19 lutego 2017 roku w wieku 102 lat. Była jak już wspomniałam na początku najdłużej pracującą i żyjącą polską aktorką.
Przyjaźń z księdzem Jerzym Popiełuszką rozpoczęła się tuż po ogłoszeniu stanu wojennego w 1981 roku, kiedy to Danuta Szaflarska została wydelegowana przez Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom do obserwowania procesów aresztowanych robotników Ursusa i Huty Warszawa. Jak wspominała po latach w sądzie obok niej usiadł młody, chudy chłopak w dżinsach, który z łagodnym uśmiechem na ustach przedstawił się - Jestem ksiądz Jerzy Popiełuszko. Może pójdziemy na kawę?
Danuta Szaflarska nie była tym początkowo zachwycona, ponieważ bez ogródek stwierdziła, że nie lubiła księży, ponieważ z ich powodu straciła wiarę ponad 40 lat wcześniej. Jednakże ten ksiądz wywarł na niej tak wielkie wrażenie, że od tej chwili na każdej rozprawie siedzieli obok siebie, a wspólnie wypijana kawa stała się miłym dla obojga rytuałem. Zaprzyjaźnili się bardzo szybko, pomimo tego, że pani Danuta przyznała się, że jest osobą niewierzącą i niepraktykującą. Dla księdza Jerzego nie miało to znaczenia, ponieważ dla niego ważny był człowiek bez względu na to czy był wierzący, czy też nie. Danuta Szaflarska jak sama mówiła ze względów politycznych zaczęła pojawiać się na Mszach za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, aby czytać na nich wiersze w ramach politycznego protestu. Przyjaźń była tak silna, że widywali się codziennie. Ksiądz odwiedzał panią Danutę i jej dwie córki, oraz wnuki w domu. Często też gościł w domu pani Danuty w górach. Cała jej rodzina go pokochała. Doszło też na prośbę Danuty Szaflarskiej po ponad 40 latach do spowiedzi i nawrócenia. Niestety jak wszyscy pamiętamy życie księdza Jerzego zostało brutalnie przerwane w październiku 1984 roku, kiedy to porwano go, torturowano, a następnie zamordowano za jego działalność na rzecz Solidarności w wieku zaledwie 37 lat.
Wracając do wspomnień Danuty Szaflarskiej 19 października 2014 roku stojąc na ołtarzu kościoła Świętego Stanisława opowiedziała zebranym swoją historię dwukrotnego uratowania jej życia przez księdza Jerzego Popiełuszkę:
- Kiedyś, jeszcze za jego życia, byłam niezdrowa, leżałam. Przyszedł do mnie. "Słyszałam, że jesteś chora, przyniosłem ci lekarstwo. I do prawej ręki dał mi czekoladę".
Dlaczego o tym mówię? Jakiś czas po jego śmierci miałam poważną operację w szpitalu. Po operacji leżałam na OIOM-ie. W pewnym momencie zaczęły się straszne bóle w mostku. Zawał serca. Ja krzyczałam, a lekarze mierzyli tylko ciśnienie, które spadało bez przerwy. Widzę, że nikt mi nie pomaga, nikt nie umie mi pomóc. Wyciągnęłam prawą rękę i pomyślałam: "Jerzy, daj mi lekarstwo". Za chwilę otwierają się drzwi, wchodzi młody lekarz, idzie prosto do mnie, trzyma w ręku lekarstwo. Mówi: "Proszę otworzyć usta". Taki spray pod język. I bóle ustają. - fragment książki G. Michalika "Danuta Szaflarska. Jej czas".
Jak się później okazało, młody lekarz zapytany - dlaczego zszedł z drugiego piętra i wkroczył na salę podając swój prywatny lek, którym szpital wówczas nie dysponował ratując życie pani Danucie, nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Stwierdził, że nagle poczuł, że ma zejść na dół ze swoim prywatnym lekarstwem, co też uczynił. Czuł się jak sterowany podświadomie. Danuta Szaflarska czuła całym sercem, że sprawił to ksiądz Jerzy.
Drugi raz, kiedy ksiądz Jerzy Popiełuszko uratował życie pani Danucie miał miejsce, gdy miała prawie 90 lat. Wracała z banku. Gdy była już na klatce schodowej napadło ją trzech mężczyzn, którzy zaczęli ją dusić, aż straciła przytomność. Jak się później okazało na klatce schodowej nieprzytomna leżała ponad pół godziny. Jak opisała ten moment, możemy przeczytać w książce G. Michalika "Danuta Szaflarska. Jej czas":
I co się wtedy działo? Nic. Nie było mnie. Nagle zobaczyłam, że jestem w ciemnym pomieszczeniu, taka pieczara. Jakaś duża pieczara, a na końcu jest korytarz taki ciemny. I zjawiło się światło i światło szło do mnie, i ja wiedziałam, że to jest Jerzy. To było tak niezwykłe, ponieważ od tego światła szło uczucie takiej miłości, takiego szczęścia, jakiego nigdy w życiu nie poznałam. Byłam bardzo szczęśliwa. To światło się zbliżyło i po lewej stronie koło mnie zatrzymało się na chwileczkę. A potem zaczęło się oddalać. I odeszło. Potem za jakiś czas wróciłam pomaleńku do życia. To jest wszystko święta prawda, co mówię. Jerzy o tym wie!
- I wiem, że to Jerzy był u mnie. I pomógł mi żyć. Nie miałam zamiaru o tym opowiadać, bo ktoś może powiedzieć, że takie rzeczy się nie zdarzają. A jednak się zdarzają.
Danuta Szaflarska, została znaleziona przez sąsiada na schodach w rozerwanym płaszczu, pobita, od pół godziny nieprzytomna, jak udało się później ustalić. Wezwał karetkę i policję. Wszyscy dziwili się, że przeżyła, ponieważ była już tak jak wspomniałam osobą 90- letnią.
Warto jeszcze wspomnieć o pięknej karcie w życiu Danuty Szaflarskiej w ciągu drugiej wojny światowej, gdzie pomimo, że została mężatką i urodziła córeczkę, a także miała pod opieką matkę, intensywnie działała w ruchu oporu. W trakcie wojny była w miarę możliwości czynna zawodowo przebywając między innymi w Wilnie. Tam właśnie sama doświadczyła przebłysku przewidywania przyszłości.
W 1941 roku zaczęto deportować Litwinów, Polaków, Żydów. W wagonach jak mówili ludzie Ruscy stłoczyli trzydzieści sześć tysięcy ludzi. Danuta Szaflarska dostała zadanie dostarczenia paczki dla jednej z deportowanych osób. Cały dworzec otoczony był wojskiem czerwonoarmistów. Wykorzystując wrodzony wdzięk i talent aktorski udało jej się dostać w okolice wagonów, w których stłoczeni ludzie poznając ją jako aktorkę wołali do niej. Ona jednak wypatrywała oczu człowieka, któremu miała dostarczyć paczkę i nagle stał się cud, w którymś zabitym deskami okienku pokazały się te oczy. Przez kobietę z Litewskiego Czerwonego Krzyża, która stała na torach udało jej się podać paczkę. Natomiast do ludzi stłoczonych w wagonach powiedziała, żeby się nie martwili, bo za tydzień spadną tu niemieckie bomby. Sama, jak wspominała, nie wiedziała, dlaczego tak mówi. Była to niedziela 15 czerwca. Tydzień później, w niedzielę 22 czerwca 1941 roku siedziała z kolegami w jednej z kawiarni w Wilnie. Nagle piękne, słoneczne niebo zrobiło się ciemne od samolotów. Zaczęły spadać bomby. Podmuchy wybuchu zmiotły stoliki, wszyscy znaleźli się na ziemi. Pani Danuta była tak przerażona, że za chwilę rozerwie ją bomba, że wbiła zęby w ziemię i wołała "mamo". Dwa dni później do Wilna wkroczyli Niemcy witani przez Litwinów kwiatami.
W czasie Powstania Warszawskiego uczestniczyła w organizowaniu koncertów dla powstańców i ludności cywilnej. W koncertach uczestniczyli między innymi Mira Zimińska, Irena Kwiatkowska i Mieczysław Fogg. Jako łączniczka przyjęła pseudonim "Młynarzówna". Cały czas biegała. Nie bała się, miała niebywałą intuicję. Zawsze wiedziała, czy pójść w lewo, czy prawo. Każde miejsce, z którego wychodziła było zbombardowane, ale każdy kto szedł z nią nie został nawet draśnięty. Raz gdy przeprowadzała jedną rodzinę, poczuła nagle, że muszą zawrócić, co też uczynili. Po chwili w miejsce, gdzie szli wcześniej spadła bomba. Wszyscy się uratowali, dzięki intuicji pani Danuty.
Tutaj też w trakcie powstania wyniosła Danuta Szaflarska wspomnienie, które w niewyjaśniony sposób przeniknęło do tekstu pisarki Doroty Masłowskiej, która urodziła się trzydzieści dziewięć lat po powstaniu i powróciło do Danuty Szaflarskiej.
Wspomnienie było następujące: na ulicy Poznańskiej pewnej nocy przebywała razem z dzieckiem w kamienicy. Jej córeczka miała rok. Sąsiednia kamienica płonęła już od trzech dni. W żarze suszyła pieluchy dziecka. W nocy było zupełnie ciemno, ale ogień z płonącej kamienicy wszystko oświetlał. Zaczęła obserwować mieszkanie na drugim piętrze. Widziała dokładnie cały pokój, meble i nagle ruszył sam rower, który tam stał i zaczął jechać przez cały pokój, bez człowieka. Pomyślała wtedy - "ruch martwych ciał"...
Wspomnienie odżyło po zatrudnieniu Danuty Szaflarskiej w wieku 95 lat w Teatrze Rozmaitości u Grzegorza Jarzyny. Jak mówiła, marzyła o tym by tam pracować i zetknąć się z nowoczesnym teatrem. Tam właśnie u Jarzyny, którego uwielbiała zagrała w sztuce Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest" postać staruszki - pleno titulo. W tej sztuce nastąpiło jak określiła Dorota Masłowska stopienie w wymiarze właściwie nadprzyrodzonym, trudnym do wytłumaczenia w sposób racjonalny postaci Szaflarskiej i Staruszki, ponieważ znalazła się tam scena identyczna jakiej świadkiem w trakcie powstania była pani Danuta, a którą określiła "ruchem martwych ciał".
Dorota Masłowska w liście do Gabriela Michalika autora książki o Danucie Szaflarskiej opisała to w sposób następujący:
"Nie byłam chyba na żadnej próbie Między nami... Chyba dopiero na generalnej w Berlinie i na premierze. To wtedy poznałam panią Danutę. Pamiętam, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie, jej aura była magiczna, mitologiczna. Od niej biło jakieś totalne onieśmielające piękno, fizyczne, ale jeszcze czymś podszyte. Chciało się ją dotykać, do niej przytulać jak do jakiegoś czakramu. Pamiętam, że na premierze była dyskoteka i pani Danuta tańczyła na niej z moją ówcześnie chyba trzyletnią córką. To wyglądało wspaniale, bo bardzo nie różniły się wzrostem. Była w imponującej formie umysłowej, lubiła zapamiętywać numery telefoniczne i budzić tym przerażenie osób młodszych, ale tępszych. Kiedy zmarła i oglądałam ten film, który zrobiła Dorota Kędzierzawska (dokument "Inny świat" w którym Danuta Szaflarska wspomina swoje życie) to ryczałam chyba od piętnastej minuty. Aż mi głupio było przed rodziną, że tak ryczę, ale nie wiem co się ze mną stało. Po prostu wstrząsnęło mną piękno jej natury, jej taka niezależność, wolność, anarchiczność. No i wreszcie nadszedł ten moment, gdy ona mówi o mnie i o tym rowerze. Dreszcz, który mnie wtedy przeszedł, był metafizyczny, przez duże META, tylko muszę to dobrze wytłumaczyć. Kiedy pisałam tę sztukę, w ogóle nie znałam pani Danuty. Wszystkie wyobrażenia o wojnie, których użyłam w Między nami dobrze jest , moje >poczucie< wojny, to historie mojej babci o spadaniu po schodach do schronu, o bombardowaniach, aresztowaniach itp. A pani Danuta wielokrotnie mówiła mi, że nie wie jak i dlaczego ale ja opisałam jej wspomnienia, to, jak ona to pamięta i skąd ja niby to wiem? Jak, ja młodsza o 100 lat, mogę to wiedzieć, co ona przeżyła?.
Ale akurat jeśli chodzi o ten rower, to podczas prób panią Danutę olśniło nagle, że widziała taki rower podczas powstania - w płonącej kamienicy - płonący rower przejechał na jej oczach przez mieszkanie. To było dla mnie głęboko wstrząsające przeżycie. Bo zrozumiałam, że mój tekst wbudował się w jej wspomnienia, splątał z nimi. Doszło do jakiejś paradoksalnej i metafizycznej sytuacji, że ona wspominała powstanie moimi słowami i obrazami".
Warto przy okazji wspomnieć, że tekst sztuki Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest" i sam spektakl jeszcze w jednym miejscu blisko dotknął czegoś na kształt szyfrów transcendencji. A mianowicie Głos z radia w telewizyjnej wersji spektaklu stylizowany na prezydenta RP, a grany przez Lecha Łotockiego wygłasza z ekranu telewizora absurdalne patriotyczne przemówienie. W tle słów:
" Nie jesteśmy Polakami, ale Niemcami albo Rosjanami, a właściwie to ich zwłokami, a ci co nawet nie są zwłokami, to zaraz nimi i tak będą" wyją syreny, za chwilę zacznie się bliżej nieokreślona katastrofa. Odpowiada mu wtedy Szaflarska: "Polsko, kraino prześliczna! Pamiętam, jak umierało twe piękno..."
Niewiele ponad rok po premierze teatralnej spektaklu doszło do katastrofy smoleńskiej. Lech Łotocki stylizowany w spektaklu Masłowskiej na prezydenta RP, zagrał w filmie "Smoleńsk" Antoniego Krauzego właśnie prezydenta.
Pani Danuta Szaflarska przed każdą podróżą samolotem, prosiła księdza Jerzego Popiełuszko o anioły, aby podtrzymywały skrzydła, była też pewna, że rozkwit kariery w postaci tak wielu ról, które zaczęła otrzymywać już będąc mocno starszą osobą, również zawdzięcza księdzu Jerzemu, który cały czas jej pomagał. Była też pewna, że dzięki jej rolom ludzie się śmiali, wzruszali, ale także myśleli o braku miłości w życiu. Wspomniała kiedyś, że właśnie tę kwestię poruszył pisząc do niej list pewien szesnastoletni chłopak, po obejrzeniu jednego z jej filmów. Uważała, że to sprawka ks. Jerzego. Obawiała się, że na obrazach przedstawiających ks. Popiełuszkę jako błogosławionego zrobią z niego świątobliwą postać, a ona zapamiętała go jako roześmianego, lubiącego dowcipkować, bez cienia nienawiści do kogokolwiek młodego człowieka lubiącego jeździć na rowerze i pijącego litry kawy. Mówiła, gdy myślę o nim - "Oho, czarna kawa! I uśmiechnięty Jerzy..."
Chcę też w ten szczególny czas przed wyborami prezydenckimi podkreślić zaangażowanie pani Danuty Szaflarskiej do końca swego długiego życia w sprawy kraju, za który walczyła i którego losy leżały jej bardzo na sercu. Dlatego też przesyłam zdjęcie z ostatnich wyborów prezydenckich z 2015 roku, w których brała udział pani Danuta Szaflarska mając wtedy równo 100 lat. Była też wówczas po raz drugi w komitecie honorowym prezydenta Bronisława Komorowskiego nie bojąc się jasno precyzować swoich poglądów politycznych.
Na sam koniec chciałam przytoczyć jeszcze wspomnienie pani Danuty z pociągu kiedy trzymając półtoraroczną córkę na rękach jechali na południe, po pobycie w obozu w Pruszkowie, w którym przebywali po upadku powstania. Wtedy jedna z osób również jadąca tym pociągiem powiedziała na głos patrząc na jej dziecko
- Proszę pani, to dziecko ma oczy starego człowieka!
Jak wspominał pani Danuta - po usłyszeniu tych słów- rozpłakała się...
Autor: Beata Dąbek.
czytaj dalej
Witam, Bardzo zaniepokoił mnie pewien fakt - mój znajomy, który jest osobą bardzo praktyczną i może pochwlić się tytułem inżyniera, od wielu lat ma powtarzający się apoliktyczny sen, z niezmienną datą - 17 maja 2023 r. Twierdzi, że od lat sen przedstawia wizję apolityczną naszej cywilizacji - zaczyna się wszystko bardzo niewinnie - jakieś gospodarcze nieporozumienia wielkich mocarstw (prawdopodobnie wszystko zacznie się od kwestii połowu ryb na Arktyce), potem przerodzi się to w wojnę konwencjonalną, by zakończyć się użyciem broni nuklearnej.
Po tym wszystkim przeżyje niewiele osób i zwierząt, ale praktycznie będzie oznaczało koniec naszej cywilizacji. O tych snach po raz pierwszy dowiedziałam się ponad 10 lat temu. Niedawno te sny zaczęły powtarzać się u znajomego. Bardzo mnie to zaniepokoiło, dlatego postanowiłam do Was napisać. Znajomy nie mówi nikomu, z wyjątkiem mnie, o tych snach. Poprosiłam go tylko o zgodę, by napisać do Was. Wedle jego słów sen przestawia wizję z różnych perspektyw - raz śni mu się, że jest w Nowym Jorku, potem - w innym mieście. Wyczuwa emocje różnych osób. O dacie zazwyczaj dowiaduje się z nagłówków gazet. Sama nie wiem, co sądzić o tych snach....Mam nadzieję, że te sny nie ziszczą się w rzeczywistości....
Serdecznie pozdrawiam,
[dane do wiad. FN]
Z POCZTY DO FN: [...] Kilka tygodni temu po medytacji doswiadczylem pewnego rodzaju wyjscia z ciala.Stanalem w pokoju i nad czyms sie zamyslilem. Nagle poczulem swoje cialo duchowe wewnatrz siebie.
Po chwili to cialo duchowe wysunelo sie z ciala fizycznego i stanelo obok mnie. Sylwetka szczuplejsza,bardzo smukla w kolorze blekitnym i troche bialego.Ksztalt ,jakby sie mialo 18 lat. Bedac w ciele fizycznym patrzylem na cialo duchowe.Patrzac na siebie z pozycji ciala duchowego czulem sie soba i patrzylem na swoje cialo fizyczne. Zrozumialem ze jestem jednym z tym ktory stal obok mnie. Nigdy nie slyszalem o podobnej sytuacji. Zwykle jest to jednostronny kontakt. Szukalem na internacie i pytalem znajomych ale nie znalazlem odpowiedzi.Pozdawiam Was serdecznie raz jeszczei dziekuje Wam ze jestescie. [...]
Wejście na pokład
Wiadomość z okrętu Nautilus
UFO24
więcej na: emilcin.com
Dziennik Pokładowy
FILM FN
EMILCIN - materiał archiwalny
Archiwalne audycje FN
rozwiń playlistę zwiń playlistę
Poleć znajomemu
Najnowsze w serwisie
Informacja dotycząca cookies: Ta strona wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu logowania i utrzymywania sesji Użytkownika. Jeśli już zapoznałeś się z tą informacją, kliknij tutaj, aby ją zamknąć.